Panuje totalna dyktatura głównego nurtu. Wiele osób dobrowolnie
i z chęcią poddaje się miękkiemu totalitaryzmowi - mówi Krzysztof
Szczerski, poseł PiS, b. wiceminister spraw zagranicznych, w rozmowie z
Dawidem Wildsteinem.
Jesteśmy tuż po przemarszu rosyjskich kibiców przez Warszawę.
Nie obyło się bez zadym, prowokacji i symboli komunistycznych. Jak Pan
ocenia całą tę sytuację?
Trudno pozbyć się wrażenia, że strona rządowa chce ugrać na przemarszu rosyjskich kibiców
swój interes w walce z opozycją. A to przecież politycy z obozu władzy
prowokowali i zaogniali emocje związane z pobytem Rosjan i tym meczem.
Zaczęło się od skandalicznych sugestii Joanny Muchy w sprawie zmiany
hotelu ekipy rosyjskiej zagrożonej rzekomo przez Marsz Pamięci o 10
kwietnia. A potem było już coraz gorzej, aż po dziwne przyzwolenie Hanny
Gronkiewicz-Waltz na przemarsz w oderwaniu od przepisów i normalnych
procedur prawnych dotyczących demonstracji. Kalkulacja była taka, że
ewentualne awantury i zadymy będzie można wykorzystać do ataku na
opozycję. Teraz obserwujemy wspólny, medialny front „przepraszania
Rosjan za Polaków”. Chodzi o to, by stworzyć dwie grupy – z jednej
strony ludzi światłych, zawstydzonych wybrykami nieodpowiedzialnych grup
Polaków, a z drugiej – złych kiboli (w domyśle PiS-owskich), których
należy wyeliminować z przestrzeni publicznej. Do tych drugich zalicza
się wszystkich, którzy nie popierają rządu i stawia się znak równości
między nimi i chuliganami. Wpisuje się to zresztą także w obecną od
czasów tragedii smoleńskiej opowieść „o konieczności pojednania
polsko-rosyjskiego” lansowaną przez „tych światłych”. Ale ponieważ
zbudowana jest ona na kłamstwie smoleńskim, to nie może być trwała
i w rzeczywistości sprowadza się do kilku kiczowatych gestów służących
propagandzie środowisk prorządowych i do walki z opozycją.
Podczas marszu pobito naszego przyjaciela, dziennikarza „Gazety
Polskiej Codziennie” Wojciecha Muchę. Zamiast głosów potępienia tej
agresji, już widzimy bagatelizowanie sytuacji bądź wręcz atak na Wojtka.
Agresja kibiców rosyjskich w stosunku do dziennikarza łamie tę ustaloną
już opowieść, że źli byli Polacy, a dobrzy Rosjanie. Stąd próba
zbagatelizowania tego incydentu. Dochodzi do tego też inny aspekt. Rządy
Platformy Obywatelskiej to projekt totalny, forma totalitaryzmu
w białych rękawiczkach. Wymaga ona absolutnego i ciągłego grania na
emocjach. Człowiek, który jest zwolennikiem dzisiejszego obozu władzy,
musi mieć na wszystko prostą odpowiedź, jednoznaczną. To jest dobre,
a tamto złe. Dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie” nie jest więc po
prostu dziennikarzem, ale dziennikarzem złego medium, które należy
wykluczyć. Jeśli oberwie, należy się z tego wręcz cieszyć. Jest to ktoś
wyjęty spod prawa do bycia pokrzywdzonym – tak samo jak Ewa Stankiewicz.
Na swój sposób zresztą analogiczną sytuację widzimy dziś w całej Unii
Europejskiej. Tam też panuje totalna dyktatura głównego nurtu. W obu
wypadkach wykluczenie dotyka osób, które ośmielają się przeciwstawić
głównemu nurtowi interesów i opinii. To smutne i niebezpieczne, bo wiele
osób dobrowolnie i z chęcią poddaje się takiemu miękkiemu
totalitaryzmowi. Zastępuje on samodzielne myślenie i daje pewność, że
w każdej chwili ma się gotową odpowiedź na każdy problem: PiS = zły,
główny nurt = dobry. To nieustanna tresura umysłów.
Jak Pan ocenia Euro
– nagle się okazało, że w obrębie tej modernizacji ma prawo pojawiać
się polska flaga, polski hymn, uczucia dumy narodowej – jak Pan widzi
samo Euro? W ciemnych czy jasnych barwach?
Nie należy przesadzać ani z krytyką, ani z zachwytami. Trzeba zrozumieć,
że Euro nie zmieni fundamentalnie Polski, czy to w sferze symbolicznej,
czy praktycznej. Problem polega na tym, że w Polsce, gdy państwo się
zwija, jest coraz słabsze, do fundamentalnej rangi urastają małe rzeczy.
Jest to forma kompensacji słabości wspólnoty. Otwieramy jedną, jedyną
autostradę – i tym nagle ekscytuje się cały naród. No bo czym innym?
Tymczasem Euro 2012 nie jest wydarzeniem, które zmieni zły stan naszego
państwa. Budowa stadionów nie jest osiągnięciem cywilizacyjnym. Nie
przesadzałbym więc z państwowotwórczą rolą Euro. Tymczasem ostatnio rząd
zamiast rządzić, zamienia się w drużynę szalikowców. Faktycznie Euro
2012 wyzwoliło patriotyczne emocje – i bardzo dobrze. Ale tego typu
uczucia często cechuje przemijalność, dlatego nie mogą zbudować trwałej
wspólnoty. Oczywiście bardzo się cieszę z widoku tylu polskich flag
i szanuję tych, którzy kibicują naszej reprezentacji. Ale nie możemy
zapominać o naprawdę poważnych sprawach – Polska jest rozkradana, powoli
oddawana część po części innym państwom. A jedyne, co nam się oferuje
w zamian, to lepki budyń przykrywający to, co ważne. Np. w zalewie
informacji o Euro zupełnie zniknął temat Smoleńska i nowych ustaleń
w tej materii.
Myśli Pan, że uda się ukryć sprawę tragedii smoleńskiej?
Nie. Wbrew zabiegom polityków PO wszystko wskazuje na to, że sprawa
smoleńska coraz bardziej rządowi ciąży. Tragedia smoleńska wciąż za nim
podąża, jak cień. Dlatego zresztą kłamstwo rządowe coraz bardziej się
potęguje i jest coraz bardziej absurdalne i totalne. To właśnie świadczy
o słabości dzisiejszego obozu władzy. Rządzący wiedzą, że istnieje
szansa dotarcia do prawdy i są coraz bardziej przerażeni, ich reakcje są
coraz bardziej nerwowe. Sytuacja zaczyna przypominać wręcz powieść
kryminalną. Żeby przestępca utrzymał swoją opowieść, musi kłamać co do
każdego szczegółu. Jeżeli jego wersja zacznie się łamać choć w jednym
miejscu, cała opowiastka się posypie. Kłamie więc totalnie, ale prawda
wyjdzie na światło dzienne.
Rząd z perspektywy ław opozycji musi wyglądać źle. Ale czy swoista skuteczność rządu nie imponuje Panu?
Platforma oferuje Polakom psychopolitykę, zarządzanie emocjami, PR.
Tymczasem mam uczucie, że rząd Donalda Tuska pluje mi, jako polskiemu
posłowi, w twarz. Rząd nie informuje mnie o tym, co robi, nie akceptuje
żadnych dyskusji czy konsultacji, usiłuje ukryć przede mną jako posłem
opozycji swoje działania.
Tymczasem dzieją się sprawy fundamentalne dla naszego kraju, a rząd
unikając informacji na ten temat, po prostu łamie prawo. W UE następuje
zmiana reguł gry. Coraz wyraźniejsza staje się tendencja do tworzenia
federacji na wzór spółki, w której bogatsze kraje (szczególnie Niemcy)
będą mogły kontrolować politykę słabszych i biedniejszych państw, czyli
brutalnie wkraczać w ich suwerenność. Rodzi się wizja Unii
hierarchicznej – w której silniejsze państwa kontrolują słabsze i za nie
decydują. Dzisiejszy układ rządzący Polską akceptuje tę nową wizję UE,
mimo że jej konsekwencją będzie marginalizacja Polski. Rząd
Rzeczypospolitej ukrywa więc ten proces przed obywatelami, ukrywa
akceptację dla wspomnianych antydemokratycznych przemian, oszukując
Polaków i bojąc się zapytać o ich opinię.
W poniedziałek będzie rocznica urodzin Lecha Kaczyńskiego. Jak
ocenia Pan postać tego polityka w kontekście dzisiejszej polityki?
Naszym szczęściem jest to, że Polska ma swoich bohaterów, do których
może się odwoływać. Nie jest tak, że cała polska polityka to działania
ludzi z „nocnej zmiany”, spod znaku Donalda Tuska i jego koleżków.
Dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego jest aktualne – pozostaje dla nas
wyzwaniem, konkretnym projektem politycznym. Trzeba pamiętać o myśli
państwowej śp. Prezydenta, która powinna stać się dla nas drogowskazem
politycznym. Dzisiejszy stan Polski nie wynika bowiem z tego, że tak
akurat mielą koła historii, ale z konkretnych błędów niekompetentnego
rządu. Można je odwrócić, gdy powrócimy do władzy i zrealizujemy
zobowiązanie wobec śp. Prezydenta. Polska ma potencjał i znowu będzie
wielka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz