Tak zwany patetycznie antyfaszyzm – cokolwiek kryje się pod tą nazwą – to signum temporis
naszej epoki. Wszystkie europejskie narody żyją w jego przemożnym
cieniu. Najpopularniejsi lewaccy publicyści Europy, łącznie z naszym
rodzimym Michnikiem, wielokrotnie pisali o nim jako o normatywnym
kręgosłupie Unii Europejskiej. Czym zatem karmią się – czy raczej są
karmieni – współcześni Europejczycy? Anty-faszyzm powinien oznaczać
wrogość do faszyzmu lub sprzeciw wobec niego (a więc ideologiczny
fundament współczesności to czysta negacja, „ontologiczny minus” – co,
szczerze powiedziawszy, ani trochę mnie nie zaskakuje). Jednak to proste
– wręcz prostackie – wyjaśnienie natychmiast rodzi inne pytanie: co
należy rozumieć przez faszyzm? W cywilizacji zdominowanej przez
komunikaty lewicowych mediów, książki lewicowych pisarzy oraz
działalność lewicowych ugrupowań politycznych i organizacji społecznych
trudno na nie udzielić odpowiedzi. Faszystami nazywa się bowiem:
wszelkiej maści konserwatystów i narodowców, hierarchów Kościoła i
działaczy katolickich, członków organizacji pro-life, lekarzy
odmawiających dokonywania aborcji, monarchów, dyktatorów innych niż
komunistyczni, przeciwników ruchów feministycznych i homoseksualnych,
antykomunistów, osoby nie przejmujące się ekologią, uczonych zajmujących
się określonymi zagadnieniami historycznymi, kontestatorów brukselskich
projektów „integracji europejskiej”, zwolenników lustracji i/lub
dekomunizacji etc. Słowem, każdego, kto z rozmaitych powodów budzi
niechęć lewicy, której zasadnicza taktyka polityczna od kilkudziesięciu
lat polega na utożsamianiu każdego wroga z faszyzmem i powtarzaniu tego w
kółko, aż w końcu większość szarych ludzi w to uwierzy. Przeciw takiemu
szermowaniu słowem „faszyzm” zaprotestuje oczywiście każdy prawicowiec,
chyba, że sam chce być wyzywany od faszystów. Niestety, niektórzy
sympatycy prawicy – lub osoby za nich się uważające – komentują rzecz
następująco: lewica rzeczywiście nadużywa słowa „faszyzm” w wyjątkowo
nieuczciwy sposób, ale antysemityzm czy rasizm są złe, więc antyfaszyzm
rozumiany jako przeciwdziałanie prawdziwemu, a nie zmyślonemu faszyzmowi
jest słuszny. I właśnie oni mylą się najbardziej. Pomijam już fałszywe
utożsamianie faszyzmu z nazizmem (w przeciwieństwie do tego drugiego,
faszyzm nigdy nie był rasistowski, a do 1938 r. nie był również
antysemicki); przede wszystkim mylą się, gdy sądzą, iż da się oddzielić
„złą” ideologiczną nagonkę na osoby nazywane faszystami przez lewicowców
od „dobrej” walki z faszystami prawdziwymi.
Aby to wyjaśnić,
spróbujmy nieco oświetlić genezę antyfaszyzmu jako takiego. Ów neologizm
ukuty został po I wojnie światowej na potrzeby propagandy III
Międzynarodówki (Kominternu). Po objęciu przez faszystów rządów we
Włoszech w 1922 r. partie wchodzące w skład międzynarodówki
komunistycznej otrzymały z Moskwy instrukcje nakazujące im
przedstawianie jako faszystowskich wszystkich bez wyjątku
niekomunistycznych sił politycznych, zgodnie z propagandową tezą, że
rządy kogokolwiek poza komunistami mają charakter tyrański oraz opierają
się na przemocy i terrorze. Akcja propagandowa bolszewików zmierzała do
wykreowania dwubiegunowego obrazu świata: kto nie popiera komunistów,
ten wspiera faszyzm, a kto jest przeciw faszyzmowi, ten musi być z
komunistami. Te programowe wytyczne z absolutną konsekwencją realizowała
na przykład Komunistyczna Partia Polski, której członkowie gardłowali o
„faszystowsko-paskarskim rządzie Witosa”, potem o „faszystowskim rządzie Piłsudskiego”, PPS nazywali „socjalfaszyzmem”,
zaś walkę między sanacją a partiami opozycyjnymi opisywali jako
wewnętrzną rozgrywkę w łonie faszyzmu. A ponieważ Komintern pozostawał
ściśle kontrolowanym narzędziem imperialnej polityki ZSRS, pierwsi w
Europie tropiciele wszechobecnego rzekomo faszyzmu byli po prostu
sowieckimi agentami.
Oskarżanie wszystkich wokół o faszyzm
skończyło się wraz z obradami VII kongresu Kominternu w 1935 r. Po
przejęciu w Niemczech władzy przez nazistów i utracie nadziei na
czerwoną rewolucję w tym państwie (Komunistyczna Partia Niemiec do
ostatniej chwili pozostawała drugim najsilniejszym stronnictwem po
NSDAP) bolszewicy postanowili dla zwiększenia swych wpływów wykorzystać
obawy, jakie wśród europejskiej lewicy powszechnie budziło rosnące
„zagrożenie faszystowskie”. Poszczególne kompartie otrzymały nowe
instrukcje, nakazujące im prowadzić akcję na rzecz tworzenia w
poszczególnych państwach szerokich koalicji zrzeszających wszystkie
ugrupowania lewicowe, których zadaniem miała być „obrona demokracji”,
tzn. niedopuszczenie do władzy sił prawicowych (zwłaszcza
nacjonalistycznych), po staremu utożsamianych z faszyzmem. To właśnie na
VII kongresie rzucono głośne hasło „Nie ma wroga na lewicy”. Wspomniane koalicje nazywano „jednolitymi frontami” lub „frontami ludowymi” („fołksfrontami”).
W 1936 r. Front Ludowy powstał we Francji (istotną rolę odgrywała w nim
grupa o kuriozalnej nazwie Komitet Czujności Intelektualistów
Antyfaszystów), a drugi w Hiszpanii. Tworzyły je opcje od lewicowych
liberałów przez socjaldemokratów i socjalistów po stalinowskich
komunistów. Występowały pomiędzy nimi znaczące różnice koncepcyjne,
toteż fołksfronty potrzebowały w tym względzie spoiwa. Dostarczała go
hałaśliwie rozgłaszana ideologia antyfaszyzmu, usprawiedliwiająca w imię
walki z faszyzmem – postrzeganym jako zło absolutne – wszelkie środki.
We Francji rząd Frontu Ludowego, na którego czele stanął żydowski
socjalista Leon Blum, rozpoczął urzędowanie od delegalizacji szeregu
pozaparlamentarnych organizacji nacjonalistycznych: Francisme, Młodych
Patriotów, Ognistego Krzyża i Solidarności Francuskiej. Mniej subtelny
hiszpański Front Ludowy (na czele utworzonego przezeń rządu stanął
socjalista Jose Largo Caballero, zwany „hiszpańskim Leninem”) począwszy
od lata 1936 r. uprawiał antyfaszyzm metodą strzelania w tył głowy
każdemu, kogo uznał za faszystę lub poplecznika faszystów. Kolejna fala
antyfaszyzmu przetoczyła się przez Europę Zachodnią po 1941 r., kiedy to
po napaści III Rzeszy na Związek Sowiecki Stalin za pośrednictwem
Kominternu ogłosił, że charakter II wojny światowej zmienił się z
„imperialistycznego” na „wyzwoleńczy” (wcześniej np. Komunistyczna
Partia Francji kolaborowała z niemieckim okupantem swego kraju,
realizując sojusz zawarty przez Ribbentropa i Mołotowa) oraz wydał
zachodnim partiom komunistycznym rozkaz tworzenia „antyfaszystowskiego
ruchu oporu”. W ramach tego ostatniego do komunistów przyłączyły się
inne stronnictwa polityczne; antyfaszyzm służył tym „obrońcom
demokracji” za uzasadnienie podporządkowania się partii będącej jawną
sowiecką agenturą, komunistom zaś dostarczał legitymizacji ich
przywództwa nad podziemiem partyzanckim oraz usprawiedliwienia
zbrodniczych metod działania. Kulminację działalności
„antyfaszystowskiego ruchu oporu” stanowiła akcja „oczyszczania”
przeprowadzona pod koniec wojny, kiedy komuniści we Włoszech
(1943-1945) i Francji (1944-1945) wymordowali rękami swoich sojuszników i
własnymi po kilkadziesiąt tysięcy prawdziwych lub rzekomych faszystów.
Powyższe
fakty przytoczyliśmy dla uzasadnienia dwóch twierdzeń. Po pierwsze,
antyfaszyzm pozostawał od zawsze sztucznym tworem, wymyślonym przez
lewicę, by umożliwić jej propagowanie własnej ideologii i osiąganie
własnych celów politycznych pod płaszczykiem bezinteresownej walki ze
złem. (Na przykład w Zachodniej Europie zdarzało się przed kilku laty,
że programowo antyfaszystowskie organizacje społeczne prowadziły kursy
edukacyjne dla młodzieży, na których wykładano trockizm i maoizm. Na
szczęście w Polsce tego typu podmioty – jak Koalicja Antyfaszystowska
czy Stowarzyszenie „Nigdy Więcej” – mają niewielki zasięg
oddziaływania.). Po drugie, antyfaszyzm zawsze służył za przykrywkę dla
organizowania kampanii przeciw prawicy przez siły lewicowe pod dyktando
najskrajniejszych z nich, toteż prawicowiec musi być mu przeciwny,
choćby nie wiedzieć jak bardzo nie znosił rzeczywistego faszyzmu. Lepiej
jednak, by do faszyzmu miał stosunek obojętny jako do partykularnej i
zamkniętej kwestii historycznej, co pozwoli mu demaskować prawdziwe
intencje lewicy, gdy ta będzie znowu wzywać do mobilizacji przeciw
rzekomo wciąż wszechobecnemu „zagrożeniu faszystowskiemu”. Krótko
mówiąc, powinien stać się konsekwentnym, ideowym anty-antyfaszystą.
Autor: Adam Danek
źródło: legitymizm.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz