LEWICA A KAPITALIZM
Ruchy lewicowe wszelkiego obrządku przejawiają pretensjonalną skłonność do patetycznej, "wysokiej" aksjologii, tj. reprezentowania "najszczytniejszych ideałów" ludzkości albo upominania się o tzw. „ofiary transformacji”: ubogich, skrzywdzonych i dyskryminowanych. Socjaliści pięknie potrafią operować słowem „nędza”, ale nigdy przy tym nie mówią o nędzy bezwzględnej, czyli skrajnymi ubóstwie, tylko o nędzy względnej, tj. różnicy bogactwa. Bo tak naprawdę nędza, o której opowiadają, nie jest nędzą, lecz pojęciem pochodnym od zazdrości ludzi małych, że inni mają więcej. Przy okazji chlubią się tym, że w odróżnieniu od kapitalistów przywiązują mniejszą wagę do kwestii ekonomicznych, za to większą do tzw. ludzi pracy. Koniec człowieka ekonomicznego jest przewodnim mitem publicznych wystąpień socjalistów, a tęsknota za życiem bez wszędobylskiej dominacji zysków i strat stanowi koło zamachowe lewicowej dialektyki.
Czyżby?
Gdy rozważymy wysuwane przez lewicę postulaty przebudowy społeczeństwa, okaże się raptem, iż prawie wszystkie one mają charakter ekonomiczny. Mówienie „do diabła z ekonomią, zbudujmy przyzwoity świat” brzmi być może szlachetnie, ale w rzeczywistości jest raz, że całkowicie nieodpowiedzialne, a dwa, nacechowane obłudą. U podstaw takiego myślenia tkwi bowiem założenie (nigdy niewypowiadane wprost, bo gdyby zostało ujawnione, z miejsca zdemaskowałoby hipokryzję lewicy), iż decyzje, które mają podejmować jednostki i to decyzje jedne z najważniejszych w ich życiu, bo dotyczące np. finansowania leczenia czy oszczędzania na starość, będą od teraz podejmować państwowi planiści, co więcej, będą je podejmować w oparciu o kryterium, ze względu na które decyzje te jednostkom odebrano, mianowicie pieniądze.
Gdybyście zapytali spotkanego przypadkiem człowieka, co sądzi o pomyśle, aby o tym, co dobre dla jego dziecka, decydował wasz sąsiad, człowiek ten z pewnością zareagowałby oburzeniem. Bez słowa sprzeciwu jednak przyjmuje on za coś absolutnie normalnego, że o losie jego dziecka decyduje ministerstwo, w którym ów sąsiad pracuje.
Ludzie mają tak silnie wpojone pojęcie jakiegoś mitycznego państwa, które wie najlepiej i nigdy nie może się mylić, że na nazwanie takiego stanu rzeczy nasuwa mi się jedno tylko określenie: cud tresury. Lewica tak wytresowała sobie masy, że ludzie skłonni są buntować się, ale nie przeciwko haraczom nakładanym przez państwo, lecz przeciwko tym, którzy chcą haracze zlikwidować. Samotna matka z dzieckiem prędzej urządzi burdę z powodu niewypłacenia jej becikowego niż stanie do walki o obniżkę obciążeń podatkowych. Propaganda nakręciła modę roszczeniową do tego stopnia, że motłoch – w myśl zasady, że i „mi się należy” – bije się w kolejce o unijną jałmużnę dla firm. To jest upadek, a nie nawrócenie
CZY DZISIAJ MAMY KAPITALIZM?
Jednym z największych i najgroźniejszych w skutkach kłamstw, jakie udało się ludziom wpoić do głów, było przekonanie ich, że kapitalizm istnieje.
Kapitalizm to po łacinie „wyzysk człowieka przez człowieka”. Takie przynajmniej wrażenie można odnieść, przysłuchując się niektórym rozmowom, i to niekoniecznie toczonym przez obdartych meneli pod monopolowym. Ile razy mieliście okazję usłyszeć narzekania, że kapitalizm jest ohydny, bo interesuje go tylko zysk? Zysk, pieniądze, zysk, pieniądze i tak bez końca. I w tej całej pogoni za zyskiem gubi się ponoć gdzieś człowiek. Wredny, obłudny, niemoralny kapitalizm – pozbawia ludzi godności. Głosom tym wtórują politycy, przywódcy związków zawodowych i opiniotwórcze media. Krzyczą: Najgorsza eksploatacja drugiego człowieka dokonuje się za sprawą wielkiego biznesu! Po czym dodają już spokojniej, z nieskrywaną satysfakcją: Ale na szczęście kapitalizm drży dzisiaj w posadach. Nadwątlony w kluczowych swoich punktach sam nie wie, jak głębokie są pęknięcia i ile dokładnie filarów już nie trzyma.
Nie mogę się zgodzić z takim stawianiem sprawy. Aby coś mogło drżeć w posadach, najpierw musi istnieć. A kapitalizm nie istnieje – od dobrych kilkudziesięciu lat. Został zastąpiony czymś, co się dzisiaj wstydliwie nazywa „społeczną gospodarką rynkową”, będącą niczym innym jak socjalizmem w czystej postaci. Szkopuł w tym, że ludzie nadal myślą, ba, gotowi są przysięgać na wszystkie świeckości, że kapitalizm mamy. I jak im powiesz, drogi czytelniku, że tkwią po uszy w błędzie, to Cię wyśmieją i nazwą oszołomem. Jak to nie ma kapitalizmu?! Przecież w telewizji wciąż powtarzają, że kapitalizm to, kapitalizm tamto. Więc jak nie ma?
Normalnie – nie ma.
Wielu ludzi myli się, sądząc, że komunizm i socjalizm to zjawiska przynależące do minionych epok historycznych. Spytajcie przypadkowego przechodnia na ulicy, z czym kojarzy mu sie słówko „socjalizm”, a odpowie, że z zamierzchłymi czasami – z komunizmem. Związek Radziecki, plan 5-letni, dług Gierka i inne. Było, minęło.
Czy aby na pewno?
Prozaiczny przykład, którego używam zawsze do opisania współczesnego systemu ekonomicznego, pomoże zrozumieć myśl przewodnią socjalizmu. Otóż różnica między komunizmem a ustrojem, jaki wprowadzono w Polsce po roku 1989, jest dość znacząca, lecz nie na tyle, by nazwać go kapitalizmem. Upraszczając: w komunizmie sprzed roku 1989 Kowalski nie mógł posiadać krowy. A jeżeli posiadał, to mu ją odbierano siłą, argumentując, że "od tego momentu krowa przechodzi na własność państwa". To się nazywało nacjonalizacja. Komunizm jednak wyewoluował – razem z komunistami. III RP zmieniła podejście do takiego, co tu dużo gadać, prymitywnego programu gospodarczego. Rządzący zauważyli, że pozbawienie Kowalskiego prawa własności do krowy w niedługim czasie może spowodować, że będzie on chodził zły i niezadowolony. Wykombinowano więc, że Kowalski dostanie pusty akt własności do krowy, będzie mógł ją nawet wydoić, ale kontrolę nad dystrybucją mleka przejmie państwo. Bo to nie krowa jest najważniejsza, lecz mleko.
Powyższy przykład ilustruje fundamentalną zasadę gospodarki socjalistycznej, a całkowicie obcą dla kapitalizmu – ingerowanie państwa (polityków, urzędników) w sprawy ekonomiczne i finansowe obywateli. Wszystko po to, by móc gospodarkę (i ludzi) kontrolować celem zbierania lub redystrybucji przez rząd tego, co mu się podoba i z odpowiednią dla niego korzyścią.
Uświadomienie sobie powyższego będzie pierwszym krokiem na drodze do zrozumienia, czym kapitalizm jest w istocie, albowiem horrendalną głupotą jest mówienie, że w kapitalizmie jeden człowiek ubożeje, ponieważ drugi człowiek się wzbogacił – w podtekście: kosztem tego pierwszego. Zwolennicy socjalizmu gotowi są nie tylko dowodzić przed sądem, iż kapitalizm odpowiada za obecną biedę, podziały społeczne i nasilające się patologie, ale także nie cofną się przed oskarżaniem go o niemoralność i budowanie fundamentów antyhumanizmu.
Tymczasem człowiek ubożeje nie dlatego, bo sąsiad się wzbogacił – przyczyną biedy nie jest cudza zamożność – absurdem jest myśleć w ten sposób. Przyczyną biedy zawsze lub prawie zawsze jest działalność polityków usadowionych w rządach. Traktowanie socjalizmu, centralnego planowania oraz państwowej opieki społecznej jako rozwiązania problemu ubóstwa, zawsze przynosi skutki odwrotne od zamierzonych: walka z bezrobociem powoduje bezrobocie, ochrona zdrowia pozbawia ludzi opieki zdrowotnej, ochrona najuboższych powoduje pogłębienie biedy. I teraz tak: dopóki obecny system nie zostanie obnażony we wszystkich swych aspektach, wielu ludzi nie będzie w stanie uwierzyć, iż demokratyczny socjalizm – ta wielka utopia ostatnich kilku pokoleń – jest nie tylko nieosiągalny, ale dążenie do niego rodzi coś tak jawnie odmiennego od zamierzeń, iż tylko niewielu z tych, którzy teraz go propagują, byłoby gotowych zaakceptować jego konsekwencje.
Wszyscy, którzy ze względów etycznych odrzucają kapitalizm jako system niesprawiedliwy, oszukują samych siebie.
KRWAWY KAPITALIZM
Jak to było z tym "dzikim", "krwiożerczym", XIX-wiecznym kapitalizmem, w którym ponoć robotnicy tyrali całymi dniami za głodowe pensje, a dzieci umierały na ulicach? Otóż, by móc zrozumieć tę kwestię, należy zdać sobie sprawę z istnienia pewnych prawideł za sprawą których oceniamy dzieje człowieka. Jeśli się tego nie pojmie, ocena wczesnego kapitalizmu zawsze będzie miała negatywny wydźwięk.
Wielkim błędem, jaki popełniają ludzie przy ocenianiu czasów przeszłych jest to, że rozpatrują je ze swojej perspektywy, tj. perspektywy człowieka XXI wieku. Tymczasem warunki, w których żyli ludzie 200 lat temu, są być może skandaliczne dla nas ludzi XXI wieku, natomiast dla ludzi sprzed 400 lat (feudalizm) byłyby luksusem.
150 lat temu w Warszawie ulubioną rozrywką zakochanych par było wzajemne iskanie siebie z wszy. Dziś takie zachowania możemy obserwować co najwyżej w zoo, w klatce z małpami. Natomiast 300 lat temu królowie mieli młoteczki ze złota do zabijania robactwa. I to była ta przepaść między bogatymi a biednymi. Przed II wojną światową w najbardziej luksusowym hotelu w Warszawie temperatura w zimie oscylowała wokół 18 stopni Celsjusza. Dzisiaj żebracy przy kaloryferach na dworcu centralnym mają więcej. 100 lat temu zamożny mieszczanin kąpał się raz na tydzień. To znaczy najpierw on, później w tej samej wodzie jego żona i po kolei dzieci. Tak więc było jak było, bo taki a nie inny był wtedy poziom cywilizacji. W czasach, gdy nie wynaleziono jeszcze samochodu, gdy instalowano dopiero tory pod kolei, gdy nie było prądu, centralnego ogrzewania, wc, ciepłej wody w kranie (kranów zresztą też), styropianu, pustaków, żelbetonu, sztucznych włókien (ubrania), nawozów sztucznych, taśmy montażowej Henry'ego Forda, telefonów komórkowych i szczepionek w co drugiej aptece nie mogło być inaczej.
Proszę zapamiętać: błędem jest porównywanie dzisiejszych czasów do początku XIX wieku. By docenić kapitalizm, wystarczy porównać sytuację z początku XIX do końca XIX wieku. W ciągu jednego pokolenia dokonało się więcej niż w przeciągu poprzedniego tysiąclecia! To kapitalizm dał ludziom pracę, tanie budownictwo, samochód, samolot, pierwsze sztuczne włókna i inne tworzywa, produkowane od teraz na masową skalę. Kobiety i dzieci przestały harować w kopalniach nie dlatego, bo urodził się Karol Marks i pojawiły się związki zawodowe, lecz dzięki „krwiożerczemu kapitalizmowi” właśnie – dzięki elektryfikacji, przemysłowi maszynowemu, a nade wszystko dzięki temu, że robotnicy zyskali bezprecedensową możliwość wzbogacenia się.
Dzięki istnieniu kapitalizmu w XIX stuleciu zyskali wszyscy, a właśnie najbiedniejszym ludziom najbardziej podniósł się poziom życia. Oczywiście w XIX wieku żyło bardzo dużo biednych ludzi, jednak był to spadek po wiekach poprzednich. Dla przykładu można podać II połowę XVIII wieku, kiedy to cztery piąte francuskich rodzin wydawało 90 procent swoich dochodów na chleb. Po tym fakcie łatwo sobie uświadomić, ile ludzkość miała do nadrobienia.
KAPITALIZM A (WY)ZYSK
Zysk jest naczelną zasadą i jest najwyższą wartością. Zmarłoby życie na Ziemi, gdyby ziarno nie rodziło więcej niż jednego ziarna. Żeby zrobić cokolwiek, trzeba mieć za co. Zysk jest celem prowadzenia KAŻDEJ działalności zarobkowej. Albo inaczej: każdą działalność prowadzi się wyłącznie w celu osiągnięcia zysku. Wyrażanie się z pogardą o zysku uważam więc za daleko posuniętą naiwność i bezrefleksyjność tego, kto takimi inwektywami sie posługuje.
Kapitalista nie funduje szkół, szpitali, przytułków, bo jest dobry – a przynajmniej naiwnością jest liczyć, że większość z kapitalistów buduje szkoły w imię hipisowskiej polityki miłości. Kapitalista buduje szkoły, przytułki, i osiedla, bo widzi w tym szanse na dalszy zysk (społeczność lokalna będzie mu sprzyjać - dla unaocznienia polecam film Aż poleje się krew).
Co ja zresztą mówię! Każdy z nas działa dla zysku, obojętnie czy ma on wymiar materialny czy choćby i w postaci czystego sumienia; egoizm to nasza natura, a altruizm to jedynie jego wyższa forma. Gdy jestem żądny zysku, płacę swoim pracownikom dobre pieniądze za dobrą prace, premię itp. - wszystko z zamiarem uzyskania większych dochodów, a nie z miłosierdzia. Jak natomiast będę pracowników wyzyskiwał, to oni w zamian będą oszukiwać, kraść, chorować, w końcu zmienią prace na lepszą, a mi zostanie zatrudnienie tych z niższej półki.
Do zysku trzeba podchodzić jak do dogmatu i wyzbyć się naiwnych myśli, że to coś złego. Po drugiej stronie cały czas egzystuje natura człowieka, na którą składa się wolna wola, sumienie, emocje, uczucia, ograniczenia biologiczne. Dylematy osobiste wyimaginowane lub uzasadnione muszą być dyscyplinowane przez dogmat zysku, tak musi być. Należy to rozumieć – i nie walczyć z naturą.
Tymczasem socjaliści nie rozumieją – albo nie chcą zrozumieć z powodów ideologicznych – powyższej zależności. Zamiast tego cynicznie wykorzystują jednostkowe oszustwa i przyprawiają wszystkim kapitalistom szatańskie poroże zboczonych pazerniaków. Zawsze krzyczą tak samo: Kapitalizm dąży do maksymalizacji zysku kosztem biednych! Kapitalizm wyzyskuje robotników! Kapitaliści strzelają do robotników! Powiadają, że taki Rockefeller kazał strzelać do protestujących. Jeżeli nawet tak było naprawdę, to winien jest tu charakter faceta, a nie system. To nie kapitalizm, lecz komunizm posłał do piachu 100 mln ludzi. Było to rozwiązanie systemowe w imię walki z "wrogami ludu", "wyzyskiem", w imię – przywoływanego także dzisiaj – „interesu społecznego”, a nie wybryki pojedynczych ludzi.
KAPITALIZM A DOBROCZYNNOŚĆ
Socjalizm ZABIJA w ludziach naturalną chęć do pomagania bliźniemu. Niszczy międzyludzkie więzi.
Źródłem nędzy w socjalizmie są świadczenia socjalne, czyli dawanie komuś pieniędzy za darmo. Darmocha ma bowiem to do siebie, że demoralizuje i przyczynia się do powstawania tzw. obszarów biedy, bo zabija w ludziach aktywność i chęć do pracy.
Co ważne, świadczenia socjalne są demoralizujące także z punktu widzenia tego, który pod przymusem „oddaje" część swoich pieniędzy, by ktoś inny mógł z nich otrzymać rentę. Pomijając jawną niesprawiedliwość i złodziejskość takiego systemu powszechnego rozdawnictwa, jest on przede wszystkim skrajnie demoralizujący, bo niszczy w ludziach prawdziwą, niewymuszoną dobroczynność, zastępując ją dobroczynnością przymusową, która jest wynaturzeniem. I potem mamy w gazetach „uczone" artykuliki o znieczulicy - milion przyczyn, prócz tej fundamentalnej.
Socjaliści wyrządzają cywilizacji wielkie zło - ich działania są wewnętrznie sprzeczne: z jednej strony na pokaz demonstrują swoje "postępowe" ambicje, by chronić godność najuboższych i dyskryminowanych, a z drugiej wywołują całkowicie odwrotne skutki - degradują człowieka do poziomu świni przy żłobie i budują fundamenty pod patologie. Głosząc hasła równości i wdrażając program przymusowej dobroczynności, socjaliści dali początek nędzy. Prawdziwej nędzy. Zdemoralizowali ludzi, przyzwyczaili ich do darmochy, do myślenia, że coś im się należy, że państwo musi im pomóc. Tymczasem nikomu do głowy nie przyjdzie, że to właśnie państwo socjalistyczne w dużej mierze odpowiada za istnienie ludzi potrzebujących pomocy socjalnej.
Tak właśnie działa system w III RP: rozdaje przywileje, udziela ulg podatkowych, funduje świadczenia socjalne z wyrwanych wcześniej podatnikom pieniędzy. I żadnemu z tych „obrońców najuboższych" do głowy nie przyjdzie, że gdyby podatki były niższe, nie byłoby potrzeby udzielania ulg. Socjalizm pielęgnuje, utrwala i pogłębia szkody, które sam wyrządził. Zabiera ludziom z każdej zarobionej złotówki 65 groszy! I teraz czemu niby ja mam komuś pomóc z dobrego serca, skoro płacę podatki i rząd zobowiązał się pomagać za mnie?
Wzajemne wyświadczanie sobie przysług od zawsze pełniło rolę cementującą międzyludzkie więzi. Ludzie od zawsze kupowali towary po ustalonej między sobą cenie i od zawsze pomagali bliźnim w potrzebie. Teraz to wszystko zanika, ale przynajmniej „mądre głowy” mają o czym pisać. „Znieczulica społeczna” to chwytliwy temat. Łatwo wierszówkę wyrobić.
KAPITALIZM A SPRAWIEDLIWOŚĆ
Jednym z najbardziej rozpowszechnionych zarzutów stawianych wolnej konkurencji jest to, iż jest "ślepa". Nie bez znaczenia będzie tu przypomnienie, że dla starożytnych ślepota była atrybutem bogini sprawiedliwości. Co prawda, konkurencja i sprawiedliwość mogą mieć niewiele cech wspólnych, lecz zarówno jedną, jak i drugą można chwalić za to, iż nie zważa na różnice między ludźmi. Nie da się przewidzieć, kto będzie miał szczęście, a kto dozna klęski.
Chodzi o wybór między systemem, w którym wola kilku osób przesądza o tym, kto i co ma otrzymać, a takim systemem, gdzie sukces bądź porażka zależą częściowo od zdolności i przedsiębiorczości obywateli, a częściowo od niedających się przewidzieć okoliczności.
Zawsze będą istniały nierówności, które ludziom doświadczającym ich wydadzą się niesprawiedliwe, rozczarowania, które będą wydawały się niezasłużone, i niczym nieuzasadnione niepowodzenia. Lecz gdy wszystko to ma miejsce w odgórnie kierowanym społeczeństwie, reakcja ludzi jest bardzo różna od tej, która pojawia się, gdy problemy te nie są wywoływane niczyim rozmyślnym wyborem. Nierówność jest niewątpliwie łatwiejsza do zniesienia i w mniejszym stopniu narusza godność osoby, jeżeli wywołują ją czynniki bezosobowe, nie zaś świadome, państwowe planowanie. Człowiek znacznie szybciej zaakceptuje nieszczęście, będące wynikiem działania ślepego trafu, nieszczęście przez nikogo niezawinione, aniżeli cierpienia będące rezultatem decyzji władz.
Można źle znosić fakt, że jest się tylko trybem w bezosobowej, wolnorynkowej machinie, lecz nieskończenie gorzej jest, jeśli nie można się z niej wyrwać, jeśli jest się uzależnionym od zwierzchników, których wybrał nam ktoś inny. Bo niezadowolenie z własnego losu będzie nieuchronnie rosło u każdego wraz ze świadomością, że jego dola jest rezultatem przemyślanych ludzkich decyzji.
Nie ulega wątpliwości, że władza, jaką ma nade mną multimilioner, który może być moim sąsiadem albo pracodawcą, jest dużo mniejsza niż ta, jaką posiada choćby najdrobniejszy urzędnik, dysponujący państwowymi środkami przymusu, od którego swobodnego uznania zależy, czy i w jaki sposób wolno mi żyć i pracować. Któż zaprzeczy, że świat, w którym bogaci mają władzę, jest mimo wszystko nieporównywalnie lepszy od świata, gdzie wyłącznie ci, którzy są już u władzy, mogą zdobyć bogactwo?
KAPITALIZM A DYSKRYMINACJA
Niepodważalnym faktem historycznym jest to, że rozwojowi kapitalizmu towarzyszyło istotne ograniczenie upośledzenia określonych grup religijnych, rasowych czy społecznych. Zastępowanie stosunków społecznych relacjami o charakterze sprzedawca-klient, czyli relacjami o charakterze umownym było pierwszym krokiem do likwidacji poddaństwa.
Naród żydowski przetrwał wieki średnie mimo oficjalnych prześladowań, ponieważ istniały obszary rynku, na których Żydzi mogli swobodnie działać i z których mogli się utrzymywać; purytanie i kwakrzy mogli wyemigrować do Nowego Świata, ponieważ byli w stanie zgromadzić fundusze - mimo że ich swoboda funkcjonowania w innych dziedzinach życia była mocno ograniczona. i w efekcie zdobyli wolność.Po wojnie secesyjnej (która nawiasem nie toczyła się, bo dobra, postępowa Północ zapragnęła wolności dla czarnych, a złe, zacofane Południe chciało ich zniewolić - nie wierzcie w te brednie) stany południowe podejmowały wiele rożnych inicjatyw, których celem było ograniczenie swobody murzynów. Stosowano rozmaite środki represji i dyskryminacji, ale nigdy nie zdecydowano się na próbę ograniczenia możliwości nabywania i posiadania na własność nieruchomości. Utrzymanie w mocy zasad poszanowania własności i gospodarki kapitalistycznej było podstawowym i decydującym czynnikiem, który przesadził o tym, że przed czarnymi otworzyły się perspektywy na wolność.
Przyczółkami dyskryminacji w każdym społeczeństwie są te obszary działalności, gdzie panują stosunki monopolistyczne, socjalistyczne czy faszystowskie. i jednym z wielu paradoksów naszego świata jest to, że mimo istnienia niepodważalnych historycznych dowodów, to właśnie w grupach mniejszościowych największy poklask zyskują hasła gruntownej krytyki ustroju kapitalistycznego. Ci ludzie po prostu nie chcą dostrzec - z różnych powodów - że właśnie wolny rynek spowodował redukcję społecznych barier do ich dzisiejszego poziomu.
Kapitalizm w sposób naturalny i niewymuszony potrafi oddzielać problematykę efektywności ekonomicznej od jakichkolwiek cech charakterystycznych gospodarującej jednostki. Przedsiębiorca podejmujący swoje decyzje na podstawie kryteriów niezwiązanych z wydajnością pracy, zyskiem czy opłacalnością inwestycji, a na podstawie koloru skóry czy narodowości - samego siebie stawia w niekorzystnej sytuacji w porównaniu do tych przedsiębiorców, którzy kierują się tylko i wyłącznie przesłankami ekonomicznymi. Mówiąc inaczej: firma, która zamiast otwierać się na wszystkich, celowo stosuje praktyki "dyskryminujące" i "wykluczające", zaczyna po czasie generować większe koszty własnego utrzymania, co znacząco utrudnia, a wręcz uniemożliwia konkurowanie z jednostkami prywatnymi unikającymi takich praktyk, tj. dyskryminowania i wykluczania. Firma, która nie chce kupować od murzyna albo z murzynem pracować, albo murzynowi sprzedawać - ogranicza w ten sposób swój własny zysk. A świadome ograniczanie sobie zysku, tj. świadome działanie na niekorzyść własnej firmy stoi w sprzeczności z fundamentalnymi zasadami racjonalności każdej gospodarującej jednostki.
Milton Friedman: Człowiek, który dyskryminuje innych, generuje w ten sposób koszty dla siebie - ponosi straty. Jakikolwiek nie byłby nasz stosunek do takiego człowieka czy takiej firmy, w żadnym razie nie można domagać się, by interweniowało państwo, narzucając im własne preferencje i stosunek do innych ludzi.
autorzy: Hayek, Friedman, Witold Świrski, MARK13 i inni
//Materiał opublikowany za zgodą autora.//
PS. Odnośnie ostatniego akapitu: Owszem teoretycznie zamykanie się na jakiegoś klienta nie jest korzystne ,jeśli miałoby to być częstym zjawiskiem (a w Polsce podana w tekście sytuacja nie miałaby miejsca ,ponieważ jesteśmy stosunkowo mocno jednolitym etnicznie krajem). Jednak dziwi ,mnie dlaczego autor tego tekstu nie zwrócił uwagi ,iż obligatoryjny przymus zatrudniania kogoś ze względu na jego przynależność etniczną ,czy rasową ,płciową itp.jest o wiele bardziej szkodliwe dla firmy i klientów ,a jest to przecież jeden z najpaskudniejszych ideologiczno/prawnych bękartów socjalizmu.
Ciekawa sytuacja ma miejsce w Zimbwabwe ,gdzie rząd wprowadził prawo ,iż każdy właściciel ,każdej firmy działającej na terenie tego kraju ,musi oddać swoją firmę w leniwe łapska jakiegoś murzyna,pod groźbą lat pozbawienia wolności. Nawet nie ważne jakiego murzyna. Pozostawię tą ciekawostkę bez komentarza.
Ten ostatni akapit o Zimbabwe mnie zaciekawił bo czytałam że dochodziło nawet do walki biali farmerzy vs czarni i były ofiary śmiertelne.Ale jak oglądałam mecz pucharu Davisa Zimbabwe -USA i białych Blacków kontra amerykanie i czarną w 99% publiczność nawet w barwach wojennych dopingujących białych Blacków to zastanawiam się czy nie ma tam równych i równiejszych.Zwłaszcza że biali Blackowie z Zimbabwe jakoś swojej farmy nie opuścili tylko korty pobudowali może to jest metoda na normalne stosunki biali-czarni w afryce?czyli sport który łączy?
OdpowiedzUsuńNie wiem jaka jest metoda na ich poprawne stosunki ,ale wydaje mi się ,że inicjatywa leży raczej po stronie dominującej tam rasie czarnej ,a nie kilku procent Białych afrykanerów. Co do dopingu ,to nie wiem nie widziałem tego ,ale nie takie rzeczy już się widywało. W Chinach jak było mało przyjezdnych kibiców to dopingowali obce drużyny Chińczycy. Widzisz w krajach afrykańskich jest duży problem z rasizmem i dyskryminacją wobec Białych. W RPA Biali zostają zmieniani w bezdomnych ,nie pamiętam dlaczego ,chyba odbiera się im mieszkania po prostu ,wiem ,że jest ich coraz więcej. Ale o tym się nie mówi. Kiedy są ofiary Białe w afryce to sprawcy nigdy nie szukają ,ale policja oficjalnie powie ,że rasa ofiary nie ma dla nich znaczenia i tyle. Bo co inne kraje mogą zrobić? Nawet był jeden członek Amnesty International który pisał do szefostwa ,dlaczego nie zajmują się Białymi ofiarami rasizmu i dyskryminacji ,oczywiście nic nie odpowiedzieli ,nie wiem ,czy go nie wyrzucili. Pamiętam reportaż o RPA z telewizji ,gdzie pokazywali bogate domy Białych otoczone płotami pod napięciem i ze strażnikami. I z komentarzem ,ze są tam straszne różnice w poziomie życia i biedni żyją obok bogatych. Nie powiedziano oczywiście ,że te płoty i strażnicy to dlatego ,ze w RPA jest zwyczaj napadania na domy afrykanerów i zbiorowego gwałcenia ich żon i córek. Polecam książkę "Hańba" napisaną przez Afrykanera ,jest tam przykład takiego właśnie najazdu ogólnie książka pokazuje realia tych krajów ,a jest naprawdę zatrważająca.
OdpowiedzUsuńObawiam się ,że to kibicowanie było raczej ,zeby ładnie wyglądało w telewizji ,a nawet jeśli nie to sport i tak nie załatwi codzienności. Z resztą w afryce to nawet jak murzyn dorobi się farmy to mu ją rozkradną i spalą. Kukiz opowiadał jak jeden murzyn mu opowiadał jak pozabijał złodziei ,i potem się tłumaczył ,że myślał ,ze to małpy.
Nieźle,realia jednym słowem są bardzo nieciekawe ale chyba są jednak wyjątki jak właśnie rodzina Blacków co nadal mieszkają w Zimbabwe niewykluczone że oddali większość swojej ziemi czarnym a na resztce pobudowali korty tenisowe i z tego żyją po erze Wayna i Byrona teraz została jeszcze Cora ich najmłodsza siostra i o dziwo oni nadal mieszkają w Afryce,a nie w Monte Carlo czy na Florydzie jak wielu innych tenisistów,a o ile dobrze pamiętam jak dochodziło do tych krwawych zamieszek Anglia zaproponowała białym swoje obywatelstwo i azyl polityczny.Dlatego wychodzę z założenia że jednak istnieją białe wyjątki akceptowane przez czarną większość skoro jeszcze jakieś białe niedobitki tam żyją a nawet reprezentują ich barwy narodowe na świecie.W końcu Anglicy chętnie by ich"adoptowali"podobnie jak Kanadyjczycy czy nawet Amerykanie.Ale dla innych co nie są znani życie w Afryce na co dzień to z tego co czytam bardzo ciężki kawałek chleba,z tym że jak pisał Haggard i Wilbur Smith kto raz poznał Afrykę jej słońce stepy,sawanny chyba nigdy nie będzie się dobrze poza nią czuł.I to pewnie białych ludzi nadal tam trzyma.
OdpowiedzUsuńhttp://pl.wikipedia.org/wiki/Cara_Black
Powiem tak, mój "szwagier" jest afrykanerem, urodził się w RPA i choć kocha Ojczyznę na facebooku ma ich flagę na awatarze i mówi ,że chciałby tam mieszkać ,to głęboko nienawidzi murzynów. Chodzi o jego Matkę ,nie wiem dokładnie ,ale znając chociaż mniej więcej tamte realia (a pamiętajmy ,że RPA uchodzi za najbardziej cywilizowany kraj południowej afryki) można się domyślać o co chodzi.
OdpowiedzUsuńTak więc śmiem sądzić ,że działalność wspomnianych osób jest kwestią zamiłowania do sportu i przywiązania do Ojczyzny ,a kibice zawsze się jacyś znajdą. A jeśli tam zostali to albo mieli szczęście i nie doświadczyli okrucieństw murzyńskiego rasizmu, albo chęć pozostania była silniejsza niż traumy. O tym jest też książka "Hańba". Polecam.
"W 2007 roku z programów Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego implicite wynika, że niezależnie od tego czy konieczne cięcia wydatków dotyczą systemu podatkowego, ubezpieczeń społecznych, służby zdrowia czy opieki socjalnej odbiją się przede wszystkim na najbiedniejszych. Realizacja tych reform przyspiesza i zaostrza działanie wyłączania ze społeczeństwa dużych jego segmentów."
OdpowiedzUsuń