Pośród fleszy i uśmiechów, w
atmosferze gierkowskiego triumfalizmu mającego skrywać ogólnopaństwową
prowizorkę i klapę, władze RP urządzają w centrum Warszawy bolszewicką
paradę. Bo, skoro państwo jest w stanie rozbiórki, dlaczego nie mogliby
przemaszerować przez jego stolicę entuzjaści naszych okupantów?
Wszystko zaczęło się jednak zupełnie
jak w normalnym państwie. Wiceszef polskiej ambasady w Moskwie Wojciech
Książek ostrzegł wybierających się do naszego kraju rosyjskich kibiców,
że „wizerunek sierpa i młota przyrównywany jest w
Polsce do faszystowskiej symboliki i jest prawnie zakazany”. Rosja
szybko zażądała wyjaśnień i uznała za „niedopuszczalne” siłowe
rozwiązania wobec swoich obywateli. Wówczas już wszystko wróciło do
praktyki zwyczajnej w III RP. Nasz MSZ rakiem wycofał się z twierdzenia o
karalności używania sowieckiej symboliki. Gdy raptem okazało się, że
rosyjscy fani zamierzają zorganizować w Warszawie wielotysięczny
przemarsz, „ministra” sportu Joanna Mucha pospieszyła z zapewnieniami,
że propagatorom bolszewizmu nic ze strony polskiego prawa nie grozi.
Prezydent Warszawy wyjaśniła zaś w TVN24, że Rosjanie paradują z sierpem
i młotem „dla zgrywu”. - Najważniejsze jest poczucie humoru i
wyzbycie się wszystkich kompleksów. Rosjanie robią to dla draki, bo
przecież już nie są Związkiem Radzieckim – poradziła
niezdystansowanym Gronkiewicz-Waltz. Wkrótce głos zabrał i sam premier,
zachęcając Polaków, by do marszu się przyłączyli i wspólnie z gośćmi ze
wschodu świętowali „rocznicę rozpadu Związku Radzieckiego”.
Dociekliwi dziennikarze nie spytali,
co będzie, jeśli nasi mili goście zechcą celebrować coś innego? Na
przykład, przypadające jesienią czterystulecie wypędzenia Polaków z
Kremla? Za sprawą Putina, rocznica tego wydarzenia stała się w 2004 r.
rosyjskim świętem, które w zamierzeniach nowego-starego prezydenta Rosji
wyprzeć ma samą rocznicę rewolucji październikowej. Podczas ostatnich
obchodów patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl porównał wygnanie Polaków
do zwycięstwa nad Hitlerem. O tym, jaką wagę przywiązuje kagiebista
zasiadający na najważniejszym fotelu w swoim państwie do tak pojmowanej
polityki historycznej, świadczą wyprodukowane nie tak dawno antypolskie
filmy „1612” oraz „Taras Bulba”. A także napływające ostatnio z Moskwy
doniesienia o funkcjonariuszach OMON, którzy w Warszawie w cywilnych
przebraniach odgrywać będą rolę kibiców.
Czy to więc aby na pewno nagłe
patriotyczne wzmożenie jest powodem planowanej demonstracji, skoro nawet
próbujące wykpić polską rezerwę wobec Rosji „Moskowskije Nowosti” piszą
w tych dniach: „Warszawa jest dość dziwnym miejscem do organizowania
hucznych obchodów Dnia Rosji, zwłaszcza uwzględniając to, że mało kto
obchodzi to święto w Moskwie lub Petersburgu”?
Kagiebowski savoir-vivre
Sprytni Rosjanie, pamiętający o
„organizatorskiej roli prasy” świetnie zdają zatem sobie sprawę, że ich
patriotyczni delegaci na Euro 2012 mogą nie wiedzieć, jak powinni
zachować się w polskiej gościnie. Sposoby ekspresji podpowiadają im więc
rodzime media, funkcjonariusze Putina i koncesjonowana opozycja. „Nie
jeźdźcie do Polski z papierowymi samolocikami” – z troską przestrzega,
na przykład „Moskowskij Komsomolec”, nagłaśniając jakże dowcipny plan
rozwinięcia na warszawskim Stadionie Narodowym transparentu z napisem
„Smoleńsk”, nad którym latać mają rzucane przez gości „tupolewy”. - Polacy muszą zrozumieć, że dla kibiców rosyjskich symbolika sowiecka nie równa się faszystowskiej – oznajmił z kolei, tuż przed Euro 2012 Aleksander
Szprygin, lider Wszechrosyjskiego Związku Kibiców oraz doradca
Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji Władimira Żyrinowskiego. Szprygin,
który - jak pisze „Gazeta Polska Codziennie” - ma
na koncie roczną odsiadkę w areszcie śledczym za udział w bójce
obiecał, że jeśli strona polska nie zrezygnuje z zakazu używania „sierpa
i młota” podczas piłkarskich mistrzostw kontynentu, 50 tysięcy
rosyjskich fanów może wyjść na ulice Warszawy w czerwonych koszulkach z
tymi właśnie symbolami. W sukurs Szpryginowi idą urzędnicy państwowi,
przestrzegający nas przez rozdrażnianiem wschodnich gości.
„Z otwartymi rękami”
To, że polskie władze swoje
zapewnienia o „niedopuszczalnym” siłowym traktowaniu rosyjskich gości
traktują bardzo poważnie, okazało się bardzo szybko. Już w pierwszym
dniu mistrzostw we Wrocławiu „goście” – bez policyjnej reakcji - pobili
polskich porządkowych i obnosili się po mieście z sierpem i młotem. W
drugiej z wymienionych sytuacji poproszony przez przechodnia o
interwencję patrol (żołnierz plus wątła policjantka) odmówił chociażby
powiadomienia przełożonych: „staramy się o, żeby nasz kraj przywitał
wszystkich kibiców z otwartymi rękami” – usłyszał wrocławianin,
powołujący się na zakaz propagowania symboliki totalitarnej.
http://www.youtube.com/watch?v=f9jfE0douT4&feature=share
Po Internecie krążą też fotografie
dziarskich przybyszów ze wschodu, obrzucających na wrocławskiej Starówce
naszych rodaków krzesłami z barowego ogródka. I o tym zdarzeniu cicho
było w największych mediach. Łatka agresywnych kiboli zarezerwowana jest
dla polskich szalikowców-przeciwników Tuska?
Zanim wywieszą nam flagi ze swastyką
Powyższe przypadki to, być może,
incydenty i oby tak się okazało. Mają też zresztą i swoje plusy.
Pokazują na przykład, w jaki sposób szkoleni są polscy policjanci. Wobec
kogo być agresywnym, a komu pobłażać.
Jakie symbole należy zwalczać, uczą
ich, na przykład aktywiści lewackiego „Nigdy więcej”, którym faszyzm i
polska flaga zlewają się w jedno. Na skrajnie tendencyjnym filmie
telewizji BBC „Stadiony nienawiści” widzimy, jak jeden z nich tłumaczy
funkcjonariuszom obecne na polskich stadionach „faszystowskie” symbole. W
innym ujęciu ten sam człowiek z satysfakcją zrywa naklejkę, tzw.
wlepkę, zapraszającą na Marsz Niepodległości. Czy miłośnik Antify opowie
stróżom porządku, ile ofiar kryje się za komunistyczną ideologią?
Pytanie retoryczne. A Telewizja Polska najpierw, na antenie TVP Info
brytyjski film skrytykowała, a następnie, w przededniu mistrzostw… sama
go wyemitowała!
Dlaczego więc mamy celebrować upadek
ZSRS pod sztandarami z sierpem i młotem? Tego nie wyjaśnił nam Donald
Tusk, ale jego słowa tłumaczą jakoś tę osobliwą logikę, w myśl której
policja biernie przygląda się, jak lewacy z Antify biją i kopią
uczestników Marszu Niepodległości, „antyrasistowskie” szkolenia dla
policjantów prowadzi człowiek, który wraz z kolegami owych niemieckich
bojówkarzy zaprosił do Polski, a przekreślony „sierp i młot” oraz symbol
narodowców – tzw. mieczyk Chrobrego są zakazywane na tutejszych
stadionach.
Zanim więc pan premier zachęci nas do
obchodzenia rocznicy 1 września 1939 r. z wywieszonym na fasadach domów
symbolem hakenkreuza, zastanówmy się, co chcą osiągnąć wywodzące się z
jednej partii władze państwa i Warszawy. W lutym, gdy masowe protesty
związane z ACTA obróciły się przeciwko rządowi, urzędnicy Hanny
Gronkiewicz-Waltz nie dopuścili do rozegrania na Stadionie Narodowym
meczu o Superpuchar Polski. Ten najpewniej przerodziłby się w
transmitowaną przez ogólnopolską telewizję, olbrzymią polityczną
demonstrację kibiców, z którymi Tusk ma od dawna na pieńku. Teraz na
takową się nie zanosi, bo uwagi pogardliwie nazywanych „kibolami” nie
absorbuje rząd, a perspektywa bolszewickiej demonstracji w środku
Warszawy. Czy rządzący chcą zatem sprowokować rozruchy polsko-rosyjskie,
by znaleźć pretekst do „przykręcenia śruby” w kwestii zgromadzeń
publicznych? A może – widząc narastający ogólnospołeczny gniew -
przeprowadzić kolejny „kryzys kontrolowany”? Kto wie, trudno w każdym
razie przypuszczać, by ekipa Tuska nie widziała, na co zanosi się we
wtorek. Rosyjskie działania prowokacją pachną na całe dzielące Warszawę
od Moskwy 1 100 kilometrów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz