czwartek, 8 listopada 2012

# Wywiad portalu MenStream z Pawłem Kukizem.

MenStream.pl: Stacje radiowe wystraszyły się Pańskiej pierwszej solowej płyty i jej nie promują. Ponoć jest ona zbyt kontrowersyjna. Wysłuchałem jej całej. Oceniam tekst, bo na muzyce mało się znam. Płyta jest mocna, ale niebanalna, z ciekawą, spójną metaforyką i inteligentnym przesłaniem. Mam jednak swoją tezę, dlaczego nie chcą jej puszczać w radio. Najpierw jednak chciałbym poznać Pańską teorię na ten temat.
Paweł Kukiz: Pierwszy powód jest taki, że każda muzyka, która odbiega od normy przyjętej przez rozgłośnie, jest dla nich szkodliwa. Słuchacz musi dostać piosenki, które nie zakłócą odbioru przekazu. Przekazu opartego na propagandzie politycznej i potężnej dawce reklam. Dla zarządów stacji najważniejsze jest, by słuchacze dowiedzieli się, jaki jest najlepszy środek przeczyszczający, a nie dali się ponieść ciekawej muzyce i charyzmie autora audycji. Ważne dla nich jest też to, by udało się sprzedać wizję propagowaną przez ugrupowanie polityczne z którym zarząd sympatyzuje. Wszystko, co wytrąca odbiorcę z transu, w którym chłonie tę papę, jest niemile widziane. Bo tak w gruncie rzeczy, w tej płycie nie ma nic wyjątkowo kontrowersyjnego.
Jest kilka wulgarnych słów: kiła, wagina...
To proszę spojrzeć na kilku wybrańców narodu, na przykład pana Piesiewicza. Czy polski senator w sukience, który wciąga biały proszek do nosa jest bardziej delikatnym obrazkiem od tych, które buduję na swojej płycie? I to wiąże się z drugim powodem, dla którego nie chcą promować tej płyty. Media przyprawiły mi gębę katofaszysty, psychopaty, homofoba a prym wiedzie tu Gazeta Wyborcza. Wszystko, co więc zrobię, automatycznie jest odbierane jako kontrowersyjne, oburzające. Bez słuchania, analizy.
Ta płyta nie jest. Musze przyznać, że buduje Pan naprawdę ciekawy nastrój. Nagrania mówią o tym, że wszystko jest niejednoznaczne, wszystko smutne, wszystko nijakie, a to, co wartościowe, poznikało. I w tym przekazie nie ma nic, co mogłoby stacje radiowe przestraszyć. Moim zdaniem odsunęły one od siebie tę płytę przez tytuł: Siła i Honor.
To ja od razu odpowiadam, że gdyby mnie którakolwiek z tych rozgłośni zapytała, skąd taki tytuł, to powiedziałbym, że to po prostu jest pozdrowienie żołnierzy z GROM-u, z którymi od wielu lat się przyjaźnię. Zapraszają mnie do siebie na opłatek, jajeczko. Zresztą przyjaźniłem się również z generałem Petelickim i to jemu jest zadedykowana ta płyta.
Ale to wyjaśnienie nie zmieni skojarzeń, które jej tytuł wzbudzi w przeciętnym słuchaczu. To sformułowanie kojarzy się wszystkim ze środowiskami narodowymi, ze skinheadami. No i z przemocą, od której te środowiska nie stronią.
Idąc tym tropem, musiałbym ze względu na postępującą łysinę przeszczepić sobie włosy i zdjąć glany, w których chodzę, bo połamałem sobie kiedyś piętę i muszę usztywnić kostkę, żeby nie czuć bólu w ścięgnie Achillesa.
Ale musiał Pan wiedzieć, jakie skojarzenia przywoła.
Nie wiedziałem. Mnie to jednoznacznie kojarzy się z GROM-em, z polskością, z patriotyzmem. W tej chwili pierwszy raz biorę pod uwagę to, co Pan mówi. Wcześniej przez sekundę nawet nie przeszło mi to przez głowę.
Gdy mówiłem przed wywiadem znajomym, że będę słuchał nowej płyty Kukiza i dodawałem, jaki ma tytuł, to prawie każda reakcja okazywała się zdumieniem.
To też znak tego, że patriotyzm jest kojarzony z fanatyzmem. Dziś biało-czerwonych flag można używać tylko z okazji organizacji Euro albo zawodów w skoku o tyczce. Używanie tych barw na przykład z okazji 11 listopada, w czasie marszu pod pomnik Romana Dmowskiego, jest kojarzone z quasifaszystkowskimi zachowaniami.


Bo środowiskom narodowym zdarza się stosować przemoc, zdarza się szerzyć nienawiść.
W normalnym kraju nie doszłoby do aktów przemocy w czasie takiego marszu. A to dlatego, że nie byłoby przyzwolenia władz i mediów, nie byłoby zachęty ze strony tych ostatnich, by zorganizować nielegalny kontrmarsz wobec legalnej, zarejestrowanej manifestacji. Mało tego - uważam, że brak reakcji organów ścigania na publiczne podżeganie do popełnienia przestępstwa (bo takim wydaje mi się były publikacje zachęcające do blokady Marszu Niepodległości w Gazecie Wyborczej) przez Pana Blumsztajna świadczy o słabości Państwa w kwestiach bezpieczeństwa wewnętrznego. I błagam, proszę tutaj nie iść tropem skojarzeń związanych z tytułem Siła i Honor i nie posądzać mnie o antysemityzm. Mówiąc w przenośni o tym, że Michnik z Blumsztajnem układają playlisty, już zostałem o to oskarżony.
Środowiska prawicowe są w Polsce uciskane, spychane na margines?
A co to jest prawica?
Silne podkreślanie swojej tożsamości narodowej.
Więc jeśli spojrzeć na sprawy bezpieczeństwa państwa, tożsamości, mam poglądy prawicowe. Jestem państwowcem, dla którego symbolika narodowa, możliwość wywieszenia flagi narodowej po, mówiąc metaforycznie, posprzątaniu swojego podwórka, jest bardzo ważna. To wymarzone zwieńczenie dnia. Z patriotyzmem jest jak z miłością. Nie chodzi o to, by raz na rok kupować kwiaty, ale by codziennie dawać dowody szacunku i oddania.
W tym kontekście zupełnie inaczej wygląda oflagowanie polski na Euro 2012. Inaczej byłoby z wywieszeniem tych flag, gdyby piłkarze okazali się coś warci, a wokół imprezy nie pojawiały się skandaliczne doniesienia o zarobkach prezesa Lato czy innych osobach, które obłowiły się na mistrzostwach. Łącznie z piłkarzami i ich premiami za sam udział. A co tu premiować? Dostali się bez eliminacji i zajęli ostatnie miejsce w najsłabszej grupie. Jakże smutno wyglądały biało-czerwone, którymi oblepiliśmy samochody. I ten wstyd, kiedy potajemnie zdejmowało się flagi z lusterek...
Więc jako prawicowego kontestatora chciałem zapytać...
Przerywam. W Polsce nie trudno kontestować. Żeby u nas nie kontestować, trzeba być lemingiem jakimś.
Właśnie o to chciałem zapytać. Czy lemingi nie mają racji. Czy czasem nie jest po prostu dobrze i nie ma się co ciskać. Nikt nikogo nie bije, nikt nie zamyka, jest wolność wyboru....
Ta, jest bardzo dobrze. Platformie nieustająco rośnie poparcie.
Pan teraz ironizuje.
Ale czy w związku z tym, że Panu jest dobrze, ja mam nie mieć możliwości, żeby na płycie powiedzieć, że mi dobrze nie jest?
Oczywiście, że nie. Ja się cieszę, że Pan zrobił taką płytę. Ale rozumiem, że Pana denerwuje, że odmawia się Panu możliwości kontestowania.
Mówiłem już, że mam wiele możliwości. Że mogę sobie nagrać jakieś ładne, zgrabne piosenki. Mogę z Borysewiczem coś zaśpiewać, tyle że nie chcę tego zrobić teraz, bo mi sumienie nie pozwala. Bo piosenkami o miłości poparłbym ten blichtr, kłamstwo o szczęściu powszechnym. Poparłbym politykę mainstreamu, zaistniał w eterze kosztem tych, którzy ze względu na ambitną choćby tekstowo piosenkę są przez rozgłośnie wykluczani. Mam możliwości wyrazu, więc z nich korzystam. Muszę dać swój głos o państwie, o tym, że widzę wiele rzeczy inaczej niż oficjalne media. I to właśnie mówię. Przecież nie ma na płycie haseł: wyjdźcie na ulice i zniszczcie wszystko.
Racja, nie ma.
No właśnie. Ta płyta jest w gruncie rzeczy po prostu smutna. A smutna dlatego, że moje obserwacje - nie z perspektywy salonu a wiejskiego podwórka - dają mało powodów do nieokiełznanej radości.
W jednym z utworów śpiewa Pan tak: Za dużo tu słów/ za mało jest miejsca/ za silny jest prąd/ za słabe są serca/ za szybki jest czas/ za chwilę już kres/ powietrza za mało/ za duszno tu jest/ za prawdę jest klincz, za kłamstwo sława/ w przysiędze jest Bóg/ za krzyżem posada/ na rzęsach masz tusz, a w oczach już nic/ za blisko by jechać, daleko by iść. To, rzeczywiście smutne.
Wystarczy, że teraz nagle ściany przestaną pluć pieniędzmi w zamian za wsunięcie do nich plastikowej płytki, a nastąpi taki marazm, że wielkim trudem będzie z niego wyjść, bo zostaliśmy wyzuci z idei, wartości, poddani dzikiej propagandzie konsumpcji.
Czyja to wina?
Mediów i władzy, która zamiast promować się czynem, promuje swój wizerunek.
A poprzednia była lepsza?
Gdyby była lepsza, to tej nie popierałbym w kampanii wyborczej.
To w takim razie chodzi o klasę polityczną w ogóle?
Zacznijmy od tego, że system polityczny w Polsce jest archaiczny. Moje zaangażowanie w kampanię Platformy w 99 procentach wynikało z faktu, że jej przedstawiciele obiecali, że wprowadzą jednomandatowe okręgi wyborcze, zlikwidują Senat i wzmocnią rolę prezydenta - na podobieństwo na przykład systemu francuskiego czy amerykańskiego. Miałem podstawy, by im wierzyć, bo jeszcze przed wygranymi wyborami zebrali blisko 700 tysięcy podpisów pod petycją o zmianę ordynacji wyborczej. I na obietnicach się skończyło. Teraz okazało się, że lista... zaginęła. Gdy w programie Marcina Mellera zapytałem premiera, dlaczego nie zrealizowali tych obietnic, to się zdenerwował i odpowiedział - zgodnie ze znanym od lat schematem - że zrobili wszystko, co mogli, tyle że przeszkadzała im opozycja.
Zaznaczył, że wprowadzili ten system w Senacie, a ludzie i tak głosowali z klucza partyjnego. No to ja mu odparłem, że to dowód na to, że nie zrobili wszystkiego, bo nie wyedukowali ludzi w kwestiach różnic między ordynacjami i skutków ich zastosowania. Zapytałem też, czy nie wie, że skoro mają teraz większość w Senacie i swojego prezydenta, to mogą rozpisać referendum w tej sprawie, ale prowadzący wtrącił się wtedy i zapytał Tuska, co z marihuaną. Uznałem, że tutaj to poważnej rozmowy nie będzie. Że to po prostu ustawka i nie ma żadnego sensu kontrować premiera, bo źle się to dla mnie skończy, jego zaś jeszcze bardziej wypromuje. Ja jestem twórcą, często emocje biorą górę, a on politykiem o dużym socjotechnicznym doświadczeniu i ze wsparciem producentów programu z jego prowadzącym na czele.


Zapytał o to, bo jednomandatowe okręgi wymagają od ludzi refleksji, sprawa jest do przemyślenia, a o marihuanie łatwo mówić i łatwo wyrobić sobie zdanie. Chodziło pewnie o to, by ludzi do programu nie zniechęcić.
Albo ktoś, komu zależy na utrzymaniu obecnej władzy lub ktoś działający na zlecenie takiej osoby, przez słuchawkę powiedział mu, by zmienił temat. To właśnie ordynacja wyborcza cementuje smutną sytuację polegającą na tym, że rządzą wciąż te same partie. A właściwie ich wodzowie, którzy układają listy wyborcze. Jeśli Pan jest człowiekiem prawym, zaangażowanym i nie odpowiada Panu działalność żadnej z pięciu dużych partii, to nie ma Pan na polityczną działalność żadnych szans, bo bez wpisu na listy wyborcze tych partii nie ma pan szans wejść do Sejmu.
Władze można zmienić, ale jak zmienić media, żeby zajęły się sprawami poważnymi?
Nie ma takiej możliwości, żeby zmienić media bez zmiany systemu politycznego.
To władza ma zmienić media!?
Nie władza, a sytuacja, jaka się wytworzy! Po zmianie systemu politycznego z automatu zmienią się media. Teraz wybory, które nazywamy demokratycznymi, w rzeczywistości takimi nie są. Nie wybieramy przedstawicieli narodu, grup społecznych. Tak naprawdę wybory odbywają się w zaciszu politycznych gabinetów, gdzie wodzowie partii na listy wyborcze wpisują najgorliwszych żołnierzy.
Ale ludziom się nie chce nad tym zastanawiać. Przychodzą z pracy i chcą odpocząć przy telewizyjnej papce. Wszystko.
Moim dzieciom też się nie chce, ale od tego mają ojca, który wie, że jak nie nauczą się obowiązkowości teraz, to w życiu będą cierpieć. Tego samego wymagam od państwa wobec narodu.
A może to kwestia czasów, w których żyjemy. Może tak po prostu jest, że gdy są pieniądze, gdy nie ma wroga, gdy nie ma jakiegoś wielkiego, wyraźnego problemu, z którym trzeba się zmierzyć, to ludzie żyją leniwie, trochę gnuśnie, trochę bezmyślnie. Może tak po prostu musi być.
Gdybym w to wierzył, to nie nagrywałbym tej płyty. Dlaczego mnie Pan pyta o to, czy jest sens z tym walczyć!? Ja Panu na początku naszej rozmowy powiedziałem, że trzeba. Mówię, że trzeba zmienić system wyborczy, a Pan w kółko na ten sam temat. Ja muszę powiedzieć głośno, że można. Skoro muszę, to jaką miałem płytę nagrać? O czym ja miałem śpiewać? Ja nie nawołuję do głosowania na PiS, ja po prostu daję wyraz swojemu smutkowi. Mam już dosyć tego spolaryzowania. Znam wspaniałych ludzi związanych z PiS, PO, ba! Nawet z SLD, ale zasadą jest, że generalnie działacze absolutnie wszystkich partii to osoby, które państwo traktują nie jako podmiot działania, a przedmiot służący realizacji ich ego.
Są tacy, którzy widzą Pana silny związek z NOP-em czy Młodzieżą Wszechpolską.
Jedna z tych organizacji poprosiła mnie, żebym wstąpił do komitetu honorowego Marszu Niepodległości. Ja się zachowałem bardzo ostrożnie, bo pamiętałem tych chłopców z góry św. Anny, jak wołali Polska dla Polaków i Sieg Heil. Tłumaczyłem im wtedy, że to absurd, że to tak, jakby wołać Zdrastwujcie – Polsza dla Poliakow. Rozmawiałem z nimi i spotykałem się, bo rozmawiam z każdym. Z działaczami lewackimi też rozmawiałem w różnych panelach dyskusyjnych. A poza tym w wielu tych chłopakach widzę wartościowych dzieciaków przywiązanych do ojczyzny, ale zagubionych w ideologii – jak to dzieci, szukają błądzą. Starałem się im wyjaśnić, że patriotyzm musi mieć twórcze, a nie destrukcyjne oblicze. Ale dla niektórych samo spotkanie się z tymi ludźmi jest karygodne. Nie jestem faszystą, jakże mógłby nim być, skoro ojciec mojej mamy już na początku wojny został zamordowany w Auschwitz. Ja jestem patriotą, który może rozmawiać z każdym. Dla dobra wspólnej sprawy jaką jest Polska.
A homofobem? Takie oskarżenia też padają.
Homofobem? Ja przez wiele miesięcy mieszkałem pod jednym dachem z gejem. I to jeszcze w czasach kiedy określenie pedał funkcjonowało w oficjalnym obiegu i nie wsadzano za jego używanie do kryminału. Był moim współlokatorem, przyjaźniliśmy się. Dzielę ludzi na dobrych i złych. Ale jestem przeciwnikiem epatowania seksualnością w formie parad. Czy dotyczy to homoseksualistów, biseksualistów czy hetero. Mam do tego prawo, a jeśli jeszcze dodamy do tego, że w tych paradach bierze również udział skrajna lewica, to już nie jestem pewien, czy chodzi o równość dla homoseksualistów czy o marketing ruchów anarcho-syndykalistycznych.
Nie zgodzę się również na adopcję dzieci przez homoseksualne pary. Dziecko to tabula rasa i powinno być wychowywane w tradycyjnym modelu rodziny - z mamą i tatą. Nie mam wątpliwości, że istnieje zagrożenie, iż w wieku dojrzewania i związanego z nim ogromnego napięcia seksualnego wzorce mogą seksualność zafałszować, co może skutkować traumą w przyszłości.
Czy to, co powiedziałem, dowodzi mojej homofobii? Definicja z Wikipedii jest taka: irracjonalny strach przed homoseksualizmem i homoseksualistami, silna niechęć, nieufność, nienawiść i wrogość do nich (pobudzana przez HIV, który pierwotnie zaatakował tę społeczność) oraz ich dyskryminacja[...]. Gdzie ja tu jestem? Gdzie? Ja po prostu mam swoje zdanie. Wiem, co mnie denerwuje, i nie będę nigdy tego ukrywał. Jak coś mnie wkurwia, to mówię. Zawsze.
źródło:  menstream.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz