W ubiegłym
tygodniu na portalu narodowcy.net ukazał się artykuł kol.Krzysztofa
Rudzkiego pt. „Rytualne zarżnięcie polskich ubojni” - http://narodowcy.net/index.php/publicystyka/230-rytualne-zarzniecie-polskich-ubojni
– w którym to Rudzki zawzięcie broni haniebnego procederu tzw. uboju
rytualnego, mającego zresztą więcej wspólnego z sadyzmem i bestialstwem
wobec zwierząt, aniżeli z jakimś religijnym rytuałem.
Ze zdumieniem
przeczytałem tekst, który ma się rozprawiać z rzekomymi mitami na temat
uboju rytualnego. Polemika wydaje się tym bardziej uzasadniona, gdyż nie
mieści mi się w głowie, jak nacjonalista może stawać w obronie demonów
żydowskiego zabobonu i wahabickiego bestialstwa. Poza tym sama treść
merytoryczna zawiera szereg błędów i nieścisłości, które należy
wypunktować i naprostować.
1. Kwestie techniczne.
Autor w swoim artykule podnosi iż „Wśród
wielu osób, również o poglądach nacjonalistycznych, pojawiły się głosy
radości, które są całkowicie bezpodstawne i nieuzasadnione. Jednym z
argumentów było to, że naród nie powinien brać udziału w produkcji mięsa
w sposób sprzeczny z własną kulturą. Argument ten był chyba najbardziej
chybiony ze wszystkich, albowiem dawniej nie znano innego sposobu uboju
zwierząt. Nie ogłuszano ich ani prądem, ani dwutlenkiem węgla, jak ma
to miejsce aktualnie. Po prostu, podrzynano zwierzęciu gardło i
podciągano je na linie za nogi pod sam sufit. Ten sposób był stosowany
od setek lat. Co więcej, na wsiach jest stosowany nadal. Do dziś
pamiętam, gdy pierwszy raz widziałem ubój krowy, która wcześniej pasła
się na łące moich dziadków. Nie traktowano jej prądem lub czymkolwiek,
ale zabijano właśnie w ten sposób”
Jeżeli tak nawet
robiono kiedyś, w co mocno wątpię, to jak przypuszczam jedynie w
przypadku bardzo dużych zwierząt - gdyż zwierzę z zawsze ogłuszało się
przed zabiciem tępym, ciężkim narzędziem, w wyniku czego traciło od razu
wszelką świadomość. Reguła jednak była inna – dużych zwierząt takich
jak krowa nie zabijano w gospodarstwach domowych – po prostu zwierzę
sprzedawano do rzeźni. Jeśli nawet - tak jak pisze Rudzki – robiono by
to w opisany sposób sto czy ileś lat temu, to chyba nie znaczy, że nasza
kultura zatrzymała się akurat w tym temacie sto lat temu? W ciągu
ostatnich dziesiątek lat nastąpiły pewne trwałe i jednocześnie pozytywne
zmiany norm kulturowych w postępowaniu ze zwierzętami domowymi.
Dlaczego więc Polacy mieliby je łamać na rzecz szacunku dla norm
starozakonnych? A jeśli już zahaczamy o kwestie kulturowe, to nie wypada
w tym miejscu nie wspomnieć o stanowisku Kościoła Rzymsko –
Katolickiego w tej kwestii, związku wyznaniowego którego domniemywam że
kol. Rudzki jest wiernym (skoro jak sam zaznacza że „Poza relacją konsument-producent, nie ma nic wspólnego z producentami tego [koszernego] surowca. Ze smakiem zajada wieprzowinę).
Katechizm Kościoła Katolickiego jasno mówi iż: Sprzeczne z godnością ludzką jest niepotrzebne zadawanie cierpień zwierzętom lub ich zabijanie”.(Kanon 2418):
Powyższa
argumentacja chyba jasno wskazuje, że nam Polakom, ubój rytualny jest
nie tylko całkowicie obcy kulturowo, co przede wszystkim godzi wprost w
nasze obyczaje i normy kulturowe.
2. Kwestie ekonomiczne.
Kol. Rudzki pisze w
swoim tekście o nielegalnej produkcji koszernego mięsa przez polskie
masarnie, by następnie dwa akapity dalej ubolewać nad niedotrzymanymi
kontraktami nieuczciwych firm, w przypadku realnego egzekwowania zakazu
uboju rytualnego przez państwo. To prawdę mówiąc tak, jak gdyby użalać
się nad przestępcą, że ten poszedł na kilka lat do więzienia, bo zaczęto
skutecznie egzekwować przepisy. Autor również sugeruje, że nielegalny
ubój rytualny jest zjawiskiem powszechnym w polskim przemyśle mięsnym. W
tym miejscu należy postawić dwa pytania:
- dlaczego w ciągu
ostatnich dwóch lat od wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który
zakwestionował legalność przepisów zezwalających na ten barbarzyński
proceder, żadna kontrola sanitarna (a są one dość częste), nie wykazała
ani jednego przypadku praktykowania tego procederu?
- czy można
skutecznie łączyć skutecznie proceder łamania zakazu, z działalnością
marketingową wymagającą konkretnych certyfikatów wydawanych przez
naszych rzekomych „umiłowanych, starszych braci”, pobierających zresztą
spore prowizję za poświadczanie koszerności towaru.
- czy może istnieje
jakaś genialna zmowa, a może i nawet spisek między ministerstwem,
wojewódzkimi inspekcjami weterynaryjnymi, służbami sanitarnymi i
ekologami którzy szybko by podchwycili temat robiąc nawet z małej
masarni w Pcimiu Dolnym zadymę na miarę Doliny Rospudy?
Słusznie zaś kol. Rudzki pisze o tym iż „rynek
rzeźniczy to jedna z niewielu gałęzi gospodarki, które opierają się na
polskim kapitale. Producenci płacą podatki w kraju i zarabiają,
sprzedając swoje produkty wielkim hipermarketom z kapitałem
zagranicznym”. Jednak autor już nie wspomina, że mimo obowiązywania
zakazu producenci wołowiny zarobili więcej - wartość eksportu między
styczniem a kwietniem 2013 r. osiągnęła 224 tys. euro, wobec 217 tys.
euro w 2012 r. Zresztą zwrócić tu należy uwagę przede wszystkim na
podane wielkości – przy grubych milionach złotych w statystykach dot.
drobiu czy wieprzowiny, mięso wołowe wydaje się być pewną gospodarczą i
branżową niszą. Polska ma spore tradycję w hodowli i eksporcie bydła –
ale głównie bydła mlecznego.
3. Kwestie polityczne.
Kol. Rudzki ubolewa
że projekt ustawy zezwalającej na bestialski chocholi taniec z szochetem
w roli głównej w polskich rzeźniach przepadła większością części klubu
parlamentarnego POPiS, SLD i palikociarni, co ma.. (!) rzekomo mieć
związek z dryfowaniem platfusów w stronę SLD i palikociarni. Ja jednak
daruje sobie komentarz w tej mocno wątpliwej kwestii – interesujący jest
tutaj inny aspekt sprawy.
Głosowanie w tej
sprawie w parlamencie było swoistym chichotem historii. Tak podła pod
względem politycznym większość, była w stanie wprowadzić w naszym kraju
regulacje prawne porównywalne z tym, czego dokonał w latach 1936 – 1939
ks. prof. Stanisław Trzeciak, słynny przedwojenny biblista i wybitny
znawca judaistyki. Chichotem historii jest to że takie polityczne
prostactwo, jak Grodzkie, Miller, Palikot czy Biedroń było w stanie tak
dobrze uregulować te sprawę. Fakt faktem, stało się to poprzez
niedokonanie zmian w prawie, jednak znając ich zapał do psucia i
wulgaryzowania prawa - jest naprawdę z czego się cieszyć.
Uważam że
sprowadzanie wszystkich zagadnień prawnych i społecznych do zwykłej
ekonomicznej kalkulacji jest jedną wielką niedorzecznością. Polska ma
być państwem dla Polaków, w którym decydujący jest jedynie głos Polaków.
Pochylanie się przed barbarzyńską kulturą, w imię paru groszy
zarobionych przez nisze w branży, jest zwykła aberracją umysłową.
Wspomnieć też należy że opłaty certyfikacyjne wydawane przez rabinów
byłyby prawdziwymi złotymi żniwami dla gmin żydowskich, które tak godnie
i z patriotycznym – jednocześnie z należytym wobec Polski i Polaków
krytycyzmem - mówiąc językiem z Czerskiej - „promują” nasz kraj w
świecie w mediach, polityce i biznesie na całym świecie.
Nasza kultura i obyczaje są bezcenne. Nie przelicza się ich na pieniądze.
Sebastian Stelmach
Autor jest Sekretarzem Okręgu Mazowieckiego Młodzieży Wszechpolskiej
źródło: narodowcy.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz