Zbudowany przez polskich
inżynierów lekki czołg Anders nie trafi do produkcji. Wojsko nie jest zainteresowane jego kupnem
Owoc pracy polskich konstruktorów trafi do archiwów techniki, nie
na poligony. – Zapadła decyzja o wstrzymaniu projektu Anders –
poinformował „Rz" gen. Paweł Lamla, dyrektor ds. rozwoju Ośrodka
Badawczo-Rozwojowego Urządzeń Mechanicznych z Gliwic.Nie oznacza to, że nie będą wykorzystane rozwiązania wykorzystane w Andersie. – Będziemy rozwijali „uniwersalną platformę gąsienicową" – zaznacza generał. Mowa tu o podwoziu pojazdu, m.in. napędzie i zawieszeniu.
Dwa lata temu inżynierowie OBRUM z Gliwic pokazali pierwszy, jak wówczas ogłosili, „w całości skonstruowany w kraju" lekki czołg o napędzie gąsienicowym. Uzbrojony w unikalną bezzałogową wieżę z armatą 120 mm mógł być wykorzystywany jako wóz wsparcia bojowego. Wyposażony zaś w dwuosobową wieżę Hitfist z działkiem 30 mm i przedziałem desantowym dla ośmiu żołnierzy mógł być z kolei bojowym wozem piechoty.
Na targach zbrojeniowych odbył się chrzest lekkiego czołgu. Jego matką chrzestną została Anna Anders, najmłodsza córka generała Władysława Andersa.
Inżynierowie skonstruowali pojazd za niewielkie jak na tę branżę pieniądze – ok. 30 mln zł. Część pieniędzy pochodziła z Ministerstwa Nauki. – Skonstruowaliśmy go w dwa lata, co wzbudziło podziw wśród konstruktorów nie tylko w Polsce, ale też na świecie – mówili z dumą twórcy pojazdu.
Choć żołnierze ciepło wypowiadali się na temat tej konstrukcji, nikt nie był zainteresowany jej kupnem. – Demonstrator Anders był pokazywany na targach międzynarodowych. Widać było zainteresowanie ze strony przedstawicieli Indii, Malezji oraz jednego z krajów Europy Północno-Wschodniej – informuje gen. Paweł Lamla. Ale nie doszło do podpisania żadnego kontraktu.
– Problem polega na tym, że nikt nas nie pytał, czy taki produkt jest nam potrzebny – mówi oficer wojsk lądowych.
– Dziś pojazd typu Andersa w wersji wozu wsparcia ogniowego, a więc „lekkiego czołgu", Wojsku Polskiemu nie jest pilnie potrzebny. Do działań np. w misjach ekspedycyjnych czy wsparcia jednostek lekkich bardziej przydatny byłby, moim zdaniem, taki wóz na nośniku kołowym, np. Rosomak MSA – tłumaczy Andrzej Kiński, redaktor naczelny miesięcznika „Nowa Technika Wojskowa".
Czy środki na budowę andersa zostały zmarnowane? – Nie, mogą zaprocentować w przyszłości – odpowiada Kiński. Jego zdaniem celem projektu wozu wsparcia ogniowego nie było opracowanie prototypu pojazdu, który miałby wejść do seryjnej produkcji w takiej właśnie postaci, ale „opanowanie kluczowych technologii i integracja najnowszych rozwiązań w pojeździe o charakterze doświadczalnym, a potem jego przetestowanie".
Potwierdza to Lamla: – Rozwiązania wykorzystane przy konstruowaniu andersa zostaną wykorzystane. Wierzę w to, że niebawem ruszy projekt rozwoju broni pancernej – dodaje.
Na razie MON sonduje producentów broni, jaki pojazd gąsienicowy mógłby się stać w przyszłości tzw. czołgiem podstawowym armii. „W Siłach Zbrojnych trwają prace analityczno-koncepcyjne i dopiero po ich zakończeniu będzie można mówić o szczegółach" – odpowiedział „Rz" Jacek Sońta, rzecznik MON.
W tej chwili w polskiej armii jest 896 czołgów: T-72, PT-91 oraz Leopard 2A4. – Czołgi T- 72 się sypią – przyznaje oficer wojsk pancernych. Z kolei ponad 120 czołgów Leopard może być używanych tylko do 2017 roku. Być może niebawem zapadnie decyzja o ich modernizacji, aby mogły dłużej służyć w polskiej armii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz