środa, 16 listopada 2011

# G*W** walczy z autorem książki o NSZ...i przegrywa.

Trwa nagonka na prof. Mirosława Piotrowskiego w związku z książką o Narodowych Siłach Zbrojnych na Lubelszczyźnie. Niespożytą aktywnością w dyskredytowaniu Piotrowskiego wykazują się w ostatnich miesiącach dwaj pracownicy naukowi Instytutu Historii KUL – prof. Mirosław Filipowicz i prof. Rafał Wnuk. Wsparcia medialnego i gościnnych łamów udziela regularnie publikująca na ten temat "Gazeta Wyborcza". Czy celem akcji nie jest czasem utrącenie młodego, zdolnego historyka o niezależnych poglądach i przejęcie kierowanej przez niego Katedry Historii Najnowszej KUL?
Sprawa zaczęła się latem ubiegłego roku od recenzji książki Piotrowskiego o Narodowych Siłach Zbrojnych na Lubelszczyźnie. Jej autorem jest dr Sławomir Poleszak, który w 2009 r. zastąpił prof. Rafała Wnuka na stanowisku Naczelnika Biura Edukacji Publicznej IPN w Lublinie. Nieoficjalnie mówi się o wsparciu Poleszaka przez grupę profesorów z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, a także że tekst recenzji został przekazany pracownikom Instytutów Historii PAN i KUL oraz że praca nad nim odbywała się w godzinach służbowych zajęć Poleszaka i został on sporządzony wspólnie z innymi pracownikami IPN w Lublinie. Recenzję konsultowano m.in. z dr. hab. Piotrem Niwińskim – historykiem i pracownikiem Instytutu Politologii Uniwersytetu Gdańskiego. Trudno nie zapytać w tym miejscu, czy w przygotowywanie recenzji zaangażowani byli także Wnuk i Filipowicz? Przez ponad pół roku pracowało nad nią co najmniej kilkanaście osób. Tak potężna grupa ludzi przejęta szukaniem niedociągnięć książki skłania do poważnego zastanowienia się, kto wydał zlecenie na prezentującego wyraźne i jasne poglądy Piotrowskiego? Komu więc naraził się Piotrowski, że w dyskredytowanie jego książki i dorobku naukowego zaangażowano aż tak dużą grupę naukowców?
Kłamstwa i manipulacje
W liczącej 27 stron odpowiedzi na recenzję, którą przygotowało dwoje historyków – dr Ewa Rzeczkowska z KUL i prof. Zbigniew Karpus z UMK, wykazano, że Poleszak zawarł w swoim tekście ponad 70 nieprawdziwych informacji na temat książki i dorobku naukowego Piotrowskiego. Po otrzymaniu odpowiedzi na recenzję Poleszak wycofał swój tekst, zaś Piotrowski poruszony liczbą nieprawdziwych informacji na temat książki i swojego dorobku naukowego oddał sprawę do sądu. Sąd Okręgowy w Lublinie we wstępnej fazie postępowania uznał racje Piotrowskiego i nakazał skierowanie sporu na salę sądową. W uzasadnieniu postanowienia sądu napisano, że treści zawarte w recenzji Poleszaka nie mają jedynie postaci krytyki naukowej. Sąd stwierdził: "W sprawie niniejszej mamy więc do czynienia z dwojakim rodzajem argumentów zawartych w recenzji sporządzonej przez Sławomira Poleszaka. Z jednej strony odnoszą się one do faktów historycznych, które w ramach dyskusji naukowej mogą być kwestionowane i oceniane, z drugiej zaś mamy do czynienia z krytycznymi wypowiedziami autora recenzji pod adresem Mirosława Piotrowskiego, które odnoszą się wprost do jego osoby i podlegają badaniu w ramach kryterium prawdy i fałszu". Pozytywna dla Piotrowskiego decyzja sądu zaktywizowała Filipowicza i Wnuka. Już dwie godziny po ogłoszeniu orzeczenia zapadła decyzja o napisaniu listu otwartego.
Potępiamy kolegę! Każdy mile widziany!
Wśród inicjatorów listu znaleźli się znani już Filipowicz, Wnuk oraz dr hab. Mariusz Mazur z UMCS, którzy spotkali się w katedrze kierowanej przez Wnuka, mieszczącej się dwa pokoje dalej od katedry Piotrowskiego, i sformułowali list otwarty z żądaniem wycofania przez Piotrowskiego aktu oskarżenia przeciw Poleszakowi. Niezwłocznie list opublikowała "Gazeta Wyborcza" i przez kilka dni eksponowała go na swojej witrynie internetowej. Podpisali się pod nim "wybitni" naukowcy, którzy – jak czytamy w "Gazecie Wyborczej" – potępiają "metody Piotrowskiego". Wśród potępiających znaleźli się m.in.: prof. Emil Horoch, znany w Lublinie piewca "etosu" żołnierzy Armii Ludowej, Jerzy Wojciech Borejsza, syn działacza komunistycznego, szefa pierwszej komórki cenzury w Polsce i bratanek Józefa Różańskiego – jednego z najokrutniejszych ubeckich katów, szefa Departamentu Śledczego MBP, a także prof. Feliks Tych, wieloletni dyrektor Archiwum KC PZPR, były dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego im. E. Ringelbluma. Prywatnie prof. Tych jest zięciem Jakuba Bermana, jednej z czołowych postaci polskiego stalinizmu. W liście otwartym zarzucono Piotrowskiemu, że na salę sądową przenosi spory naukowe. "Niepokojem napawa nas fakt – piszą naukowcy – że kwestię, która winna być przedmiotem merytorycznej dyskusji naukowej, profesor uniwersytecki uporczywie kieruje na drogę procesu karnego". Trudno zgodzić się z ewidentnie zmanipulowanymi tezami listu, Piotrowski bowiem nigdy nie przeniósł sporu naukowego na salę sądową, jak to przedstawia opinii publicznej "Gazeta Wyborcza". W wywiadzie dla "Kuriera Lubelskiego" Piotrowski podkreśla, że jest gorącym zwolennikiem polemik prowadzonych na łamach periodyków naukowych i zaznacza, że sąd nie jest miejscem do rozstrzygania naukowych sporów. Ale czy o spór naukowy tu chodzi? Raczej o to, kim jest Piotrowski i jakie pełni funkcje. Choć spór toczy się pomiędzy historykami, to "Gazeta Wyborcza" uporczywie nazywa Piotrowskiego politykiem, eurodeputowanym czy posłem PiS.
Wnuk w obronie Poleszaka
Z łamów "Gazety Wyborczej" skorzystał także Wnuk i chcąc wesprzeć swojego kolegę Poleszaka, napisał, jakoby Piotrowski, wnosząc sprawę do sądu, miał blokować ukazanie się recenzji. Należy docenić Wnuka, że broni swojego kolegę, jednakże osłaniając go, nie powinien wprowadzać nieprawdziwych sformułowań. To Poleszak zdecydował, że recenzji nie opublikuje, wielokrotnie informował o tym w "Gazecie Wyborczej". Wnuk deklaruje również, że "przyjrzał się" książce Piotrowskiego, dokonał swoistej krytyki zewnętrznej i zobaczył, że "po odjęciu tabel, zestawień, spisu biogramów i aneksów zostaje jakieś 80 stron tekstu właściwego". Podążając tą drogą, gdyby odrzucić wstęp, zakończenie, przypisy i indeks oraz zmniejszyć akapity, pozostanie jeszcze mniej tekstu (sic)! A gdyby tak zastosowaną czcionkę zmniejszyć o połowę…
Wnuk zżyma się, że Piotrowski korzysta z tajnych charakterystyk i obficie je cytuje, nazywając to złośliwie "przepisywaniem". Tymczasem Wnuk nigdy ich nie przywoływał, choć jako naczelnik BEP w Lublinie przez wiele lat miał swobodny dostęp do wszystkich dokumentów UB/SB. Jeden mały przykład z tekstu z "Gazety Wyborczej": Piotrowski nie popełnił błędu, co sugeruje R. Wnuk, używając w książce nazwiska Józef Żarski, którym posługiwał się Józef Zadzierski ps. "Wołyniak" (vide pełne dossier na stronie 294 książki Piotrowskiego). Nikt z historyków dotychczas zajmujących się tematyką NSZ nie podał tego nazwiska, choć w aktach bezpieki występowało ono wielokrotnie. Potwierdził to Poleszak w trakcie konferencji poświęconej "Wołyniakowi". Powiedział wtedy, że nazwisko konspiracyjne "Żarski" nie jest błędnym zapisem funkcjonariuszy UB/SB i należy zamieszczać je w monografiach, co innego zaś napisał w recenzji. Panowie winni ustalić jedno stanowisko w tej kwestii, bo gdy cytuje się Wnuka, "efekty bywają komiczne".
Profesorowie i "tupacze"
Wnuk i Filipowicz pełnią też nieoficjalną funkcję "stałych informatorów" "Gazety Wyborczej" i regularnie dostarczają temu medium informacji z posiedzeń Rady Wydziału Nauk Humanistycznych KUL. "Gazetowym" tematem nr 1 stała się kuriozalna sprawa rzekomego "wytupania" Piotrowskiego przez Radę Wydziału w trakcie jej posiedzenia 13 kwietnia 2011 roku. Mimo że dziekan WNH prof. Krzysztof Narecki i kilku innych uczestników posiedzenia potwierdziło, że żadnego "tupania" nie słyszeli, następnego dnia w ogólnopolskim wydaniu "Gazety Wyborczej" ukazał się artykuł: "Na KUL wytupali profesora Piotrowskiego, europosła PiS". Ponadto dziekan Krzysztof Narecki w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" Pawłem P. Reszką również potwierdził, że w trakcie wystąpienia Piotrowskiego na posiedzeniu Rady WNH "tupanie" nie miało miejsca. Wielu uczestników posiedzenia Rady Wydziału przekazywało w prywatnych rozmowach, że w końcu rozumieją, o co tak naprawdę toczy się gra. W tekście "Gazety Wyborczej" znalazło się jeszcze sześć innych nieprawdziwych informacji, których sprostowania "Gazeta" odmówiła. "Gazeta" regularnie odmawia publikacji oświadczeń i sprostowań Piotrowskiego.
O ewidentnym zaangażowaniu "Gazety" w sprawę może świadczyć też fakt, że 28 marca 2011 r. opublikowała ona artykuł, w którym informuje, że bezpłatnie obrońcą S. Poleszaka będzie znany z reprezentowania celebrytów warszawski mecenas Maciej Ślusarek, współpracownik Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Fundacja objęła sprawę monitoringiem w ramach tzw. Programu Spraw Precedensowych, w którego radzie programowej zasiadał zmarły przed kilku laty prof. Zbigniew Hołda, pracownik Helsińskiej Fundacji, a prywatnie mąż Małgorzaty Bieleckiej-Hołdy – redaktor naczelnej lubelskiego wydania "Gazety Wyborczej". Nadmienić należy, że w ramach Programu Spraw Precedensowych Helsińska Fundacja obserwowała procesy byłych funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych, a także monitorowała wprowadzenie tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Mecenas Ślusarek zdążył się już w kwestii sporu między historykami wypowiedzieć dla "Gazety", a w praktyce okazało się, że sprawę przejęła inna kancelaria, o czym "Gazeta" zapomniała już poinformować swoich czytelników.
Zastanawia determinacja Filipowicza i Wnuka oraz zaangażowanie "Gazety Wyborczej" w działaniach przeciwko Piotrowskiemu. Zarówno Filipowicz, jak i Wnuk to pracownicy tego samego Instytutu Historii KUL, a więc koledzy Piotrowskiego z sąsiednich pokoi. Czyżby zatrudnienie w KUL w 2008 r. Wnuka, a także plany powierzenia mu katedry o tej samej nazwie i podobnym zakresie zadań badawczych jak istniejąca od wielu lat katedra kierowana przez Piotrowskiego były elementem zaplanowanej gry wokół historyka? Czy celem tej gry nie jest ograniczenie działań, a następnie przejęcie kontroli nad sprawnie działającą Katedrą Historii Najnowszej? Być może nie w smak jest niektórym, że młody i rzutki naukowiec zrobił szybką karierę naukową, a teraz osiąga sukcesy w polityce?

autor: Ewaryst Błotnicki
Źródło: Nasz Dziennik, 3 czerwca 2011, Nr 128 (4059)

2 komentarze:

  1. Co jest z tym KULem nie tak?Sami miedzy sobą się kłócą?o co ?o stołki ? czy jak?i co ciekawe niektórzy w IPN siedzieli.Może faktycznie ci z lewicy twierdzący że IPN to marnowanie pieniędzy mają rację....

    Maya

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście ,że mają rację ,jestem za tym ,żeby szeroko pojętej lewicy oddać zasoby IPN po jego zlikwidowaniu i niech mają ,czym na zimę palić w komunkach (przypadkowo wyszła mi taka literówka i stwierdziłem ,że ją zostawię).

    OdpowiedzUsuń