„Pokłosie” ma zapewniony sukces. Najpierw w Polsce, potem za
granicą zostanie okrzyknięte dziełem „ważnym” i ukazującym, jak
„naprawdę” zachowywali się Polacy. Konsekwencje dla Polski będą
opłakane.
Franek Kalina, emigrant z Polski pracujący na budowie w USA, jedzie do
domu do białostockiej wsi, gdzie na rodzinnej gospodarce został brat. Tu
bohater zostaje wplątany w mroczne pokłosie czasów okupacji.
Obaj bracia usiłują wyjaśnić, kiedy i w jakich okolicznościach Niemcy
zamordowali mieszkających w ich wsi do 1941 r. Żydów – 26 rodzin i ponad
100 osób. Przeciwko Kalinom występuje cała wieś: mnożą się ataki
fizyczne, wybijanie szyb, próby zabójstwa. Przywódcą polskiej tłuszczy
jest lokalny ksiądz katolicki, Janusz. Jednak krok po kroku braciom
udaje się wydrzeć historii mroczną tajemnicę. Okazuje się, że Żydów
wcale nie zamordowali Niemcy, tylko mieszkańcy wsi, którzy zajęli potem
użytkowane do dziś pożydowskie gospodarstwa. Żydzi zostali spędzeni do
domu ojca braci Kalinów, Stanisława i tam przy jego udziale spaleni
żywcem. Sceneria jest dantejska: Polacy są zamroczeni alkoholem, ucinają
Żydom głowy piłami, a małe dzieci, wyrzucane przez matki z płonącego
domu, natykają się na widły i wrzucane są z powrotem do ognia. Wszystko
dzieje się bez udziału Niemców. Jeden z braci, który odkrył prawdę,
zostaje ukrzyżowany na drzwiach stodoły przez polski motłoch pod
duchowym przywództwem ks. Janusza. Po tym mordzie sprawa staje się
głośna i zamordowani Żydzi zostają należycie pochowani.
Scenariusz Pasikowskiego, choć momentami żenuje brakiem
wiarygodności i zawiera błędy historyczne, jest dynamiczny, brutalny i
obrazowy. Powykrzywiane twarze Polaków wyglądają jak karykatura
ludzkości. Podstawowym zwrotem grzecznościowym tubylców jest „ty
sk…synu”, metodą komunikacji – „walnięcie piąchą w mordę”, „wyjechanie z
bani”. W ruch idą drągi, kosy, widły i siekiery. Dzicy Polacy gotowi są bez mrugnięcia okiem zarżnąć każdego, kto chciałby im odebrać zrabowany żydowski majątek.
Pasikowski ma prawo myśleć o Polakach, jak mu się podoba, ale
dla tak delikatnych tematów winny obowiązywać jakieś kanony
wiarygodności. Owszem, latem 1941 r. na Kresach przelała się
fala antyżydowskiej przemocy, ale taki przypadek samodzielnego masowego
mordu na Żydach nigdy nie miał miejsca. Mord w Jedwabnem – który
stał się inspiracją filmu – był elementem zaplanowanej polityki
eksterminacyjnej Niemców, przez nich zorganizowany i przeprowadzony,
choć niestety przy udziale grupy Polaków. Takie są fakty bez względu na kłamliwą wersję przedstawioną w hochsztaplerskiej książce „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa.
Film Pasikowskiego idzie dalej niż Gross, dodając do historii kolejne kłamstwa i manipulacje. W efekcie odczłowieczone polskie bydło samodzielnie, bez Niemców dokonuje mordu na ponad 100 Żydach. Trudno byłoby znaleźć lepszą egzemplifikację publicznie promowanych ostatnimi laty kłamstw i antypolskich stereotypów.
W normalnym kraju zareagowałyby władze państwowe, a paszkwil i
paszkwilantów dotknęłaby społeczna anatema. U nas film spotka się
zachwytami mainstreamowych mediów i obojętnością, a może nawet wsparciem
aparatu państwa, które nieco zatraciło zainteresowanie polskimi
sprawami.
Reżyser „Pokłosia” miał zapewniony sukces osobisty i komercyjny, zanim
jeszcze film wszedł na ekrany. Najpierw w Polsce, potem za granicą
zostanie okrzyknięty dziełem „ważnym” i ukazującym, jak „naprawdę”
zachowywali się Polacy. Konsekwencje dla Polski będą opłakane.
Naturalnie można byłoby próbować dyskutować z Pasikowskim o prawdzie
historycznej, obowiązkach artysty i obywatela, ale myślę, że to
bezcelowe. Uczciwość, prawda historyczna i Polska są dziś dla wielu
mniej ważne niż blask reflektorów i to, że można się nieźle obłowić. W
tym względzie Pasikowski wydaje się tylko mało finezyjną kopią swoich
negatywnych bohaterów filmowych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz