Rozumiem logikę przełamywania ponoć stereotypów w duchu: niech nas zobaczą. Ale dlaczego robi się to na pograniczu autoparodii?
"Zakazane związki" - grzmi "Wprost" na swojej okładce. Naturalnie
chodzi o konkubinaty - w tym przypadku jednopłciowe. Nikt nikomu nie
zakazuje mieszkać i żyć razem, jest to prawda tak oczywista, że aż się
jej nie chce powtarzać. Chodzi o to, czy związki te, w pełni legalne,
mają się cieszyć uprawnieniami (zdaniem wielu przywilejami) podobnymi
do tych, jakimi cieszą się małżeństwa.My to wiemy, wy to wiecie, a jednak piszecie inaczej. Z drugiej strony rozumiem: z jednej strony epoka tabloidyzacji wszystkiego, z drugiej przemiany wszelkiej politycznej dyskusji w propagandę.
Ale idźmy dalej. Dlaczego towarzyszy temu "ślubne zdjęcie" Roberta Biedronia i jego "partnera życiowego" Krzysztofa Śmiszka? Ok, niech nas zobaczą. Ale dlaczego obaj panowie mają nachalnie umalowane usta, przy czym poseł Biedroń na pomarańczowo, a pan Śmiszek na różowo. Czy chodzi o utrwalenie groteskowego stereotypu homoseksualisty? Na dokładkę Biedroń ma czerwone źrenice, co przecież da się wyretuszować w pięć minut. Czy chodzi o to, że jest w nim coś diabelskiego? Gubię się? Kto robił tę okładkę? Przyjaciele gejów czy...
A teraz całkiem już serio. Pod fotką ślubną posła z Ruchu Palikota czytam pytanie: "Dla Platformy geje i lesbijki są a) niemoralni? b) obrzydliwi c) trędowaci?" I znowu dobrze wiemy, dlaczego PO, nota bene szykująca własny projekt dotyczący związków partnerskich zrzuciła ustawy lewicy - tej panaMillerowej i tej panaPalikotowej - z porządku dziennego. Na pewno z żadnego z wymienionych w okładkowym quizie.
Platforma ani mi brat ani swat, to się porobiło, że muszę jej bronić przed redaktorem Koboską. Ale przecież dla tygodnika mającego w swoim zespole redaktorów Śmiłowicza i Stankiewicza, Majewskiego i Reszkę, to są supozycje kompromitujące. Oni znają się na polityce, wiedzą jak jest. Dlaczego występują pod szyldem agitki?
I wreszcie pytanie najbardziej serio, i wykraczające poza tę jedną okładkę. "Newsweek" z tego tygodnia gra z kolei nawiązaniem do romansów księży. Tydzień temu na okładce był Tusk w koloratce. Rozumiem, że można się ścigać o sympatię lemingów okładając Kaczyńskiego czy ojca Rydzyka. Ale skąd wiara, że ustawiczna kampania seksualno-księżowska jest receptą na masowego czytelnika? Rozumiem, że "Newsweek" obstawił tę niszę, ale dlaczego także i "Wprost"?
W ogniu debaty o lemingach publicyści "Polityki" Mariusz Janicki i Wiesław Władyka akurat dość trafnie scharakteryzowali tę postać. Leming to osobnik konserwatywny: boi się Kaczyńskiego jako radykała, ale eksperymenty obyczajowo-światopoglądowe go nie obchodzą. Skoro tak, klucz do japiszonowatego czytelnika, niechby i zwolennika PO (jest ich sporo) powinien być inny. Dlaczego więc wszyscy na wyścigi tłuką go po głowie skrajną postępowością. Już portal Lisa "NaTemat" przypuścił ideologiczny atak na Platformę jako zdrajczynię idei postępu? "Wprost" też musi.
Jedno z dwojga; albo redaktor Kobosko wie coś, czego nie wiem ja. Ma jakieś dane, z których wynika, że tygodniki czytają tylko najgorliwsi wyznawcy posła Biedronia i uparli się tłoczyć gdzieś między jego redakcją i redakcją Tomasza Lisa. Albo, co bardziej prawdopodobne, zakłada, że cała Polska jest, jak to ujął kiedyś profesor Legutko, jedną wielką redakcją "Gazety Wyborczej".
Ale to chyba nieprawda....
źródło: uwazamrze.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz