Felieton • gazeta internetowa „Super-Nowa” (www.super-nowa.pl) • 27 października 2011
W ostatnią sobotę i niedzielę uczestniczyłem w PAFERE Liberty Weekend, to znaczy - w konferencji zorganizowanej przez Polsko-Amerykańską Fundację Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego w Czeszowie koło Wrocławia, w hotelu Niezły Młyn. PAFERE zajmuje się propagowaniem ekonomii rynkowej, co w warunkach polskich, gdzie z łaski rządzących naszym nieszczęśliwym krajem bezpieczniackich watah, zasłaniających się watahami naszych Umiłowanych Przywódców, socjalismus z roku na rok rozszerza się i umacnia, coraz bardziej przypomina głos wołającego na puszczy. Ale mówi się: trudno. Nigdzie nie jest napisane, że rzeczy słuszne i pożyteczne znajdują zrozumienie i aprobatę. Przeciwnie - zrozumienie i aprobatę znajdują raczej zapewnienia, że Unia Europejska sypnie złotem i znowu będzie tak samo, jak za Gierka - oczywiście zanim pojawiły się kartki na cukier, a potem już na wszystko.
Nawiasem mówiąc, ta bajka właśnie się kończy, więc nasi Umiłowani Szczurołapowie będą musieli na swoich czarodziejskich fletach zagrać z jakiegoś innego klucza, bo inaczej trzódka się rozpierzchnie zanim, zgodnie z rozkazem, zdążą doprowadzić ją do szlachtuza, gdzie fachowi rzeźnicy będą mogli przerobić ją na tak zwany nawóz historii. Tedy próbowaliśmy wołać na puszczy, a wtórował nam przybyły z Ameryki prof. Victor Claar, propagujący Fair Trade czyli. „świadomą konsumpcję” to znaczy - kupowanie towarów (np. kawy) produkowanych przez biednych rolników, by w ten sposób pomóc im w zmaganiach z korporacjami. Warto ideę świadomej konsumpcji upowszechnić i u nas, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, to znaczy - również w postaci zorganizowanego i masowego bojkotu towarów produkowanych lub sprzedawanych przez firmy finansujące przedsięwzięcia antypolskie, albo godzące w fundamenty łacińskiej cywilizacji. Zamiast narzekać na aroganckich plutokratów, czy grandziarzy - lepiej poznać siłę własnych pieniędzy - bo to właśnie z tych drobnych kropel tworzą się strumyczki, a potem rzeki złota, którym następnie futrowane są różne łobuzy - lepiej zacząć samemu kierować te kropelki, strumyczki i rzeki złota w pożądanym kierunku. Jeśli łajdackiej firmie na skutek takiego bojkotu sprzedaż w ciągu trzech miesięcy spadłaby, dajmy na to, o 15, czy więcej procent, to zaraz by się naprostowała z pożytkiem dla niej samej i dla ludzkości. Czyńcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną - radził w jednej z przypowieści ewangelicznych Pan Jezus - no i o to właśnie w idei Fair Trade chodzi.
Jeśli chodzi o mnie, to w swoim wystąpieniu pierwszego dnia nawiązałem do znanego spostrzeżenia Murraya Rothbarda, że państwo jest najgroźniejszą organizacją przestępczą. Kto nie wierzy, niech przejrzy kodeks karny, a wtedy przekona się, że państwo dopuszcza się bardzo wielu czynów, opisanych w tym kodeksie jako przestępstwa. Przede wszystkim - dopuszcza się kradzieży, którą wspomniany kodeks definiuje, jako zabór cudzego mienia ruchomego w celu przywłaszczenia. Jak wiadomo, pieniądze stanowią mienie ruchome obywateli, a państwo, pobierając podatki, odbiera im je w celu przywłaszczenia - bo kiedy już je odbierze, to stają się one własnością państwową. Nawiasem mówiąc - nie tylko podatki.
W swoim czasie minister Wiesław Kaczmarek postawił publicznie kwestię, czyją właściwie własnością są pieniądze odebrane przez państwo obywatelom i przekazane otwartym funduszom emerytalnym. Wbrew pierwotnym zapewnieniom charyzmatycznego premiera Buzka, który - mówiąc entre nous - mimo wystrugania zeń przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, nadal pozostaje pod dyskretnym, chociaż zdalnym nadzorem ciągle tej samej pani - okazało się, że stanowią one własność publiczną, to znaczy - że państwo w tak zwanym międzyczasie je sobie przywłaszczyło - co Sąd Najwyższy posłusznie przyklepał. Jeszcze trochę kryzysu i emeryci prędzej zobaczą własne plecy, niż te pieniądze, których pewnie dawno już nie ma, a jeśli są - to tylko w tak zwanej kreatywnej księgowości, z której słynie un certain magicien, zatrudniony przez razwiedkę w gabinecie premiera Tuska w charakterze ministra finansów.
Tedy państwo, zabierając obywatelom pieniądze w formie tak zwanych „podatków”, dopuszcza się albo kradzieży zwyczajnej, albo kradzieży zuchwałej. Kradzież zwyczajna charakteryzuje się tym, że złodziej nie informuje okradzionego, że właśnie go okrada. W przypadku podatków formą takiej kradzieży są podatki pośrednie, to znaczy - VAT, akcyza i cła - dla niepoznaki ukryte w cenach towarów. Ale obok kradzieży zwyczajnej, państwo dopuszcza się też kradzieży zuchwałej, która polega na tym, że złodziej dokonuje jej ostentacyjnie, okazując okradanemu swoją pogardę i lekceważenie, poprzez uprzednie doprowadzenie go do stanu bezbronności przy pomocy gróźb użycia przemocy, albo poprzez użycie przemocy. Taką formą kradzieży są podatki bezpośrednie, kiedy to okradziony nie dość, że ma świadomość, iż właśnie pada ofiarą kradzieży, to jeszcze zostaje zmuszony do współdziałania ze złodziejem, to znaczy - musi sam się okraść. Jakże inaczej określić sytuację, gdy płatnik podatku dochodowego od osób fizycznych, czy prawnych, musi sam ujawnić złodziejowi wszystkie swoje dochody, wyspowiadać się z kosztów ich uzyskania i wreszcie - zanieść w zębach pieniądze do Urzędu Skarbowego? Większe upokorzenie można sobie wyobrazić tylko wtedy, gdyby złodziej próbował podatnika jeszcze na dodatek przecwelować. Ale wszystko przed nami; skoro posłu Palikotu udało się w swojej trzódce przepchać do Sejmu Wielce Czcigodnego pana posła Roberta Biedronia, to znaczy, że państwo nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
Ale to oczywiście jeszcze nie koniec łotrostw, jakich dopuszcza się wobec nas wspomniana przez Rothbarda organizacja przestępcza. Szczególnym rodzajem kradzieży podstępnej jest dług publiczny, który dochodzi właśnie do wysokości 900 miliardów złotych, powiększając już z szybkością już co najmniej 8 tys. złotych na sekundę, zaś koszty jego obsługi w roku 2011 wzrosły do sumy ponad 39 miliardów złotych. W tym przypadku przedmiotem kradzieży jest nie tyle mienie ruchome obywateli, co sami właściciele tego mienia, to znaczy - sami obywatele. Dług publiczny polega bowiem na tym, że rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy, pożycza je u lichwiarskiej międzynarodówki pod zastaw przyszłych podatków, a więc siłą rzeczy - przyszłych dochodów obywateli. Zatem dług publiczny tak naprawdę polega na tym, że rząd podstępnie sprzedaje swoich obywateli lichwiarskiej międzynarodówce w coraz głębszą niewolę - bo zastawiając ich przyszłe dochody, zmusza ich do oddawania lichwiarzom coraz to większej części bogactwa, jakie swoją pracą w przyszłości wytworzą. To zaś stanowi istotę niewolnictwa. Obywatele, ma się rozumieć, nie wiedzą, że są sprzedawani lichwiarzom w niewolę - zarówno oni, jak też ich dzieci i wnuki. Przeciwnie - ogłupieni demokratyczną retoryką przez rozmaitych panów redaktorów Adamów Michników, sądzą, że są suwerenami, którzy wedle swego uznania wybierają sobie Umiłowanych Przywódców. Tymczasem Umiłowani Przywódcy nie są żadnymi reprezentantami nieszczęsnych obywateli, tylko ich nadzorcami, pilnującymi, by niewolnicy wywiązali się terminowo ze swoich zobowiązań wobec panów lichwiarzy.
To było w dniu pierwszym, a w drugim dniu, kiedy do Czeszowa przybył pan prof. Andrzej Zybertowicz, dyskutowaliśmy na temat roli, jaką w naszym nieszczęśliwym kraju odgrywają bezpieczniackie watahy. Dokonana przez pana prof. Zybertowicza ocena roli i znaczenia bezpieczniackich watah w życiu politycznym i gospodarczym naszego nieszczęśliwego kraju była znacznie łagodniejsza od mojej - ale bo też pan profesor uważa, iż system nie został jeszcze całkowicie domkniety, podczas gdy ja uważam, że już został, w związku z czym, sprzedani przez bezpieczniackie watahy za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców do szlachtuza z przeznaczeniem na nawóz historii, możemy co najwyżej groźnie kiwać palcem w bucie.
Nawiasem mówiąc, ta bajka właśnie się kończy, więc nasi Umiłowani Szczurołapowie będą musieli na swoich czarodziejskich fletach zagrać z jakiegoś innego klucza, bo inaczej trzódka się rozpierzchnie zanim, zgodnie z rozkazem, zdążą doprowadzić ją do szlachtuza, gdzie fachowi rzeźnicy będą mogli przerobić ją na tak zwany nawóz historii. Tedy próbowaliśmy wołać na puszczy, a wtórował nam przybyły z Ameryki prof. Victor Claar, propagujący Fair Trade czyli. „świadomą konsumpcję” to znaczy - kupowanie towarów (np. kawy) produkowanych przez biednych rolników, by w ten sposób pomóc im w zmaganiach z korporacjami. Warto ideę świadomej konsumpcji upowszechnić i u nas, zarówno w jedną, jak i w drugą stronę, to znaczy - również w postaci zorganizowanego i masowego bojkotu towarów produkowanych lub sprzedawanych przez firmy finansujące przedsięwzięcia antypolskie, albo godzące w fundamenty łacińskiej cywilizacji. Zamiast narzekać na aroganckich plutokratów, czy grandziarzy - lepiej poznać siłę własnych pieniędzy - bo to właśnie z tych drobnych kropel tworzą się strumyczki, a potem rzeki złota, którym następnie futrowane są różne łobuzy - lepiej zacząć samemu kierować te kropelki, strumyczki i rzeki złota w pożądanym kierunku. Jeśli łajdackiej firmie na skutek takiego bojkotu sprzedaż w ciągu trzech miesięcy spadłaby, dajmy na to, o 15, czy więcej procent, to zaraz by się naprostowała z pożytkiem dla niej samej i dla ludzkości. Czyńcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną - radził w jednej z przypowieści ewangelicznych Pan Jezus - no i o to właśnie w idei Fair Trade chodzi.
Jeśli chodzi o mnie, to w swoim wystąpieniu pierwszego dnia nawiązałem do znanego spostrzeżenia Murraya Rothbarda, że państwo jest najgroźniejszą organizacją przestępczą. Kto nie wierzy, niech przejrzy kodeks karny, a wtedy przekona się, że państwo dopuszcza się bardzo wielu czynów, opisanych w tym kodeksie jako przestępstwa. Przede wszystkim - dopuszcza się kradzieży, którą wspomniany kodeks definiuje, jako zabór cudzego mienia ruchomego w celu przywłaszczenia. Jak wiadomo, pieniądze stanowią mienie ruchome obywateli, a państwo, pobierając podatki, odbiera im je w celu przywłaszczenia - bo kiedy już je odbierze, to stają się one własnością państwową. Nawiasem mówiąc - nie tylko podatki.
W swoim czasie minister Wiesław Kaczmarek postawił publicznie kwestię, czyją właściwie własnością są pieniądze odebrane przez państwo obywatelom i przekazane otwartym funduszom emerytalnym. Wbrew pierwotnym zapewnieniom charyzmatycznego premiera Buzka, który - mówiąc entre nous - mimo wystrugania zeń przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, nadal pozostaje pod dyskretnym, chociaż zdalnym nadzorem ciągle tej samej pani - okazało się, że stanowią one własność publiczną, to znaczy - że państwo w tak zwanym międzyczasie je sobie przywłaszczyło - co Sąd Najwyższy posłusznie przyklepał. Jeszcze trochę kryzysu i emeryci prędzej zobaczą własne plecy, niż te pieniądze, których pewnie dawno już nie ma, a jeśli są - to tylko w tak zwanej kreatywnej księgowości, z której słynie un certain magicien, zatrudniony przez razwiedkę w gabinecie premiera Tuska w charakterze ministra finansów.
Tedy państwo, zabierając obywatelom pieniądze w formie tak zwanych „podatków”, dopuszcza się albo kradzieży zwyczajnej, albo kradzieży zuchwałej. Kradzież zwyczajna charakteryzuje się tym, że złodziej nie informuje okradzionego, że właśnie go okrada. W przypadku podatków formą takiej kradzieży są podatki pośrednie, to znaczy - VAT, akcyza i cła - dla niepoznaki ukryte w cenach towarów. Ale obok kradzieży zwyczajnej, państwo dopuszcza się też kradzieży zuchwałej, która polega na tym, że złodziej dokonuje jej ostentacyjnie, okazując okradanemu swoją pogardę i lekceważenie, poprzez uprzednie doprowadzenie go do stanu bezbronności przy pomocy gróźb użycia przemocy, albo poprzez użycie przemocy. Taką formą kradzieży są podatki bezpośrednie, kiedy to okradziony nie dość, że ma świadomość, iż właśnie pada ofiarą kradzieży, to jeszcze zostaje zmuszony do współdziałania ze złodziejem, to znaczy - musi sam się okraść. Jakże inaczej określić sytuację, gdy płatnik podatku dochodowego od osób fizycznych, czy prawnych, musi sam ujawnić złodziejowi wszystkie swoje dochody, wyspowiadać się z kosztów ich uzyskania i wreszcie - zanieść w zębach pieniądze do Urzędu Skarbowego? Większe upokorzenie można sobie wyobrazić tylko wtedy, gdyby złodziej próbował podatnika jeszcze na dodatek przecwelować. Ale wszystko przed nami; skoro posłu Palikotu udało się w swojej trzódce przepchać do Sejmu Wielce Czcigodnego pana posła Roberta Biedronia, to znaczy, że państwo nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa.
Ale to oczywiście jeszcze nie koniec łotrostw, jakich dopuszcza się wobec nas wspomniana przez Rothbarda organizacja przestępcza. Szczególnym rodzajem kradzieży podstępnej jest dług publiczny, który dochodzi właśnie do wysokości 900 miliardów złotych, powiększając już z szybkością już co najmniej 8 tys. złotych na sekundę, zaś koszty jego obsługi w roku 2011 wzrosły do sumy ponad 39 miliardów złotych. W tym przypadku przedmiotem kradzieży jest nie tyle mienie ruchome obywateli, co sami właściciele tego mienia, to znaczy - sami obywatele. Dług publiczny polega bowiem na tym, że rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy, pożycza je u lichwiarskiej międzynarodówki pod zastaw przyszłych podatków, a więc siłą rzeczy - przyszłych dochodów obywateli. Zatem dług publiczny tak naprawdę polega na tym, że rząd podstępnie sprzedaje swoich obywateli lichwiarskiej międzynarodówce w coraz głębszą niewolę - bo zastawiając ich przyszłe dochody, zmusza ich do oddawania lichwiarzom coraz to większej części bogactwa, jakie swoją pracą w przyszłości wytworzą. To zaś stanowi istotę niewolnictwa. Obywatele, ma się rozumieć, nie wiedzą, że są sprzedawani lichwiarzom w niewolę - zarówno oni, jak też ich dzieci i wnuki. Przeciwnie - ogłupieni demokratyczną retoryką przez rozmaitych panów redaktorów Adamów Michników, sądzą, że są suwerenami, którzy wedle swego uznania wybierają sobie Umiłowanych Przywódców. Tymczasem Umiłowani Przywódcy nie są żadnymi reprezentantami nieszczęsnych obywateli, tylko ich nadzorcami, pilnującymi, by niewolnicy wywiązali się terminowo ze swoich zobowiązań wobec panów lichwiarzy.
To było w dniu pierwszym, a w drugim dniu, kiedy do Czeszowa przybył pan prof. Andrzej Zybertowicz, dyskutowaliśmy na temat roli, jaką w naszym nieszczęśliwym kraju odgrywają bezpieczniackie watahy. Dokonana przez pana prof. Zybertowicza ocena roli i znaczenia bezpieczniackich watah w życiu politycznym i gospodarczym naszego nieszczęśliwego kraju była znacznie łagodniejsza od mojej - ale bo też pan profesor uważa, iż system nie został jeszcze całkowicie domkniety, podczas gdy ja uważam, że już został, w związku z czym, sprzedani przez bezpieczniackie watahy za pośrednictwem Umiłowanych Przywódców do szlachtuza z przeznaczeniem na nawóz historii, możemy co najwyżej groźnie kiwać palcem w bucie.
-Stanisław Michalkiewicz
Źródło: www.michalkiewicz.pl
Nic dodać nic ująć...
OdpowiedzUsuńMaya