piątek, 21 czerwca 2013

# Wojna GW z polskimi buddystami.

Prawda jest taka ,że GW atakowała i nadal atakuje polskich buddystów nie dlatego ,że są buddystami ,a dlatego ,że są Polakami. Próbuje robić z nich nie tylko sekciarzy ponieważ nie są bezpośrednio powiązani z Dalajlamą (który sam zachęcał Europejczyków do podążania własną drogą) ,a nawet nazistów kiedy sprzeciwiali się budowie meczetu w Warszawie kilka lat temu. Trzeba pamiętać ,iż buddyści europejscy sprzeciwiają się rozprzestrzenianiu się islamu w Europie ponieważ jest to religia pełna nienawiści ,wychwalająca cierpienia i będąca źródłem cierpień zarówno innowierców jak i wyznawców. 
Nikt nie może z czystym sumieniem popierać religii w której kobiety są traktowane jak przedmioty i mogą być bezkarnie zamordowane ,czy okaleczone nawet kiedy są brzemienne. Gdzie normą jest okaleczenie ,mordowanie i pedofilia ,a prostytucja staje się wymogiem kiedy zażyczy sobie tego kapłan.
===================================================================

Stop meczetowi radykałów w Warszawie - plakaty o takiej treści wiszą m.in. koło stacji metra Politechnika w Warszawie. Obok uśmiechnięta twarz lamy Olego Nydahla, przywódcy buddystów linii Diamentowej Drogi (Karma Kagyu), zaprasza na kurs medytacyjny "Lama, Jidam, Strażnicy". Sąsiedztwo plakatów nie jest przypadkowe.
Pikieta jest zorganizowana przez stowarzyszenie Europa Przyszłości, której prezesem jest Jan Wójcik, były członek Zarządu Związku Buddyjskiego Karma Kagyu. Sympatykami stowarzyszenia i entuzjastami pikiety są zarówno buddyści Diamentowej Drogi, Wszechpolacy, jak i ultraprawica wszelkiej maści, także ta najbardziej antysemicka. Łączy ich islamofobia.

Ole Nydahl znany jest ze swoich rasistowskich przekonań. Na pytanie: „Co byłoby dla mnie największym nieszczęściem?" na łamach „Wysokich Obcasów” (nr 28) w „Kwestionariuszu Prousta”, odpowiedział: „Islam w Europie". W jednym z rasistowskich blogów www.gatesofvienna.blogspot.com w wywiadzie z duńskim konserwatystą Asger Trier Engbergiem, powiedział: „Z tego, co widzę, najlepszy muzułmanin to ktoś, kto kieruje się nauczaniem zawartym w książce rodem z pustyni arabskiej, która ma trzynaście wieków i robi to zupełnie bezrefleksyjnie, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności za swoje życie. Co więcej, nauczanie to prowadzi do społeczeństwa pełnego przemocy, jako że jest przekazywane przez ludzi, którzy nie dotrzymują słowa, którzy nie zachowują się w sposób, który nazwalibyśmy dziś cywilizowanym. Stąd to nauczanie jest dzisiaj skrajnie niebezpieczne”.
 Mam osobiste doświadczenie z członkami Karma Kagyu. Są to mili, wykształceni i życzliwi ludzie. Przez lata pomagali mi w utrzymywaniu palmy na rondzie de Gaulle'a. Aż do momentu, kiedy zrozumieli, że palma jest znakiem obecności nie tylko Żydów i buddystów, postrzeganych jak obcych, ale również - muzułmanów.

Parę lat temu nakręciłam wywiad z 10-letnim synkiem jednej z buddystek. Na pytanie: "Czego najbardziej się obawiasz?", chłopiec z dziecięcą powagą odpowiedział: "Turków w Europie". Następnie opowiedział mi, co się stanie z Europą, kiedy zaleją nas muzułmanie: kobiety będą bite i będą musiały zasłaniać twarze, a kultura europejska zniknie z powierzchni ziemi. Na dodatek, dodał, muzułmanie są brudni i przerażający. Wystarczyłoby zamienić muzułmanów na Żydów i mielibyśmy retorykę rodem z lat 30.

Cóż, Wszechpolacy zdobyli sojusznika
źródło:  warszawa.gazeta.pl
 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Fragment artykułu Anny Szulc pt. "Tępić buddystów",
tygodnik
"Przekrój" nr 12 (22 marca 2007).

(...) Karma Kagyu działa w Polsce od 1984 roku na podstawie wpisu do rejestru kościołów i związków wyznaniowych prowadzonego przez ministra spraw wewnętrznych i administracji. Jest największym związkiem buddyjskim w Polsce, ma 50 ośrodków i grup medytacyjnych.

- Jest legalnie działającym, powszechnie znanym odłamem buddyzmu tybetańskiego - wyjaśnia doktor Zbigniew Pasek z Pracowni Dokumentacji Wyznań Religijnych w Polsce Współczesnej w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Propaguje nauki Buddy, podobnie jak katolicy propagują nauki Chrystusa.

Doktor Pasek przypomina również, że tak jak inne związki wyznaniowe o uregulowanej sytuacji prawnej Karma Kagyu ma konstytucyjne prawo do nauczania swojej religii (...)

Doktor Pasek z UJ ma nadzieję, że buddyści po raz kolejny podadzą do sądu "sektofobów".

- Mam nadzieję, że wygrają - dodaje religioznawca. - I że kiedyś skończy się w Polsce polowanie na ludzi, którzy mają prawo i odwagę głosić odmienne od powszechnych poglądy religijne.

Na razie Buddyjski Związek Diamentowej Drogi wysłał listy do szkalującej go gazety ["Gazeta Wyborcza" - przyp. CS], wojewody [wojewoda kujawsko-pomorski - przyp. CS] i prowincjała dominikanów w Polsce. W przypadku braku pozytywnej reakcji zapowiada oddanie sprawy do sądu (...)




------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


List otwarty Naukowego Koła Orientalistyki UO
w sprawie artykułów w bydgoskiej Gazecie Wyborczej



Kiedy 2 marca 2007 czytałem na portalu gazeta.pl o unijnych wybrykach pana Giertycha cieszyłem się, że w Polsce są jeszcze media reprezentujące zdrowy dystans do światopoglądu, który zdominował ostatnio polskie elity polityczne. Jednak po lekturze artykułów autorstwa Aleksandry Lewińskiej i Jacka Kowalskiego pod tytułem 'Buddyści' rekrutują w szkołach oraz Kurator Adamska: Grupy religijne więcej do szkół nie wejdą! w bydgoskim dodatku Gazety Wyborczej poważnie zacząłem martwić się również o kondycję czwartej władzy w kraju.

Jako przewodniczący Naukowego Koła Orientalistyki przy Uniwersytecie Opolskim miałem zaszczyt wielokrotnie organizować Dni Kultury Tybetańskiej, dyskusje podczas Festiwalu Nauki oraz wykłady otwarte poświęcone buddyzmowi. Podczas tej pracy spotkałem się zarówno z licznymi przedstawicielami Związku Buddyjskiego Karma Kagyu, jak i dziennikarzami Gazety Wyborczej, z którymi współpraca układała się bardzo dobrze i w klimacie wzajemnego zrozumienia, o czym świadczą liczne artykuły z opolskiego dodatku Gazety. Niestety dziennikarzom oraz redakcji bydgoskiej Gazety zabrakło tak kunsztu jak i rzetelności dziennikarskiej, o czym przekonać się można niestety już w pierwszym zdaniu pierwszego, niesławnego artykułu.

Nazwanie zarejestrowanego w MSWiA od 1984 roku związku wyznaniowego "niebezpiecznym" już w podtytule daje posmak nierzetelności i pomówień, którymi autorzy tekstu będą szafować do końca artykułu. W żadnym z tekstów nie podają jacy to "fachowcy" rzekomo tak uważają, możliwe, iż mają na myśli treści zawarte w publikacji "Sekty. Ekspansja Zła" wydawnictwa Ad Astra, które również oskarżało buddystów o molestowanie seksualne i uzależnienie psychiczne, w wyniku czego w 1998 roku sąd nałożył na tę inicjatywę wydawniczą grzywnę i nakazał zniszczenie wszystkich egzemplarzy książki.

Technicznie rzecz biorąc określenie szkoły Karma Kagyu buddyzmu tybetańskiego mianem "sekty" nie jest co prawda błędem, ale tylko pod warunkiem, że Kościół Katolicki również określilibyśmy w ten sam sposób, ponieważ jest oddzielną częścią (łac. sectio) chrześcijaństwa. Karma Kagyu jest jedną z czterech głównych (tzw. wielkich) szkół buddyjskich w Tybecie, jej główne nauki w XI wieku sprowadził do Tybetu słynny Marpa Tłumacz z Indii, gdzie do tej pory kultywowano myśl filozoficzną historycznego Buddy Siakjamuniego. Od lat siedemdziesiątych na życzenie zwierzchnika tej szkoły J.Ś XVI Gjalła Karmapy, na Zachodzie we współczesny, jednak wierny źródłom sposób przekazuje ją lama Ole Nydahl, który do tej pory założył ponad 500 ośrodków medytacyjnych na świecie. Praktykowany jest w nich żywy i bliski życiu buddyzm, o czym świadczą zarówno najwyżsi lamowie szkoły Karma Kagyu, np. Szamar Rinpocze, tradycyjnie drugi lama w hierarchii szkoły Kagyu jak i współczesne autorytety naukowe, np. prof. B. Scherer z International Institute for Asian and Tibetan Studies, którego w ubiegłym roku mieliśmy zaszczyt gościć podczas Dni Tybetu na Uniwersytecie Opolskim.

Co może zdziwić wielu laików, kolejną nierzetelnością dziennikarską jest powoływanie się w obu artykułach na autorytet J.Ś. Dalajlamy, czy funkcjonującej pod jego patronatem Polskiej Unii Buddyjskiej. Pomijając zażyłą znajomość lamy Olego Nydahla z Dalajlamą oraz z całym szacunkiem należnym dla aktywności przywódcy Tybetańskiego rządu na uchodźstwie i szkoły Gelug buddyzmu Tybetańskiego, należy podkreślić, że wszystkich pięć tradycji religijnych Tybetu – buddyjskie Sakja, Ningma, Gelug i Kagyu oraz szamański Bon - od zawsze funkcjonowały w sposób niezależny od siebie. Niestety historia Tybetu nie jest sielanką, a lektura Niebieskich Annałów dobitnie pokazuje, jak bardzo krwawe i zawiłe mogły być starcia lokalnych watażków popierających danych lamów i szkoły. Powstanie Polskiej Unii Buddyjskiej z inicjatywy uczniów rinpocze kolaborujących z komunistycznymi władzami Chin - w tym wspomnianego w drugim tekście Waldemara Zycha vel "lamy Rinczena", który kompromituje się zarzucając buddystom Kagyu brak kontaktu z tybetańskimi nauczycielami - jest w pewnym stopniu kontynuacją starych sporów, o czym świadczy chociażby fakt, że akurat dwie największe organizacje zrzeszające buddystów tybetańskich w Polsce - Karma Kagyu oraz związek Garuda – do niej nie należą.

Dziennikarze Gazety Aleksandra Lewińska i Jacek Kowalski wydają się być też przerażeni słowami o. Franca, którego bulwersuje "permisywizm seksualny" rzekomo praktykowany przez buddystów. Polemizowanie z tak niskimi argumentami wydaje mi się niepoważne, najcelniej skwitował je chyba jeden z czytelników portalu gazeta.pl, który napisał: "19 lat i nieskrępowany seks z każdym – bardzo mi odpowiadają, gdzie zapisy i czy trzeba płacić?". Niestety obawiam się, że zainspirowany tekstem z Gazety czytelnik gorzko rozczaruje się, jeśli zdecyduje się kiedyś odwiedzić bydgoski, czy którykolwiek inny ośrodek Diamentowej Drogi...

Najbardziej jednak poruszyła mnie ksenofobiczna aluzja, którą autorzy tekstu skierowali do odważnych nauczycieli i dyrektorów szkół: Jeśli odważysz się zorganizować coś nie po myśli o. Franca i jemu podobnych, my napiętnujemy cię w mediach. Przyzwyczaiłem się do podobnych rewelacji w Radiu Maryja czy Naszym Dzienniku, jednak nie spodziewałbym się nigdy czegoś takiego po Gazecie Wyborczej. Ponad połowa mieszkańców Ziemi zamieszkuje kraje Orientu, natomiast w podręcznikach szkolnych ze świecą szukać rzetelnych, czyli nie pisanych przez chrześcijańskich misjonarzy wiadomości na temat tych niesłychanie interesujących i głębokich kultur. Szkoła jest właśnie miejscem, gdzie przyszli obywatele powinni otrzymać obiektywne, pochodzące ze źródła informacje na temat otaczającego ich świata. Straszenie przed wszystkim tym co „obce” zamiast konstruktywnego dialogu nie wróży wzajemnego zrozumienia się kultur w przyszłości. Komu służyć będzie sprzeczne z konstytucyjną gwarancją wolności wyznania oraz Europejską Konwencją Praw Człowieka zalecenie kuratora, żeby nie wpuszczać do szkół "innych" grup religijnych, ponieważ jak rozumiem nie dotyczy ono Kościoła Katolickiego? Na pewno nie uczniom i ich potrzebie poznania świata własnymi oczami.

Gazeta Wyborcza prezentowała zawsze wyważony i rzetelny pogląd na świat i nie rozumiem, skąd tak nagła zmiana w stronę zaściankowości i terroru status quo?

Oczywiście dziennikarz ma prawo do własnego zdania. Jeśli jednak o czymś pisze powinien wykazać się przynajmniej minimalną wiedzą w danym temacie. Przy redakcji tak dużej gazety oczywiście zdarzają się nieszczęśliwe wypadki. Jednak w dobrym stylu, zgodnym tak z judeochrześcijańską jak i buddyjską etyką jest wówczas złożenie publicznych przeprosin i zadośćuczynienie szkody, którą się – mam nadzieję nieświadomie – wyrządziło.

Z poważaniem,

Grzegorz Kuśnierz
Naukowe Koło Orientalistyki
przy Instytucie Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Opolskiego
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Komentarz do wypowiedzi lamy Rinczena nt. Buddyjskiego Związku Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu.



W dniu 2007-03-02 lokalny dodatek "Gazety Wyborczej" w Bydgoszczy opublikował w tekście Aleksandry Lewińskiej i Jacka Kowalskiego p.t. Kurator Adamska: Grupy religijne więcej do szkół nie wejdą! fragmenty wypowiedzi lamy Rinczena (Waldemara Zycha), przewodniczącego Polskiej Unii Buddyjskiej (PUB), na temat Buddyjskiego Związku Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu (BZDD). Czytamy tam:

Karma kagyu podaje się za związek buddyjski. Tymczasem do "Gazety" napisał w piątek, przebywający w Nepalu, Lama Rinczen – przewodniczący Polskiej Unii Buddystów, reprezentujący Związek Buddyjski Tradycji Karma Kamtzang. "O ile mi wiadomo, członkowie Karma Kagyu kwestionują opinie Dalajlamy w wielu kwestiach i nie utrzymują więzi z tradycyjnymi lamami tybetańskimi.(...) W biurze Jego Świątobliwości Dalajlamy nie znajdziemy ich na liście rekomendowanych ośrodków buddyjskich na Zachodzie. (...) W powyższym świetle, brak Karma Kagyu na liście członków Polskiej Unii Buddyjskiej działającej pod patronatem Jego Świątobliwości Dalajlamy chyba nie dziwi" - czytamy w e-mailu.
Inny artykuł tej samej pary autorów zatytułowany "Buddyści" rekrutują w szkołach ukazał się dzień wcześniej (2007-03-01) również w bydgoskim wydaniu "GW". Już na wstępie, w samym tytule poprzez ujęcie słowa buddyści w cudzysłów, dziennikarze uznali, że buddyści z BZDD tylko podają się za takowych, a tak naprawdę są buddystami-przebierańcami, niczym słynni "chłopcy-radarowcy" z popularnej piosenki Andrzeja Rosiewicza. Mam nadzieję, że taka ocena nie wynika ze złej woli pary dziennikarzy, ale jest wyłącznie efektem braku podstawowej wiedzy na temat relacji różnych szkół buddyzmu oraz niedoinformowania odnośnie realiów buddyjskich w Polsce i ich historycznych uwarunkowań.

Nie wiem, w jakim kontekście padły słowa lamy Rinczena, dlatego tuż po opublikowaniu powyższej wypowiedzi poprosiłem dwoje polskich buddystów (jedna osoba związana z ośrodkiem w Grabniku, gdzie rezyduje lama Rinczen; druga – nastawiona do sprawy neutralnie i nie związana ani z PUB, ani z BZDD) o skontaktowanie się z nim i poproszenie o szczegółowe wyjaśnienie jego stanowiska oraz komentarz w sprawie publikacji jego wypowiedzi w bydgoskiej "GW". Obie osoby zgodziły się na pośredniczenie w tej sprawie i napisały do lamy Rinczena.

Niestety, do dzisiaj (2007-03-19), ponad dwa tygodnie od publikacji artykułu, nie pojawiła się żadna odpowiedź. Jest to tym bardziej zastanawiające, że na prośbę dziennikarzy z bydgoskiej "GW" o wyrażenie opinii z ramienia PUB lama Rinczen zareagował natychmiast na drugi dzień. Dlatego abstrahując od tego, czy słowa lamy Rinczena zostały wyrwane z kontekstu i czy odzwierciedlają jego stanowisko, czy też nie (chociaż można byłoby uznać, że tak długie milczenie jest tylko cichym potwierdzeniem jego opinii opublikowanej w "GW"), chciałbym pokrótce odnieść się do nich.


Cyt. Lama Rinczen (Waldemar Zych): O ile mi wiadomo, członkowie Karma Kagyu kwestionują opinie Dalajlamy w wielu kwestiach.
Na początku należy wyjaśnić jeden fakt, prawdopodobnie mało znany opinii publicznej. Chociaż XIV Dalajlama cieszy się wśród większości buddystów wielkim szacunkiem, to nie jest duchowym przywódcą wszystkich buddystów ani zwierzchnikiem wszystkich buddyjskich szkół. XIV Dalajlama związany jest z buddyjską tradycją Gelug, jedną z pięciu dużych szkół tzw. "buddyzmu tybetańskiego". Pozostałe cztery szkoły to Njingma, Kagju, Sakja (wywodzące swoje nauki od Buddy Siakjamuniego) oraz Bon (wywodząca się od Buddy Tonpy Szienraba). Wszystkie te cztery szkoły funkcjonowały w Tybecie na długo przed tym, zanim w XIV wieku pojawiła się szkoła Gelug. Chociaż była najmłodszą ze wszystkich tradycji buddyzmu tybetańskiego, nie przeszkodziło to jej w szybkim ustanowieniu długotrwałej instytucjonalnej i doktrynalnej hegemonii w Tybecie Centralnym. W XVI wieku Gelugpowie, dzięki scentralizowanej strukturze swojej szkoły oraz wsparciu mongolskich chanów, zdominowali życie polityczne kraju, a mnisi tego odłamu buddyzmu zaczęli dzierżyć wysokie państwowe stanowiska. Cieszący się wśród Gelugpów najwyższym autorytetem Dalajlamowie aż do 1949 roku sprawowali funkcję władców Tybetu Centralnego, nigdy jednak nie byli duchowymi zwierzchnikami pozostałych szkół.

Szkoła Gelug (tzw. "Żółte Czapki"), korzystając ze swoich uprawnień i pozycji politycznej, usiłowała administracyjnie podporządkować sobie klasztory starszych buddyjskich tradycji (tzw. "Czerwone Czapki") oraz narzucić im swoją doktrynę i styl nauczania Dharmy. Plany te udało się im zrealizować wobec szkoły Dżonang, którą Gelugpowie zdelegalizowali i przejęli pod pretekstem głoszenia herezji. Chodziło tutaj o doktrynę szentong, filozoficzną wykładnię nauk Buddy, która po upadku szkoły Dżonang przetrwała na rubieżach Tybetu, gdzie władza rządu z Lhasy nie docierała. Doktryna ta nauczana jest również dzisiaj w szkołach Njingma i Kagju, gdzie traktuje się ją jako fundamentalną wykładnię filozofii buddyjskiej, w przeciwieństwie do szkoły Gelug, która opiera się na doktrynie rangtong.

W powyższym kontekście łatwiej jest zrozumieć pozycję Dalajlamy w buddyjskim świecie, szczególnie w świecie buddyzmu tybetańskiego. Nie ma potrzeby, żeby każdy buddysta przyjmował, zgadzał się i podążał za wszelkimi możliwymi naukami głoszonymi przez wszystkich buddyjskich nauczycieli, włączając w to Dalajlamów. Podobnie katolicy podążają raczej za naukami katolickich papieży niż prawosławnych patriarchów czy anglikańskich arcybiskupów Canterbury – tak samo jest w buddyzmie, który dzieli się na liczne szkoły, nurty i tradycje, a żadna nie posiada monopolu na głoszenie ostatecznej prawdy, chociaż każda prezentuje równie wartościowe nauki skierowane do różnych ludzi i pomagające im dążyć do Oświecenia w najlepszy i najbardziej skuteczny dla nich sposób.

W kwestiach duchowych buddyści zrzeszeni w BZDD są przychylni naukom XIV Dalajlamy i cenią je, chociaż nie ze wszystkimi się zgadzają (np. kwestia doktryny szentong, bądź subtelne i mało czytelne dla niebuddystów różnice dotyczące nauk o Naturze Buddy). O szacunku wobec XIV Dalajlamy jako buddyjskiego mistrza świadczą nie tylko serdeczne i ciepłe słowa lamy Ole Nydahla (pod którego duchową opieką działa BZDD), jakich nie skąpi podczas swoich wykładów pod adresem Dalajlamy, ale też upowszechnianie nauk Dalajlamy przez uczniów lamy Ole. W Polsce ukazały się dwie książki XIV Dalajlamy przetłumaczone właśnie przez nich ("Radość życia i umierania w pokoju" tłum. Piotr Jankowski oraz "Nowa fizyka i kosmologia. Rozmowy z Dalajlamą" tłum. Grzegorz Kuśnierz), a także książki bliskiego ucznia XIV Dalajlamy i zarazem jego francuskiego tłumacza Matthieu Ricarda ("Nieskończoność w jednej dłoni" i "W obronie szczęścia" tłum. Dorota Bury). Ponadto w portalu prowadzonym przez niżej podpisanego można znaleźć wiele tekstów autorstwa XIV Dalajlamy. Faktem jest jednak, i dotyczy to wszystkich szkół buddyjskich, że w sprawach indywidualnej praktyki buddyści zasięgają wskazówek raczej u swoich nauczycieli, związanych z konkretnymi szkołami, w jakich sami praktykują. W szkole Kagju kładzie się wielki nacisk na utrzymywanie związków z dzierżawcami linii przekazu tej tradycji, w szczególności chodzi tutaj o głównych lamów linii: Karmapę (Karmapę Czarnej Korony) i Szamarpę (Karmapę Czerwonej Korony).

Buddyści zrzeszeni w BZDD tak naprawdę kwestionują jedną, jedyną opinię Dalajlamy. Opinię nie odnoszącą się do sfery duchowej, lecz politycznej. Chodzi tu mianowicie o stanowisko wobec wyboru XVII Karmapy, zwierzchnika szkoły Kagju. XIV Dalajlama popiera innego kandydata niż ten, którego wskazał XIV Szamarpa, drugi po Karmapie lama szkoły Kagju.

Ani rozbieżności na gruncie politycznym, ani różnice w pojmowaniu pewnych buddyjskich doktryn nie przeszkadzają w szanowaniu i cenieniu osoby oraz duchowej działalności XIV Dalajlamy. Nie oznacza to jednak, że powinno się bezkrytycznie akceptować wszystkie jego posunięcia.


Cyt. Lama Rinczen (Waldemar Zych): i nie utrzymują więzi z tradycyjnymi lamami tybetańskimi.
Nie jest to informacja zgodna z prawdą, o czym świadczą liczne wizyty tradycyjnych tybetańskich lamów zapraszanych przez BZDD do Polski. W ubiegłym roku (2006) gościł i udzielał nauk w Warszawie lama Szerab Gjaltsen Rinpocze (opat klasztoru Nyeshang w Kathmandu, Nepal), a w ośrodku ogólnopolskim w Kucharach – Mipham Rinpocze (ojciec XVII Karmapy Taje Dordże i zarazem trzeci tulku Miphama Dziamjanga Gjatso, wielkiego uczonego ze szkoły Njingma z przełomu XIX i XX wieku). Ponadto polscy buddyści ze szkoły Kagju utrzymują więzi z XVII Karmapą Taje Dordże (gościł w Polsce w roku 2000 i 2004) oraz XIV Szamarem i Dzigme Rinpocze, którzy często udzielają nauk w Europie. Część polskich buddystów Kagju odwiedza w Nepalu ośrodki Szangpy Rinpocze, jak również innych tradycyjnych tybetańskich lamów. Odbywają również pielgrzymki do Tybetu, Indii i Bhutanu. Ponadto wielokrotnie, niemal każdego roku, odwiedzał ośrodek BZDD w Kucharach Lopon Tseczu Rinpocze (znany lama, blisko związany z rodziną królewską Bhutanu i Nepalu, a zarazem pierwszy tybetański nauczyciel lamy Ole Nydahla) zanim zmarł latem 2003 roku. Udzielił on w Polsce licznych inicjacji i nauk tysiącom buddystów Diamentowej Drogi, konsekrował również stupę w ośrodku w Kucharach.

Pomijając całkowicie fakt, że twierdzenie o "nieutrzymywaniu więzi z tradycyjnymi lamami tybetańskimi" samo w sobie nie jest prawdziwe w odniesieniu do buddystów zrzeszonych w BZDD, trzeba zauważyć, iż jako "zarzut" wydaje się nie tylko absurdalne, ale też niestosowne, ponieważ pośrednio skierowane jest także wobec tych buddyjskich wspólnot, których działalność w Polsce opiera się bardziej na zachodnich niż azjatyckich nauczycielach Dharmy, bądź też które nie mają możliwości częstszego zapraszania swoich azjatyckich nauczycieli do naszego kraju. Dotyczy to także wspólnot zrzeszonych w PUB, której przewodniczy lama Rinczen np.:
  1. Związek Buddystów Zen Bodhidharma, gdzie głównym nauczycielem jest Amerykanka Sunja Kjolhede,
  2. Stowarzyszenie Buddyjskie Zen Sangha Kandzeon – główny nauczyciel to Amerykanin Rosi Denis Genpo Merzel,
  3. Związek Buddystów Czan, którego opiekunem jest John Crook, a pochodzący z Chin mistrz Szeng Jen ostatni raz gościł w Polsce dziesięć lat temu,
  4. Związek Buddyjski Khordong, na którego zaproszenie (o ile mi wiadomo) nie gościł w Polsce od śmierci Czime Rigdzina Rinpocze w roku 2002 żaden tybetański lama, a kursy medytacyjne były prowadzone przez zachodnich uczniów Rinpocze: Gudrun Knausenberger i James'a Low,
  5. Wspólnota Dzogczen – Namkhai Norbu Rinpocze, główny nauczyciel buddystów zrzeszonych w tej wspólnocie, gościł w Polsce ostatni raz w roku 1998,
  6. Szkoła Zen Kwan Um, której działalność po śmierci w 2004 roku koreańskiego mistrza zen DSSN Seung Sahn'a opiera się przede wszystkim na polskich spadkobiercach jego przekazu.

Właściwie tylko dwie grupy buddyjskie należące do PUB utrzymują oficjalnie stały i regularny kontakt z tradycyjnymi azjatyckimi nauczycielami buddyzmu swoich tradycji, którzy przyjeżdżają do Polski. Jest to Związek Buddyjski Tradycji Karma Kamtzang (m.in. Tenga Rinpocze) oraz Buddyjska Wspólnota Zen Kannon (Roshi Jakusho Kwong).

W żadnym przypadku sytuacja ta nie deprecjonuje działalności żadnej z wymienionych wyżej, ani żadnej innej legalnie działającej w Polsce buddyjskiej wspólnoty. Dlaczego zatem miałaby deprecjonować działalność BZDD? Tym bardziej, że podana przez lamę Rinczena informacja jest nieprawdziwa.



Cyt. Lama Rinczen (Waldemar Zych): W biurze Jego Świątobliwości Dalajlamy nie znajdziemy ich na liście rekomendowanych ośrodków buddyjskich na Zachodzie.
Zastanawia mnie dlaczego tak istotny dla rozwoju buddyzmu na świecie dokument nie jest nigdzie upubliczniony? Pomimo wytężonych poszukiwań nie udało mi się do niego dotrzeć ani na stronie internetowej Biura XIV Dalajlamy, ani na stronie Tybetańskiego Rządu na Uchodźstwie. Przypuszczam, że nie znajdziemy na wspomnianej liście "zalecanych ośrodków buddyjskich" również wielu innych grup buddyjskich, nie tylko BZDD, z tego prostego powodu, że nie popierają one stanowiska rządu XIV Dalajlamy w kwestii XVII Karmapy.

Ośrodki BZDD są natomiast rekomendowane na głównej stronie zwierzchnika tradycji Karma Kagju XVII Karmapy Taje Dordże (zobacz).

Warto przedstawić pokrótce tło polityczne rozbieżności wokół kwestii XVII Karmapy. Wspomniałem już wyżej, że szkoła Gelug, powiązana ze sferami panującymi, jeszcze w wolnym Tybecie Centralnym usiłowała podporządkować sobie pozostałe szkoły buddyjskie (Sakja, Kagju, Njingma oraz Bon), a jedną z małych niezależnych szkół (Dżonang) całkowicie zdominowała, doprowadzając do jej upadku. Niestety podobne trendy można zaobserwować również w polityce tybetańskiej na uchodźstwie, gdzie doszło do poważnego wewnętrznego kryzysu w szkole Kagju.

Biuro J.Ś. XIV Dalajlamy kieruje się swoją własną, lokalną polityką, której interesy związane są ściśle z buddyjską szkołą Gelug, do której przynależy XIV Dalajlama, jednak wszystkie szkoły buddyjskie wywodzące się z Tybetu są w pełni autonomicznymi "ciałami". Kaszag, czyli tybetańska Rada Ministrów na uchodźstwie (znajdująca się pod bezpośrednim zwierzchnictwem XIV Dalajlamy), usiłuje podporządkować je Departamentowi Religii i Kultury w takim zakresie, iż każda istotna dla funkcjonowania danej szkoły decyzja musi być zweryfikowana i zatwierdzona przez rządowych urzędników – to tak, jakby o wyborze biskupów czy kardynałów Kościoła Katolickiego nie decydował papież, lecz rząd państwa, którego obywatelem byłby dany kandydat.

Jako zwolennik rozdziału spraw religijnych od państwowych, uważam, że jest to system niedemokratyczny, bowiem uzależnia w bardzo dużym stopniu od doraźnej polityki rządu tybetańskiego szkoły buddyjskie, których tradycja jest przecież o kilkaset lat dłuższa niż historia linii Dalajlamów.

Fakt, że Dalajlamowie ingerowali czasem w interesy szkół innych niż ta, z którą sami są związani, wynikał z ich pozycji politycznej – byli głową państwa tybetańskiego (uściślając: Centralnego Tybetu ze stolicą w Lhasie, jednak ich władza nie obejmowała np. Wschodniego Tybetu) i odpowiednio do swojej pozycji dysponowali aparatem represji, jakie mogli kierować (i kierowali) przeciwko tym szkołom lub klasztorom, które nie pasowały im do aktualnej linii politycznej.

Parlament tybetański na uchodźstwie (The Assembly of Tibetan People's Deputies - wybierany przez tybetańskich uchodźców) dysponuje władzą ustawodawczą. Pełną władzę wykonawczą posiada natomiast Kaszag (Rada Ministrów), który jest podporządkowany XIV Dalajlamie. Ustawy przyjmowane przez Parlament również wymagają akceptacji ze strony XIV Dalajlamy – zatem ostateczna władza i moc decyzyjna nadal jest skupiona w ręku jednej osoby1, podobnie jak było to w autokratycznym Tybecie. Nie dotyczy to władzy sądowniczej: Tybetańczycy podlegają sądom i prawu państw, w których mieszkają.

Niezależność sądów indyjskich dała XIV Szamarpie możliwość przedstawienia swoich argumentów w sporze o XVII Karmapę i klasztor Rumtek będący siedzibą XVI Karmapy nielegalnie zawłaszczoną przez zwolenników kandydata na XVII Karmapę, którego poparł XIV Dalajlama. Więcej na ten temat w artykule Indie, Sikkim, Chiny i dokuczliwy tybetański lama. Z kolei niezależność sądów w Nowej Zelandii umożliwiła Beru Czientse Rinpocze, jednemu z najwyższych lamów szkoły Kagju, skuteczną obronę przed zakusami na jego ośrodki poczynionymi również przez zwolenników kandydata na XVII Karmapę, który cieszy się poparciem XIV Dalajlamy. Asystentką Beru Czientse Rinpocze podczas procesu sądowego była Hannah Nydahl, żona lamy Ole Nydahla, a biegłym powołanym w sprawie, jeden z najbardziej cenionych współczesnych tybetologów prof. Geoffrey Samuel z Cardiff University. Więcej informacji na stronie www.rigpedorje.com w dziale NZ Court Case.


Cyt. Lama Rinczen (Waldemar Zych): W powyższym świetle, brak Karma Kagyu na liście członków Polskiej Unii Buddyjskiej działającej pod patronatem Jego Świątobliwości Dalajlamy chyba nie dziwi.
Polska Unia Buddyjska zrzesza osiem spośród ponad dwudziestu działających w Polsce wspólnot buddyjskich, tym samym trudno uznać ją za organizację reprezentującą stanowisko wszystkich polskich buddystów. Według przybliżonych szacunków PUB nie zrzesza nawet połowy praktykujących buddyzm w naszym kraju. Organizacja ta powstała z inicjatywy lamy Rinczena w roku 1995 na fali podziału, do jakiego doszło w szkole Kagju (na całym świecie, nie tylko w Polsce) w związku z rozbieżnościami w kwestii wyboru XVII Karmapy. Lama Rinczen popiera tego samego kandydata na tron Karmapy co XIV Dalajlama. Stanowisko BZDD jest w tym zakresie odmienne, trudno więc się dziwić, że BZDD do PUB nie chce należeć.

Dla kontrastu chciałbym tutaj przedstawić aktualną sytuację relacji międzysanghowych w Niemczech. Istnieje tam organizacja o nazwie Die Deutsche Buddhistische Union e.V. (DBU - www.dharma.de), która skupia zdecydowaną większość (ponad 50) niemieckich wspólnot buddyjskich. Jej członkiem jest również Der Buddhistische Dachverband Diamantweg der Karma-Kagyü-Linie e.V. (BDD), czyli organizacja buddyzmu Diamentowej Drogi, zrzeszająca ośrodki uczniów lamy Ole Nydahla – odpowiednik polskiego BZDD. Formuła niemieckiego DBU jest jednak odmienna od formuły polskiej PUB, która powstała, jak się wydaje, nie tylko jako platforma dla międzybuddyjskiego dialogu w Polsce, ale również jako forma politycznej opozycji wobec BZDD.

Niemcy postawili na rzeczywistą współpracę ponad politycznymi czy doktrynalnymi podziałami, DBU nie działa pod patronatem żadnego buddyjskiego nauczyciela, co gwarantuje równość wszystkim jej członkom i nie prowadzi do niezręcznych sytuacji. Dlatego BDD zdecydowała się przyłączyć do DBU.

Aktualny status PUB wydaje się być zbyt przesiąknięty polityką, żeby tak szeroko zakrojona współpraca i dialog, jak u buddystów w Niemczech, zaistniały dzisiaj w Polsce na płaszczyźnie organizacji, której przewodniczy lama Rinczen. Na szczęście do owocnej współpracy polskich buddystów dochodzi – tyle, że odbywa się ona na płaszczyźnie indywidualnych międzyludzkich kontaktów, a nie oficjalnych struktur.

Na koniec warto też zadać pytanie, czy lama Rinczen konsultował swoje stanowisko z wszystkimi pozostałymi członkami Polskiej Unii Buddyjskiej, której przewodniczy i którą reprezentował w bydgoskiej "GW"? Czy może była to jego niezależna i autorytarna decyzja?

Podsumowując: z zamieszczonych w bydgoskiej "GW" fragmentów wynikałoby, że lama Rinczen, korzystając z niedoinformowania opinii publicznej odnośnie zakresu kompetencji Dalajlamów, mógł posłużyć się duchowym autorytetem XIV Dalajlamy jak kartą przetargową w swojej prywatnej grze niechęci wobec buddystów zrzeszonych w BZDD i wobec ich nauczycieli. Trudno w tej chwili rozstrzygnąć, czy tak faktycznie jest, ponieważ dziennikarze mogli dopuścić się przeinaczenia słów lamy Rinczena, a on sam nie przedstawił do tej pory szerszych wyjaśnień, które rzuciłyby więcej światła na jego stanowisko.


1 Źródło: oficjalna strona internetowa Tybetańskiego Rządu na Uchodźstwie.
The Assembly of Tibetan People's Deputies. The Assembly is the highest elected legislative organ of Tibetans in exile. The present Assembly is the eleventh since its inception and has 46 elected members representing the three provincial regions and five major religious sects of Tibet. All legislative powers and authority are vested in the Assembly, and legislation further requires the assent of His Holiness the Dalai Lama (...) The Kashag. The Kashag or the cabinet of the CTA (Central Tibetan Administration) is responsible for exercising executive powers subordinate to His Holiness the Dalai Lama.


Jarosław Wierny
Portal Buddyjski CyberSangha
www.buddyzm.edu.pl
----------------------------------------------------------------------------------------------------

Dyskryminacja mniejszości religijnych
przez kuratora i wojewodę pomorskiego



Publiczne wypowiedzi kurator oświaty Bożeny Adamskiej oraz wojewody Zbigniewa Hoffmana są sprzeczne z podstawowymi zasadami demokratycznego państwa prawa gwarantującego swobodę religii i wyznania oraz naruszają dobra osobiste największego związku buddyjskiego w Polsce.

Po publikacji w lokalnym dodatku Gazety Wyborczej w Bydgoszczy (
przeczytaj) dotyczącej wykładu buddyjskiego zorganizowanego przez Buddyjski Związek Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu w VI LO w Bydgoszczy, pomorsko-kujawski kurator oświaty Bożena Adamska stwierdziła, że przypilnuje dyrekcje szkół, by te nie wpuszczały do swoich placówek grup religijnych (przeczytaj). Zdaniem kurator Związek prowadzi zakamuflowaną formę agitacji.

Zdaniem Gazety Wyborczej istnieje zalecenie kuratora, że nie można wpuszczać do szkół związków wyznaniowych i organizacji politycznych. Nawet w godzinach pozalekcyjnych. - Gdyby dyrekcja "szóstki" wiedziała, z kim ma do czynienia, z pewnością zamknęłaby drzwi przed nimi. Po tym doświadczeniu pani Waszkiewicz zdecydowała, że szkolne sale nie będą udostępniane niesprawdzonym, na jednorazowe wykłady - mówi Adamska.

Jak podaje Gazeta Pomorska wojewoda Zbigniew Hoffmann natychmiast wyraził głębokie zaniepokojenie doniesieniami o aktywności sekty (przeczytaj).

Buddyjski Związek Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu został zarejestrowany w Polsce w 1984 roku na podstawie wpisu do rejestru kościołów i związków wyznaniowych prowadzonego przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Jako związek wyznaniowy o uregulowanej sytuacji prawnej, Związek ma zagwarantowane prawo do swobody wypełniania funkcji religijnych, w tym do nauczania religii. Korzysta w tym zakresie z wolności zagwarantowanej Art. 53 Konstytucji i Art. 9 ust. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania, jak również Art. 9 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

Związek reprezentuje w Polsce linię Karma Kagyu - jedną z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Buddyzm jest światową religia uniwersalną praktykowaną przez kilkaset milionów osób. W Polsce jest to największy związek buddyjski składający się z ponad 50 ośrodków i grup medytacyjnych. Ostatnio obchodził 30-lecie swojej działalności.

Zdaniem Marka Rosińskiego, przewodniczącego Buddyjskiego Związku Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu - takie wypowiedzi kompromitują urzędników państwowych demokratycznego państwa prawa, którzy zobowiązani są znać przepisy i działać zgodnie z nimi. Publiczne wysuwanie takich bezpodstawnych zarzutów narusza dobra osobiste Związku oraz jest sprzeczne z Konstytucją. Ale nie tylko - podważają one również kompetencje pracowników Departamentu Wyznań MSWiA, gdzie Związek jest zarejestrowany od ponad dwudziestu lat.





Warszawa, 25 marca 2010 r.

KOMUNIKAT PRASOWY

Gazeta Wyborcza opublikuje przeprosiny oraz wypłaci zadośćuczynienie pieniężne w wysokości 10 000 złotych dla Buddyjskiego Związku Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu w zakończonym procesie o ochronę dóbr osobistych. Sąd Apelacyjny podtrzymał wyrok Sądu Okręgowego wydany w tej sprawie.

W dniach 1 i 2 marca 2007 roku w bydgoskim wydaniu Gazety Wyborczej ukazały sie artykuły "Buddyści rekrutują w szkołach" oraz "Kurator Adamska: Grupy religijne więcej do szkół nie wejdą!" Aleksandry Lewińskiej i Jacka Kowalskiego. Dotyczyły one publicznego wykładu "Wprowadzenie do buddyzmu" wygłoszonego w Bydgoszczy przez Karola Ślęczka - filozofa i nauczyciela buddyzmu z Buddyjskiego Związku Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu (Związek). Wykład odbył się w liceum ogólnokształcącym nr 6 w Bydgoszczy na podstawie odpłatnej umowy najmu podpisanej przez dyrektorkę szkoły. Z artykułów wynikało, że Związek jest niebezpieczną sektą, która podstępnie werbuje nowych członków w szkołach.

Teksty te rozpętały swoistą nagonkę: ówczesna kurator kujawsko–pomorska Bożena Adamska (zdymisjonowana w październiku 2007) wydała zalecenie zakazujące udostępniania sal lekcyjnych związkom wyznaniowym. Również z wypowiedzi ówczesnego wojewody kujawsko-pomorskiego Zbigniewa Hoffmana (PiS), które były reakcją na publikacje Gazety Wyborczej wynikało, że Związek jest niebezpieczną sektą, którą "można podejrzewać o działalność psychomanipulacyjną".

Związek wytoczył proces o ochronę dóbr osobistych. Sądy obu instancji podzieliły argumenty Związku nakazując wydawcy Gazety Wyborczej opublikowanie przeprosin oraz zapłatę zadośćuczynienia pieniężnego. W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził, że powyższe publikacje stanowią "przykład nierzetelnego i zniesławiającego dziennikarstwa" a "zawarcie w spornych artykułach nieprawdziwych i niezweryfikowanych informacji i sugestii wskazujących w szczególności, że powód jest niebezpieczną i groźną sektą, które niewątpliwe zniesławiły go w oczach opinii publicznej, było dla powoda (Związku – przyp.) krzywdzące". Sąd podkreślił, że dziennikarze nie byli obecni na wykładzie, którego dotyczyły artykuły, a informacje na temat Związku uzyskali w głównej mierze od ojca Tomasza Franca, dyrektora Dominikańskiego Ośrodka Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach we Wrocławiu. Ojciec Franc "sam w swoich zeznaniach przyznał, że nie uważa się za bezstronny autorytet w dyskusji dotyczącej praw innych kościołów ani za eksperta od buddyzmu (...)" (fragment uzasadnienia wyroku).

*

Buddyjski Związek Diamentowej Drogi linii Karma Kagyu działa w Polsce od 1984 roku na podstawie wpisu do rejestru kościołów i związków wyznaniowych prowadzonego przez Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji. Związek działa pod przewodnictwem duchowym 17 Karmapy Trinleja Taje Dordże oraz Lamy Ole Nydahla. Związek reprezentuje w Polsce linię Karma Kagyu - jedną z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego. Jest to największy związek buddyjski w Polsce posiadający ponad 60 ośrodków i grup medytacyjnych.

Więcej informacji:

Lena Klaudel
E-mail: media@buddyzm.pl

źródło: buddyzm.edu.pl




Meczet, Wyborcza i nazi-buddyści
Uprzedzam od razu pytania: na pikiecie przeciwko meczetowi w Warszawie nie byłem, bo miałem co innego do roboty. Popieram ten protest przeciwko wahbityzmowi, ale moim zdaniem nie ma sensu zakazywac budowy meczetu "samego w sobie". Psim obowiązkiem naszego rządu jest jednak nie dopuścic, by w meczecie tym była prowadzona wahabicka propaganda.

Wkurza mnie bardzo jednak postawa "Gazety Wyborczej" w tej sprawie. Poniżej macie filmik z pikiety. I co oni na nim pokazują?
Kilku krzykliwych pajaców z trockistowskiej Pracowniczej Demokraci którzy wrzeszczą "Precz z rasizmem i wojnami!".

Nieco wcześniej Wyborcza sugerowała, że osoby sprzeciwiające się budowie meczetu przez Ligę Muzułmańską to rasiści. Zamieściła nawet kuriozalną tekścinę artystki Joanny Rajkowskiej, która dowodziła, że za całą sprawą stoją "źli buddyści Diamentowej Drogi", których porównała nawet do nazistów. No, jak wiadomo buddyjscy mnisi są łysi i używają swastyki jako swojego symbolu, więc pani Rajkowska miała prawo się pomylic :)

A na poważnie: znam Jana Wójcika, organizatora pikiety i wiem, że to człowiek jak najdalszy od wszelkich ekstremizmów. Zarzucanie mu rasizmu jest tak samo zasadne jak oskarżanie mnie o wrogośc do Marszałka Piłsudskiego.

źródło: foxmulder.blox.pl




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz