wtorek, 31 lipca 2012

# Przykład cenzury na pejsbuku.

Kilka dni temu zacząłem otrzymywać od znajomych e-maile z pytaniem dlaczego zabanowałem ich na facebooku i nie mogą się ze mną skontaktować? Zaintrygowany tymi e-mailami otworzyłem fb i... nic. Nie mogę się zalogować. Szybko okazało się, że moje konto znikło z sieci.
Jaki jest powód tego zniknięcia nie wiem, gdyż nie zostałem o niczym powiadomiony. Być może, że wiąże się to ze stroną Ruchu Odparcia Palikota. Prowadzący ją kolega dostał bana ostrzegawczego na 24 godziny. Ja byłem wpisany na tej stronie także jako administrator, jakkolwiek strony nie prowadziłem i - prawdę mówiąc - odwiedzałem ją raz na kilka miesięcy. Dlaczego więc otrzymałem "bana" na amen? Za całokształt moich poglądów? A może przez jakąś pomyłkę? Nie bardzo wiem, a administratorzy fb odpowiadają na moje e-maile, że nie mają czasu się problemem zająć.
Facebook jest prywatną firmą i oczywiście ma prawo nie życzyć sobie obecności Adama Wielomskiego. Tym się różni firma prywatna od państwowej, że ma prawo dyskryminować tych klientów, którzy się jej nie podobają. Nie mam więc prawa mieć pretensji o założenie blokady na moje konto. Niech mi nikt jednak nie opowiada więcej bajek, że jest to wolne medium, które nie cenzuruje swoich użytkowników. Uważam, że grzeczność wymaga, aby wysłać mi e-maila i zawiadomić, że z tego to czy tamtego powodu nie życzą sobie mojej obecności i moich wpisów.
Założyłem właśnie nowe konto na fb. Zapraszam moich znajomych do odnowienia znajomości. Ciekawe czy i kiedy skasują to nowe konto?
Adam Wielomski
źródło:  konserwatyzm.pl

# Polin dla żydów jest jak stany dla Polaków z PRL.


Polska dla obcokrajowców jest jak Ameryka dla Polaków w czasach PRL - mówi Andrzej Halicki (PO) z Komisji Spraw Zagranicznych. Predyspozycje do tego miała już dawno temu, bo nie bez przyczyny w języku hebrajskim i jidysz Polska jest nazywana "Polin", co znaczy "odpocznij tutaj". I okazuje się, że tak jak w średniowieczu, tak i teraz, właśnie dla Żydów Polska jest swoistą krainą szczęśliwości. Tylko czy nam się to podoba? Raczej nie.

Za powrotem trzech milionów Żydów do Polski postuluje Ruch Odrodzenia Żydowskiego w Polsce. Pierwszy kongres organizacji odbył się w maju w Berlinie i raczej miał charakter eksperymentu demokratycznego. Jednak okazuje się, że dążenia ruchu mogą wykraczać poza ramy tego happeningu. Czy Polacy by sobie tego życzyli? 

Wyniki sondy Wirtualnej Polski nie pozostawiają złudzeń. Z niemal dwóch tysięcy badanych osób, trzy czwarte nie chce, by w takiej liczbie Żydzi zamieszkali nasz kraj (przeczytaj: Pierwszy kongres Ruchu Odrodzenia Żydowskiego w Polsce). Politycy są mniej kategoryczni, ale również nie pałają wielkim entuzjazmem. Joachim Brudziński (PiS) z Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych dyplomatycznie zauważa, że ze względu na nasze przyjazne stosunki z Izraelem, nie byłoby to wskazane. Mariusz Witczak (PO) enigmatycznie stwierdza, że „nie ma takiej potrzeby”, natomiast wyjątek stanowi Robert Biedroń (RP), który powitałby Żydów z otwartymi ramionami.

Oczywiście rozważanie takiego przypadku wydaje się fikcją, zwłaszcza, że na wstępie pozostałe postulaty Ruchu, jak choćby ustanowienie języka hebrajskiego drugim językiem urzędowym w Polsce, można uznać za absurdalne. Jednak sama chęć przyjazdu trzech milionów Żydów wydaje się być na tyle interesująca, że nie sposób nie poddać się tej intelektualnej prowokacji.

"Tak, przyjeżdżajcie!"

- Świetnie, witamy w Polsce! Ja mam nadzieję, że trzy miliony Żydów zasilą Polskę, bo wtedy będziemy mieli dodatkowe ręce do pracy, dodatkowy zysk wypracowany dla naszej gospodarki - cieszy się Robert Biedroń z Komisji Spraw Zagranicznych. Poseł podkreśla, że każde nowoczesne państwo w Europie, jeśli chce utrzymać swoją gospodarkę za 20 lat, to dzisiaj inwestuje w imigrantów.

- Ale my nie potrafimy tego zrobić, ponieważ kieruje nami ksenofobia i nietolerancja – żali się Biedroń i wskazuje, że "perspektywa przyjazdu do Polski muzułmanów czy wyznawców judaizmu budzi strach i demony, które są silniejsze niż zdrowy rozsądek”. - Dlaczego prawie 100% mniejszości kobiet romskich to kobiety bezrobotne, dlaczego marnujemy tak olbrzymi kapitał społeczny, jak to się dzieje? Należałoby odebrać ministrowi Rostowskiemu dyplom profesora! On się nie zna na gospodarce! - dodaje Biedroń.

 - Poseł nie odkrył Ameryki, że sprowadzanie imigrantów to jeden ze sposobów rozwiązywania problemów – odcina się Mariusz Witczak (PO). - Ale te złośliwości pod adresem ministra nie nadają się do komentowania – dodaje. Polityk przekonuje, że brak specjalnych programów dla imigrantów nie wynika z chęci czy niechęci, czy też braku umiejętności. - Po prostu dzisiaj nie mamy takiej potrzeby, zwłaszcza, że spoczywa na nas ważniejsze zadanie związane z diasporą – mówi poseł.

„Nie mamy potrzeby” czy to słaba kondycja polskiej polityki imigracyjnej?

Wśród fachowców-badaczy panuje zgoda, że Polska nie prowadzi spójnej polityki imigracyjnej. Dr Katarzyna Szymańska-Zybertowicz z Instytutu Socjologii UMK w Toruniu, wskazuje, że ma to zapewne związek z tym, że ciągle jesteśmy przede wszystkim krajem emigracji, a nie - imigracji. - Nie ma żadnego podmiotu, który koordynowałby trendy migracyjne i zjawiska związane z napływaniem obcokrajowców – mówi. Dodaje, że regulacje prawne i działania podejmowane przez państwo w stosunku do cudzoziemców mają zazwyczaj charakter reaktywny. - Nie jest wypracowana żadna poważna wizja ewentualnej naprawdę masowej obecności obcokrajowców w naszym społeczeństwie – podkreśla Szymańska-Zybertowicz.

Pytanie czy taka wizja jest potrzebna? Andrzej Halicki w to wątpi. - Nie wiem, czy specjalny program do zachęcania do przyjazdu obcokrajowców do Polski powinien powstawać - mówi poseł. Po części ma to związek z obciążeniem finansowym przy tworzeniu warunków do powrotu tych osób, które czują polskie korzenie. - I to tym problemem musimy się zająć przede wszystkim – podkreśla Halicki. Nie oznacza to jednak, że proces osiedlania się obcokrajowców w naszym kraju jest hamowany, jednak przebiega w sposób naturalny, bez większej stymulacji ze strony państwa.

- Ja się cieszę, że coraz częściej obywatele egzotycznych krajów wybierają Polskę jako swoje wymarzone miejsce do życia, tak jak kiedyś Polacy Amerykę - mówi z uśmiechem Halicki. Poseł ma jednak świadomość, że dzieje się tak, bo tu studiowali, tu założyli rodziny, więc poniekąd, chyba Polska sama z siebie staje się takim wyśnionym miejscem na ziemi, bo czy my robimy coś w kierunku, żeby tak właśnie było? - Robimy dużo, bo transformacja zmieniała nasz kraj, ale również przepisy zmieniły się, ułatwiając formalizację pobytu osób przebywających tutaj nielegalnie - zauważa Halicki.

Polska na chwilę

Czy to wystarczy? Czy w kontekście ruchów imigracyjnych, rzeczywiście możemy mówić o Polsce jako kraju szczęśliwości? Socjolog Zybertowicz nie jest taką optymistką. - Jak dotąd Polska nie jest atrakcyjna dla cudzoziemców jako kraj docelowy. Jesteśmy krajem tzw. migracji tranzytowych i wahadłowych. Cudzoziemcy przybywają do Polski na czas pracy, a potem wracają do swojego kraju – mówi.

Pozytywy w tej surowej ocenie sytuacji widzi Joachim Brudziński. - I na szczęście nie jesteśmy krajem atrakcyjnym dla tych, którzy chcieliby trafić do Unii Europejskiej – mówi. Na szczęście? - Bo wiemy już dzisiaj, że zabobon multikulturowości został obnażony, powiedziała już o tym Angela Merkel – przypomina poseł. Więc kalkulacja i tak wychodzi na plus jednorodnego społeczeństwa polskiego?

- Chciałbym na takiej stopie życiowej, w takim różnorodnym, otwartym, tolerancyjnym państwie żyć jak Francja, Niemcy czy Belgia za cenę takich konfliktów, jakie oni tam mają. Jestem w stanie zapłacić taką cenę, żeby mieć takie społeczeństwo – mówi Robert Biedroń. - Dzisiaj żyję w zapyziałym konserwatywnym zakompleksionym państwie, a ja wolałbym je odświeżyć, wpuścić trochę zdrowego powietrza - dodaje.

Oczywiście, zderzenia się kultur rodzi ryzyko, ale czy gospodarczo rozwojowe korzyści, jakie z tego jednocześnie płyną, nie są warte by tak jak mówi Biedroń, to ryzyko podjąć? Według Joachima Brudzińskiego to się nie opłaca. - Dużo bardziej atrakcyjne z punktu widzenia stabilności społecznej i kulturowej, jest dążenie by liczebność społeczeństwa zwiększała się przez odpowiednią politykę prokreacyjną i prorodzinną – mówi Brudziński. Poseł wskazuje również, że lepiej otworzyć szeroko drzwi dla ludzi z tego samego kręgu cywilizacyjnego, kulturowego i religijnego, niż dokonywać próby asymilacji ludzi z innych kręgów kulturowych.

 - Oczywiście nie obawiam się czy to muzułmanów, czy Żydów, ale obawiałbym się niekontrolowanego napływu tychże imigrantów – zaznacza poseł. W takim razie, Brudziński „nie obawiałby się”, gdyby taką chęć przyjazdu do Polski zadeklarowało np. trzy mln Niemców? - No to już jest zupełne political fiction, bo oczywiście życzyłbym sobie, żebyśmy byli tak atrakcyjni dla Niemców, ale dzisiaj przy dysproporcjach stanu naszych gospodarek obydwu krajów, wydaje się to być bardzo mało prawdopodobne – mówi.

Summa summarum zapewne w takiej liczbie nie przyjadą do Polski ani Żydzi, ani nikt inny, więc pozostaniemy tak samo homogenicznym społeczeństwem, jak jesteśmy obecnie. To dobrze? Według Brudzińskiego jak najbardziej. W różnorodnych społeczeństwach problemem są ruchy nacjonalistyczne, które w skrajnych odmianach mogą być wymierzone w inne narodowości, co w przeszłości było bardzo odczuwalne właśnie dla narodowości żydowskiej. - Więc istnieje olbrzymie niebezpieczeństwo powrotu do tych patologii - przestrzega Brudziński, który uważa, że z kolei nacjonalizm patriotyczny, jaki reprezentował Roman Dmowski, który był zwolennikiem państwa narodowego, jest „niewątpliwie pozytywny”. Więc to, że jesteśmy takim jednolitym narodowo państwem, jest wielkim plusem - dodaje.

Rzeczywiście jesteśmy tacy jednolici?

Biorąc pod uwagę statystyki można to potwierdzić z pełnym przekonaniem, 97% z nas przyznaje się do narodowości polskiej, ale jak zauważa Andrzej Halicki, gdybyśmy spojrzeli w przeszłość, to nie byłoby to już takie oczywiste.

- Polska zawsze była narodem wielokulturowym, tylko my tego nie docenialiśmy i nie doceniamy tego również obecnie – zwraca uwagę Halicki. Czyli szukać różnorodności wewnątrz? - Tak, powinniśmy ją eksponować i pielęgnować. Mam na myśli Kaszubów, Ślązaków, czy też społeczność kurpiowską – mówi.

Ponadto, jak dodaje Halicki, nikt z nas nie może wykluczyć, że ma domieszkę krwi niemieckiej, węgierskiej, czeskiej, czy też rosyjskiej. - Żyliśmy razem przez wiele wieków, więc mówienie o czystej polskości w narodowo nacjonalistyczny sposób jest po prostu głupotą i ograniczeniem wiedzy o sobie samym – mówi polityk. - I nieraz ci czyści narodowo Polacy mogą czasem się zawstydzić, czego nie zauważali we własnych korzeniach - dodaje.

Na razie wydaje się, że nie tylko polska gospodarka nie jest przygotowana na przyjazd kilku milionów obcokrajowców, ale i my sami. Dobrze jednak, że w ogóle mamy okazję rozważać taki dylemat, bo czy nie należy się cieszyć z tego, że dla kogoś Polska jest wyśnionym marzeniem, a my je mamy na co dzień?

Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska

# Poprawność polityczna to wymysł niższych warstw społeczeństwa.


# Wyrazy poparcia dla Rona Paula od KNP -wideo




poniedziałek, 30 lipca 2012

# Polsat też zaatakował JKMa ,ale dodał Wiplera.

Na dzień dzisiejszy gotów jestem założyć się o pieniądze ,iż czekają nas przyspieszone wybory. Kwestia tylko w którym momencie 2013 roku zacznie się recesja. Trzeba przejrzeć prognozy Prof. Rybińskiego.
A i jeszcze tak by wykazać typowe dla łżemediów pranie mózgu ludziom:
Na Grodzkiego głosowało 19 tys. osób, na Przemysława Wiplera 4 tys., a na Janusza Korwin-Mikkego prawie pół miliona (416 tys.).

# Apelują do premiera by zrezygnował z nepotyzmu.

Młodzieżówka PiS apeluje do premiera Donalda Tuska, by jego syn zrezygnował z posady w Porcie Lotniczym Gdańsk. Według przewodniczącego młodych PiS Marcina Mastalerka w przeciwnym razie nie można "poważnie traktować" słów premiera o walce z nepotyzmem.

"Michał Tusk, syn premiera Donalda Tuska, dostał posadę w Porcie Lotniczym w Gdańsku bez żadnego konkursu. Jak można walczyć, panie premierze, z nepotyzmem, jeśli we własnej pana rodzinie pański syn zajmuje stanowisko bez konkursu" - mówił Mastalerek w sobotę, podczas briefingu zwołanego przed kancelarią premiera.
Zaapelował do szefa rządu i jego syna, by ów zrezygnował z dotychczasowego stanowiska. "Premier wymaga, i słusznie, od syna ministra Kalemby (Stanisława, wskazanego na nowego szefa resortu rolnictwa - PAP), by ten zrezygnował z pracy, więc konsekwencją tego jest to, by jego syn również zrezygnował ze swojej pracy" - dodał.
Zaznaczył, że właścicielami portu jest samorząd województwa - gdzie rządzi PO - oraz Państwowe Przedsiębiorstwo Porty Lotnicze i gminy Gdańsk, Sopot, Gdynia. "PO kontroluje port lotniczy, a tam zatrudniony jest syn premiera Donalda Tuska" - podkreślił Mastalerek.
O całej sprawie media pisały w kwietniu br. "Super Express" poinformował, że syn premiera dostał posadę bez konkursu i zarabia ok. 4 tys. zł.
Rzecznik potwierdza: Tusk został zatrudniony bez konkursu
Michał Dargacz z działu analiz ekonomicznych i marketingu gdańskiego lotniska, pełniący funkcję rzecznika prasowego tego portu, potwierdził w rozmowie z PAP, że syn premiera został przyjęty do pracy bez konkursu. "Nie jesteśmy spółką skarbu państwa, a spółką prawa handlowego i jako taka po prostu nie ogłaszamy konkursów na konkretne stanowiska: dobieramy pracowników według własnych preferencji" - powiedział Dragacz dodając, że także on sam został zatrudniony w porcie bez konkursu.
Dargacz wyjaśnił, że syn premiera pracuje od maja jako specjalista w dziale analiz ekonomicznych i marketingu, a o przyjęcie go na to stanowisko zabiegał od dawna sam Port Lotniczy. "Jako dziennikarz (Michał Tusk pracował wcześniej w trójmiejskim dodatku do Gazety Wyborczej - PAP) był nam dobrze znany, bo zajmował się sprawami dotyczącymi transportu - zarówno kolejowego, jak i lotniczego" - powiedział Dargacz.
Dodał, że nawet gdyby syn premiera stanął do konkursu, z pewnością by go wygrał. "Ma w małym palcu wiedzę o tej branży, bo to jest jego pasja" - powiedział Dargacz dodając, że Michał Tusk jest o tyle cennym nabytkiem dla portu, że zna zagadnienia związane z gdańskim lotniskiem zarówno od strony jego władz, jak i przewoźników. "Wiele razy jako dziennikarz mówił nam: dlaczego nie zrobicie tego tak a tak, więc w końcu powiedzieliśmy: masz tysiąc i jeden dobrych pomysłów, wprowadź je w życie, spróbuj" - powiedział Dargacz.
Premier zapowiedział walkę z nepotyzmem
W piątek, podczas konferencji dotyczącej nowego ministra rolnictwa, premier zapowiedział, że we wrześniu przedstawi rozwiązania legislacyjne i organizacyjne, które mają ukrócić zjawiska szeroko pojętego nepotyzmu. Wyraził nadzieję, że do końca roku powstanie i zostanie przyjęty projekt, który uporządkuje sytuację w spółkach Skarbu Państwa i ich spółkach córkach, także jeśli chodzi o reguły wynagradzania.
Dymisja dotychczasowego ministra rolnictwa Marka Sawickiego i zapowiedź premiera ma związek z tzw. taśmami PSL, czyli ujawnionymi przez media nagraniami, na których szef kółek rolniczych Władysław Serafin rozmawiał z b. prezesem Agencji Rynku Rolnego Władysławem Łukasikiem o możliwych nieprawidłowości w instytucjach związanych z resortem rolnictwa (w tym także kwestii zatrudniania w spółkach członków rodzin osób powiązanych z PSL - PAP).
Gdy pojawiły się informacje o tym, że nowym ministrem rolnictwa ma zostać Kalemba, media podały, że jego syn jest kierownikiem jednej z sekcji poznańskiego oddziału Agencji Rynku Rolnego. Premier również w piątek poinformował, że uzyskał zapewnienie od prezesa PSL Waldemara Pawlaka, że syn przyszłego ministra rolnictwa będzie gotowy zrezygnować z pracy w tej agencji.
Sam Kalemba wyjaśniał, że jego syn pracuje w Agencji Rynku Rolnego od ponad 10 lat i ma odpowiednie kwalifikacje do pełnienia swojej funkcji.

źródło:  gazetaprawna.pl

Zobacz też: 

Nowa praca syna tusku.

 syn tusku wygrał konkurs w którym nie brał udziału i pojechał do Chin na nasz koszt.

# Ile kosztują nas wojaże "zwiejskich" politykierów.

  1,44 mln złotych kosztowały wyjazdy zagraniczne posłów w ciągu dziewięciu miesięcy bieżącej kadencji Sejmu. Posłowie odwiedzili - oprócz krajów europejskich - również Republikę Południowej Afryki, Maroko, Ugandę, Brazylię, Katar i Koreę Południową.
Na liście wyjazdów zagranicznych odnotowano 146 wyjazdów poselskich (ostatni z lipca br.) - indywidualnych bądź grupowych. Listę wyjazdów - i zestawienie kosztów zagranicznych podróży poselskich - przekazało PAP biuro prasowe Kancelarii Sejmu.
Parlamentarzyści jeździli najczęściej do Brukseli, Paryża i Strasburga. Odwiedzali też inne stolice europejskie: Londyn, Berlin, Rzym, Sztokholm, Kopenhagę, Wilno, Budapeszt czy Wiedeń.
Polscy posłowie obserwowali wybory parlamentarne w Rosji, Kazachstanie, Maroku, Serbii i Armenii. Wyjeżdżali na sesje lub posiedzenia komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (m.in. Paryż, Bruksela, Strasburg) oraz w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego NATO (Wilno, Tallin, San Francisco, Waszyngton, Doha).
103,9 tys. zł kosztował wyjazd przedstawicieli klubów sejmowych na 126 sesję Zgromadzenia Unii Międzyparlamentarnej w Kampali (Uganda). Wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka (Ruch Palikota) - która pojechała do Ugandy - powiedziała PAP, że zajmowała się tam głównie prawami człowieka oraz prawami kobiet. "Obrady dotyczyły m.in. porównania przestrzegania praw człowieka w świecie. Nasz kraj wypadł in minus, standardy dotyczące przestrzegania praw kobiet odbiegają od krajów, gdzie prawa kobiet są przestrzegany w sposób wyższy" - zaznaczyła.
Wicemarszałek wyjazd uznała za bardzo ciekawy. "Wiele się nauczyłam i mam nadzieję, że tak będzie dalej" - powiedziała Nowicka.
W maju John Godson (PO) pojechał do Johannesburga na szczyt diaspory afrykańskiej (The Global African Diaspora Parliamentarians Summit). Koszt wyjazdu - 18,2 tys. zł.
Godson powiedział PAP, że został zaproszony do RPA jako przedstawiciel afrykańskich parlamentarzystów z europejskiej diaspory. "To był bardzo dobry wyjazd, Polska jest pozytywnie postrzegana w Afryce. Polska powinna budować pozytywną atmosferę wokół siebie w krajach afrykańskich, mój wyjazd był częścią tych działań" - zaznaczył.
"Polska ma ogromne możliwości w Afryce, zwłaszcza że nie mieliśmy historii kolonialnej, mamy tam pozytywny odbiór. Ubolewam nad tym, że byłem tylko dwa dni, musiałem wrócić na głosowanie w Sejmie. Było warto przyjechać do Johanesburga" - powiedział Godson.
Posłowie PO Ireneusz Raś, Andrzej Biernat i Maciej Orzechowski oraz Jerzy Wenderlich z SLD pojechali do Kijowa na finał Euro 2012 (koszt wyjazdu to 16,1 tys. złotych).
Z kolei 15 posłów PO, a także Tomasz Garbowski (SLD), Janusz Piechociński (PSL), Artur Górczyński (RP) i Marek Matuszewski (PiS) w maju br. wyjechało do Rzymu w ramach - jak czytamy w zestawieniu - "promocji Euro 2012". Wzięli m.in. udział w meczu charytatywnym - reprezentacja z premierem Donaldem Tuskiem pokonała 7:2 włoskich polityków.
W marcu br. ośmiu posłów (z PO, SLD, RP i PSL) wzięło udział w Polsko-Francuskim Seminarium Kosmicznym (koszt wyjazdu - 18,4 tys. zł).
W styczniu br. wicemarszałek Jerzy Wenderlich (SLD) pojechał do Sztokholmu z okazji skandynawskiej premiery filmu dokumentalnego Leo Kantora "Tam gdzie rosną porzeczki" (koszt - 4,1 tys. zł).
W 2011 r. wyjazdy zagraniczne posłów kosztowały 130 tys. złotych (kadencja Sejmu rozpoczęła się w listopadzie), a w 2012 - 1,27 mln zł.

źródło:  gazetaprawna.pl

Zobacz też: 
tusku za nasze pieniądze lata odrzutowcem co 4 dni.

# Taśmy na PO to cięższy kaliber?

"Michał, podobno coś na ciebie jest" – tak ponoć mówią polityczni przyjaciele Michałowi Dziębie. 33-letni były asystent ministra skarbu Aleksandra Grada ma być bohaterem kolejnej afery taśmowej, o której mówi się w szeregach Platformy - pisze NaTemat.pl.


Michał Dzięba zaczynał w PO jako chłopiec od wszystkiego.Później w czasie kampanii jako jedna z kilku osób zajmuje się finansami. Znajomi z partii wspominają w rozmowach z Newsweekiem, że chwalił się posłuchem u premiera i Aleksandra Grada, wybieraniem kandydatów do władz spółek Skarbu Państwa - pisze NaTemat.pl
Michał Dzięba jest dziś "królem życia". Jeśli jednak to, o czym mówią informatorzy tygodnika okażą się prawdą, nad dawnym "złotym chłopcem PO", mogą zbierać się czarne chmury.Krążą bowiem informacje o taśmach, które obciążają Platformę, a których głównym bohaterem ma być właśnie młody biznesmen.

 "Interesujące: co najmniej kilkunastu warszawskich lobbystów i piarowców opowiada różnym dziennikarzom o Dziębie" - pisze tygodnik. – "Kiedy próbujemy dowiedzieć się czegoś o taśmach Platformy, zaczynają dzwonić lobbyści, ministrowie i politycy: - Podobno piszecie o Dziębie? Wszyscy chcą się spotkać, żeby powiedzieć jedno: nie mają z Dziębą nic wspólnego" – relacjonują autorzy artykułu.
"To jedna z najgrubszych historii na zapleczu rządów" – podsumował jeden z rozmówców tygodnika.

źródło:  gazetaprawna.pl

# Grecka atletka wyrzucona z Olimpiady za "rasizm".


Grecka atletka Voula Papachristou została dyscyplinarnie usunięta z londyńskiej olimpiady za „rasistowski” wpis na jej koncie na Tweeterze. Atletka z Aten miała być jedną z pewnych kandydatek pretendujących do zdobycia medalu na tegorocznych igrzyskach. Z powodu wpisu, mówiącego że „przy takiej liczbie imigrantów z Afryki w Grecji, przynajmniej komary z Zachodniego Nilu będą jadły domowe jedzenie”, jej kariera i szansa na zdobycie pierwszego medalu w karierze legła w gruzach. 
Grecki Komitet Olimpijski bezdyskusyjnie zdecydował się usunąć zawodniczkę ze składu olimpijskiej reprezentacji. Komitet jako powód podał, że poglądy Papachristou ”są sprzeczne z ideami i wartościami ruchu olimpijskiego”. 23-latka już wcześniej przeprosiła w języku greckim i angielskim za swój dowcip, pisząc: „Proszę o wybaczenie moich przyjaciół i innych sportowców, jeśli moje zachowanie ich uraziło, a także wszystkich kibiców. Igrzyska były moim marzeniem. Przez lata robiłam wszystko, by znaleźć się w Londynie”. Komitet jednak przeprosin nie przyjął i podtrzymał swoją decyzję.
W greckich mediach zawrzało, a nowych grup na facebooku broniących Vouli Papachristou zaczęło przybywać jak grzybów po deszczu. Grecki fanpage „Chcemy Vouli Papachristou na igrzyskach w Londynie” zdobył ponad 10 tysięcy fanów w przeciągu niecałego dnia. Osobisty profil atletki liczy obecnie ponad 17,5 tysięca fanów, a jego liczba stale rośnie. Za grecką atletką wstawiła się cała rodzina, trener, przyjaciele, olbrzymia część społeczeństwa greckiego i olimpijskich kibiców z całego świata, argumentując że kara jest niewspółmierna do „przewinienia”.
Powyższy przykład ukazuje jasno, że politycznie poprawny Zachód nie ma poczucia humoru, a „rasistowskie” dowcipy to często przysłowiowy gwóźdź do trumny, nawet dla sportowca.


Źródło:narodowcy.net

# MON dumny z obecności wosjka USA w Polsce.

Sytuacja w Syrii, udział Polski w operacji NATO w Afganistanie i amerykańska tarcza rakietowa w Polsce były wczoraj głównymi tematami rozmów w Waszyngtonie polskiego ministra obrony narodowej Tomasza Siemoniaka z szefem Pentagonu, Leonem Panettą.
Jak powiedział szef MON polskim korespondentom w USA, Panetta konsultował się z nim w sprawie blokowania przez Rosję inicjatyw Zachodu wobec kryzysu w Syrii.
- Minister Panetta prosił, aby ocenić, jak my widzimy postawę Rosji, bo weto Rosji uniemożliwia krok dalej w rozwiązaniu problemów w Syrii. (...) W rozumieniu naszych rozmówców znamy się bardzo dobrze na Rosji i potrafimy ocenić, dlaczego Rosja zachowuje się tak, a nie inaczej - powiedział Siemoniak.
Odpowiedziałem, że najwyraźniej Rosja tak widzi swoje interesy i jest bardziej związana z Syrią pod jej obecnym przywództwem, niż to się wydaje na pierwszy rzut oka - dodał.
Minister uzyskał w Pentagonie potwierdzenie znanego harmonogramu budowy systemu amerykańskiej obrony antyrakietowej w Europie, którego elementy (antyrakiety SM-3) od 2018 roku znajdą się w Polsce.
- Otrzymaliśmy zapewnienie, że nie ma mowy, aby od tego kalendarza USA i NATO miały odejść. Nie było to nic nowego, ale to ważne - powiedział.
Siemoniak omawiał też z Panettą szczegóły planu stacjonowania w Polsce jednostki amerykańskiej obrony powietrznej.
W październiku lub listopadzie - co potwierdził także rzecznik Pentagonu George Little - do Polski przybędzie kilkunastoosobowy oddział żołnierzy USA, który będzie służył jak wsparcie rotacyjnego rozmieszczania w Polsce od 2013 roku amerykańskich samolotówF-16 i C-130.
Będzie to - podkreślił Little - pierwszy oddział wojsk amerykańskich stacjonujących na ziemi polskiej.
- Liczę, że ten mały krok jeśli chodzi o liczbę, bo to nie jest wielka obecność, okaże się krokiem ważnym politycznie i symbolicznie i cieszę się, że nasi amerykańscy partnerzy też tak to widzą - powiedział Siemoniak.
Zapytany o kwestię polskiego wkładu do planowanego funduszu pomocy w rozbudowie afgańskich wojsk i policji po roku 2014, minister odpowiedział, że decyzje w sprawie przyczynków poszczególnych państw do funduszy zapadną najwcześniej na początku przyszłego roku. Zamierza się zebrać na ten cel około 4 miliardów dolarów.
Szef MON nie chciał bezpośrednio komentować wtorkowej wypowiedzi republikańskiego kandydata na prezydenta Mitta Romneya, w której skrytykował on Baracka Obamę za politykę wobec Rosji, twierdząc, że prezydent opuszcza takich sojuszników jak Polska, by pójść na rękę Moskwie.
Sugerował jednak, że nie zgadza się z Romneyem. - Nie chciałbym się angażować w (amerykańską) kampanię wyborczą, w której różne rzeczy się mówi. Z gościnnością spodziewamy się pana Romneya w Warszawie. Natomiast w mojej ocenie nasza współpraca wojskowa z USA jest cały czas na bardzo wysokim poziomie - oświadczył.
- Oczywiście zawsze można zrobić więcej i na to liczymy, szukamy nowych projektów, ale dzisiejszy stan oceniam bardzo wysoko i te rozmowy to potwierdzają - dodał.
Siemoniak spotkał się z Panettą wczoraj po południu (czasu lokalnego) w pierwszym dniu swej wizyty w stolicy USA. Przedtem odbył spotkanie z republikańskim wiceprzewodniczącym Komisji Sił Zbrojnych Senatu, byłym kandydatem na prezydenta, senatorem Johnem McCainem.
Dziś minister ma rozmawiać z szefem Agencji Obrony Rakietowej (MDA) w Pentagonie generałem Patrickiem O'Reillym.

źródło:  news.money.pl

# Cameron ostrzega kościół by nie oponował w sprawie homo"małżeństw".

Premier Wielkiej Brytanii David Cameron z Partii Konserwatywnej, zapowiedział zalegalizowanie małżeństw homoseksualnych do 2015 roku. Przestrzegł Kościół anglikański przed sprzeciwem w tej sprawie.
Swoje kontrowersyjne tezy David Cameron przekazał w środę, podczas bankietu zorganizowanego dla przedstawicieli społeczności pederastów, lesbijek, biseksualistów i transseksualistów, odbywającego się w siedzibie premiera przy Downing Street 10. Cameron zapowiedział, że zalegalizuje małżeństwa homoseksualne do 2015 roku, aby zmienić wizerunek Partii Konserwatywnej, jako ugrupowania zamkniętego na nowoczesność dodając, że była ona za długo w tym sporze była po złej stronie barykady. Cameron podkreślił determinację jego rządu w tej sprawie i zapowiedział, że będzie chciał, aby podobne prawodawstwo przyjęły Szkocja i Walia. Nie omieszkał również pochwalić polityki lewicowych rządów Tonny’ego Blaira w tej sprawie.
Centroprawicowy premier przestrzegł również Kościół anglikański i pozostałe chrześcijańskie wspólnoty, przed sprzeciwem wobec tego projektu. Skrytykował zamknięcie się Kościołów na homoseksualistów, biseksualistów i transseksualistów, którzy w jego opinii powinni być pełnoprawnymi członkami Kościołów, bowiem wielu z nich ma głęboko chrześcijańskie poglądy.
Chrześcijanie oburzeni słowami premiera
Oburzenia słowami lidera Partii Konserwatywnej nie kryją przedstawiciele organizacji chrześcijańskich. Mike Judge z Instytutu Chrześcijańskiego powiedział, że Cameron wykazał swoją nietolerancję wobec osób nie podzielających jego poglądów. To niezwykle aroganckie mówić Kościołom których przekonań religijne powinny , a których nie powinny się trzymać. Nic dziwnego, że olbrzymia część wierzących patrzy podejrzliwie na politykę premiera – powiedział Judge dziennikowi „Daily Mail” dodając, że wyborcy oczekują raczej poprawy sytuacji gospodarczej, niż zmian kształtu małżeństw czy wykładni Kościoła.
Opór tradycyjnych wyborców i działaczy konserwatystów
Cameron może mieć problem również z opinią wewnątrz własnej partii. Część komentatorów podkreśla, że odstręcza on od Partii Konserwatywnej tradycyjny elektorat i własnych polityków. Jednym z największych przeciwników proponowanych rozwiązań jest parlamentarzysta Peter Bone, który odrzuca pomysł konsultacji projektu wewnątrz partii w tym roku i wolałby dyskutować o nim przy okazji następnej kadencji. Inny polityk konserwatystów Alistair Thompson, na popularnym blogerskim serwisie związanym z partią, skrytykował politykę premiera pisząc wprost, że powinien przestać zajmować się bzdurami i odstraszać tradycyjny elektorat. Thompson zwrócił uwagę na topniejącą bazę członkowską ugrupowania odkąd jego szefem jest Cameron, oraz na coraz mniejsze wpływy z darowizn, wpłacanych dotąd przez twardy elektorat konserwatystów.
W Parlamencie Europejskim razem z PiS-em
Partia Konserwatywna w Parlamencie Europejskim tworzy jedną grupę polityczną z Prawem i Sprawiedliwością oraz Polska Jest Najważniejsza. Podczas europejskiej parady zboczeńców która odbyła się w 2010 roku w Warszawie, obecny był Nick Herbert mający uczyć członków PiS „tolerancji”. Przed tą manifestacją Cameron powiedział wprost: Nie zawarlibyśmy sojuszu z partią, która ma poglądy nie do zaakceptowania. Ale przyznajemy, że w Europie Środkowo-Wschodniej są partie, które muszą jeszcze pokonać pewną drogę, by zaakceptować równe prawa gejów. I my pomagamy im tą drogą iść.

źródło:  narodowcy.net

#Szwedzki uczeń nie zdał bo powiedział na biologii,że bycie homo nie jest normą..

Uczeń 8 klasy z Nynäshamn w Szwecji, nie zdał do następnej klasy, bowiem nazwał zjawisko homoseksualizmu nienormalnym.
Szwedzki uczeń nie otrzymał zaliczenia z biologii. Gdy powiedział nauczycielowi, że homoseksualizm jest nienormalny, otrzymał ocenę niedostateczną z informacją, że celem szkoły jest nauczanie ludzi szacunku dla ludzi różnych orientacji seksualnych. Uczeń miał nie spełniać tych warunków, dlatego nie uzyskał promocji do następnej klasy.
Źródło: LifeSiteNews.com

niedziela, 29 lipca 2012

# Czeka nas masowe zamykanie szkół.

Miejskie gminy do każdej budżetowej złotówki na edukację drugą dokładają od siebie. To się źle skończy
Wydatki lokalnych władz na edukację rosną w zastraszającym tempie. W ubiegłym roku samorządy wyłożyły na ten cel ponad 20,4 mld zł, z budżetu dostały 36,9 mld – wynika z najnowszych wyliczeń resortu finansów.
Na tym nie koniec kłopotów gmin z domykaniem budżetów, w dużej mierze spowodowanych polityką państwa, które wymaga wypełniania określonych obowiązków, nie zapewniając ich finansowania. Do tej pory na ich konta nie wpłynęło 450 mln zł, które obiecano im w związku z lutową podwyżką składki rentowej. Resort edukacji nie jest też w stanie od kilku miesięcy stworzyć przepisów, które umożliwiłyby uwolnienie obiecanych jeszcze w lutym przez premiera Donalda Tuska 500 mln zł na dofinansowanie przedszkoli.
Czarny scenariusz
Samorządowcy alarmują, że ta polityka doprowadzi do tego, że w przyszłym roku nawet połowa gmin wiejskich lub miejsko-wiejskich może mieć problem z uchwaleniem budżetów. A to doprowadzi do radykalnych cięć m. in. w wydatkach na edukację. – Tym razem nie zakończy się na łączeniu klas, będziemy zmuszeni masowo zamykać szkoły – alarmują.
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że wydatki własne samych tylko gmin na edukację wyniosły 70 proc. tego, co dostały od państwa w formie subwencji oświatowej. Najwięcej dołożyły miejskie – blisko 100 proc., miejsko-wiejskie – 74 proc., wiejskie – 56 proc. Duże miasta do edukacji dopłaciły 65 proc.
Edukacja na kredyt
Dlaczego najwięcej dokładają gminy miejskie? – Specyfika pracy ich szkół jest zbliżona do szkół wiejskich, z małymi klasami, tymczasem nie mogą one liczyć na korzystniejszy algorytm, według którego finansuje się oświatę na wsi – wyjaśnia Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. Dla przykładu Chełmża (Kujawsko-Pomorskie) w 2011 r. do każdej subwencyjnej złotówki dołożyła 80 gr od siebie, ale i tak większość pieniędzy pochłonęły nauczycielskie pensje. Z blisko 6 mln zł, jakie ta gmina wydała na szkoły, tylko 30 tys. zł udało się wygospodarować na zakup pomocy szkolnych, a jedynie 2 tys. na opiekę medyczną.
Sekretarz Konstantynowa Łódzkiego Andrzej Błaszczyk wskazuje, że każda złotówka podwyżki, jaką nauczycielom ufundował rząd, kosztuje gminę 2 zł. – Płace musieliśmy podnieść też nauczycielom przedszkoli, czego nie uwzględnia subwencja oświatowa, a co za tym idzie, wzrosła też dotacja, jaką musimy wypłacać przedszkolom niepublicznym – tłumaczy.
Barbara Kropidłowska, skarbnik gminy Czarna Woda, zauważa, że z budżetu państwa do samorządów wciąż nie wpłynęły obiecane pieniądze, które miały pokryć podwyżkę płac pedagogów związaną ze zmianą wysokości składki rentowej. – Musimy brać kredyty, by regulować te zobowiązania – mówi.
Wiceszef Związku Gmin Wiejskich i wójt gminy Lubicz Marek Olszewski przypomina, że to na barkach gmin leży obowiązek finansowania szkolnych świetlic czy dowozu dzieci do szkół. – Trzy autobusy na terenie mojej gminy przejeżdżają dziennie 700 km
– podkreśla. Jak przekonuje, sytuacja finansowa małych gmin jest dramatyczna. – W przyszłym roku nawet połowa z nich będzie miała problemy z uchwaleniem budżetu. By to zrobić, potrzebne będą dramatyczne cięcia, wiele szkół zostanie zamkniętych. Bo taniej będzie dowozić dzieci do innej szkoły, niż utrzymywać nierentowne placówki – zaznacza.
Gdzie jest MEN?
Dodaje, że obniży się także standard innych świadczonych przez gminę usług, utrzymania czystości czy jakości dróg. – Ten scenariusz nie tylko jest możliwy, on już powinien być realizowany. Szkoły powinny być zamykane już teraz, tylko opór społeczny blokuje takie decyzje – wtóruje mu Porawski.
Przypomina, że od 2006 r. liczba dzieci w szkołach zmniejszyła się o milion, a liczba pedagogicznych etatów w tym samym czasie wzrosła.
Samorządy od miesięcy domagają się zmian w Karcie nauczyciela, które pozwolą im elastyczniej kształtować zatrudnienie i płace pedagogów. Mają gotową listę propozycji.

 Miejskie gminy do każdej budżetowej złotówki na edukację drugą dokładają od siebie. To się źle skończy
MEN jest jednak bierne w tej dyskusji i ustawia się w roli negocjatora między nimi i związkami zawodowymi, które bronią nauczycielskich przywilejów. Minister edukacji Krystyna Szumilas chyba zapomniała, że to na niej spoczywa obowiązek kształtowania polityki oświatowej.

źródło:  rp.pl

# Orban: "Przeszkodą w walce z kryzysem jest Bruksela".

 
Konserwatywny premier Węgier Viktor Orban zakwestionował w sobotę zdolność Unii Europejskiej do rozwiązania obecnego kryzysu gospodarczego i przypuścił ostry atak na instytucje UE.

Dzień wcześniej szef rządu węgierskiego wywołał żywe reakcje polityczne, mówiąc o możliwym zastąpieniu demokracji nowym systemem z powodu kryzysu.
- Trzeba sobie powiedzieć: (obecny) kryzys jest faktycznie kryzysem Brukseli. Bruksela jest główną przeszkodą w poszukiwaniu dobrych rozwiązań dla uporania się z problemami gospodarczymi - powiedział Orban w prawie godzinnym przemówieniu na dorocznym zgromadzeniu studentów w Baile Tusnad (węg. Tusnadfurdo - środkowa Rumunia), gdzie mieszka spora mniejszość węgierska.
- Bruksela traci cenne dni i tygodnie ustalając wymiary klatek dla kur, zalecając zabawki w chlewach, uznając za ważną kwestię dobrostan gęsi, podczas gdy setki tysięcy ludzi tracą pracę, nasza waluta się załamuje i każdego dnia coraz trudniej związać nam koniec z końcem - powiedział Orban.
W piątek Orban zbulwersował opinię publiczną wypowiedzią, w której, zdaniem dpa, nie wykluczył zlikwidowania pod pewnymi warunkami ustroju demokratycznego.
- Mamy nadzieję, że, z Bożą pomocą, nie będziemy musieli w miejsce demokracji wymyślać innych politycznych systemów, które należy wprowadzić, aby nasza gospodarka przeżyła - powiedział Orban na konferencji Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników.
- Zgromadzenie narodowe to nie jest kwestia woli, tylko siły. (...) To, co być może funkcjonuje w państwach skandynawskich, jednomyślność, u nas, w narodzie na pół azjatyckim, dokonuje się siłą. To nie wyklucza konsultacji, debaty czy demokracji, ale centralna siła jest konieczna - cytuje słowa Orbana agencja AFP.
Deklaracja ta wywołała poruszenie, zwłaszcza że Orban od chwili objęcia władzy w 2010 r. jest krytykowany przez lewicową opozycję o "odchylenia autorytarne" i "koncentrację władzy" - pisze francuska agencja. Przypomina, że przeciwnicy nazywają Orbana "Viktator", a kraj - "Orbanistanem".

źródło:  fakty.interia.pl

 

# Orban krytykuje MFW za szkodzenie gospodarce.


Premier Węgier Viktor Orban skrytykował Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) jako instytucję utrudniającą prowadzenie skutecznej polityki gospodarczej. "Dobrze, że MFW nie było w minionych dwóch latach na Węgrzech, ponieważ w przeciwnym razie rząd nie mógłby zrealizować wielu elementów swojej polityki gospodarczej" - powiedział w Budapeszcie.

Orban wytknął instytucjom międzynarodowym, że sprzeciwiają się "wszystkim nowym węgierskim posunięciom", chociaż późniejsze dyskusje na ich temat węgierski rząd z reguły wygrywał. "Próbują powstrzymać nas, ale my jesteśmy wierni naszym planom" - powiedział.

Za kwestię otwartą Orban uznał przyszłość podatku od transakcji finansowych. Szef rządu przypomniał, że wpływy z tego podatku mają służyć utrzymaniu miejsc pracy. Zapowiedział, że jeśli podatek od transakcji nie przejdzie, Węgry znajdą inne rozwiązanie.

Podatek ma wejść w życie 1 stycznia 2013 r. Sprawą zajmie się Komisja Europejska. Premier Orban uważa, że instytucje finansowe powinny ponosić koszty kryzysu.

Węgry negocjują z przedstawicielami UE i MFW w sprawie otwarcia nowej linii kredytowej w wysokości 15 mld euro. Pierwsza runda negocjacji zakończyła się w ubiegłą środę w Budapeszcie. Kolejna tura rozmów ma odbyć się we wrześniu. MFW domaga się cięć budżetowych, zwłaszcza w szkolnictwie, opiece zdrowotnej i transporcie publicznym.

# JKM wykład w Białymstoku.


# Totalniacy "bez swojej wiedzy i zgody" -Michalkiewicz.

Z ogromną przykrością stwierdzam, że sodomici, jacy dostali teraz od oficerów prowadzących rozkaz pisania do posłów, że ci, głosując za odrzuceniem projektu ustawy przygotowanego przez osobliwą trzódkę biłgorajskiego filozofa „odebrali im szczęście”, potwierdzili, że są albo kompletnymi durniami, albo totalniakami. Uprzejmie zakładam, że nie są kompletnymi durniami, bo przyjęcie, iż w naszym nieszczęśliwym kraju mamy tylu kompletnych durniów, byłoby nazbyt przygnębiające. Zatem - totalniacy - ale oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - bo wymaganie od kogoś, czyim największym życiowym osiągnięciem jest zlokalizowanie otworu, który daje mu szczęście, żeby jeszcze orientował się w totalniactwie, byłoby już chyba małpim okrucieństwem. Niemniej jednak obiektywnie totalniactwo jest faktem - co potwierdza literatura. „Pastwiono się nad niejakim Konwickim - młodym literatem, posłusznym i oddanym członkiem partii i wszelkich jej młodzieżowych przybudówek. Napisał opowiadanie o miłości. Z wszystkimi akcesoriami, jak trzeba; szlachetny oficer UB, kochankowie pierdolą się niemal pod kontrolą podstawowej organizacji partyjnej, nigdy przeciw, zawsze za i ze Związkiem Radzieckim w łóżku, nieustannie mowa o proletariacie.” - pisze Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954”. Konwickiego poniekąd usprawiedliwia, że odcięty od stryczka, jako wileński AK-owiec, musiał pułkownikowej Brystygierowej włazić wszędzie - ale czy to aby na pewno jest ta chwalebna martyrologia? Czy to aby na pewno są te chwalebne blizny? Ale mniejsza o niego, bo chodzi o sodomitów. Okazuje się, że nie mogą zaznać szczęścia, jeśli pierdolą się zwyczajnie, a nie pod nadzorem podstawowej organizacji partyjnej, która po zakończeniu spółkowania wystawi im zaświadczenie o jego odbyciu, ze stosowną, koniecznie okrągłą pieczątką. Co za bydło!
Stanisław Michalkiewicz

# Ostatenie podrygi wolnościowych sentymentów -Michalkiewicz.

W naszym nieszczęśliwym kraju wydarzenia płyną dwoma nurtami. Jeden - widoczny w niezależnych mediach głównego nurtu, gdzie poprzebierani za dziennikarzy konfidenci tajnych służb uwijają się jak w ukropie, by dla „młodych, wykształconych, z wielkich miast” przygotować codziennie jakieś makagigi, dzięki któremu mogłoby im się wydawać, że trzymają rękę na pulsie wydarzeń i w ogóle - są świetnie zorientowani, co w trawie piszczy. Rzecz bowiem w tym, że „młodzi, wykształceni, z wielkich miast”, stanowiący najgłupszą część naszego mniej wartościowego narodu tubylczego, mają pamięć dobrą, ale krótką, więc na niczym nie potrafią skoncentrować się dłużej, niż przez godzinę, a w porywach - przez dwie. To zresztą, mówiąc nawiasem, stało się przyczyną straszliwego nieporozumienia.
Oto wielu ambitnym duszpasterzom wydawało się, że masowy udział „młodych” w żałobie po Janie Pawle II i ofiarach katastrofy smoleńskiej, stanowi namacalny dowód, że oto wyrosło „pokolenie JP II” stanowiące jeśli nie „wiosnę Kościoła”, to w każdym razie - pozytywne zjawisko. Tych „wiosen Kościoła” było już zresztą wiele, ale większość z nich, a może nawet i wszystkie, bardzo szybko rozpłynęły się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. Inaczej zresztą być nie mogło - bo cóż dobrego może wyniknąć z sytuacji, w której książęta Kościoła, od których ludzie oczekiwaliby przywództwa moralnego, zaczynają jeden przez drugiego, podlizywać się gówniarstu? Tymczasem masowy udział w tych masowych imprezach nie dowodził absolutnie niczego, poza nawykiem „młodych, wykształconych” do imprezowania. Dzisiaj imprezujemy z okazji żałoby po Janie Pawle II, a jutro - z „Jurkiem” Owsiakiem, u którego można poćpać, pochłeptać piwka, po(g)ruchać i wreszcie - wytarzać się w błocie, a jak ktoś ma specjalne życzenie - to nawet w gównie.
Na tym tle warto odnotować list niejakiego „Adama”, jaki ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Ponieważ list stanowi typowy leninowski instruktaż dla „młodych, wykształconych” o jego autorstwo podejrzewam samego świątobliwego Cadyka. Zresztą - mniejsza o to; Cadyk, czy nie Cadyk, przekonuje „młodych, wykształconych” że 1 sierpnia powinni pójść na występy Ludwiki Weroniki Ciccione na Stadion Narodowy, bo nie stanowi to żadnej kolizji z uszanowaniem rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Chodzi o to, że Ludwika Weronika Ciccione interesuje się kabałą, a zwłaszcza - powstaniem Judy Machabeusza przeciwko Seleucytom. Taki to ci cymes! List stanowi charakterystyczne tandetne pomieszanie patosu z ordynarną agitacją - więc chyba jednak Cadyk - nieprawdaż?
Zatem jeden nurt wydarzeń wartko płynie korytem niezależnych mediów głównego nurtu, w których poprzebierani za dziennikarzy... - i tak dalej - zaś nurt drugi płynie sobie leniwie gdzieś za kulisami. Niechże jednak ten pozorny bezruch nas nie zmyli. To jest tak, jak z lodowcem; on niby wcale się nie porusza, ale w ten niedostrzegalny, geologiczny ruch zaangażowane są siły tak potężne, że zmieniają oblicze ziemi, wypiętrzając góry, żłobiąc doliny i tak dalej. Ten wartki nurt służy nurtowi leniwemu za kamuflaż, żeby nie tylko „młodzi, wykształceni”, ale nawet bardziej spostrzegawczy od nich, jak najdłużej nie połapali się, co się szykuje. Więc kiedy tylko z nadania wojskowej razwiedki, która z jakichś powodów nie lubi „Szpaka” - chociaż ten dosłownie wyłazi ze skóry, żeby dowieść swojej lojalności i zgłasza się na ochotnika do „dorzynania watahy” - prezydentem naszego nieszczęśliwego kraju został Bronisław Komorowski, zaraz nie tylko do Sejmu trafiły nowelizacje przepisów o stanach nadzwyczajnych, ale i policja została wyposażona w urządzenia do obezwładniania ludzi ultradźwiękami, mimo, że tubylcze prawo nie przewidywało możliwości używania takich środków przymusu wobec suwerenów.
Ale - jak zauważył w swoim czasie Franciszek Maria Arouet - „kiedy Padyszachowi wiozą zboże, kapitan nie troszczy się, jakie wygody mają myszy na statku”. Toteż takimi głupstwami, jak prawo, nikt się nie przejmował, zwłaszcza, że zakupom towarzyszyły pewnie jakieś „bonusy” - a zresztą Umiłowani Przywódcy wkrótce konwalidowali gaffę przy pomocy sprokurowanych naprędce pozorów legalności. Najwyraźniej razwiedka miała od swoich konfidentów sygnały, że wkrótce poziom wysokiego zadowolenia z tego całego premiera Tuska i jego komandy może spaść do poziomu krytycznego, a wtedy nie tylko trzeba będzie utrzymać suwerenów w ryzach, ale również, a właściwie nie „również”, tylko przede wszystkim - zawczasu przygotować podmiankę, żeby suwerenom podsunąć pod nos gotowy zaród zbawienia w postaci nowego garnituru Umiłowanych Przywódców. To znaczy - niezupełnie nowego, bo skąd tu, a przede wszystkim - po co brać jakichś nowych Umiłowanych Przywódców, kiedy starzy nie tylko się sprawdzili, ale są całkowicie aż do bólu przewidywalni? Więc nowa będzie tylko konfiguracja, natomiast Umiłowani Przywódcy będą ci sami, co i 22 lata przedtem, kiedy to w naszym nieszczęśliwym kraju generał Kiszczak ze swymi konfidenty instalował kapitalizm kompradorski.
Oczywiście na nowelizacjach przepisów o stanach nadzwyczajnych się nie skończyło. Przeciwnie - to był dopiero początek sekwencji przedsięwzięć, przy pomocy których soldateska zamierza przywrócić w naszym nieszczęśliwym kraju ulubiony zamordyzm. Zatem kiedy tylko siły wstecznictwa i reakcji ogłosiły zamiar odbycia Marszu Niepodległości, soldateska uznała, że oto nastręcza się wyjątkowa okazja do wykorzystania metody praktykowanej we wschodnich sztukach walki - by przeciwnika pokonać jego własną siłą. Z jakiegoś powodu nie doszło do ostentacyjnego przejęcia kierownictwa Marszu przez generała Petelickiego - chociaż zapowiadał swoją obecność - ale inne sprężyny zostały uruchomione, nie tylko w postaci trzeciego, a nawet już czwartego pokolenia ubeckich dynastii, zasilającego szeregi Nowej Lewicy, ale również - towarzyszy niemieckich z Antify. Wprawdzie pruska dyscyplina w ich wykonaniu pozostawiała nieco do życzenia, ale zasadniczo sprawili się dobrze tym bardziej, że patronat ideologiczny trafnie powierzono Blumsztajnu Sewerynu. Wszystko udało się znakomicie, łącznie z podpaleniem samochodu TVN - więc w tej sytuacji i prezydentu Komorowskiemu nie pozostawało nic innego, jak powinność swej służby zrozumieć i skierować do Sejmu nowelizację ustawy o zgromadzeniach, a tak naprawdę - o drastycznym ograniczeniu swobody zgromadzeń. Najwyraźniej soldateska podziela pogląd, że wielu problemów można uniknąć, kiedy ludzie nie będą wychodzili z domów. Trudno jej się dziwić, kiedy obserwowaliśmy dokazywania bezbronnych cywilów w Tunezji, Egipcie, czy Libii, a teraz - w Syrii, gdzie demokracja jeszcze nie może zwyciężyć. Gdyby tak i na ulicach naszych miast pojawili się bezbronni cywile, to okupacja naszego nieszczęśliwego kraju okazałaby się znacznie trudniejsza, a korzyści - problematyczne. Kto wie, czy zawiedzeni strategiczni partnerzy nie rozpędziliby tych wszystkich generałów na cztery wiatry - a wtedy co? Wydłubywać kit z okien? Z dwojga złego już lepiej, żeby suwerenowie nie wychodzili z domów.
Toteż Umiłowani Przywódcy w Sejmie w podskokach ustawę przyklepali - i kiedy wydawało się, że sprawa jest już ostatecznie załatwiona, nagle pojawiły się jakieś wątpliwości w Senacie. To znaczy marszałek Borusewicz jest oczywiście za ustawą; niechby spróbował być przeciw, to zaraz by mu przypomniano, skąd wyrastają mu nogi - ale zaprotestowało aż 167 organizacji, a wśród nich Helsińska Fundacja Praw Człowieka - na co dzień kolaborująca z wiedeńską Agencją Praw Podstawowych, czyli paneuropejskim gestapo, szpiegującym mniej wartościowe narody, czy nie pogrążają się w sprośnych błędach Niebu obrzydłych. W tej sytuacji zaprotestowali też bohaterowie opozycji demokratycznej w osobach Labudy Barbary, Bujaka Zbigniewa, Frasyniuka Władysława i Krzywonos Henryki. Zwłaszcza udział tej ostatniej wskazuje, że wystąpił jakiś brak koordynacji, bo Krzywonos Henryka została wylansowana („a potem lansował mnie przez dwie godziny”) na „legendę Solidarności” stosunkowo całkiem niedawno i w okolicznościach wskazujących na różne wzruszające wątpliwości. Czy te wątpliwości, jakie pojawiły się w Senacie są odpryskiem przepychanek w związku ze zmianą osób uprawnionych do dojenia Rzeczypospolitej w tak zwanym majestacie prawa - która może być zwiastunem jesiennej podmianki, czy też stanowią los ultimos podrigos wolnościowych sentymentów - przekonamy się już 25, albo 26 lipca podczas głosowania w Senacie - kiedy się wyjaśni, kto i za ile sprzedał wolnościowe sentymenta. Bo że sprzeda - to rzecz pewna tak samo, jak i to, że słynna „afera taśmowa” zakończy się wesołym oberkiem.
Stanisław Michalkiewicz

# Fiskusy ignorują uniewinniające wyroki sądów!

Choć prokuratura wycofała zarzuty wobec właścicielki firmy, gdańska skarbówka się tym nie przejęła
Pracownicy fiskusa są gotowi ignorować nawet prawomocne orzeczenia organów ścigania, byle tylko usprawiedliwić swoje działania, które doprowadziły do zniszczenia przedsiębiorstwa. Choć prokuratura wycofała się ze wszystkich zarzutów wobec właścicielki firmy Atrax, gdański UKS odmawia uchylenia nałożonych wcześniej na podstawie prokuratorskiego śledztwa decyzji podatkowych.
- Urzędy Kontroli Skarbowej czują się państwem w państwie - wytyka Lech Jeziorny z Centrum im. Adama Smitha.
Agnieszka Karaban-Awdziejczyk była właścicielką nieistniejącej już firmy Atrax, dystrybutora akcesoriów do telefonów komórkowych. Znalazła się wśród podejrzanych w sprawie Bestcomu, o której wielokrotnie pisała „Rz". Prokuratura zarzuciła jej fałszerstwa księgowe i udział w grupie przestępczej, która - za pomocą faktoringu - miała wyłudzać kredyty. W grudniu 2006 r. gdański Urząd Kontroli Skarbowej zaczął kontrolę w jej firmie i naliczył blisko pół miliona złotych podatku tytułem rzekomo zaległego VAT i podatku dochodowego. Kobieta musiała zamknąć firmę.
Ale 16 lipca 2012 r. poznańska Prokuratura Apelacyjna umorzyła postępowanie tak wobec Bestcomu, jak i Karaban-Awdziejczyk. Bizneswoman wystąpiła zatem do UKS o stwierdzenie nieważności czterech decyzji podatkowych. Jednak dwa dni po uprawomocnieniu się decyzji prokuratury dyrektor gdańskiego UKS Małgorzata Bogumił odrzuciła wniosek Karaban-Awdziejczyk, w uzasadnieniu sugerując, że kobieta działała w zorganizowanej grupie przestępczej. „Analiza materiału dowodowego zgromadzonego w sprawie jednoznacznie wskazuje, że obok prowadzonej działalności kontrolowana jednostka uczestniczyła w łańcuchu 'zaprzyjaźnionych firm' (...)" - napisała dyrektor Bogumił. I zarzuciła, że przedsiębiorcy działający w owym układzie wystawiali „puste faktury.
- Skoro prokuratura umorzyła to postępowanie, uznając, że nie było zorganizowanej grupy przestępczej i nie popełniono przestępstwa, to UKS nie miał prawa odwoływać się do wskazujących na nie terminów mających znaczenie prawno-karne - mówi „Rz" dr Arkadiusz Radwan, prawnik z Instytutu Allerhanda. - Takie opinie UKS mają charakter pomówienia.
A Wiesław Rusek, doradca podatkowy, pełnomocnik Karaban-Awdziejczyk, zauważa, że „organy skarbowe w sposób dowolny wykorzystują materiały z postępowań karnych". - Niejednokrotnie ich nie uwzględniają w swoich rozstrzygnięciach, szczególnie gdy są one korzystne dla podatnika - mówi.
Co na to gdański UKS? Jego rzecznik Andrzej Bartyska argumentuje, że „dyrektor urzędu kontroli skarbowej jest organem i w związku z tym samodzielnie podejmuje decyzje". Przekonuje też, że dyrektor UKS wydała swoje orzeczenie „w oparciu o materiał dowodowy zgromadzony w trakcie postępowania<", a w dniu, w którym je napisała, nie znała orzeczenia prokuratury.
Ważny jest moment, w którym ów materiał dowodowy trafił do skarbówki. Jak ustaliła „Rz", 10 stycznia 2007 r. dyrektor UKS w Gdańsku wystąpiła do prowadzącego wówczas śledztwo prokuratora Roberta Mielczarka o udostępnienie całej dokumentacji dotyczącej Atraxu. A to właśnie Mielczarek sformułował tezy o łańcuszku firm i pustych fakturach. Śledztwo nigdy ich nie potwierdziło.
Z kolei w 2010 r. poznańska prokuratura przekazała UKS analizę przygotowaną na jej zlecenie przez biegłych rewidentów. Napisali oni m.in.: „Nie stwierdziliśmy naruszenia zasad wynikających z przepisów art. 21 ustawy o księgowości", a także, że nie ma dowodów na wystawianie „pustych faktur". Tych ustaleń dyrektor ze skarbówki nie uwzględniła.
Gdański UKS nie zamierza przepraszać przedsiębiorców, których - według prawnika - pomówiono o przestępstwo. Bo według rzecznika urzędu, „nie znajduje przesłanek do twierdzenia, że podatnika należy przeprosić".
źródło:  rp.pl/

Akurat fiskusów mamy w Polsce strasznych skur#ieli więc polecam zapoznać się z wcześniejszymi wpisami:
http://samodzielniemyslacy.blogspot.com/search?q=fiskus

# Sprawa Amber Gold i upadku linii OLT Express.


Amber Gold to młoda firma, która weszła na rynek oferując w swojej sprzedaży atrakcyjne lokaty w złoto. Atrakcyjne, bo gwarantujące zysk kilkunastu procent w skali roku. Oczywiście, jeśli ktoś gwarantuje taki zysk i jeśli ceny złota zmieniają się przy tym mniej więcej tak jak ceny walut czy akcji, czyli często i dość radykalnie w górę bądź w dół, wówczas wiadomo, że taka oferta niesie ze sobą sporą dozę ryzyka. Ludzi jednak przyciągało do Amber Gold to, że gwarantuje te zyski niezależnie od aktualnej ceny złota. Ale ludziska swój rozum przecież mają i powinni sami zdawać sobie sprawę z tego, że mogą wpakować się w piramidkę, która rozleci się jak domek z kart.
amber_gold_frontAmber Gold zaczęła się dynamicznie rozwijać, otworzyła wiele oddziałów w całej Polsce, zatrudniła ponad 400 osób i postanowiła iść dalej inwestując … w tanie linie lotnicze. Przewoźnik OLT Express, który właśnie zwinął interes to firma, w którą Amber Gold zainwestowała.
Amber Gold nie miał od pewnego czasu dobrej prasy. To znaczy, nie żeby się skarżyli klienci, że np. nie mogą odzyskać pieniędzy z funduszu inwestycyjnego, bądź pasażerowie samolotów, że loty się opóźniają a obsługa jest chamska, lecz ze strony państwowej instytucji, czyli Komisji Nadzoru Finansowego, która zachowywała się tak, jakby nie mogła przeboleć tego, że tak dużo ludzi ufa Amber Gold i powierza jej swoje pieniądze. Zarzucano firmie, że choć bankiem nie jest to działa jak bank. I że w związku z tym powinna podlegać nadzorowi KNF, a nie podlega.
W ślad za zarzutami urzędników poszły media. To, co w sprawie Amber Gold działo się od jakiegoś czasu można uznać za próbę oczernienia firmy w oczach jej klientów, podważenia jej wiarygodności i tym samym – doprowadzenia do jej wycofania się z rynku.
Tego, że przewoźnik lotniczy OLT Express popadnie w tarapaty można się było spodziewać. Przy takiej nagonce nie trudno utracić grunt pod nogami. No i mamy to, na co wielu zapewne czekało z utęsknieniem. Widzimy jak pada firma, która cieszyła się dużym zaufaniem swoich klientów. Nie dziwię się, że po takiej nagonce wielu jej klientów zaczęło wycofywać swoje pieniądze z funduszu. Pewnie gdybym tam inwestował, sam bym tak postąpił. Ale czy tak powinno wyglądać klasyczne bankructwo? Czy prywatna firma powinna być niszczona przez urzędniczo-medialną nagonkę, czy też raczej przez to, że klienci odmówili dalszej kooperacji z nią?
Proszę zresztą zwrócić uwagę, jak szybko na miejsce linii lotniczej OLT Express wkroczył inny przewoźnik (nazwy nie pomnę), który od razu gotowy był podstawić swoje samoloty w miejsce bankruta i przejąć linie, które dotychczas OLT Express obsługiwał. Również firmy zajmujące się handlem metalami szlachetnymi poczuły zapewne dodatkowy komfort, że jeden z konkurentów idzie właśnie z torbami.
Prezes Amber Gold ma ponoć jakieś wstydliwe epizody w życiorysie (zdefraudowanie cudzego mienia). Nie zostały one chyba jak dotąd w stu procentach potwierdzone, ale nawet jeśli jest to prawda to czyż ma go to eliminować z jakiejkolwiek aktywności? Ilu posłów ma plamy w życiorysie, ilu prezesów banków powinno już dawno siedzieć w więzieniu, ilu giełdowych traderów działających na legalnych rynkach finansowych, nad którymi KNF ma nadzór, doprowadziło do utraty majątków ludzi, którzy powierzyli im swoje pieniądze w nadziei, że osiągną zysk?
Amber Gold zapowiada pozwy przeciwko KNF oraz mediom, które uczestniczyły w – jak to zostało określone w specjalnym oświadczeniu – „nagonce”. KNF z kolei złożyła pozew do prokuratury, o zbadanie zgodności z prawem działalności firmy. KNF martwi się o depozyty ludzi, którzy powierzyli firmie swoje pieniądze. Szkoda, że nie martwi się jakoś o to, że w warunkach systemu rezerwy cząstkowej, jaki obecnie obowiązuje, depozyty oszczędzających w „klasycznych” bankach, również nie są bezpieczne, a to dlatego właśnie, że rezerwa jest „cząstkowa”.
W ubiegłym roku miałem przyjemność przysłuchiwać się debacie na temat warunków prowadzenia biznesu w III RP oraz wpływu na to służb specjalnych. Konstatacja była taka, że jak ktoś chce podskoczyć wyżej własnej d..py, tzn. prowadzi biznes, w którym zaczynają pojawiać się naprawdę duże pieniądze i który może w jakiś sposób zagrozić innym biznesom z branży, objętych już “stosowną opieką”, wówczas może liczyć na to, że bezpieka się nim wcześniej czy później zajmie. I albo podzieli się swoim majątkiem (tzn. pozwoli na to, by służby przejęły nad nim kontrolę), albo też zostanie zniszczony. Przykład pana Romana Kluski jest tego koronnym dowodem…
Czy Amber Gold jest następna? Ja tego nie wiem… Tylko pytam…
Paweł Sztąberek

źródło: prokapitalizm.pl

# Przeszła ustawa Rona Paula dotycząca FEDu.

Zdominowana przez Republikanów Izba Reprezentantów USA przyjęła sponsorowaną przez WCz. Rona Paula ustawę, która zakłada szczegółowy audyt amerykańskiej Rezerwy Federalnej.

Inicjatywa konserwatywno-liberalnego polityka z Teksasu jednak raczej nie ma szans powodzenia w zdominowanym przez Demokratów Senacie, choć w Izbie Reprezentantów do 238 głosujących "za" Republikanów dołączyło także 89 Demokratów. Przeciwko był łącznie 98 kongresmenów.

- Nie wiem, jak ktokolwiek w ogóle może być przeciwko przejrzystości naszego systemu - powiedział p. Paul.

Źródło: www.newsmax.com
Opracował: Jarosław Wójtowicz

# Jak menelstwo dewastuje bloki socjalne.

Ekspresowo dewastowane są bloki socjalne w Toruniu - podaje serwis mmtorun.pl.

Jak podaje serwis, bloki socjalne przy ul. Olsztyńskiej w Toruniu powstały kosztem wielu milionów złotych. Były to piękne budynki, nowocześnie zaprojektowane i lśniące czystością. Niestety były, bo już nie są. Od kiedy wprowadziła się tam cała ta hołota, której miasto musi zapewnić mieszkania, bloki te są w zastraszającym tempie dewastowane. Rozkrada się i niszczy wszystko, co się da. Całość dopełniają wulgarne napisy na ścianach i podpis "patologia".
Z kolei "Fakt" opisuje rodzinę z Gdańska, która mieszka w mieszkaniu socjalnym: "Niewyobrażalny brud, bałagan, wszechogarniający smród i wyziewy alkoholu - tak wygląda komunalne mieszkanie zajmowane przez Krystynę G. i jej dwóch synów. (...) Od wielu lat nie płacą za lokum i dewastują mieszkanie. W centralnym punkcie stoi stół, a na nim oczywiście kieliszki".

Dlatego wszelka własność powinna być prywatna.

Źródło: mmtorun.pl, www.fakt.pl
Opracował: G.K.
=====================================================
To jasne ,że darmowego się nie szanuje. Tylko ,że przysłowiowe "darmowe obiady" to jeden z największych mitów socjalizmu. Coś takiego nie istnieje.

# Rostowski: Są dwa rodzaje księgowości moja i normalna.

Jacek Rostowski mówi, że to dążenie do stabilności, Leszek Miller odpowiada, że mamy do czynienia z kreatywną księgowością. W Sejmie rozgorzał spór o metodę obliczania długu publicznego. Szef resortu finansów przyznał, że definicje są dwie - polska i unijna. Dodał też, co sądzie o tej, której stosowania domaga się od nas Komisja Europejska. 


Miller odniósł się w ten sposób do słów ministra finansów Jacka Rostowskiego, który podczas porannego głosowania nad sprawozdaniem rządu z wykonana budżetu za 2011 r. - pytany przez posła Sojuszu Ryszarda Zbrzyznego, jaką metodologię przyjął obliczając wysokość długu publicznego - powiedział, że od momentu przystąpienia Polski do UE obowiązują dwie definicje długu publicznego.
Pierwsza - tłumaczył minister - to państwowy dług publiczny, który stosujemy do polskich ustaw o finansach publicznych i do obliczania progów, które decydują o tym, czy pewne działania sanacyjne czy ostrożnościowe są podjęte. Druga - mówił Rostowski - to definicja UE, Eurostatu, która jest zupełnie niezależna od tej pierwszej i zresztą często zmieniania przez urzędników średniego szczebla w Eurostacie.
Nie możemy mieć sytuacji takiej, w której polska polityka ekonomiczna będzie zmieniana w sposób raptowny i nagły dlatego, że jakieś definicje są zmieniane przez statystyków i urzędników średniego szczebla w Eurostacie w Luksemburgu - podkreślił minister finansów.
Jak zauważył, Polska należy do tych "rzadkich krajów", które mają zapisane w konstytucji ostre wymogi prawne dotyczące działań, które muszą zostać podjęte, gdy pewne progi relacji długu publicznego do PKB zostaną przekroczone. Wobec tego musimy mieć jasną definicję tego długu publicznego w prawie polskim i tej definicji nie zmieniamy - oświadczył Rostowski.
Miller powiedział na konferencji prasowej w Sejmie, że dzisiaj uzyskaliśmy potwierdzenie, że w Polsce w Ministerstwie Finansów kwitnie kreatywna księgowość. Że rząd polski zamierza tak manipulować danymi, by nie dostosować się do wskazań unijnych, a to może się skończyć bardzo poważną interwencją i bardzo poważnym konsekwencjami - zaznaczył polityk.
Zapowiedział, że skieruje pismo do Donalda Tuska, by wyjaśnił, jak rząd zamierza traktować metodologię unijną. Po drugie zwrócę uwagę, że tak frywolna interpretacja, jaką stosuje minister Rostowski, nie może mieć miejsca - dodał.
Według Millera słowa Rostowskiego powinny wzbudzić "najwyższy niepokój". Zdaniem lidera Sojuszu Rostowski ocenił, że istnieje państwowy sposób liczenia długu publicznego i że żaden Luksemburg czy Bruksela nie będą nam niczego narzucać, a poza tym sposób obliczania długu w wykonaniu unijnym to są decyzje na średnim szczeblu urzędniczym.
Jednym słowem niech sobie tam w Brukseli coś opowiadają, a my i tak będziemy liczyć według naszej metodologii. Otóż takie podejście budzi najwyższe zdumienie i oburzenie dlatego, że w taki właśnie sposób postępowali koledzy pana ministra Rostowskiego chociażby w Grecji. I wszyscy wiemy, czym to się skończyło - powiedział szef SLD.
Jak mówił, 5 lipca KE zwróciła się do władz naszego kraju, aby w metodzie obliczania długu publicznego stosować kryteria UE, a nie kierować się metodologią polską. Według unijnej metodologii - mówił Miller - polski dług publiczny wynosi 56 proc. PKB, a nie 53 proc., jak podaje Rostowski. Zdaniem Millera, gdyby do tego doliczyć inne pozycje typu fundusz drogowy czy wydatki samorządów, to "zbliżamy się niebezpiecznie" do konstytucyjnego progu 60 proc. długu w relacji do PKB.
Sejm przyjął w piątek sprawozdanie komisji finansów publicznych z wykonania budżetu państwa za 2011 r. i udzielił Radzie Ministrów absolutorium za ubiegły rok.
PAP

# "MRP najbardziej konserwatywny film wszechczasów."

[...]
Jest to również cudownie konserwatywny film -prawdopodobnie najbardziej konserwatywny film wszechczasów. Sprawia ,że konserwatyzm Mrocznego Rycerza przypomina politykę pancernika Patiomkina. Eksploduje jednym lewackim meme'm za drugim lewackim meme'm. 


(1) Okupowanie Wall Street: Cały film jest odą do tradycyjnego kapitalizmu. Bane prowadzi atakiem na Rynek papierów wartościowych Gotham i pracownik owej giełdy tłumaczy policjantowi ,wyraźnie niezadowolonemu ,że musi ryzyować życie swoich ludzi ,jak inwestycje czynią jego oszczędności więcej wartymi. Selina Kyle aka Kobieta Kot ,zaczyna jako anty-kapitalistyczna wojowniczka ,tłumacząc miliarderowi Bruce'owi Wayne'owi "Myślisz ,że to przetrwa? Nadchodzi burza Panie Wayne. Pan i Pana przyjaciele lepiej się pochowajcie kiedy uderzy ,będziesz myślał tylko o tym ,jak mogłeś żyć tak okazale i zostawiać tak niewiele dla reszty z nas". Z czasem Bane przejmuje miasto  ze swoim koministycznym-faszystowskim regimentem ,ona patrzy na potworności anty-kapitalistycznych sądów pokazowych (wzięte żywcem z Rewolucji Francuskiej ,wliczając w to proste, natychmiastowe skazywanie) i destrukcję prywatnej własności. Kiedy wchodzi do mieszkania z wyższej półki i widzi jak zostało zrujnowane mówi ,że to mieszkanie było kiedyś piękne. Jej przyjaciółka odpowiada "Teraz należy ono do wszystkich. Czy nie tego chcieliśmy"? Innymi słowy komunizm niszczy ,nie buduje. Totalitarianizm "równości" jesty tym totalitarianizmem.

 (2) Lewacki populizm: Jak Barack Obama mówi nieustannie o zwróceniu władzy ludowi ,kiedy monopolizuje całą realną władzę ,brzmii okropnie zupełnie jak Bane ,który grozi miastu kompletną destrukcją ,przy nieustającym powtarzaniu ludziom ,że to oni mają kontrolę.  

 (3) Przestępczość: W świecie Mrocznego Rycerza ,tysiące przestępców zostało zamkniętych dzięki Ustawie Harveya Denta w hołdzie jej autorowi ,zabitemu przez Batmana w poprzedniej części. Ustawa przeszła błyskawicznie z powodu śmierci Denta której Gordon i Wayne znający prawdę nie chcieli demitologizować. Bane wyjawia prawdę ,iż Dent próbował zamordować synka Gordona i mówi ludziom by wypuścili niesłusznie skazanych kryminalistów. Populacja to spełnia. I miasto kończy w ruinach.

 (4) Układność: Prezydent Stanów ma wybór ,czy wypełnić rządanie Bane'a i dostarczyć do Gotham jedzenie godząc się ,że Bane trzyma pod sobą miasto pod groźbą nuklearnej destrukcji ,lub spróbować zinfiltrować Gotham i walczyć o nie. Układność prezydenta daje katastrofalne skutki. I tak słowo "układność" pada w filmie.

 (5) Ubóstwo: Ubóstwo jest przez wielu lewaków uważane za cnotę. Nie w Mroczny Rycerz powstaje ,gdzie ci którzy dorastają w biedzie mają takie same standardy moralne jak ci którzy dorastają w bogactwie. Widzimy ,że choć Bane dorastał w biedzie w więzieniu co uczyniło go twardym ,Wayne stał się równie twardy choć dorastał we wspaniałym bogactwie. Wayne jest najbardziej poświęcającą się osobą w filmie mimo ,że jest też najbogatszą. Zamożność nie jest automatyczną moralną porażką w MRP. To narzędzie do wykorzystania w dobrym lub złym celu. I Batman używa go dla dobra.

 (6) Broń: Jedną z zasad Batmana jest ,iż nigdy nie używa broni palnej ,gdyż jego Rodzice od takowej zginęli. W pewnym momencie Kyle musi go uratować ,używając broni i mówi mu ,że nie zgadza się z jego zasadą. Ciężko widowni się z nią nie zgodzić ,widząc uzbrojonych po zęby przestępców w scenie ,gdy nieuzbrojeni Policjanci szarżują na Okupacyjną Armię Bane'a i giną oni pod ich strzałami.  

 (7) Relacje publiczne-prywatne: Bane jest w stanie rzucić miasto na kolana ,więżąc siły policyjne dzięki subsydiom rządowym dla prywatnej kompanii dla której Bane działa. Korporacjonizm nie kończy się dobrze w MRP.


(8) Zielona Energia: Bruce Wayne mało nie bankrutuje z powodu projektu zielonej energii ,który funduje. I dostrzega on również niebezpieczeństwa związane ze stosowaniem niedopracowanych pomysłów na źródła energii. Mówi ,że jeśli świat nie jest na to gotowy ,nie można tego użyć. Solyndra ,ktokolwiek? 

 (9) Prawo i porządek: Wielki moralny łuk w filmie należy do Kobiety Kot ,która przekształca się ze złodziejki uważającej się za Robin Hooda i absurdalnie mówiącej Bruce'owi ,że robi dla ludzi więcej niż on ,w obrończynię policjantów. Sprzymierza się z Wayne'm w niszczeniu Okupacyjnej Armii Bane'a ,po tym jak uświadamia sobie zło komunistycznego systemu Bane'a. 

 (10) Ludzkość: Ludzkość w świecie Nolana jest zdolna do obu "wspaniałych i strasznych rzeczy" mówiąc słowami Ras Al Gula z "Batman Początek". I Nolan nie unika żadnego z tych dwóch. Jednak wyraźnie wierzy on w potencjał bez wykluczania faktu ,iż jeśli ludzie są motywowani do robienia złych rzeczy to je robią.Mieliśmy cienie tego w Batmanie Początek ,mieliśmy sporą dawkę w Mrocznym Rycerzu i mamy najmocniejszą dawkę takiego realizmu w Mroczny Rycerz powstaje.  


To fantastyczny film ,koniec prawdopodobnie największej filmowej trylogii w hitorii. To czysta przyjemność z powodów rozrywkowych. To czysta przyjemność z powodów moralnych. Jeśli kultura jest głównym nurtem polityki ,miejmy nadzieję ,że lekcja polityki jaką jest ten film ,wpłynie na poglądy oglądających.


Przetłumaczone z:
breitbart.com

sobota, 28 lipca 2012

# Nowy film o Batmanie krytyką socjalizmu!

Zamieszczam tutaj mój wpis z portalu filmweb w którym przedstawiłem swoje spostrzeżenia i przemyślenia po obejrzeniu "Mroczny Rycerz powstaje". Tekst nieco wyedytowałem. Zapraszam do komentowania na filmwebie. Im więcej osób się wypowie, tym więcej ludzi zobaczy temat na głównej i go przeczyta.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Obejrzałem film po raz drugi i dużo więcej myśli i wniosków mi się nasunęło.
Bane jest Leninem. Najkrócej mówiąc. Najpierw jego intonacja głosu ,ogólnie sposób mówienia skojarzył mi się z jakimś komuszym wodzem ,który jest niezrównoważony psychicznie ,gada socjalistyczne bajeczki i zupełnie świadomie i cynicznie samemu w nie nie wierząc manipuluje motłochem. Takie miałem skojarzenie.
Po drugie moją uwagę zwrócił sposób trzymania rąk na kamizelce ,przypomniał mi się Lenin ,nie wiem ,czy to było z jakiegoś obrazu ,czy gdzie ten obraz mi się zakodował ,ale takowe było skojarzenie z rękami. Możliwe ,że był to trocki ,albo jeszcze inne czerwone ścierwo.
I wtedy oczywiście zrozumiałem ,że płaszcz był stylizowany by przywołać na myśl bolszewików.
Oczywiście przemówienia Bane'a i jego pomysł na Gotham (czyli świadome zniszczenie go zasłaniając się utopijną ideą) to coś co pamiętamy z lekcji historii ,z książek ,z filmów dokumentalnych ,czy z chociażby wystąpień polityków amerykańskich i unioeuropejskich.

 Przykład z naszego podwórka. Tusku obniżył płacę minimalną dla więźniów przez co zatrudnienie więźniów wzrosło o 50%. Wobec społeczeństwa odwrotnie podnosi płacę minimalną ("by żyło się lepiej") przez co teraz nawet na sprzątaczkę zaczynają się pojawiać coraz większe wymagania ,a i zwalniani są wszyscy ci których praca nie jest warta płacy minimalnej. Jest to świadome stwarzanie problemu ,w tym przypadku bezrobocia ,by potem z tym problemem "walczyć". To metoda utrzymywania się przy władzy i udawania ,że się coś robi ,by wygrać następne wybory ,przy okazji rujnując kraj ,jest stara jak sam socjalizm. Socjalistów nie obchodzi co będzie za 5 ,10 ,50 lat ,jedyne co się liczy to wygrać następne wybory. Dlatego właśnie demokracja jest najgorszym z systemów. Dyktator ,czy Król nie musi martwić się wyborami ,więc może naprawdę rządzić. Ale to już inny temat.
Jedyna różnica polega na tym ,ze tusk (i reszta socjalistów) rujnuje kraj "dobrymi chęciami" którymi nas ŚWIADOMIE rujnuje ,by utrzymać się u władzy. Bane stosował tą samą zasadę ,ale miał inną motywację.
Film był prosty jak budowa cepa więc ciężko mi wyłuskiwać więcej odniesień w tej postaci.
Niemniej Bane ma być przestrogą do czego dążą socjaliści ,żeby ludzie wreszcie się otrząsnęli i zamiast głosować na przystojniejszego ,"jedynego poważnego kandydata" ,czy też tego który najwięcej obiecuje ,zaczęli głosować WE WŁASNYM INTERESIE.
Nikt nie jest niżej od tego który mówi ,że jest równy. Socjaliści chcą wyrównywać ,zabierać bogatym ,średnim i biednym i wydawać tam gdzie uznają za stosowne po drodze kradnąc kupę kasy (dla niektórych afera PSLu jest czymś szokującym). Zniewalają ludzi swoimi regulacjami ,oczywiście dla ich dobra ,próbują manipulować ludźmi za pomocą strachu (kto pamięta histerię ,by marnować pieniądze na szczepionki które szkodziły do tego -bo umarło dosłownie kilka osób na jakąś chorobę? Teraz PO chce szczepienia i zażywanie lekarstw jako przymusowe ,a organy odpowiedzialne za to będą miały prawo użycia siły) , antagonizują biednych i bogatych , uważają ,że ludzie są tępi ,że nie mogą decydować ,czy zapiąć pas we własnym samochodzie ,czy nie ,ALE! jednocześnie "oddają władzę w ręce ludu" by w swej mądrości wybrało najlepszy rząd! (Oczywiście w zgodzie ze swoim wypranym i ukształtowanym na nowo przez media "światopoglądem".)

Rząd amerykański i (Biały!) prezydent. Cóż mogę powiedzieć ,oczywiście decyzja rządu w filmie może budzić negatywne odczucia jednak trzeba brać pod uwagę ,iż to film ,no i sytuacja w Gotham nie pozostawiała im zbyt wiele pola manewru. Niemniej padają tam niezwykle ważne słowa.
NIE NEGOCJUJEMY Z TERRORYSTAMI. To jest postawa typowa dla konserwatystów. Wynika z zasad ,to kwestia zarówno Honoru jak i zwykłej logiki. Jeżeli ktoś np. porwie mi dziecko i zażąda okupu to nie można mu go zapłacić. Trzeba zrobić wszystko by dorwać gnoja i go zabić ,zależnie od rozwoju sytuacji ,po wyroku lub bez wyroku i na miejscu.
Jeżeli się bowiem zapłaci to terrorysta porwie kolejne dziecko ,bo mu się to opłaciło. To jasne. Poza tym nigdy nie ma pewności ,czy nie zabije zakładnika tak czy siak. A więc terrorystów się zabija ,a nie negocjuje.
Przykład podejścia do kwestii zabijania jest doskonałym dowodem na cyniczną kłamliwość socjalizmu. Otóż twierdzą oni ,iż życie jest najwyższą wartością ,nie pozwalają dokonywać egzekucji nawet na masowych mordercach ,pierwsi są do płacenia okupów za jakichś tam porwanych ludzi ,zamiast namierzyć gnoi wysłać GROM,czy inny SAS i ich wybić na miejscu. A jednocześnie uważają ,że matka ma prawo na życzenie zamordować dziecko (i nie mówię o jakimś wywoływaniu poronień we wczesnym etapie ,a o o tym ,że) ,teraz niedawno grupa amerykańskich "etyków" medycznych stwierdziła ,ze powinno się rozciągnąć tzw. "aborcję",czy też "terminację" na już narodzone dzieci ,gdyż z punktu widzenia prawnego ich status jest identyczny. Na wszelki wypadek właściciel gazety zapowiedział ,że wszelka krytyka tych "etyków" będzie traktowana jako "mowa nienawiści".
A konserwatyści ,chcą ochrony życia niewinnych (jeżeli matka zaszła w ciążę nie w wyniku gwałtu to trudno ,podjęła świadomie ryzyko o nie ma odwrotu) ,za to zabijania winnych. Kara śmierci dla morderców (nie zabójców).
Jeżeli sami nie zauważyliście nigdy tych demaskujących prawdziwą naturę socjalizmu samozaprzeczeń ,jak np. właśnie promowanie aborcji ,przez tych przeciwnych karze śmierci ,albo popieraniu sponsoringu przez naczelną feministkę kraju i tym podobnych przykładów ,to mi was żal.
Jak to powiedział Edward Kuzniecow (sowiecki dysydent): „Socjalizm niewiele wymaga od człowieka – wymaga tylko, by pokochał to, czego normalny człowiek nienawidzi, a znienawidził to, co normalny człowiek kocha – i świetnie można w socjalizmie żyć!”.

Bruce Wayne = niepoprawny politycznie bo burżuazyjny i kierujący się zasadami ,mający jaja kapitalista!
Jest dziedzicem fortuny swojego Ojca na którą ten naprawdę zapracował ,nie dał mu go rząd ,sam do wszystkiego doszedł. W żadnej z części trylogii o ile dobrze pamiętam nie mamy do czynienia z jakimś interwencjonizmem państwowym ,nie słucha się o zabieraniu Wayne'owi większego procęta pieniedzy w podatkach za to ,ze jest majętny ,ani o zakazach ,czy nakazach ustawowych ,to wszystko w tym filmie lub dla tego filmu nie istnieje. Wayne produkuje broń o której wojsko może pomarzyć i urządzenia o których pomarzyć mogą państwowe organizacje chociażby NASA. Dlaczego jest w stanie je budować? Bo robi to prywatnie! Państwowe znaczy drogie i do dupy ,bo zlecenie wykona kolega zlecającego ,a nie najlepszy wykonawca i za zawyżoną cenę bo "publiczne" pieniądze są "niczyje" ,a kolega za zawyżenie ceny dostanie łapóweczkę. Dokładnie tak to wyglądało w przypadku budowy stadionu narodowego ,który kosztował nas kilka razy więcej niż jest wart i oczywiście nie dość ,ze był w zasadzie nieukończony to jeszcze na szybko tuż przez meczami naprawiono liczne wady. Dość powiedzieć ,że zawaliło się jedno z wejść na stadion. Tyle się słucha o marzeniach różnych krajów i ich organizacji wobec kosmosu. Kto finansuje kolonizację Marsa? Prywatna osoba ,holenderski milioner (czy tam miliarder) ,a państwo najpewniej będzie na niego nakładało różne wymogi ograniczenia i podatki od wszystkiego co wymyślą licząc ,że będzie na tyle uparty ,że zgodzi się by go okradziono bez żadnego powodu. Dlatego Wayne działa w ukryciu. Musi działać w ukryciu nie z powodu przestępców ,ale z powodu państwa.
Poza tym działa charytatywnie. To kojarzy się z socjalizmem prawda? Dbanie o biednych. Tylko ,że prawda jest taka ,iż np. Bill Gates daje pieniądze na cele charytatywne ,bo może ,bo socjalizm zapewnił mu rolę monopolisty ,w wolnym rynku byłby jednym z wielu i nie mógłby już robić milionów na gówno wartych dziurawych systemach które się od siebie niczym znaczącym nie różnią. Tzn. mógłby je robić ,ale by natychmiast zbankrutował. W wolnym rynku charytatywnie działa dużo więcej ludzi ,gdyż pieniędzy nie zabiera im państwo by decydować ,że bezrobotnemu się ich zarobione pieniądze przydadzą na alkohol ,więc jest co dawać ,a do tego samemu decyduje się na jakie cele i ile dawać. Wayne nie dawał pieniędzy na finansowanie zasiłków dla bezrobotnych ,ale np. na sierociniec ,by trochę osłodzić życie okaleczonych życiowo dzieci (wiem coś o tym temat jest mi znany i bliski ,bo moi Rodzice brali na wakacje i ferie dzieci z domu dziecka do nas ,by zaznały nieco ciepła ,bliskości ,przyjaźni i radości). Zapewne ,gdybym obejrzał całą trylogię ponownie miałbym więcej spostrzeżeń. Na razie to tyle.

Jokera można traktować jako symbol anarchizmu.

Ras al Gula można traktować jako symbol islamu. Ras al Gul uważał ,że Gotham jest zdemoralizowane ,upadłe i chciał zmienić Gotham wedle własnych poglądów ,samemu będąc o wiele gorszym od tego co nazywał zgnilizną. Otóż muzułmanie uważają ,że Biała cywilizacja jest upadła i zdemoralizowana i trzeba nam przywrócić drastycznymi metodami zasady ,oczywiście ich zasady. I tak obecnie do największych problemów zachodu należą masowe gwałty na Białych kobietach "które się źle prowadzą" według muslimów ,przy czym nie tylko popełniają oni jedne z najgorszych możliwych zbrodni to przy tym łamią zasady własnej religii w imię której dokonują przestępstw (muzułmanów obowiązuje utrzymanie "czystości" do czasu małżeństwa ,i nie pozwala na cudzołóstwo).
To tylko jeden przykład jak nasi afrykańscy "Ras al Gulowie" ,chcą zniszczyć nasze "Gotham". 


Powiem tak. Bane może być fascynujący ,ale wiecie ,że jest zły. Każdy z was chce być Brucem Waynem. A taką szansę dostaniecie tylko w wolnym rynku ,dlatego ...dla własnego dobra ,we własnym interesie ,głosujcie na wolnorynkowców ,na Nową Prawicę w przypadku Polski. 

[Edycja] 

Kilka fragmentów tekstów:

Anna Hornaday z The Washington Post wychwala film jako niemal klasyka, jednak wykłada: "Mroczny Rycerz powstaje ,staje się niemal duchową opowieścią o antypopuliźmie i niezachwianej wiary w prawo ,porządek i wyższej mądrości Jednego Procenta". Wskazała też ,że film tnie "wiernie do libertariańskich ciągot Batmana".

Jeden z recenzentów odnalazł nawet w tym filmie coś z Hitlera!
Nie jest przesadą powiedzieć ,że uniwersum Mrocznego Rycerza jest faszystowskie (nie twierdzę ,że Nolan ma sympatie nazistowskie) To po prostu fakt. Scenariusz Nolana po prostu pcha legendę Batmana w jego logiczną ekstremę ,jako wizji ludzkiej historii rozumianej jako zmagania między wolą jednostek wybitnych, historii symbolicznego heroizmu i poświęcenia ,przeciwstawionej beznadziejnej demoralizacji społeczeństwa. Może to zbytnie uproszczenie powiedzieć ,że to najczystsza forma ideologii która została przekazana z Ryszarda Wagnera do Nietzschego do Adolfa Hitlera ,ale nie za bardzo.

 Steven Zeitchik żali się ,iż w filmie jest człowiek który stosuje populizm by wywołać rozruchy przeciwko elitom ,oraz kobieta ,która mówi językiem "sprawiedliwości społecznej" ,jednak oboje są w filmie morderczymi złoczyńcami!

Dezorientacja Zeitchika wydaje się być wręcz histeryczna. Okupacja -zła? Populistyczne rozruchy -negatywne? Jest wtraźnie skonsternowany ,że mechanizmy "wojny klas" zostały w tym filmie zdemaskowane.
Dalej w tekście ów żyd dziwuje się ,jak bohaterem może być milioner. 
Później stwierdza ,iż najbardziej jaskrawie polityczną sceną jest ta ,gdy Bane wprowadza ludzi w populistyczny szał ,a ci dosłownie wyrywają bogaczy z ich penthouse'ów ,maltretują ich i okradają. "Język rewolty i sprawiedliwości powinien budzić sympatię wobec rebeliantów. Jednak przemoc ich ataków stawia cię ,dyskomfortowo , po stronie  potłuczonych bogaczy". 
 Ale żyd dopiero się rozkręcił. Prawdziwie komediowa tyrada dopiero nadchodzi:
 Jednak jest sposób by dokonać syntezy tego wszystkiego ,by uargumentować ,że Nolan nie popiera niepochamowanego aktywizmu Bane'a ,ani apatycznego oportunizmu Wayne'a. To kombinacja dwóch ,rodzaj ściągania wisiennki z tortu obu stron ,rodzaj odpowiedzialnego kapitalizmu. 
Wkładając uniwersalne prawdy w usta kogoś tak nikczemnego jak Bane ,Nolan niekoniecznie dezawuuje je. On tylko ostrzega ,że mogą one szybko zmutować.
I Wayne w całej swojej samolubności ,jest oczywiście otrząśnięty z jego apatii. W kulminacyjnej scenie filmu ,nie tylko ryzykuje on życie by uratować innych ,ale również w epilogu otwiera sierociniec. I to jest ten Wayne którego Nolan uważa za bohatera.
Myślcie o rewolucji ,Nolan zdaje się mówić ,jednak prowadźcie ją z litością. Uskuteczniajcie wolny rynek ,ale róbcie to z duszą.

BEZ KOMENTARZA ,bo nie mogę ze śmiechu.