Prasa zachodnia doniosła w tym tygodniu, że
zapowiadany na jesieni br. proces sądowy o zbrodnie wojenne przeciw John
Demjaniukowi, rozpocznie się za trzy tygodnie, tj. przy końcu października.
Demjaniuk jest oskarżony za udział w zapędzeniu 29 000 Zydów do komór
gazowych w Sobiborze, niemieckim obozie zagłady we wschodniej Polsce, gdzie pełnił
funkcję wartownika. Według wcześniejszych zapowiedzi, śledztwo przeciw
Demjaniukowi i proces sądowy ma rzucić światło na rolę wspólników i współpracownikówbandy nazistowskiej w systemie zagłady Żydów. Według
wstępnych obliczeń rozmaitych ekspertów, głównie niemieckich i żydowskich, w
eksterminacji Żydów brało udział około
200 000 nie Niemców, czyli ludzi innej narodowości,
niż niemieckiej. Wśród tych innych
narodowości wymienieni są „polscy chłopi”,
czyli Polacy. Natomiast całkowicie pominięci
zostali Żydzi. Poniższy artykuł, który wcześniej
ukazał się na portalu „KWORUM”, ma na celu uzupełnienie tej luki
informacyjnej
Mało kto dzisiaj pamięta, że żydowski holocaust
praktycznie nie istniał w mediach przed 1967 rokiem. Rodzić zaczął się
dopiero po sześciodniowej wojnie izraelsko arabskiej. Trzeba było ponad 40
lat, żeby urósł do dzisiejszych rozmiarów. Do 1962 roku sprawa zbrodni
dokonanych na Żydach była jasna: winni są Niemcy; naród niemiecki. Ponad 90
procent Niemców głosowało na partię Hitlera i na niego samego, tym samym na
jego program i idee zawarte w „Mein Kampf”.
Nikt o zdrowych zmysłach tych prawd nie kwestionował. Do pewnego czasu.
Po upływie lat, od drugiej wojny światowej, do Niemiec
zachodnich zaczęły napływać z zagranicy ogromne kapitały. Niemiecka
Republika Federalna (RFN) musiała być silna ekonomicznie, by móc stawić
mocny opór w wypadku agresji czerwonych hord ze Wschodu.
Dzięki tej pomocy Niemcy Zachodnie szybko się odbudowały
i stały się potęgą gospodarczą. (Niemcy Wschodnie wówczas nie liczyły się,
ani ekonomicznie ani politycznie; ot takie dwa Śląska w stosunku do Niemiec przedwojennych.)
Nie uszło to uwadze Izraela, który potrzebował pieniędzy.
Niemcy jako sprawcy ogromnej zbrodni dokonanej na Żydach, potrzebowali
rehabilitacji od Żydów. Tak doszło do transakcji: „Za krew pieniądze, za
pieniądze przywrócenie honoru. Dotyczy to tylko Żydów.” – pisał prawie
czterdzieści lat temu Stefan Nowicki w swej książce pt. „Wielkie
nieporozumienie” (wydanej w 1970 roku w Sydney, Australia).
„Dzisiejsze Niemcy – oświadczył w 1964 roku Ben
Gurion, premier Izraela – są inne, ich władcy są inni i forma władzy jest inna.”
(S.Nowicki,
jak wyżej, str. 12)
W miarę wzrostu wypłat odszkodowawczych i pomocy
materialno-militarnej, wzrastała sympatia do Niemców. (Proporcjonalnie malała
do Polaków).
„Stosunek naszego rządu – pisał izraelski dziennik
„Haolam Haze” z 1965 roku – do rządu Adenauera oparty jest na cynicznej
transakcji, może najbardziej cynicznej od chwili, gdy Adolf Hitler proponował
Brandtowi transakcję towarów za krew. Otrzymaliśmy pieniądze.
Otrzymaliśmy pomoc. Sprzedaliśmy N.R.F.-owi świadectwo
moralności następującej treści:
My państwo Izrael, ofiary nazizmu, uratowani z Oświęcimia,
dyplomowany symbol postępu i socjalizmu w świecie, potwierdzamy niniejszym, że
posiadacz tego świadectwa nie jest już faszystą, lecz całkiem nowym Niemcem, który ma prawo być
przyjęty do każdego grona”.
(Za S.Nowicki, str. 13).
Dlaczego cofnąłem się tak daleko w czasie? Odpowiadam:
dlatego, że głupia, oszczercza i dzika propaganda żydowska, skierowana swym
ostrzem przeciw Polakom i Polsce, trwa z różnym natężeniem od 40-stu (słownie:
od czterdziestu) lat. A Polacy, zahukani i zaszachowani m.in. przez bardzo wpływowe
lobby żydowskie w Polsce, nie wiedzą, jak się bronić przed tą nachalną i
wrzaskliwą propagandą żydowską. Ale o tym przy innej okazji.
Dzisiaj Izrael potrzebuje pieniędzy nie mniej, niż
dawniej. A jeszcze więcej pieniędzy potrzebują dziś rozmaici hochsztaplerzy,
aferzyści i wydrwigrosze żydowscy w USA, do których dołączyli tacy sami w
Europie. Od państwa niemieckiego za wiele już nie da się wyciągnąć. Trzeba znaleźć winnych pośród innych.
Opublikowany niedawno w „Der Spiegel” artykuł o
odpowiedzialności innych narodów europejskich za zbrodnię dokonaną na Żydach,
wywołał w Polsce poruszenie i falę polemik.
Przyczyną tego było wysunięcie stwierdzenia, że za tą
zbrodnię winni są nie tylko Niemcy, ale i inne narody europejskie. Również
Polacy przez „polskich chłopów”, którzy wykonywali zarządzenia
niemieckich władz okupacyjnych.
Nie byłoby w tym stwierdzeniu nic ciekawego, gdyby nie
pominięto jednego narodu europejskiego, o którym można wspominać i wymieniać
go, ale tylko w takim kontekście i przy takich okazjach, w jakim naród ten
przyzwala. Mowa tu jest oczywiście o europejskim narodzie żydowskim, bo chodzi
tu przecież o Żydów europejskich. Interesującym jest to, że autorzy artykułu
w „Der Spiegel”, wymieniając różne „narody europejskie”, które
rzekomo przyłożyły się do tej zbrodni, poprzez współpracę z Niemcami,
pomijają skrzętnie wymienienie narodu niemieckiego, austriackiego i żydowskiego.
Jeżeli mamy dzisiaj wyliczać, który z narodów
europejskich i ile przyłożył się do śmierci Żydów, to nie sposób ominąć
tutaj nacji żydowskiej z tej prostej racji, że była to wówczas nacja
europejska. Współpraca Żydów z Niemcami na tym polu jest dobrze
udokumentowana
a literatura na ten temat jest obszerna. Najbardziej interesujące są
relacje Żydów, którzy przeżyli hekatombę hitlerowską. Dowiadujemy się od
nich o
szerokiej współpracy Żydów z
gestapo i haniebnej roli Rad Żydowskich („Judenrat”) współdziałających z
władzami hitlerowskimi w wysyłce ludzi na śmierć.
Wspomniany wcześniej S.Nowicki, w odpowiedzi na
oszczerstwa żydowskie pisze w swej książce pt. „Wielkie nieporozumienie”
– cytuję:
„A czy nie było policjantów żydowskich w gettcie, którzy
pałkami bili swych współwyznawców? Było też Gestapo żydowskie w
Warszawie, osławiona 13-stka, kierowana przez Abrahama Gancwajcha, oraz policja
żydowska pod komendą takich nikczemników, jak Lejkin, Szeryński, Kon i Keller oraz znani przed wojną
działacze syjonistyczni Nosing i First.
Był Judenrat w getcie warszawskim, który segregował Żydów
do Majdanka i komór gazowych. Byli bogaci Żydzi, którzy okupywali się żydowskim
władzom, by nie wychodzić z getta w pierwszych transportach. Byli Zydzi, którzy
denuncjowali swych braci i współpracowali z Gestapo. Zbrodnie Żydów dokonane
na swych braciach mrożą krew w żyłach. Działalność Abrahama Gancwajcha
jest przerażająca swym cynizmem i okrucieństwem. Ten gestapowiec żydowski,
zwerbowany w służbie Hitlera jeszcze przed wojną, był znaną osobistością
w świecie żydowskim. Był nauczycielem hebrajskiego w szkołach „Tarbut” w
Częstochowie, należał do „Poalej-Syjonu Prawicy”, był współpracownikiem
wiedeńskiego pisma „Gerechtigkeit”, a po aneksji Austrii założył w Łodzi prowokacyjny antyhitlerowski tygodnik pod nazwą
„Wolność”. Wykaz prenumeratorów pisma posłużył Gestapo do
masowych mordów Polaków. Po wkroczeniu, Niemców organizował z ich ramienia sieć szpiegowską na
ziemiach wschodnich, a po ataku Niemiec na Sowiety skierowany został przez
Gestapo do likwidowania warszawskiego getta i wyciągnięcia dla Niemców nagromadzonych tam bogactw.
Przytaczam ocenę żydowskich władz getta warszawskiego
przez ocalałych z pogromu Żydów. „Wielkopomna zdrada Rady Żydowskiej w
Warszawie – pisał dr. Szymon Datner – która
się wyraziła w formie zgody na przeprowadzenie „wysiedlenia”
pozostanie na zawsze obok zdrady żydowskiej służby porządkowej niezatartą
plamą na honorze władz żydowskich getta”.
Historyk żydowski, B.Mark, w książce pt. „Powstanie w
getcie warszawskim” (Zydowski Instytut Historyczny, 1955) pisze: „Tylko 10
000 żyje w dostatku, nawet lepiej niż przed wojną. Widocznie dla tych 10.000 przywieziono w lutym 20
tysięcy litrów wódki. W tym czasie zarejestrowano oficjalnie 416 tysięcy Żydów,
z czego 80 % biednych przymierających głodem... Cała działalność Judenratów,
to jedno pasmo wołające o pomstę krzywd wobec biedoty. Gdyby był na świecie
Bóg, to zniszczyłby gromami to gniazdo okrucieństwa, obłudy i grabieży...
Wszystkie zarządzenia okupanta były przeprowadzane przez Judenrat, który
organizuje łapanki na pracę przymusową... Niektórzy piastowali kilka urzędów
jednocześnie, wyciągając dochód do 60 tysięcy miesięcznie, podczas gdy
pisarz i pedagog Janusz Korczak w podaniu prosi o dwa posiłki dziennie, widać,
że i tego jemu ojcowie miasta odmówili...”
„Niemcy doprowadziły do tego – pisał Marek Edelman
– że Rada Żydowska sama wydała wyrok na przeszło 300 tysięcy mieszkańców
getta... Nikt jeszcze nigdy tak nieustępliwie nie wypuszczał z rąk złapanego
jak jeden Żyd drugiego Żyda”.
Trzeba też wspomnieć nazwisko dr Rudolfa Kasztnera,
wiceprzewodniczącego Federacji Syjonistycznych Węgier i dyrektora Pomocy Rady
Ocalenia powstałej w 1943 roku, który współpracował z Eichmannem w
likwidacji tysięcy Żydów węgierskich. I to za jaką cenę?
Za umożliwienie wyjazdu do Izraela 1200 syjonistom węgierskim.
Zbrodniarz ten dożył do 1967 r. Został zastrzelony w Tel-Avivie. Dlaczego nie
stanął przed sądem, jako zbrodniarz wojenny?”
Tyle na razie Stefan Nowicki. Jeszcze do jego pracy powrócę.
W książce pt. „Auschwitz, the nazis & the „Final
Solution””, (wydanej w 2005 r. przez BBC Books, autor: Laurence Rees), znajduje się m.in. relacja
Lucille Eichengreen, ocalałej cudem z getta łódzkiego, dokąd deportowani
zostali Zydzi niemieccy. Wspomina tam, że od stycznia do maja 1942 roku zostało
55 000 Żydów wywiezionych i zamordowanych w Chełmnie.
O tym, kto miał pójść na śmierć, decydowały władze
żydowskie getta. Dwa miesiące później do getta weszli Niemcy, żeby osobiście
dokonać wyboru ludzi na zagładę. Wybierali w pierwszym rzędzie ludzi starych, chorych i
dzieci, jako niezdolnych do pracy.
Przywódca getta, Mordechai Chaim Rumkowski, polecił
matkom współpracować z Niemcami i oddać im swoje dzieci. „Oddajcie im wasze dzieci, żebyśmy
mogli żyć” – wołał. „Ja miałam wtedy 17 lat, kiedy słyszałam jego
przemówienie” – mówi Lucille E. I dodaje – „Ja nie mogłam pojąć, że
ktoś może polecać rodzicom, aby oddawali swoje dzieci na śmierć. Tego
zresztą nie mogę pojąć jeszcze dzisiaj”.
Żyd Rumkowski był znany z tego – czytamy w innym
miejscu
– że układając listę osób przeznaczonych do wywózki, wybierał tych,
którzy
w jakiś sposób narazili się mu i których chciał sam się pozbyć z getta.
Był również znany z wykorzystywania seksualnego młodych kobiet. Zadna
nie
mogła zaprotestować, bo miała świadomość, co ją czeka. Lucille E.
wspomina w innym miejscu, że wreszcie dostała pracę w kuchni w getcie i
pewnego razu, będąc sama w przyległym biurze, pojawił się M.Rumkowski,
chwycił za krzesło i przysiadł się przy niej. „Mieliśmy parę
rozmów. On gadał, ja słuchałam. W pewnym momencie chwycił mnie za rękę i
położył ją na swoim penisie, po czym
powiedział: „Szarpnij się i postaw go w stan pracy”. Relację
młodziutkiej
wówczas Lucille E. potwierdza Jacob Zylberstein, który był świadkiem
zachowywania się przywódcy getta łódzkiego. „Rumkowski rzeczywiście
wykorzystywał młodziutkie kobiety” – mówił – i dodaje przy tym:
„Kiedy siedzieliśmy w jadalni, on przychodził, rezejrzał się po sali,
kładł
rękę na ramieniu wybranej i wychodził z nią. I nie jest to tak, że ja to
słyszałem od kogoś.
Ja to widziałem. Gdyby któraś mu odmówiła, znalazłaby się w śmiertelnym
niebezpieczeństwie”.
Uratowana przez Polaków Żydówka, Alicja Zawadzka-Wetz,
opisuje w swej książce przeżycia w getcie warszawskim. Pisze, że – cytuję
„Najgorsze było to, że poznałam bestialstwo, do którego
zdolni są ludzie oraz okrucieństwo i podłość ludzkiej natury.
Wśród społeczności, skazanej na śmierć, budzą się
albo najniższe, albo najszlachetniejsze instynkty. Iluż to przedwojennych
adwokatów, powszechnie szanowanych, stało się członkami żydowskiej milicji
i gotowych było do największych podłości z szantażem włącznie... Ilu z
nich biło do krwi dzieciaki, które usiłowały przedostać się poza mury, by
zdobyć po drugiej stronie trochę żywności dla głodującej rodziny...
Dobrzy, mieszczańscy mężowie porzucali żony, z którymi spędzili dziesiątki
lat, by przeżyć jeszcze jedno, najtańsze choćby, doznanie miłosne, by przed
śmiercią użyć życia... Zdarzały się wypadki, że w rodzinach okradano się
wzajemnie z mizernych porcji gliniastego chleba.” (Zob. Alicja Zawadzka-Wetz,
„Refleksje pewnego życia”, wyd. Instytut Literacki, Paryż 1967, w serii
„Dokumenty”, str. 20-21).
Stefan Nowicki pisze w swej książce, że:
„Ocalałe pamiętniki Czerniakowa („Adam Czerniakow
Warsaw Ghetto Story”, wyd. Zydowskiego Instytutu Historycznego Jad Waszem) dają
obraz życia w getcie warszawskim.
„Na ulicach leżą trupy, a w wytwornych restauracjach
odbywają się tańce”. Pod datą 14 czerwca 1941 roku czytamy: „Pochmurno.
Dziś niedziela. Nie wiem czy orkiestra będzie mogła grać w ogródku. Okazało
się, że grała pomimo lekkiego deszczu. Poleciłem sprowadzić dzieci Izby
Zatrzymań... Były to żywe kościotrupy rekrutujące się z żebraków
ulicznych... Wstyd mi powiedzieć, że tak dawno nie płakałem. Dałem im po
tabliczce czekolady. Potem otrzymali zupę. Przekleństwo tym z nas, co sami
jedzą i piją, a o tych dzieciach zapominają”. Stosunki w Judenracie były
okropne. Miały miejsce ostre starcia między tymi, którzy wysługiwali się
Niemcom i żyli w warunkach luksusowych, a tymi, którzy żyli w nędzy i głodzie
i ciężko pracowali w nieludzkich warunkach. Przydział żywności był nędzny,
toteż przemyt był dobrze zorganizowany. Gdyby „Żydzi musieli żyć na
chlebie oficjalnie racjonowanym – pisze Czerniakow – niewielu przeżyłoby
rok zamknięcia za murami getta”. Mimo tak nędznych przydziałów żywności,
szła ona na czarny rynek.
Wyzysk, przekupstwo, donosicielstwo, wysługiwanie się
Niemcom, łapownictwo i bogacenie się wpływowych Zydów w getcie doszły do
potwornych rozmiarów (patrz załącznik „The holocaust Kingdom”)”.
„The Holocaust Kingdom” jest książką-paszkwilem na
Polaków, napisanym przez Żyda o nazwisku Michał Belg-Aleksander Donat, wydanym w USA.
Paszkwil ten zieje nienawiścią do Polaków za to, że go uratowali od śmierci.
Książka ta jest ciekawa dlatego, bo opisuje życie codzienne w getcie
warszawskim. Urywki przytaczam za S.Nowicki, „Wielkie nieporozumienie”, str.
165. Z książki A.Donata dowiadujemy się, że:
„Str. 34: Najbardziej niecnym z Żydów na żołdzie
Gestapo, którzy również brali łapówki od ludzi szukających zabezpieczającego
zatrudnienia, był Abraham Gancwajch. Był założycielem haniebnej instytucji
(znanej pod nazwą „13-ki”, ponieważ biura ich znajdowały się na ul.
Leszno, Nr 13), która wcześnie przejęła administrację dużej ilości domów
mieszkalnych w getcie.
Stowarzyszenie lokatorów walczyło uparcie o umieszczenie swego przedstawiciela na tej tak ważnej placówce. Wielokrotnie
zdarzało się, że dwóch czy trzech kandydatów, z których wszyscy dali już
łapówki jednemu z pracowników Judenratu,dowiadywało się, że dwóch czy trzech innych, którzy
przepłacili 13-kę „wyznaczono” równocześnie na to stanowisko.
Str. 43: 13-ka była specjalną agencją, złożoną z
informatorów i sługusów Gestapo, która powstała w getcie, pomimo że tak
Judenrat, jak i policja żydowska skrupulatnie wykonywały rozkazy Nazistów i
były naszpikowane szpiegami Gestapo. Wodzem tego, tak zwanego Urzędu do Walki
z Lichwą i Przekupstwem był notorycznie znany Abraham Gancwajch, nie zwykły
szpieg, ale prowokator i dywersjonista na tak wielką skalę, że nazywano go
Azefem Getta Warszawskiego. Praca jego polegała na demoralizowaniu getta przez
perswazję i tłumaczenie, że zwycięstwo Hitlera jest nieuniknione, więc opór
bezcelowy.
Sredniego wzrostu, szczupły, ciemnowłosy, o ostrych
rysach i przenikliwych, magnetyzujących oczach pod grubymi szkłami, Gancwajch
był niezwykle zdolnym człowiekiem, wysoce inteligentnym, ze zdolnością
przekonywania. Urodzony demagog, znał cztery języki – niemiecki, polski, żargon
i hebrajski – przed wojną wykładał język hebrajski i pisywał do gazet. Kręcił się w kołach syjonistycznych
i przypuszczalnie nawet już wówczas był na żołdzie Gestapo. Mówiono, że szpiegował na
rzecz Gestapo, jakoby przeciw Rosji, w Białymstoku, Wilnie i Lwowie.
W getcie występował nie jako agent Gestapo, ale jako
dobroczyńca, który mógł służyć Żydom w godzinie potrzeby, wykorzystując
swe szerokie stosunki z Niemcami.
Gancwajch rozciągnął swe sieci szeroko i na wszystkie
dziedziny życia w getcie. W jednej ze swych licznych „ról” pozował jako
obrońca uciśnionych wobec „plutokratycznych wyzyskiwaczy”
z Judenratu, był również opiekunem sztuki i literatury żydowskiej...
czarował szczególnie intelektualistów żydowskich... chciał uchodzić za
wielkiego prowodyra Getta, coś w rodzaju Mesjasza. Zakładając, że zwycięstwo
Niemiec jest nieuniknione, rozsiewał kłamstwa, że w ostatnim etapie Żydzi będą
przypuszczalnie przesiedleni na zdobyte tereny i wobec tego instytucja getta
jest konieczna, ponieważ chroni nacjonalizm żydowski i autonomię kulturalną.
Tak więc, wmawiał Żydom, by nie tylko słuchali Niemców, lecz by z nimi współpracowali. Zapraszał prawników, doktorów,
pisarzy, dziennikarzy i innych na odczyty, konferencje, dyskusje i obfite,
wytworne przyjęcia, w czasie których wtłaczał im w mózgi te teorie. W
czasie jednego z takich zebrań zapytano go wprost – Skąd przyszedłeś?
Kim właściwie jesteś? W czyim imieniu przemiawiasz? Na
co Gancwajch odpowiedział – Sam diabeł mnie tu przysłał, ale chcę wam pomóc.
I wysiłki jego nie szły całkowicie na marne. Wielu nawet
spośród grona znanych indywidualistów wchłaniało jego wywody. Nawet dr
Ringelblum, którego nic nie łączyło z Gancwajchem, poszedł tak daleko, że
szukał go na „pogawędkę”, aby zadowolić swą ciekawość. Dzięki
interwencji Gancwajcha został zwolniony z więzienia dr Janusz Korczak, sławny pisarz i uczony. Poza tym, chwalił się, że jego
wpływom zawdzięczano, iż ulica
Sienna i Plac Grzybowski pozostały wewnątrz getta. Urząd Walki z Lichwą i
Spekulacją, choć powszechnie był znany pod nazwą 13-ki, miał pewne
zaufanie wśród głodujących mas, którym wydawało się, że kupcy bogacą się
ich kosztem. W praktyce, jedyną korzyścią było, że kupcy musieli wystrzegać
się jeszcze jednego wroga. Zdarzało się, że któryś z agentów Gancwajcha
spenetrował, iż jakiś sklep sprzedaje kaszę powyżej wyznaczonej ceny.
Kupiec „wypracowywał” łapówkę, która zadowoliłaby urząd,
ukrywał 90% kaszy, a resztę sprzedawał po wyznaczonej cenie, nie szczędząc
przy tym rozgłosu. I to za niecałe 10 deka kaszy na głowę.
Gancwajch robił niesamowite pieniądze Brał okup z około
stu kamiennic na ul. Leszno. Dostawał od Niemców 30 przepustek z getta na
aryjską stronę i sprzedawał je po przeraźliwie wysokich cenach. Zorganizował
służbę ambulansową, która
zwalniała swych pracowników od prac przymusowych i dawała im inne przywileje.
Aby zostać członkiem tej służby, otrzymać jej specjalną kartę i nosić
czerwoną czapkę, ludzie płacili fortuny.
Z okazji świąt wielkanocnych, Gancwajch dał parę tysięcy
złotych na pomoc dla zubożałych pisarzy żydowskich.
Na uroczystość bar mitzvah swego syna przyjmował chlebem
i kawą biednych, co, jak mówiono, kosztowało dziesiątki tysięcy złotych.
Gdy umarł jego ojciec, w półoficjalnym dzienniku żydowskim
„Gazeta Zydowska” ukazały się nekrologi podpisane przez „grupę doktorów,
prawników, dziennikarzy i pisarzy”, choć bez indywidualnych nazwisk.
Równocześnie grał na popularności, ujawniając brak
zaufania i niechęć do Judenratu. Raz nawet, jego przyjaciele z Gestapo
zaaresztowali Adama Czerniakowa, prezesa Judenratu. Wykorzystywał każdą możliwość
zdobycia kontroli nad tą instytucją. Rozgłaszano pogłoski połączenia się 13-ki z
Judenratem, z tym, że Gancwajch
byłby prezesem nowej instytucji, do czego jednak nigdy nie doszło.
Przypuszczalnie powodem były zakulisowe rozgrywki między cywilnym niemieckim komisarzem getta
dr. Heinz Auerswaldem,
zwierzchnikiem Czerniakowa i wysoko postawionymi oficerami Gestapo, którzy
popierali Gancwajcha. Robił on wszystko, co było w jego mocy, aby uzyskać
mandat od Zydów, który pozwoliłby mu występować w ich imieniu. – Wówczas
– obiecywał – uzyskam dla was od Niemców cokolwiek zechcecie. Getto
zacznie natychmiast pracować dla Wehrmachtu, skończą się bicia i łapanki,
otrzymacie zadowalające przydziały żywności.
W międzyczasie, dwaj współpracownicy Gancwajcha –
Moryc Kon i Zelig Heller – utworzyli własny „sklepik” po przeciwnej
stronie ulicy na Lesznie pod Nr. 14. Specjalizowali się w dostawach jarzyn i
uzyskiwali pewne, bardzo korzystne koncesje, łącznie z pozwoleniem na otwarcie
targu na ul. Leszno, na handel rybami oraz zorganizowali transport konny w
getcie.Wozy te nazywano „konhellerami”, na cześć
koncesjonariuszy, ale znane były również jako „wszalnie”.
Kon i Heller robili potworne sumy na przemycie przyjaciół
i ich rodzin z Łodzi i Białegostoku do getta warszawskiego, na zwalnianiu więźniów,
unieważnianiu spraw cywilnych i rozkazów konfiskaty własności – wszystko
to naturalnie, jako „usługi” uzyskiwane od oficjalistów niemieckich.
(...).
W czerwcu 1942 roku ukazały się w getcie plakaty
„Poszukiwany przez policję” z nazwiskami i fotografiami Gancwajcha i innych
jego bandy. Mówiono, że udało im się uciec.” To tyle z relacji Zyda A.
Donata.
Według ustnej informacji, trudnej dzisiaj do
zweryfikowania, uzyskanej w 1993 r., Gancwajch, Kon i Heller oraz dwóch innych,
nieznanych z nazwiska, uciekli z getta a nagromadzone tam pieniądze i złoto, użyli
na opłacenie ukrywania się, pod zmienionymi nazwiskami, u jednego chłopa w
radomskim. Po wejściu do Polski wojsk sowieckich i przejęciu władzy przez
komunistów, zmienili znowu nazwiska. Tym razem na polskobrzmiące. Wstąpili do
PPR i znaleźli zatrudnienie w UB (Kon, Heller i dwaj pozostali). Natomiast
Gancwajch był oficerem znienawidzonego G.Z.
Informacji Wojskowej. Chłop, który ich ukrywał, został potem zastrzelony
przez UB jako „bandyta” reakcyjnego podziemia.
Były też inne formy współpracy Żydów z Niemcami. Nie
warto by było to przypominać, gdyby skutkiem tego była śmierć zaledwie 1000
czy 2000 ludzi. Jest to jednak sprawa masowego mordu, gdzie zginęło ponad 30
000 (słownie: ponad trzydzieści tysięcy) Żydów, do czego przyczynili się
wydatnie sami Zydzi. O tej zbrodni pisze się i mówi, ale na temat okoliczności
milczy, zwłaszcza w Polsce i na Ukrainie.
Po zdobyciu Kijowa przez wojska niemieckie, ogłoszono przy
końcu września 1941 roku zbiórkę Żydów. W związku z tym wywieszono w mieście i
okolicy plakaty z instrukcją:
„Należy zabrać ze sobą papiery identyfikacyjne, pieniądze
i rzeczy wartościowe, obok ciepłego ubrania się”. Niemieckie Sonderkomando
4 A
, które liczyło na co najwyżej 5000 do 6000 Zydów, którzy się zgłoszą, doznało
niecodziennego zaskoczenia, bo stawiło się 33 771 Żydów. W tej sytuacji jednostka 4A zmuszona była
do zaangażowania 2 batalionów policji, żeby uporać się z wynikłym, nie
z ich „winy”, problemem. Oczywiście, wszyscy, którzy stawili się na życzenie Niemców,
zostali w pień wycięci. Mowa tu jest o masakrze w Babim Jarze na Ukrainie. Niewątpliwym jest
fakt, że winnymi tej masowej zbrodni są Niemcy, ale dużo winy leży w żydowskiej
mentalności i gotowości do współpracy z okupantem niemieckim. Co najmniej 27
tysięcy Zydów nie musiało tam wtedy zginąć. (Zobacz: Antony Beevor,
„Stalingrad”, 1998).
W wyniku szeroko zakrojonej kampanii „Judenrein” (oczyszania
państwa niemieckiego z Żydów) dziesiątki tysięcy Żydów znalazło się poza
granicami Niemiec. Ogromna ilość została przepędzona do Polski (obóz w Zbąszyniu), ale
dużo znalazło się w krajach zachodnich. W Holandii na przykład, w miejscowości
Westerbrok zbudowano w 1939 roku obóz dla uchodźców żydowskich. Po zajęciu w kwietniu
1940 roku Holandii przez wojska niemieckie, obóz ten został przekształcony przez
okupanta na obóz więzienny. Jednocześnie Niemcy rozpoczęli szeroko zakrojoną akcję rejestracji
Zydów w całym kraju i wysyłania ich do obozu w Westerbrok. Wkrótce nadszedł
czas deportacji Zydów holenderskich do obozów zagłady w Sobiborze i Majdanku
koło Lublina. Deportacja przebiegała sprawnie, bez najmniejszego oporu, dzięki
gorliwej współpracy żydowskich władz obozu, które co tydzień układały skrupulatnie listę 1000 kolejnych Zydów do
transportu na Wschód. I tutaj wkład Zydów w zagładę swych współbraci jest
też dobrze widoczny.
W związku z ekstradycją w maju b.r. Iwana Demjaniuka do
Niemiec, by postawić go przed sądem za współudział w zagładzie Żydów w
Sobiborze, prasa i oskarżyciele publiczni uważają, że bez pomocy 100 Ukraińców
Niemcy nie byliby w stanie zamordować tam 250 000 ludzi. Obozu strzegło 30 SSmanów, z tego stale połowa
była nieczynna z powodu choroby lub przebywania na przepustkach. Rozprawa sądowa
przeciw Demjaniukowi ma posłużyć przede wszystkim do rzucenia światła na
nie-niemieckich pomocników w dziele zagłady Zydów. Eksperci ustalili, że
takich nie-niemieckich pomocników, którzy aktywnie pomagali Niemcom, było około 200 000.
Ciekawe jest, ilu wśród tych nie-niemieckich pomocników,
aktywnych w Holocauście, było Żydów? I czy w tej liczbie znajdzie się policja żydowska,
żydowskie Gestapo, członkowie żydowskich judenratów i innych żydowskich organów
pomocniczych?
Niektórzy historycy, znawcy zagadnienia, wysuwają tezę,
że gdyby nie istniała gorliwa współpraca Żydów z Niemcami, szeroko
zakrojone współdziałanie i skrupulatne wykonywanie, bez najmniejszego oporu,
poleceń i zarządzeń niemieckich władz okupacyjnych, Holocaust przeżyłoby
co najmniej 1 milion Żydów.
Jeszcze dalej poszła Hannach Arendt, teoretyk polityki,
filozof i wybitna publicystka niemiecka, pochodzenia żydowskiego, która sławna
stała się również z opisania i skomentowania procesu Adolfa Eichmanna w
Izraelu, co zostało wydane w formie książki, uznanej za dzieło (ale nie w kołach
żydowskich i filosemickich). Książka ta, pt. „Eichmann w Jerozolimie”
zawiera bardzo dużo interesujących informacji, wśród których znajduje się
rola Zydów, jaką odegrali w zagładzie własnego narodu. Współpraca Zydów z
Niemcami i pomoc udzielona nazistom
„w unicestwieniu własnego narodu stanowi
najczarniejszy rozdział całej tej ponurej historii” – pisze
H.Arendt. Twierdzi przy tym, że gdyby naród żydowski nie był zorganizowany i
nie miał przywództwa żydowskiego, gotowego do współdziałania z nazistami,
to Niemcy nie byliby w stanie wymordować od 4,5 do 6 milionów ludzi. Autorka
powołuje się na dane różnych badaczy, według których – gdyby nie było
tak ogromnego zaangażowania się Zydów, zwłaszcza w Judenratach, we współpracę
z mordercami, „z wyżej wymienionej liczby uratowałaby się mniej lub
więcej połowa”.
Twierdzenia powyższe są politycznie niepoprawne, bardzo
nielubiane w kołach żydowskich, przez to oficjalnie dotąd nie poruszane z
obawy przed skutkami w ewentualnej karierze naukowej, dlatego istnieją w drugim
(nieoficjalnym) obiegu. Nie mniej sprawa udziału Żydów w zagładzie swych współbraci warta jest głębszego
zbadania i wyciągnięcia na światło dzienne.
W świetle powyższych faktów nasuwa się pytanie: Kto ma
na sumieniu więcej ofiar żydowskich w
wyniku współpracy z Niemcami – Ukraińcy, Łotysze, Litwini, Polacy,
czy Żydzi?
(To pytanie skierowane jest do cynicznych oszczerców typu Jana T.Grossa (USA), Aliny Całej z Zydowskiego Inst. Historycznego (Polska) i do głupich, wrzaskliwych Żydów amerykańskich, hohsztaplerów, mających chorobliwe pretensje do reprezentowania Żydów na całym świecie i do odgrywania roli ich jedynych spadkobierców).
(To pytanie skierowane jest do cynicznych oszczerców typu Jana T.Grossa (USA), Aliny Całej z Zydowskiego Inst. Historycznego (Polska) i do głupich, wrzaskliwych Żydów amerykańskich, hohsztaplerów, mających chorobliwe pretensje do reprezentowania Żydów na całym świecie i do odgrywania roli ich jedynych spadkobierców).
Władysław Gauza
8 październik 2009
źródło: aferyprawa.eu
Zobacz też: O żydach walczących dla Hitlera [pełny tekst]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz