Kilka lat temu wziąłem udział w dyskusji na Uniwersytecie Warszawskim
razem z ówczesnym politykiem Prawa i Sprawiedliwości niejakim
Radosławem Sikorskim oraz amerykańskim gościem Normanem Podhoretzem.
Tematem, jeśli dobrze pamiętam, była amerykańska polityka zagraniczna. Na
sali pojawiła się grupa lewaków. Zachowywali się hałaśliwie, krzyczeli,
tupali, przerywali, a wyjątkowo pajacującego Piotra Ikonowicza wynieśli
pracownicy ochrony Uniwersytetu. Pisano później o tym wydarzeniu jako o
godnym odnotowania proteście lewicowców przeciw reprezentującemu
imperializm amerykański Podhoretzowi. Sam protest i jego forma nie
wzbudziły jednak żadnych szerszych komentarzy.
Od razu powiem, że nie byłem całym incydentem zachwycony, bo jako
człowiek starej daty uważam, że na uniwersytecie można rozmawiać bez
tupania i obraźliwych okrzyków. I pewnie bym do tej sprawy nie
wrócił, gdybym nie przeczytał, że grupa kibiców Śląska Wrocław zakłóciła
występ Zygmunta Baumana we Wrocławiu i że reakcja była zgoła inna, niż
przed laty w Warszawie. Wkroczyła policja, prezydent Wrocławia zwymyślał
protestujących od faszystowskiej hołoty, zapowiedziano wzmocnienie
czujności policyjnej, a głosom oburzenia nie było końca.
Zygmunt Bauman jest dzisiaj intelektualną gwiazdą, ale
przeszłość ma wyjątkowo paskudną, bo był unurzany w komunistyczny aparat
bezpieczeństwa w czasach stalinowskich. Z tej przeszłości wcale się nie
rozliczył, nie okazał skruchy i nie ma zamiaru tego uczynić. W
wypowiedziach dla mediów obcojęzycznych nawet dumnie stwierdził, że
walczył z siłami ciemności i że ogólnie miał rację. Trudno się więc
dziwić, że znajdują się ludzie w Polsce, których to mierzi. Jest coś
głęboko niestosownego w fakcie, że gwiazda intelektualna zbywa
najpoważniejsze oskarżenia, a rzesza akolitów gdaka wokół niego w
świętym oburzeniu wobec krytyków lub w równie świętym uwielbieniu wobec
każdego słowa mistrza. Normana Podhoretza można krytykować za jego
poglądy, ale w przypadku Baumana nie chodzi o poglądy, lecz o działania w
zbrodniczym reżymie.
Jak to jest więc? Jeśli lewactwo
tupie, gwiżdże i wyzywa prelegentów na uniwersytecie, to jest to słuszny
protest, a jeśli pojawiają się kibice i krzyczą „precz z komuną”, to
jest to faszystowska hołota. Ale nie tylko chodzi tu o hipokryzję i podwójne standardy.
Problem jest poważniejszy, niż nasyłanie policji na protestujących
przeciw Baumanowi kibiców. Ta akcja policji stanowi niejako zwieńczenie
polityki ogólnej nietykalności dla Baumana i jemu podobnych oraz
budowania wokół nich szczelnej ochrony przed piętnowaniem ich
komunistycznej przeszłości. W dzisiejszej Polsce takich ludzi
jak Bauman nie wolno o tę przeszłość pytać, nie wolno domagać się
wyjaśnień, a atmosfera jest taka, że nawet mało kto waży się o niej
napisać. I tym różni się demonstracja podczas dyskusji z
Podhoretzem i demonstracja na wykładzie Baumana. Demonstracja na
dyskusji z Podhoretzem była typową zadymą, ponieważ wrzaski wobec gościa
nie były wcale potrzebne. Krytyka stanowiska, które reprezentował jest w
dzisiejszym świecie szeroko rozpowszechniona. Nie trzeba jej wyrażać
tupaniem i wyzwiskami, zwłaszcza na uniwersytecie, bo można ją
przeczytać w setkach artykułów i dziesiątki książek, a także usłyszeć w
niezliczonej ilości materiałów medialnych.
Kibice Śląska Wrocław okazali się faszystowską hołotą nie
dlatego, że są narodowcami, bo nie są; nie dlatego, że zakłócili wykład,
bo w przypadku innego prelegenta uszłoby to im na sucho; nie dlatego,
że użyli niedopuszczalnej formy protestu, bo w tym wypadku żadna forma
nie jest dopuszczalna. Są faszystowską hołotą dlatego, że
ośmielili się wyrazić swój dyzgust wobec człowieka, wobec którego
dyzgustu wyrażać nie wolno w żadnej formie – cichej, głośnej, pisanej,
mówionej. Kto to czyni, ten nie może liczyć na wyrozumiałość i zasługuje
na najsroższą retorsję – od inwektywy faszysty, po policję i sądy.
Użycie
słowa faszyzm wobec protestujących jest symptomatyczne. Nie chodzi
przecież o żaden faszyzm. W Polsce problemem nie są faszyści. Problemem
jest coraz częstsze używanie słowa faszyzm jako pałki. Nie bójmy się
faszystów, bo ich nie ma. Bójmy się antyfaszystów, bo mnożą się oni
dzisiaj jak króliki i coraz drastyczniej zawężają nasze pole działania i
pole myślenia.
źródło: wpolityce.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz