Były
prezydent Argentyny, Eduardo Duhalde — który został wybrany przez
Kongres w 2002 r., kiedy to po zamachu stanu obalił kandydata, który
pokonał go w wyborach powszechnych — powiedział kiedyś, że Argentyna
była skazana na sukces.
Kraj
z żyzną ziemią, łagodnym klimatem, wielkimi rzekami, niewielką liczbą
ludności, która była kiedyś dobrze wykształcona, bez poważnych
konfliktów i podziałów rasowych rzeczywiście wydawałby się trudny do
zatopienia. Jest skazany na rozkwit. Mimo to my, Argentyńczycy,
zademonstrowaliśmy rzadką umiejętność unikania sukcesu. Na szczęście los
— dobry czy też zły — nigdy nie jest nieodwracalny.
Ludzie
często podkreślają, że dwie Koree (tak jak kiedyś dwa państwa
niemieckie) są dobrym przykładem znaczenia rządów prawa dla życia
narodu. Argentyna jest kolejnym przykładem zmian, które zachodzą, kiedy
poszanowanie praw — w tym prawa własności — przestaje być uważane za
istotne. Tyle tylko, że w przypadku Argentyny podział nie dotyczy
miejsca, lecz czasu.
My,
Argentyńczycy, zaczęliśmy bardzo dobrze. Ludzie zapominają często, że
do 1928 r. Argentyna zajmowała szóste miejsce na świecie pod względem
wielkości produktu krajowego brutto (PKB). Dochód na jednego mieszkańca
był zbliżony do niemieckiego. Rozwijała się literatura oraz muzyka.
Imigranci
postrzegali Argentynę jako miejsce, w którym ciężka praca pozwalała
ludziom na rozwój. Była uznawana za równie obiecującą co Kanada, tylko o
łagodniejszym klimacie. Ludzie głosowali nogami, czyli w najbardziej
uczciwy i rozważny sposób, przybywając do Argentyny tysiącami.
Pochodzili z Hiszpanii i Włoch, ale też z Walii oraz Danii. Do Argentyny
przybyli też Żydzi i odkryli, że mogą cieszyć się równym traktowaniem
przez prawo. Jeden z ich potomków napisał powieść opisującą życie
"judíos gauchos", tj. żydowskich gauchos. Tak samo jak inni, żydzi mogli
osiedlić się w Argentynie, nabyć kawałek ziemi i dowolnie go uprawiać.
Kolumbijski poeta, Ruben Dario, poświęcił Argentynie swój wiersz, w
którym podziwiał żydowskich osadników: "dobrze zbudowana młodzież i
słodkie Rebeki o czystych oczach".
Co
umożliwiło ten rozkwit? Oczywiście odpowiednia ziemia i ciężka praca.
Ale też mądre zasady i szlachetne ideały. Po okresie wojen domowych Argentyna przyjęła sensowną konstytucję, która w wielu miejscach odwoływała się do konstytucji Stanów Zjednoczonych
A kiedy w 1860 r. poprawiano konstytucję, za konieczne uznano dodanie kilku zapisów, które zostały pominięte przy kopiowaniu z pierwowzoru przez „nieświadome ręce” — tak nazwano je na Konwencji.
A kiedy w 1860 r. poprawiano konstytucję, za konieczne uznano dodanie kilku zapisów, które zostały pominięte przy kopiowaniu z pierwowzoru przez „nieświadome ręce” — tak nazwano je na Konwencji.
Od
tamtej pory konstytucja Argentyny uznawała własność za "nienaruszalną".
Teraz, kiedy te zasady zostały zapomniane, niewiele osób zdaje sobie
sprawę, że ta konstytucja wciąż jest bardziej przyjazna wolnemu handlowi
niż konstytucja Stanów Zjednoczonych. Mówi ona, że argentyńskie rzeki
są dostępne dla wszystkich statków, bez względu na ich banderę. Ten
zapis jest wynikiem doświadczenia historycznego. Jeszcze zanim przyjęto konstytucję gubernator Buenos Aires, Juan
Manuel de Rosas — który dokonał kiedyś egzekucji na dziewczynie w ciąży
— zablokował dostęp do rzek tym narodom, które chciały handlować z
prowincjami ignorującymi jego polecenia. Narzędzie, którego użył do
zduszenia gospodarki niektórych regionów i faworyzowania innych, zostało
zakazane przez Konstytucję.
Kopiowaliśmy
rozwiązania innych państw, ale wybieraliśmy tylko dobre wzorce. Po co
wyważać otwarte drzwi? Na Konwencji Konstytucyjnej w 1860 roku mówiło
się: Dlaczego mielibyśmy ponownie projektować instytucje chroniące wolność, kiedy mamy przykład Stanów Zjednoczonych? Podobnych deklaracji nie znajdziecie w ustach dzisiejszych argentyńskich polityków.
Kopiowanie
nie było jednak ślepe: zawsze odbywało się na korzyść wolności. Na
przykład w 1871 r. Kongres przyjął kodeks cywilny, który opierał się na
francuskim. Jednak przepisy dotyczące czynów niedozwolonych zupełnie się
różniły, co przez wiele lat chroniło Argentyńczyków przed humorami
sędziów, którzy chcieliby być hojni na koszt innych. Niestety w latach
1930. zaczęliśmy kopiować złe pomysły. Argentyńscy profesorowie prawa
rozpoczęli bezwzględną walkę z tymi ograniczeniami władzy sędziów. I
wygrali. Mądre zasady dotyczące czynów niedozwolonych nadal są w
kodeksie, ale nikt się nimi nie przejmuje.
Przed
tą zmianą ideologiczną ludzie, którzy rządzili Argentyną i kształcili
jej mieszkańców byli zwolennikami wolnego handlu i uznawali, że żaden
postęp nie jest możliwy bez poszanowania praw własności. Czytali
Tocqueville'a i Eseje polityczne federalistów. Dyskusja była swobodna, czasami ostra, ale nie wymieniali oni ciosów, tylko myśli.
Władza uznaniowa
Spójrzmy
na dzisiejszy, jakże odmienny obraz! Na początku 2012 r. argentyński
rząd zastąpił ogólne przepisy importowe uznaniowym zezwoleniem, o którym
rząd decyduje w sposób indywidualny. Urzędnik państwowy może zakazać
międzynarodowej transakcji, nie podając żadnych wyjaśnień. Zezwolenie
warunkowane jest często dziwnymi wymogami: firma może importować
silniki, ale tylko wtedy, kiedy obieca wyeksportować jakiś lokalny
produkt, który może wychodzić poza jej branżę, jak np. wino.
Jeśli
chodzi o eksport, rząd zakazał, a następnie zezwolił i ponownie zakazał
eksportu pszenicy, mięsa, sera i wielu innych produktów po to, by
utrzymać niskie ceny na rynku lokalnym. Schlebia to wyborcom, ale
paraliżuje możliwości produkcji tych towarów.
W
2002 r., po zamachu stanu, w którym obalony został prezydent Fernando
de la Rua, nowy rząd — pod przewodnictwem kandydata, który przegrał
wybory — przejął dolary znajdujące się na wszystkich rachunkach
bankowych i przymusowo wymienił je na obligacje lub peso po
niekorzystnym, ponad dwa razy niższym od rynkowego kursie. Przez krótki
czas był też inny wybór: można było wykorzystać te pieniądze na zakup
samochodu, dzięki czemu uzyskiwało się nieco mniej niekorzystny stosunek
wymiany. Miało to pobudzić lokalny przemysł motoryzacyjny. We
wszystkich tych planach ignorowano prawo ludzi do własnych oszczędności.
Pieniądze można było wykorzystać do pobudzenia jakiegoś przemysłu lub
zrealizowania każdego innego planu, który zrodził się w wyobraźni
urzędników państwowych.
Niektórzy
ludzie atakowali pracowników banku, którzy nie mieli oczywiście nic
wspólnego z decyzjami rządu. Inni pozywali rząd, co było krytykowane
jako niepatriotyczne. Zaczęli jednak wygrywać swoje sprawy i odzyskiwać
oszczędności. Nawet mocno krytykowany Sąd Najwyższy stwierdził, że jeśli
konstytucja mówi, iż własność jest "nienaruszalna", to rachunki bankowe
nie mogą zostać zajęte. Rząd federalny zajął nawet dolary posiadane
przez prowincje — odpowiednik amerykańskich stanów. Jedna z nich, San
Luis, również wysunęła pozew i wygrała.
Rząd
federalny rozwiązał ten problem, usuwając sędziów i zastępując ich
innymi, którzy byli bardziej posłuszni. Starzy sędziowie zostali
oskarżeni o popieranie nadużyć popełnianych przez poprzednie rządy. Nowa
większość w Sądzie Najwyższym oświadczyła, że przejęcie dolarów było
zgodne z Konstytucją.
Waluta
została zrujnowana. Większość źródeł podaje, że inflacja w 2011 r.
wynosiła od 25 do 30 procent. Tych wielkości nie można być jednak
pewnym, bo rząd zwolnił tych pracowników Narodowego Instytutu
Statystyki, którzy podawali niewłaściwe liczby. Natomiast prywatne
instytuty, które ośmieliły się stwierdzić, że nowe dane nie
odzwierciedlają rzeczywistego poziomu inflacji, zostały ukarane
dotkliwymi grzywnami finansowymi.
Musimy
sobie uzmysłowić, że większość mieszkańców Argentyny jest obojętna
wobec tych wydarzeń. Nie będą się przejmować drobnymi szczegółami
dotyczącymi konfiskat i inflacji, kiedy jedyną istotną rzeczą — tak ich
nauczono — jest posiadanie u władzy lidera gotowego do walki ze złymi
kapitalistami, którzy zawsze spiskują przeciwko narodowemu interesowi,
będąc w zmowie z innymi narodami. W przeciwieństwie do naszych ojców
założycieli, obecnie duża liczba Argentyńczyków postrzega świat jako
bezwzględną walkę między narodami. Zasady i przepisy są po prostu
bronią, którą można użyć lub odrzucić w tej walce. Generał Juan Peron
wyraził to przekonanie w swoim motto: Dla wroga nie ma nawet
sprawiedliwości.
Duża
liczba Argentyńczyków zawsze była gotowa, by wybaczyć niesprawiedliwość
wyrządzoną innym jednostkom. Liczy się kraj jako całość i walka o
sprawiedliwość społeczną. Jak mawiał Peron, nie da się zrobić tortilli
bez rozbicia jajek. Rozbitymi jajkami byli dziennikarze i związkowi
liderzy torturowani przez jego rząd. Od tamtego czasu ludzie nauczyli
się dostrzegać większy obraz, a pobłażliwym okiem spoglądać na takie
drobne przypadki.
Oczywistym
jest, że bez jakiegoś ogromnego pomieszania podstawowych pojęć z
dziedziny prawa, większość tego, co dzieje się w Argentynie, nigdy nie
mogłaby mieć miejsca.
Ewolucja (lub deewolucja) praw
Argentyńscy
konstytucjonaliści stosują się do tego, co nazywają konstytucjonalizmem
społecznym. Uczą, że ewolucja praw jest podobna do postępu
technicznego: Istnieją prawa pierwszej generacji (klasyczne prawa, takie
jak prawo własności i wolność słowa), drugiej generacji (np. prawo do
pracy i płacy) i trzeciej generacji (m.in. prawo do zrównoważonego
środowiska i korzystania z kultury). Zatrzymać się gdzieś w tej
progresji, to po prostu odrzucić postęp — co zasugerować mógłby tylko
ignorant. Porównanie technicznych usprawnień i praw nowej generacji
przypomina nam o wielu ostrzeżeniach Friedricha Hayeka przed
wykorzystywaniem technicznych lub inżynieryjnych analogii w kwestiach
społecznych.
Ignorując
radę Hayeka, jeden z najbardziej wpływowych profesorów prawa ostatnich
dziesięcioleci, Augusto Morello, napisał, że sędziowie muszą postrzegać
samych siebie jako inżynierów społecznych. Co więcej, w jednej ze swoich
ostatnich książek profesor Morello wskazał, że Sąd Najwyższy musi
torować drogę reformom zawsze wtedy, kiedy ustawodawcy mogą być
niechętni do uchwalenia ustawy wbrew opinii swoich wyborców.
Narzędziem
do realizacji tych celów jest dynamiczna wykładnia prawa, w
szczególności konstytucji. Nie jest to abstrakcyjny problem. Kiedy w
2006 r. nowy skład Sądu Najwyższego musiał wykazać, że konstytucyjny
zapis mówiący o "nienaruszalności" własności nie uniemożliwia rządowi
przejęcia dolarów należących do ludzi i wymiany ich na obligacje czy
zdewaluowane peso, sędziowie argumentowali, że tym, co jest nienaruszalne, jest istota własności — ale niekoniecznie jej zakres.
Sąd stwierdził też, że jeśli skonfiskowano pewną część oszczędności, to
ich "istota" została zachowana. Tak więc sędziowie zmodyfikowali szereg
ustaw i dekretów prezydenckich, na podstawie których konfiskowano
dolary oraz oznajmili, że co prawda służyły one przejęciu znacznej
części zakresu kont bankowych, ale nie naruszały istoty własności.
Jeszcze
bardziej niezwykła od tej decyzji była reakcja — a raczej jej brak —
argentyńskich konstytucjonalistów. Wystarczy porównać: jeśli powiesz
amerykańskiemu profesorowi prawa, nawet "liberalnemu" (w amerykańskim
tego słowa znaczeniu, czyli lewicowemu), że rząd przejął dolary z
prywatnych kont, oraz że Sąd Najwyższy (po niezbędnych zmianach w jego
składzie) usprawiedliwił to wszystko, będziesz oczekiwać, i słusznie, że
podniesie mu się brew i że trudno będzie mu w to uwierzyć. W Argentynie
jednak zastosowano inne, łaskawsze spojrzenie. W opinii ekspertów
decyzja Sądu była dobra i ucieleśniała równowagę między prawami
jednostki a prawami społeczeństwa.
Większość
konstytucjonalistów, próbując znaleźć coś pozytywnego, co zasługiwałoby
na pochwałę, napisało, że Sąd Najwyższy przyniósł spokój, kładąc kres
narosłej wokół tego problemu niepewności. Ale nawet ten łagodzący
argument wymagał sporego naginania faktów. Problem był już rozwiązany
przez poprzedni skład Sądu Najwyższego, który uznał tę konfiskatę za
niekonstytucyjną. Niepewność — czy raczej pewność — brała się z
przypuszczenia, że nowy skład Sądu, po początkowym okresie
ostrożnościowym, oznajmi, że zwolnieni przez rząd sędziowie nie mieli
racji. Tak też się stało.
Wybitni
eksperci rządów prawa A. V. Dicey i F. A. Hayek opisali ich przebieg
jako długą walkę z władzą uznaniową. W Argentynie pokolenia prawników
uczyły się z książek i od profesorów, którzy chwalili każdą ekspansję
uprawnień dyskrecjonalnych, przedstawiając je jako główne narzędzie
postępu. Ich zdaniem lepiej jest, jeśli sędziowie mogą decydować w
każdej sprawie tylko na jej podstawie, nie zwracając uwagi na precyzyjne
przepisy. Profesor Morello napisał, że "wspaniała niejasność" prawa i
konstytucji nie jest wadą, ale dużą zaletą.
Nowy Kodeks Cywilny
Kodeks
Cywilny nadal jest dziedzictwem z czasów, kiedy studentów prawa uczono
czegoś innego. Od lat 30-tych XX wieku, argentyńscy uczeni prawa
forsowali jego uchylenie i zastąpienie nowym kodeksem. Wreszcie w marcu
bieżącego roku prezydent Cristina F. de Kirchner ogłosiła, że nowy
kodeks trafił do Kongresu. I zdobyła głosy niezbędne do tego, by projekt
mógł trafić na ścieżkę legislacyjną.
Ta
inicjatywa stawia na głowie pojęcie sprawiedliwości. Starą regułą
wspólną dla wszystkich wolnych narodów jest to, że nikt nie może być
ukarany ani zmuszony do zapłaty odszkodowania za to, czego prawo nie
zabrania. Mogę przyczynić się do straty konkurenta, sprzedając lepsze
towary, ale same straty nie stanowią uzasadnienia dla odszkodowania. Tą
wspaniałą regułą od momentu jej przyjęcia w XIX w., była nasza
Konstytucja. Szkoda ma znaczenie tylko wtedy, kiedy powstaje w wyniku
czynu zakazanego przez prawo.
Jednak
według nowego, opracowanego przez doradców prezydent Kirchner kodeksu,
szkoda jest wystarczającą podstawą do roszczenia. Warunek "czynu
zakazanego przez prawo" został odrzucony. Nawet naruszenie czyichś
uzasadnionych interesów (cokolwiek to może oznaczać) rodzi zobowiązane
do zapłaty odszkodowania. Kodeks cywilny, który na tej podstawie pozwala
sklepikarzowi pozwać swojego konkurenta, nie może być oczywiście
stosowany konsekwentnie. Brak konsekwencji jest w istocie tym, co
sugerują argentyńscy profesorowie prawa, by wydostać się z tego gąszczu
prawnego: każdy z tysięcy sędziów będzie musiał decydować, czyj interes
zasługuje na ochronę, rozsądzając każdą sprawę indywidualnie.
Uchylenie
starego kodeksu z jego archaicznymi poglądami na temat swobody
zawierania umów i ochrony własności będzie oznaczać ostateczny triumf
doktryn, które były promowane przez argentyńskich uczonych prawa w ciągu
ostatnich siedmiu dekad. W przeszłości, by narzucać swoje idee,
korzystali oni nawet z dyktatorskiej władzy junt wojskowych. Największy
dotychczas atak na kodeks (nie licząc obecnego) przeprowadzono w 1968
r., kiedy Argentyna rzeczywiście była rządzona przez juntę wojskową.
Kodeks został wtedy zmieniony dekretem generała, który sięgnął do
projektu przygotowanego przez mianowanego przez niego na ministra
profesora prawa. Nowe paragrafy wprowadziły do kodeksu wiele
arbitralnych wyjątków. Jednak, mimo że ta reforma narobiła wiele rys i
głębokich dziur w strukturze kodeksu, zachował on jeszcze znaczną część
swojej szlachetnej formy.
Istnieją
wyjątki od ideologicznego trendu, który dominuje na uniwersytetach.
Najjaśniejsza postać argentyńskiego prawoznawstwa, Sebastian Soler, już
kilkadziesiąt lat temu w najbardziej przejrzysty sposób wyjaśnił wady
kolektywistycznych tendencji. Nakład jego książki Faith in Law został już wyczerpany i nie ma kolejnych wznowień, co najlepiej odzwierciedla ideologiczną zmianę, jakiej jesteśmy świadkami.
Junty i korporacje państwowe
Junty i korporacje państwowe
Fakt,
że największe zmiany liberalnego kodeksu cywilnego w XX w. zostały
dokonane przez junty wojskowe powinien zadać kłam lewicowej
propagandzie, która próbowała powiązać junty z liberalizmem i wolnym
rynkiem. Ponadto rządy wojskowe nie osłabiały wielkich przedsiębiorstw i
korporacji państwowych, a nawet je powiększały. Przez dekady wydobyciem
ropy, węgla, gazu, żelaza i uranu zajmowały się przedsiębiorstwa
państwowe. Do innej państwowej spółki należały statki. Dwie duże
korporacje, JNG i JNC, były odpowiedzialne za eksport zbóż i mięsa.
Woda, elektryczność, koleje i telekomunikacja były w rękach państwa.
Sektor finansowy był silnie regulowany i zdominowany przez banki
państwowe.
Prywatyzację
zaczęły tak naprawdę rządy demokratyczne w latach 80-tych i 90-tych XX
wieku, początkowo nieśmiało za czasów prezydenta Raula Alfonsina i
bardziej zdecydowanie za kadencji jego następcy, prezydenta Carlosa
Menema.
Obecnie
tendencja ta uległa odwróceniu i "prywatyzacja" ma negatywny wydźwięk.
Młodzi czują nostalgię za krajem, którego nigdy nie znali, a który
rządzony był przez potężne korporacje państwowe — wyczytali oni, że był
to wspaniały świat.
Państwo
nadal zmierza w tym kierunku. Po zmuszeniu przedsiębiorstw naftowych do
sprzedaży poniżej ceny rynkowej, rząd odkrył — co wywołało jego
zdziwienie i złość — że inwestycje w tym sektorze zamarły. Ponownie użył
więc swojej władzy, by przejąć od pewnej hiszpańskiej firmy udziały w
YPF, korporacji państwowej sprywatyzowanej ponad dziesięć lat temu.
Niezwykłym
krokiem w tym samym kierunku była decyzja rządu o finansowaniu piłki
nożnej. W 2009 r., ogłaszając to nowe rządowe przedsięwzięcie, prezydent
Kirchner porównała tragedię zniknięcia z naszych telewizorów darmowego
futbolu ze znikaniem ludzi w czasach junt wojskowych. Jej rząd często
utożsamia swoje programy — niezależnie od ich obszaru — z walką o prawa
człowieka, a w swoich orędziach do narodu pani prezydent często
występuje w towarzystwie czołowych działaczy organizacji pozarządowych.
Laureat Nagrody Nobla, Perez Esquivel, zaprotestował, mówiąc, że śmierć i
smutek została wykorzystana w celach politycznych. Natomiast prezes
argentyńskiej pozarządowej organizacji na rzecz praw człowieka (o
sporych powiązaniach finansowych z rządem), Enriqueta Estela Barnes
Carlotto, oświadczyła, że porównanie rezygnacji z bezpłatnego futbolu z
morderstwem politycznym było całkiem trafne. Jak wielu innych
Argentyńczyków musiała stwierdzić, że nie da się zrobić tortilli bez
złamania pewnych zasad.
Ariel Barbero
Tłumaczenie Grzegorz Jaeger
Tekst pochodzi z magazynu „The Freeman”, czerwiec 2012. Publikacja na naszym portalu za zgodą wydawcy. Autor artykułu jest prawnikiem mieszkającym w Buenos Aires. Prowadzi bloga pod adresem: www.rule-of-law-not-men.blogspot.com.ar
źródło: pafere.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz