Wszyscy się tego
spodziewali, ale teraz pojawiły się dowody - wszelkie dane, które
powierzyliśmy amerykańskim gigantom internetowym, są w pełni dostępne
dla agencji rządowych USA. Odpowiada za to program PRISM.
Narodowa
Agencja Bezpieczeństwa (NSA) i Federalne Biuro Śledcze (FBI) mają
pełny, stały i niekontrolowany dostęp do danych zgromadzonych na
serwerach gigantów nowych technologii. Program, który to umożliwia
nazywa się PRISM, a biorą w nim udział wszyscy niemal wielcy internetu: Microsoft ze Skypem, Yahoo, Google wraz z YouTube'em, Facebook, PalTalk (komunikator sieciowy), AOL, oraz Apple. Każda z tych firm przystąpiła do udziału w programie dobrowolnie.
Informacje o PRISM ujawniły gazety "The Washington Post" i "The Guardian". Otrzymały one ściśle tajną prezentację, która przedstawia szczegóły i zakres działania systemu inwigilacji. Źródłem przecieku jest ponoć oficer wywiadu, który pracuje przy programie PRISM i jest przerażony jego możliwościami.
Według informacji zdobytych przez gazety PRISM jest jednym z najważniejszych źródeł informacji, jakimi posługują się amerykańskie agencje związane z bezpieczeństwem. Na jego podstawie powstają m.in. codzienne biuletyny wywiadowcze, które otrzymuje prezydent USA. W zeszłym roku wykorzystano go do przygotowania 1477 materiałów w nich zawartych. Również co siódmy raport stworzony przez NSA korzysta z informacji uzyskanych przez PRISM.
Skuteczność systemu polega na tym, że agencje rządowe mają stały i bezpośredni dostęp do wszystkich danych gromadzonych przez amerykańskie firmy nowych technologii. Gromadzone jest 10 typów danych: e-maile, wiadomości z komunikatorów, filmy, zdjęcia, pliki przechowywane w chmurze, czaty głosowe, pliki przesyłane wewnątrz serwisów, wideokonferencje, czasy logowania oraz szczegóły z profili w portalach społecznościowych.
Oczywiście agencje nie gromadzą u siebie wszystkich danych pozyskiwanych przez obserwowane firmy - byłoby to trudne technicznie i niepotrzebne, bo przecież informacje są i tak przechowywane i stale dostępne. Jeśli jednak agencja chce się skupić na określonym człowieku, to pobiera do siebie komplet informacji o nim - skrzynkę pocztową, kontakty, zapis miejsc w których bywa, zdjęcia.
41-slajdowa prezentacja w PowerPoincie, którą zdobyły gazety zawiera też informacje o drugim programie noszącym nazwę BLARNEY. Jego zadaniem jest pozyskiwanie informacji o ruchu w internecie i strukturze sieci. Zapisuje adresy przesyłanych pakietów czy identyfikatory urządzeń sieciowych.
Swoje oświadczenia wydali natychmiast Google, Apple, Microsoft, Facebook, Yahoo i Dropbox. Wszystkie firmy zaprzeczają istnieniu u nich takiego systemu.
Zauważyli m.in., że podana w niej suma, jaka jest co roku wydawana na PRISM, wydaje się niezwykle niska - zaledwie 20 milionów dolarów. Dziwne jest też, że z 41 slajdów obie redakcje pokazały tylko trzy. Wskazano też, że w prezentacjach pokazanych przez obie gazety są drobne różnice dotyczące wyglądu logo programu PRISM. Mogą one jednak wynikać z tego, w jakim programie otwierany był plik.
PRISM uderzył z wielką siłą, zwłaszcza, że kilkanaście godzin wcześniej podano informacje o tym, że rząd USA otrzymuje od jednego z największych operatorów telefonii w Stanach, firmy Verizon, raporty o rozmowach prowadzonych przez klientów.
Istnienie PRISM nie jest zaskoczeniem - właściwie wszyscy od dawna wiedzieli, że rząd USA może mieć dostęp do wszystkich danych gromadzonych przez amerykańskie firmy. Z tego powodu w niektórych europejskich przedsiębiorstwach zakazane jest korzystanie na przykład z Dropboxa. Jednak co innego podejrzenia, a co innego dowody. Jeżeli istnienie PRISM potwierdzi się, będzie to potężny cios w wiarygodność firm takich jak Google czy Facebook, którym miliony ludzi powierzają informacje o sobie.
[AKTUALIZACJA]
Oświadczenie dotyczące PRISM wydał też James R. Clapper, Director of National Intelligence. Co ciekawe nie zaprzeczył on istnieniu programu PRISM, a wskazał, że w publikacjach na jego temat pojawiły się nieścisłości. Dotyczyć one mają zasięgu działania PRISM (w oświadczeniu nie użyto tej nazwy). Zdaniem Clappera PRISM nie obejmuje tego, co dzieje się na terenie USA i nie dotyczy obywateli USA.
Clapper pisze m.in.:
Informacje o PRISM ujawniły gazety "The Washington Post" i "The Guardian". Otrzymały one ściśle tajną prezentację, która przedstawia szczegóły i zakres działania systemu inwigilacji. Źródłem przecieku jest ponoć oficer wywiadu, który pracuje przy programie PRISM i jest przerażony jego możliwościami.
Pierwszy był Microsoft
Według prezentacji PRISM działa od 2007 r., pierwszą firmą, która do niego przystąpiła (w pełni dobrowolnie) był Microsoft. Potem Yahoo (2008) i Google (2009). Apple dołączył dopiero w październiku zeszłego roku. Wkrótce program ma być wdrożony w Dropboksie, a - co zaskakujące - nie bierze w nim udziału Twitter.Według informacji zdobytych przez gazety PRISM jest jednym z najważniejszych źródeł informacji, jakimi posługują się amerykańskie agencje związane z bezpieczeństwem. Na jego podstawie powstają m.in. codzienne biuletyny wywiadowcze, które otrzymuje prezydent USA. W zeszłym roku wykorzystano go do przygotowania 1477 materiałów w nich zawartych. Również co siódmy raport stworzony przez NSA korzysta z informacji uzyskanych przez PRISM.
Skuteczność systemu polega na tym, że agencje rządowe mają stały i bezpośredni dostęp do wszystkich danych gromadzonych przez amerykańskie firmy nowych technologii. Gromadzone jest 10 typów danych: e-maile, wiadomości z komunikatorów, filmy, zdjęcia, pliki przechowywane w chmurze, czaty głosowe, pliki przesyłane wewnątrz serwisów, wideokonferencje, czasy logowania oraz szczegóły z profili w portalach społecznościowych.
Oczywiście agencje nie gromadzą u siebie wszystkich danych pozyskiwanych przez obserwowane firmy - byłoby to trudne technicznie i niepotrzebne, bo przecież informacje są i tak przechowywane i stale dostępne. Jeśli jednak agencja chce się skupić na określonym człowieku, to pobiera do siebie komplet informacji o nim - skrzynkę pocztową, kontakty, zapis miejsc w których bywa, zdjęcia.
41-slajdowa prezentacja w PowerPoincie, którą zdobyły gazety zawiera też informacje o drugim programie noszącym nazwę BLARNEY. Jego zadaniem jest pozyskiwanie informacji o ruchu w internecie i strukturze sieci. Zapisuje adresy przesyłanych pakietów czy identyfikatory urządzeń sieciowych.
"Nic o tym nie wiemy"
Ciekawa jest reakcja firm, które według prezentacji mają brać udział w programie. Managerowie, z którymi skontaktował się The Guardian twierdzili, że nie wiedzą nic o PRISM i jeśli coś takiego działa, to za ich plecami. Podkreślali też, że nie zgodziliby się brać udziału w takim przedsięwzięciu. Pozostaje pytanie, czy o PRISM wie w każdej firmie tylko bardzo wąskie grono czy managerowie wypierają się posiadanej wiedzy.Swoje oświadczenia wydali natychmiast Google, Apple, Microsoft, Facebook, Yahoo i Dropbox. Wszystkie firmy zaprzeczają istnieniu u nich takiego systemu.
Apple:
Nigdy nie słyszeliśmy o PRISM. Nie zapewniamy żadnej agencji rządowej bezpośredniego dostępu do naszych serwerów.
Google:
Google głęboko troszczy się o bezpieczeństwo danych swoich użytkowników. (...) Google nie ma "tylnych drzwi", które rządowi dawałyby dostęp do prywatnych danych użytkowników.
Microsoft:
Dane udostępniamy wyłącznie, gdy otrzymamy nakaz sądowy.
Natychmiast po ogłoszeniu tych rewelacji hasło PRISM stało się jednym z najczęściej używanych słów w mediach społecznościowych. Na Twitterze co minutę pojawiało się nawet kilkaset wpisów dotyczących tego tematu. Poza spodziewanym oburzeniem internauci wyrażali wątpliwości dotyczące wiarygodności prezentacji.Zauważyli m.in., że podana w niej suma, jaka jest co roku wydawana na PRISM, wydaje się niezwykle niska - zaledwie 20 milionów dolarów. Dziwne jest też, że z 41 slajdów obie redakcje pokazały tylko trzy. Wskazano też, że w prezentacjach pokazanych przez obie gazety są drobne różnice dotyczące wyglądu logo programu PRISM. Mogą one jednak wynikać z tego, w jakim programie otwierany był plik.
fot. Twitter
PRISM uderzył z wielką siłą, zwłaszcza, że kilkanaście godzin wcześniej podano informacje o tym, że rząd USA otrzymuje od jednego z największych operatorów telefonii w Stanach, firmy Verizon, raporty o rozmowach prowadzonych przez klientów.
Istnienie PRISM nie jest zaskoczeniem - właściwie wszyscy od dawna wiedzieli, że rząd USA może mieć dostęp do wszystkich danych gromadzonych przez amerykańskie firmy. Z tego powodu w niektórych europejskich przedsiębiorstwach zakazane jest korzystanie na przykład z Dropboxa. Jednak co innego podejrzenia, a co innego dowody. Jeżeli istnienie PRISM potwierdzi się, będzie to potężny cios w wiarygodność firm takich jak Google czy Facebook, którym miliony ludzi powierzają informacje o sobie.
[AKTUALIZACJA]
Oświadczenie dotyczące PRISM wydał też James R. Clapper, Director of National Intelligence. Co ciekawe nie zaprzeczył on istnieniu programu PRISM, a wskazał, że w publikacjach na jego temat pojawiły się nieścisłości. Dotyczyć one mają zasięgu działania PRISM (w oświadczeniu nie użyto tej nazwy). Zdaniem Clappera PRISM nie obejmuje tego, co dzieje się na terenie USA i nie dotyczy obywateli USA.
Clapper pisze m.in.:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz