poniedziałek, 13 sierpnia 2012

# Tusk będzie "walczył" z kryzysem Keysenizmem.

Para-banki, para-małżeństwa, para-spółki z para-przetargami i rodzinnymi ścieżkami kariery. Para-polityka, która para się paradebatami. Twarde i wymierne zdają się być dziś tylko wskaźniki. Gorsze prognozy wzrostu, wyższe prognozy deficytu, malejąca sprzedaż, kulejący eksport, nie mówiąc o nastrojach płynących z zachodu. Strach, czarnowidztwo ekonomistów, panikujące tytuły w mediach. Gdzie w tym wszystkim jest rząd, gdzie są politycy...? Nie przerywajmy im urlopu.
W obliczu kryzysu politycy mają tak naprawdę tylko dwie drogi ewakuacji. I łatwo przewidzieć zachowanie Tuska. Droga keynesowska czyli państwowy interwencjonizm. Zwiększanie redystrybucji, nowe podatki, opłaty, koncesje, wyższa ściągalność. Zastrzyk pieniądza w pomoc socjalną, w publiczne zamówienia, które mają zredukować bezrobocie. Jak dobrze pójdzie, to każde nowe miejsce pracy pobudzi popyt i stworzy kolejne etaty. Keynesiści nie wierzą w siły wolnego rynku. Uważają, że kapitał sam, bez popędzania nic nie zdziała, kraj wpadnie w depresję zanim pieniądz poruszy koła gospodarki. Skrajnie lewicowi ideolodzy dodają, że przedsiębiorcy zamiast inwestować w miejsca pracy inwestują w konsumpcję i tylko państwo może sprawić, że ich pieniądze skierowane zostaną na szczytny cel.
Zwolennicy wolnego rynku i liberalnych rozwiązań w gospodarce nie wierzą z kolei w cudowną moc sprawczą państwa, w cudowne recepty urzędników. Twierdzą, że naprawę trzeba zacząć od naprawiania tego co nie działa, a nie zasypywania dziur pieniędzmi. Od wytyczenia jasnych zasad i to równych dla wszystkich. Aby jedyną wykładnią były reguły prawa, a nie doraźne cele społeczne. Upraszczając liberalizm to system trwałych praw, keynesizm czy socjalizm to elastyczne naginanie zasad do sytuacji.
Historia gospodarcza pokazuje, że pierwsza z tych dróg jest efektywniejsza. Wystarczy zestawić dwa kraje i dwa diametralnie różne podejścia do kryzysu. Szwecja i Francja. Szwecja, która po serii rynkowych reform, ograniczonej redystrybucji, obniżkach podatków nie tylko, że dynamicznie rozwija się w kryzysie, ale też szybciej niż w okresie socjalistycznego błądzenia podnosi poziom życia najuboższych. Kawałek dalej mamy Francję pod rządami prezydenta Hollanda, który zapowiedział już 75 proc. podatek dla najbogatszych, wprowadził jedne z najbardziej drakońskich regulacji ograniczających import zagranicznych produktów i pompuje pieniądze w miejsca pracy. Efektem jest ucieczka bogatych firm z Francji, rosnące bezrobocie i katastroficzne prognozy na następny kwartał, spychające Francję bliżej Hiszpanii niż Niemiec. O Szwecji nawet nie mówiąc.
Gdzie na tej mapie jest Polska. Presja rośnie. No zróbcie coś... Naciśnijcie magiczny klawisz... Skończcie z tym bezrobociem... Politycy czują się wywołani do tablicy, coś muszą zrobić i to z przytupem. Niestety liberalny koncept trudno przekuć w popularne działania. Jak seksownie sprzedać powrót do fundamentalnych wartości, likwidację niesprawiedliwych przywilejów dla górników, nauczycieli, sędziów, ograniczanie podatków? Jak powiedzieć ludziom, że zanim się poprawi, najpierw musi być gorzej.
Trochę naiwnie usiłowaliśmy przez ostatni tydzień wydobyć coś z ministerstwa finansów. Jakiś plan, strategia antykryzysowa? Odpowiedzią było milczenie, po którym pewnie przyjdą kolejne para-strategie.

źródło:  rp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz