czwartek, 16 sierpnia 2012

# 13-latek: "Nie doszukujcie się wszędzie "rasizmu"!".


Prezentujemy nadesłany tekst młodego, 13-letniego publicysty,  poddając go pod ocenę Czytelników. Od kilku lat, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, trwa akcja organizowana przez FIFA z dumnym hasłem „Say no to racism”. Inicjatywa w zasadzie godna pochwały, rasizm na boiskach i stadionach piłkarskich pojawiać się nie powinny. I właściwie jakby to był tekst o założeniach tej akcji to można by go już tak zakończyć, dopisując jedynie kilka pustych i wytartych frazesów robiąc z tego pieśń pochwalną. Nie w tym jednak rzecz i nie to chcę dzisiaj przekazać.
Zależy mi na napiętnowaniu tego, jak z braku tolerancji dla odmienności robi się najważniejszy problem piłki nożnej. W Anglii, gdzie wszyscy odczuwają to najbardziej, nikt nie zauważa, że na trybunach widać kolorowe mozaiki złożone z różnorodnych twarzy kibiców, a 30 procent zawodowych graczy to czarni. Im mniej jest na stadionach rzeczywistych przejawów rasizmu, tym walka z nimi staję się jeszcze powszechniejsza i wzmożona.
Piłkarze na boiskach wyzywali się, wyzywają i wyzywać będą. Tak samo jak się faulowali i dalej analogicznie. Nikt z tego nie robi wielkiego problemu, dopóki nagle nie znajdzie się jakiegoś elementu „rasizmu” czy „homofonii”. Paradoksem wydaję się sprawa Johna Terrego, który rzekomo nazwał obrońcę Queen Park Rangers, Antona Ferdinanda, „pier...ną czar­ną p...dą” i został posądzony o przestępstwo na tle rasowym.
Drugim przykładem niech będzie na pewno znana wszystkim sprawa Patrica Evry i Luisa Suareza. Angielski Związek Piłki Nożnej opracował 100-stronnicowy raport na temat ledwie trzyzdaniowej wymiany zdań pomiędzy piłkarzami. Urugwajczyk za użycie słowa „negro” dostał osiem meczów kary! Zawodnicy na boisku brutalnie kopią się po nogach i rzadko kiedy kara za naprawdę brutalny faul przekracza pięć-sześć meczów. Każdy z nas nie raz grał w piłkę, choćby amatorsko. W nerwach i emocjach, które wyzwala piłka nożna mówi się różne rzeczy i to, że do kogoś powiemy „pedale” nie jest skutkiem bardzo długich i złożonych przekonań na temat homoseksualistów, a jedynie chwilowym napadem słownej agresji wywołanej boiskową sytuacją.
Nie chcę, aby zrozumiano mnie źle. Nazywanie kogoś w ten sposób jest po prostu przejawem skrajnego chamstwa. Nieco usprawiedliwionego, ale jednak chamstwa. Ale na miłość boską - nie doszukujcie się tu rasizmu czy homofobii! Bądźmy konsekwentni i jeżeli dajemy przyzwolenie, akceptację oraz tolerujemy kopanie się po kostkach i wzajemne lżenie sobie to czemu „wy….dalaj ty p…ale”, które w żadnym wypadku nie jest homofobią, a jedynie wybuchem gniewu i efektem emocji, miałoby być surowo karane ośmioma meczami czy postępowaniem w sądzie?
Nie zrozumieją tego jednak ludzie, którzy nie znają futbolu od podszewki. Nie uczęszczają na mecze, nie są przesiąknięci tą wspaniałą atmosferą, klimatem. Nie kochają futbolu. Dla nich zawsze agresja będzie agresją, nienawiść nienawiścią, a to, że po meczu nikt o głupim łokciu w twarz czy wyzwiskach na boisku nie pamięta jest nieważne.
I na koniec chciałoby się jakoś to wszystko podsumować, dobrze spuentować, ale myślę, że wystarczy jedno słowo – kasa. Naszym ukochanym sportem, tak jak wszystkim, rządzi pieniądz i nic nie poradzimy na to, że media pod publiczkę wszędzie robią afery z głupiego wyzwiska rozdmuchując maksymalnie sprawę. Przecież przemoc, nietolerancja i wszystko co złe lepiej się sprzedaję.  Taki już ten świat…
Przemek
 źródło: autonom.pl

2 komentarze:

  1. "Dla nich zawsze agresja będzie agresją, nienawiść nienawiścią," - jak dziennikarze "SuperExpresu" - mówią, jak jest (równość człowieka z drugim człowiekiem - bez usprawiedliwiania kogoś lub czegoś, ze względu na jakieś stereotypy (np. lepszą opinię ogółu na temat danej osoby (ze względu na np. zawód) czy inną pozycję czy sytuację społeczną danej osoby - np. nie oceniają tego samego brutalnego czynu popełnionego np. przez lekarza wobec pacjenta czy polityka wobec obywatela jako coś "w pełni dobrego i słusznego moralnie", a w odwrotnej sytuacji np. przez pacjenta wobec lekarza czy obywatela wobec polityka odwrotnie - jako coś "absolutnie złego i niemoralnego" czy konwenanse - po prostu bez subiektywizowania - pełen, czysty obiektywizm)

    "a to, że po meczu nikt o głupim łokciu w twarz czy wyzwiskach na boisku nie pamięta jest nieważne" - pamiętaj, że jeżeli Ty, czy Większość, to NIE ZNACZY "NIKT", ani NIE "KAŻDY" - ZAWSZE, w każdej kwestii są INDYWIDUALNE (nie związane z pozycją danej osoby, czy sytuacją społeczną) różnice między OSOBAMI (nie całymi GRUPAMI) w sprawach związanych zarówno z psychiką (cechami charakteru, silną (u większości, a z Twojej wypowiedzi wynika, że u Ciebie też) czy słabą psychiką ( u mniejszości, o której Ty wyraziłeś się słowem "NIKT" - co świadczy o tym, że odmawiasz jej nawet możliwości istnienia - bo nie pasuje ona do "standardu" - co jest wyrazem albo niewiedzy i ignorancji, albo raczej pogardy dla kogoś, kto "ośmiela się" być różnym (niekoniecznie ze "złej woli" od Ciebie czy większości) lub nawet cechami fizycznymi czy biologicznymi (jeżeli Ty czegoś nie czujesz np. jakiegoś bólu (podobnie jak większość), to nie znaczy, że nikt tego bólu nie czuje - po prostu ci którzy go czują, są mniejszością i nie mogą tego zmienić - bo tego nie da się zmienić) - to, co człowiek naprawdę czuje (fizycznie lub psychicznie) nie zależy od jego woli - nawet, jeżeli w imię dostosowania się do innych (np. Ciebie lub większości) próbuje przekonać samego siebie za pomocą tzw. "silnej woli", że czuje co innego (to, co powinien czuć - wg. jedynego, słusznego standardu - np. wg. Ciebie lub większości), to w rzeczywistości nadal nie będzie czuł tego, "co trzeba" - wg. standardu (np. Ciebie lub większości). To po prostu nie jest możliwe - nie da się oszukać samego siebie (nawet jeżeli próbuje się zrobić to w "słusznym" czy "szczytnym celu" - jakim wydaje się utrzymanie "jedności" i "solidarności" wszystkich (która tak naprawdę nie jest możliwa i nie chodzi tu o zachowanie "czystości ideałów" (a właściwie standardów) tylko o ślepe ujednolicanie całości - w imię utrzymania przekonań (np. Twoich lub większości) czy innego "status quo" - wbrew rzeczywistemu zróżnicowaniu. Wiele rzeczywistych przypadków dowodzi, że takie rzeczy prędzej czy później "wychodzą na jaw" - kończy się to na ogół źle dla którejś ze stron - niekoniecznie zawsze i "na zawsze" (bo tylko w danym okresie, który kiedyś się kończy - w końcu "nic nie może wiecznie trwać") dla mniejszości (którą uważa się za "wichrzycieli" i gnębi) lecz w końcu upadkiem dotychczasowego "status quo" (te przypadki to np. upadek komunizmu, koniec niewolnictwa Afroamerykanów, czy koniec tzw. "wiecznej tułaczki" narodu żydowskiego (chodzi tu tylko o fakt uzyskania przez nich własnego państwa, a nie o sposób jego postrzegania (pozytywnego lub negatywnego - bo zarówno jeden jak i drugi (sam domyślisz się, który bardziej czy częściej) można by uznać za "propagandę").

    OdpowiedzUsuń
  2. Pewnie temu wszystkiemu zaprzeczysz (a może nawet całą wypowiedź potępisz), pomimo, że ta wypowiedź zawiera też fakty obiektywne - wg. zasady: "Prawdę najpierw się wyśmiewa, potem się ją tępi, a na końcu się ją przyjmuje" (nie chodzi tu o zmianę sposobu myślenia czy postrzegania przez daną osobę (lub grupę - np. większość) w pewnym momencie życia (lub w ciągu życia danej osoby czy danego pokolenia lub grupy ), bo to NIEMOŻLIWE. Na zmianę proporcji (w szczególności "odwrócenie" proporcji) w sposobie myślenia (by, to, co w danym okresie powszechne - większościowe - stało się mniejszościowe, a to co mniejszościowe - stało się większościowe) potrzeba zwykle wielu dziesiątek lat a nawet ponad 100 lat. Obecnie żyjące osoby (tak jak żyjący w danych okresach w historii) niestety nie dożyją takiego "odwrócenia" proporcji w danej kwestii (ku uciesze większości np. obecnej, przekonanej o "niezmienności" czegoś - co w odległej przyszłości zmieni się - bo "nie ma na świecie żadnej (na zawsze) pewnej rzeczy" - może z wyjątkiem faktu istnienia "śmierci i podatków").

    OdpowiedzUsuń