niedziela, 21 lipca 2013

# Dziady w tradycji Sławian.

Streszczenie wykładu dr J.W. Suligi 19 XI w DK “Świt”dr Jan Witold Suliga (ur. 1951), etnograf, podróżnik i pisarz.
www: groups.google.com/group/pl.soc.religia/browse_thread/thread/a98a929373d34844/c6b9cfa39002253d

Dziady w tradycji słowian

Z badań etnografów wynika, że na życie duchowe Słowian szczególnie Zachodnich miały duży wpływ wierzenia Celtyckie. Więc podobnie jak Celtowie Słowianie mieli kalendarz mieszany Solarno – Lunarny. Święta wypadały trzeciego dnia po nowiu. Wierzono że moc rosnącego księżyca dodaje mocy wszelkim magicznym obrzędom. Rytuały i Święta zawsze odbywają się z udziałem przodków którzy dają nam moc, wspólne z nami oraz całą przyrodą Bogami i Półbogami w nich uczestniczą. Oprócz świąt w których przodkowie uczestniczą Słowianie obchodzą dwa święta przeznaczone dla zmarłych . Zgodnie z słowiańską koncepcją zaświatów, które dzielą się na: Zaświaty górne będące we władaniu bóstw niebiańskich takich jak Swarożyc Zaświaty dolne wężowe będące we władaniu Welesa zwanego też Biesem U Słowian występuje przekonanie że czas w zaświatach płynie inaczej. Mówi o tym legenda że przebywający w zaświatach żywy człowiek nabywał niezwykłej mocy i wiedzy, która miała jednak swoją cenę: gdy śmiałek po 7 dniach opuszczał zaświaty okazywało się, że na ziemi minęło 77 lat. Słowianie wierzyli w reinkarnację z tą różnicą, że człowiek odradzał się w ramach swojego rodu a dusza wracała na wioskę z ptakami lelkami i bocianami. Wiosenne święto obchodzone około 2 maja było związane z zaświatami górnymi. Zwalczane przez chrześcijaństwo ponieważ kolidowało z wielkanocą i miało charakter dość frywolny od XVI w. niestety zaczyna zanikać. Stare obrzędy trudno jednak zniszczyć, choć sens ich zaciera się z czasem to w Górach Świętokrzyskich ludzie do dziś 2 maja palą ognie na grobach. Około drugiego listopada u Słowian Zachodnich obchodzone było drugie ze świąt przeznaczonych dla zmarłych związane z dolnymi wężowymi zaświatami. Święto to miało charakter domowy i jak byśmy to dzisiaj powiedzieli spirytysytczny. Nie czczono zmarłych ale wywoływano ich duchy po imieniu i zaopatrywano na dalszą drogę. W nocy z pierwszego na drugiego listopada odbywała się uczta Dziadowska zwana też ucztą Kozła uczcie przewodził gęślarz i człowiek w rogatej masce. W uczcie tej mogli brać udział tylko ludzie starzy i żebracy, czyli będący już “jedną nogą” w zaświatach. Dziadowie na uczcie reprezentują Welesa, który jest głównym psychopomposem czyli przeprowadzaczem dusz z zaświatów podziemnych do zaświatów górnych, Wyraju, z których mogli oni powrócić na ziemię wraz z ptakami i nowym życiem. Były to święta indywidualne żywi prosili dziadów żeby imiennie wzywali zmarłych na ucztę ,która miała ich zaopatrzyć w energię potrzebną do udania się do Wyraju. W tę noc okna i drzwi musiały być otwarte, na podhalu drzwi nie zamykano na skobel, poczęstunek dla przodków można było też umieścić w piecu który stanowił centrum domu. Pozostali członkowie społeczności przygotowywali ucztę, w której nie uczestniczyli, a o zachodzie Słońca palili Ognie na miejscach pochówków. Palono ognie bo świec w tym czasie jeszcze nie znano. Czas rozpalania Ogni nie był przypadkowy, również o zachodzie słońca odbywało się rozpalanie stosu pogrzebowego aby zmarły mógł wraz ze słońcem udać się do krainy Welesa . Tak więc ci zmarli którzy pozostawali jeszcze Świętym Gaju (gaj-od starosłowiańskiego goit -miejsce gdzie dusze się goją) mogli udać się do dolnych zaświatów, Nawi. Stare pieśni i ludowe zwyczaje kryją obrzędowość naszych przodków oraz ich prestarą mądrość. Warto więc poświęcić im chwile głębszej refleksji bo kryją to do czego tęsknimy i pragniemy powrócić.
Bibliografia: Halina Godecka
Ewa Ferenc-Szydełkowa

II Dziady w tradycji słwian

Dziady to świto szczególne – w ten magiczny czas, gdy świat żywych i martwych dzieli szczególnie cienka granica, staramy się zapewnić duchom przodków strawę i napitek, a przede wszystkim ciepło ognisk. Co więcej, podczas tej wyjątkowej nocy, to właśnie żywi oddać mogą największą przysługę zagubionym duszom – wskazać drogę do Nawii. Przypomina nam to jedno z ważniejszych przesłań naszej rodzimej wiary – nie tylko duchy mogą oddać przysługę żywym ale i żywi duchom… Dzięki temu, że jedni i drudzy istnieją w wiecznym, nieskończonym i nieograniczonym Świętowicie…
Kult zmarłych istniał zawsze, wiara w życie pośmiertne jest rówieśnicą ludzkości. To więcej niż wiara, to przeświadczenie, wrodzony instynkt. Święto Zmarłych czyli dzień poświecony ich pamięci obchodzony był przez ludy Słowiańskie kilka razy w roku, przy czym najważniejsze przypadało pierwotnie w okresie kwietniowym.
Kościół Katolicki został zmuszony zaakceptować (zresztą nie po raz pierwszy próbując zaanektować to, czego do końca nie był wstanie “wykorzenić”) święto jesienne, ustalając je na konkretny dzień – 2 listopada. Cześć i pamięć dla zmarłych była bowiem szczególną cechą Słowian i ich rodzimych zwyczajów.
Szczątki dawnych świąt przetrwały nawet do początków ubiegłego wieku. Znane były dość powszechnie jeszcze w latach 30-tych specjalne rodzaje pieczywa, które rozdawano ubogim (zazwyczaj jako zapłatę za modlitwę w intencji zmarłych), a pierwotnie przeznaczone były dla dusz. Podobno były takie okolice w kraju gdzie przywożono całe wozy chleba, który rozdzielano za dusze konkretnych zmarłych. “Był zwyczaj, że w Dzień Zaduszny gospodarze przywozili na wozie kilkadziesiąt bochenków chleba żytniego i pszennego podłużnych, i takowy chleb na cmentarzu kościelnym rozdawali ubogim z warunkiem, aby ciż ubodzy odmawiali pacierze za dusze wskazanych im po nazwisku lub imieniu zmarłych, do czego wzywali ich mówiąc np. za duszę Andrzeja cieśli z potomstwem; za duszę Jana i Teofili; za duszę Idziego i Idziny; za duszę Barnaby i jego baby; za duszę Margośki; za dusze puste (tj. opuszczone, zapomniane, które nie mają nikogo, co by się za niemi upomniał)”. W umocnienia się pozycji KRK lud wiejski wierzył, że w noc poprzedzającą Dzień Zaduszny powstaje w kościele wielka jasność i wszystkie duszyczki modlą się przed wielkim ołtarzem. Chwila ta nastaje o samej północy, po czym każda dusza przybywa do swej rodziny w domowe progi.
Na równi ze światem antycznym nasi przodkowie wierzyli, że pewna część zmarłych zazdrości żywym pozostawania na ziemi. Usiłowano ich przekupywać darami składanymi do grobu. Daremne to były zabiegi! Świat duchów wkraczał w świat żywych na każdym kroku. “Dziady” zajmowały najświetniejszy kąt izby, chowały się w blacie stołu, domagając się dla siebie szacunku. Stąd też uderzenie pięścią w stół było uważane za rzecz gorszącą, ale w razie zagrożenia gospodarz stukał palcem w spód stołu, budząc w ten sposób czujność “dziadów” i prosząc je o ochronę przed nieszczęściami.
Jeszcze w XIX wieku, zwłaszcza na wschodnich krańcach Polski, na pograniczu litewskim i białoruskim, dość powszechnie odprawiane były obrzędy ku czci zmarłych, zwane “Dziadami”. Uroczystość sięga czasów pogańskich i nazywała się kiedyś przypuszczalnie ucztą Kozła, w której przewodził Koźlarz, Guślarz poeta oraz kapłan. Wyobraźnia ludowa w tym dniu tak dalece ożywiała zmarłych, że stawiano na grobach nie tylko pieczywo, ale i kaszę, miód, jajka. Często urządzano na grobach ucztę, w której brali udział krewni zmarłego. Resztki potraw pozostawiano żebrakom. Drugim obok “karmienia dusz” akcentem tego święta było palenie ogni. Początkowo zapalano ogniska na rozstajnych drogach, aby wskazywały kierunek wędrującym duszom. Przy tych stosach zziębnięte dusze mogły się też ogrzać. Od XVI/XVII w. ogniska te zaczęto palić na cmentarzach – stąd dzisiejsze świeczki i znicze na mogiłach.
W innych regionach “Dziady” odwiedzające swe rodzinne domy ugaszczano gorącym, parującym posiłkiem przy czym nie mogło przy stole zabraknąć miejsca dla żadnego z przodków. Gdy owa uczta odbywała się w domu, po powrocie z cmentarza; wieczorem gospodarz trzykrotnie obchodził chatę niosąc przed sobą bochenek chleba, a usadowiona w oknie gospodyni wypowiadała rytualne słowa: – Kto idzie? – Sam Bóg – odpowiadał gospodarz. – Co niesie? – Boski dar. Po tych formułkach gospodarz wchodził do izby, wraz z domownikami odmawiał modlitwę i wszyscy zasiadali do stołu. Bywało, że podczas wieczerzy łyżka spadła pod stół. Zgromadzeni przy posiłku patrzyli wówczas na siebie z lękiem, ale i porozumiewawczo, wiedząc, że to “święci porwali łyżkę z rąk, nie trzeba jej podnosić. Niechaj oni jedzą, skoro są głodni”. A jeśli ktoś niewtajemniczony sięgał ręką pod blat, to powinien był na miejsce łyżki położyć kawałek chleba. Przed udaniem się na spoczynek rodzina raz jeszcze klękała do modlitwy w świętym kącie izby. Po raz ostatni tego dnia odmawiano modlitwy za zmarłych przodków. Gospodynie zamiatały izby, słały białe ręczniki albo obrusy na stołach i kładły chleb, sól i nóż, aby zmarli odwiedzający w tę noc chałupę nie odeszli głodni.
Kościół katolicki starał się wykorzenić te zwyczaje, ale w efekcie świętowano Dziady potajemnie w domach opuszczonych niedaleko cmentarzy. Zastawiano w nich uczty z różnego rodzaju dań, trunków, owoców i wywoływano dusze zmarłych, rzucając za każdym imieniem nieco jadła w ogień. Cel był tak poważny i święty, iż obrzędy te przemawiały bardzo głęboko do ludzkiej wyobraźni. Wierzono, że zmarli zwołani przychodzą, że posilają się jak niegdyś. Ta jedna, jedyna noc pozwala duchom stać się podobnymi do żywych. Zostawiano więc na noc otwarte furtki, uchylone drzwi do domu, aby duchy mogły bez najmniejszych przeszkód przekroczyć progi swych dawnych domostw. Dziady – zwyczaj ludowy Słowian i Bałtów, wywodzący się z przedchrześcijańskich obrzędów słowiańskich. Jego zasadniczym celem było nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych i pozyskanie ich przychylności. Dziady obchodzono dwa razy w roku – na wiosnę i na jesieni.
W najbardziej pierwotnej formie obrzędu dusze należało ugościć (np. miodem, kaszą i jajkami) aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach, aby mogły spędzić tę noc wśród bliskich. Ogień mógł jednak również uniemożliwić wyjście na świat upiorom – duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójców itp. W tym celu rozpalano go na podejrzanej mogile – echem tego zwyczaju są znicze. W niektórych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.
W tym dniu wspierano jałmużną żebraków (początkowo ofiarowując im dary w naturze, później także pieniądze) aby wspominali dusze zmarłych. W tym dniu niektóre czynności były zakazane np. wylewanie wody po myciu naczyń przez okno, by nie oblać zabłąkanej tam duszy i palenie w piecu, bowiem tą drogą dusze dostawały się niekiedy do domu.
Dusze wzywano także podczas obrzędu, odbywającego się w opuszczonym miejscu kultu (kaplicy, kościele) lub na cmentarzu. Obrzędowi przewodniczył Guślarz (Koźlarz, Huslar), wzywający dusze zmarłych przebywających w czyśćcu, aby powiedziały, czego potrzeba im do osiągnięcia zbawienia i aby posiliły się z żywymi. Do tego zwyczaju nawiązuje Adam Mickiewicz w Dziadach.
Powyższy opis zwyczaju oparty jest głównie na literackim przekazie zawartym w dramacie Mickiewicza. Etnologia zna jednak święto “Dziadów” w trochę innej postaci. Obrzędy z okazji Dziadów odbywały się za czasów chrześcijańskich w miejscach związanych archetypowo (a często również i lokalizacyjnie) z dawnymi ośrodkami kultu – na wzgórzach, wzniesieniach, pod świętymi drzewami, w miejscach uważanych za święte (czasem rzeczywiście przy kaplicach, które często były budowane na dawnych miejscach kultu pogańskiego). Z racji swojego charakteru Dziady często odbywały się również przy grobach przodków, na cmentarzyskach. Mickiewiczowskie nawiązania do terminów takich jak “czyściec” i “zbawienie” są wynikiem nałożenia i przemieszania prastarych zwyczajów żywych od wieków wśród ludu oraz narzuconego chrześcijaństwa.
Po przyjęciu chrześcijaństwa zwyczaje związane z pogańskimi źródłami zaczęły wygasać lub przybierać znane dziś formy – współczesnym odpowiednikiem dziadów są Zaduszki. Jednakże do dzisiaj na terenach wschodniej Polski, Białorusi, Ukrainy i części Rosji kultywowane jest wynoszenie symbolicznego jadła, w symbolicznych dwójniakach, na groby zmarłych. Dziady kultywuje też większość współczesnych słowiańskich ruchów neopogańskich (rodzimowierczych), zwykle pod nazwą Święta Przodków. W Krakowie co roku odbywa się tradycyjne Święto Rękawki (Rękawka), bezpośrednio związane z pradawnym zwyczajem wiosennego święta przodków. Zaduszki Zaduszki – współczesny odpowiednik pogańskiego święta Dziadów i tradycyjna nazwa katolickiego wspomnienia wiernych zmarłych. Przypada ono 2 listopada, w dzień po dniu Wszystkich Świętych. Tego dnia katolicy modlą się za wszystkich wierzących w Chrystusa, którzy odeszli już z tego świata, a teraz przebywają w czyśćcu; Rodzimowiercy słowiańscy (odprawiając Dziady) zaś za Wele, które z różnych przyczyn nie mogą odnaleźć drogi do Nawii. W Zaduszki odwiedza się cmentarze, groby zmarłych z rodziny i uczestniczy się w mszach, modląc się w intencji zmarłych. Tego dnia istnieje tradycja zapalania świeczek czy zniczy na grobach zmarłych oraz składania kwiatów, wieńców lub też innego typu ozdób mających być symbolem pamięci o tychże zmarłych. Inne oryginalne kulturowo sposoby obchodzenia tego święta to anglosaski Halloween i latynoski Dzień Wszystkich Zmarłych. Obchody Dnia Zadusznego zapoczątkował w chrześcijaństwie w roku 998 św. św. Odylon, opat z Cluny, jako przeciwwagę dla pogańskich obrządków czczących zmarłych. Na dzień modłów za dusze zmarłych – stąd nazwa ,,Zaduszki” – wyznaczył pierwszy dzień po Wszystkich Świętych. W XIII wieku ta tradycja rozpowszechniła się w całym Kościele katolickim. W XIV wieku zaczęto urządzać procesje na cmentarz do czterech stacji. Przy stacjach odmawiano modlitwy za zmarłych i śpiewano pieśni żałobne. Piąta stacja odbywała się już w kościele, po powrocie procesji z cmentarza. W Polsce tradycja Dnia Zadusznego zaczęła się tworzyć już w XII wieku, a z końcem XV wieku była znana w całym kraju. W 1915 r. papież Benedykt XV, na prośbę opata benedyktynów zezwolił, aby tego dnia każdy kapłan mógł odprawić trzy msze: w intencji poleconej przez wiernych, za wszystkich wiernych zmarłych i według intencji papieża. Potoczna nazwa Święto Zmarłych została wypromowana w czasach PRL i była elementem prób laicyzacji państwa. Używanie tej nazwy szczególnie na określenie Uroczystości Wszystkich Świętych (1 listopada) jest w opinii Kościoła rzymskokatolickiego błędne.
umieściła Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz