niedziela, 29 grudnia 2013

# Lukrecjusz na dziś - 1

"Nasze lęki i nasze ciemności umysłu
Muszą zatem rozproszyć nie słońca promienie,
Nie te błyszczące strzały z świetlistych kołczanów,
Lecz poznanie natury, jej głębi, i plany
Systematycznej kontemplacji."
- Lukrecjusz

niedziela, 22 grudnia 2013

# "Prawo krwii"

Jest to wiersz który napisałem wracając z Belgii na potrzeby mojego projektu muzycznego.
Swego czasu byłem przekonany ,iż pisanie tekstów będzie dla mnie katorgą ,pretekstem dla muzyki ,tymczasem okazało się,że prędzej wpadnę w taką samą pułapkę jak Varg Vikernes iż pierwszy tekst powie wszystko ,a kolejne będą powtarzaniem tego samego.
Oto i on.
-------------------------------------------------
"Prawo krwii"

Spokojną pogardą niszczę przeszkody,
Z uśmiechem znoszę ciężar brzemienia,
Bo wiem, że to wszystko proch i marność,
Że w dniu narodzin nie miałem znaczenia.
Z bojaźnią i siłą krwi czystej przodków,
Z szaleństwa umysłu nadkruszam kajdany,
Rozpłynę się w pustce i powrócę znów,
Na rozkaz przez prawidła krwii mi wydany.
Wciąż walczę by uciec z kosmosu więzienia,
W tą nicość gdzie wszystko niezmiennie się zmienia...
Tam płonie ten ogień,
Moc zrozumienia.

# Oświecenie Dionizyjskie ,a Lucyferyjskie.

Zacznę od tego ,co skłoniło mnie do podjęcia tematu. Otóż od dosyć dawna interesowało mnie pojęcie czy koncepcja Oświecenia w symbolice i nazewnictwie Iluminatów. Bezpośrednim bodźcem stało się odkrycie nowej stolicy Kazachstanu tzw. Astany. Wystarczy przestawić dwie pierwsze litery by stwierdzić iż Iluminaci stają się coraz bardziej bezczelni ,a może odważni...? Co ciekawe europejscy żydzi pochodzą właśnie z wyznawców nawróconych na judaizm w starożytnych ziemiach dzisiejszego Kazachstanu. Kiedy czyta się o mieście Astana dowiadujemy sie ,iż wedlug jego twórców ma ono byc symbolem tego do czego zmierza świat i kilka innych podobnych ciekawostek. Zachęcam Was do zapoznania się z konstrukcja miasta oraz symboliką jego obiektów ,w wielu miejscach skopiowanych z Waszyngtonu. Posiadają nawet swój "Biały Dom".
To co najbardziej rzuca się w oczy to kult solarny ,a jednak symbolika wybudowanej tam piramidy zwieńczonej -a jakże - wielką szklaną kopułą z rozlewającym się witrażem słońca ,nawiązuje do koncepcji dominującej temat Iluminowanych. Możliwe źródła nazwy Illuminati wymyśliłem dwa. Jedno od epoki w której ta organizacja powstała ,a czasy Kanta się chyba mniej więcej pokrywają z czasami Weischaupta (a moze Kant byl Iluminatem?). Jednak uważam iż nie jest to zbytnio prawdopodobne. Druga to od samej koncepcji Oświecenia ,nazywanego też "przebudzeniem" czy "uświadomieniem Prawdy". Zawsze uważałem ,iż wszelkie teorie nt.domniemanego satanizmu iluminatów za przejaw chrześcijańskiego oszołomstwa. Trzeba pamiętać iż Lucyfer i Szatan w biblii są zupełnie osobnymi postaciami. Szatan ma być zasadniczo przeciwnikiem Boga ,złem. Tymczasem Lucyfer to ukochany z aniołów Boga ,jego imię to "Niosący Światło". Szatan pod postacią węża nie miał władzy nad ,ani wiedzy z Drzewa Poznania. Jedynym jego celem było zaoponowanie Bogu ,skuszenie Ewy by złamała zakaz. Jaki był efekt zjedzenia zakazanego owocu? Uświadomienie sobie swojej cielesności. Oddalenie sie od Boga i skupienie na życiu fizycznym. Tak ma wyglądać Prawda i Oświecenie w tej azjatyckiej religii jaką jest judaizm. Takie postrzeganie spraw wydaje się znamionować kierunek w którym podąża dzisiaj gatunek ludzki. A raczej w który jest mimowolnie pchany. Lucyfer jest w biblii określony mianem kłamcy. Gdzie zatem jest kłamstwo w opowieści Iluminatów o powszechnej drodze do Oświecenia? Kłamstwo polega na tym ,iż Iluminaci w ostatecznym rozrachunku mają mieć na tym materialnym świecie wszystko ,a ich niewolnicy ,goje ,mają się stać wymieszaną genetycznie ,ogłupioną szarą masą ,przez życie materialne ,konsumowanie ,niskie przyjemności zniewoloną.
Inaczej Oświecenie rozumie rasa Neandertalska (Biała/Aryjska). Każdemu z Was zapewne na myśl przychodzi jako pierwszy niejaki Budda. Przebudzony. Był On Aryjczykiem z królewskiego rodu w Indiach tak samo jak twórca dużo bardziej esencjonalnej formy drogi do stanu Oświecenia czyli Zenu ,Bodhidharma. Niemniej dla niektórych sam fakt iż byli oni przedstawicielami podrasy Sławiańskiej (pozostałe to Celtycka i Skandynawska) nie wystarcza. Kontekst kulturowy czyni ich zbyt obcymi i nie swojskimi.
Sięgnijmy więc do Europy ,na kilkaset lat przed narodzinami Króla Siddharthy. W Tracji znajdujemy kult ,który jest w swej koncepcji bliźniaczo podobny do młodszego Buddyzmu (oraz siostrzano podobny do Rodzimowierstwa Sławiańskiego).
Orfizm ,bo o nim mowa ,wyrósł na gruncie kultu Erosa w jego pierwotnym wcieleniu czyli Fanesa boga światłości i stworzyciela świata. Drugim filarem był kult Zagreusa a w zasadzie jego siódmego wcielenia czyli Bachusa w Tracji i Dionizosa w Grecji. Prąd ten z Tracji wypłynął na Attykę i ogarnął południe półwyspu Apenińskiego. Kult ten szybko stał się powszechny w całej Helladzie.
Na czym polegał Orfizm? Pozwolę sobie
zacytować fragment "Mitologii" J.Parandowskiego który z pewnością zgrabniej niż ja temat naświetli:
"Religia orficka była mistycznym monoteizmem. Bogowie ,znani z mitologii, stanowili zewnętrzne formy jednej boskiej istoty. Dionizos, zwany Dzagreusem, syn Dzeusa i Persefony, jeszcze w dzieciństwie otrzymał od ojca rządy nad światem. Tymczasem tytani chcieli go zabić. Mały bożek uciekał zmieniając sie po drodze w rozmaite zwierzęta [i bogów np.Zeusa- przyp.S.M.]. Na koniec przemienionego w byka tytani rozdarli na kawałki, ugotowali i zjedli, serce zaś pogrzebali w ziemii. Atena znalazła je i przyniosła Dzeusowi, który je połknął. Z Dzeusa narodził sie później drugi Dionizos, którego swiat zna jako syna Semeli. Tytanów Dzeus spalił piorunem,a z ich popiołów uczynił ludzi. Poniewaz zaś tytani przedtem pożarli ciało Dionizosa,przeto w każdym czlowieku są dwojakie składniki: dobre- dionizyjskie, i złe- od tytanów. Zadaniem ludzi jest uwolnić się od owej spuścizny przeklętej,tj.od ciała, albowiem tylko dusza jest dionizyjska. Trzeba panować nad ciałem,ujarzmiac je ,gdyż w ten sposób wyswobadza sie duszę z więzów cielesnych.
Według orfików, dusza po śmierci idzie do podziemia,gdzie odbywają się sądy. Zbrodniarz otrzymuje zasłużoną karę która nie jest wieczna. Po okresie oczyszczenia dusza wraca na ziemie i wchodzi w nowe ciało, aby pokutować za winy poprzedniego żywota. W ten sposób odradza się i umiera. Wtajemniczony w misteria orfickie uzyskuje w podziemiu wyrok łagodniejszy i moze nawet byc zwolniony od powtórnych narodzin. Lecz samo wtajemniczenie nie wystarcza. Jedynie ten kto życie swe dobrze i cnotliwie przeżyje ,znajdzie łaskę u Dionizosa i połączy sie z bogiem na zawsze [rozpłynie się w pustce- przyp.S.M.].
(...) Dusza musi znac hasla potrzebne do zbawienia. Oto jak sie ma odezwać, gdy przekroczy próg śmierci: "Jestem dzieckiem Ziemii i Nieba gwiaździstego [materii i woli-przyp.S.M.] ,ale mój ród jest niebiański". Na te slowa strażnicy "zdroju pamięci"pozwolą jej ugasić w nim pragnienie. Stad idzie dusza przed władców podziemia i oświadcza im,że wydobyła się z bolesnego koła życia [wygooglujcie: "koło samsary" i "cztery szlachetne prawdy"- przyp.S.M.] ,na co jej odpowiadają: "Będziesz bogiem, a nie człowiekiem" i przyjmują do krainy wiecznego szczęścia."
Myślę ,że nie trzeba tu nic dodawać,ani wyjaśniać. Każdy z nas kroczy na drodze do Oświecenia ,jedni Dionizyjskiego ,większość Lucyferycznego. Jedni będą bogiem ,inni niewolnikiem. Ale...buddyzm i orfizm łączy coś jeszcze. Pogląd iż prędzej czy później wszyscy zostaną Przebudzeni. Tylko czy starczy nam czasu? Czy matka materia pozwoli? Ludzkość ma termin ważności to pewne. Niech każdy idzie swoją drogą. Gdzieś na pewno dojdzie.
Na naszych sztandarach płonąca swarożyca ,twarz Boga Ojca.

czwartek, 12 grudnia 2013

# Ewolucja duszy.


Mój Ojciec ,dawniej starszy nauczyciel Zen ,dzisiaj mógłby stanowić wzór dla postaci z książek Dana Browna. Czytanie między wierszami świętych ksiąg ,gnoza ,dwóch Jezusów - o takich rzeczach może mówić godzinami. Faktem jest ,iż zdarzało mu się wyjaśniać pewne teologiczne czy filozoficzne wątpliwości młodych księży i mnichów. Posiadłem po nim zamiłowanie do książek i metafizycznych rozważań.
Ponieważ rozmowy z nim są (kiedy mam okazję go o cos zapytać) zajmujące i wzbogacające ,nie wykluczam spisania rozmów z nim ,usystematyzowania tego i uzupełnienia o własne badania oraz wnioski ,a później rozbudowania być może wręcz do czegoś w rodzaju systemu światopoglądowego. Dynamicznego ,skłonnego do korekt i wzbogacania ,ale jednak spójnego i posiadającego pewne wykładnie.
Niestety nie wiem czy to co wyniosłem z rozmowy telefonicznej (przerwanej końcem środków na karcie) nadaje sie w chwili obecnej do publikacji w formie felietonu gdyż nie posiadam chociażby puenty. Nie zdążyłem dopytać o pewne sprawy (z pewnością to zrobię) ,ale przedstawię te zajmujące informacje które nadają głębi moim własnym wcześniejszym przemyśleniom.
Do najpoczytniejszych wpisów na moim blogu należą felietony które zacząłem pisać z "konieczności"; przed przeczytaniem tego ,proponuje poznać wczesniejsze jak chociażby "na wojnie woli i materii" ,czy "W poszukiwaniu Neandertalskiej Wedy".
Wykładając Ojcu mój tok rozumowania zacząłem zadawać sobie pytania o wierzenia starsze od politeizmu, o najważniejszy moim zdaniem etap ewolucji wiar czyli matriarchat. Neandertalczycy ,wychodze z takiego założenia ,byli oświeceni. To co my możemy osiągnąć dzięki medytacji bylo naszym naturalnym stanem umyslu wiele wcieleń wcześniej w czasach rasowej czystosci. Naukowcy ,którzy z racji swojego zawodu muszą dawać bardziej przyziemne wyjaśnienia fenomenom twierdzą dzisiaj ,iż Neandertalczycy byli...autystyczni. Oczywiście nie chodzi o ciężkie stadia tej...choroby? ale w ten oto sposób tłumaczą oni sobie dziwne z naszej perspektywy umiejętności i zachowania naszych protoplastów. Neandertalczycy ,żyli w małych kilkuosobowych grupkach ,dzisiaj nazywanych rodzinami ,opiekowali się chorymi i starszymi ,potrafili dokonywać operacji chirurgicznych nawet na czaszkach, utrata dłoni nie kończyła się zatem u nich śmiercią ,potrafili tworzyć z potrzeby chwili rzeczy które inne rasy wynalazły jako całe społeczeństwa dziesiątki tysięcy lat później, prowadzili zbieracko-łowiecki ,wędrowny tryb życia ,nie gromadzili (aż do czasu pierwszych mieszańców) surowców i nie wracali w te same miejsca, posiadali fotograficzną pamięć i wszystko robili z pełną koncentracją na danej czynności, posiadali język niewymawialny dla dzisiejszych ludzi, byli ok.sześć razy silniejsi od dzisiejszych ludzi ,potrafili polować gołymi rękoma, posiadali największy mózg ze wszystkich istot żywych w znanych dziejach świata ,któremu zawdzięczali swój przyrodzony geniusz etc ,itd. Kazdy kto czytał moje wcześniejsze felietony wie ,iż uznaje zbieżności między starożytnymi religiami za wynik wspólnego pnia sięgającego czasów gdy wiara była wiedzą. Najprościej rzecz ujmując ,Neandertalczycy przekazywali swoim potomnym to co sami wiedzieli czy widzieli gdyż hybrydy osłabione genami Homo Sapiens Sapiens zaczeły tracić cechy i zdolności swej rasy ,przedewszystkim Neandertalski mózg (hybrydy o neandertalskim ciele i mózgu byly zbyt duże dla matek mniejszej rasy i ginęły razem z matkami). Ta wiedza trwala podczas gdy swiat sie zmieniam ,powstawały języki ,kultury ,ulegała zmianie ale pewne prawdy przetrwały nawet do dzisiaj (choć traktowane są już jako bajki i legendy ,a nie wiedza). Stwierdziłem więc ,iż to co najpierworniejsze jest najbliższe prawdy. Ojciec powiedział mi ,ze sprawa jest nieco bardziej skomplikowana.
Zen jest esencjonalną formą mądrości naszych przodków ,odartą z kulturowych nalecialosci. Zen zarówno jak i Buddyzm zostały stworzone przez ludzi rasy Białej ,potomków Neandertalczyków. Obaj wielcy duchowni znaleźli sposób na powrót do stanu Neandertalskiego ,na powrót do zrozumienia natury świata. W Zenie mówi się o pustce ,o tym ,że wszyscy jesteśmy jednością, że po śmierci kropla wraca do oceanu. Fizyka kwantowa i teoria strun zdają sie potwierdzać założenia Zen. Wszystko jest falą ,materia jest pustką ,a pustka materią...
Mam teorię iż nasze myśli ,świadomość etc to wszystko impulsy ,drgania fali ,a my wzięliśmy sie stąd ,że pewien organizm żywy wykształcił mózg który zaczął działać jak odbiornik i nadajnik dla tych impulsów. Wtedy zaczęliśmy się inkarnować.
Jak mówiłem, zacząłem się zastanawiać dlaczego politeizm poprzedzał matriarchat. Ojciec powiedział mi ,że dusze na swój sposób ewoluują. Że kiedyś kropla wpadała do oceanu ,ale od kilkuset lat oświeceni powtarzają ,że krople już nie giną w oceanie ,a mają świadomość swojej odrębności.
Matriarchat oznacza iż pierwsze hybrydy posiadały nadal spore właściwości i stopień zrozumienia. Posiadali świadomość zbiorową jak mrówki czy pszczoły. Nie posiadali silnego ego ,nie byli samolubni ,byli świadomi ,że są jednym i z pewnością odczuwali to w sposób bezpośredni i namacalny. Z czasem gdy mieszanie się genów postępowało ,a dusze zaczęły się starzeć ,ludzie nie posiadali już poczucia jedności ,zaczęli się indywidualizować. Nadal posiadali pewne Neandertalskie umiejętności ,nieco prymitywniejsze ,a pozbawieni wglądu w naturę świata zaczeli tworzyć nowe systemy religijno-społeczne. Starożytni dosłownie widzieli bogów zarówno w księżycu jak i w słońcu ,a przynajmniej to co widzieli ,dzisiaj określać zwykliśmy bogami. Politeizm początkowo również wynikał z zanikających już niemal zupełnie zdolności mózgu ,szybko stał się jednak sposobem na usystematyzowanie i zrytualizowanie życia w cementujących sie wspólnotach kulturowych. Później świat religii zdominował monoteizm z dogmatami ,zakazami i nakazami. Stało się to gdy ludzie stracili już wszystko co kiedyś było im wrodzone. Z instynktu ewoluujemy w inteligencję ,a z inteligencji w intuicję. Tracimy naszą czystość ,nasze ciała czyli naczynia dla duszy posiadają coraz mniejsze możliwości ,stają się coraz poważniejszą przeszkodą dla naszego powrotu do normalności. Inkarnowanie się w coraz niedoskonalszych ciałach spowodowało ,że staliśmy się zagubionymi materialistami z przerośniętym ego. Że coraz bardziej oddalamy się od normalności ,stajemy się coraz bardziej nieszczęśliwi. Tak biologia przeplata się ze sprawami ducha, pustka z materią ,a materia z wolą.
W ostatecznym rozrachunku liczy się jednak tylko jedno. Żeby kropla wpadła do oceanu i już w nim pozostała.
Na zawsze.

środa, 11 grudnia 2013

# Jestem!

Widzę ,iż ilość wejść na bloga spadła ,czemu się nie dziwię. Wróciłem choć moja sytuacja nie zmieniła się wielce ,zatem nadal będę musiał pozostać felietonistą... Zaczynam się nawet zastanawiac czy nie powinienem założyć osobnego bloga o sprawach około religijnych jednak byłoby to nieco kłopotliwe i obawiam się iż poskutkowało by zmniejszeniem zainteresowania takimi podzielonymi blogami tym bardziej ,że ten nie byłby już raczej aktualizowany. Mam materiał na nowy felieton ,po dzisiejszej ok.dwugodzinnej rozmowie z Ojcem więc postaram się to jakoś zgrabnie ubrać w slowa i zamieścić np.jutro (choć niczego nie obiecuję!).
Czołem Wielkiej Polsce!
Sława Narodowi Sławnych!
Cześć Sztandarowi Boga Ojca!

środa, 18 września 2013

# UWAGA!!! Informacja dla czytelników.

Obecnie znajduję się w Belgii ,ale za kilka dni powinienem mieć własny internet więc będę mógł zaktywizować bloga. W międzyczasie postaram się przygotować nowy felieton na temat książek o Tarzanie ,gdyż okazały się być czymś zupełnie innym niż się spodziewałem. Jeżeli uważacie ,że książki o Conanie są nacechowane supremacjonizmem to nie wiecie nic o Tarzanie. 
Do zobaczenia niebawem!
Sława!

sobota, 31 sierpnia 2013

# Germanizacja ostatnich Łużyczan (2005)

W Niemczech grupa działaczy walczy, by uchronić od wymarcia małą słowiańską mniejszość narodową - Dolnych Łużyczan. Czy ich zaangażowanie wystarczy, by wygrać z bezduszną biurokracją i naturalnymi tendencjami asymilacyjnymi?

Ostatni Łużyczanie walczą o przetrwanie 

W Niemczech grupa działaczy walczy, by uchronić od wymarcia małą słowiańską mniejszość narodową - Dolnych Łużyczan. Czy ich zaangażowanie wystarczy, by wygrać z bezduszną biurokracją i naturalnymi tendencjami asymilacyjnymi?

Malutka wioska Turjec, na północ od Chociebuża (niem. Cottbus). W drugi dzień Zielonych Świątek odprawiane jest tutaj nabożeństwo ewangelickie. Zjawia się około 30 osób, prawie wyłącznie w podeszłym lub bardzo podeszłym wieku. Wszyscy są elegancko ubrani i mają dziwnie swojski wygląd. Widać wśród nich pewne ożywienie - wiedzą, że następne nabożeństwo tego rodzaju odbędzie się dopiero w sierpniu, w innym kościele i że to dla nich jedyna okazja, by porozmawiać w swoim języku, dolnołużyckim. Ta słowiańska mowa na naszych oczach bezpowrotnie ginie.

Ernst Mucha, gospodarz z Turjeca, uważa, że ratunku już nie ma. - Widzi pan - mówi zażywny 70-latek - za młodu to ja ze wszystkimi w wiosce rozmawiałem po łużycku. Tak było jeszcze 40 lat temu. A teraz? Kto w Turjecu jeszcze zna łużycki? - pyta retorycznie. - Pojedynczy dziadkowie, tacy jak ja.

Statystyki dają inny, fałszywy obraz. Według nich w Brandenburgii mieszka 20 tys. ewangelickich Łużyczan, którzy mówią podobnym do polszczyzny językiem dolnołużyckim, a w Saksonii 40 tys. Łużyczan - katolików, którzy mówią zbliżonym do czeskiego górnołużyckim. Obraz jest fałszywy, bo podobnie jak za czasów NRD statystyki sugerują, iż wszyscy Niemcy łużyckiego pochodzenia znają łużycki. A to nieprawda - zgodnie zapewniają moi rozmówcy. Faktycznie zaledwie w kilku rodzinach dzieci rozmawiają z rodzicami po dolnołużycku. Język wymiera - przyznają.

Przedszkola przyszłością narodu

Nadzieją na jego odrodzenie jest projekt "Witaj", który przewiduje wychowanie dzieci, które z domu znają tylko niemiecki, w łużyckich przedszkolach, gdzie opiekunka mówi do maluchów tylko po łużycku, a bajki w tym języku opowiadają im staruszkowie, którzy specjalnie przychodzą na zajęcia. Wszyscy działacze łużyccy uważają, że ten istniejący od 1998 r. projekt jest jedyną szansą na uratowanie języka. Tym bardziej że szerzy się moda na łużyckość, którą daje się od pewnego czasu zauważyć u młodego pokolenia mieszkańców Łużyc.

Niestety, na "Witaj" brakuje pieniędzy. W programie bierze udział 287 dzieci. Im więcej środków, tym będzie on atrakcyjniejszy, tym większe zainteresowanie, tym więcej dzieci można przyjąć. Dlatego ogromną gorycz wywołują u Łużyczan ostatnie decyzje rządu Brandenburgii, który obciął środki na projekt. Decyzji socjaldemokratycznego rządu nie rozumie dr Madlena Norberg z Rady ds. Łużyczan przy Landtagu Brandenburgii: - Co z tego, że ministerstwo szkolnictwa projekt "Witaj" popiera. Pieniądze daje ministerstwo nauki, a tam zrozumienie dla racji Łużyczan jest o wiele mniejsze. A potrzebne są duże pieniądze. Holger Drews, rzecznik ministerstwa kultury, wskazuje na dramatyczną sytuację budżetu Brandenburgii: - Środki na łużyckie przedszkola obcięto bardzo umiarkowanie w porównaniu z innymi projektami.

Łużyczanie zagrozili skargą do trybunału konstytucyjnego. Najmocniej wspiera ich postkomunistyczna PDS. To właśnie za czasów NRD Łużyczanie otrzymali pewną autonomię, podczas gdy w czasach hitlerowskich groziła im fizyczna zagłada, a wcześniej, pod pruską władzą, byli brutalnie germanizowani. Złośliwi wręcz uważają, że dla Ericha Honeckera Łużyczanie byli "wzorcową mniejszością", którą się chwalono w świecie. Niemniej jednak temu, że język wymiera, władze NRD też są winne, bo traktowały Łużyczan jako potencjalną "piątą kolumnę" sojuszników: Polski bądź Czechosłowacji. W latach 60. czterokrotnie zredukowano liczbę szkół uczących po łużycku. Administracyjnie teren zamieszkany przez Dolnych Łużyczan rozdzielono na trzy powiaty, tak by wszędzie stanowili mniejszość. Na nabożeństwa w języku łużyckim zgodzono się dopiero w 1987 r. Łużyckie organizacje były ściśle kontrolowane przez partię i państwo.

Bagniska i wysypiska

Jadąc do Turjeca, przejeżdżam przez Spreewald. Z okien samochodu obserwuję bociany, po obu stronach wąskich dróg rozpościerają się bujne łąki, lasy. Niemal wszędzie małe i większe rzeczki oraz kanały. Ta bagnista kraina, nazywana przez Łużyczan "błotami", skrywała słowiańskie wioski, które przez wiele stuleci dawały schronienie ich mieszkańcom przed falą germanizacyjną. O słowiańskim charakterze okolicy świadczą dwujęzyczne napisy. Dowiaduję się, że Hauptstrasse to Głowna Droga, widzę "mosty" i "gory".

Ale całe Łużyce nie są tak piękne. Na południe od Chociebuża krajobraz się zmienia. W NRD pobudowano tam ogromne odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego. Ludzi wysiedlano do miast, a wioski niszczono. Łużyce, czyli w dosłownym tłumaczeniu - Kałużyce, kraina kałuż, przypominają tam Księżyc. Widać wielkie hałdy, rozległe wyrobiska i dymiące kominy. Miarę plag dopełniły lata po zjednoczeniu, które Łużycom, podobnie jak całemu NRD, przyniosły ogromne bezrobocie i wyjazd prawie wszystkich młodych ludzi na zachód Niemiec, za pracą.

Niedawno wielki szwedzki koncern energetyczny Vattenfall postanowił poszerzyć obszar wydobywania węgla na Łużycach. Łużyczanie zapowiadają ostre sprzeciwy. Po 1989 r. uroczyście obiecywano, że żadne wioski nie będą już likwidowane.

Pudrowana ochrona? 

- Te łużyckie napisy przy drogach nic nie znaczą - wzdycha pastor Helmut Huppatz, który odprawiał nabożeństwo w Turjecu. - To tylko pozory. Niemcy żyją w błogim przekonaniu, iż Łużyczanie mają wszelkie prawa należne mniejszościom narodowym. A Łużyczan już tam dawno nie ma.

Rzeczywiście, wydawałoby się, iż Łużyczanie cieszą się w zjednoczonych Niemczech pełnią przywilejów. W Brandenburgii radio i telewizja nadają krótkie programy po dolnołużycku. Oba łużyckie narody wspiera finansowo specjalna fundacja rządu Niemiec, Saksonii i Brandenburgii. Na Górnych Łużycach istnieje cała sieć szkół łużyckich, na Dolnych - kilka podstawowych oraz gimnazjum w Chociebużu. Łużyczanie mogą posługiwać się swoją mową w kontaktach z niemieckimi władzami tam, gdzie mieszkają. Faktycznie jednak ich racje ustępują rachunkowi ekonomicznemu, zwłaszcza od czasu, gdy Niemcy trapi kryzys gospodarczy.

- Niedawno w Chróścicach zamknięto nam szkołę - mówi Jan Nuk, przewodniczący Domowiny, organizacji grupującej oba łużyckie narody. - To samo grozi kolejnej, w Radiborze. Dla tak małej społeczności jak nasza to niepowetowana strata. Niektórzy sądzą, że żądamy dla siebie więcej praw. Niemcy mówią, że wszędzie szkoły się zamyka, więc my nie możemy być oszczędzeni. Ale jak się zamknie jedną szkołę łużycką, to w całej wsi kultura łużycka zamiera. Jak w ogóle można stosować takie same kryteria? A przecież rzadkie rośliny chroni się bardziej - oburza się.

Prof. Dietrich Scholze z Instytutu Łużyckiego w Budziszynie twierdzi jednak, że Łużyczanie bić się powinni także we własne piersi. - Z pewnością odpowiedzialnym za wynaradawianie Łużyczan jest zwykły, ludzki konformizm: mów po niemiecku, a będzie ci łatwiej. Taka filozofia sprawiła, że zwłaszcza na Dolnych Łużycach nastąpiło załamanie w przekazywaniu języka z pokolenia na pokolenie.

"Uchodzimy za Polaków" 

Zrozumienie Łużyczanie znajdują wśród niemieckiej inteligencji. Niektórzy z własnej woli nauczyli się języka tak płynnie, że zadziwiają samych Łużyczan. Do nich należy np. prof. Eduard Werner, który mówi doskonale w obu łużyckich językach. Instytut Sorabistyki Uniwersytetu w Lipsku, którym prof. Werner kieruje, to jedyne w świecie miejsce, gdzie można ukończyć filologię dolno- bądź górnołużycką.

Przeciętni Niemcy mają inny stosunek. Tak przynajmniej uważa pastor Huppatz. - Żądają od nas, by przy nich nie mówić po łużycku, nawet gdy mówi Łużyczanin z Łużyczaninem, np. w urzędzie. A przecież to oficjalny język - mówi. Zdominowane przez Niemców rady parafialne nie zgłaszają zapotrzebowania na łużyckie nabożeństwa.

Sam pastor Huppatz pochodzi z łużyckiej rodziny, ale nie zna już łużyckiego z domu. Nauczył się go dopiero w szkole. Słychać to u niego. Dziwi mnie trochę północnoniemieckie gardłowe "r", niespotykane w językach słowiańskich. Nad zatratą pierwotnej słowiańskiej wymowy ubolewa też Hannes Kell, 34-letni doradca majątkowy z Dešna. - Już tylko najstarsze pokolenie cechuje nieskażona wymowa - mówi. - Inni nauczyli się jej w szkole i mówią z akcentem. Ja sam też - śmieje się.

- Kiedy ze swoją rodziną spaceruję po Chociebużu - opowiada - i mówię po łużycku, ludzie biorą nas najczęściej za Polaków. Nasze języki są strasznie podobne.

Ja rozmawiam z nim po niemiecku, w jego ojczystym języku, ale żona - Antje Kellowa - woli, jeśli mówię po polsku. Ona odpowiada mi po swojemu. Bo język zna od rodziców. Patrząc na jej zaangażowanie i urok, pomyśleć można, iż to ona zrobiła z męża Łużyczanina najczystszej wody.

Serbska Ludowa Strona 

Hannes Kell wraz z grupą kilkunastu innych młodych działaczy założyli w marcu partię. Ugrupowanie nazywa się Serbska Ludowa Strona (czyli Łużycka Partia Ludowa), a Kell został jego przewodniczącym. Ta pierwsza partia Łużyczan w RFN. - Jesteśmy zdumieni, jak wielki oddźwięk znalazła nasza inicjatywa. Pisały o niej wszystkie media - chwali się. Jednym z głównych celów partii jest uratowanie języka dolnołużyckiego od zagłady. Kell chce m.in., by każde dziecko mogło uczyć się języka dolno- bądź górnołużyckiego. Dąży do powołania uniwersytetu łużyckiego oraz radia, które by nadawało po łużycku przez cały dzień. Pragnie również wykorzystać walory turystyczne regionu.

Stronnictwo Kella wzoruje się na Partii Duńczyków, która zdobyła w lutowych wyborach do Landtagu Szlezwiku-Holsztyna 3,6 proc. głosów. Niby niewiele, lecz ponieważ jako partii mniejszości nie obowiązuje jej 5-proc. próg wyborczy, wprowadziła do Landtagu dwóch deputowanych. To dużo, zważywszy, że w Niemczech żyje jedynie 50 tys. Duńczyków. Do zdobycia mandatu do landtagu wystarczy ok. 20 tys. głosów, akurat tyle, ile jest osób łużyckiego pochodzenia w Brandenburgii. W tej sytuacji, by partia mogła być skuteczna, potrzebne jest także wsparcie części ludności niemieckiej. Jej działacze wierzą, że im się to uda.

Powstanie partii przyczyniło się tymczasem do powstania rozdźwięków wśród Łużyczan. Uświęcona długoletnią tradycją organizacja Domowina boi się podziałów w małej społeczności. Jej przewodniczący Jan Nuk powątpiewa też, czy nowa partia będzie skuteczna. Łużyczanie w Saksonii tradycyjnie wybierają CDU - powiedział "Gazecie". W Brandenburgii z kolei są raczej zwolennikami SPD. Wątpię, czy będą chcieli głosować na nową partię.

Jak pomóc? 

Po nabożeństwie w Turjecu gościnni Łużyczanie zaprosili mnie na poczęstunek. Wprawdzie tradycyjnego napoju, który łączy Słowian, zabrakło, ale kawa i ciasto były bardzo smaczne. Mówiący po polsku chłopak, który studiował w Krakowie, prosi, by przekazać pozdrowienia Polsce. - Pięknie dziękujemy za wsparcie - mówi z uroczym akcentem. A potem wszyscy obecni śpiewają hymn: R'dna Łužyca, spšawna, pśijazna, mojich serbskich woścow kraj, sw'te su m' twoje strony.

Tysiąc lat temu praktycznie całe Niemcy Wschodnie były zasiedlone przez Słowian. Wielu Niemców ma słowiańskie korzenie. W czasach Lutra słowiańskie plemiona zamieszkiwały okolice Berlina i Drezna. Język Obodrytów w enklawie koło Hanoweru przetrwał do połowy XVIII wieku. Nawet w końcu XIX wieku starsze mieszkanki wsi nosiły tam - jak można się dowiedzieć w Muzeum Łużyckim w Chociebużu - typowo słowiański ubiór. Teraz po Obodrytach i po innych Słowianach prócz nazw miejscowości śladu nie ma. Ostały się jedynie dwa małe łużyckie narody. Jeden chroniony przez spreewaldzkie bagna, drugi - przez swój katolicyzm i w miarę liberalną politykę władz Saksonii.

Ożywienie obumierającej kultury jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Sto lat temu ożywiono przecież w Palestynie zupełnie martwy język hebrajski. Dla Żydów był to jedynie język świętych ksiąg i modlitwy, nikt nim na co dzień nie mówił. Łużyczanie są w lepszej sytuacji, jednak potrzebują pomocy, także ze strony Polski. Liczyć się będą nawet drobne gesty. Ot, choćby używanie polsko-łużyckiej nazwy Chociebuż, zamiast niemieckiego Cottbus.

Łukasz Adamski, współpraca Mikołaj Maśluk 

źródło:  prolusatia.pl

# Prawdziwy niemiec nie istnieje.

Badania DNA rozwiewają mity o czystości krwi

Krzysztof Kęciek

(...)

Genetyczna mapa Europy

Mimo wszelkich migracji Europejczycy są relatywnie homogeniczni, jeśli chodzi o garnitur genów. Wśród Amerykanów pochodzenia afrykańskiego występuje znacznie więcej wariantów genetycznych niż wśród tych obywateli USA, których przodkowie przybyli z Europy. Co więcej, na Starym Kontynencie materiał genetyczny danego osobnika odzwierciedla zazwyczaj jego pochodzenie geograficzne, niekiedy z dokładnością zaledwie kilkuset kilometrów.
Dowiodły tego badania, które przeprowadził wraz z zespołem John Novembre z University of California. Przeanalizował on prawie 200 tys. fragmentów DNA pochodzących od 1387 mieszkańców różnych regionów Europy. Wyniki tego projektu przedstawiono w najnowszym numerze magazynu \"Nature\".
Na genetycznej mapie Starego Kontynentu doskonale widoczne są wielkie struktury: Półwyspy Apeniński, Iberyjski, Cypr czy europejska część Turcji. W Szwajcarii wyraźnie przedstawiają się różnice między grupami niemiecko-, włosko- i francuskojęzycznymi. We Włoszech wyróżnia się genetycznie południowo-zachodni region półwyspu, prawdopodobnie zasiedlony przez przybyszów z Sycylii. Osobną strukturę tworzy Finlandia, której mieszkańcy żyli w relatywnej izolacji od pozostałej części kontynentu.

Niemcy, Słowianie, Żydzi

\"Prawdziwy\" Niemiec nie istnieje. Różnice genetyczne między Bawarczykami a mieszkańcami Wschodniej Fryzji są większe niż między Niemcami a Francuzami.
Naukowcy szwajcarskiego Uniwersytetu Igenea w Zurychu zbadali 19.457 próbek genetycznych, pochodzących od mieszkańców RFN płci obojga. Wnioski okazały się zaskakujące - tylko 6% niemieckich mężczyzn pochodzi od strony ojca od Germanów, za to aż 30% - od ludów Europy Wschodniej, przede wszystkim Słowian. Kobiety są bardziej germańskie - co druga Niemka miała Germanina za protoplastę. Ta różnica wynika z faktu, że mężczyźni w ciągu wieków ginęli na wojnach, a więc żyli krócej. Analizy wykazały także, że co dziesiąty Niemiec jest żydowskiego pochodzenia. Wiceprzewodniczący Rady Żydów w Niemczech, Salomon Korn, nie był zaskoczony wynikami badań. Wyjaśniał: \"Historia Żydów w Niemczech ma 1700 lat, jest więc starsza niż dzieje wielu szczepów, które przybyły podczas wędrówki ludów. Przed pierwszą wyprawą krzyżową w 1096 r. oraz w XIX i XX w. dochodziło też do małżeństw mieszanych między chrześcijanami a Żydami\".
Badania Uniwersytetu Igenea to kolejny dowód, że wszelkie rasistowskie teorie są absolutnie bezpodstawne. \"W każdym człowieku tkwią najprzeróżniejsze korzenie\", wyjaśnia uczestnicząca w tym projekcie dr Imma Pazos.

Czystka etniczna

Badacze brytyjscy z University College w Londynie (UCL) udowodnili, że germańscy Anglowie i Sasowie, którzy najechali Brytanię po wycofaniu się z tej krainy Rzymian w V w., dokonali gigantycznej czystki etnicznej, unicestwiając co najmniej połowę miejscowej, przeważnie zromanizowanej ludności celtyckiej. W niektórych regionach zniknęło 100% poprzedniej populacji.
Po II wojnie światowej brytyjscy historycy wystąpili z tezą, że nie było wielkiej inwazji Anglów i Sasów, lecz najwyżej kontakty handlowe lub penetracja nielicznej grupy wojowników, którzy stworzyli nową elitę polityczną. Dr Mark Thomas z Centrum Antropologii Genetycznej UCL wraz z zespołem przeprowadził jednak analizy materiału genetycznego, pobranego od 313 ochotników z siedmiu brytyjskich miast targowych, wspomnianych w Księdze Sądu Ostatecznego z 1086 r. Porównał je z DNA mieszkańców Fryzji (północna Holandia), skąd wyruszyli do Brytanii Anglowie i Sasowie. W analizach uwzględniono również geny ochotników z Norwegii. Badania wykazały, że anglosaski chromosom Y, który przedostał się przez Morze Północne, zalał całą Anglię, zatrzymał się jednak na granicach Walii, konkretnie na linii, którą tworzy pas wczesnośredniowiecznych fortyfikacji Offa\'s Dyke. Genetycznie Anglicy i Walijczycy to zatem dwie różne rasy, przy czym ci ostatni są bardziej \"prawdziwymi\" Brytyjczykami. \"Nasze ustalenia sprawiły, że współczesny pogląd na temat początków Anglii musi zostać odłożony do lamusa\", powiedział Mark Thomas.
Badania genetyczne świadczą także, że Celtowie z Anglii i z Irlandii są spokrewnieni z Baskami, tajemniczym ludem pochodzenia nieindoeuropejskiego, zamieszkującym pogranicze Hiszpanii i Francji nad Zatoką Biskajską. Wiadomo, że w starożytności Celtowie z Galii wtargnęli do Hiszpanii i zmieszali się z miejscową ludnością, tworząc lud Celtyberów. Analizy DNA potwierdziły także świadectwa źródeł pisanych, że wikingowie osiedlali się w Kumbrii w północno-zachodniej Anglii, a także na Szetlandach, Orkadach i na północnych krańcach Szkocji. Mieszkańcy tych regionów są nosicielami typowych skandynawskich genów.

środa, 28 sierpnia 2013

# Bliżej - Żołnierze Wyklęci

# Rosja odcina ropę Białorusi.

Rosjanie ograniczają dostawy ropy na Białoruś i zawracają z granicy białoruski nabiał. To rewanż za areszt w Mińsku szefa największego koncernu nawozowego.
Konflikt między Mińskiem a Moskwą się rozpędza. Rano koncern Transneft podał, że z powodu "remontu rurociągu Przyjaźń, Białoruś dostanie we wrześniu o ponad 400 tys. ton ropy mniej niż dostać miała.
Z kolei rosyjski nadzór fitosanitarny ma zastrzeżenia do białoruskiego nabiału. Nagle okazało się, że jedna trzecia nie odpowiada normom. To poważny cios w centralnie sterowaną białoruską gospodarkę. Nabiał ma największy udział w białoruskim eksporcie do Rosji. Niemożliwość eksportu spowoduje duże straty w białoruskim mleczarstwie.
Eksperci zwracają uwagę, że obie rosyjskie decyzje są odpowiedzią na nieoczekiwane aresztowanie na Białorusi prezesa Uralkali - największego producenta nawozów potasowych Rosji i jednego z największych na świecie. Przyleciał on na pisemne zaproszenie białoruskiego premiera, a został oskarżony o organizowanie grupy przestępczej i trafił do aresztu na dwa miesiące. Interwencja Dmitrija Miedwiediewa nic nie dała.
Chodzi o konflikt Uralkali z BKK - nawozowym konkurentem z Białorusi. Białorusini zarzucili Rosjanom stosowanie dumpingu. Mińsk odpowiedział natychmiast ogłaszając dziś, że gotowy jest wszcząć postępowanie karne wobec oligarchy Sulejmana Kerimowa - miliardera i  największego akcjonariusza nawozowego koncernu Uralkali.
źródło:  ekonomia.rp.pl

# Marian Kowalski: jajko, woodstock, meksykanie.


# Będą represje wobec kibiców?


Rząd nie ustaje w próbach odciągnięcia uwagi opinii publicznej od istotnych kwestii za pomocą walki z publicznym wrogiem, na jakiego wykreował kibiców. W tym celu w ostatni poniedziałek zorganizowane zostało spotkanie oficjeli rządowych i samorządowych.
glupota-donalda-grozniejsza-niz-raca-i-petarda
W Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim zebrali się wspólnie wojewodowie lub ich przedstawiciele reprezentujący 11 z polskich województw, wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń, wiceminister administracji i cyfryzacji Stanisław Huskowski, wiceminister spraw wewnętrznych Marcin Jabłoński, a także Komendant Główny Policji nadinspektor Marek Działoszyński i szef Komendy Stołecznej Policji nadinspektor Dariusz Działo. Spotkanie odbyło się z inicjatywy wojewodów.
Tematem obrad były ostatnie wydarzenia z Łomianek i lekcja kulturalnego zachowania dla meksykańskich marynarzy w Gdyni, będące doskonałym pretekstem do zastosowania kolejnych represji godzących w środowisko kibicowskie. Marcin Jabłoński poinformował zebranych o decyzji swojego przełożonego ministra spraw wewnętrznych, Bartłomieja Sienkiewicza, powołał on specjalny zespół mający za zadanie wypracować w ciągu najbliższych tygodni propozycje zmian uderzających w kibiców. Innym posunięciem ministerstwa ma być stworzenie nowych procedur współpracy pomiędzy wojewodami, policją i klubami piłkarskimi w czasie imprez masowych. Pod pojęciem “imprezy masowe” rozumieć należy przede wszystkim mecze piłkarskie.
W tym tygodniu swoje propozycje zmian, które “mogą pomóc w eliminacji bandytyzmu pseudokibiców” mają przedstawić urzędy wojewódzkie. Owocem spotkania ma być zbiorczy dokument opublikowany w połowie września. Zastępca ministra sprawiedliwości wyraził opinię, iż należy sięgać po istniejące już narzędzia prawne. Jego zdaniem, istniejące już przepisy stanowią dobrą podstawę przy zabezpieczaniu imprez o charakterze masowym.
Nadzwyczajną kreatywnością na spotkaniu wykazała się Komenda Główna Policji. Mundurowi chcieliby wprowadzenia regulaminu organizacyjnego wyjazdów kibiców, obecności na meczach podniesionego ryzyka przedstawicieli wojewodów, karania kibiców za oprawy niezgodne z obowiązującym prawem, utworzenia krajowego wykazu ekspertów do spraw bezpieczeństwa, współpracy ze stowarzyszeniami i klubami piłkarskimi, a także wdrożenie jednolitego standardu zabezpieczenia meczów niezależnie od klasy rozgrywki.
“Zdaniem uczestników spotkania, potrzebna jest większa koordynacja i systematyczność, począwszy od prewencji prowadzonej przez policję, poprzez egzekwowanie przestrzegania regulaminu imprez masowych przez kluby, aż po pracę sądów” – czytamy w komunikacie wydanym przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki.
Dla podtrzymania swojej propagandowej wojenki oklaskiwanej przez niemalże wszystkie media głównego nurtu, rząd wraz z podległymi sobie służbami nie cofnie się przed żadną decyzją. Pogrążając się coraz bardziej w niemocy, rozpaczliwie potrzebuje propagandowego sukcesu, jakim byłoby z pewnością poradzenie sobie z problemem, który sam wykreował. Kibice pomimo coraz silniejszych represji mogą okazać się jednak orzechem, na którym zamiast podbicia słupków wyborczych, rząd połamie sobie zęby.
na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl

# Żydzi wprowadzają segregację rasową dzieci.


Rząd Izraela, który chętnie zabiera głos w sprawach “dyskryminacji” i “nietolerancji” na całym świecie, zaakceptował niedawno projekt gminy Tel Awiw zakładający segregację rasową w przedszkolach na jej obszarze. Od teraz izraelskie dzieci nie będą dzieliły przestrzeni z dziećmi imigrantów z Afryki subsaharyjskiej, lecz będą uczęszczać do osobnych przedszkoli.
afrykanskie-dzieci-w-izraeluWedług izraelskiego portalu Ynet, władze Tel Awiwu zdecydowały się na wybudowanie specjalnego ośrodka dla dzieci afrykańskich imigrantów po licznych protestach rodziców żydowskich dzieci. Żydzi grozili bowiem, że przestaną w ogóle wysyłać swoje dzieci do przedszkoli, jeśli będą one musiały je dzielić z Afrykańczykami.
Segregacja dotyczy wyłącznie dzieci afrykańskiego pochodzenia. Jak informuje Ynet, projekt gminy Tel Awiw zakłada, że dzieci o pochodzeniu europejskim czy azjatyckim w dalszym ciągu będą mogły uczęszczać do hebrajskich placówek, razem z dziećmi żydowskimi.
Władze gminy oraz sam rząd premiera Benjamina Netanjahu stanowczo odparły zarzuty o rasizm, jakie pojawiły się wokół zatwierdzonego projektu. W komunikacie prasowym podano, że budowa specjalnej placówki dla dzieci imigrantów jest spowodowana jedynie faktem “gęstości zaludnienia”. Według oficjalnych statystyk, w Izraelu przebywa obecnie ponad 65 tysięcy imigrantów z krajów afrykańskich, większość z nich stara się o azyl w Tel Awiwie.
Działające na terenie Izraela organizacje zajmujące się prawami człowieka przypominają, że nie jest to pierwsza decyzja izraelskich władz uderzająca w imigrantów. W 2010 roku premier Netanjahu zatwierdził np. ustawę zakładającą surowe karanie pracodawców, którzy zatrudniają nielegalnych przybyszów i azylantów.
W przeciwieństwie do krajów Europy, gdzie każda próba powstrzymania lub organiczenia zjawiska nielegalnej imigracji spotyka się z ostrą krytyką ze strony “społeczności międzynarodowej”, Izrael nie musi obawiać się jakichkolwiek sankcji. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że w obronie nielegalnych imigrantów w Europie często występują zakotwiczone tu organizacje żydowskie.
na podstawie: ynetnews.com
źródło: autonom.pl

# Lewacy zakłócili spotkanie "nazistowskich" liberałów.


Skrajna lewica w Niemczech nie przebiera ani w środkach ani we wrogach, obierając sobie za cel ataków nawet organizacje czy partie, które z nacjonalizmem nie mają nic wspólnego. Taki los spotkał ludzi zebranych na wiecu partii Alternatywa dla Niemiec (Alternative für Deutschland) zorganizowanym w Bremie.
afdWiec został zaatakowany przez lewaków, którzy wdarli się na scenę przewracając przy tym przemawiającego szefa AfD, Bernda Lucke, a następnie rozpylili pomiędzy uczestnikami gaz łzawiący. Niemieckie media donoszą, iż poza gazem lewacy zabrali ze sobą również ostre narzędzia, w czasie szamotaniny udało im się zranić nożem w rękę jednego z członków partii. Z ośmiu napastników pięciu udało się uciec, a pozostałych trzech zostało złapanych przez policję. W wyniku działania gazu, obrażenia odniosło 15 uczestników wiecu.
Przewodniczący partii po uspokojeniu sytuacji kontynuował swoje przemówienie, zaistniałą sytuację uznał za niedopuszczalne zakłócenie demokratycznej walki wyborczej, które kojarzy mu się ze schyłkowym okresem istnienia Republiki Weimarskiej. Oznajmił również, że jest “zaszokowany i oburzony” tym zdarzeniem
Alternative für Deutschland już wcześniej spotykała się z niechęcią skrajnej lewicy. Działacze partii narzekali na niszczenie ich plakatów lub przepędzanie z sympatyzujących z lewicą dzielnic Berlina ludzi rozdających ich ulotki.
AfD jest partią założoną przez liberałów i konserwatystów, związanych z ekonomią i publicystyką. Partia postuluje wyjście Niemiec ze strefy euro i powrót do waluty narodowej, jak również sprzeciwia się finansowaniu pogrążonej w kryzysie Grecji i innych państw euro-landu. Natomiast o opuszczeniu struktur Unii Europejskiej w statusie partii nie ma już ani słowa.
Agresję ze strony skrajnej lewicy ściągają na AfD oskarżenia o tolerowanie w ich szeregach ludzi o skrajnie prawicowej przeszłości. Warto jednak pamiętać, że dla zniszczonych narkotykami umysłów antyfaszystów nawet CDU może uchodzić zaskrajnie prawicowe.
na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl

# USA przyznało się do zamachu stanu w Iranie.


Organizacja pozarządowa „Archiwum Bezpieczeństwa Narodowego” rozpowszechniła w Waszyngtonie dokumenty, w których CIA po raz pierwszy uznaje swoją rolę w zamachu stanu w Iranie w 1953 roku, gdy został obalony wybrany w sposób demokratyczny premier Mohammad Mosaddegh. Opinia publiczna już od dawna wie o amerykańskim i brytyjskim udziale w obaleniu Mosaddegha, lecz dzisiejsza publikacja zawiera najprawdopodobniej pierwsze oficjalne przyznanie się CIA, że pomogło z przygotowaniu i
realizacji zamachu stanu – czytamy w oświadczeniu organizacji.

Powodem do obalenia premiera Iranu 60 lat temu była nacjonalizacja spółek naftowych, która zaszkodziła interesom Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.
źródło: aktyw14.net

# Bolesny upadek mitu "antyemityzmu"?


Portal Daily Caller wyjawił, że “rasistowski” wandalizm na kampusie college’u w Ohio, uprzednio wiązany z “białymi konserwatystami” (“white conservatives”), lub “białymi rasistami” jak w politycznie poprawnym slangu nazywa się te kręgi, był de facto dziełem młodych liberałów, którzy chcieli wywołać nagonkę na konserwatystów.
rabiJak wyjaśnia Daily Center, Dylan Bleier, jeden z dwóch studentów usuniętych w tym roku z Oberlin College za rozprzestrzenianie “rasistowskich”, antyżydowskich i antygejowskich haseł na kampusie, wcale nie należy do kręgów “white conservatives”, a wręcz przeciwnie – jest skrajnym lewicowcem/demokratą i zdeklarowanym zwolennikiem prezydentury Baracka Obamy – założycielem miejscowych młodzieżowych kół demokratów oraz grupy na rzecz poparcia Obamy. W 2008 roku aktywnie udzielał się podczas zbiórek podpisów na rzecz poparcia prezydentury Baracka Obamy.
Miejscowa policja z Oberlin Police Department zidentyfikowała jego i jego partnera Matta Aldena jako autorów wszystkich “rasistowskich” haseł, które pojawiły się m.in. na murach tego małego, prywatnego kampusu w Ohio. Jedną z akcji pomysłowych białych “antyrasistów” było również paradowanie w stroju przypominającym odzież Ku Klux Klanu w okolicach miejscowego Afrikan Heritage House.
na podstawie: freepatriot.org
źródło: autonom.pl

# USA rozpęta kolejną wojnę.


usa_democracySiły zbrojne Stanów Zjednoczonych przygotowują się do zaatakowania Syrii. Korzystając z pretekstu, jakim miało być użycie broni chemicznej przypisywane przez media siłom rządowym prezydenta Assada, marynarka wojenna USA zajmuje pozycje dogodne do rozpoczęcia działań zbrojnych.
Informację tę podał minister obrony USA, Chuck Hagel, dając do zrozumienia, że przygotowania podjęte są na wypadek wydania przez Baracka Obamę rozkazu do interwencji. Poinformował on również, że prezydent USA wydał resortowi obrony polecenie przygotowania opcji dla Syrii. Według Hagela, ministerstwo któremu przewodzi “ma obowiązek zapewnić prezydentowi opcje na wszelkie ewentualności”. “A to wymaga rozmieszczenia naszych sił (…) tak, by móc zrealizować różne opcje” – dodał.
Nieco wcześniej agencja Reutersa poinformowała, że USA postanowiło pozostawić na Morzu Śródziemnym swój okręt “USS Mahan” z powodu eskalacji walk w Syrii. Miał on powrócić do bazy w Norfolk leżącej u wybrzeży Wirginii, lecz z powodu decyzji dowódcy Szóstej Floty USA do tego nie doszło. Niszczyciel ten jest zaopatrzony w pociski manewrujące typu cruise, przeznaczone do atakowania celów naziemnych, za pomocą których Stany Zjednoczone byłyby w stanie ostrzelać terytorium Syrii.
Informacje te zostały przekazane agencji przez anonimowego przedstawiciela sektora obronności, który podkreślił również, że marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych nie otrzymała jakichkolwiek rozkazów dotyczących przygotowania się do działań militarnych. Według tego informatora, USA rozważa rożne warianty reakcji na wydarzenia w Syrii i jednym z nich jest atak z morza przy użyciu pocisków cruise. Zdaniem dziennikarzy telewizji CNN, obecnie na Morzu Śródziemnym znajdują się 4 niszczyciele należące do Marynarki USA, uzbrojone w pociski cruise.
Informator Reutersa poinformował również, że w czasie weekendu w Białym Domu ma odbyć się spotkanie doradców Baracka Obamy do spraw bezpieczeństwa, na którym zostaną omówione różne warianty ingerencji w sprawy Syrii, z możliwością użycia siły przeciwko prezydentowi Assadowi włącznie. Jeśli na spotkaniu pojawi się Obama, będzie to pierwsze tego typu zebranie od czasu pojawienia się doniesień o ataku chemicznym w Syrii.
na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl

# "Rewolucja już się zaczęła" - wywiad z Winnickim.


Zachęcamy do przeczytania obszernego wywiadu, który udzielił dla naszego portalu Robert Winnicki, jeden z liderów Ruchu Narodowego. Jest w nim mowa m.in. o wyborach europarlamentarnych i krajowych, stosunku do Kongresu Nowej Prawicy, Marszu Niepodległości 2013 a także o perspektywach na przyszłość dla narodowców.



 W listopadzie ubiegłego roku po Marszu Niepodległości ogłoszono powstanie Ruchu Narodowego. Jaki największy sukces pańskim zdaniem od tamtego czasu odniosła ta organizacja?

Niewątpliwie tym sukcesem był kongres RN, który odbył się 8 czerwca. Sukcesem organizacyjnym - ponieważ przygotowaliśmy i przeprowadziliśmy wielogodzinną imprezę, na którą przyjechało z całego kraju się ok. 1200-1300 osób, miało miejsce kilkadziesiąt wystąpień poszczególnych mówców, a na zakończenie - koncert. Wszystko w oparciu o bezinteresowną, wielomiesięczną pracę wielu osób, które nie wzięły za to ani złotówki wynagrodzenia i w całości w oparciu o dobrowolne datki.

Kongres był również sukcesem pod względem programowym - zaprezentowaliśmy bardzo wiele punktów, które składają się na pojmowanie interesu narodowego przez RN w dzisiejszym świecie. Miało to miejsce przede wszystkim w wystąpieniach Przemka Holochera, Krzysztofa Bosaka, Artura Zawiszy oraz moim. Zorganizowaliśmy pięć ciekawych debat poświęconych: rodzinie, edukacji, obronności, sektorowi małych i średnich przedsiębiorstw oraz polityce przemysłowej i energetycznej. To co zostało wyartykułowane 8 czerwca jest spójnym, klarownym programem narodowym na XXI wiek. Programem rewolucji mentalnej w warstwie społeczno-kulturowej, radykalnej przebudowy polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej, pragmatycznego podejścia do kwestii gospodarczych, zorientowanego na polskiego przedsiębiorcę i pracownika oraz - budowy polskiej podmiotowości jako ośrodka siły w Europie Centralnej.

Wreszcie - odnotowaliśmy sukces polityczny. Pod Deklaracją Ideową Ruchu Narodowego podpisało się kilkadziesiąt organizacji ogólnopolskich i lokalnych. Rozpoczęliśmy stopniową budowę struktur terenowych. Powołane sztaby wojewódzkie RN dostały zadanie przygotowania zjazdów na jesieni tego roku. Kongres został dostrzeżony i RN zaczął być jednoznacznie postrzegany jako wyrazisty, niezależny oraz zintegrowany podmiot na scenie społeczno-politycznej naszego kraju. Kongres został również dostrzeżony w mediach i był szeroko omawiany w różnych środowiskach. Udało nam się wyartykułować odwieczny postulat naszego ruchu, czyli solidaryzm narodowy; m.in. obecni byli i przemawiali przedstawiciele Polaków mieszkających w różnych stronach świata, również spoza Europy. Wiem, że Polacy na Kresach i Polonia zachodnia odnotowała ten fakt i przygląda się RN z zaciekawieniem oraz sympatią.

A co uważa pan za największy sukces narodowców po 1989 roku? Czy jest to właśnie utworzenie Ruchu Narodowego?

Zabrzmi to chyba nieskromnie w ustach jednego inicjatorów, ale tak, utworzenie RN widzę jako najjaśniejszy punkt tego, co stało się po 1989 r. Trzeba tu jednak dodać parę uwag. Przede wszystkim - w kontekście tego co stało się z naszym ruchem podczas II wojny światowej i w okresie komunizmu - za sukces należy postrzegać poniekąd samo nasze istnienie, fakt, że potrafiliśmy odrodzić się po tak gruntownym zniszczeniu. Było to trudne z wielu względów po roku 89. Po półwieczu komunizmu i wegetowania na emigracji ruch wyszedł słabiutki, kompletnie rozbity, zdezorganizowany, intelektualnie jałowy, a do tego - mocno zinfiltrowany przez komunistyczną agenturę.

Wielu, nawet zasłużonych działaczy ruchu, oderwało się przez okres kilkudziesięciu lat od realnego życia narodowego i snuło coraz bardziej fantastyczne wizje i projekty polityczne. Lata 90-te, a nawet sporą część pierwszej dekady XXI wieku traktuję jako dosyć ponury i w sumie jałowy ideowo-politycznie okres przejściowy. Potrzeba było wyrośnięcia całego, nowego pokolenia działaczy narodowych, by po 20 latach od rzekomego upadku PRL-u rozpocząć budowę projektu, który nie tkwiłby mentalnie w latach 30-tych XX wieku, lub nie byłby uwikłany w tenże PRL czy okrągłostołową republikę. Choć i dziś nie jest łatwo, to klimat, przestrzeń społeczna w jakiej działamy, swoboda z jaką poruszamy się wśród swojego pokolenia - to jest zupełnie inne niż to wszystko, czego doświadczałem jeszcze 12 lat temu, na początku swojej aktywności narodowej.

Jaka jest w takim razie największa wada obecnego ruchu narodowego? Nad czym narodowcy muszą jeszcze szczególnie popracować?

Nad samymi sobą, jak sądzę. "Przez zwycięstwo w sobie do zwycięstwa w narodzie" głosi nasze stare hasło. Przede wszystkim cały czas pracować musimy nad wykuciem sprawnego aparatu, intelektualnego i instytucjonalnego, identyfikacji interesu narodowego w dzisiejszym świecie oraz tworzenia wokół niego mocnej, klarownej narracji. W szeroko pojętym ruchu zbyt wiele ciągle jest zapożyczeń mentalnych i schematów ideologicznych pochodzących z innych nurtów. Wielu z nas daje się zupełnie bezsensownie wpisać w abstrakcyjne wojenki na prawicowo-lewicowych osiach podziałów, tracąc czas i energię na jałowe, bardzo często, spory. Poszczególne osoby potrafią dosyć mocno ulegać narracji socjalistycznej, liberalnej, antyglobalistycznej, klerykalnej, antyklerykalnej, euroazjatyckiej czy atlantyckiej, gubiąc gdzieś pod drodze kategorię podstawową - kategorię interesu narodowego. Pisałem o tym m.in. w zeszycie szkoleniowym, wydanym z okazji Zjazdu MW w tym roku:

"Dlatego narodowiec nie gardłuje za hasłami socjalistycznymi, tylko analizuje i proponuje formy polityki społecznej, które będą podnosiły naród z beznadziei i nędzy, a nie konserwowały kalectwo społeczne. Dlatego narodowiec nie podnieca się frazesami o wolności gospodarczej, tylko stara się działać na rzecz jak najlepszych warunków funkcjonowania polskich firm, stanowiących podstawę materialnego dobrobytu narodu.

Wszechpolak, narodowy demokrata, jest przede wszystkim badaczem życia narodowego. Tym odróżnia się nasza formacja intelektualna od tandeciarzy serwujących prostackie doktrynerstwo. Oni zaczynają swoją działalność zideologizowanym krzykiem, ponieważ ich powierzchowna umysłowość do niczego innego nie jest zdolna. My okrzykiem bojowym podsumowujemy ciężką i mozolną pracę poświęconą rozumieniu rzeczywistości, gdy już precyzyjnie wiemy gdzie, jak, z kim i o co trzeba walczyć."

W tym kontekście jedną z najbardziej zaniedbanych przez nas dziedzin, dziedzin z których pozwoliliśmy się praktycznie całkowicie wypchnąć, jest socjologia. Polska socjologia dzisiaj to jest jeden wielki dramat. W dużej mierze nie zajmuje się badaniem życia społecznego, bo Polacy są zbyt konserwatywni, rodzinni, przywiązani do tożsamości narodowej, jak na percepcję lewicy, która tę dziedzinę absolutnie zdominowała. Zajmuje się prowadzeniem dziwacznych projektów i budowaniem lewackich interpretacji, które mają być pomocne w podważeniu tej polskiej, chrześcijańskiej, czy nawet - płciowej tożsamości członków naszego społeczeństwa. A przecież to, co robił Dmowski w "Myślach Nowoczesnego Polaka" to była w dużej mierze taka swoista socjologia polityczna. To było wieloaspektowe, powiedzielibyśmy, interdyscyplinarne wgryzanie się w psychikę narodową, w kondycję mentalną, w świat pojęć i znaczeń. Dziś ciągle zmagamy się z olbrzymim brakiem w tym względzie, zwłaszcza, że rzeczywistość, którą chcemy opisać, jest pod wieloma względami dużo bardziej złożona.

Pomówmy teraz o wyborach. Wiemy o tym, że w sprawie startu Ruchu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego zadecydują jego członkowie. Kim są dokładnie ci członkowie?

Są to działacze organizacji wchodzących w skład Ruchu Narodowego.

Organizacji tych w składzie Ruchu Narodowego jest bardzo wiele. Które z nich odgrywają największą rolę i dlaczego?

U podstaw inicjatywy RN stoją dwie największe ogólnopolskie organizacje narodowe, czyli Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny. Jako trzeci czynnik, aczkolwiek zróżnicowany i niezrzeszony w jednej strukturze, określiłbym działaczy narodowych, którzy skupieni są w innych środowiskach, np. wokół Myśli.pl i Fundacji Bolesława Chrobrego, Polityki Narodowej i Fundacji Inicjatyw Polskich, część działaczy Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych czy niektórzy z Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", stowarzyszenia "Votum", Towarzystwa Wszechpolskiego "Sztafeta", narodowych organizacji kobiecych oraz wielu innych. Czwartym czynnikiem, skonfederowanym z RN, są niewątpliwie współpracujący z nami konserwatywni wolnościowcy, działający w Unii Polityki Realnej czy w Ruchu Wolności. Wreszcie - mamy do czynienia z działaczami, którzy postanowili zaangażować w ruch swoje lokalne inicjatywy. Bardzo często są to struktury nowe, świeże, powstałe na fali "narodowego boomu" ostatnich lat, które swoją nazwę konstruują nierzadko w prosty, a zarazem logiczny sposób: "Narodowy [nazwa miejscowości]". Wymieniać można by długo.

MW i ONR odegrały rolę centralną z kilku powodów. Po pierwsze, to właśnie porozumienie tych organizacji w roku 2010 i owocna współpraca przez ostatnie lata stoi u podstaw wysiłków konsolidacyjnych w środowisku narodowym. Po drugie, jak już wspomniałem, są to zdecydowanie organizacje największe, prowadzące najszerszą, wieloaspektową działalność i mające największe możliwości w tym względzie. Po trzecie, to właśnie liderzy tych organizacji w latach 2011-2013 opracowali zarys tego, czym ma być RN, promując tę wizję w licznych wystąpieniach, do których odszukania zachęcam zainteresowanych. Zorganizowanie się jako ruch społeczny, nadanie mu prostej, a zarazem klarownej nazwy Ruchu Narodowego, zarys koncepcji Deklaracji Ideowej w formie dziewięciopunktowej, opartej o triadę Tożsamość-Suwerenność-Wolność, powołanie i nazwanie centralnego ciała kierującego Radą Decyzyjną, zorganizowanie struktur na poziomie województw w postaci Sztabów - te wszystkie koncepcje proponowałem i wcielałem w życie wraz z innymi jeszcze jako prezes Młodzieży Wszechpolskiej. Dziś również bardzo wielu aktywistów struktur naszych organizacji działa podwójnie, angażując się i w swoje macierzyste środowisko i w RN.

Wracając do wyborów europarlamentarnych - czy osobiście pan chciałby, żeby Ruch Narodowy wystawił swoje listy? Jakie są argumenty "za" i "przeciw" takiego startu?

Rozmowy na temat powołania inicjatywy społeczno-politycznej, która stanowiłaby pewną nową jakość i dawała możliwość szerszego działania organizacjom narodowym miały miejsce pomiędzy ośrodkami kierowniczymi w naszych środowiskach już na przełomie 2010 i 2011 roku. Przyznam, że od początku byłem swego rodzaju "hamulcowym", który raczej studził zapał i dążenie do formowania nowego, wspólnego podmiotu, niż był do niego zapalony. Uważałem, że sytuacja musi dojrzeć że musimy najpierw wzmocnić się w już istniejących ramach organizacyjnych, rozwinąć współpracę, wypracować w miarę stabilne relacje. Byłem zdecydowanym przeciwnikiem dyskusji o starcie w wyborach 2011 roku uznając, że ani sytuacja polityczna, ani poziom wewnętrznego zorganizowania środowisk narodowych nie wróżą szansy na to, by udział w wyborach stał się jakimś krokiem naprzód w naszej działalności. Zamiast tego zaproponowaliśmy inicjatywę Kontraktu Narodowego, jako formę lobbingu programowego wśród kandydatów do parlamentu, którzy mogliby liczyć na nasze poparcie.

Moje stanowisko jako "hamulcowego" budziło niekiedy nawet pewną irytację rozmówców, ale takie miałem przeświadczenie i tak podpowiadała mi polityczna intuicja - to nie jest ten moment. Sytuacja w kraju jest zła i skłania do natychmiastowego działania politycznego, ale z drugiej strony jesteśmy wciąż słabi i mało zorganizowani. Czas gra na naszą korzyść; nieustannie rośniemy w siłę, musimy okrzepnąć i dobrze się przygotować - tak argumentowałem. Będąc przeciwnikiem powoływania nowego podmiotu organizacyjnego w 2011 roku, nie miałem w drugiej połowie roku 2012 już żadnych wątpliwości, że dochodzimy do punktu, w którym dalsze zwlekanie będzie sprawiać, iż potencjał jakim dysponujemy, może zacząć się wyczerpywać. Dlatego ogłoszenie powstania Ruchu Narodowego w listopadzie ubiegłego roku dokonało się już bez jakiś większych rozterek wewnętrznych z mojej strony. Od początku, nawet jeszcze przed pierwszymi rozmowami z kolegami z ONR-u i innych środowisk, byłem przekonany, że powinno to mieć formułę ruchu społecznego. Dlaczego praca u podstaw, aktywność społeczna jest bardziej fundamentalna i powinna poprzedzać pracę stricte polityczną - rozwijałem to w wielu wystąpieniach, nie będę się w tym miejscu powtarzał.

Trzeba mieć jednak świadomość, że od 11 listopada 2012 roku społeczny Ruch Narodowy, chcąc tego czy nie, stał się pozaparlamentarnym, niepartyjnym ale jednak - podmiotem politycznym. Tak traktowani jesteśmy nie tylko przez główny nurt polityczny czy medialny, nie tylko przez "standardowego Kowalskiego", mającego być może nawet mgliste pojęcie o naszej codziennej aktywności, ale również przez większość zwolenników, przez sympatyków idei narodowej. Nieustannie konfrontujemy się przecież w przestrzeni publicznej nie tylko z innymi działaczami ruchów ideowo-społecznych czy trzeciego sektora, ale w dużej mierze, a nawet przede wszystkim - z działaczami politycznymi, z partiami. Od początku deklarowaliśmy i swojego zdania w tym względzie nie zmieniam, że RN nie przekształci się w partię polityczną. Od początku również nie wykluczaliśmy, a wręcz określaliśmy jako prawdopodobne, że w przyszłości Ruch wystawi komitet wyborczy lub powoła taką partię do zadań parlamentarnych. Jest to naturalna konsekwencja działalności w przestrzeni społeczno-politycznej.

De facto więc pytanie nie sprowadza się do tego czy, ale - kiedy? I w tym miejscu dochodzimy do kalendarza wyborczego na okres 2014-2015. W ciągu tych dwóch lat będziemy mieli cztery kolejne wybory, niemal co pół roku: europarlamentarne, samorządowe, prezydenckie i do parlamentu polskiego. W moim przekonaniu, w ciągu tych elekcji dojdzie do przetasowania na polskiej scenie politycznej. Z dużą dozą pewności dojdzie również do czegoś innego, być może najważniejszego z długofalowego punktu widzenia. W społeczeństwie znużonym jałową, bratobójczą wojną centroprawicy spod znaku PO-PiS, a zwłaszcza w młodym pokoleniu, jest duże oczekiwanie na nową ofertę polityczną. Kluczowym zagadnieniem pozostaje - kto taką wiarygodną ofertę sformułuje?

Widać dziś, że rozwijający się dynamicznie Ruch Narodowy jest na najlepszej drodze do tego, żeby dać taką radykalną, antysystemową, a zarazem poważną i wiarygodną alternatywę. Co nie oznacza, że decyzja o starcie wyborczym będzie należeć do łatwych. Kryje się za nią wiele pułapek, zarówno w obszarze sukcesu, jak i - czego przecież nie można z całą pewnością wykluczyć - mniejszej czy większej porażki. Nasza struktura cały czas się formuje i chociaż rośnie oraz krzepnie z dnia na dzień, to jest poniekąd delikatna. A machina kampanii wyborczej czy choćby układania list jest dosyć bezlitosna i co tu dużo ukrywać - konfliktogenna. To są te zagrożenia, które trzeba brać pod uwagę, rozważając start wyborczy. Ale są też inne czynniki, których analiza sprawia, że, rozważając dziś wszystkie za i przeciw, jestem zwolennikiem startu w przyszłorocznych eurowyborach.

Pierwsza, najważniejsza kwestia, to sprawa dynamiki politycznej. Wejście do gry Ruchu Narodowego w ubiegłym roku jako podmiotu społeczno-politycznego, nie tylko nie osłabiło tendencji wzrostowej i aktywności działalności organizacji narodowych, tak ogólnopolskich, jak i lokalnych. Wprost przeciwnie - był to nowy, potężny impuls, który odczuły wszystkie środowiska. Wyzwoliło to nowe pokłady energii, które teraz "konsumujemy", stopniowo przekuwając w ramy instytucjonalne, szkoląc coraz to nowe zastępy działaczy, podejmując kolejne inicjatywy. Otóż w logice tej dynamiki politycznej wybory są niezwykle ważną sprawą i istnieje bardzo poważna obawa, że jeśli nie podejmiemy wyzwania wyborczego, to ów impet, z jakim od kilku lat się rozwijamy, możemy stracić. Większość naszych sympatyków i działaczy podjęcia tego właśnie wyzwania od nas oczekuje. Brak aktywności na tym polu, ogniskującym wyobraźnię polityczną każdego społeczeństwa, może zostać odebrany jako wyraz słabości, niepewności czy lęku przed weryfikacją i być bardzo mocnym impulsem demobilizującym. Najmniej istotnym, ale wartym odnotowania aspektem w tym obszarze jest rozczarowanie, jakie wzbudzimy wśród działaczy narodowych w Europie, którzy od 2010 roku nie potrafią zrozumieć i dopytują nas "dlaczego nie startujecie w wyborach?" <śmiech>.

Po drugie, trzeba mieć na uwadze to, co wspomniałem wcześniej - pojawienie się nowej oferty na tak zwanym rynku wyborczym jest niemal pewne w zbliżającym się "sezonie politycznym". Kto ją sformułuje? Nie oszukujmy się, życie nie znosi próżni - jeśli nie zrobimy tego my, sporą część nadziei Polaków czekających na radykalną zmianą mogą zagospodarować inne środowiska. Z równie fatalnym jak do tej pory, skutkiem. Bo czy to będzie jakaś układanka w stylu "nowy, lepszy PO-PiS" z Gowinem, Wiplerem i Giertychem, czy walczący z niepełnosprawnymi i epatujący hitleryzmami Korwin-Mikke, czy jakiś nowy projekt lewacki lub wzmocnione SLD - jasne będzie jedno - kolejny raz potencjał zmiany w narodzie zostanie roztrwoniony, zmarnowany. Kto inny nabierze "wiatru w żagle" podczas kampanii oraz, w razie sukcesu - na dłuższy czas zajmie miejsce w przestrzeni politycznej jako rzekoma siła kontestująca dotychczasowy układ. A brak obecności w konkurencji wyborczej uniemożliwi nam artykułowanie naszych postulatów ze "słyszalną" w szerszym kręgu agendą, co będzie miało bardzo złe skutki również w okresie powyborczym.

Po trzecie, warto rozważyć argument p.t. "jeszcze nie czas, poczekajmy na odpowiednią chwilę". Otóż zmierzenie, zważenie "odpowiedniej chwili" jest bardzo trudnym, jeśli nie niemożliwym, de facto, zadaniem. Przez odpowiednią chwilę do podjęcia rywalizacji wyborczej niektórzy rozumieją, jak sądzę, taki moment, w którym rosnący nieustannie w siłę ruch będzie dostatecznie doświadczony, będzie posiadał odpowiednio wyrobione politycznie kadry, by podjąć aktywność polityczną sensu stricto bez ryzyka porażki, kryzysów czy innych problemów. Jednym z największych nieporozumień w tym obszarze jest brak zrozumienia faktu, że najwięcej doświadczenia politycznego i umiejętności zdobywa się po prostu prowadząc aktywną działalność polityczną. Nie ma żadnej pewności, że jeśli Ruch Narodowy nie podejmie takiego wyzwania w przyszłym roku, to za dwa albo trzy lata sytuacja będzie lepsza. Może okazać się, że jest wprost przeciwnie i to nie tylko ze względu na uwarunkowania zewnętrzne, ale również ze względu na duży stopień naiwności i myślenia życzeniowego w podejściu naszych działaczy do realnej polityki, której nigdy nie mieli okazji doświadczyć na własnej skórze. Sytuacja w tym względzie jest diametralnie odmienna niż w 2011 roku, gdy Ruchu Narodowego jako podmiotu politycznego, na którym wspomniana "dynamika polityczna" wywierałaby bardzo silną presję wyborczą, po prostu nie było.

Po czwarte wreszcie, istotną rolę odgrywa kalendarz wyborczy, także już wspominany. Wybory do Parlamentu Europejskiego są na jego początku i to z naszego punktu widzenia bardzo dobra informacja. Są to wybory najłatwiejsze pod względem technicznym, nie licząc prezydenckich - najmniej okręgów wyborczych, relatywnie niewielka ilość osób potrzebnych od obsadzenia list i możliwa do ogarnięcia ilość podpisów, które trzeba pod nimi pozbierać. To czynniki bardzo ważne gdy mówimy o środowisku składającym się w przygniatającej większości z ludzi młodych i bardzo młodych, w większości niedoświadczonych w zmaganiu z bezlitosną machiną mechanizmów wyborczych. Wybory do europarlamentu zawsze promują tych, którzy mają jednoznaczny stosunek do brukselskiego molocha - w całej Europie eurosceptycy, paradoksalnie, osiągają najlepsze wyniki właśnie podczas tych elekcji. Dobry wynik powinno być w nich osiągnąć łatwiej, niż w przypadku wszystkich innych wyborów, które czekają Polskę podczas kolejnych dwóch lat, co ma znaczenie właśnie w kontekście pierwszeństwa czasowego. Parlament Europejski to dobra tuba do głoszenia i propagowania bardzo nie-unijnych poglądów, jak pokazuje choćby przykład Nigela Farage'a. No i na koniec - eurowybory nie wymagają rejestracji partii, można w nich z powodzeniem wystawić zwykły komitet wyborczy, co jest bardzo ważną informacją z punktu widzenia naszego ruchu społecznego.

Dlatego, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, świadom wszystkich zagrożeń jakie związane są z tą decyzją, ale mając na uwadze powyższe czynniki, jestem zwolennikiem wystawienia przez Ruch Narodowy komitetu wyborczego w wyborach do europarlamentu w 2014 roku. Tak podpowiada mi znajomość dynamiki życia politycznego i wspomniana intuicja, która, w ostatnich latach, co do najważniejszych kierunków działania, jeszcze mnie nie zawiodła.

Wspomniał pan o wyborach samorządowych, prezydenckich i w końcu parlamentarnych. Czy Rada Decyzyjna RN podjęła jakieś konkretne decyzje w tych kwestiach?

Nie, Rada Decyzyjna we współpracy ze sztabami wojewódzkimi przygotuje na razie referendum wewnętrzne w sprawie eurowyborów. Po jego zakończeniu będziemy decydowali o tym, co dalej. Jeśli zapadnie decyzja o starcie w maju przyszłego roku i jeśli ten start zakończy się sukcesem, na co są spore szanse, to podjęcie walki w kolejnych elekcjach jest prawdopodobne, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym wyrokować. Warto odnotować, że bardzo wielu zwolenników Ruchu Narodowego, w kraju i poza jego granicami, mocno domaga się naszego startu w wyborach. Na przykład jeden z punktów rezolucji Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej przyjętej na zjeździe z okazji 20-lecia tej organizacji głosi: "USOPAŁ uważa za celowe utworzenie reprezentacji politycznej narodowej młodzieży polskiej, która powinna wziąć sprawy Ojczyzny w swoje ręce, by zapewnić Jej pomyślny rozwój na miarę tysiącletnich wartości narodowych i katolickich. Zebrani wyrażają sprzeciw zapowiedzią tłumienia młodzieżowego ruchu narodowego, pod pretekstem wojny z faszyzmem." Czujemy za sobą rosnące poparcie, ale podchodzimy do tego na spokojnie i z rozwagą, krok po kroku, dlatego w tej chwili koncentrujemy się na zjazdach wojewódzkich i referendum.

A czy w przypadku wyborów krajowych w grę wchodzi wewnętrzne referendum?

Nie było na ten temat dyskusji, ale z pewnością nie będziemy przeprowadzać referendum przed każdymi wyborami. Można sobie wyobrazić scenariusz następujący: pozytywną decyzję w jesiennym referendum, niepowodzenie w wyborach do europarlamentu i ponowne referendum przed jakimiś kolejnymi wyborami. Ale jeśli w tych pierwszych wyborach będzie sukces, to udział w kolejnych narzuca się sam z siebie. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie co do formy, bo np. w samorządowych można by wystawić listy RN na poziomie sejmików wojewódzkich, a na niższych szczeblach pozostawić działaczom w miarę wolną rękę przy tworzeniu komitetów lokalnych. To jednak są zdecydowanie zbyt wczesne dywagacje.

Spośród "niemainstreamowych" organizacji politycznych, na pierwszy plan wysuwają dwa ugrupowania: Ruch Narodowy i Kongres Nowej Prawicy. Czy przewiduje pan współpracę z partią Janusza Korwina-Mikke?

Swoją opinię o Januszu Korwin-Mikke wyrobiłem już dawno i artykułowałem publicznie wielokrotnie. Dla mnie polityka to "roztropna służba na rzecz dobra wspólnego". Polityk to organizator życia zbiorowego. Dlatego Korwina-Mikke jako polityka nie traktuję. Jest on celebrytą, który od ćwierć wieku urządzą specyficzny show polityczny, trwoniąc w kolejnych przegranych kompaniach wyborczych zaangażowanie i potencjał wielu, najczęściej młodych i bardzo młodych, ludzi. Nie mam jeszcze trzydziestki, a jestem w stanie wymienić co najmniej kilka fal odejść od Korwina znanych mi osobiście ludzi rozczarowanych tym, że zamiast poważnej roboty politycznej, potrafi każdą sprawę zamienić w jednoosobowy cyrk.

Oczywiście istnieją głębokie różnice ideowe między nami. W światopoglądzie Korwina nie ma tak naprawdę nawet żadnego konserwatyzmu w sensie jakiejś głębszej idei - to klasyczny liberał i darwinista społeczny, który przy okazji nie darzy sympatią pederastów i lubi wygłaszać jakieś głupoty o kobietach, niepełnosprawnych czy Hitlerze. Ale nawet gdyby te różnice ideowe można by wziąć w nawias dla chwilowego, na przykład wyborczego, sojuszu taktycznego, na przykład w ramach wspólnej, eurosceptycznej listy, to i tak sprawę widzę w czarnych barwach. Branie na pokład komitetu wyborczego Korwina lubiącego głosić swoje "holokaustyczne mądrości" i tłumaczyć publicznie niepełnosprawnym dzieciom dlaczego "zarażają", to jak zamykanie grupy anonimowych alkoholików pod pokładem statku wypełnionego beczkami z rumem. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy wybuchnie impreza, która pośle okręt na dno.

Jest to o tyle szkoda, że pewnie w KNP znalazłoby się wielu ludzi, z którymi dzielimy cały szereg wspólnych poglądów czy postulatów, ale niestety, potencjalne korzyści są niewspółmierne do zagrożenia. A konserwatywni wolnościowcy, którzy chcą współdziałać w ramach RN mają szeroką ofertę - jest UPR, jest Sekcja Młodych UPR, jest Ruch Wolności.

Tak jak pan to przed chwilą uwydatnił, Ruch Narodowy składa się z wielu różnych ugrupowań, ale faktem jest, że działają w nich głównie ludzie młodzi. Często wypowiadał się pan dlaczego tak akurat jest. Proszę w takim razie powiedzieć, co Ruch Narodowy ma do zaproponowania ludziom starszym, wychowanym jeszcze w poprzednim systemie?

Chciałbym żeby w przyszłości Ruch Narodowy oferował członkostwo poszczególnym osobom. W tej chwili jednak działaczem Ruchu zostaje się poprzez działalność w organizacji, która wchodzi w jego skład, nawet, jeśli jest mała i działa np. tylko w jednej miejscowości. Ma to swoje powody. Nam w pierwszym rzędzie nie zależy na nabiciu licznika "masy członkowskiej" tylko na aktywności struktur i ludzi, którzy mają szereg pomysłów na to, co chcą robić lokalnie, na swoim własnym podwórku. Stawiamy w pierwszej kolejności na tych, którzy mówią: "jestem aktywny tu i tu i tę aktywność chciałbym włączyć/oprzeć/współpracować w ramach Ruchu Narodowego", a dopiero w drugiej na ludzi, którzy mówią "jestem - co mam robić?". Poza tym działa już u nas całkiem spora liczba osób po trzydziestce, a nawet po czterdziestce. Wkrótce ruszą maile sztabów wojewódzkich RN, gdzie będzie się można zgłaszać z ofertą współpracy.

Najcięższym zarzutem wobec Ruchu Narodowego wydaje się być to, że składa się on ze zbyt wielu różnych światopoglądowo środowisk i w krytycznym momencie może dojść do rozłamu. Jak się pan do tego ustosunkuje?

Nie wiem za bardzo co mam rozumieć przez krytyczny moment? Polityka w warunkach demokracji, postmodernizmu i medialnej, internetowej infoanarchii to swego rodzaju nieustanne zarządzanie kryzysowe. W tym sensie wyrobienie polityczne w dzisiejszych czasach polega m.in. na zdolności do takiego wyznaczania agendy, żeby, dążąc do realizacji swoich twardych, zasadniczych celów, zachować minimum elastyczności w działalności społeczno-politycznej. W warunkach środowisk tak mocno zanurzonych w świat idei i doktryn politycznych, jakimi są organizacje tworzące Ruch Narodowy, starcia i dyskusje na tym polu są nieuniknione, a wręcz konieczne, zdrowe i naturalne. One zresztą przebiegały i przebiegają wewnątrz poszczególnych środowisk i organizacji jeszcze przed sformowaniem Ruchu Narodowego.

A tak naprawę najbardziej krytyczny światopoglądowo moment mamy już za sobą - były nim prace i podpisanie Deklaracji Ideowej Ruchu Narodowego. Jak to deklaracja ideowa - jest na dużym poziomie ogólności, ale przecież nikt nie może jej zarzucić, że nie wyznacza kierunku, w jakim zmierzamy. No i na końcu wreszcie - formuła ruchu społecznego również i w tej sprawie pozwala nam na pewną elastyczność. My w Ruchu koncentrujemy się przede wszystkim na tym, o czym mówiłem przy okazji pierwszego pytania - staramy się badać rzeczywistość, zamiast przerzucać doktrynami. I jak na razie, całkiem nieźle nam to wychodzi.

To co najbardziej niektórzy akcentują w Ruchu Narodowym to jego radykalizm. Osobiście wielokrotnie pan powtarzał, że celem Ruchu Narodowego jest obalenie Republiki Okrągłego Stołu. W jaki sposób ma to się stać? Jak pan to sobie wyobraża?

Radykalizm bywa niekiedy formą naszego działania i na tym zazwyczaj powierzchownie skupiają się media, ale tak naprawdę najistotniejszy jest radykalizm treści tego, do czego dążymy. A dążymy do radykalnej przebudowy naszego państwa i społeczeństwa, które w tej chwili staczają się w niebyt po równi pochyłej. Dążymy do sformowania i wypromowania określonej wizji polskości, na którą będą się składały zarówno elementy naszej narodowej tradycji, tożsamości oraz historii, duchowe zaplecze naszego tysiącletniego, chrześcijańskiego dziedzictwa i mentalność człowieka, dumnego, walecznego, zorganizowanego, zdyscyplinowanego, dojrzałego, odpowiedzialnego, silnego. Jesteśmy podwójnie skoncentrowani na młodzieży właśnie z tego powodu: po pierwsze dlatego, że sami jesteśmy w zdecydowanej większości młodzi. A po drugie - bo to właśnie wychowanie następnego pokolenia według narodowych pojęć i wartości będzie tym naszym zwycięstwem, którego nikt nie podważy.

Środki? Niestrudzona, nieustanna formacja coraz to nowych zastępów. Budowa trwałych instytucji promujących nasze wartości, wreszcie - zdobycie wpływu na państwo, na kształtowanie prawa, na całokształt życia społecznego. Republika okrągłostołowa upadnie, zostanie rozsadzona jak spróchniałe drzewo, spomiędzy korzeni którego zaczął wyrastać nowy, dynamiczny, świeży i bardzo szybko rosnący pęd narodowej Polski. Jej obalenie nie będzie aktem - ono jest procesem, który już się rozpoczął.

Czyli preferuje pan ewolucyjną, a nie rewolucyjną zmianę?

Żeby obalić stary porządek skutecznie i nie zniszczyć przy tym państwa oraz narodu, trzeba zbudować odpowiedzialną siłę, która będzie wykuwała odpowiednie kadry. W tym sensie jest to projekt ewolucyjny. Ale głębokość zmian, jakie zamierzamy docelowo przeprowadzić, każe mówić jednak o rewolucji. Rewolucji, która już się zaczęła.

Wielkimi krokami zbliża się kolejna rocznica Święta Niepodległości. Jakiś czas temu rząd ogłosił, że szczyt klimatyczny ONZ odbędzie się właśnie 11 listopada w Warszawie. Jaka była pana pierwsza reakcja na tę decyzję w kontekście Marszu Niepodległości?

Szczerze powiedziawszy, to co przeszliśmy w poprzednich latach przy okazji 11 listopada sprawia, że już niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć. Z tego punktu widzenia informację o szczycie powitałem bez wielkich emocji, nawet z pewnym zainteresowaniem. Oczywiście skala problemów organizacyjnych związanych z Marszem jeszcze się w związku z tym zwiększyła, co, po zeszłorocznych doświadczeniach, wydawało się już niemożliwe. Okazuje się jednak, że rząd jest w stanie wymyślić naprawdę imponujące rzeczy, żeby spróbować nam zaszkodzić. Dla nas pojawia się przy tym okazja by powiedzieć trochę na temat pakietu klimatycznego i interesu narodowego w gospodarce, z czego zamierzamy skorzystać.

Czyli mówi pan jasno: Marsz Niepodległości odbędzie się bez względu na wszystko?

Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Widzimy się jak co roku 11 listopada wczesnym popołudniem w centrum Warszawy. Dokładne informacje przekażemy w kolejnych miesiącach. W minionych latach powstało wiele inicjatyw lokalnych, honorujących Święto Niepodległości. Dlatego, żeby nie stwarzać problemów tym, którzy chcieliby uczestniczyć zarówno w imprezach odbywających się w ich miejscowościach, jak i w Marszu Niepodległości, Stowarzyszenie proponuje, żeby uroczystości lokalne organizować w niedzielę, 10-tego wieczorem. A potem - wszyscy do autobusów i do stolicy!

A co z frekwencją? Nie uważa pan, że w tamtym roku osiągnęła ona swój maksymalny pułap i raczej utrzyma się na tym poziomie? Dodatkowo, tak jak wspominałem, w tym roku w związku ze szczytem ONZ będzie więcej służb, a być może pojawią się także lewackie bojówki z całego świata. Ludzi może to odstraszyć.

Sądzę, że frekwencja będzie w najgorszym wypadku porównywalna do zeszłorocznej. Oczywiście ciężko mi powiedzieć jaki jest "maksymalny pułap", ponieważ co roku przekraczamy 11 listopada "pułapy" jeśli chodzi o liczbę uczestników, które postrzegaliśmy jako "maksymalne". Nic nie wskazuje na to, że w tym roku miałoby być inaczej. Natomiast co do odstraszania: ludzie powinni się bać po 2010 roku, kiedy musieliśmy iść Powiślem i bawić się w ciuciubabkę z lewakami okupującymi ulice. A w 2011 manifestantów było 3-4 razy więcej niż poprzednio. Ludzie powinni się przestraszyć po 2011, kiedy niemiecka antifa szalała po Warszawie, a na miejscu zbiórki na pl. Konstytucji doszło do zadymy. A w 2012 manifestantów było 3-4 razy więcej niż rok wcześniej. Ludzie powinni się bać po 2012, kiedy policja próbowała odciąć czołówkę Marszu od reszty pochodu i urządzić pokazową pacyfikację w kotle na rondzie Dmowskiego. Wiele osób oberwało gazem, pałkami, gumowymi kulami. A mimo to głosów, że ktoś z uczestników MN 2012 nie pojawi się w tym roku, jakoś nie zarejestrowałem. Jestem dobrej myśli.

Na koniec chciałbym zapytać jak przewiduje pan przyszłość samego Ruchu? Sądzi pan, że istnieje możliwość, aby Ruch Narodowy swoje główne postulaty zrealizował w niedalekiej przyszłości, czy może wręcz przeciwnie - potrzebna będzie długa, mozolna, ale i owocna praca u podstaw?

Poniekąd odpowiedziałem już na to pytanie przy okazji rozmowy o ewolucji i rewolucji. Sądzę, że możemy zrealizować swoje postulaty radykalnej, kompleksowej przebudowy polskiej rzeczywistości w niedalekiej przyszłości. Przy czym nasze pojęcie niedalekiej przyszłości nie odnosi się do kadencji, a do pokoleń. Żeby dać szanse naszemu i kolejnym pokoleniom, walkę prowadzimy już dziś, teraz. Na wszystkich polach, na wszystkich poziomach - od gminy po województwo, od szkoły podstawowej po uniwersytety, od wspólnoty rodzinnej po media i parlament. Nas nie stać na to, żeby na dłużej zatrzymać się na jednej linii okopów. Bo za liniami wroga "ginie" teraźniejszość i przyszłość milionów Polaków.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

Dziękuję również.


Dla portalu Narodowcy.net rozmawiał Wojciech Niedzielko.
źródło: narodowcy.net

# Biali coraz bardziej walczą z czarnym rasizmem w RPA.


Południowoafrykańska organizacja praw obywatelskich AfriForum zapowiada intensyfikację działań mających na celu uznanie mordów na farmach za problem priorytetowy. Wiąże się to z odrzuceniem przez władze żądań szczególnego potraktowania tego problemu.
plaasmordeOrganizacja przygotowuje dokument nazwany “Mthethwa Docket”, który zawiera szczegóły dotyczące prób zmobilizowania ministra policji, Nathi Mthethwa, do podjęcia skuteczniejszej walki z atakami czarnoskórych na farmy białych. Szczegóły dotyczą dziesięciu spraw z ostatnich dwóch lat, dążeń bliskich zamordowanych na farmach do zmuszenia ministra, aby ten zajął się tym palącym problemem. W każdej z prób rodziny zamordowanych zostały zignorowane.
Zachętą do podjęcia tych działań przez AfriForum było oświadczenie komisarza policji Riaha Phiyega, mówiące, że siły policyjne RPA są w stanie utworzyć specjalne jednostki przeznaczone do zwalczania konkretnych rodzajów przestępstw. Ernst Roets, zastępca szefa AfriForum, mówi, że problem ten wymknął się spod kontroli już dekadę temu, ze względu na zaniedbania policji w tej sprawie. Twierdzi, on, że morderstwa na farmach, ich brutalność i skala są wyjątkowe i potrzeba specjalnych strategii aby im zapobiegać.
Dodaje także, że władze niechętnie zajmują się tym problemem, gdyż biali rolnicy w RPA są często wykorzystywani w walce politycznej przez rządzący Afrykański Kongres Narodowy (ANC). Od objęcia władzy przez ANC w 1994 roku ofiarą brutalnych najazdów na farmy padło ponad cztery tysiące białych rolników.
na podstawie: afriforum.co.za
źródło: autonom.pl

# Przyszłość Polski widziana trzecim okiem.

Dzisiaj odbyłem rozmowę z teściową która skłoniła mnie do podzielenia się z Wami pewnymi informacjami. Okazało się bowiem ,że nie tylko u mnie w Rodzinie ,ale i po stronie mojej lubej zdarzali się jasnowidze i co najciekawsze ich przepowiednie się nakładają.
Trzecia wojna światowa będzie się działa poza Polskimi terenami ,inne wojska mają przechodzić przez nasz teren ,ale nie będą miały wrogich zamiarów. Polska na wojnie nie ucierpi ,a wręcz wiele ugra m.in. odzyska ziemie na wschodzie i zachodzie. Wojna prawdopodobnie będzie toczona z Chinami na terenach Rosji. Rosja zniknie z mapy Europy za jakieś 10 lat. Co ciekawe cały ten scenariusz jest zbieżny z dzisiejszymi prognozami specjalistów. Dosłownie z zeszłym tygodniu w Uważam Rze ,albo w Do Rzeczy był wywiad z Suworowem ,który stwierdził ,że pokazy siły militarnej obecnie w Rosji są dowodem na jej słabość i stwierdził ,że za 10-15 lat Rosji nie będzie na mapie.
A więc Polacy nie martwcie się. Będzie lepiej. Dużo lepiej. Polska znowu stanie się mocarstwem.
Nietzsche uważał ,że Polacy mają największy potencjał w drodze do nadczłowieka.
Bo na sztandarach naszych płonąca swarożyca. Twarz boga ojca.

wtorek, 20 sierpnia 2013

# Robert E. Howard - Cimmeria

The dark woods, masking slopes of sombre hills;
The gray clouds' leaden everlasting arch;
The dusky streams that flowed without a sound,
And the lone winds that whispered down the passes.

Vista on vista marching, hills on hills,
Slope beyond slope, each dark with sullen trees,
Our gaunt land lay. So when a man climbed up
A rugged peak and gazed, his shaded eye
Saw but the endless vista -hill on hill,
Slope beyond slope, each hooded like its brothers.

It was a gloomy land that seemed to hold
All winds and clouds and dreams that shun the sun,
With bare boughs rattling in the lonesome winds,
And the dark woodlands brooding over all,
Not even lightened by the rare dim sun
Which made squat shadows out of men; they called it
Cimmeria, land of Darkness and deep Night.

It was so long ago and far away
I have forgot the very name men called me.
The ax and flint-tipped spear are like a dream,
And hunts and wars are shadows. I recall
Only the stillness of that somber land;
The clouds that piled forever on the hills,
The dimness of the everlasting woods.
Cimmeria, land of Darkness and the Night.

Oh, soul of mine, born out of shadowed hills,
To clouds and winds and ghosts that shun the sun,
How many deaths shall serve to break at last
This heritage which wraps me in the gray
Apparel of ghosts? I search my heart and find
Cimmeria, land of Darkness and the Night.

- Robert E. Howard - "Cimmeria" ("Centenary Edition- The complete chronicles of Conan")