niedziela, 29 lipca 2012

# Czeka nas masowe zamykanie szkół.

Miejskie gminy do każdej budżetowej złotówki na edukację drugą dokładają od siebie. To się źle skończy
Wydatki lokalnych władz na edukację rosną w zastraszającym tempie. W ubiegłym roku samorządy wyłożyły na ten cel ponad 20,4 mld zł, z budżetu dostały 36,9 mld – wynika z najnowszych wyliczeń resortu finansów.
Na tym nie koniec kłopotów gmin z domykaniem budżetów, w dużej mierze spowodowanych polityką państwa, które wymaga wypełniania określonych obowiązków, nie zapewniając ich finansowania. Do tej pory na ich konta nie wpłynęło 450 mln zł, które obiecano im w związku z lutową podwyżką składki rentowej. Resort edukacji nie jest też w stanie od kilku miesięcy stworzyć przepisów, które umożliwiłyby uwolnienie obiecanych jeszcze w lutym przez premiera Donalda Tuska 500 mln zł na dofinansowanie przedszkoli.
Czarny scenariusz
Samorządowcy alarmują, że ta polityka doprowadzi do tego, że w przyszłym roku nawet połowa gmin wiejskich lub miejsko-wiejskich może mieć problem z uchwaleniem budżetów. A to doprowadzi do radykalnych cięć m. in. w wydatkach na edukację. – Tym razem nie zakończy się na łączeniu klas, będziemy zmuszeni masowo zamykać szkoły – alarmują.
Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że wydatki własne samych tylko gmin na edukację wyniosły 70 proc. tego, co dostały od państwa w formie subwencji oświatowej. Najwięcej dołożyły miejskie – blisko 100 proc., miejsko-wiejskie – 74 proc., wiejskie – 56 proc. Duże miasta do edukacji dopłaciły 65 proc.
Edukacja na kredyt
Dlaczego najwięcej dokładają gminy miejskie? – Specyfika pracy ich szkół jest zbliżona do szkół wiejskich, z małymi klasami, tymczasem nie mogą one liczyć na korzystniejszy algorytm, według którego finansuje się oświatę na wsi – wyjaśnia Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich. Dla przykładu Chełmża (Kujawsko-Pomorskie) w 2011 r. do każdej subwencyjnej złotówki dołożyła 80 gr od siebie, ale i tak większość pieniędzy pochłonęły nauczycielskie pensje. Z blisko 6 mln zł, jakie ta gmina wydała na szkoły, tylko 30 tys. zł udało się wygospodarować na zakup pomocy szkolnych, a jedynie 2 tys. na opiekę medyczną.
Sekretarz Konstantynowa Łódzkiego Andrzej Błaszczyk wskazuje, że każda złotówka podwyżki, jaką nauczycielom ufundował rząd, kosztuje gminę 2 zł. – Płace musieliśmy podnieść też nauczycielom przedszkoli, czego nie uwzględnia subwencja oświatowa, a co za tym idzie, wzrosła też dotacja, jaką musimy wypłacać przedszkolom niepublicznym – tłumaczy.
Barbara Kropidłowska, skarbnik gminy Czarna Woda, zauważa, że z budżetu państwa do samorządów wciąż nie wpłynęły obiecane pieniądze, które miały pokryć podwyżkę płac pedagogów związaną ze zmianą wysokości składki rentowej. – Musimy brać kredyty, by regulować te zobowiązania – mówi.
Wiceszef Związku Gmin Wiejskich i wójt gminy Lubicz Marek Olszewski przypomina, że to na barkach gmin leży obowiązek finansowania szkolnych świetlic czy dowozu dzieci do szkół. – Trzy autobusy na terenie mojej gminy przejeżdżają dziennie 700 km
– podkreśla. Jak przekonuje, sytuacja finansowa małych gmin jest dramatyczna. – W przyszłym roku nawet połowa z nich będzie miała problemy z uchwaleniem budżetu. By to zrobić, potrzebne będą dramatyczne cięcia, wiele szkół zostanie zamkniętych. Bo taniej będzie dowozić dzieci do innej szkoły, niż utrzymywać nierentowne placówki – zaznacza.
Gdzie jest MEN?
Dodaje, że obniży się także standard innych świadczonych przez gminę usług, utrzymania czystości czy jakości dróg. – Ten scenariusz nie tylko jest możliwy, on już powinien być realizowany. Szkoły powinny być zamykane już teraz, tylko opór społeczny blokuje takie decyzje – wtóruje mu Porawski.
Przypomina, że od 2006 r. liczba dzieci w szkołach zmniejszyła się o milion, a liczba pedagogicznych etatów w tym samym czasie wzrosła.
Samorządy od miesięcy domagają się zmian w Karcie nauczyciela, które pozwolą im elastyczniej kształtować zatrudnienie i płace pedagogów. Mają gotową listę propozycji.

 Miejskie gminy do każdej budżetowej złotówki na edukację drugą dokładają od siebie. To się źle skończy
MEN jest jednak bierne w tej dyskusji i ustawia się w roli negocjatora między nimi i związkami zawodowymi, które bronią nauczycielskich przywilejów. Minister edukacji Krystyna Szumilas chyba zapomniała, że to na niej spoczywa obowiązek kształtowania polityki oświatowej.

źródło:  rp.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz