sobota, 4 sierpnia 2012

# Powstaniowa gdybologia pseudohistoryczna.

Co roku na przełomie lipca i sierpnia odżywa dyskusja wokół sensu Powstania Warszawskiego. Dyskusja, w której retoryka wypiera argumenty merytoryczne.
Główny błąd „gdybologów” polega na tym, że w odróżnieniu od historyków dyskutują nie o faktach, ale z faktami. Drugim błędem, dyskredytującym ich rozważania, jest ocenianie minionych wydarzeń z perspektywy czasu. Trzecim, jest powielanie sowieckiej propagandy podkreślającej, że w wyniku Powstania Warszawskiego miasto zostało zrujnowane grzebiąc pod gruzami kwiat młodzieży polskiej. W nowszej wersji często uzupełniane twierdzeniem, że gdyby nie zginęli, mogliby walczyć z sowietami.
Zauważmy, że ta sama sowiecka propaganda, potępiająca Powstanie Warszawskie, jednocześnie też potępiała Armię Krajową i Polskie Państwo Podziemne za bierność i kolaborację z narodowosocjalistycznymi Niemcami. Gdyby te dwa twierdzenia potraktować poważnie – wyszłoby, że hekatomba i zniszczenie Warszawy były wynikiem kolaboracji i bierności zbrojnej konspiracji. Jak dla mnie – absurd, żeby nie powiedzieć dosadniej.
Spróbujmy zastanowić się nad twierdzeniem, że wybuch Powstania Warszawskiego był błędem, gdyż w jego rezultacie miasto zostało zrównane z ziemią a ludność wybita tudzież deportowana.
Zacznijmy od faktów – po pierwsze ani rząd polski w Londynie, ani tym bardziej Powstańcy nie wiedzieli, że Churchill i Roosevelt w Teheranie (co potwierdzili w Jałcie) przehandlowali Polskę Stalinowi. Nie mogli też przewidzieć, że Stalin wykorzysta Powstanie w taki sposób. Wbrew bowiem utartym poglądom Stalin miał dwie opcje, ale o tym później.
Przede wszystkim trzeba sobie zadać pytanie, skąd u „gdybologów” pewność, że bez Powstania nie doszłoby do hekatomby i obrócenia Warszawy w stertę gruzów? We Wrocławiu czy Dreźnie wszak powstania nie było. A poważnie – prawdopodobieństwo zniszczenia Warszawy i zagłady ludności było bardzo wysokie. Wystarczy spojrzeć na mapę – gdzie w Polsce centralnej zlokalizowane są największe przeprawy przez Wisłę? Ano właśnie – w Warszawie. Wiedzieli o tym zarówno Hitler, jak i Stalin. Opanowanie tych przepraw było w interesie Stalina, jeśli chciał się szybko posuwać naprzód. Bo przeprawy – to zaopatrzenie wojska. Nie tylko w żywność czy medykamenty, ale przede wszystkim – broń, amunicja, sprzęt bojowy, paliwo.
Wisła to wprawdzie nie Amazonka, ale też i nie strumyk, przez który można swobodnie przeskoczyć. Stanowiła naturalną linię obrony (jak później np. Odra), zaś Warszawa miała tutaj strategiczne znaczenie. Niemcy o tym wiedzieli, więc założenie, że oddaliby miasto bez walki nie ma sensu. Wiedzieli również, że w mieście działa zbrojna konspiracja, której zostawienie za plecami mogłoby mieć fatalne skutki dla jednostek frontowych. Tym samym można z dużą dozą prawdopodobieństwa przyjąć, że ludność cywilna zostałaby deportowana – do obozów koncentracyjnych, na roboty, lub zwyczajnie zmasakrowana. Ci, którzy by zostali mieliby znikome szanse na przetrwanie szturmu Armii Czerwonej z nieodzownym przygotowaniem ogniowym przy użyciu artylerii i lotnictwa. Tym samym też trudno traktować poważnie argument, że gdyby nie Powstanie, to AK mogłaby walczyć z sowieckim okupantem.
Warto tutaj przypomnieć, że AK była, niestety, dobrze infiltrowana nie tylko przez Abwehrę (o czym pisał ostatnio Waldemar Łysiak), ale również przez wywiad sowiecki. Szanse na podjęcie zwycięskiej walki ze starym – nowym okupantem były mniejsze, niż w przypadku Powstania, gdzie przynajmniej teoretycznie AK mogła liczyć na wsparcie Wielkiej Brytanii i USA, pozostających w sojuszu z ZSRS.
Stalin, jak pisałem wcześniej, miał dwie opcje. Wiemy, jaką wybrał – wstrzymał pochód Armii Czerwonej, i to bynajmniej nie na 63 dni Powstania, ale aż do 17 stycznia 1945 r., kiedy to Warszawa została przez sowietów „wyzwolona”. Niewątpliwie skorzystał na tym rozprawiając się niemieckimi rękami z polskim podziemiem zbrojnym. To fakt, podobnie jak faktem jest i to, że Niemcy wiele na tym zyskali, gdyż dzięki bierności Stalina alianci zachodni zajęli więcej terytoriów, niż gdyby Stalin parł naprzód nie udając, że w Warszawie nic się nie dzieje i nie odmawiając lotnisk brytyjskim samolotom zaopatrującym Powstańców. Ciekawe, że tego wątku „gdybolodzy” jakoś nie poruszają. Ani tego, że to właśnie w wyniku bierności Stalina, powstrzymującego wojska na prawym brzegu Wisły i odmawiającego Powstańcom pomocy, Powstanie zakończyło się tak, a nie inaczej.
Tym samym jednoznaczne potępianie Powstania Warszawskiego jest, pomijając fakt dostępności postsowieckich archiwów (vide kwestia „współpracy” Rosji w sprawie zbrodni katyńskiej), co najmniej wątpliwe.
Osobną kwestią jest to, co przypomniał Łażący Łazarz w swoim tekście, zestawiając niepodważalny mit Powstania w Getcie z negacją sensu Powstania Warszawskiego. To efekt propagandowy, jakże istotny dziś, gdy to Polacy, ofiary narodowego socjalizmu i komunizmu, są obarczani współodpowiedzialnością za Holokaust. I wobec bezzasadnych roszczeń odszkodowawczych.
Japończycy mają Hiroszimę i Nagasaki. Chińczycy – Szanghaj i Nankin. Żydzi – Holokaust i Powstanie w Getcie. Amerykanie – 11 września i World Trade Center. Węgrzy – rok 1956, Czesi – rok 1968. Niemcy – Drezno i Wypędzonych. Norwegowie – wyspę Utoya. I tak dalej… Jakoś nikt nie podważa wagi tych wydarzeń, nie kwestionuje sensu ofiar.
Polacy, w swej historii mają wiele dramatycznych kart, zapisanych krwią Rodaków. Wiele z nich stanowią klęski, w tym klęski Powstań. Wbrew instynktowi samozachowawczemu – walczyli, często z lepiej uzbrojonym i przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Często – na wielu frontach, jak chociażby podczas wojny polsko – bolszewickiej. Walczyli „Za wolność naszą i waszą”.
Abraham Lincoln powiedział, że „Drzewo wolności trzeba podlewać krwią patriotów i tyranów”, przy czym warto zwrócić uwagę na fakt, iż gwarancji wolności upatrywał w niepodległym państwie, a nie jakiejś szemranej międzynarodówce. Polacy walczyli, często podejmując walkę w sytuacjach beznadziejnych. Gdyby wybrali „instynkt samozachowawczy”, nie byłoby Cedyni, obrony Głogowa, Psiego Pola, Grunwaldu, Cudu nad Wisłą i wielu innych wiktorii polskiego oręża. Nie byłoby Insurekcji Kościuszkowskiej, Powstania listopadowego, Powstania Styczniowego, Powstań Śląskich, Powstania Wielkopolskiego, Powstania Warszawskiego, Polskiego Państwa Podziemnego i Armii Krajowej. Nie byłoby Żołnierzy Wyklętych, polskich czerwców, grudniów, marców, sierpniów… Co by było? Cóż, chyba najlepiej za odpowiedź posłużą słowa Józefa Piłsudskiego: „Naród, który nie szanuje swej przeszłości nie zasługuje na szacunek teraźniejszości i nie ma prawa do przyszłości”. Za odpowiedź i przestrogę.
Michał Nawrocki
źródło:  prokapitalizm.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz