sobota, 29 grudnia 2012

# Zielona wyspa czy Disneyland?


# Kowalski i Winnicki dla "Najwyższego Czasu!".

Zgodzić mogę się w zasadzie ze wszystkim poza tą "składką solidarnościową" ,to nic innego jak okradanie młodych ludzi ,którzy chcą zakładać Rodziny ,nie ma żadnego powodu dla którego miało by to być uzasadnione. Pieniądze na spłacenie emerytur i to z dużą nadwyżką będą jak się zlikwiduje 90% stanowisk urzędniczych,czyli bezproduktywnych ,absolutnie zbędnych pochłaniaczy pieniędzy. Niedawno kilka miast zrezygnowało z podatku od psów bo podatek nie pokrywał kosztów egzekucji! Ile pieniędzy zmarnowano!

czwartek, 27 grudnia 2012

# Polska już cała wyprzedana?


Resort skarbu chce w 2013 r. uzyskać 5 mld zł przychodów z prywatyzacji 160 spółek - poinformował Minister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski. Dodał, że przychody z prywatyzacji na koniec 2012 r. wyniosą w sumie ok. 9 mld zł.

Minister przekazał, że obecnie uzyskano powyżej 93 proc. przychodów z prywatyzacji planowanych na ten rok.
Pomimo trudnej sytuacji na rynku, także z punktu widzenia przedsiębiorcy pozyskującego kapitał na transakcje, udało się do końca tego roku pozyskać 106 inwestorów dla spółek. Dodał, że do końca br. zostało jeszcze do podpisania kilka umów prywatyzacyjnych.

Nie zmieniamy naszych prognoz na 2013 r., czyli planujemy pozyskać 5 mld zł przychodów z prywatyzacji. Po wszystkich procesach prywatyzacyjnych w 2012 r., zostało do sprzedania jeszcze ok. 160 podmiotów w 2013 r. i na tym, byśmy zamknęli prywatyzację, którą resort skarbu rozpoczął dwadzieścia lat temu - powiedział podczas konferencji prasowej Budzanowski. Innymi słowy wyprzedaż Polski ma się ku końcowi, a ostatni gasi światło…
źródło:  aktyw14.net

# Obama ma kompleks janosika - MMK.


# Stołeczni policjanci oskarżeni o korupcję.


Ponad 100 tys. złotych łapówek w latach 2009-2010 mieli przyjąć byli stołeczni policjanci z Wydziału Techniki Operacyjnej. Były naczelnik wydziału Mariusz K. oraz jego zastępca Jarosław N. przyjmowali pieniądze “za zgodę na dostarczenie sprzętu do pracy operacyjnej” – donosi TVP Info.
Funkcjonariusze zostali oskarżeni o przyjmowanie korzyści majątkowych przy kontraktach dla dwóch firm, przy czym co najmniej trzykrotnie dopuścili się przestępstw korupcyjnych na łączną kwotę stu tysięcy złotych. Ponadto odpowiedzią również za wyłudzenie łapówki w zamian za możliwość sprzedaży policji samochodów.
Wraz z oskarżonymi policjantami zarzuty usłyszał także biznesmen Artur E., który najprawdopodobniej doradzał funkcjonariuszom jak skutecznie wyłudzać łapówki. Wcześniej zajmował się on oszustwami przy sprzedaży sprzętu RTV i AGD, następnie zajął się sprzedażą samochodów. Tutaj też nawiązał kontakty z oskarżonymi policjantami, którym dostarczał m.in. samochody po zawyżonych cenach, aby czerpać z tego obustronne korzyści.
Wydział Techniki Operacyjnej zajmuje się m.in. podsłuchami i inwigilacją, a więc śledzeniem i nagrywaniem za pomocą specjalistycznego sprzętu. Śledztwo w sprawie nieprawidłowości w stołecznej jednostce zaczęło się w 2010 roku, kiedy wyszły na jaw informacje o podejrzanych zażyłościach między jednym z biznesmenów a policjantami z WTO. Oskarżonym funkcjonariuszom grozi do 8 lat więzienia.
na podstawie: tvp.info
źródło: http://www.autonom.pl/?p=3651

# Facebook-największa sieć szpiegowska świata.


środa, 26 grudnia 2012

# Europejski nacjonalizm ,a amerykański imperializm.


Za umowny początek amerykańskiego imperializmu można uznać przystąpienie USA do I wojny światowej. Amerykanie zrezygnowali wówczas ze swojej prawie stuletniej doktryny izolacjonizmu i nieingerencji w sprawy europejskie. Od tamtej pory z każdym rokiem ich pozycja na świecie rosła, aż do momentu uzyskania całkowitej dominacji po zakończeniu Zimnej Wojny.
Europejski nacjonalizm wobec amerykańskiego imperializmuImperialna polityka Stanów Zjednoczonych niesie negatywne konsekwencje i te postaramy się ukazać. Na różnego rodzaju forach politycznych często padają pytania, dlaczego nacjonaliści nie popierają USA. Przecież ten kraj jest ostoją cywilizacji zachodniej i walczy z islamskim fundamentalizmem. Niestety, piękne hasła walki z terroryzmem, szerzenia demokracji, tolerancji i praw człowieka, z którymi na swoje krucjaty wyrusza armia amerykańska, jak to zwykle bywa, są tylko przykrywką dla pazernego dobierania się do zasobów naturalnych i bogactwa napadanych krajów, rozszerzania strefy wpływów i usadawianiu „swoich” ludzi na stołkach. Tak było z Irakiem, kiedy wszem i wobec trąbiono o broni masowego rażenia będącej w posiadaniu Saddama Husajna. Tego samego, złego Saddama, z którym Stany kilka dekad wcześniej owocnie współpracowały, dostarczając sprzęt wojskowy, informacje wywiadowcze i materiały niezbędne do wytwarzania różnego rodzaju broni masowego rażenia, którą Bagdad wykorzystywał w wojnie z Iranem. Analogiczna sytuacja była z agresją na Afganistan. Osama Bin Laden i talibowie odpowiedzialni za ataki 11 września, inwazja i okupacja, która kosztowała życie wielu ludzi.
Ameryka, przez swoje militarne interwencje, jest odpowiedzialna za cierpienia rzesz ludności w wielu zakątkach świata. Ubocznym skutkiem wojen i rewolucji wzniecanych przez Wujka Sama są migrację ludności – w większości przypadków do Europy. Przykładów nie trzeba szukać w zamierzchłej przeszłości – w 2011 roku rewolucje w państwach północnej Afryki, w których roznieceniu pomogły Stany, spowodowały falę imigrantów płynących na czym tylko się da w kierunku Europy (autonom.pl/?p=837).
Interwencje militarne USA doprowadziły do destabilizacji Bliskiego Wschodu, ale również Europy nie ominęła „pomoc” wielkiego brata zza oceanu. Po II wojnie światowej wojska amerykańskie zostały na terenie Niemiec i tam też żołnierzy  amerykańskich jest najwięcej. Na Starym Kontynencie stacjonuje ich ok. 100 tys. Same bazy w Niemczech jednak nie wystarczały Amerykanom. Po bombardowaniach Serbii w 1999 roku i stworzeniu fasadowego, bandyckiego państwa Kosowo, zbudowano od zera bazę wojskową Camp Bondsteel. Czy Amerykanie oderwali kolebkę serbskiej państwowości z humanistycznych pobudek, żeby ratować biednych Albańczyków przed agresją ze strony Serbów? Wyjaśnia to Piotr Bein w książce „Nato na Bałkanach”: „Przez Bałkany i Serbię przebiegają planowane nitki rurociągów obsługujących Europę Zachodnią i USA. (…) Waszyngton ma zrobić z NATO ochroniarza swych globalnych interesów… Węzeł bałkański leży na szlaku przesyłu ropy i gazu z Azji Środkowej na Zachód, na trasie adriatyckiej odnogi szlaku, bo inna kończy się w Cejhan nad Morzem Śródziemnym, skąd ładunek mogą zabierać 300-tysięczniki. Największy tankowiec na Morzu Czarnym nie przekracza 150 tys. ton, bo nie przepłynąłby przez Bosfor. Zależny od ropy Zachód nie może pozwolić, by Jugosławia czy Serbowie kontrolowali strategiczne skrzyżowanie korytarzy tranzytowych. USA zbudowała zatem w Kosowie bazy Bondsteel i Monteith, największe i najkosztowniejsze od czasu wojny w Wietnamie…”. W tym miejscu warto wspomnieć o manifestacji „Kosowo jest serbskie”, którą od 2011 roku współorganizuje środowisko autonomicznych nacjonalistów. Oprócz poparcia dla serbskiego Kosowa, manifestacja jest też sprzeciwem wobec imperialnych działań Stanów Zjednoczonych.
W 2012 roku Amerykanie zawitali do Polski. W bazie lotniczej w Łasku stacjonuje już oddział amerykańskiego wojska. Kolejni żołnierze będą stacjonować zapewne w Redzikowie, gdzie pod koniec listopada 2012 pojawiła się grupa inżynierów Korpusu Inżynieryjnego Armii USA, żeby obejrzeć lotnisko i zrobić pomiary przed planowaną budową elementów tarczy antyrakietowej. Obecność Amerykanów wywołała euforię wśród tzw. polityków, od lewicy po prawicę. Tzw. minister obrony narodowej Tomasz Siemioniak powiedział, że „amerykańscy żołnierze w Polsce to spełnienie marzeń”. Od 1945 roku zatem nic się nie zmieniło – niewolnicza mentalność jest nadal główną cechą ludzi sprawujących władzę w Polsce, a jej skutkiem będzie umacnianie w roli światowego żandarma Stanów Zjednoczonych.
Nie sposób nie wspomnieć o współpracy USA z Izraelem. Stany wykorzystują swoją pozycję światowego imperium do obrony Izraela – państwa, które jest największym zagrożeniem i przeszkodą do zaprowadzenia pokoju na Bliskim Wschodzie. Wszystkie rezolucje i działania uderzające w syjonistyczne państwo podejmowane na forum ONZ są od razu „torpedowane” przez USA, stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Pod koniec listopada, gdy w ONZ odbyło się głosowanie nad zmianą statusu Autonomii Palestyńskiej z obserwatora na nieczłonkowskie państwo obserwatora, jednym z 9 państw będących przeciw były Stany Zjednoczone. Pomoc dla Izraela nie ogranicza się tylko do działań dyplomatycznych – co roku duża część budżetu amerykańskiego przeznaczana jest na pomoc militarną dla Tel Avivu. W 2013 roku będzie to 849 milionów dolarów.
Amerykański imperializm to także „inwazja” gospodarcza i kulturowa. Znakiem rozpoznawczym imperializmu gospodarczego stała się sieć gastronomiczna McDonald’s, szumnie zwana restauracją. Obecna jest w ponad 100 państwach na świecie. Słynie z niezdrowego jedzenia, łamania praw pracowniczych i agresywnych kampanii reklamowych skierowanych do osób najmniej odpornych na chwyty marketingowe – dzieci. Ponadto w każdym miejscu, w którym się pojawia, niszczy lokalną kuchnię i rynek gastronomiczny. Są jednak państwa, gdzie rząd liczy się ze zdaniem społeczeństwa i tak było w Boliwii – McDonaldsa się po prostu pozbyto (autonom.pl/?p=1090). Amerykańskie korporacje to nie tylko McDonald’s i firmy z branży gastronomicznej. Do największych firm należą Microsoft, potentat branży paliwowej Exxon, Chevron, największy dostawca usług finansowych na świecie Citigroup (w Polsce jest właścicielem m.in. banku Citi Handlowy) czy Procter & Gamble, działający w segmencie FCMG, do którego marek należy np. Gillette.
Nad Wisłą firmy z Ameryki pojawiły się w okresie transformacji ustrojowej, często przejmując za bezcen dobrze prosperujące polskie zakłady. Firmy te, podobnie zresztą jak żołnierze, przynoszą wraz z sobą amerykański styl życia – kolejną część składową amerykańskiego imperializmu. Pierwszą dziedziną kultury, która od razu kojarzy się ze Stanami, jest kinematografia. Repertuar kin stanowią głównie produkcje hollywoodzkie. Oprócz niezbyt skomplikowanej fabuły (w uproszczeniu oczywiście), filmy z Fabryki Snów mają jeszcze jedną cechę charakterystyczną. Otóż w większości z nich występuje pozytywna postać – inteligentna, oczytana, pełna cnót wszelakich i wciela się w nią aktora bądź aktorkę czarnoskórą. Natomiast w rolach szumowin i zwykłych debili obsadza się aktorów białych. Tak było chociażby w „Siedem”, gdzie porucznik Somerset, którego grał Morgan Freeman, jest znającym literaturę, trzeźwo myślącym człowiekiem, natomiast Mills (Brad Pitt) to jego całkowite zaprzeczenie. Kino, łatwo dostępna i lubiana przez szerokie rzesze ludzi rozrywka, to najprostszy i najbardziej skuteczny sposób na „przeszczepienie” amerykańskich wzorców do innych państw.
Amerykański rząd, poprzez m.in. szantaż, próbuje w krajach słabszych ekonomicznie wprowadzić konkretne, korzystne dla dewiantów rozwiązania prawne dotyczące homoseksualizmu i innych chorób, uzależniając od tego pomoc humanitarną czy finansową (pch24.pl/lewacki-imperializm-kulturowy-obamy,7227,i.html). W państwach europejskich promują dewiację jawnie – ambasador USA na Węgrzech uczestniczyła w lipcu br. w marszu zboczeńców w Budapeszcie.
Nie omijają nas święta zza oceanu. Walentynki już się przyjęły, nachalnie promowane Halloween zadomowiło się, ale przegrywa z tradycyjnym dniem Wszystkich Świętych i Zaduszkami. Boże Narodzenie kojarzy nam się z grubym, siwowłosym starcem z długą brodą, ubranym w czerwony strój, przemierzającym świat na saniach ciągniętych przez renifery – św. mikołajem. Jest to postać wymyślona na potrzeby reklam Coca–Coli. Szybko zyskała popularność, stając się komercyjnym symbolem świąt i wielu osobom przesłoniła ich sens. Prawdziwy Św. Mikołaj, biskup Miry, został zapomniany. Nie obchodzimy jeszcze Dnia Dziękczynienia, ale nie jest powiedziane, że w przyszłości to święto nie wywędruje poza USA i Kanadę, o ile oczywiście będą z tym związane korzyści finansowe.
Działalność Wujka Sama powoduje sprzeciw wśród ludności całego świata. Nacjonaliści europejscy również wpisują się w nurt oporu wobec imperialnej polityki USA. W Niemczech corocznie organizowany jest Antikriegstag – demonstracja przeciwko wojnie, kapitalizmowi i globalizacji. Antikriegstag gromadzi ludzi z całej Europy. W innych państwach manifestacje wymierzone są przeciw konkretnym lub potencjalnym przedsięwzięciom Ameryki – tak było np. na Węgrzech, gdzie Jobbik demonstrował pod ambasadą amerykańską przeciw możliwej agresji na Iran.
Nasi żołnierze giną w interesie obcego nam narodu. Płacimy miliardy złotych na wojnę w Afganistanie, podczas gdy w kraju tnie się wydatki na świadczenia socjalne, edukację i służbę zdrowia. Dziś w interesie narodów Europy leży sprzeciw wobec USA. Nie wobec narodu amerykańskiego, ale jego rządu i polityki przez niego prowadzonej. Dla światowego pokoju. Dla obrony naszej tożsamości.
W

# 30km/h w miastach całej UE?

Czy czeka nas wprowadzenie ograniczenie prędkości do 30 km/h? Komisja Europejska zaakceptowała oficjalnie Europejską Inicjatywę Obywatelską "30 km/h - ulice przyjazne życiu!".

Decyzję w tej sprawie podjęto po trwającym 2 miesiące sprawdzaniu, czy inicjatywa jest zgodna z prawem. Okazało się, że tak, więc od teraz można rozpocząć proces zbierania podpisów pod inicjatywą wprowadzenia ograniczenia prędkości do 30 km/h w miastach całej UE.

- Mówimy wszystkim, że skorzystają z bezpieczniejszego, czystszego, cichszego środowiska miejskiego, wyrażając poparcie na rzecz tej inicjatywy. Wspaniałe, że obywatele mogą składać tego rodzaju petycję, aby poprawić jakość życia w swoim otoczeniu - powiedziała p. Anna Semlyen z brytyjskiej kampanii 20's Plenty for Us.

Źródło: 30kmh.eu
Opracował: TP

# Berlin wymusi kamery w samochodach!

Jak podaje "Motor", w imię bezpieczeństwa uniourzędasy chcą nakazać, by w każdym nowym samochodzie były zainstalowane obowiązkowe kamery rejestrujące obraz i prędkość.

Obowiązkowe "czarne skrzynki" w każdym nowym aucie od 2015 r. to pomysł niemieckiego parlamentu, który wystąpił do Komisji Europejskiej o przygotowanie odpowiednich przepisów. Nagrany film miałby umożliwiać ustalenie przyczyny wypadku drogowego czy sprawdzenie, jak szybko pojazd poruszał się przed zdarzeniem drogowym.
Ponadto zdaniem niemieckich polityków montowanie "czarnych skrzynek" spowoduje spadek liczby wypadków o co najmniej 10%, gdyż kierowcy, wiedząc o urządzeniach, będą bezpieczniej zachowywać się na drodze.

Źródło: motoryzacja.interia.pl
Opracował: TC

# Miliony imigrantów we Włoszech.

Jak wynika z analiz wyników spisu powszechnego we Włoszech, liczba cudzoziemców w tym kraju na przełomie ostatnich 10 lat zwiększyła się o ponad 3 miliony. Tendencja wzrostowa u imigrantów znacząco wzrosła szczególnie w okresie ostatnich 2 lat.
Włochy zamieszkuje obecnie około 60 milionów ludzi. Liczba rdzennych Włochów zmniejszyła się przez badany okres (10 lat) o ponad 250 tysięcy. W tym samym czasie wzrosła natomiast liczba przybywających do Włoch imigrantów, zwłaszcza z krajów afrykańskich i arabskich. Według wyliczeń, po znacznym wzroście liczby imigrantów we Włoszech, stanowią oni obecnie około 6 milionów mieszkańców całego kraju – są to jednak statystyki oficjalne, które nie biorą pod uwagę stale aktywnej nielegalnej imigracji.
Główną przyczyną wzrostu liczby cudzoziemców zarówno we Włoszech, jak i w całej Europie, była tzw. “Arabska Wiosna”, czyli fala buntów i rewolucji, które przetoczyły się przez kraje Afryki Północnej i na Bliskim Wschodzie. Wówczas wielu cywilów zamieszkujących te lądy masowo zaczęło wsiadać na łodzie i płynąć w kierunku Europy – pierwszym przystankiem była zazwyczaj włoska wyspa Lampeduza, która przeżyła prawdziwe oblężenie imigrantów. Przez dłuższy okres czasu na Lampeduzie to właśnie imigranci stanowili większość “mieszkańców”, znacząco przerastając rdzennych Włochów.
Według ostatniego spisu włoskiej ludności, największy wzrost cudzoziemców odnotowano w regionach Trentino-Alto Adige, Emilia-Romagna, Lacjum, Lombardii i Veneto. Większość obcokrajowców zamieszkuje północną część kraju,  a prawie 1/4 z nich – Lombardię.
na podstawie: Euromag, Associated Press
źródło:  autonom.pl

# Wyższość społeczeństwa obywatelskiego nad państwem policyjnym.


W niedawnym tekście skrytykowaliśmy państwo milicyjne. Jak wiadomo skomentować bez alternatywy to byle gówniarz potrafi, tak więc prezentujemy tekst, który przedstawia ideę alternatywną do wszelkiego rodzaju państw milicyjnych czy policyjnych.

Państwo policyjne
W państwie policyjnym za porządek społeczny odpowiadają mocno rozwinięte gałęzie systemu policyjnego, z równoległym akcentem na ograniczanie swobód obywatelskich. Idea powstała dwutorowo – w upadłych systemach socjalistycznych w wyniku reformacji państwa milicyjnego, a w państwach zachodu w wyniku krokowych reform ograniczających społeczeństwo (obrazek niżej).
Rysunek 1 - państwo policyjne - geneza w krajach postsocjalistycznych i zachodnich.

Formalnie mówi się, iż państwo policyjne powstaje w celu ochrony obywatela. Prawda jest oczywiście inna – ideę podchwyciły współczesne środowiska władzy i pieniędzy, aby możliwie kontrolować społeczeństwo, na którym robią kasę.
Naczelną wadą państwa policyjnego jest jego praktyczny wygląd. Autor pozwolił sobie to zobrazować i wytłumaczyć dalej:
Rysunek 2 - państwo policyjne w praktyce.

Jak widać, rozwój państwa policyjnego jest bardzo podobny do sytuacji opisanej w przypadku milicyjnego. Ograniczenie swobód obywatelskich prowadzi do niczego innego, jak słabości w chwili ataku przestępcy. Nie mamy broni, ani nie umiemy walczyć, w dodatku boimy się zasad obrony koniecznej. Policja przyjedzie po fakcie, jak już będziemy ofiarą i nikt nie odda nam zaistniałej krzywdy – żadne procedury policyjne nie zmienią faktu, iż ktoś został pobity, okradnięty, zgwałcony czy zamordowany.
Duża ilość funkcjonariuszy powoduje ich niski poziom i skłonność do łapówkarstwa, a co za tym idzie, również wyżywania się na dolnych półkach społecznych z odpuszczeniem klasy finansowo-rządzącej. Podobnie również wygląda sytuacja „zrzutu” funkcjonariuszów z różnych regionów do jednego środowiska – nie rozumieją grup społecznych ani nie radzą sobie z przydzielonym regionem.
Potężny rozwój policji wspartej prawem, pieniędzmi i nowoczesnym sprzętem daje drogę do nadużyć i terroru wobec społeczeństwa, które nie jest w stanie się obronić – władza może do woli narzucać wojny, reformy i kulturę skrajnych środowisk.

Państwo obywatelskie
Idea obywatelska jest bardzo prosta – zamiast budować sztuczny twór policji, inwestycja idzie w naturalne społeczeństwo. Rozpisano to dalej:
Rysunek 3 - praktyka społeczeństwa obywatelskiego.

Policja wraca do normy, czyli zajmuje się prawdziwą przestępczością odpuszczając drobnostki społeczeństwu. Mała liczba funkcjonariuszy, wysokie wypłaty i wymagania prowadzą do profesjonalizacji policji – znika łapówkarstwo i nadużycia. Dodatkowo ciało policji jest na tyle małe, iż nie można go użyć do zbiorowego terroru wobec obywateli.
Społeczeństwo dostaje prawa do siły i wolności – może się bronić i nie musi oddawać wszystkich spraw w ręce policjantów. Broń i sztuki walki są powszechniej dostępne, dzięki czemu ludziom łatwiej się bronić. Zasady obrony koniecznej zostają zliberalizowane na korzyść zaatakowanego – znikają sytuacje, gdzie władza udowadnia nam, iż za bardzo uszkodziliśmy przestępcę i poniesiemy za to karę. Ludzie znający swój region zdecydowanie lepiej radzą sobie z obroną i ściganiem niż zewnętrzne środowiska policyjne. Powszechne mentalność solidarności i patriotyzmu cementuje w społeczeństwie obronę przed kryminalistami.

Potrzebne reformy i komu to przeszkadza?
Potrzebne reformy są następujące:
  • · Policja: zmniejszenie ilości, zwiększenie wypłat i jakości oraz koncentracja na realnych przestępstwach typu kryminalnego czy drogowego.
  • · Obywatele: propaganda lokalnego patriotyzmu i współpracy sąsiedzkiej, ułatwienie dostępu do broni i liberalizacja zasad obrony koniecznej.
Sprawa stoi jasno – państwo obywatelskie jest znacznie lepszą opcją niż policyjne. Pytanie więc, kto stoi na przeszkodzie jego wprowadzenia? Winni są oczywiście starzy komuniści i zachodnie środowiska finansowo-rządzące. Państwo obywatelskie to silne społeczeństwo, marginalna policja i co za tym idzie brak możliwości terroryzowania obywateli i ustawiania ich wg woli władzy. Państwo policyjne to wielkie i wpływowe sfery policji, osłabione społeczeństwo i co z tego wychodzi możliwość pacyfikacji i ustawiania obywateli wg pomysłów władzy. Każdy normalny człowiek wybierze pierwszą opcję. Stara komuna jest wychowana w mentalności państwa milicyjnego, więc jak najbardziej wybierze analogiczną opcję policyjną i wykorzystując znajomości zablokuje wszystkie pozytywne reformy - lud ma na nich pracować i nie ma prawa do głosu. Zachodnie elity wychowane w egoizmie i pieniądzu podobnie wybiorą drugą opcję – mamy pracować w ich korporacjach i nie robić żadnych problemów.

Idea
Co powinien zrobić w tej kwestii Nacjonalista:
  • · Nagłaśniać: przypadki nadużyć policyjnych, kultury milicji i używania prewencji do siłowej terminacji woli władzy.
  • · Propagować: ideę państwa obywatelskiego, w tym lokalny patriotyzm, współpracę, liberalizację zasad obrony koniecznej i dostępu do broni.

M.J.M.
źródło: inicjatywa14.net

# Marian Kowalski na Manifestacji Antykomunistycznej.


# Toruńscy nacjonaliści dla Domu Dziecka.

Dnia 21 grudnia postanowiliśmy po raz kolejny zorganizować świąteczną niespodziankę dla najmłodszych podopiecznych toruńskiego domu dziecka. Inicjatywa Narodowa „14” zadziałała wspólnie z toruńską Młodzieżą Wszechpolską. Zebraliśmy prezenty w postaci słodyczy, zabawek oraz ubrań. Udaliśmy się z tym do domu dziecka krótki czas przed świętami.
Nasza kilkuosobowa delegacja (zasłaniamy twarze na zdjęciu, bo nie o promowanie swojej osoby nam chodzi) została ciepło przywitana przez jedną z Pań opiekunek. Z racji goszczenia tam nie po raz pierwszy - już w pierwszej chwili zostaliśmy rozpoznani. Po wniesieniu wszystkich prezentów do specjalnego pomieszczenia, otrzymaliśmy zaproszenie do wspólnego zdjęcia z dzieciakami, w tym celu udaliśmy się do pokoju zabaw gdzie maluchy spędzały wolny czas.
Mimo, że na wiele rzeczy możemy spojrzeć chłodno to reakcja dzieci bardzo nas poruszyła. Moc uśmiechu, oraz uściski jakimi byliśmy obdarowani sprawiły, że ta chwila była naprawdę wyjątkowa. Nie sądziliśmy, że grupa kilku młodych, przeciętnie wyglądających chłopaków wzbudzi takie emocje.
Po krótkotrwałej (niestety) integracji postanowiliśmy uwiecznić wszystko na zdjęciach i zakończyć naszą wizytę, po której myślę, że każdy z nas miał o czym myśleć. Ja sam muszę stwierdzić, że po tej wizycie czuję się nieco odmieniony. Myślałem, że moje życiowe problemy są poważne, lecz co może się równać z brakiem rodziny… zwłaszcza w czasie świąt? Namawiamy wszystkich do podobnych zbiórek w przyszłości.
Wesołych Świąt i szczęśliwego nowego roku życzy:
Inicjatywa Narodowa „14”
 
źródło: inicjatywa14.net

# Feministki -aktywistki czy pracownice?


Chyba najbardziej znaną obecnie na świecie grupą feministyczną jest ukraiński, skandalizujący FEMEN, organizujący protesty, których charakterystycznym elementem są rozebrane aktywistki. Czy na pewno aktywistki? Może powinno się pisać pracownice FEMEN? Zagraniczne podróże działaczek FEMENu i zawsze gotowe zaplecze medialne dla ich protestów niejednemu obserwatorowi przywodzi na myśl to, że jest to grupa sponsorowanych kobiet mająca robić szum wokół danych tematów. A są to tematy, za którymi w polityce i mediach stoją poważne lobby, np. aktywiści homoseksualni czy lobby aborcyjne.
newfemen2Protesty FEMENu skierowane są przeciwko kościołom, religiom i ich wyznawcom, przeciwko tym, którzy nie godzą się i protestują przeciwko aborcji, promowaniu homoseksualizmu a także przeciwko konkretnym politykom czy środowiskom politycznym. Ich akcje odbywają się w różnych europejskich miastach, co daje do zrozumienia, że organizacja nie jest środowiskiem ubogim.
Dziennikarka jednej z ukraińskich stacji telewizyjnych postanowiła przeprowadzić dziennikarskie śledztwo i jako ochotniczka zgłosiła się do FEMENu, uczestniczyła w ich protestach i nagrywała wszystko ukrytą kamerą. Jak się okazało, bycie “aktywistką feministyczną” to całkiem dobrze płatna praca. Przy okazji “aktywistki” mają swoje medialne pięć minut. Jak opisuje to dziennikarka, przez kilka tygodni uczono ją profesjonalnego PR, przyciągania uwagi dziennikarzy, agresywnego demonstrowania oraz umiejętności wcielenia się w rolę ofiary po ewentualnych zajściach spowodowanych ich prowokacjami.
Debiut dziennikarki odbył się w Paryżu, gdzie swoją placówkę otworzył FEMEN. Tam po raz pierwszy wzięła udział w zorganizowanym przez nie proteście. Przelot i zakwaterowanie w Paryżu opłacił FEMEN, podobnie jak taksówki, wyżywienie, usługi wizażystek i zakupy. Na każda działaczkę wydano tysiąc euro dziennie. Każda z “aktywistek” otrzymuje także miesięczną wypłatę ok. tysiąca dolarów, co przewyższa prawie trzykrotnie zarobki na Ukrainie. Całkiem poważne koszty to także utrzymywanie biur organizacji w Kijowie i Paryżu.
Kto stoi za działaniami FEMENu można się domyślać. Mniejsza o osoby prywatne występujące w roli sponsorów, ale biorąc pod uwagę ideologiczną linię i tematykę ich działalności wnioski zdają nasuwać się same. Środowisko tak rozchwytywane medialnie siłą rzeczy stałoby się obiektem głębszych analiz i prób odpowiedzi na  nasuwające się pytanie “kto za tym stoi?”. Jednak opisując akcje FEMENu media nie spekulują, przekaz podany jest tak, jak w zamyśle FEMENistek.
Akcje FEMENu:
Pracownice (tak je nazywajmy) FEMENu brały udział w wielu akcjach w Europie, zawsze przyciągając dużą uwagę mediów. To, że ich akcje są upolitycznione, a działania skierowane na wsparcie danych środowisk nie ulega wątpliwości.
10 grudnia 2011 FEMENistki nawiedziły Mińsk. Po ich akcji przed budynkiem KGB w świat poszła poruszająca wiadomość o zaginięciu ich trzech “aktywistek”. Miały paść ofiarą tortur ze strony KGB i białoruskiej milicji. Wszczęto dramatyczną akcję, w którą zaangażowano media i pracowników ukraińskiej ambasady na Białorusi, oraz ukraińskiego MSZ. Jednak te, zdawać by się mogło, traumatyczne przeżycia nie zniechęciły nieustraszonych feministek. Na Białorusi protestowały za “wolnością dla więźniów politycznych”, wpisując się w schemat opisywania Białorusi jako reżimu przez mainstreamowe media. Protest w Mińsku odbył się w rocznicę wygranych przez Aleksandra Łukaszenkę wyborów.
FEMEN nie ukrywa swoich sympatii dla Julii Tymoszenko, Unii Europejskiej i Zachodu. Dzięki akcji FEMENu w mediach zaznaczyła swoją obecność także białoruska opozycja, która symbolicznie wręczyła feministkom kwiaty i przeprosiła za przykrości, jakie spotkały ich z rąk milicji i KGB.
Przeciwko komu jeszcze protestowały pracownice FEMENu? 9 grudnia 2011 pojawiły się w Moskwie, skąd światowe media szeroko relacjonowały protesty opozycji przeciwko władzom. Jednak ich obecność i aktywność nie została tam zauważona. W listopadzie 2010 protestowały przed irańską ambasadą w Kijowie przeciwko karze śmierci dla Sakineh Mohammadi-Ashtiani, oskarżonej o cudzołóstwo i zamordowanie męża. Tym razem zrezygnowały z pokazywania piersi, przyniosły kamienie i klęcząc krzyczały “Nie zabijaj!”. Do ambasadora Iranu krzyczały “Wyjdź tu morderco”. Pod ambasadą obiecały pojawić się kiedyś w Iranie, jednak do tej pory nie udało im się tam dotrzeć.
Dotarły za to do Paryża, gdzie przy okazji głośnej sprawy szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Dominika Strauss-Kahna, postanowiły odegrać rolę obrończyń wykorzystywanych kobiet. Pokrzyczały tam o nim, o erotycznych zabawach Silvio Berlusconiego i romansie Billa Clintona. Przeciwko Berlusconiemu protestowały też pod włoską ambasadą w Kijowie. Tam zaznaczyły dokładnie swoje polityczne upodobania, zaznaczając wyraźny sprzeciw wobec Janukowycza (“Jesteśmy przeciwko Berlusconiemu ponieważ tu, na Ukrainie mamy taką sama sytuację z Janukowyczem” – mówiły działaczki FEMENu). To, że nikt nie słyszał, aby Janukowycz kiedykolwiek organizował “bunga-bunga” nie miało tu żadnego znaczenia.
Od ukraińskich feministek dostało się także papieżowi. Dotarły one na Plac Św. Piotra, gdzie wymachiwały, oprócz nagich piersi, także plakatem z napisem “Wolność dla kobiet”. Jak tłumaczyły, protestowały przeciwko “papieskiej propagandzie patriarchalnej”. Na miejscu zostały zatrzymane i spędziły cztery godziny na komisariacie policji, co też, oczywiście, uwypuklono w relacjach medialnych. Odgrywanie roli ofiary jest bardzo ważne w podobnej działalności. Podobną taktykę stosuje m.in. środowisko homoseksualne czy organizacje zrzeszające zawodowych “antyfaszystów”.
Jednak większość akcji FEMENu ma miejsce na Ukrainie. Przyglądając się im zwrócimy uwagę na to, że pod ostrzał ich krytyki nigdy nie dostawali się politycy “pomarańczowych”. Nigdy nie dostało się Wiktorowi Juszczence czy Julii Tymoszenko. Akcje FEMENu przybrały na sile po zwycięstwie Janukowycza. FEMENistki są, oczywiście, gorącymi zwolenniczkami przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. Żądania natychmiastowej “integracji” Ukrainy z UE wysunęły np. podczas Dnia Europy w marcu 2010.
FEMENistki stały się szczególnie aktywne po aresztowaniu Julii Tymoszenko. Staniki ściągane są w jej obronie wyjątkowo często. Ciekawym aspektem ich działalności jest fakt, że przeciwko ich aktywności na Ukrainie nigdy nie została wszczęta żadna sprawa karna (czy to dotycząca publicznego rozbierania się, czy niszczenia mienia, czy nielegalnych protestów).
Jednym ze (znanych) sponsorów FEMENu jest amerykański biznesmen, potentat medialny Jeff Sunden, który posiada także kilka mediów na Ukrainie. Pomimo, że oficjalnie oświadczył on, iż nie utożsamia się w pełni z akcjami FEMENistek, obserwacja celów ich ataków może prowadzić do interesujących wniosków. Politycy i środowiska przychylne Zachodowi, USA i Unii Europejskiej mogą być spokojni, że nie zostaną wzięci na celownik półnagich feministek.
źródło:  http://www.autonom.pl/

# 95% syryjskich terrorystów to najemnicy?


# Batalia o znakowanie GMO w USA.


Ustawodawcy stanu Nowy Meksyk chcą, aby produkty GMO były oznakowane. Propozycję poprawki zgłosił senator Peter Wirth. Jak wyjaśnia, jej cel jest prosty: mieszkańcy stanu mają prawo wiedzieć, co jedzą i czym karmią swoje rodziny. Mają prawo decydować o tym, co chcą jeść i mają prawo do pełnej informacji na temat kupowanych produktów.
Jednak wprowadzenie tych zmian może być trudne, stanowiłoby bowiem precedens zagrażający korporacjom biotechnologicznym, które sprzeciwiają się oznaczaniu produktów GMO.
newsalmonZaledwie kilka tygodni wcześniej podobna propozycja nie została wprowadzona w Kalifornii. Poprawka o nazwie Propozycja 37 nie uzyskała w referendum wystarczającej ilości głosów. Jej zwolennicy mówią, że było to efektem intensywnej kampanii firm zajmujących się genetycznie modyfikowaną żywnością, które poświęciły na jej odrzucenie miliony dolarów.
Kolejną sprawą związaną z żywnością modyfikowaną w USA jest sprawozdanie opublikowane przez amerykańską Administrację Żywności i Leków (FDA), która daje zielone światło zespołowi naukowców pracujących nad modyfikowanymi genetycznie rybami, nazwanymi w mediach “frankenfish”. Genetycznie modyfikowany łosoś opracowany w laboratoriach AquaBounty, który osiąga rozmiary dwa razy większe od zwykłego łososia, po zatwierdzeniu mógłby trafić do amerykańskich sklepów. FDA musi odczekać dwa miesiące, aby podjąć ostateczną decyzję o dopuszczeniu modyfikowanych ryb (tzw. AquAdventage) do sprzedaży.
Jeśli FDA dopuści produkt AquaBounty do sprzedaży, będzie to pierwsze modyfikowane genetycznie zwierze na rynku żywności. Firma twierdzi, że ich ryba będzie “identyczna z innymi łososiami” i nie stworzy żadnego zagrożenia dla środowiska lub zdrowia ludzi. Stworzenie, jak twierdzą naukowcy, bezpiecznej do spożycia ryby zajęło dwie dekady badań i pochłonęło dziesiątki milionów dolarów.
W 2010 roku FDA orzekła, że modyfikowany łosoś jest bezpieczny dla zdrowia człowieka i może być spożywany, w tej chwili trwają ostatnie oceny środowiskowe przed ostateczną decyzją o dopuszczeniu do sprzedaży.
źródło:  autonom.pl

# Kto kręci lody na wojnie domowej w Syrii?

Salaficcy ekstremiści, wspierani przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników, postawili ultimatum mieszkańcom zamieszkanego w większości przez chrześcijan miasta Mismiya, w którym dali im 3 dni na opuszczenie ich rodzinnych stron. Powodem było stacjonowanie tam jednostek armii legalnego rządu Syrii. Podobne ostrzeżenia otrzymali chrześcijanie w miastach Mahrada i Sqailbiyeh w regionie Hama. Nie trudno się domyśleć co czeka wyznawców Chrystusa w razie zwycięstwa islamistycznych fanatyków. Salafici/wahabici prześladują i mordują nie tylko ich, ale także alawitów i szyitów, a więc wyznawców islamu. Obok świątyń chrześcijańskich, dewastowane i podpalane są szyickie meczety.
Około 1000 salafickich bojowników z Pakistanu zlikwidowały formacje armii syryjskiej w okolicach międzynarodowego lotniska w Damaszku. Wszyscy trafili do Syrii przy pomocy służb wywiadowczych Kataru i Arabii Saudyjskiej. Warto przypomnieć, że Arabia Saudyjska i Katar płacą regularne pensje bojownikom walczącym w Syrii z siłami rządowymi siłami syryjskimi. Jest to realizacją porozumienia podpisanego 2 kwietnia w Turcji, gdzie swoje bazy ma tzw. Wolna Armia Syryjska.
Arabia Saudyjska wysyła również skazanych na śmierć we własnym kraju do Syrii, aby walczyli przeciwko rządowi Bashara al-Assada - w zamian za ułaskawienie lub umorzenie kar oraz wsparcie finansowe dla rodziny.
Na podstawie: Press TV/geopolityka.org/syriatruth.org
Komentarz: Niech Bóg chroni nacjonalistyczną Syrię i jej przywódcę w starciu z koalicją islamistów, syjonistów i amerykańskich globalistów. Zwłaszcza teraz, w tym szczególnym dla wszystkich chrześcijan okresie.
syria c 
źródło: nacjonalista.pl

# JKM Radio WNET 19/11/12


wtorek, 18 grudnia 2012

# W Polsce była większa masakra niż w Newtown.

Jak podaje serwis Niezalezna.pl, Fundacja Pro - Prawo do Życia zwróciła uwagę, iż media poświęciły dużo czasu masakrze w amerykańskim miasteczku Newtown, natomiast kompletnie przemilczały ujawnione przez Radę Ministrów informacje, z których wynika, że w 2011 r. w Polsce zabito 669 dzieci.

Z informacji Rady Ministrów wynika, że w ub. roku w państwowych szpitalach w wyniku aborcji zabito w Polsce 669 dzieci.
- Dla mediów nie była to informacja ważna. Zastanówmy się dlaczego. Czy dlatego, że te dzieci były znacznie mniejsze (dziecko w wieku 24 tygodni od poczęcia waży ok. 1 kg)? A może dlatego, że dzieci polskie uśmiercane są po cichu, przy pomocy narzędzi chirurgicznych? Czy różnica wynika z tego, że dzieci w Polsce zabijane są przez lekarzy, a w Newtown mordował szaleniec? Polskie dzieci były zabijane za zgodą rodziców, a amerykańskie wbrew ich woli. Czy zabijanie dzieci przez lekarzy to mniejszy skandal, niż zabijanie przez szaleńców? - czytamy w oświadczeniu fundacji Pro - Prawo do Życia.

Źródło: niezalezna.pl
Opracował: G.K.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

# Węgierski poseł zatrzymany za spalenie flagi izraela.


Węgierska policja zatrzymała parlamentarzystę Balazsa Lenhardta, któremu zarzuca spalenie izraelskiej flagi podczas antysyjonistycznego protestu w Budapeszcie 14 grudnia.
wegry-posel-oskarzony-o-spalenie-flagi-izraelaDemonstracja zorganizowana była w pobliżu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, w proteście przeciwko okrucieństwu izraelskiego reżimu w stosunku do Palestyńczyków na terytoriach okupowanych. Lenhardt został zwolniony po przesłuchaniu. Jest on posłem niezrzeszonym, niegdyś należał do Jobbiku.
Podobne zdarzenie miało miejsce w październiku, kiedy członkowie Jobbiku spalili izraelską flagę przed główną synagogą Budapesztu. Domagali się wtedy zerwania stosunków dyplomatycznych i gospodarczych z Izraelem. Współpracę Węgier z reżimem izraelskim potępił prezes Jobbiku, Gabor Vona.
Incydent z udziałem Lenhardta został skrytykowany nie tylko przez zajmującą się zawodowo “zwalczaniem antysemityzmu” Ligę Przeciwko Zniesławieniu, ale także przez… polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, nazywając go “karygodnym i godzącym w mniejszość” oraz “podsycającym nienawiść”.
źródło:  autonom.pl
======================================================
Na bogów co za absurd! Jak cały naród/raj może być mniejszością? Przy chińczykach wszyscy jesteśmy mniejszościami.

sobota, 15 grudnia 2012

# Poziomem dziennikarstwa doganiamy zachód.

# Szef krył policyjnych zwyrodnialców.




Szef komisariatu na poznańskim Grunwaldzie, krył policjantów, którzy pobili 17-latka, nie informując prokuratury o tym zdarzeniu. Potwierdzają to policjanci pracujący w komisariacie.
We wrześniu 17-latek z Poznania, wraz z kolegami, szedł ulicą miasta. Zaczepiła ich osoba chcąca sprzedać im narkotyki. Gdy nastolatkowie stwierdzili, że nie są tym zainteresowani, mężczyzna zaczął wypytywać ich o dilerów, po czym nagle zjawiło się czterech mężczyzn. Rzucili oni młodych Poznaniaków na ziemię, skuli i zabrali do samochodu, zaś 17-latka zabrali do bramy i tam dotkliwie pobili, łamiąc mu m.in nogę i przypalając papierosami. Napastnikami byli policjanci z referatu wywiadowczego komendy miejskiej.
Po tym zdarzeniu, nastolatek został przewieziony na komisariat na poznańskim Grunwaldzie, gdzie policjanci widząc jego obrażenia, wezwali karetkę i przesłuchali 17-latka, jego kolegów i ojca, którzy byli świadkami zdarzenia. Wywiadowcy przywieźli ze sobą narkotyki, które rzekomo mieli mieć nastolatkowie, jednak wszyscy przesłuchani złożyli jednakową wersję, sugerującą podrzucenie narkotyków przez agresywnych policjantów.
Według policjantów z komisariatu na Grunwaldzie,naczelnik wydziału dochodzeniowego, policjanci z wydziału kontroli oraz komendy wojewódzkiej ustalili, że nie poinformują o sprawie prokuratury. Zdarzenie wyszło na jaw po dwóch dniach, podczas gdy zawiadomienie prokuratury od razu, pozwoliłoby na zatrzymanie wywiadowców, by nie ustalili wcześniej wspólnej wersji i przeszukanie ich szafek, aby sprawdzić czy nie mają w nich narkotyków.
MM
źródło: narodowcy.net

# Imigranci to też problem Polski.



Wydawać by się mogło, że podnoszenie problemu imigracji w kraju, który jest od kilku wieków raczej dostarczycielem nowych obywateli do państw z całego świata oraz wydaje się mało atrakcyjny ekonomicznie dla potencjalnych przybyszów, jest próbą tworzenia nieistniejącego problemu. Po drugiej wojny światowej, Polska stała się państwem niemal jednolitym narodowościowo. Skala imigrantów w Polsce nie narasta lawinowo z uwagi na eufemistycznie to określając małą atrakcyjność gospodarczą naszego kraju. Mogłoby świadczyć to o tym, że znajduje się po drugiej rzeki niż przedstawiciele krajów, w których  problem imigrantów jest jednym z głównych dylematów dotyczących niemal wszystkich ich mieszkańców. Polacy raczej sami tworzą mniejszości w innych krajach.
Próby tworzenia klimatu wielokulturowości rodzą się czasami w głowach nawiedzonych dogmatyków lewicowo-liberalnych i umierają wraz z końcem dni uchodźcy, Wietnamczyka, społeczności arabskiej i tym podobnych imprez.

Jednak, miarą skuteczności polityki jest m. in. przewidywanie wypadków (albo ruchów przeciwników) dużo wcześniej niż to one nas zaskoczą, a sztuką skutecznej polityki jest przygotowywanie się na najgorsze. Poza tym, procesy społeczne i polityczne mają w chwili obecnej zasięg globalny oraz ogromną dynamikę wewnętrzną.

Naszą rewolucyjną czujność powinno budzić i to, że w ostatnim czasie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zachowuje się jakby nie miało większych zmartwień w polityce wewnętrznej, opracowując od niedawna dokumenty i wdrażając w życie programy mające m. in. na celu ułatwienia dla cudzoziemców.

Na początek kilka faktów i liczb
Jak wynika z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w 2010 roku w Polsce 97 080 cudzoziemców posiadało ważne karty pobytu, w tym 43 766 na pobyt krótkoterminowy (od roku do 2 lat), a 53 292 zezwolenia długoterminowe. Najliczniejszą grupą obcokrajowców z kartami stałego pobytu w 2010 roku byli obywatele Ukrainy – 28 450, a po nich Rosji – 12 550, Białorusi – 8 995, Wietnamu – 8 567 i Armenii – 3 858.  W ciągu ostatnich dwóch lat na terenie Polski pracowało około 50-60 tysięcy cudzoziemców. W 2010 roku wydano 37 121 zezwoleń na pracę, a w 2009 – 29 340. I znowu najwięcej zezwoleń otrzymali obywatele Ukrainy, bo 13 150, następnie Chin – 6 315, Wietnamu – 2 252, Nepalu – 2 158 oraz Białorusi – 1958. Szacuje się, że od 2008 roku około 150 000 imigrantów sezonowych rocznie wykonywało pracę w naszym kraju na podstawie zarejestrowanego przez pracodawców oświadczenia o zatrudnieniu. Ten uproszony tryb dotyczy obywateli Białorusi, Gruzji, Mołdowy, Rosji i Ukrainy.
Tyle mówią dane dotyczące pracowników z zagranicy. Natomiast na podstawie liczb kart pobytu – dokumentów potwierdzających legalny pobyt w Polsce – Urząd ds. Cudzoziemców ocenia, że pod koniec ubiegłego roku cudzoziemców w Polsce było 97 tysięcy[1]. Urzędnicy przyznają, że żadna z państwowych instytucji nie ma dokładnych danych na temat liczby cudzoziemców przebywających w Polsce.
Jest rzeczą dość charakterystyczną, że ten niewielki liczebnie i jako zjawisko problem imigrantów, porusza nie tylko ideologów multikulturowości, ale zajmuje  tak ważny organ państwa, obarczony wieloma innymi pilnymi sprawami, jakim jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.  W kwietniu b. r. MSWiA zaprezentowało nowe założenia polityki migracyjnej Polski pod nazwą „Polityka Migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania„, które zakładają m. in. uproszczenie i ujednolicenie procedur dotyczących pozwolenia na pobyt i pracę[2]. Aby opracować jednolity dokument, przy międzyresortowym zespole w kancelarii premiera w 2009 r. powołano grupę ekspertów. W jej skład weszli eksperci właśnie z MSWiA oraz ministerstw: spraw zagranicznych, pracy i polityki społecznej, gospodarki, edukacji, nauki, zdrowia, kultury, finansów i rozwoju regionalnego, a także przedstawiciele KPRM, Urzędu do spraw Cudzoziemców, Straży Granicznej, policji, GUS i ABW. Nasze słabe i niewydolne w wielu dziedzinach państwo podda teraz wspomniany dokument miesięcznym konsultacjom z reprezentacją imigrantów, organizacjami pozarządowymi, ośrodkami badawczymi, związkami zawodowymi i organizacjami pracodawców, a efektem tych prac mają być konkretne regulacje prawne za jakiś czas.
Niedługo potem, Rada Ministrów na posiedzeniu przyjęła założenia do projektu ustawy o zmianie ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz ustawy o cudzoziemcach.
W Założeniach… wprowadzono definicje pojęć „przesiedlenie” i „relokacja”. Pierwsze oznacza przeniesienie cudzoziemca objętego ochroną międzynarodową z kraju niebędącego członkiem Unii Europejskiej do Polski w celu nadania mu statusu uchodźcy lub udzielenia ochrony uzupełniającej. Pod pojęciem „relokacja” należy natomiast rozumieć przemieszczenie z państwa członkowskiego na terytorium Polski cudzoziemca objętego ochroną międzynarodową w ramach podziału odpowiedzialności i solidarności między państwami członkowskimi. Swoją drogą, brzmi to złowieszczo w kontekście napływu imigrantów z krajów arabskich do Włoch i prób tego państwa „relokacji” ich po krajach Unii Europejskiej, o czym później. Według nowych przepisów, Rada Ministrów będzie mogła wydać rozporządzenie określające liczbę cudzoziemców, którzy mogą być relokowani lub przesiedlani na terytorium Polski w danym roku lub w ciągu kilku lat. Rozporządzenie określi także państwa, z których będą przybywać cudzoziemcy oraz wysokość środków przeznaczonych na pokrycie kosztów relokacji lub przesiedlenia. Dowolność w ustalaniu tego danej ekipy rządzącej będzie więc spora.
Wprowadzono regulacje pozwolą przeprowadzić znaczną część postępowania o nadanie statusu uchodźcy poza granicami kraju – tam, gdzie cudzoziemcy się znajdują. To rozwiązanie dotyczy jedynie cudzoziemców objętych relokacją lub przesiedleniem. Zmiana w przepisach wyeliminuje możliwość ewentualnego późniejszego wydalenia cudzoziemca, jeśli postępowanie miałoby się zakończyć odmową, co jest kolejnym ukłonem w kierunku wielokrotnie dobijającego się do granic naszego państwa imigranta.
Cudzoziemiec korzystający z pomocy udzielanej poza ośrodkiem dla uchodźców i polegającej na wypłacie świadczenia pieniężnego będzie miał również prawo do dodatkowych świadczeń w postaci nauki języka polskiego, pomocy dydaktycznych dla dzieci korzystających z nauki i opieki w publicznych placówkach oraz pokrycia, w miarę możliwości, kosztów zajęć pozalekcyjnych i rekreacyjno-sportowych dla dzieci. Na razie taka pomoc przysługuje jedynie cudzoziemcom, którzy przebywają w ośrodku dla cudzoziemców. Wprowadza się tym samym też regulację, zgodnie z którą świadczenie pieniężne nie będzie przysługiwało cudzoziemcowi za okres, kiedy przebywał poza granicami Polski.
Zdecydowano, że opieka medyczna i pomoc socjalna będą przysługiwać cudzoziemcowi od dnia zgłoszenia się do ośrodka recepcyjnego. W sytuacjach szczególnych, związanych z zagrożeniem życia lub zdrowia cudzoziemca, opieka medyczna będzie przysługiwać od dnia przyjazdu relokowanego bądź przesiedlanego cudzoziemca na terytorium Polski. Zdarza się tak, że pomoc dla małżonków jest udzielana na różne okresy czasu. Dotyczy to sytuacji, gdy w stosunku do małżonków przebywających w ośrodku toczą się odrębne postępowania w sprawach o nadanie statusu uchodźcy. Jeśli żonie przysługują trzy miesiące pobierania świadczeń, a mężowi pół roku, to według obecnie obowiązujących przepisów będzie ona mogła pobierać swoje świadczenia do momentu, gdy skończy się okres pomocy przyznany mężowi. Proponuje się, aby ta zasada obejmowała także dzieci. To kolejna nowość zaproponowana w projekcie założeń.[3]
Programy integracyjne mają umożliwić samodzielne funkcjonowanie w społeczeństwie poprzez naukę języka polskiego, uzyskanie kwalifikacji przydatnych na rynku pracy, dostęp do mieszkań (pracy i mieszkań jest zaiste za dużo jak na potrzeby Polaków). Oczywiście wszystko za pieniądze państwowe. Szef MSWiA powiedział stwierdził przy tej okazji, że doświadczenia innych krajów wskazują, że najlepszą formułą integracji jest tworzenie organizacji pozarządowych, które grupują Polaków i przedstawicieli osiadłych już w Polsce społeczności, np. ukraińskiej, białoruskiej, ormiańskiej. Powinny one pomagać cudzoziemcom i ułatwiać integrację. Projekt został przekazany na razie do tzw. konsultacji społecznych, choć domyślając się jakie organizacje będą opiniowały dokument, można tylko spodziewać się zmian na gorsze.
MSWiA zauważa, że w Polsce jest coraz większe zapotrzebowanie na określonych pracowników. „Polityka migracyjna Polski” przewiduje zwiększenie udziału cudzoziemców w polskim rynku pracy, zgodnie z jego potrzebami (sic!).
Co budzi największy sprzeciw, to idące naprzeciw trendom w europie projekty wprowadzenia jeszcze w tej kadencji sejmu przepisów abolicyjnych dla znajdujących się nielegalnie w Polsce cudzoziemców. Ten projekt ma być oddzielnym od zmiany ustawy o cudzoziemcach projektem ustawy. Podstawowym wymogiem, by zostać objętym abolicją, będzie wykazanie ieprzerwanego pobytu w Polsce od co najmniej 20 grudnia 2007 r., przy czym pobyt ten powinien być nielegalny w dniu wejścia ustawy w życie. Nie ucząc się zupełnie na naprawianych w chwii obecnej błędach innych (np. francuzów) rząd chce nawet aby cudzoziemcy, którym odmówiono statusu uchodźcy i orzeczono wydalenie z Polski, mogli ubiegać się o abolicję. Zezwolenie na pobyt czasowy w trybie abolicji będzie udzielane na dwa lata. W tym czasie cudzoziemiec będzie mógł zatrudnić się bez zezwolenia – na podstawie umowy o pracę. Abolicja ma potrwa pół roku od momentu wejścia w życie ogłaszającej ją ustawy – informowała niedawno, zazwyczaj posiadająca dobre informacje z rządu i w tym wypadku nie kryjąca entuzjazmu „Gazeta Wyborcza”[4].
Działania legislacyjne idą, jak w niemal żadnej inne sprawie pełną parą, ale i na konkrety przyszła niedawno kolej. Plany rządowe zmaterializowały się przybyciem do naszego kraju, póki co, 50 imigrantów z Afryki północnej, koczujących na Malcie.
My, w przeciwieństwie do najwyższych organów państwowych przejrzymy się poniżej problemowi w sposób systemowy, czerpiąc z doświadczeń innych, ich obecnej polityki, która się zmienia i analizując wieloaspektowo zagadnienie masowej imigracji.
Rozmiękczanie umysłów
Tyle działań rządu. Ważniejsze jednak jest przygotowanie na zmiany społeczeństwa, co również możemy na horyzoncie zauważyć, gdyż i debata publiczna na temat imigrantów wyraźnie ożywia się. Na przykład znany polski konstytucjonalista, profesor  Piotr Winczorek w dzienniku „Rzeczpospolita” wypowiedział się niedawno na temat imigrantów. Jego zdaniem, „mentalnie, organizacyjnie i prawnie nie jesteśmy przygotowani na taką ewentualność. Serdeczne i życzliwe przyjęcie małej grupki (tak jak w przypadku rodziny mongolskiej zagrożonej deportacją), czy jednego ciemnoskórego posła w Sejmie – to mieści się w granicach polskiej tolerancji i gościnności. Przyzwoite potraktowanie kilkudziesięciu Czeczenów z ośrodka dla cudzoziemców w Łomży – to było już zbyt trudne (…)gdybyśmy się zgodzili (o ile w ogóle jakakolwiek zgoda, a nie ugięcie się przed faktami dokonanymi w chodzi tu w rachubę) na masowy napływ imigrantów, należałoby zadbać o mentalne przygotowanie społeczeństwa do ich przyjęcia. Obawiam się, że jeśli nastąpiłby on już teraz, to mógłby wywołać w Polsce znacznie silniejsze negatywne reakcje społeczne, niż te, które obecność przybyszów z Maghrebu, Turcji czy czarnej Afryki wywołuje dziś we Francji lub Niemczech. W każdym razie, nie powinniśmy się pocieszać (czy martwić), że problem nas nie dotyczy i nigdy dotyczyć nie będzie[5] – ubolewał profesor, co ciekawe bardziej w roli socjologa –amatora niżli prawnika. Choć in plus, należy profesorowi przypisać powiązanie potrzeby wcześniejszej zmiany mentalności z późniejszą prawną regulacją tych zmian i zauważenie problemu, przed którymi staniemy. Z drugiej strony nie bardzo wiadomo skąd profesor antycypuje bardziej negatywne reakcje na imigrantów w Polsce niż na zachodzie.
Z kolei kierownik Programu Migracji i Polityki Rozwojowej w Instytucie Spraw Publicznych Justyna Frelak na łamach tej samej „Rzeczpospolitej” ubolewała niedawno, że dostrzegamy w Polsce problem imigrantów, gdy np. spali, jak ostatnio, centrum handlowego przybyszów z Azji w Wólce Kosowskiej. Frelak powołuje się z kolei na badania CBOS pokazujące bardzo wysoką  akceptację Polaków na podejmowanie pracy przez obcokrajowców w naszym kraju. Choć jej to nie zadowala. Jej zdaniem, nadal kryje się w nas sporo uprzedzeń i ksenofobii (sic!), a machina biurokratyczna nie pomaga imigrantom zintegrować się ze społeczeństwem i państwem [6] (jak gdyby Polakom pomagała). Frelak chwali też oczywiście omawiany powyżej dokument MSWiA „Polityka migracyjna Polski”.
Zacytowane powyżej dwa głosy warto zauważyć, gdyż ton przeważającej części komentarzy w wysokonakładowych na ten temat samo; musimy przezwyciężać nietolerancję, zerwać z postrzeganiem Polski jako kraju praktycznie jednoetnicznego, a za pomocą działań propagandowych i prawnych sztucznie stworzyć z naszego kraju tygiel kulturowy, jak gdyby wielokulturowość miała rozwiązać problemy społeczne i gospodarcze Polski, a nie je potęgować.
„Krytyka Polityczna”, wydała specjalny numer z lwią częścią artykułów na temat asymilacji mniejszości w Polsce. Z braku zorganizowanych społeczności na pierwszy ogień integracji z państwem, bo przecież nie z narodem, zapewne bez własnej woli poszli Wietnamczycy, ale w przypadku konstruktywistycznych teorii lewackich, to nic nowego.  W tym miejscu warto wspomnieć, że Polska jest trzecim w Europie skupiskiem Wietnamczyków. Choć wyizolowani i trudni do policzenia (ich liczba to jednak na pewno sporo ponad 50 tys. czyli mniej więcej odpowiada licznie Białorusinów w naszym kraju), od lat tworzą własne organizacje, szkoły, nie wspominając o wszechobecnych barach, wydają gazety (zarówno komunistyczne jak i opozycyjne).
Wolność a różnorodność
Zresztą nie jest to afirmacja społeczeństw multikulturowych to nie wymysł naszych elit politycznych i dziennikarskich, bo cóż zresztą mogłyby one nowego wymyśleć, co nie byłoby kopią pomysłów ich możnych panów z zagranicy. Grupa lewicowych intelektualistów pod przewodnictwem byłego terrorysty i byłego ministra RFN Joschki Fischera oraz byłego sekretarza generalnego NATO, Javier Solana przedstawiła 11 maja b. r. dokument „Żyć razem: Pogodzić różnorodność z wolnością w Europie XXI wieku”, którego główne przesłanie brzmi następująco – jeśli Stary Kontynent nie będzie kultywować swojej różnorodności, znajdzie się nieuchronnie pod względem demograficznym w samym ogonie. Według raportu, bez imigracji liczba zawodowo czynnej ludności zmaleje za pięćdziesiąt lat o sto milionów, podczas gdy całkowita liczba jego mieszkańców rośnie i się starzeje. Europa będzie więc musiała otworzyć się na imigrację i społeczną  różnorodność. Ponadto, ich zdaniem, nie można zresztą żądać od imigrantów pozostawienia pomiędzy religiami, kulturami, na granicy tożsamości[7].
Koniec multi-kulti
Co charakterystyczne jest to głos intelektualistów już nie sprawujących realnej władzy i nie stających wobec problemów wymagających niepopularnych rozwiązań. Bowiem z kręgów  przywódców państw europejskich dobiegają komentarze (ale i w ślad za nimi konkretne działania) krańcowo różne od wyżej przytoczonych.
Jako pierwsza Angela Merkel ogłosiła koniec społeczeństwa multikulturowego.  „Społeczeństwo wielokulturowe zawiodło”. Tym zdaniem, wygłoszonym 15 października ubiegłego roku do przedstawicieli konserwatywnych młodzieżówek, Angela Merkel trochę nieoczekiwanie rozpoczęła na nowo debatę na temat islamu, która już wielu miesięcy dzielił Niemcy. Zdaniem niemieckiej kanclerz, imigranci powinni się zintegrować oraz przyjąć niemiecką kulturę i wartości: „Czujemy się przywiązani do chrześcijańskich wartości. Kto tego nie akceptuje, ten nie ma tutaj swojego miejsca”, powiedziała kanclerz Niemiec. Od tego momentu nabrały odwagi te również te siły, które od dawna zauważały duża przesadę w utopijnym realizowaniu postaw zaprezentowanych powyżej.
Lewicowi, najczęściej, krytycy jej słów nie zdążyli jeszcze odetchnąć po własnych krzykach oburzenia, gdy w podobnym tonie wypowiedział się premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Oczywiście, oba te wystąpienia były lekko zawoalowaną krytyką, najczęściej mającej podłoże religijne nieprzystawalności nowych imigrantów raczej do zbioru zasad demoliberalnej cywilizacji niż obroną łacińskiej Europy. „Hasło tolerancji zostało wykorzystane przez ekstremistów, a z połączenia niepewnej tożsamości i skrzywionej religijności zrodziły się zamachy 11 września, nawoływania do świętej wojny i kult terrorystów-męczenników. Jak powiedział osiemnastowieczny angielski filozof Burke, a co dzisiaj rozumie większość społeczeństwa, „wszystkim, co jest potrzebne, by zło zatriumfowało, jest by prawi ludzie nie zrobili nic, by je powstrzymać”; Wystąpienie Camerona zostało natychmiast skrytykowane przez laburzystowską opozycję i ugrupowania muzułmańskie, jako „prezentujące uproszczone podejście”, a wielu komentatorów ubolewało, że miało ono miejsce tego samego dnia, w którym 3000 zwolenników skrajnie prawicowej Angielskiej Ligi Obrony zorganizowało swą największą jak dotąd demonstrację w Luton pod Londynem[8]. Tak oto areligijna lewica kroczy ramię w ramię w muzułmańskimi fundamentalistami, a politycznie poprawny do granic śmieszności rząd centroprawicy podjął działania ramię w ramię z ultra-prawicą. Czyżby stosunek do imigracji zaczynał  polaryzować scenę polityczną i społeczeństwo?
Problemy ze starymi obywatelami
Problem mniejszości narodowych jest ogólnoeuropejski i Polska pozostaje poniekąd wciąż taką zielona wyspą, enklawą na mapie Europy (nie tylko Unii Europejskiej) wolną od problemów, które mogą stwarzać duże skupiska ludności obcej narodowościowo lub etnicznie. Nie zawsze do końca sobie uświadamiamy dobrodziejstwa, np. w sferze bezpieczeństwa publicznego, płynące z tego faktu[9]. Tego rodzaju problemów społecznych może na przykład dostarczać wtopiona już dostatecznie w pejzaż  wielu państw, ale zazwyczaj zupełnie nie czująca z nim więzi, mniejszość cygańska. Romowie mieszkają w dużym procentowo do ogółu ludności skupiskach na Węgrzech, Słowacji i Rumunii. W tej ostatniej wskutek zapaści demograficznej może dojść do wielkich zmian w ciągu najbliższych kilkunastu lat. Jak może wyglądać 20-milionowa obecnie Rumunia w 2050 r., jeśli przeciętna Cyganka rodzi troje dzieci, a Węgierka z licznej mniejszości w Rumunii i tak więcej niż Rumunka, która jeszcze zdecydowanie częściej wyjedzie za chlebem do Włoch, Francji czy Hiszpanii i tam pobierze becikowe?
Z dosyć podobną sytuacją możemy mieć do czynienia w Irlandii. Wygląda na to, że jeszcze do niedawna co 10. mieszkaniec Irlandii był obcokrajowcem, a co piąty z tych obcokrajowców przyjechał z Polski. Według najnowszych statystyk emigracja Irlandczyków rośnie, zaś przyjezdnych nie ubywa. Ci ostatni wciąż przyjeżdżają, aczkolwiek liczba nowo przybyłych spadła w ubiegłym roku o 26,5 tysiąca, z 57,3 tys. do 30,8 tysięcy. Dla odmiany tubylców wyjechało stamtąd 34,5 tys., a w tym roku prognozuje się wyjazd kolejnych 40 tysięcy[10].
Kłopoty z imigrantami dla małych krajów Unii Europejskiej
Masowa imigracja spotęgowana niedawnymi wydarzeniami rewolucjami w krajach arabskich Afryki północnej, stała się najbardziej palącym problemem, szczególnie dla małych krajów południa, jak choćby Malty. Dodatkowo często, jak to bywa zazwyczaj w polityce unijnej, regulacje wspólnotowe kneblują małe kraje, prawie nie przeszkadzając samodzielnej polityce  dużych krajom UE. Niedawno przyjęta poprawka do dyrektywą UE wprowadziła przepis, na mocy którego uchodźcy i imigranci, którym nadany został status uchodźcy humanitarnego nabędą nowe prawo do pobytu po przemieszkaniu w kraju UE pięciu lat. I właśnie malutka Malta zaoponowała przeciwko niej. Dyrektywa wchodzi z życie wchodzi w życie w 2013 r. i pozwoli setkom uchodźców i wielu innym osobom z podsaharyskiej Afryki mieszkającym na Malcie i ciągle tam przybywającym na otrzymanie wielu takich samych praw, jakie przysługują obywatelom spoza krajów UE przebywających legalnie na tej wyspie położonej niedaleko północnych wybrzeży Afryki. Posunięcie to pozwoli również tym migrantom na osiedlanie się w innych unijnych krajach.[11]
Imigranci na socjalu
Aby daleko nie szukać przykładów tego jak może wyglądać w praktyce asymilacja imigranta z krajem przyjmującym, weźmy choćby pod uwagę znany większości z nas los niektórych 9co trzeba podkreślić) Polaków na wyspach brytyjskich.  Po fali imigracji w czasach gdy łatwo udawało się co sprytniejszym znaleźć pracę, czasem wziąć kredyt i ułożyć sobie życie na obczyźnie lepiej niż w Polsce, nastał okres kryzysu finansowego. A po nim okres smutnej emigracyjnej niedoli na którą co poniektórzy rodacy znaleźli sposób. Prasa polska donosiła o coraz częstszych bankructwach Polaków  w ramach – obowiązującej z mniejszymi  rygorami prawnymi niż w Polsce – upadłości konsumenckiej. W Wielkiej Brytanii wniosek o bankructwo może ogłosić każdy. Firmy oferujące w języku polskim pomoc w umarzaniu długów zanotowały blisko 20-proc. wzrost liczby takich spraw.[12]. Ich klienci to głównie osoby w średnim wieku, niemówiące po angielsku, które pracują za minimalne i średnie stawki.[13].
Ci, którym choćby przez jakiś czas poszczęściło się na wolnym europejskim rynku pracy w niektórych krajach i uzyskali prawo do zasiłku, mogą chcieć pobierać go w państwie macierzystym, stwarzając – na małą na razie skalę – problem dla miejscowych mechanizmów aktywizacji zawodowej bezrobotnych. I tak już drastycznie zmniejszane w Polsce środki na aktywizację bezrobotnych, musiałyby być dzielone jeszcze na zasiłki, relatywnie bardzo wysokie, dla tych, którym taki zasiłek wystarczałby na nawet dostatnie życie w kraju, skutecznie zniechęcając do aktywnego poszukiwania pracy.
Włochy i Albańczycy

O tym, jak wewnątrzeuropejska imigracja może być równie niebezpieczna ta z krajów pozaeuropejskich może wskazywać przykład Albańczyków osiedlających się lawinowo głównie we Włoszech. Albańczycy, którzy w związku z transformacją ustrojową w swoim kraju, zaczęli z niego uciekać, przybywając właśnie do Włoch. Napływ cudzoziemców z tego muzułmańskiego państwa, spowodował wiele problemów, takich jak: brak miejsc w akademikach dla włoskich studentów czy obniżenie stypendiów, bo zaczęli je otrzymywać również Albańczycy[14]. Obecnie ich liczbę szacuje się na 350-400 tysięcy osób, a na czele mniejszości we Włoszech pozostają Rumuni i Cyganie (łączyć jednak tych grup ze sobą nie należy), których liczba waha się od 800 do 900 tysięcy. Ogółem na terenie Włoch, w zależności od źródeł, przebywa 4,6 miliona czyli 7,2% całej populacji

Kazus Lampedusy

Wysuniętą najdalej na południe włoską wyspą jest Lampedusa, której nazwę niedawno poznali niemal wszyscy. Na tej włoskiej wysepce u wybrzeży Tunezji skupiły się na moment jak w soczewce uwaga opinii publicznej i problemy Europy z uchodźcami. Przez niespełna dwa miesiące przybyło tam na przepełnionych łodziach ponad 30 tysięcy uchodźców. Większość ma miała poniżej 30 lat i marzyła o lepszym życiu we Francji, gdzie mają krewnych. Początkowo włoskie władze próbowały uporać się z kryzysem, umieszczając przybyszów w przejściowych obozach rozsianych po całym kraju. Opór władz lokalnych był jednak tak duży, że Rzym zaczął wydawać Tunezyjczykom 90-dniowe zezwolenia na pobyt, które miały im pozwolić na poruszanie się w strefie Schengen. Premier Włoch Silvio Berlusconi dosyć cynicznie argumentował, że ponieważ uchodźców wyraża chęć dołączenia do rodzin, które od dawna przebywają we Francji czy w Niemczech, trzeba im to umożliwić. W domyśle więc przekaz słów i działań premiera Italii był następujący: włoski problem stanie się naszym wspólnym, europejskim kłopotem.
Wyposażeni w wizy uchodźcy ruszyli w stronę francuskiej granicy. O dziwo jednak, nie zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Francja (w przeciwieństwie do naszego kraju, prowadząca teraz mądrzejszą niż wcześniej politykę asymilacji) natychmiast wprowadziła kontrole graniczne i odsyłała po kilkudziesięciu Tunezyjczyków dziennie do Włoch. Także Niemcy i Austria, kraje, w których również żyje duża tunezyjska diaspora, zapowiedziały „bezlitosną” deportację nielegalnych przybyszów.[15]
Do konkretnych (kolejnych po wyrzuceniu Cyganów) działań przystąpił Paryż, zamykając granice dla Tunezyjczyków posiadających dokumenty uzyskane we Włoszech, uprawniające do poruszania się po strefie Schengen. Ostatecznie, dwaj wielcy przyjaciele Sarkozy i Berlusconi wspólnie wystąpili o zmianę prawa wspólnotowego. Już teraz jest to możliwe przywrócenie kontroli granicznej, na mocy decyzji Komisji Europejskiej gdy „zagrożony jest porządek publiczny”. A taki stan zagrożenia bardzo łatwo można znaleźć i uzasadnić. Pod znakiem zapytania stoi obecnie również szybkie przyłączenie do strefy Schengen Bułgarii i Rumunii. I znowu to nasz kraj wbrew logice chce uchodzić w Unii za ostatniego obrońcę swobodnego przepływu osób.
Wiceprzewodniczący coraz bardziej wpływowej w swoim kraju Szwajcarskiej Partii Ludowej Christoph Blocher, zaproponował wyjście jego kraju, pozostającego wszak i tak poza UE,  ze strefy Schengen. Jego zdaniem „Szwajcaria popełniła błąd, oddając kontrolę nad polityką imigracyjną[16].
Sam Muammar Kadafi zresztą od lat, bardzo sprytnie szantażował Europę napływem imigrantów z Afryki. Najpierw, w imię afrykańskiej jedności zachęcał Afrykanów z innych krajów do przyjazdu do Libii. W zeszłym roku wegetowało ich tam ok. pół miliona, traktując Libię jako kraj tranzytowy na drodze do Europy. Potem pułkownik zachęcał ich do dalszej wędrówki do Europy. „Mamy prawo jechać do Europy, bo tam są nasze bogactwa: złoto, diamenty, żelazo, miedź. Nasze surowce ukradli przecież europejscy kolonizatorzy. Albo je nam oddadzą, albo niech zaproszą do siebie” – przekonywał przywódca Libii. A takie słowa padały na bardzo podatny grunt[17].
Na marginesie można zauważyć, że dosyć podobno argumentację o pewnej sprawiedliwości dziejowej niwelowanej przez imigrację z południa na północ, stosują Meksykanie masowo napływający do tych stanów USA, które w XIX wieku należały do Meksyku, jak Nowy Meksyk, Teksas czy Kalifornia.
Wizja Europy opisana w futurystycznej książce Jean’a Raspail’a z 1972 roku „Obóz świętych”, gdzie Francja i Europa sparaliżowane niemocą liberalną nie mogą się oprzeć inwazji pozbawionych środków do życia obywateli Trzeciego Świata, realizuje się po latach na naszych oczach.
Liczba nielegalnych imigrantów zatrzymanych w niektórych krajach Unii Europejskiej w 2009 r.
Grecja 108000
Hiszpania 90000
Francja 76000
Wielka Brytania 69000
Włochy 53000
Niemcy 49000
Szwecja 22000
Źródło: eurostat
Duńskie przebudzenie
Kolejnym krajem, w którym zaczęło się głośno i bez dogmatów rozmawiać o imigrantach jest dania. Tam niegdysiejsza fala imigrantów do tego spokojnego i zamożnego społeczeństwa, spowodowała m. in. sukcesy wyborcze antyimigracyjnej Duńskiej Patii Ludowej (obecnej jednakże na scenie politycznej od 1972 roku), która obecnie wspiera rząd, stąd też rządzący muszą się liczyć z jej głosem. Póki co, przedstawia się koszty ekonomiczne imigracji. Opublikowany niedawno przez konserwatywną gazetę Jyllands-Posten fragment rządowego raportu zatytułowanego „Restrykcje w sprawie cudzoziemców zaoszczędzą miliardy”, wskazuje, że koszt imigrantów spoza Zachodu wynosi 15,7 miliardów koron rocznie (2,1 miliardów euro). Raport zawiera też szacunki, że od czasu objęcia władzy przez prawicę w 2001 r., królestwo oszczędzało rokrocznie 5,1 miliardów koron (prawie 684 milionów euro). Warto przypomnieć, że do niedawna Dania była niemal rajem dla wszystkich uchodźców. W 2009 r. 48 proc. osób występujących o azyl w tym kraju uzyskało bowiem status uchodźcy, a to liczba niemal dwukrotnie wyższa od średniej europejskiej (27 proc.)[18].
Holenderskie tulipany i truskawki
Holandia z kolei to jeszcze do niedawna jedno z wymarzonych miejsc pobytu dla imigrantów z Polski. W tym wręcz stereotypowo otwartym (na wszystko) państwie, dzięki taniej sile roboczej z Polski, Rumunii, Litwy czy Bułgarii utrzymują się tysiące holenderskich firm i całe sektory, takie jak ogrodnictwo. Polacy stanowią większość ze 160-200 tysięcy imigrantów zarobkowych, którzy po 2004 roku osiedlili się w Królestwie Niderlandów. Do niedawna.
Podobnie jak w Danii antyimigrancka kampania odbywa się pod skuteczną presją wspierającej gabinet premiera Marka Ruttego, Partii Wolności Gerta Wildersa, która uzyskuje coraz lepsze wyniki w wyborach coraz bardziej zniechęconego wcześniejszą otwartością ich państwa, społeczeństwa holenderskiego. W lutym tego roku odpowiedzialny za rynek pracy i sprawy socjalne minister Henk Kamp powiedział w jednej z holenderskich gazet, że bezdomnych i bezrobotnych imigrantów z Europy Wschodniej należy wysyłać do domu, a jeśli nie będą chcieli wyjechać dobrowolnie, to trzeba ich wydalać. Nieco później, ten sam Kamp przesłał do holenderskiego parlamentu listę propozycji, które miałyby doprowadzić do uporządkowania sytuacji w tym segmencie rynku pracy[19]. W związku z tym minister proponuje, by imigranci z krajów UE, którzy nie mają środków do życia, tracili po trzech miesiącach prawo do pobytu w Holandii. Zamierza również zlikwidować „turystyką zasiłkową”. Chodzi o Polaków, Rumunów czy Bułgarów, którzy przyjeżdżają do Holandii w poszukiwaniu lepszego życia, tracą szybko pracę (albo w ogóle jej nie znajdują). W końcu lądują na ulicy, utrzymując się z zasiłków. Wszyscy imigranci zarobkowi z krajów UE musieliby się rejestrować w urzędach imigracyjnych, a władze lokalne byłyby zobowiązane do sprawdzania ich warunków mieszkaniowych (dziś bywa tak, że w jednym mieszkaniu gnieździ się 20 imigrantów z Polski czy Rumunii). Pracodawcy zdzierający skórę z imigrantów za wikt i mieszkanie (zdarza się, że zawyżają koszty pobytu w hotelach robotniczych i korzystania ze stołówek) byliby zaś surowiej karani.  Minister chce też, by prawo do zasiłku socjalnego miały tylko osoby mówiące po holendersku.
Podobnie za pomocą prawnych środków, skutki nowej fali imigracji antycypują Austriacy, od maja z otwartymi granicami dla nowych krajów Unii Europejskiej, w tym Polaków.
Rządowe założenia ustawy o imigracji przyjętej przez rząd 22 lutego b. r. zakładają m. in. konieczność opanowanie języka niemieckiego przed wjazdem do kraju, obowiązek pozostania w ośrodku dla azylantów przez siedem dni i posiadanie zupełnie nowej czerwono-biało-czerwonej karty[20].
Nie sposób nie zauważyć, że kolejny fundament Unii Europejskiej jakim był zawsze swobodny przepływ osób, wali się w gruzach. Tym samym nowe kraje UE mają swój skromny sukces w obnażeniu słabości unijnego molocha.
Rosja i środkowa Azja
Europejski problem z imigracją obcych kulturowo ludów przekroczył już dawno granice Unii Europejskiej i jest bodaj jeszcze większym problemem społecznym w imperium rosyjskim, które przecież po rozpadzie ZSRR stało się w mniejszych stopniu wieloetniczne niż kiedyś. Wydaje się czasami, ze wszystkie zjawiska znane w Europy zachodniej występują w Rosji z jeszcze większą siła; zapaść demograficzna jest bowiem potężniejsza niż w Europie zachodniej, napływowi muzułmanie z Kaukazu bardzie agresywni niż ci osiedlający się na zachodzie, a i reakcja rosyjskiej ekstremy politycznej również drastyczna. Być może powody tego to z jednej strony słabość wewnętrzna państwa i jeszcze szybciej postępująca eksplozja demograficzna w Azji środkowej.
Na przykład do roku 2025 ludność Iranu będzie równa populacji rosyjskiej, co przy rosnących wpływach islamu i Chin w tym obszarze hasło naporu orientu na zachód (o ile pierwiastki zachodnie są wiodące we współczesnej Rosji) uczyni bardziej aktualnym.
Populacja państw Azji środkowej w 2000 i szacunkowa w 2025 roku w milionach[21]
Kraj 2000 r. 2025
Afganistan 22,7 44,9
Kazachstan 16,2 17,7
Uzbekistan 24,3 33,4
Kirgistan 4,7 6,1
Tadżykistan 6,2 8,9
Turkmenistan 4,5 6,3
Razem: 78,6 117,3

Oblicza się, że do roku 2100 r. ludność Rosji będzie wynosiła ok. 80 milionów starych i niekoniecznie jednolitych etnicznie obywateli, czyli mniej więcej tyle, ile obecnie wynosi populacja Turcji. I kto wówczas będzie chorym człowiekiem Europy?
Według wyników „ogólnorosyjskiego spisu ludności” przeprowadzonego w od 14 do 25 października 2010 r., liczba mieszkańców Rosji w porównaniu z poprzednim spisem z 2002 roku zmniejszyła się o 2,2 miliona i wynosi obecnie 142 miliony 905 tysięcy. Zmniejszenie liczby ludności Rosji nastąpiło wskutek większej liczby zgonów niż urodzin. Spadek byłby jeszcze wyższy, gdyby nie dzietność narodów nierosyjskich, przewyższająca pięciokrotnie dzietność etnicznych Rosjan. Prym wiodą tu oczywiście muzułmanie, stanowiący 20 proc. mieszkańców Rosji.[22] W samej stolicy Rosji mieszkają 2 miliony muzułmanów[23]. Ponadto, cała Syberia jest w chwili obecnej obiektem masowej imigracji Chińczyków, których możliwości emigracyjne są  niemal nieograniczone. Jakby zmartwień demograficznych było mało, te zjawiska nakładają się na epidemiczną wręcz stała się w Rosji tendencja nadumieralności mężczyzn, w związku z czym ich liczba systematycznie spada. O ile w 2002 roku stanowili oni 46,6 proc. ludności, to obecnie 46,3 procent. Ogółem żyje ich w Rosji 66.205 tys. podczas, gdy kobiet jest o ponad 10 mln więcej, bo 76.700 tysięcy.[24]
Wyniki ostatniego spisu świadczą, że pod względem demograficznym Rosja wciąż znajduje się na równi pochyłej, a jej społeczeństwo jest chore. Utrzymująca się zapaść demograficzna jest bowiem objawem choroby, która toczą kraj. W zasadzie jest to nie jedna choroba, ale cały zespół chorób. Można nawet powiedzieć, że mamy do czynienia z syndromem rosyjskim. Należą do niego: alkoholizm, narkomania, HIV, aborcja, rozwody, ubóstwo i zła opieka medyczna.
Wydawało się, że Federacja Rosyjska wzorem państw zachodnich będzie starała się zaradzić tym niekorzystnym długofalowo zjawiskom za pomocą narzędzi legislacyjnych. I rzeczywiście przyjęto niedawno ustawę o kapitale rodzinnym. Zgodnie z nią, każda Rosjanka rodząca drugie lub kolejne dziecko miała otrzymywać bon o wartości 10 tys. dolarów, który mogła wykorzystać na kształcenie dzieci, remont lub kupno mieszkania bądź wpłatę na fundusz emerytalny[25]. Bony te rodzice dziecka mieli otrzymywać po osiągnięciu przez dziecko trzeciego roku życia, aby uniknąć szybkiego oddawania dzieci do adopcji lub domów dziecka. Ponadto matka przez półtora roku po urodzeniu dziecka miała otrzymywać zasiłek wychowawczy w wysokości jednej trzeciej średniej pensji. Rozwiązania te były adresowane do 12 mln rosyjskich kobiet w wieku od 20 do 29 lat, w największej mierze przyczyniających się do zwiększenia przyrostu naturalnego.
Ale i to rozwiązanie, przynajmniej póki co, nie spełniło swojej roli. Problemem są chyba względy cywilizacyjne, kulturowe, których zmiany zadekretować tak łatwo się nie da. Rosyjskie kobiety nie chcą rodzić nowych dzieci. Same bodźce finansowe nie są ich w stanie do tego zachęcić. Liczba zawieranych małżeństw jest wciąż mniejsza od liczby rozwodów. Co trzecia mieszkanka Moskwy w wieku od 25 do 50 lat żyje samotnie.
Mafia i sportowcy
W Polsce można zidentyfikować obecnie dwie sfery życia, w których jeśli chodzi o procent imigrantów osiągnęliśmy już średnią europejską; jest to z jednej strony zorganizowana w mniejszych lub większym stopniu przestępczość oraz sport.
Nie są to zresztą jedynie polskie problem. We Włoszech, słynnych przecież z rodzimej mafii, znanej i aktywnej na świecie, liczna albańskiej mniejszości tworzy własną zorganizowaną przestępczość , a Nigeryjczycy trudnią się masowo handlem narkotykami i sutenerstwem. W samym Neapolu rośnie znaczenie Chińczyków zajmujących się nielegalnymi interesami w tym portowym mieście, słynnym z mafii. To dopiero znak czasów, kiedy tradycje włoskiej mafii, do której tajemnic przez lata, nawet na emigracji w USA, nie dopuszczano nie-Włochów muszą być konfrontowane z napływem przestępczych imigrantów.
Marokańczycy i przybysze z krajów arabskich z kolei świetnie wstrzelili się w biznes sutenerski w Holandii, gdzie branża płatnego seksu jest niezwykle dobrze rozwinięta i w pełni legalna.
W Polsce tradycyjnie od początku lat 90-tych ubiegłego wieku, a więc zaraz po pewnym otwarciu po Okrągłym Stole, weszły ze swoimi interesami i szorstkimi obyczajami grupy ze wschodu, głównie rosyjskie, ormiańskie, czeczeńskie a także wietnamskie, choć ci ostatni z uwagi na środowiskową hermetyczność raczej rzadko są  ofiarą skutecznych obław policyjnych. Jakkolwiek też ciężko w statystykach dostrzec skalę zjawiska, to wyemitowany w 2002 roku serial dokumentalny „Prawdziwe psy” i serial fabularny nakręcony na jego kanwie „Pitbull”, bardzo dużo uwagi poświęcają właśnie walce z Wietnamczykami trudniącymi się sutenerstwem, Ormianom żyjącym we własnych przestępczych układach i Rosjanom wkraczającym do Polski bezwzględnie i brutalnie mordując konkurencję, często przy pomocy przedstawicieli narodów kaukaskich, np. Czeczeńców. Na dawnym stadionie X-lecia krzyżowały się wpływy Wietnamczyków Tunga, Ormianie, Nigeryjczycy, Ukraińcy. Legendarny już strach przed mafiosami ze wschodu rządził wyobraźnia nie tylko filmowców w latach 90-tych.
Wracając zaś do sportu, to jest już niemal nikt nie zwraca uwagi na to, że reprezentacji popularnych dyscyplin sportowych często, delikatnie mówiąc, odbiegają wyglądem od przeciętnego mieszkańca kraju, który reprezentują. Na ostatnich mistrzostwach świata, rok temu, reprezentacja piłkarska Niemiec składała się w przeszło połowie z piłkarzy pochodzących, m. in. z Turcji, Tunezji, Polski, Ghany i wielu innych krajów. Ciężko w tym jakąś nawet logikę przyjąć, bo z podanych narodów jedynie Turcy stanowią naprawdę liczną mniejszość w Niemczech.
Pierwszym zwiastunem masowych migracji sportowych był występ w 1998 roku reprezentacji Francji, która zresztą zdobyła mistrzostwo świata po raz pierwszy w historii a w dwa lata później dodała do tego triumf w mistrzostwach Europy miała w 22-osobowej kadrze 15 reprezentantów z innymi niż francuskie korzeniami. W przypadku tego kraju jest to jeszcze jakkolwiek uzasadnione kolonialną przeszłością. Wówczas jedynym który krytykował taki charakter drużyny narodowej był Jean-Marie Le Pen, za co spotkały go tradycyjnie już gromy ze strony francuskiego salonu. Przypadek kiedy to w meczu Kongo-Francja dwaj bracia Mandanda występowali na pozycji bramkarzy, jeden w jednej a drugi w drugiej drużynie, są tylko jaskrawym przykładem asymilacji sportowej mieszkańców byłych kolonii.
W ostatnich miesiącach jednak okazało się, że tabu wokół wielokulturowości sportowców zostało naruszone, i to przez trenera reprezentacji trójkolorowych (złośliwi mowią biało-brązowo-czarnych) Laurent Blanc, który przecież występował w wieloetnicznej drużynie z lat 1998-2000. Oto wyszło na jaw, że trener kadry narodowej i kierownictwo techniczne francuskiej piłki nożnej starało się „ograniczyć liczbę francuskich graczy o wyglądzie Afrykańczyków i północnych Afrykańczyków”, ustanawiając w ośrodkach szkoleniowych limity o charakterze dyskryminacyjnym w stosunku do zawodników o podwójnym obywatelstwie. Sam oskarżany szybko wycofał się ze swoich słów, atakowany choćby przez rewolucyjnie wyczulony na taką dyskryminację (nawet bardziej niż w Polsce towarzystwo z Czerskiej) dziennik „Liberation”[26] czujny. Jednak temat pozostał.
Od kilkunastu lat mamy własne doświadczenia w dziedzinie wykorzystywania indywidualnych sukcesów sportowców, występujących w polskich barwach. Mieliśmy już i kajakarzy ze wschodu rodem (np. Iwan Klementiew), boksera (Andrzej Kliczko), a polski tenis stołowy od lat opiera się na Chińczykach w polskich barwach. W polskiej reprezentacji koszykówki grają Amerykanie, dla polskiego żużla sukcesy odnosi Norweg Rune Holta, a w sportach walki przybysze ze wschodu. Trochę innym zjawiskiem jest wyszukiwanie, namawianie i – kiedy reguły tego wymagają – przyznawanie obywatelstwa obcokrajowcom polskiego pochodzenia. Stąd do niedawno polska reprezentacja rugby składała się z zawodników o francuskich nazwiskach, a i drużyna narodowa najpopularniejszej w Polsce piłki nożnej na, zajmujące ostatnimi czasy  nieproporcjonalnie do wagi tematu ogromnie dużo uwagi, mistrzostwa europy w 2012 będzie chyba tyglem języków i narodowości, jak niejedna drużyna klubowa w polskiej lidze.
Imigracja szkodliwa dla imigrantów
Rzadko słyszanym argumentem, podnoszonym np. przez Francuski Front Narodowy powołujący się na prawo do różnorodności kultur (droit à la différence), jest zwalczanie imigracji jako szkodliwej dla samych państw emigracyjnych, najczęściej są zaś nimi zacofane kraje tzw. Trzeciego Świata.
FN zwalcza imigrację (…) po to, aby młode narody Południa nie zostały zwrócone z jedynej drogi nadziei, jaka przed nimi stoi. Ta droga prowadzi poprzez mobilizację całej energii narodu w służbie jego własnego rozwoju. (…) Olśniewając tych biedaków z Trzeciego Świata wszystkimi rozkoszami społeczeństwa konsumpcyjnego, wystawiających ich na wszelkie możliwe pokusy, imponując im spadającą pod naszą szerokością geograficzną jak manna z nieba pomocy społecznej, oddaje się im najgorszą przysługę, jaką można sobie wyobrazić. Bo tylko w ten sposób wpaja im się przekonanie, że istnieje skrót na drodze do dobrobytu, że można obejść się be pracy, poczucia interesu ogólnego, solidarności narodowej. Całą historia gospodarcza uczy nas, że każdy naród musi zapłacić za swój własny rozwój. Nie można bezkarnie omijać jego etapów. Takie jest twarde prawo życia i postępu narodów[27]. Zresztą te jakże trafne słowa lidera FN sprzed lat znajdowały wielokrotnie uzasadnienie w rzeczywistości krajów imigracyjnych. O ile w państwach Europy środkowo-wschodniej[28], mówienie o drenażu umysłów na zachód jest częste zabiegiem retorycznym i propagandowym formułowanym na wyrost, to w państwach afrykańskich rzeczywiście to elita udaje się na emigrację.
Gdy prawica nawołuje, na pustyni nierozumienia, do szacunku i pielęgnowania świata różnorodność i jednocześnie silnych tożsamości, inżynierowie społeczni spod znaku postępu, liberalizmu i otwarcia dążą od lat do homogeniczności, zapominając jak mocno w naturze człowieka zakorzeniona jest potrzeba identyfikacja; z rodziną (w wielu kulturach –wielopokoleniową) kulturą życia codziennego, religią i jej obrzędowością, a nawet z tym pozostawionym dawno temu i geograficznie daleko, krajem ojczystym.
Podobne postulaty, którym trudno zarzucić jedynie ksenofobię i niechęć do przyjmowania obcokrajowców, znalazły wyraz choćby w programie szwedzkiej partii Sverigedemokraterna. Zdaniem polityków SD, zamiast przyjmować przybyszy z innych krajów i uchodźców, warto wspomagać rozwój biedniejszych państw, co powinno pomóc zarówno im jak i państwom europejskim, ponoszącym zbyt wielkie koszty, przyjmowania nowych imigrantów.
Rasistki w stanie błogosławionym
Tematów imigracji, wzrostu demograficznego i racjonalnej i realnej polityki pronatalistycznej nie sposób od siebie oddzielić. Oczywiście, lewacy mają rozwiązanie problem dziury demograficznej rozwiązać zgodnie z tym, co postulują autorzy „Krytyki politycznej przewodnika lewicy”: „Lewica powinna być zawsze wyczulona na dyskurs o czy . Pojawienie się takich wypowiedzi jest symptomem wbudowanego w dominującą wyobraźnię polityczną głębokiego rasizmu. Język ten służy uzasadnianiu , mającej skłonić kobiety do rodzenia większej liczby dzieci i zamykającej je w ramach gospodarstwa domowego.  Punktu widzenia lewicy odpowiedzią na   nie jest zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci, lecz otwarcie granic na nowe imigracje[29].   Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego w 2015 r. ma być Polaków 38 mln., w 2025 r. – 37,5 mln. a w 2035 r. – niecałe 36 mln[30]. Są to tylko prognozy i, być może, przyszły bieg wydarzeń ich nie potwierdzi. Gdyby jednak stało się tak, jak przewidują demografowie, czeka nas też spadek liczby osób w wieku przedprodukcyjnym z 6,9 mln w 2015 r. do 5,8 mln. w 2035 i produkcyjnym z 23,7 mln do 20,7 mln, a wzrost w tych samych latach liczby osób w wieku poprodukcyjnym z 7,8 mln. do 9,6 mln.
Już teraz w Europie i to w bardzo wielu krajach, choć szczególnie dotyczy to tych z wysokim bezrobociem, jak np. Hiszpania czy Grecja, pisze się o straconym pokoleniu, które może już się buntuje, choć nadal gdy wychodzi na ulice, to raczej póki co, żeby pokrzyczeć na władzę, a nie ją siłą obalać. Jednak frustracja młodych ludzi, którzy nie tylko nie mają  pracy, ale będąc statystycznie lepiej wykształconymi niż ich rodzice skazani są często na życie poniżej poziomu, który ci ostatni mieli w ich wieku i który im – swoim dzieciom zapewnili w dzieciństwie. Ta frustracja może się tylko pogłębić, zgodnie z obserwacją Ignacego Krasickiego o dwóch ptaszkach w klatce, z których cierpi psychiczne katusze jedynie ten, co był wolny wcześniej. A myślące raczej bardziej pragmatycznie niż rozmnażający się z geometryczną intensywnością jak chociażby Egipcjanie[31], młodzi wykształcenie Europejczycy bez stałych dochodów, nie kupią mieszkania, bo nie wezmą kredytu, więc nie założą rodzin ani nawet konkubinatów i nie będą mieli z nich dzieci. A gdy koniunktura gospodarcza w ich kraju – przecież zmienna – poprawi się, to powstające miejsca za lat kilkadziesiąt zaczną obejmować … potomkowie ludności krajów arabskich, jak choćby Egiptu. Tym samym błędne koło związanych  ze sobą polityki imigracyjnej, a właściwie jej braku i niedostatecznego wsparcia pronatalistycznego zamyka się.
Bunt młodych Europejczyków, i ich frustracja może przerodzić się w agresję wobec obcokrajowców. Poniekąd cieszyć może dławionym śmiechem złośliwości to, że dwa ostatnie zjawiska globalne kryzys gospodarczy i napływ imigracja, związany z nią swobodny przepływ ludzi, pokazały prymat w polityce narodowych (państwowych) interesów.
Dziwnym zbiegiem okoliczności w chwili obecnej na unijnej granicy w Grecji spotykają się i napór orientu na zachód i próba solidarności tej najważniejszej, bo finansowej Unii Europejskiej. Nas w Polsce to jeszcze tak nie dotyczy. Imigranci z państw Europy wschodniej nie szturmują w takiej liczbie granic UE.
Próba spojrzenie w przyszłość
Pamiętajmy, że to czy Polska jest krajem atrakcyjnym ekonomicznie, gdzie nie jest łatwo zdobyć dobrze płatna pracę i uzyskać pomoc socjalną od państwa, to przez wielu wędrownych przybyszów z daleka może być to oceniane subiektywnie. Dla wielu z nich z czasem możemy stać się nie tylko krajem tranzytowym w drodze na zachód, ale i docelowym.
Gdyby jakimś zrządzeniem losu lub pracowitością rządzących i rządzonych, za parę lat Polska stała się ekonomicznym eldorado, z dobrze płatną pracą leżącą i czekającą na ulicy, wtedy zapraszamy. Ale w pierwszej kolejności Polaków, zdradzonych i pozostawionych lata temu na wschodzie. W drugiej kolejności bliskich nam kulturowe i akceptujących nasze zwyczaje i prawo przybyszów z nacji zaprzyjaźnionych. Po nich, nawet innych, po spełnieniu odpowiednich warunków. Polskie kolonie od wieków znajdują się na wschodzie, choć nam w przeciwieństwie do zachodnich Europejczyków kiplingowskie brzemię białego człowieka tak nie ciąży, abyśmy czuli się szczególnie zobowiązani wobec kogokolwiek, poza rodakami pozostawionymi bez własnej winy, samymi sobie na obczyźnie.
Nasz nacjonalizm miał zawsze charakter obronny, a w sporze między imperialistami  a kolonizowanymi, raczej przez większość czasu bliżej było nam niestety do tych drugich. Teraz jednak, gdy powstajemy z trudem z imperialnej opresji ze wschodu i zachodu, nie potrzebujemy kolejnych kneblujących i krępujących zdrowy rozwój narodu i państwa hamulców. Ani w postaci hamujących regulacji prawnych, ani też skrywaną za politycznie poprawnymi łzawymi frazesami tworzoną „piątą kolumną” w naszym kraju znajdującym się ciągle na dorobku. Doświadczenie nam podpowiada, że sami najlepiej rozwiązujemy własne problemy.
Konrad Bonisławski
Tekst ukazał się pierwotnie w „Polityce Narodowej” nr 9 (2011  r.)

[1] „MSWiA pracuje nad ułatwieniami dla imigrantów”, http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/502885,mswia_pracuje_nad_ulatwieniami_dla_imigrantow.html (7.04.11)
[2] Ibidem
[3] http://www.mswia.gov.pl/portal/pl/2/9102/Pomoc_dla_cudzoziemcow.html (29.05.11)
[4] „Legalni imigranci”, Marcin Wojciechowski, gazeta.pl, http://wyborcza.pl/1,75478,9813267,Legalni_imigranci.html (11.06.11)
[5] Piotr Winczorek, „Polska niegotowa na imigrantów”, „Rzeczpospolita” z 4 marca 2011 r.
[6] Justyna Frelak, „Otwórzmy oczy na imigrantów”, Rzeczpospolita z 26.05.2011 r.
[7] https://wcd.coe.int/wcd/ViewDoc.jsp?Ref=PR416(2011)&Language=lanFrench&Ver=original&BackColorInternet=F5CA75&BackColorIntranet=F5CA75&BackColorLogged=A9BACE (13.05.11)
[8] http://www.guardian.co.uk/politics/2011/feb/05/david-cameron-speech-criticised-edl (24.05.11)
[9] Warto dla zilustrowania tego prześledzić statystyki przestępstw popełnianych w USA z podziałem na grupy etniczne
[10] http://wiadomosci.wp.pl/kat,1010221,title,Hindus-urzeduje-w-moim-osiedlowym-spozywczaku,wid,13329858,komentarz.html (12.05.11)
[11] http://www.timesofmalta.com/articles/view/20110413/local/New-rights-for-immigrants.359707 (16.05.11)
[12] http://www.rp.pl/artykul/646175_Polscy-bankruci-z-Wysp.html (18.05.11)
[13] ibidem
[14] http://www.psz.pl/tekst-27324/Migracje-we-Wloszech, [10.04.2011]
[15] Agnieszka Rybiński, „Tunezyjczycy obnażyli brak solidarności w Europie”, http://www.rp.pl/artykul/646309.html (13.05.11)
[16]http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/513508,szwajcaria_przywroci_kontrole_na_granicach_i_wystapi_z_schengen.html  [16.05.2011]
[17] Monika Rębała, Szturm na Europę, Newsweek Polska nr 10/2011 z 13.03.2011
[18] http://jp.dk/indland/article2310021.ece (19.05.11)
[19] http://wyborcza.pl/1,76842,9453147,Holendrzy__kto_bedzie_zrywal_wasze_tulipany_.html (16.05.11)

[20] http://derstandard.at/1297818613960/Ministerratsbeschluss-Neues-Fremdenrecht-Regierung-zufrieden-Opposition-empoert (16.05.11)
[21] za: Patrick Buchanan, „Śmierć zachodu”, wyd. pol. 2005, s. 123
[22] Marek Koprowski, „Muzułmanie zaludniają Rosję”, http://nczas.home.pl/wiadomosci/europa/muzulmanie-zaludniaja-rosje/ (29.05.11)

[23] ibidem
[24] ibidem
[25] Swoją drogą porównując to do krytykowanego przecież nieekwiwalentnie niskiego i jednorazowego „becikowego” w naszym kraju, aż się chce wyemigrować do Rosji lub przyjąć ich przepisy
[26] http://www.liberation.fr/sports/01012335787-absurdite (12.05.11)
[27]        Jean-Marie Le Pen, Nadzieja. Rozważania o Francji i Europie, wyd. polskie, Warszawa 1994, s. 37-38
[28]        Zgoła odmienny jest stosunek FN do białych imigrantów z tego obszaru geograficznego.
[29] „Krytyki Politycznej przewodnik lewicy. Idee, daty i fakty. Pytania i odpowiedzi”, Warszawa, 2007, s. 199
[30] Rocznik GUS za rok 2009
[31] Kraj ten w ciągu zaledwie 30 lat zanotował niemal dwukrotny wzrost liczby ludności, bynajmniej nie z powodu imigracji

źródło:  narodowcy.net