wtorek, 30 października 2012

# Wrak tupolewa cały w śladach ładunków wybuchowych.

Polacy, którzy badali wrak samolotu, odkryli na nim ślady materiałów wybuchowych
Badania przeprowadzali przez miesiąc w Smoleńsku polscy prokuratorzy i biegli – ustaliła „Rzeczpospolita". Wrócili dwa tygodnie temu.
Informację o tym, że prokuratura od kilkunastu dni zna wyniki ekspertyz, potwierdziliśmy w rozmowie z prokuratorem generalnym Andrzejem Seremetem.
Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Dostarczona przez Rosjan analiza nie spełniała wymogów proceduralnych. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu bez dokładnego przebadania wraku. Domagali się ponownego wyjazdu do Smoleńska. Twierdzili, że polscy eksperci, którzy prowadzili wcześniejsze badanie, mieli do dyspozycji zbyt małą liczbę próbek, by wykluczyć obecność materiałów wybuchowych.
Do Smoleńska wraz z prokuratorami pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego, z nowoczesnym sprzętem. Już pierwsze próbki, zarówno z wnętrza samolotu, jak i poszycia skrzydła maszyny, dały wynik pozytywny. Urządzenia wykazały m.in., że aż na 30 fotelach lotniczych znajdują się ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje te znaleziono również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem. Było ich tyle, że jedno z urządzeń wyczerpało skalę. Podobne wyniki dało badanie miejsca katastrofy, gdzie odkryto wielkogabarytowe szczątki rozbitego samolotu.
Ślady materiałów wybuchowych nosiły również nowo znalezione elementy samolotu, ujawnione podczas tej właśnie wyprawy do Smoleńska.
Wiadomość o odkryciu osadu z materiałów wybuchowych natychmiast przekazano do Warszawy na ręce prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta oraz naczelnego prokuratora wojskowego płk. Jerzego Artymiaka. Prokurator generalny osobiście przekazał informacje premierowi Donaldowi Tuskowi. Od powrotu ze Smoleńska trwają intensywne konsultacje, co dalej robić z tym odkryciem.
Eksperci nie są w stanie stwierdzić, w jaki sposób na wraku maszyny znalazły się ślady trotylu i nitrogliceryny. Wciąż biorą pod uwagę hipotezy, według których osad  z materiałów wybuchowych mógłby pochodzić z niewybuchów z okresu II wojny światowej. Wówczas w rejonie Smoleńska toczyły się bardzo ciężkie walki.
Do tej pory biegli pracujący dla prokuratury nie stwierdzili obecności we wraku materiałów wybuchowych. Powoływali się przy tym na ekspertyzy rosyjskich specjalistów.
Rzecznik prokuratora generalnego Mateusz Martyniuk w rozmowie z „Rz" zapowiedział wczoraj, że w najbliższych dniach prokuratura zajmie stanowisko w tej sprawie.
źródło:  rp.pl

Zobacz też:  Sprawdzić tą hipotezę! - JKM o Smoleńsku.

                      Naciskano na Rzepę ,by nie pisała o trotylu na tupolewie.
============================================================
Łatwo przewidzieć jakie będzie stanowisko "POlskiego rządu" i prokuratury. Swoją drogą to zaczyna potwierdzać podejrzenia ,iż Macierewicz jest powiązany z WSI i miał mącić w tej sprawie ,a sprawcami zamachu nie była Rosja ,ale WSI właśnie ,z resztą warto sobie przypomnieć o mało znanym fakcie ,iż lot ten przygotowywał specjalnie przywrócony z emerytury as komunistycznego wywiadu ,który wsławił się pracą w Watykanie i szpiegowaniem papieża. 

# Naciskano na Rzepę ,żeby nie pisała o trotylu na tupolewie.

Zwłoka, brak wyjaśnień czy ogłoszenia nawet najtrudniejszych do zinterpretowania faktów otwierają drogę do najgorszego scenariusza wydarzeń. Fałszywych interpretacji, manipulacji opinią publiczną i trudnych do przewidzenia reakcji społecznych.
Dzisiejsza czołówka „Rzeczpospolitej" nigdy nie ukazałaby się bez wcześniejszego potwierdzenia tych informacji, zarówno u osób  znających szczegóły śledztwa, jak i wysokich urzędników w kraju.  W tym tych, którzy apelowali do naszego poczucia odpowiedzialności za państwo i sugerowali zwłokę.
Jesteśmy oczywiście w pełni świadomi wagi ustaleń prokuratorów i  potencjalnych konsekwencji dla naszej sceny politycznej, a może nawet relacji międzynarodowych.  Ale właśnie z poczucia odpowiedzialności podjęliśmy decyzję o przekazaniu opinii publicznej wszystkiego, co udało nam się potwierdzić  i co w naszym przekonaniu natychmiast powinno zostać nagłośnione.  Nie, żeby rozpalać emocje i wzajemne antagonizmy, ale właśnie po to, żeby uniknąć eksplozji podejrzeń  i móc zacząć to wszystko sobie wspólnie jeszcze raz układać od nowa.
Chcemy wierzyć, że istnieje wytłumaczenie, które ostudzi emocje i odsunie od nas  kolejne spiskowe teorie. To mogą być nowe wyniki testów, które pokażą, że to jednak wojenne skażenia, że śladów, które znalazły się wewnątrz samolotu, w tym na fotelach, nie znajdziemy na szczątkach ofiar. A może to tylko prowokacja rosyjskich 
służb, które podrzuciły śledczym osad po materiałach wybuchowych. 
Nie byłby to pierwszy raz, kiedy Moskwa próbuje 
nas wszystkich ze sobą skłócić.
Im prędzej dojdziemy prawdy, tym mniejsze będą szkody – polityczne i społeczne. Ten tekst ma jedynie być apelem do wszystkich środowisk, a zwłaszcza do rządzących, żeby odłożyć  na bok wzajemne uprzedzenia. Zapomnieć  wszystkie impertynencje, wzajemne oskarżenia, podejrzliwości, jakie narosły po obu stronach smoleńskiej barykady. Otwórzmy nowe śledztwo. Jeszcze raz rozpatrzmy wszystkie, ale to wszystkie, możliwe scenariusze zdarzeń. Włącznie z tym najgorszym.  Dopuszczając wszystkich możliwych ekspertów.
To dla opozycji może wydać się mało – tylko tyle.  Ale dla strony rządowej będzie aż tyle. Przyznanie się do błędu z jednej strony i poczucie odpowiedzialności z drugiej. Uznanie, że wartością nadrzędną jest zachowanie równowagi politycznej. Rządy racji, a nie nienawiści.

# K. Legierski i A. Tysiąc obecnymi radnymi Warszawy.

Właśnie odkryłem ,iż wśród Radnych Warszawy (2010-2014) znalazły się dwie postacie dobrze znane czytelnikom tego bloga...
Krystian Legierski 













Alicja Tysiąc


















Jeżeli ktoś na tej liście rozpoznał jeszcze jakieś inne barwne postacie
 to proszę dać znać w komentarzach.
źródło: warszawa.gazeta.pl

# "Inwestujcie w złoto!"

W ciągu 2 lat cena złota dojdzie do 5 tys. USD za uncję - twierdzi p. Piotr Schiff, prezes Euro Pacific Capital, którego cytuje portal pb.pl.

- Myślę, że złoto umocni się wobec wszystkich walut. Banki centralne na całym świecie stosują zbyt luźną politykę. Pewnego dnia będziemy wspominać cenę 1,7 tys. USD z nostalgią. Ludzie będą w szoku, że złoto mogło być tak tanie - powiedział p. Schiff w rozmowie z CNBC.

Źródło: www.pb.pl
Opracował: Jarosław Wójtowicz

# NIK ujawnia wielomilionowe przekręty.

W wyniku kontroli sześciu związków międzygminnych realizujących jedne z największych inwestycji z udziałem środków publicznych, NIK ujawnia szereg nieprawidłowości i nierzetelną realizację inwestycji.

Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę działalność związków międzygminnych z terenu województw: wielkopolskiego, łódzkiego, świętokrzyskiego, małopolskiego i śląskiego na przestrzeni ostatnich 8 lat. W tym okresie kontrolowane związki międzygminne zrealizowały 174 zadania inwestycyjne o łącznej wartości ponad 1,3 mld zł, w większości przy udziale środków z budżetu Unii Europejskiej.

Z informacji udostępnionych portalowi Niezalezna.pl wynika, że w co drugim związku stwierdzono naruszenie procedur przy udzielaniu zamówień publicznych, bądź nierzetelne prowadzenie dokumentacji przetargowej. Nierzetelne rozliczanie zadań i błędy sprawozdawcze stwierdzono aż w pięciu kontrolowanych związkach.

Ponadto w jednym związku międzygminnym, kontrolerzy NIK stwierdzili istnienie praktyk sprzyjających mechanizmowi korupcjogennemu, a w większości związków stwierdzono niewłaściwe przygotowanie organizacyjne. Łączna wartość ujawnionych przez NIK nieprawidłowości wyniosła ponad 15 mln zł. W ocenie Najwyższej Izby Kontroli przyczyn takiego stanu należy upatrywać m.in. w nieprawidłowo funkcjonującej kontroli zarządczej, niezapewniającej przestrzegania procedur związanych z realizacją inwestycji budowlanych.

# Darmowe kondomy i aborcja dla wszystkich Francuzów.

Francuskie Zgromadzenia Narodowe przyjęło projekt zakładający pełną refundację aborcji oraz bezpłatny dostęp do antykoncepcji dla nieletnich.
We Francji za zabicie nienarodzonego dziecka trzeba zapłacić ok. 450 euro. Jednak nieletnim oraz słabo zarabiającym refunduje to państwo. W pozostałych przypadkach państwo refunduje ok. 80% kosztów.
Dodatkowo ustawa zakłada pełną refundację środków antykoncepcyjnych kupowanych przez nieletnich.
Ustawa ma trafić do izby wyższej./BK/
Na podstawie: RMF 24
źródło:  nacjonalista.pl

# Posłanka PO deklaruje ,że skoczy za michnikiem w ogień.

W rozmowie z Robertem Mazurkiem w „Plus Minus”, dodatku do „Rzeczpospolitej, europosłanka PO Róża Thun, ta sama, która przez lata uprawiała żenującą propagandę na rzecz eurokołchozu, wyjawiła swoje uczucia.
Ja wiem, że pani za Adamem Michnikiem skoczy w ogień…
…Tak, żeby pan wiedział, skoczę w ogień!
Na podstawie: rp.pl
Komentarz: W tzw. wolnej Polsce mamy niejakiego Baumana, który pisze o walce z „terrorystami” po 1945 roku. Mamy jednego z „patriotycznych” Steinów, który pisze o „nazistowskiej organizacji ONR Falanga”. Całości tej tragifarsy dopełnia pani chcąca skakać w ogień za synem Ozjasza Szechtera, którego przyrodni brat Stefan mordował polskich patriotów.

źródło: nacjonalista.pl

# Rozłam w Nowej Prawicy.


# Co czwarty Hiszpan bez pracy.


Stopa bezrobocia w pogrążonej w kryzysie Hiszpanii wzrosła do rekordowo wysokiego poziomu 25,02 procent. W perspektywie są dalsze redukcje zatrudnienia, związane w realizowanym przez rząd drastycznym programem oszczędnościowym.

O nowych danych hiszpański urząd statystyczny poinformował w piątek. Bezrobocie osiągnęło 25,02 procent w trzecim kwartale bierzącego roku, a w drugim kwartale wynosiło 24,6 procent.
Pracy nie ma 5,8 miliona Hiszpanów. Agencja Reutera odnotowuje, że w Unii Europejskiej tylko Grecja ma większe bezrobocie. Wśród ludzi do 25. roku życia bezrobocie przekracza 50 procent.

Rząd hiszpański wprowadza przedsięwzięcia oszczędnościowe, reformy finansów i rynku pracy, starając się zredukować deficyt budżetowy i uspokoić obawy inwestorów o stan hiszpańskiej gospodarki. Prognozy na ten rok mówią o spadku gospodarczym o 1,5 procent, a w roku 2013 spadek ma wynieść 0,6 procent. Pod koniec września hiszpański rząd przyjął projekt budżetu na rok 2013, przewidujący oszczędności i cięcia wartości 40 mld euro.
źródło: autonom.pl

# Miecugow ostrzeżony na antenie,po zgodzie z JKMem.


poniedziałek, 29 października 2012

# Sprawdzić TĄ hipotezę! - JKM o Smoleńsku

Rzeczpospolita” podała, że „Na wraku prezydenckiego Tu-154M w Smoleńsku prokuratura znalazła ślady trotylu i nitrogliceryny”.
Ta informacja wymaga sprecyzowania.
Jak wiadomo w wodzie morskiej, powietrzu i w ziemi są ślady złota – i w ogóle wszystkiego. Jeśli czytam: „Półtora miesiąca temu na miejsce katastrofy pojechała specjalna grupa d/s pirotechnicznych wyposażona w najnowocześniejszy sprzęt pozwalający na wykrycie najdrobniejszych śladów materiałów wybuchowych” - no, to „najdrobniejsze” ślady są i w mojej kieszeni i na moim nosie. Potrzebna jest informacja rzeczowa, a nie dziennikarska. 
Najprawdopodobniej jest to kolejne działanie w celu skierowania uwagi ludzi na "Smoleńsk" a nie na afery PO i gospodarkę. 
Niepokojąca jest tylko ta informacja:
Grupa specjalistów badała przede wszystkim wrak samolotu, na którego fotelach oraz w części skrzydła znaleziono liczne ślady trotylu i nitrogliceryny”. Oczywiście: koło lotniska wojskowego jest pełno „najdrobniejszych śladów” trotylu z czasów II wojny – a ślady nitrogliceryny na fotelach pochodzić mogą od typowego lekarstwa przeciwdziałającego zawałom serca.
Jeśli jednak te ślady będą umiejscowione w skrzydle, to trzeba będzie wrócić do hipotezy, którą przedstawiłem bezpośrednio po katastrofie – i poważnie ją rozpatrzyć.
Hipoteza była taka:
Jedynymi ludźmi mającymi interes w pozbyciu się śp.Lecha (a i Jarosława...) Kaczyńskiego byli ludzie z b.WSI, szantażowani przez b-ci Kaczyńskich groźbą ujawnienia ANEXU do Raportu w/s WSI. Oni mieli również możliwość zamontowania drobnego ładunku w skrzydle samolotu. I uruchomienia go zdalnie przez swojego człowieka przebywającego na lotnisku w Smoleńsku.
W myśl tej hipotezy wrzask podnoszony przez Antoniego Macierewicza (wedle tej hipotezy: „kreta” WSI), oskarżanie „Ruskich”, podsuwanie hipotez o helu, bombie próżniowej, magnesie, sztucznej mgle itd. o fatalnym działaniu kontrolerów i spisku, którego nici prowadzą na Kreml - były działaniami pozornymi, mającymi odwrócić uwagę od prawdziwych sprawców – i w razie czego posłużyć do zbagatelizowania doniesień o prawdziwych przyczynach katastrofy.
Przypomnijmy, że „bezpieka” wyraziła w swoim czasie zgodę na objęcie przez Antoniego Macierewicza stanowiska ministra SW. Antoni Macierewicz na tym stanowisku NIE wykonał uchwały lustracyjnej (jawnił tylko niegroźnych agentów, tych zwolnionych - natomiast nie ujawnił ANI JEDNEGO agenta SB pracującego nadal dla UOP – a potem ABW) – co więcej: twierdził, że ją wykonał.
Warto by też sprawdzić – to byłoby BARDZO SILNE potwierdzenie tej hipotezy – czy polscy profesorowie zza granicy potwierdzający te bzdurne hipotezy o mgle, helu i bombie próżniowej itp. – nie są czasem agentami WSI. Przypominam, że WSI umieszczała licznych swoich ludzi za granicą jako szpiegów przemysłowych.
Domagam się sprawdzenia tej hipotezy!  
Nie zajęcie się tą hipotezą byłoby silnym argumentem za jej słusznością.
źródło:  korwin-mikke.pl

# Zbankrutuje przez 10 zł.

Sklepikarz ze Szczecinka z trudem walczący z konkurencją marketów może stracić koncesję na sprzedaż piwa, bo omyłkowo zapłacił za nią o 10 złotych za mało. Utrata koncesji może oznaczać dla niego bankructwo.
O pomoc poprosił nas zdruzgotany Janusz Stefanowicz, właściciel osiedlowego sklepiku Diabetyk przy ulicy Winnicznej w Szczecinku.

To kilka połączonych kiosków typu gasiulówka, w których zaopatrują się głównie mieszkańcy okolicznych bloków. Ze sklepiku utrzymuje się rodzina pana Janusza, ale coraz ciężej związać mu koniec z końcem, bo wokół ma kilka marketów. Sporą część obrotu zapewnia w sklepie sprzedaż piwa. Sklepikarz ma na to koncesję wydawaną przez szczecinecki Urząd Miasta. – Płacę w trzech ratach w ciągu roku, termin ostatniej upływał z końcem września – mówi Janusz Stefanowicz. – 28 września poszedłem do ratusza i zapłaciłem 165 zł.

Myślał, że wszystko jest w porządku, ale jakież było jego zdziwienie, gdy kilka tygodni później dostał z magistratu decyzję o odebraniu koncesji. O nową może się starać dopiero za pół roku. Okazało się bowiem, że rata wynosi 175 zł, o 10 złotych więcej niż zapłacił.

– Pomyliłem się, przez pomyłkę wziąłem stary kwitek z wysokością opłaty i nie zauważyłem, że teraz powinienem zapłacić więcej – załamuje ręce Janusz Stefanowicz.

Dodaje, że kiedyś, gdy kasę w ratuszu prowadził samorząd, kasjerka sprawdzała w komputerze z dostępem do bazy danych o podatnikach, jaka jest wysokość raty i w razie niejasności wszystko od ręki wyjaśniała. – Teraz kasę prowadzi jeden z banków, pani przyjmuje po prostu wpłaty – mówi.

Próbował rzecz wyjaśnić z urzędnikami, ale nic nie wskórał. Usłyszał, że takie są przepisy. Poradzono mu nieoficjalnie, aby działalność przepisał na członka rodziny i na niego wystąpił o nową koncesję.

– Przecież to absurd i milion formalności do załatwienia – denerwuje się nasz rozmówca. – Nie spóźniłem się z opłatą, po prostu przydarzyła mi się drobna pomyłka. Można było wcześniej zadzwonić, przypomnieć o pomyłce, dać mi szansę na dopłacenie, a nie od razu zabierać koncesję. Teraz zostaje mi tylko odwołanie od decyzji UM do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Koszalinie. Na pewno to zrobię, bo koncesja na alkohol to dla mnie być albo nie być. Janusz Stefanowicz nie ukrywa, że nie mogąc sprzedawać piwa, straci wielu klientów. Już teraz trudno mu utrzymać się z niewielkiego sklepiku. Bez piwa konkurencja po prostu zmiecie go z rynku.

– Ustawa nie przewiduje prolongowania terminu opłaty za koncesję, która w takiej sytuacji z automatu wygasa – mówi Marcin Wilk, dyrektor wydziału rozwoju szczecineckiego UM. – To nie jest nasze widzimisię.

Dyrektor dodaje, że ratusz szeroko informuje o terminie uiszczenia kolejnej raty opłaty za pozwolenie na handel alkoholem. Tym razem mógł być z tym problem (i był, bo kilka sklepików spóźniło się z wniesieniem raty), bo ostatni dzień wnoszenia opłat, czyli 30 września, wypadał w niedzielę. Szef wydziału wyjaśnia, że odbieranie koncesji nie leży w interesie miasta, bo wpływy z niej są przeznaczane na program antyalkoholowy, a ponadto urzędnicy mają świadomość, że sprzedaż piwa to dla wielu małych sklepów podstawa biznesu.

– Na razie decyzja jest nieprawomocna, zobaczymy, czy SKO podzieli argumenty tego pana – mówi Marcin Wilk i dodaje, że pewną szansę w SKO może mu dać mu to, że ratę uiścił w terminie, ale pomylił się co do kwoty.
źródło: gk24.pl

# Media w USA jak nasze ,zmieniają front?

Kilkanaście wpływowych gazet z USA, które w 2008 r. popierało kandydaturę p. Baraka Obamy na amerykańskiego prezydenta, obecnie zmienia kierunek i stawia na p. Willarda "Mitta" Romneya z Partii Republikańskiej.

Wśród najważniejszych gazet należy wymienić "Des Moines Register" z Iowa, który należy do tzw. swing states, gdzie żadna z partii nie ma stałego poparcia. Poza tym, p. Romney przejął poparcie gazet wspierających p. Obamę we Florydzie, a także na granicy między Iowa i Illinois. Do tego dochodzą media z Teksasu, a nawet przypadki ze zwykle demokratycznych Nowego Jorku i Kalifornii.

Źródło: dailycaller.com
Opracował: Jarosław Wójtowicz

# Pierwszy raz od 20 lat spadły wynagrodzenia Polaków.

Jak podaje portal forsal.pl, w pierwszych 3 kwartałach br. średnie wynagrodzenie wyniosło 3679 zł brutto i było o 3,7% wyższe niż przed rokiem – wynika z danych GUS. Biorąc pod uwagę jednak inflację, która w tym czasie osiągnęła poziom 4% jego siła nabywcza spadła o 0,2%.

Dodatkowo obniżki wynagrodzeń dotknęły niemal wszystkie branże - od górnictwa, przez budownictwo, po pracujących w handlu.
Eksperci szacują, że obniżka średnich wynagrodzeń w cały roku wyniesie ok. 0,5%.
Wg danych GUS, dla porównania w I kw. br. średnie wynagrodzenie w Polsce wyniosło 3646,09 zł brutto, a w II kw. - 3496,82 zł, co oznacza spadek o 4,09%.

Źródło: www.stat.gov.pl, forsal.pl
Opracował: TC

# Faszyzacja UE postępuje. Biorą się za fryzjerów.


Unia Europejska chce kontrolować każdy rodzaj działalności gospodarczej. Tym razem kontroli podlegać mają zakłady fryzjerskie: urzędnicy z Brukseli chcą uniemożliwić fryzjerkom m.in. noszenia biżuterii w pracy.

Wśród propozycji eurokratów jest zmuszenie fryzjerek do noszenia antypoślizgowych podeszw i zabronienie noszenia pierścionków, wysokich obcasów i "niehigienicznych" zegarków. Co ciekawe, również liczba klientów w skali dnia ma zostać ograniczona.

Propozycjami oburzeni są brytyjscy fryzjerzy, którzy uważają, że nowe prawodawstwo może ich kosztować nawet 75 mln GBP w skali roku oraz że wzrosną ceny usług fryzjerskich. Będzie to oznaczało wyższe ceny usług dla klientów.

Źródło: theSun.co.uk
Opracował: TP

# Rosyjski dokument o imigrantach we Francji.


# Prokurator będzie ścigał internetową "nietolerancję"!


Są już nowe wytyczne dla prokuratorów wobec domniemanej "mowy nienawiści", publikowanej przez użytkowników internetu. Wytyczne te podpisane zostały przez prokuratora generalnego, Andrzeja Seremeta. Zaostrzenie stanowiska organów ścigania w tej kwestii ma być odpowiedzią na wystosowany w ubiegłym roku apel Tygodnika Powszechnego i ministra Radosława Sikorskiego, który za publiczne pieniądze oddaje się pasji śledzenia rzekomych wpisów antysemickich. Nowe wytyczne mają być ogłoszone na portalu Prokuratury Generalnej. Najogólniej rzecz biorąc, ich intencją jest pomoc dla osób, które rzekomo mogą czuć się pomówione ze względu na rasę, narodowość, wyznanie religijne. Na ten moment nieznane są jednak te kryteria i granica, gdzie zaczyna się domniemana mowa nienawiści a kończy zwykła krytyka pod adresem osoby publicznej. Pod znakiem zapytania stoi także na ile umożliwią one elastyczną interpretacje tych przepisów przez organy represji.
Prokurator generalny zarządzający instytucją, która ze względu na natłok pracy i szczególną drobiazgowość wykazywaną wobec osób, których przewinieniem jest brak ubezwłasnowolnienia wobec systemu jest niewydolna, szczyci się nowym projektem. Andrzej Seremet zadeklarował, że wyeliminowano już przypadki, w których śledztwa umorzono z powodu niskiej szkodliwości. Powołał się przy tym na dane, że w pierwszej połowie tego roku nie było ani jednego takiego przypadku, prowadzone są 262 śledztwa a 4 spośród nich zakończyły się aktami oskarżenia.
źródło: autonom.pl

# Dyskusja ONR o Marszu Niepodległości.


# POlska -kraj tematów zastępczych.


niedziela, 28 października 2012

# Kryzys tożsamości -dyskutują Marian Kowalski ,Tomasz Kostyła i Karol Kazimierczak.




# Gruźlica znowu zabija.

Z powodu gruźlicy w 2011 roku na Lubelszczyźnie zmarło 60 osób, a 800 zachorowało. To rekord. W innych województwach liczby są o połowę mniejsze. Na Dolnym Śląsku zaś jest duża zachorowalność wśród dzieci i młodzieży.
Mimo iż gruźlicę zalicza się do chorób ludzi biednych, coraz częściej dotyka także ludzi przepracowanych oraz osłabionych przez stres.
- Nie jest chorobą tylko i wyłącznie osób biednych, z nałogami, wykluczonych. Coraz częściej dotyka osób młodych, zapracowanych, zestresowanych – alarmuje Jolanta Chabros z lubelskiego sanepidu.
Na Dolnym Śląsku gruźlicę rozpoznaje się u coraz większej liczby uczących się młodych ludzi. W 2011 roku zachorowało tam 642 osoby, a w tym już jest 531 osób.
- Kiedyś było tak, że miałam do badania jedną szkołę na kilka lat. Teraz mam kilka szkół w ciągu roku – usłyszała reporterka RMF FM od dr Ireny Kaczmarek-Szrajber z Dolnośląskiego Centrum Chorób Płuc.
System odpornościowy dzieci będący jeszcze w budowie powoduje, że właśnie dzieci są mocniej narażone na gruźlicę./BK/
Na podstawie: RMF 24
źródło:  nacjonalista.pl

# Sakiewicz kretem na prawicy?

Gdy na przeciwko siebie stają dwaj bokserzy, to po początkowym badaniu przynajmniej jeden z nich precyzyjnie i do bólu powtarzalnie bije w jeden osłabiony punkt. Tak mają wytrawni i myślący na ringu fighterzy. Nawiązując do tej metafory, słabym punktem w układance pod tytułem Marsz Niepodległości może być Pan Redaktor Sakiewicz („Gazeta Polska”). Wychodzi on przed szereg i swoiście oznajmia, że jest politycznie poprawny i reprezentatywny jako ta „ludzka prawicowa twarz", którą przyjmie szklane oko i pewna część elit.
Stratedzy pokroju Pana Redaktora i jego „przyjaciół" (których można wyczytać między wierszami w „GP”) tak bardzo uwierzyli w sondażowe słupki, że zapominają o realnym świecie. W zeszłym roku „GP” nieśmiało przypinała łatkę MN m. in. za pomocą Dawida Wildsteina. Tylko, że czytelnicy nie posłuchali, bo zobaczyli siłę i zdecydowanie na ulicy. Narodowcy, Kibole (kolejność czy łączenie dowolne) zrobili jakość i swoisty spektakl, ponieśli tłumy. Zrobili to ludzie młodzi, którym nie przejdzie przez myśl kalkulacja czy intrygi, bądź różne odcienie białego i czarnego koloru. Ponadto jesteśmy pomni doświadczeń i zdrad okrągłostołowych.
Nikt nie będzie robił żadnych gier i paktów pokojowych, sprawy zaszły za daleko, więc albo My albo Oni. Albo Redaktor wbije sobie do głowy, że My jako przede wszystkim Patrioci nie pójdziemy na żadne układy czy ustępstwa albo niech zabiera swoje zabawki jak JKM. Jeśli dasz Systemowi palec, to nie weźmie dłoni tylko oderżnie Ci głowę.
Gdy czytam o możliwości stworzenia odseparowanego Marszu w łonie drugiego Marszu to przychodzi na myśl krecia robota, bo nie uwierzę w to, że Pan Redaktor jest delikatnie mówiąc nieostrożny czy lekkomyślny.
Społeczeństwo jest zmęczone i zdezorientowane, bo robione w balona o nazwie pseudodemokracja od ponad 20 lat. Ludzie wyczekują młodych, którzy rozpierdolą to koryto i świnie przy nim… Społeczeństwo nie chce krasomówstwa Redaktora tylko działania, najlepiej twardego i zdecydowanego, a nie Marszów klubowych, gdzie psiarni nie ma, bo wiedzą, że maszerującym zależy na opinii, tylko kogo? Władców szklanego oka?
My nie zamierzamy ani maszerować, ani kłaniać się w pas czy używać elokwencji przed kamerami. Jesteśmy po to by delikatnie mówiąc zdemontować (lub jak to woli: rozpierdolić) ten pańszczyźniano-wasalny System.
My nie potrzebujemy z nikim rozmawiać, bo najzwyczajniej z „kurwami" nie będziemy polemizować. Nie ma o czym. To nie jest radykalizm. To uczciwość i godność. Nikt nie będzie się dzielił na mniej czy bardziej honorowych, bo albo masz HONOR albo tylko o nim mówisz.
S-m
źródło: inicjatywa14.net
=============================================================
Takich samozwańczych wodzów Ruchu Narodowego nazywa się w tym środowisku "leśnymi dziadkami" ,czyli ludźmi którzy nie wiadomo skąd się wzięli ,są nikim w świecie Narodowców ,a pierwsi rwą się do megafonów.

# Śląsk wybudował pierwszą zeroenergetyczną szkołę!


W Budzowie na Dolnym Śląsku wybudowano samowystarczalną energetycznie szkołę. Jest to pierwszy tego typu obiekt w Polsce. Według gminy Stoszowice, która jest pomysłodawcą projektu, energooszczędny budynek będzie potrzebował 10 razy mniej energii niż zwyczajne budynki szkolne, a same koszta utrzymania mają wynosić tylko 8 tys. złotych rocznie. Według specjalistów, koszt wybudowania szkoły i jej eksploatacji w okresie 20 lat będzie niższy niż zbudowanie zwykłego gmachu szkolnego korzystającego z konwencjonalnych źródeł energii.
Na wyposażeniu szkoły znajdują się m.in. system mechanicznej wentylacji z odzyskiem ciepła i kolektory słoneczne. W planie jest montaż paneli fotowoltaicznych. Szkoła ma powierzchnię 800 metrów kwadratowych, a koszt inwestycji wyniósł 3,5 mln zł.
źródło:  autonom.pl

sobota, 27 października 2012

# Gowin bierze się za biegłych sądowych.

JE Jarosław Gowin, minister sprawiedliwości z PO, zamierza oczyścić sądy z nierzetelnych biegłych - pisze "Puls Biznesu".

Ma do tego posłużyć specjalna ustawa, szczegółowo określająca zasady oceny kompetencji biegłych oraz ich pracy. Projekt został skierowany do uzgodnień społecznych i międzyresortowych. Ministerstwo Sprawiedliwości chce umożliwić prezesom sądów okręgowych powoływanie specjalnych komisji do weryfikacji kompetencji biegłych. Przeciw tworzeniu komisji już wypowiadają się sami rzeczoznawcy - donosi gazeta.

Źródło: pb.pl
Opracował: G.K.

Zobacz też: Kto chce zniszczyć Gowina?

# Parlament Europejski zmienia się w cyrk.


  "Dziennik Gazeta Prawna" publikuje zdjęcia na których widać, jak włoska unioposłanka przyszła na głosowanie z 2-letnią córką.

Dziennik podaje, że to już kolejny raz, kiedy p. Licia Ronzulli, unioposłanka z Włoch, pojawiła się w pracy z 2-letnią córką.

Źródło: dziennik.pl
Opracował: G.K.

# PO nadal świadomie sabotuje interesy Polski w UE.


Unioposłowie PO skompromitowali się w Brukseli, głosując kolejny raz głosują wbrew interesom Polski - donosi RMF FM.

Radio podaje, że unioposłowie zagłosowali wbrew wyraźniej instrukcji MSZ i byli za odrzuceniem ważnej dla polskich podatników i konsumentów poprawki, która znosiła zapis o konieczności przeznaczania części środków z Unii na walkę z ociepleniem klimatu.
Jak podaje RM FM, unioposłowie PO zagłosowali wbrew sugestiom MSZ 2 razy. Jedna z poprawek miała znieść niekorzystny dla Polski zapis mówiący o tym, że 20% unijnego budżetu ma być wydawane na walkę z ociepleniem klimatu.

Źródło: rmf24.pl
Opracował: G.K.

# Obrońcy aborygenów wiedzą lepiej od aborygenów.

Posłanka do Zgromadzenia Ustawodawczego stanu Australia Zachodnia zaatakowała grupy obrońców środowiska, które z poparciem sławnych celebrytów dążą do zablokowania budowy wielkich zakładów produkcji skroplonego gazu ziemnego.

WCz. Karola Martin w emocjonalnym przemówieniu do stanowego parlamentu skrytykowała protestujących celebrytów używających swojej sławy do zagłuszenia głosów aborygenów, którzy zgodzili się i popierają wartą 30 mld AUD budowę zakładów gazowych w Kimberley.
Zasiadająca w parlamencie stanowym od r. 2001 aborygeńska posłanka powiedziała, że ten projekt jest dla aborygenów najlepszą szansą na uzyskanie możliwości kontrolowania swojego przeznaczenia, a ci sławni celebryci powinni najpierw "sprawdzić nagrobki" młodych aborygenów, którzy popełnili samobójstwo po stwierdzeniu, że nie ma dla nich przyszłości. P. Martin nazwała przeciwników projektu "krwawymi zielonymi", którzy kolonizują aborygenów.

Źródło: au.news.yahoo.com
Opracował: Piotr Kadaj

# Polacy nie wierzą w sens działania.


Sondaż zrealizowany przez CBOS to dowód na nikłe zaangażowanie Polaków w życie społeczne i polityczne naszego kraju. Jest ono wynikiem przede wszystkim założenia o braku skuteczności inicjatyw oddolnych, ruchów społecznych, organizacji parlamentarnych i ich domniemanym znikomym wpływie na władze centralne. 68% respondentów uznało, iż nie mają oni wpływu na sprawy swojego kraju. W grupie tej 43% ankietowanych stwierdziło, że raczej nie, zaś 25% - zdecydowanie nie. Niecała 1/3 zapytanych o tę kwestię jest przeciwnej opinii.
Nieco lepiej przedstawiają się wyniki badań odnośnie spraw lokalnych. 50% wyraziło zdanie, że posiadają wpływ na to, co dzieje się w ich mieście, gminie i mniejszych jednostkach administracyjnych. Niemniej jednak grupa Polaków przeświadczonych o braku takiego wpływu jest nadal duża. Świadectwem niech będzie fakt, iż 47% ankietowanych udzieliło odpowiedzi przeciwnej.
Warto prześledzić także działalność społeczną Polaków. Badanie stwierdza, że częściej angażujemy się w inicjatywy jednorazowe niż w coś bardziej trwałego, dodatkowo wyraża się to raczej tylko symbolicznym wyrażeniem aprobaty i wsparcia niż szerszym zaangażowaniem, chociażby jako jeden z organizatorów społecznego przedsięwzięcia.
27% badanych ma doświadczenie w zakresie zbiórek funduszy na jakiś szczytny cel, 25% oświadczyło, iż w ostatnim czasie podpisało jakąś petycje. 12% wzięło udział w zgromadzeniu lub spotkaniu politycznym, 10% ze względu na jakieś przekonania bojkotowało lub nabywało jakiś produkt konsumencki, także 10% podjęło próbę kontaktu z przedstawicielem administracji państwowej bądź politykiem.
7% uczestniczyło w demonstracji, 6% wyrażało swoją opinie na internetowym forum politycznym, 5% kontaktowało się z mediami mając na celu wyrażenie zdania na określony temat, 2% zbierało pieniądze na działalność polityczną.
Mimo, że powyższe formy obywatelskiej działalności nie są zbyt wyszukane i przeprowadzić można je skromnym nakładem sił, to i tak 54% stwierdziło, że nie angażowało się w żadną z nich. 69% nie wykazało się tego typu aktywnością w ostatnim roku, 19% zaangażowało się w uczestnictwo w jednej z nich, 13% w dwie, 9% w trzy bądź cztery, a tylko 5% w pięć i więcej.
na podstawie: CBOS
źródło: autonom.pl

# 11 listopada coraz bliżej.


Wielkimi krokami zbliżają się obchody Narodowego Święta Niepodległości, które na stałe zagościły w kalendarzu nacjonalistycznych akcji, szybko zdobywając miano najliczniejszych i najważniejszych manifestacji w roku. Sukces zeszłorocznych marszów w Warszawie, Wrocławiu i Szczecinie nie tylko rozbudził serca wielu polskich patriotów, lecz także znacznie przyczynił się do wzrostu narodowej aktywności w sporej części miast. 11 listopada to okazja nie tylko do zamanifestowania swojej dumy narodowej oraz przywiązania do idei Wielkiej Polski, lecz także zaakcentowania silnego sprzeciwu wobec dzisiejszej, zdecydowanie antynarodowej władzy i jej posunięć. Święto Niepodległości jest pod tym względem mocno symboliczne nie tylko dlatego, że w zeszłym roku systemowe siły zdecydowały się zaatakować uczestników warszawskiego Marszu Niepodległości, nasyłając na niego agresywnych policjantów, lecz również dlatego, iż wszystkie zaplanowane na 11 listopada marsze, demonstracje i pikiety będą ostatnimi zgromadzeniami, jakie odbędą się na prawach dotychczasowej ustawy o zgromadzeniach publicznych, która została niedawno znowelizowana. Rząd ograniczając wolność zgromadzeń pragnie stłumić siłę drzemiącą w tłumie dumnych ze swojego pochodzenia Polaków, jednak płomień ich zjednoczonych serc to rzecz nie do okiełznania - niech w dniu 11/11 zasymbolizuje go masowo odpalana pirotechnika, która z wejściem w życie nowej ustawy będzie już bezwzględnie zakazana.

***

Warszawa:


Największa z narodowych demonstracji w dniu 11 listopada, zgodnie z niepisaną tradycją, odbędzie się w Warszawie. Marsz Niepodległości, który w zeszłym roku zgromadził ponad 20 tysięcy polskich patriotów, w obecnej formie zostanie zorganizowany już po raz trzeci. Nad całością jego organizacji czuwa Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, powołane i współtworzone przez środowiska polskich narodowców - Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Tegoroczny marsz rozpocznie się o godzinie 15:00 na Rondzie im. Romana Dmowskiego, a więc w samym centrum stolicy. Aktualne informacje na jego temat śledzić można m.in. na Facebook'u organizatorów: facebook.com/Niepodleglosci.Marsz.


Wrocław:


Organizowany we Wrocławiu Marsz Patriotów jest oddolną, patriotyczną inicjatywą podjętą przez dolnośląski oddział Narodowego Odrodzenia Polski, przy wydatnym wsparciu kibiców WKS Śląsk i Sparty Wrocław. W zeszłym roku wzięło w nim udział ponad 3000 osób, wśród których znalazły się również delegacje nacjonalistów z innych europejskich krajów - m.in. Szwecji, Irlandii, Włoch czy Flandrii. Tegoroczny marsz wyruszy o godzinie 17:00 spod pręgierza na wrocławskim Rynku. Więcej informacji na Facebook'u.


Szczecin:


Kolejna z dużych patriotycznych i niezależnych manifestacji w Święto Niepodległości odbędzie się w Szczecinie. Tam z Placu Orła Białego o godzinie 15:00 wyruszy Szczeciński Marsz Niepodległości, zainicjowany przez lokalną koalicję Porozumienie Środowisk Patriotycznych, w skład której wchodzą również ugrupowania o profilu narodowym. Oficjalny patronat nad tym wydarzeniem objął Związek Narodowych Sił Zbrojnych oraz Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej. Jak piszą organizatorzy marszu, pochód w założeniu jest również okazaniem solidarności mieszkańców woj. Zachodnio-pomorskiego z Marszem Niepodległości, który przejdzie ulicami Warszawy. Wydarzenie na Facebook'u znaleźć można tutaj.

***


Redakcja Autonom.pl pozdrawia organizatorów wszystkich narodowych zgromadzeń w dniu Święta Niepodległości i pragnie wezwać swoich Czytelników do jak najliczniejszego i aktywnego stawiennictwa. 11 Listopada to nasze święto - święto Wolnych, Niepodległych Polaków. Polaków dumnych ze swojej narodowości i odpornych na kłamstwa polityków oraz podległych im mediów. Polaków, dla których patriotyzm objawia się przede wszystkim czynem! Wychodzimy na ulice!
źródło: autonom.pl

# Zimbwabwe jak zwykle żebrze na bezczelnego.

Władze Zimbabwe wyciągną żebraczą miskę w kierunku krajów zachodnich i organów światowych z powodu braku pieniędzy na sfinansowanie referendum ws. konstytucji oraz zbliżających się wyborów - twierdzi p. Tendai Biti, minister finansów tego kraju.
 
Zdaniem ministra finansów, Zimbabwe nie jest w stanie finansować dwóch tak kosztownych procesów jednocześnie.
- Nie mamy wystarczających środków na sfinansowanie wyborów na własną rękę. Kraje takie jak Wielka Brytania, Norwegia, Chiny oraz ONZ mają obowiązek finansowania wyborów w stopniu, w jakim finansowane są sektory naszej edukacji i zdrowia - oznajmił.

Źródło: www.news24.com
Opracował: Daniel Król

# Sprzedawcy wyjaśnią kto okrada kierowców.

"Dlaczego paliwo jest tak drogie?" - takie banery pojawią się wkrótce na niewielkich stacjach benzynowych. Odpowiedzi na to pytanie udzielają przedstawiciele Polskiej Izby Paliw Płynnych - pisze "Puls Biznesu".

Odpowiedź na pytanie zadane na banerze znajdzie się w ulotkach, które będą rozdawane klientom. Jako winnych drożyzny na stacjach benzynowych ich właściciele wskazują Skarb Państwa, rafinerie, a także banki pobierające prowizje od transakcji kartą płatniczą.
- To krzyk rozpaczy przeciwko zjawiskom, na które nie mamy wpływu, a o które nas się obwinia. Struktura ceny paliwa jest, jaka jest, i chcemy to uświadomić kierowcom - tłumaczy motywy, jakie kierowały organizatorami akcji p. Wojciech Teszner, właściciel firmy Ad-Rem.

Źródło: pb.pl
Opracował: G.K.

# UE podniesie nam nawet ceny biletów do kina.

Stawka VAT na bilety do kina wzrośnie z 8% do 23%, co oznacza, że zdrożeją one nawet o kilka złotych.

Jak podaje serwis kino.dlastudenta.pl, do tej pory 8% VAT-em objęte były usługi związane z projekcją filmów oraz usługi związane z filmami, czy nagraniami wideo, ale Unia Europejska nakazuje podnsieinie podatku od tych usług do podstawowej stawki 23%.

Źródło: kino.dlastudenta.pl
Opracował: TC

# Będą większe kary dla podatników.

W przyszłym roku wzrosną grzywny za wykroczenia i przestępstwa wymierzane w postępowaniu karnym skarbowym. To efekt powiązania ich z płacą minimalną.
Jest już pewne, że w 2013 r. minimalne wynagrodzenie za pracę wyniesie 1600 zł, a więc będzie o 100 zł wyższe niż obowiązujące w tym roku.
– Wzrost minimalnego wynagrodzenia ma doniosłe znaczenie z punktu widzenia odpowiedzialności karnej skarbowej – komentuje Anna Orłowska, prawnik z Kancelarii Radców Prawnych Pilarski, Oczkowski z Torunia.
Wskaźnik minimalnej pensji wykorzystywany jest m.in. do wyliczania kar grzywny. Dotyczy to zarówno wykroczeń, gdzie grzywna wymierzana jest kwotowo i stanowi określoną część lub wielokrotność minimalnego wynagrodzenia, jak i przestępstw, gdzie wskaźnik ten służy do wyliczenia wysokości stawki dziennej grzywny. Ponieważ jednak najniższa pensja niewiele wzrasta, także wzrost grzywien będzie umiarkowany.
Wyższe kary
Podwyżka minimalnego wynagrodzenia za pracę oznacza, przykładowo, że w przyszłym roku sprawców wykroczeń skarbowych będzie można ukarać grzywną w wysokości do 32 tys. zł, a zatem maksymalnie o 2 tys. wyższą niż obecnie. Mniej dotkliwa różnica wystąpi w przypadku kar grzywny nakładanych mandatem. Maksymalny mandat – w wysokości 3200 zł, będzie tylko o 200 zł wyższy niż obecnie. Przypomnijmy, że mandat – za zgodą podatnika – mogą wymierzyć upoważnieni pracownicy urzędów skarbowych, inspektorzy kontroli skarbowej czy upoważnieni funkcjonariusze celni. Przyjęcie mandatu pozwala uniknąć postępowania karnego skarbowego przed sądem.
W przypadku przestępstw skarbowych wzrośnie minimalna i maksymalna stawka dzienna grzywny, które wyniosą odpowiednio: 53,33 zł i 21 332 zł, a przypomnijmy, że sąd może takich stawek wymierzyć od 10 do 720 (w przypadku kary nadzwyczajnie obostrzonej nawet 1080). Kara za przestępstwo skarbowe będzie się zatem zawierać w przedziale od 533,3 zł do 15 359 040 zł.
 
Z reguły wysokość orzekanych kar znajduje się pomiędzy wartościami granicznymi.
– Zatem wzrost stawek nie musi automatycznie skutkować zwiększeniem wysokości orzekanych grzywien – mówi Michał Wilk, doradca podatkowy w kancelarii KSP Legal & Tax Advice.
Dodaje, że podwyższone progi mają zastosowanie do czynów popełnionych w trakcie ich obowiązywania.
– Oznacza to, że w razie orzekania w 2013 r. kary grzywny za przestępstwo bądź wykroczenie skarbowe popełnione w 2012 r., sąd zastosuje przepisy względniejsze, czyli łagodniejsze dla sprawcy – podkreśla Anna Orłowska.

Sąd ustali więc wysokość grzywny przy zastosowaniu niższej (tj. obowiązującej w chwili popełnienia czynu) wysokości minimalnego wynagrodzenia. Potwierdza to orzecznictwo Sądu Najwyższego (por. m.in. wyroki z 5 listopada 2008 r., sygn. akt V KK 116/08 i z 5 maja 2010 r., sygn. akt III KK 432/09).
Ustawowy próg
– Pozytywnym skutkiem podwyższenia pensji minimalnej jest z kolei wzrost progów kwotowych, których przekroczenie decyduje o przekwalifikowaniu czynu z wykroczenia na przestępstwo skarbowe – zwraca uwagę Michał Wilk.
Chodzi o to, że wzrost płacy minimalnej wpływa na zwiększenie tzw. ustawowego progu między wykroczeniem a przestępstwem skarbowym, który opiera się na wartości dokonanego uszczuplenia.
Ustawodawca ustalił równowartość pięciokrotnego minimalnego wynagrodzenia jako granicę uznania przewinienia za wykroczenie bądź przestępstwo skarbowe.

– Obecnie czyn zabroniony, polegający na uszczupleniu należności publicznoprawnej, jeżeli kwota uszczuplenia przekracza 7,5 tys. zł, stanowi przestępstwo skarbowe. Od 2013 r. będzie to kwota 8 tys. zł.
Ustawowy próg decyduje o uznaniu czynu zabronionego za wykroczenie lub przestępstwo skarbowe w określonych przypadkach.
źródło:  podatki.gazetaprawna.pl

# ASP podtrzymuje decyzję wobec artysty-monarchisty.

Jak donosi "Gazeta Wyborcza", władze gdańskiej ASP podtrzymują swoją decyzję, aby nie przyjąć w szeregi uczelni p. Grzegorza Gilewicza, który nie złożył ślubowania, twierdząc, że fragment tego dokumentu o wierności ideałom humanizmu i demokracji godzi w jego światopogląd.

P. Jarosław Szymański, prorektor ds. kształcenia i spraw studenckich gdańskiej ASP, przekonuje, że uwzględnienie przez władze uczelni prośby p. Gilewicza o możliwość podpisania ślubowania bez spornego fragmentu naruszałoby integralność całego tekstu dokumentu.
- Ślubowanie to zawarte jest w statucie, który został przyjęty uchwałą Senatu, najwyższego organu kolegialnego Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Rektor nie ma prawnych możliwości modyfikacji treści ślubowania lub wyrażenia zgody na złożenie ślubowania bez określonego fragmentu - podkreślił p. Szymański.

Źródło: wyborcza.pl
Opracował: G.K.
======================================================
Pytanie ,czy przyjęcie uchwały niezgodnej z konstytucją nie unieważnia jej.

# Moje wrażenia po "Myślach nowoczesnego Endeka".

    Reklamowałem tutaj tą najnowszą z książek pióra Pana Ziemkiewicza i zrobiłem słusznie. 
Zaznaczę ,iż obecnie jestem po pierwszym dniu czytania i 3/4 lektury mam za sobą ,jednak wiem już czym to się je.
    Tytuł sugerowałby ,iż będzie to dzieło podobne do słynnej pracy Ministra Dmowskiego ,jednak tak nie jest ,a w każdym razie nie do końca. Jest to nie tyle wyraz światopoglądu autora co opis i analiza sytuacji w kraju w jego oczach. Oczach Endeka. 
Nie będę wnikał w zawartość. Dlaczego? Ponieważ o wszystkim w zasadzie o czym przeczytałem jak na razie w omawianym tytule sam pisałem już tutaj na tym blogu ,więc moi wierni czytelnicy mogą się poczuć lekko zawiedzeni ,wtórnością materiału ,choć ja osobiście jestem ukontentowany chociażby odkryciem ,iż poglądy na temat "pogromów" ,a szczególnie Jedwabnego szanowany przeze mnie autor ma w zupełności zbieżne z moimi. 
Niestety mam niedosyt (przynajmniej na obecnym etapie)  Myśli Narodowej, która się w tej książce jedynie przewija gdzieś w tle opisywanych wydarzeń.
Jest to książka popularno socjologiczna i popularno historyczna ,oraz na poły publicystyczna ,co powoduje iż jest łatwo przyswajalną dawką prawicowości dla nawet niedzielnego czytelnika.
    Warto ją było kupić choćby po to by dać do przeczytania najbliższym ,którzy nie mają czasu na czytanie mego bloga i wiele z tych informacji będzie dla nich czymś nowym. Czy polecam ją czytelnikom tego bloga? Ciężko powiedzieć ,gdyż zbieżność poglądów autorów ,oraz sama zawartość jest niemal bliźniaczo podobna ,przynajmniej w omawianych w książce tematach. Ale warto ją mieć na wypadek jakiejś katastrofy która pozbawiła by nas dostępu do internetu ,obojętnie czy to będzie cenzura wprowadzona przez PO które postanowiło wybudowanie pomniku wolności słowa (jak już mówiłem pomniki stawia się tym co umarli) ,czy katastrofa nieco bardziej naturalna ,wynik np. epoki lodowcowej w której już przecież żyjemy.

piątek, 26 października 2012

# Polacy wierzą, że państwo napędza wzrost.

Sondaż dla DGP
Połowa Polaków uważa, że za wzrost gospodarczy odpowiada rząd – wynika z badań DGP i instytutu Homo Homini.
W Polsce ponad 70 proc. PKB wytwarzają prywatne przedsiębiorstwa. Jednak aż 48,6 proc. Polaków, którym Instytut Badania Opinii „Homo Homini” zadał pytanie o to, kto w głównej mierze odpowiada za rozwój gospodarczy kraju, odpowiedziało: państwo i rząd. Zaledwie 26 proc. stwierdziło, że są to firmy, a reszta wskazała na jeszcze innych „budowniczych” PKB, m.in. środki unijne, zagranicznych inwestorów oraz konsumpcję.
Tymczasem sam sektor MSP, czyli firm zatrudniających między 10 a 49 osób, generuje obecnie niemal 50 proc. PKB. Dekadę temu było to 40 proc. Jego znaczenie dla kraju rośnie.
Podobny trend – docenianie roli państwa w gospodarce – od kilku lat można zaobserwować w Europie. Korporacje, banki i rynki są obarczane winą za doprowadzenie do recesji. A od rządów Europejczycy oczekują kreowania wzrostu i dbania o rozwój.
Jak wynika z Eurobarometru z maja br., taką ocenę wyraża średnio 64 proc. ankietowanych. Wyższy wskaźnik jest jednak w Grecji (78 proc.) i we Francji (72 proc.), a nieco niższy w Niemczech (66 proc.) i Wielkiej Brytanii (48 proc.).
Rządowa zapowiedź powołania Inwestycji Polskich i wzmocnienia roli państwa w kreowaniu wzrostu wpisuje się w nastroje Polaków i główny nurt europejski.
Sondaż Homo Homini dla Dziennika Gazety Prawnej
Współpr. J.Bie
Łukasz Bąk
źródło: edgp.dziennik.pl

# Szałamacha: PO likwiduje polski przemysł chemiczny.

W 2006 roku Ciech zakupił Organikę –Sarzynę i Zachem. Skarb Państwa był wówczas i jest obecnie wiodącym akcjonariuszem Ciech-u. Kierowałem wówczas transakcją po stronie MSP. Sprzedaż Zachemu dała szansę spółce na rozwój, Bydgoszcz odetchnęła.
Informacja z ostatnich dni: Ciech sprzedał na rzecz koncernu BASF prawa intelektualne związane z produkcją TDI. TDI to podstawowy produkt Zachemu, to związek chemiczny wykorzystywany w przemyśle meblarskim, samochodowym, tekstylnym i obuwniczym.
W komunikacie czytamy, że transakcja dotyczy:
listy klientów, kontrakty handlowe dotyczące sprzedaży TDI, prawa własności intelektualnej do produktów i technologii TDI oraz know-how związane z produkcją TDI.
Co ciekawe, Ciech nie sprzedał samej instalacji produkcyjnej, ta ma zostać zamknięta, a 700 osób zwolnione. Ciech sprzedał rynek i wiedzę, a TDI na polski rynek będzie produkowane w Niemczech.
Przez ostatnie lata, pomimo koniunktury w chemii, zarząd Ciech doprowadził do jego zadłużenia, teraz sprzedaje co się da. Tacy to są fachowcy od gospodarki.
źródło: wpolityce.pl

# KE ukarze Polaków za lenistwo PO.


Komisja Europejska pozywa Polskę przed unijny Trybunał Sprawiedliwości w związku z niewdrożeniem unijnej dyrektywy dotyczącej opłat lotniskowych - donosi Interia.

Jak podaje portal, KE wnioskuje o dzienną karę dla Polski w wysokości ok. 75 tys. euro. Kara miałaby być płacona od dnia wyroku do czasu wdrożenia. Strona polska zapewnia jednak, że pracuje nad zmianą przepisów. Termin wdrożenia dyrektywy upłynął 15 marca 2011 r.
Dyrektywa nakłada na kraje członkowskie wymóg zapewnienia, by zmiany systemu lub wysokości opłat lotniskowych następowały w wyniku porozumienia pomiędzy zarządzającymi lotniskami a liniami lotniczymi.
 
Źródło: fakty.interia.pl
Opracował: G.K.

# Tesla - Sławiański geniusz kontra NWO.


czwartek, 25 października 2012

# Rosja zrzuca bibułową maskę demokracji.


Rosyjska Duma Państwowa przegłosowała projekt rozszerzenia definicji zdrady stanu. Ustawa przeszła miażdżącym stosunkiem głosów 375 za przy jedynie 2 przeciwko. Komentując sprawę wiele osób podkreśla, że jest to kolejny krok do rozprawienia się z inicjatywami oddolnymi, ruchami pozaparlemantarnymi i przede wszystkim tymi, które nie podporządkują się całkowicie linii politycznej Kremla. Przeforsowana ustawa uderza więc także wiele niezależnie działających nacjonalistycznych ruchów kontestatorskich.
W maju prezydent Władimir Putin podpisał znowelizowane prawo o zgromadzeniach, którego istotą jest stukrotne podwyższenie kary za udział w demonstracji, jaka nie uzyskała zgody władz. Obecnie przez termin zdrada stanu rozumieć trzeba będzie nawet osoby, które udzielą pomocy w zakresie finansowym bądź technicznym tym, którzy mogą narazić na szwank bezpieczeństwo Rosji, w tym jej porządek konstytucyjny, suwerenność i integralność państwową i terytorialną. Zaostrzono również kryteria mające na celu ochronę tajemnicy państwowej.
Zredefiniowany termin zdrada stanu został tak elastycznie sformułowany, że można dowolnie go interpretować, a następnie dowolnie stosować także wobec antysystemowej opozycji różnorakich politycznych odcieni. Najmniejszy kontakt Rosjanina z obcokrajowcami niesie ze sobą ryzyko oskarżenia o osławioną zdradę stanu.
Na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl

# Przedsiębiorca zbudował plac zabaw dla inwalidów.


W silnie zindywidualizowanym i egocentrycznym świecie zdarzają się inicjatywy, które rozmiękczają nawet te najbardziej twarde serca. Oto w Przemyślu powstał sfinansowany przez lokalnego przedsiębiorcę plac zabaw dla dzieci niepełnosprawnych. Koszt realizacji projektu wyniósł 270 tysięcy złotych. Podkarpackie przedsięwzięcie jest jednym z pierwszych tego pokroju w naszym kraju. Wspomniany obiekt zlokalizowany jest przy Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym numer 1 w Przemyślu. Do dyspozycji osób mających problemy z poruszaniem oddano huśtawkę-platformę, z której w bezpieczny sposób mogą skorzystać osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich, tzw. „bocianie gniazdo” będące huśtawką dla dziecka, które nie jest w stanie samodzielnie siedzieć, czy też konstrukcje mające imitować zamki, do których prowadzą komfortowe podjazdy, urządzenie dzięki któremu dzieci niewidome mogą poznawać litery i cyfry i wiele innych atrakcji.
W pierwszym dniu po uruchomieniu plac zabaw przeżywał oblężenie. Entuzjazmu nie mógł ukryć zatrudniony jako dyrektor w SOSzW Andrzej Berestecki. Do dziś niepełnosprawne dzieci mogły jedynie pozazdrościć sprawnym ruchowo rówieśnikom możliwości korzystania z tego pokroju zabawek, co naturalnie było przyczyną ich smutku. Aktualnie mogą beztrosko korzystać z udostępnionej infrastruktury.
Chociaż plac zabaw zaprojektowany został głównie z myślą o dzieciach niepełnosprawnych, to rodzice i wychowawcy gorąco zapraszają na niego wszystkie dzieci. Umożliwi to interakcje i wzajemne poznanie się rówieśników w pełni sprawnych ruchowo i tych, które niestety mają jakieś dysfunkcje. Nie ma lepszej drogi ku wzajemnemu zrozumieniu, socjalizacji i obalenia mitów począwszy od najmłodszych lat.
na podstawie: nowiny24.pl
źródło:  autonom.pl
================================================================
Jak czytam o takich inicjatywach to wychodzi moja dusza wrażliwca. Z jednej strony uważam ,że takie dzieci nie powinny się rodzić ,bo potem bardzo cierpią. Nawet ludzie z zespołem Downa są świadomi swojego kalectwa i są nieszczęśliwi. Z drugiej strony jeśli już się rodzą to popieram i sam nieraz pomagam w różnych akcjach mających im sprawić chociaż chwilową radość ,lub pomóc wyjść z choroby. No i jest to kolejny dowód na to ,iż w wolnym rynku to ludzie przejęliby inicjatywę i to prywatne osoby tworzyły by podobne place czy cokolwiek innego i to dużo lepsze i tańsze w wykonaniu niż jakby zrobiło to państwo które musi się nakraść przy każdej drobnostce na którą wydaje nasze pieniądze.

środa, 24 października 2012

# Prof. Wolniewicz -Fikcyjne 10% ,czyli ilu żydów zabili Polacy.

1. Propaganda przeciw Polsce trwa, narasta i ma nas złamać moralnie – przy zupełnej obojętności polskiej profesury, a często z jej gorliwym udziałem. Oto świeży przykład: według „Gazety Wyborczej” (8.12.2011) Parlament Europejski nagrodził książkę Anny Bikont „My z Jedwabnego” nagrodą 2011 roku, uznawszy, że ten nikczemny paszkwil na Polskę „promuje europejskie wartości”. Przekład francuski La Crime et la Silence: Jedwabne 1941 ukazał się rok temu w Paryżu, wkrótce ma się ukazać angielski. Jak widzimy, szkalowanie Polski wchodzi już do zestawu „europejskich wartości”. Ilu naszych profesorów zabrało w tej sprawie publicznie głos?
Zniesławiająca nas propaganda stosuje różne instrumenty. Jednym jest polityczna pornografia typu Jerzego Kosińskiego, Anny Bikont, Jana Tomasza Grossa, Aliny Całej i wielu innych; a także jej wzmacniacze, jak książka Jean-Yves Potela La Fin de l’innocence: la Pologne face à son passé juif, Paryż 2008 (przekład polski „Koniec niewinności: Polska wobec swojej żydowskiej przeszłości”, Kraków 2010). Drugim instrumentem jest fałszowanie obrazu II wojny światowej na potrzeby tejże propagandy. Trzecim są fikcyjne liczby i fingowane wyliczenia, które tamtym służą za pudło rezonansowe i porękę. O tym chcę coś rzec.
2. Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie ma od 3.10.2011 nowego dyrektora: z nominacji ministra kultury został nim Paweł Śpiewak. Z tej okazji dziennik „Rzeczpospolita” (26-27.11.2011) zrobił z nim wywiad, którego głównym akcentem jest pewna liczba. Nowy dyrektor, powołując się na książkę o stosunku polskich chłopów do Żydów wydaną przez Barbarę Engelking, oznajmił tam: „z tych badań wynika, że z rąk Polaków zginęło w czasie wojny 120 tys. Żydów”. Dalej zaś powołuje się już na tę liczbę jak na ustaloną („skoro historycy wyliczyli, że było 120 tys. ofiar żydowskich …”) i wzywa Polaków do „prawdziwej refleksji” nad nią.
(Wezwanie Śpiewaka jest w konsonansie z wypowiedzią prezydenta Komorowskiego, który 1 listopada na spotkaniu z naczelnymi rabinami Europy zapewniał ich solennie swą nieporadną polszczyzną, że budowane przez Polskę w Warszawie Muzeum Historii Żydów Polskich „ma stać się pełnym krytycznej refleksji miejscem o polsko-żydowskich relacjach”, jak podaje onet.pl za PAP-em).
Liczba „120 tys.” jest nowa. Rok temu Gross wymieniał „200 tys.”, z czego się potem wycofał do „kilkudziesięciu tysięcy”; a teraz znowu zwyżka. Skąd Śpiewak tę liczbę ma? Wziął ją z centralnej wytwórni antypolskich oszczerstw, jaką jest Centrum Badań nad Zagładą Żydów przy Polskiej Akademii Nauk, czynne od ośmiu lat. Kieruje nim Barbara Engelking-Boni, psycholożka i żona ministra Michała Boniego. Centrum stosuje różne chwyty politycznego marketingu, a jednym z nich jest żonglerka sfingowanymi liczbami. Rzuca się taką liczbę na próbę i patrzy, co będzie: gdy trafia na opór, to się cofamy i znów patrzymy; gdy zaś oporu już nie ma, idziemy naprzód.
3. Właściwy cel owego Centrum ujawnił niechcący jeden z jego tuzów, niejaki Jan Grabowski, wykładowca Uniwersytetu w Ottawie. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” (8-9.01.2011), przy której była też Engelking, powiedział: „Jedwabne to nie był incydent. Mordowanie Żydów miało miejsce wszędzie, jak Polska długa i szeroka” (przez Polaków, rzecz jasna, bo to o nich tu mowa). Ważne, by te liczby były duże, im większe tym lepsze, ale co najmniej „dziesiątki tysięcy”; inaczej nie będzie efektu. A ponieważ takich liczb nie ma, więc się je finguje.
W latach 2007-2010 Centrum realizowało „program badawczy” o nazwie „Ludność wiejska w GG wobec Zagłady i ukrywania się Żydów 1942-1945”, finansowany przez The Rotschild Foundation Europe, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego RP, oraz Conference on Jewish Material Claims against Germany. Owocem są trzy książki wydane w 2011 roku przez Centrum. Ich tytuły mówią za siebie: B. Engelking „‘Jest taki piękny, słoneczny dzień …’: Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945”; J. Grabowski „Judenjagd: polowanie na Żydów 1942-1945”; praca zbiorowa (red. B. Engelking) „Zarys krajobrazu: Wieś polska wobec zagłady Żydów 1942-1945”. Trzeba do nich dodać także „Złote żniwa” J. T. Grossa, też 2011, któremu Centrum służy za zaplecze i legitymację.
4. Jak działa Centrum, to pokazuje wywiad z jego szarą eminencją Aliną Skibińską, od 1996 r. pracowniczką Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie i jego przedstawicielką na Warszawę. Wywiad z nią ma tytuł „Chłopi mordowali Żydów z chciwości” („Rzeczpospolita” 13.01.2011) i usilnie broni Grossa. Na pytanie „czy Gross te 200 tysięcy wymyślił”, Skibińska odpowiada: „Nie, to jest oparte na pewnej kalkulacji. Szacuje się, że około 10 procent polskich Żydów uciekło [Niemcom]. Daje to więc co najmniej 250 tysięcy osób. Spośród tych […] po wojnie zarejestrowało się nie więcej niż 60 tysięcy”. – „Co się stało ze 190 tysiącami?” pyta dziennikarz, – „Zginęli”, odpowiada Skibińska. Potem kręci, że nie wszyscy wprawdzie z rąk Polaków, ale wielu. A ilu? – „Kilkadziesiąt tysięcy. I raczej więcej niż mniej – na pewno nie 20 tysięcy”.
Skąd taka pewność u tej Skibińskiej i owe „10 procent”? Engelking-Boni w rozmowie z PAP-em 10.02.2011 tak tłumaczy ową liczbę Żydów, którzy próbowali się ratować: „historyk Szymon Datner oceniał, że było ich około 10 proc., czyli około 250 tysięcy Żydów. 40 tys. z nich przeżyło wojnę”. (Miesiąc wcześniej u Skibińskiej było 60 tys., ale tę rozbieżność pomińmy.)
5. Praźródłem Śpiewaka jest więc Datner. Bezpośrednim zaś źródłem jest wstęp do wymienionego „Zarysu krajobrazu” napisany przez Krzysztofa Persaka z IPN-u, przedtem wydawcę wraz z P. Machcewiczem krętackiej pseudomonografii „Wokół Jedwabnego” (omawiamy ją w naszej „Ksenofobii i wspólnocie” wydanej z Z. Musiałem, s. 233-240). Wątpliwy to zresztą historyk, skoro niemiecki kryptonim eksterminacji Żydów w GG „Aktion Reinhard” pisze stale błędnie „Reinhardt”.
We wstępie Persaka (ss. 24, 26/7) czytamy: „idąc tropem Szymona Datnera historycy przyjmują zwykle, że próbę ucieczki z gett podjęło 10 procent Żydów. […] Podejmijmy próbę bilansu ‘brakujących’ Żydów dla obszaru [akcji Reinhard]. Liczba żydowskich mieszkańców wynosiła [tam] przed akcją […] łącznie około 1,6 mln. Domniemana liczba uciekinierów to zatem mniej więcej 160 tys. osób. […] Liczbę ocalałych można szacować na nie więcej niż 30-40 tys. Oznaczałoby to, że liczba ofiar polowania na Żydów […] wynosiła co najmniej 120 tys.”.
Persak dodaje: „nie wiemy […] ilu mają na sumieniu Polacy”, ale jego zdaniem „nie wydaje się przesadne oszacowanie, że [były to] dziesiątki tysięcy”. Jak widać, Śpiewak przelicytował nawet Persaka, całe te 120 tys. przypisując ryczałtem Polakom i pod firmą ŻIH puszczając tę liczbę w świat. Złą wolę tu widać, ale nam chodzi o co innego: o te 10%, na których całe to żydowskie oszczerstwo stoi.

6. U Śpiewaka są też jawne sprzeczności. Oświadcza np. na wstępie, że „żydokomuna to wielki krwawy mit”. Za chwilę zaś, pytany o powód tak licznej obecności polskich Żydów na kierowniczych stanowiskach w UB, tłumaczy: „bo byli bardziej oddani partii, a przecież UB potrzebował zaufanych”. Przyznaje tym sam, że żydowscy mordercy Polaków – ci Romkowscy i Fejginy, Kochany i Mietkowscy – to byli zaufani komuny. Zarzut „żydokomuny” tego właśnie dotyczył: że Żyd to zaufany komuny. Entuzjastyczny akces Żydów do komunizmu i ich wielki udział w jego zbrodniach nie jest mitem, lecz ponurym faktem, z którym nie potrafią sobie dziś radzić inaczej, niż kręcąc i kłamiąc.
7. Odesłania do Datnera są zawsze bezkrytyczne i niejasne. Nie cytuje się słów, jakimi ów procent wymieniał; ani nawet miejsca, gdzie u niego są. By tę sprawę wyjaśnić, spędziłem pół dnia w Bibliotece Narodowej i okazało się, co zawsze podejrzewałem: u Datnera tych „10 procent” nie ma. Sfingowano je później.
Także Persak nie cytuje Datnera, tylko odsyła do pracy G. Berendta w tomie „Polska 1939-1945”, red. W. Materski i T. Szarota, 2009, s. 69. Tam się jednak Datnera też nie cytuje, tylko odsyła sumarycznie do jego pracy „Zbrodnie hitlerowskie na Żydach zbiegłych z gett”, w Biuletynie ŻIH za 1970 rok. Datner zaś pisze: „w jednej z prac liczbę ocalałych Żydów oszacowałem […] na ok. 100 000 osób. Równie orientacyjnie oceniamy, że co najmniej drugie tyle ofiar zostało wychwytanych przez organa okupacyjne i padło ofiarą zbrodni”, po czym odsyła do swojej książki „Las sprawiedliwych” 1968, ale bez strony.
Ta niewielka książka Datnera (podtytuł: „Karta z dziejów ratownictwa Żydów w okupowanej Polsce”, KiW, ss. 117) jest źródłem ostatnim; a ściślej są nim słowa (s.5): „Częstokroć zastanawiały mnie okoliczności dzięki którym dziesiątki tysięcy Żydów uniknęły zagłady. Liczbę ocalonych [w Polsce] trudno sprecyzować. Przypuszczam, że najbliższą prawdy jest liczba między 80 000 a 100 000 osób”. Jednak już dwie strony dalej (s.7) liczbę tę wydatnie zmniejsza: „przed zagładą i w czasie jej trwania nieustalona bliżej liczba Żydów, szacowana na dziesiątki tysięcy, szukała ratunku”. (Ocalonych nie mogło być chyba więcej niż tych, co ocalenia szukali.) Datner nie próbuje tu niczego oceniać procentowo, nie robi żadnych wyliczeń. Wypowiada luźne „przypuszczenie” i to wszystko. Z tego ogólnikowego i niezobowiązującego przypuszczenia zrobiono potem na kolanie konkretną i okrągłą liczbę „10 %”, nadzwyczaj poręczną propagandowo. Liczba ta jest czystym zmyśleniem, a branie jej za punkt wyjścia do jakichkolwiek wnioskowań czy dyskusji dyskwalifikuje je z góry metodologicznie. Prawdziwy historyk nie wychodzi od procentowych fikcji.

8. Czytając Datnera, trafiłem na informacje i wypowiedzi wskazujące w całkiem innym kierunku niż paszkwile Centrum. Warto je przypomnieć.
W pracy „Zbrodnie …” Datner podaje oryginalny tekst rozporządzenia Hansa Franka z 5.X.1941 zabraniającego pomocy Żydom. Wielu o nim w Polsce słyszało, mało kto je zna. Brzmiało tak: „§ 4b: (1) Żydzi, którzy […] opuszczają wyznaczoną im dzielnicę, podlegają karze śmierci. Tej samej karze podlegają osoby, które takim Żydom świadomie dają kryjówkę. (2) Pomocnicy podlegają tej samej karze jak sprawca, czyn usiłowany będzie karany jak czyn dokonany.”

W świetle tego rozporządzenia trzeba czytać, co Datner pisze o ówczesnych postawach duchowieństwa i polskiej wsi. O pierwszej: „Piękną kartę w dziele ratowania Żydów zapisało duchowieństwo katolickie, zarówno świeckie, jak i zakonne”. („Zbrodnie …” s. 133). O drugiej: „Przeszło dwadzieścia lat temu, w 1945 r., autor niniejszej pracy pisał: ‘W województwie białostockim kilkuset Żydów, którzy uratowali się, zawdzięcza to przede wszystkim odwadze, ofiarności i miłosierdziu polskich chłopów’”) – „Las …”, s. 7 – i odsyła do swojej pracy „Walka i zagłada białostockiego getta” (Centralna Żydowska Komisja Historyczna, Łódź 1946, s. 23). Podaje również ustaloną do wtedy listę nazwisk trzystu Polaków zamordowanych przez Niemców za pomoc Żydom.
Szymon Datner (1902-1989) opisał, co widział i przeżył, bo niemiecką okupację przetrwał na tamtych terenach. W jego słowach coś chwyta nas za serce: polski Żyd mówi tu o Polakach ludzkim głosem, życzliwie. Tak już nawykliśmy, że z tamtej strony płynie ku nam jedynie fala oszczerstw i mowa nienawiści – jak chociażby w tych oskarżycielsko-szczujących tytułach „Złote żniwa”, „Polowanie na Żydów”, „Koniec niewinności” – iż głos Datnera dobiega do nas jakby z innego świata, z jakiejś dawno zatopionej Atlantydy. Zestawmy go bowiem z głosem Centrum PAN. Na zakończenie cytowanego wywiadu ze Skibińską oburzony już dziennikarz mówi do niej: „[Gross] przedstawia Polaków jako dzikie plemię antysemitów, współodpowiedzialne za Holokaust”. Na co ona: „Obawiam się, że muszę się z Grossem zgodzić”. A nowy dyrektor ŻIH skwapliwie jej basuje, choć był zięciem Datnera.
Polska profesura milczy. Milczą zwłaszcza członkowie Polskiej Akademii Nauk, którzy in corpore własnymi nazwiskami poczynania tego pseudo-naukowego „Centrum PAN” firmują. Obojętność to czy strach? Nie oglądając się więc na nich, trzymajmy się prostej zasady: bez własnego sprawdzenia nie wierzyć niczemu, co z tego „Centrum” wychodzi. A te „10%” i „120 tys.” włóżmy między bajki.

Bogusław Wolniewicz

# Czym się różni Polska od reszty krajów Sławiańskich?

Fot.: Wroclawianie.info
Nie mam zbyt dobrych odczuć po sobotnim Marszu Kominiarek i towarzyszącej mu nieopodal paradzie pederastów. Nie to, żeby sam „kominiarkowy” happening się nie udał i nie przyniósł pożądanego rozgłosu medialnego – tu zastrzeżeń nie mam żadnych. Jego największym sukcesem było całkowite niemal odwrócenie uwagi mediów i społeczeństwa od odbywającego się tzw. marszu równości. Jednak trapi mnie bardziej istotna moim zdaniem sprawa, jaką jest ten w dalszym ciągu niezmienny letarg i społeczny „mamwdupizm” wobec postępującej, instalowanej za grube pieniądze gangreny, która oblega nasze ziemie, choć na mapie wojennej nie widać, by póki co zdobywała jakieś szczególnie istotne przyczółki. Rodzina jest w tym kraju nadal rodziną (abstrahując od kolejnej gangreny, rozwodów), a nie związkiem dwóch zboczeńców. Jeszcze dalej nam zaś do tego, by taki nieistniejący związek był w stanie porywać biedne dzieci z domów dziecka, jak to dzieje się na skalę masową w skretyniałej, pogrążającej się w nowym barbarzyństwie Europie Zachodniej.
Od sytuacji na Zachodzie bardziej jednak denerwuje mnie zauważalna, postępująca dychotomia między nami, a tzw. słowiańskim Wschodem. Rosja, Białoruś, Ukraina, Serbia. Co te cztery kraje mają ze sobą wspólnego? W zasadzie trzy rzeczy, w kontekście tych rozważań. Pierwsza to prawosławie, druga to słowiańskie pokrewieństwo narodów, zaś trzecia to fakt, że w żadnym z nich nie ma lub w przyszłości nie będzie mowy o odbyciu się jakiejkolwiek pedalskiej parady. Na tamtych szczęśliwych rubieżach są one bądź prawdopodobnie wkrótce będą niemożliwe do zrealizowania. Albo de iure (ustawowy zakaz – Rosja, Ukraina) albo de facto (Serbia – konsekwentne odmowy wydania zgody na marsz przez stołeczne władze w Belgradzie, wymuszone radykalną postawą społeczną i czystym pragmatyzmem).
Tym, którzy ze smutkiem chcieliby rzec „no cóż, prawosławno-greko-bizantyjska część Europy ma się lepiej, a co jeśli Dugin has it right?” niosę natychmiast odrobinę słodkiego pocieszenia. Bardziej katolicka od Polski, a jednakowoż łacińska Chorwacja również zareagowała potężnym odruchem wymiotnym na próbę szerzenia na swej ziemi homo-propagandy. Split, czerwiec 2011. Dziesięć tysięcy kobiet i mężczyzn, butelki, jajka, kamienie, petardy, świece dymne, a nawet koktajle mołotowa – wszystko po to, by pokazać, że nie tylko prawosławny, ale i katolik (ten prawdziwy) bić się umie i kiedy chodzi o drogie mu wartości, to lepiej go nie irytować. I wszystko z błogosławieństwem lokalnych księży i zakonników, co tak skrzętnie odnotowały zachodnie media (czyli również nasze, pogódź się z tym misiu), odwołując się do wiecznie żywej tradycji „ustaszy” i „katolickiego faszyzmu” w Chorwacji.
W momencie gdy to piszę, zaczyna mnie jednocześnie ogarniać szewska pasja, bo automatycznie zaczynam myśleć o naszym tak zwanym „Chrystusie Narodów” (Chryste, przebacz!). Co się, do cholery, stało z tym krajem?! Od kiedy to walka z lansowaną nachalnie dewiacją powinna być domeną kilkuset całkiem dobrze uświadomionych patriotów? Dlaczego w Polsce, walcząc z wojującymi pederastami jesteśmy skazaną na śmierć i chwałę Spartą, a nie jak w Belgradzie, czy Splicie – skazaną na niechybne zwycięstwo wielotysięczną Persją? Co się stało w umysłach tych wszystkich „Kowalskich”, na których nie mam już słów (choć chętnie bym rzucił kilka bluzgów), że spoglądają tylko obojętnie albo z mdłym zaciekawieniem, na nasze wysiłki zmierzające – wbrew przykrym pozorom - do całkowitego wyeliminowania homo-propagandy z przestrzeni publicznej?  Jak pokazuje bowiem casus Serbii, czy Rosji, taki stan rzeczy jest jak najbardziej osiągalny. I wszystko to dzięki naciskom społecznym, wywołanym przez nacjonalistów! 
Tu jednocześnie krótka uwaga do promotorów poglądu, że „powinniśmy siedzieć na dupie”, bo „nasze manify nie przyniosą skutku”, a tylko „robimy poprzez nie reklamę pederastom”. Warto bowiem wyjaśnić, dlaczego ów pogląd jest nieprawidłowy. Otóż owszem, gdybyśmy mieli do czynienia z samoistnymi, autonomicznymi inicjatywami, to najlepiej byłoby je kompletnie zignorować – a zmarłyby niechybnie śmiercią naturalną. Wszelka „reklama” w postaci agresywnego kontrmarszu mogłaby zaś spowodować wzrost ich popularności i byłaby samobójstwem ze strategicznego punktu widzenia.
Nie stanie się tak natomiast w przypadku zmasowanej kampanii, finansowanej za grube pieniądze zza granicy i służącej dalekosiężnym celom społecznym (rozkład moralny) i politycznym (zmiany legislacyjne). Ta propaganda nie postępuje samoistnie, jest pchana na siłę i niestety – patrząc na przykład państw zachodnich – taki sposób jej prowadzenia może przynosić katastrofalne skutki dla niegdyś chrześcijańskich nacji. Szkodliwym jest bycie utwierdzonym w przekonaniu, że lansowanie czegoś na siłę i „wbrew ludzkiej naturze” nie przyniesie pożądanego efektu. Tak zwana ludzka natura podatna jest bowiem na najgorsze nawet wypaczenia i syjonistyczny vel globalistyczny przeciwnik doskonale o tym wie. Można katolicki kraj zamienić na ziemię pełną zboczeńców, trzymających się publicznie za ręce i drapiących się po pokrytej kolczykami i strach pomyśleć czym jeszcze, dupie. Wystarczy pojechać na zachód i się o tym przekonać. To, co robią nasi wrogowie można wręcz nazwać odgórną strategią ewolucyjną, zmieniającą charakter człowieka. Niestety wiedza na temat tego typu działań jest w Polsce wciąż raczkująca. A przecież najpierw musimy je dobrze poznać, zrozumieć ich psychikę i mechanizmy, jeśli chcemy zaplanować dobre kontruderzenie.
Należałoby więc się zastanowić, co należy robić, by kontrmanifestacje wobec parad pederastów zwiększały swą liczebność, żeby społeczeństwo się aktywizowało, a nie umywało ręce.
Zdaje się, że jedynym na to sposobem jest aktywna działalność w rozmaitych organizacjach społecznych, przez które jesteśmy w stanie dotrzeć do szerszego grona ludzi myślących, czy choćby usiłujących pomyśleć na jakiś temat samodzielnie. Musimy oczywiście dysponować przy tym całym arsenałem dobrze przemyślanych argumentów i udokumentowanych źródeł naukowych, które będą w stanie odbić rzucaną przez przeciwników mantrę pod tytułem „homoseksualizm jest normalny”, „homofobia to choroba”.
Po skutecznym odbiciu, w dyskursie publicznym, należy jednak też pójść za ciosem. Wyjaśniać, dlaczego promocja dewiacji jest czymś samobójczym dla narodu i społeczeństwa. I tak jak nasi przeciwnicy, robić z tego mantrę, powtarzać to do znudzenia, przy każdej okazji, do skutku. Przypominać ludziom, że walka o zdrową rodzinę, przeciwko patologiom społecznym jest czymś tak fundamentalnym, że aby o ten ideał walczyć, nie trzeba mieć naszywki z Ręką i Mieczem na kurtce. Z większości Polaków i tak nie zrobimy nacjonalistów, to rzecz naturalna. Nie każdy się do tego nadaje i tyle. Ale nie oznacza to, że ten pieprzony Kowalski ma przez całe życie tylko siedzieć na tyłku. Może więc warto go sprowokować, pojechać mu po ambicjach, zarzucić nierobóstwo vel op…dalactwo, wytknąć złą postawę, dotknąć jego „honoru”. Przecież w jego żyłach płynie krew narodu, które na takie sprawy od zarania swych dziejów był bardzo uczulony.
Pisząc to mam nadzieję, że mimo wszystko, za rok bądź dwa, Warszawa przy analogicznej okazji stanie się drugim Belgradem, a Wrocław – drugim Splitem. Że pewnego pięknego dnia nie będziemy musieli się zadowalać faktem, że „mieliśmy większą frekwencję”, bo znajdzie się lepszy powód do świętowania – że wraz z tysiącami „szarych Kowalskich” zmietliśmy ich z powierzchni ziemi. Życzę tego sobie i wam. A przede wszystkim tym szarym Kowalskim. Dziękuję Czytelnikowi, który przebrnął przez moje farmazony bez poważnych obrażeń.
źródło:  nacjonalista.pl

# Wywiad z autorem "Zapomnianego Holokaustu".

O antypolonizmie żydowskich historyków w USA z prof. Richardem Lukasem rozmawia Piotr Zychowicz. 
Piotr Zychowicz.: Tytuł pańskiej książki musiał w Ameryce wzbudzić spore kontrowersje.
Richard Lukas.: O tak, w życiu nie spodziewałbym się, że po jej opublikowaniu rozpęta się taka burza! Pisano o mnie rzeczy wręcz niebywałe. Przekręcano moje intencje i atakowano mnie poniżej pasa. Dostawałem telefony i listy z pogróżkami oraz obelgami. Od momentu wydania „Zapomnianego Holokaustu” w Ameryce przestałem otrzymywać zaproszenia na konferencje naukowe i wykłady. Pamiętam, że moja żona powiedziała wówczas: „Boże, w coś ty się wpakował?!”.
P.Z.: No właśnie, w co pan się wpakował?
R.L.: Amerykańscy historycy dzielą się na dwie grupy. Historyków II wojny światowej i historyków Holokaustu. Pierwsi są bardzo obiektywni i profesjonalni. Ich reakcja na moją książkę była bardzo spokojna i rzeczowa. Zebrałem od nich bardzo pochlebne opinie. Druga grupa – historycy Holokaustu – składa się niemal wyłącznie z badaczy żydowskiego pochodzenia. Oni moją książkę uznali za herezję, a użycie słowa „Holokaust” za skandal.
P.Z.: Dlaczego?
R.L.: Bo uważają, że Żydzi mają patent na to słowo. A próba zestawiania ich tragedii z jakąkolwiek inną to zbrodnia. Moja książka została uznana za „zbyt propolską”.
P.Z.: Trudno sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek stawiał jakiejś innej książce zarzut, że jest „zbyt prożydowska”.
R.L.: (śmiech) O, zdecydowanie – nikt nie ośmieliłby się wystąpić z takim zarzutem. Nikt w Stanach Zjednoczonych nie postawił takiego zarzutu profesorowi Janowi Grossowi. Podział ról jest bowiem z góry ustalony. Żydzi w opowieści o II wojnie światowej są „good guys”, a Polacy są „bad guys”.
P.Z.: A Niemcy?
R.L.: Niemcy są abstrakcją.
P.Z.:  Dlaczego zdecydował się pan napisać „Zapomniany Holokaust”?
R.L.: Zaczynałem jako historyk dyplomacji i wojskowości. Napisałem książkę „Eagles East” o relacjach między Ameryką a Sowietami w czasie II wojny światowej. Potem zająłem się wojennymi relacjami między USA a Polską („The Strange Allies”). Właśnie podczas pracy nad tą ostatnią monografią natrafiłem na sporą liczbę relacji i dokumentów dotyczących cierpień wojennych Polaków. Zorientowałem się, że są to sprawy zupełnie nieznane w Ameryce.
P.Z.: Ta niewiedza wynika z ignorancji czy z innych powodów?
R.L.: Ta niewiedza wynika z pewnego specyficznego podejścia do okupacji Polski w latach 1939-1945. Polska i Polacy dla historyków amerykańskich zajmujących się tym okresem są wyłącznie tłem dla Holokaustu. Zagłada jest wydarzeniem najważniejszym i centralnym. Wszystko inne nie ma żadnego znaczenia, cała historia Polski XX w. jest pisana z perspektywy cierpienia Żydów.
P.Z.: A Polacy?
R.L.: Gdy w latach 80. brałem się za pisanie swojej książki, postanowiłem sprawdzić, co amerykańscy historycy napisali już do tej pory o cierpieniach Polaków podczas wojny. Okazało się, że… nic. Książek o cierpieniach Żydów w Polsce były już zaś wtedy tysiące. Taka sytuacja to kuriozum, zważywszy na to, że ilościowo straty wojenne wśród Polaków katolików były mniej więcej takie same jak wśród Polaków żydów. Stąd też wziął się mój pomysł na tytuł. Uważam, że nie ma powodu, dla którego nie można nazwać tego, co spotkało Polaków, Holokaustem. Polskie ofiary nie były wcale gorsze od żydowskich.
P.Z.: Jak pan tłumaczy tę dysproporcję w podejściu do tragedii Żydów i Polaków?
R.L.: Zacznijmy od prasy. W Ameryce ma ona znaczenie wręcz olbrzymie. Duszą inteligencji amerykańskiej rządzi „New York Times”. Moja książka „Zapomniany Holokaust” w ciągu ostatniego ćwierćwiecza miała w Ameryce olbrzymią liczbę wydań i w środowisku naukowym uznawana jest za „klasykę”. Interesujący się niezmiernie II wojną światową „New York Times” nie poświęcił jej jednak przez te ćwierć wieku nawet linijki.
P.Z.: A posyłał im pan egzemplarze recenzenckie?
R.L.: Zawsze (śmiech). Zawsze też bardzo uważnie czytałem „New York Timesa”, szczególnie jego sekcję z recenzjami publikacji. Przez tych kilkadziesiąt lat dziennik ten nigdy nie opublikował recenzji jakiejkolwiek książki poświęconej okupacji Polski, w której Polacy nie zostaliby przedstawieni jako sprawcy Zagłady i współodpowiedzialni za Holokaust. W ten sposób „New York Times” w odpowiedni sposób kształtuje amerykańską elitę intelektualną.
P.Z.: „New York Times” zastrasza historyków?
R.L.: Nie zastrasza. On ich zniechęca. Wystarczy bowiem przychylna recenzja w „New York Timesie”, aby książka sprzedała się w olbrzymiej liczbie egzemplarzy. Podobne podejście ma zresztą cała machina medialna w Stanach Zjednoczonych. Historyk, który chce być „sławny i bogaty”, historyk, który chce być hołubiony przez gazety, ośrodki akademickie i salony intelektualne, nie będzie więc pisał o cierpieniach Polaków. Po co tworzyć coś, co przejdzie bez echa? Mało tego, może zaszkodzić. Historyk napisze więc kolejną standardową książkę o Holokauście, w której przedstawi Polaków jako zbrodniarzy. Tak jest łatwiej.
To chyba casus wspomnianego przez pana Grossa. Swoją karierę na emigracji zaczynał od pisania o polskim cierpieniu (między innymi znakomite „W czterdziestym nas matko na Sybir zesłali”). Gdy zorientował się, że nikogo te książki nie obchodzą, zabrał się za „Sąsiadów”. „New York Times” rozpływał się nad nim w zachwytach i dostał Gross etat w Princeton .
Książka „Sąsiedzi” to coś niebywałego. Gdy ją przeczytałem, byłem zdumiony. Gdybym ja napisał coś takiego, książkę opartą na tak nieprawdopodobnie słabej bazie źródłowej, książkę niepodpartą żadną kwerendą i bazującą głównie na spekulacjach, zostałbym natychmiast wyrzucony z cechu historyków. To byłoby dla mnie kompromitujące, straciłbym swoją wiarygodność jako badacz. Pisać coś takiego bez przeprowadzenia badań w niemieckich archiwach – to wręcz niebywałe! Gross nie tylko zaś wydał taką książkę, nie tylko udało mu się uniknąć odpowiedzialności za fatalne błędy zawodowe, ale jeszcze jest za tę książkę hołubiony.
P.Z.: Jak to możliwe?
R.L.: Jest to książka ze słuszną tezą. Książka pisana pod gusta amerykańskich środowisk naukowych. Było kilku historyków Holokaustu, którzy prywatnie wyrazili mi swoje poparcie po tym, gdy napisałem „Zapomniany Holokaust”. „Brawo Richard! Zgadzam się z tobą” – mówili mi w prywatnych rozmowach. Żaden z nich jednak nigdy nie odważył się tego napisać czy powiedzieć publicznie. Wszystkie poważne wydziały zajmujące się Holokaustem na amerykańskich uczelniach są bowiem kierowane przez żydowskich historyków. Nikt nie chce się więc narazić swoim szefom.
P.Z.: Zna pan na pewno przypadek Normana Daviesa, który w latach 80. miał dostać etat na prestiżowym Uniwersytecie Stanford. Kandydatura została utrącona, bo jego książka „Boże igrzysko” została właśnie uznana za „zbyt propolską”.
R.L.: Oczywiście, że znam tę oburzającą historię. Napisałem wówczas bardzo ostry list do rektora Stanfordu, w którym wziąłem w obronę Daviesa. Ten znakomity historyk padł ofiarą patologicznego zjawiska, o którym mówimy.
P.Z.: Ktoś mógłby powiedzieć, że pańskie słowa o żydowskiej dominacji na amerykańskich uniwersytetach to teoria spiskowa?
R.L.: Ktoś taki nie miałby bladego pojęcia o amerykańskich uniwersytetach. To zresztą nie jest problem tylko wyższych uczelni. Mniej więcej 10 lat temu napisałem książkę „Did the Children Cry: Hitler’s War Against Jewish and Polish Children”. Zestawiłem w niej wstrząsające relacje dzieci pod okupacją. Zarówno żydowskich, jak i polskich. Mój wydawca zgłosił ją do prestiżowej Nagrody im. Janusza Korczaka, którą przyznaje Liga przeciwko Zniesławieniom. To najbardziej znana i wpływowa żydowska organizacja w Stanach Zjednoczonych. Nagroda ta jest przyznawana nie przez polityczny zarząd fundacji, ale przez specjalne jury, w skład którego wchodzą Żydzi i nie-Żydzi. Zarząd Ligi się tą sprawą nie zajmuje.
P.Z.: Wygrał pan?
R.L.: Tak, dostałem tę nagrodę. I byłem zachwycony, bo Janusz Korczak jest jednym z moich idoli. Człowiekiem, który reprezentował sobą wszystko to, co najlepsze w obu narodach – polskim i żydowskim. Dostałem więc oficjalną informację, że przyznano mi nagrodę. W międzyczasie zarząd Ligi zorientował się jednak, że jury przyznało nagrodę autorowi „Zapomnianego Holokaustu”. 24 godziny później dostałem list od Ligi, w którym napisano, że nagroda została mi odebrana. Stwierdzono, że nie naświetliłem problemu „w odpowiedni sposób”.
P.Z.: Jak pan zareagował?
R.L.: Wściekłem się! I uznałem, że nie odpuszczę. Natychmiast poszedłem do adwokata i kazałem mu zająć się sprawą. Napisał on list do szefa Ligi Abrahama Foxmana.
P.Z.: Polskiego Żyda, który został uratowany przez swoją polską nianię.
R.L.: Dokładnie. W liście tym mój adwokat zagroził, że uda się z tą sprawą do prasy. A Liga przeciwko Zniesławieniom niczego tak się nie boi jak czarnego PR. Postanowili mi więc nagrody nie odbierać. Wyróżnienie to wręczane jest jednak zawsze podczas wspaniałej uroczystości w Nowym Jorku, po której organizowany jest bankiet. Przychodzi na nią intelektualna elita tego miasta, szeroko pisze o niej prasa. Mnie nagrodę przysłano pocztą… To cena, jaką płacę za „Zapomniany Holokaust”.
P.Z.: Co w pańskiej książce najbardziej oburzyło jej krytyków?
R.L.: To, że sprzeciwiłem się dogmatowi, który obowiązuje w amerykańskim spojrzeniu na Holokaust. A dogmat ten brzmi: Polacy byli antysemitami. Kropka. Część była obojętna wobec zagłady Żydów, a druga część wzięła w niej aktywny udział. W swojej książce podjąłem próbę ukazania prawdziwego oblicza tego problemu. Nie kryłem, że wśród Polaków byli bandyci, którzy podczas wojny zachowywali się niegodnie. Ludzie tacy są jednak w każdym społeczeństwie. Polacy nie mieli monopolu na zło, tak jak Żydzi nie mieli monopolu na dobro. Oba narody były złożone ze zwykłych ludzi. Dobrych i złych. Wśród Żydów podczas II wojny światowej również występowały postawy niegodne.
P.Z.: Kluczowe jest chyba to, jaka była reakcja Polskiego Państwa Podziemnego na patologiczne, antysemickie zachowania wśród Polaków.
R.L.: Oczywiście. A postawa ta była skrajnie negatywna. Ludzie, którzy dopuszczali się niegodnych czynów – jak szmalcownicy – byli napiętnowani i surowo karani. Były przypadki skazywania ich na śmierć i wyroki te wykonywano. Nie będę już mówił o olbrzymiej liczbie Polaków, którzy pomagali Żydom, bo są to sprawy w Polsce dobrze znane. Wystarczy powiedzieć, że było ich znacznie, znacznie więcej niż Polaków, którzy Żydom szkodzili.
P.Z.: Mimo to od żydowskich historyków w kółko słyszymy jedno pytanie: „Dlaczego nie zrobiliście więcej?”.
R.L.: To jest chyba najlepszy przykład ukazujący, jakim nieporozumieniem są badania nad Holokaustem w Ameryce. Jak niekompetentni są prowadzący je ludzie. Ich olbrzymie, wygłaszane ex post oczekiwania wobec narodu polskiego opierają się na kompletnym niezrozumieniu epoki. Wymagania te stawiane są bowiem narodowi, który także był narodem ofiar. Narodowi, który również straszliwie cierpiał.
P.Z.: Oni jednak o tych cierpieniach nie chcą przecież słyszeć.
R.L.: Dokładnie! I właśnie rozwiązał pan zagadkę amerykańskich studiów nad Holokaustem. To, dlaczego nie mają one żadnego sensu. Tych żydowskich historyków z całej historii II wojny światowej interesuje wyłącznie jeden temat. Cierpienie Żydów. Nie interesuje ich nic poza tym. Wszystkie światła skierowane są na Żydów, wszystko pozostałe jest pozostającym w cieniu tłem. Skoro więc cierpienia Polaków ich nie interesują, to o tych cierpieniach nie wiedzą. A skoro o nich nie wiedzą, to wydaje się im, że nie istniały. A skoro nie istniały, to znaczy, że Polacy pod okupacją prowadzili normalne, spokojne życie. Nie byli niczym zagrożeni, Niemcy ich nie niepokoili. Jeżeli rzeczywiście ma się taki obraz niemieckiej okupacji Polski, to trudno się dziwić, że zadaje się pytanie: „Dlaczego nie zrobiliście więcej, aby ratować Żydów?”.
P.Z.: Zamknięte koło.
R.L.: Niestety, żydowscy historycy są po prostu niedouczeni, nie rozumieją i nie znają tematu, którym się zajmują. Piszą swoje książki w próżni. Jeżeli historyk wyrywa jakieś wydarzenie z kontekstu, to otrzymuje zdeformowany obraz. Nie pisze prawdy. Nie można pisać o historii okupacji Polski przez pryzmat doświadczenia tylko jednego narodu. Takie judeocentryczne podejście jest błędne z metodologicznego punktu widzenia. Niestety, innego, normalnego spojrzenia się nie dopuszcza. To właśnie tłumaczy, dlaczego moja książka „Zapomniany Holokaust” wywołała taki szok i oburzenie w USA . Jeżeli tym ludziom od kilkudziesięciu lat wbija się do głowy, że tylko Żydzi cierpieli, a Polacy byli antysemitami i współsprawcami Holokaustu, to nic dziwnego, że gdy pojawił się jakiś facet, który napisał, iż Polacy także padli ofiarą Holokaustu, ci ludzie byli zszokowani.
P.Z.: Naprawdę jest aż tak źle?
R.L.: Dość niedawno zostało przeprowadzone pewne badanie socjologiczne, którego wyniki uważam za katastrofalne. Przebadano amerykańskich nauczycieli akademickich i badaczy zajmujących się Holokaustem. Przyznali oni, że mają negatywny stosunek do Polaków. Jeżeli ci panowie z takim założeniem zabierają się do pisania historii, to naprawdę trudno się dziwić, że zamiast historii wychodzi im stronnicza publicystyka, propaganda. Osobiście widziałem skutki takiej pedagogiki w przypadku młodych ludzi. Są opłakane.
P.Z.: Na przykład?
R.L.: Tak jak panu powiedziałem, odkąd wydałem „Zapomniany Holokaust”, nie jestem mile widziany w ośrodkach akademickich. Naukowcy, nawet jeżeli się ze mną zgadzają, boją się mnie zaprosić. Zdarzają się jednak wyjątki. Pewnego razu zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu na jednym z czołowych uniwersytetów w Pensylwanii. Na sali zebrał się olbrzymi tłum. Profesorowie i studenci. Około 500, może 600 osób. Opowiadałem o polskich cierpieniach podczas wojny. Gdy skończyłem, 10 obecnych na sali żydowskich profesorów wstało i w milczeniu, ostentacyjnie opuściło salę.
P.Z.: Aż trudno w to uwierzyć.
R.L.: Niestety, tak było. Pocieszające jest jednak to, że na sali zostali wszyscy studenci. Gdy tylko za profesorami zatrzasnęły się drzwi, zaczęły się sypać pytania. Młodzież była tym, co powiedziałem, całkowicie zaskoczona. „Profesorze Lukas – mówili studenci – przez okres naszych studiów nikt nigdy nam tego wszystkiego nie powiedział. Cały czas wykładano nam polską historię tylko w jej żydowskiej interpretacji. Mówiono nam o cierpieniach Żydów i niegodziwości Polaków, ale nigdy nie powiedziano nam, że Polacy także byli prześladowani”. Niestety, amerykańskie szkolnictwo wyższe na tym polu poniosło spektakularną porażkę. Dochodzi do tego, że ocalali z Holokaustu są cenzurowani przez historyków.
P.Z.: Jak to?
R.L.: Poznałem kiedyś pewną Żydówkę z Polski, która przetrwała niemiecką okupację dzięki wsparciu Polaków. Zwykłych włościan, którzy ją karmili i ukrywali, choć groziła im za to kara śmierci. Gdy to mi opowiadała, płakała. Były to łzy wdzięczności. Powiedziała mi jednak, że bałaby się o tym wszystkim powiedzieć w Ameryce publicznie. Wielu innych ocalałych z Holokaustu mówiło mi to samo. Że ich przeżycia są niepoprawne politycznie. I jeszcze jedna ciekawa rzecz, którą powiedziała mi ta pani – mówiła o podziwie dla olbrzymiego heroizmu tych Polaków. Przyznała, że wątpi, czy gdyby role się odwróciły, ona znalazłaby w sobie odwagę, żeby zrobić to samo. Łatwo więc dzisiaj, w bezpiecznej Ameryce, w bezpiecznym uniwersyteckim gabinecie, rzucać gromy na polski naród i zadawać kretyńskie pytania: „Dlaczego nie zrobiliście więcej?”.
P.Z.: Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że 70 lat po wojnie jedne ofiary tamtego konfliktu skaczą do gardła drugim.
R.L.: To wielki, smutny paradoks. Podczas wojny Polacy i Żydzi jechali na jednym wózku. Oba narody zostały napadnięte, a następnie padły ofiarą straszliwych represji ze strony Niemców. Zginęły miliony Żydów i miliony Polaków. Dziś do Niemców nikt nie ma już pretensji, a Żydzi toczą walkę z Polakami, starając się udowodnić, że to im należy się palma pierwszeństwa w jakimś makabrycznym rankingu ofiar. Doprawdy, historia dziwnie się potoczyła.
Profesor Richard Lukas jest znanym amerykańskim historykiem polskiego pochodzenia. Zasłynął napisaną w 1986 roku książką „Zapomniany Holokaust”, która została właśnie wydana w Polsce przez wydawnictwo Rebis. Opisująca polskie cierpienia podczas II wojny światowej publikacja wywołała bardzo krytyczne reakcje ze strony środowisk żydowskich. Lukas napisał również „The Strange Allies, the United States and Poland, 1941-1945″, „Bitter Legacy: Polish-American Relations in the Wake of World War II”, „Out of the Inferno: Poles Remember the Holocaust”, „Did the Children Cry: Hitler’s War Against Jewish and Polish Children, 1939-1945″.
Materiał został nadesłany e-mailem przez J.K z Chicago.
źródło: http://www.bibula.com/?p=62190