Każda kara viaTOLL to osobista tragedia kierowcy.
Pytanie: co dalej? Od ponad roku staramy się zmienić obecne prawo.
Spotkania z Ministerstwem Transportu, GDDKiA oraz GITD nie przynoszą jak
na razie żadnych efektów. Kolejne pisma wysyłane do różnych instytucji
nie przynoszą żadnego rezultatu.
Nie widząc zła, nie słysząc zła…
Tytuł
znanego filmu doskonale oddaję obecną sytuację w kraju. Od czasu
wprowadzenia systemu ViaTOLL sypią się gromy na konsorcjum Kapsch od
poszkodowanych kierowców. Czy na pewno słusznie? Analizując dogłębnie
całą sprawę widać jak na dłoni że „Akcja ViaTOLL” jest drobiazgowo
przygotowana. Tylko w naszym kraju implementacja tego systemu przebiega w
atmosferze skandalu. Dlaczego? Po pierwsze: system viaTOLL w naszym
kraju obejmuje także zespoły pojazdów składające się z samochodu
osobowego(!). Bardzo często pojazd osobowy ciągnie przyczepkę, a
kierowca jest nieświadomy że masa DMC przekroczyła 3,5 t. Często są to
wartości w okolicach 50 kg. Nie ma to jednak żadnego znaczenia na wymiar
kary. ITD jest tutaj nieugięte- niczym strażnik Teksasu. Do tego
zobowiązują Inspektorat przepisy.
Zbliżają
się właśnie wakacje i wielu z Was drodzy czytelnicy ruszy na Mazury czy
w góry ciągnąc za swoimi pojazdami przyczepy kampingowe. Uważajcie. Na
to właśnie czeka Ministerstwo Transportu. Jeżeli kierujący pojazdem nie
zaopatrzy się w urządzenie ViaBox, a dopuszczalna masa całkowita zespołu
pojazdów przekroczy 3,5 t (a w większości przypadków tak jest) czeka na
kierującego kara w wysokości 3 tysięcy złotych za każdą bramownicę
kontrolną, czyli taką która jest wyposażona w kamery. Ustawa mówi co
prawda, że można karać za przejazd DROGĄ KRAJOWĄ, a nie za przejazd pod
bramownicą. Wszyscy twierdzą, że jest to nielegalne, ale nie ma to
większego znaczenia, gdyż na dzień dzisiejszy kara się kierowców właśnie
za przejazd pod bramownicą kontrolną, a nie za odcinek drogi płatnej.
Jeśli na danym odcinku mamy sześć bramownic kontrolnych to zapłacimy 18
tysięcy złotych.
System ViaTOLL z
założenia miał obejmować samochody powyżej 3,5 t, ale założenia te
szybko zmieniono, gdy tylko ktoś zorientował się, że można na tym
zarobić. Jak wygląda sytuacja w innych krajach? Czy w Austrii karani są
kierowcy poruszający się samochodem osobowym? Wolne żarty. W żadnym z
krajów europejskich nikt nie ściga Kowalskiego, który wybiera się z
rodziną na wczasy. Kierowcy poruszający się samochodami osobowymi, czy
też laweciarze wspaniale zawyżają statystyki absurdu, który jest
nieodłącznie związany z ustawodawstwem regulującym karanie za brak
opłaty w systemie ViaTOLL.
Wysokość kar i sposób karania
Także
tutaj przodujemy. W Polsce kara za brak opłaty to 3000 złotych, a za
wniesienie opłaty w niepełnej wysokości- 1500 zł. Przeciętnie przejazd
drogą płatną bez Viaboxa będzie nas kosztować od 6 do 9 tysięcy złotych.
Kara ta jest nieproporcjonalna do wykroczenia. Przenieśmy tą sytuację
do MPK. Do autobusu wsiada kontroler i dokonuje swoich czynności
kontrolnych. Podczas nich ujawnia „pasażera na gapę”. Pasażer tłumaczy,
że nie miał tego biletu gdzie kupić, kierowca nie sprzedaje biletów, a
automatu biletowego w autobusie nie ma. Kontroler jest jednak
niewzruszony. Bilet normalny kosztuje 5 zł, ale za jazdę bez biletu
pasażer zostaje ukarany w wysokości 4000 złotych. Pasażer na gapę w
ciężkim szoku odbiera kwitek wraz z blankietem do przelewu. Dwa
przystanki dalej do autobusu ponownie wsiadają kontrolerzy i po raz
drugi wypisują kwitki opłaty podwyższonej w wysokości 4000 złotych. Do
przystanku, na którym ów nieszczęsny pasażer wysiądzie sytuacja powtarza
się jeszcze dwa razy. Przejazd kosztował naszego pasażera 16 tysięcy
złotych(!). Proszę się teraz nie zastanawiać nad logiką tego zdarzenia,
gdyż ten przykład miał tylko zobrazować Wam czytelnikom sytuację jaka
istnieje obecnie z nakładaniem kar w systemie ViaTOLL. Jak sami więc
widzicie kary te są nieproporcjonalne do wykroczenia. Często za przejazd
odcinkiem, za który normalnie opłata wynosi 5,40 PLN zapłacimy 6000
złotych. To jest tysiąc krotność!!!
Jak wyglądają kary w innych państwach? W Austrii maksymalnie 220 euro
z tym, że możemy zapłacić opłatę wstecz i wtedy unikniemy kary. W
Polsce W OGÓLE nie możemy zapłacić wstecz. Jeśli już raz doprowadzimy do
sytuacji, że nasze konto osiągnie debet to nigdy się tego debetu nie
pozbędziemy. Bez względu na to ile pieniędzy wpłacimy na swoje konto do systemu ViaTOLL.
Słowacja
120 – 160 euro, Niemcy 75 euro, a w przypadku recydywy 220 euro, Czechy
5000 koron. W żadnym z tych krajów nie karze się kierowców za
bramownice kontrolne lecz istnieją okienka 5 czy 6 godzinne, które
polegają na tym, że od ujawnienia pierwszego przejazdu bez uiszczenia
opłaty włączamy zegar i przez następne 5 lub 6 godzin właściciel pojazdu
(nie kierowca) nie może już zostać ukarany.
Polskie Ministerstwo Transportu zamierza także wprowadzić takie okienka 6 godzinne. Jednak dokładny termin nie jest znany.
Drugą
innowacją ma być przeniesienie kary z kierowcy na właściciela pojazdu.
Co dziwne wprowadzenie tych zmian trwa dłużej niż budowanie piramid w
Egipcie.
Ministerstwo obstaje zresztą
na stanowisku że sytuacja nie wymaga większych zmian. Minister
Jamruziewicz jasno mówi o tym że wysokość kar pozostanie bez zmian i nie
widzi nic nagannego w ich wysokości.
Czy Kapsch jest winien?
Kiedy
pracownicy konsorcjum Kapsch usłyszeli w jakiej wysokości będą płacić
kary polscy kierowcy to pobledli. Kiedy dotarło do nich, że zaczyna się
też polowanie na kierowców samochodów osobowych to już wiedzieli, że coś
się dziać będzie. Dane statystyczne osób poruszających się bez Viaboxów
zawyżają w sposób znaczny właśnie nieświadomi kierowcy samochodów
osobowych. W innych krajach (Kapsch obsługuje i wdrożył systemy
elektronicznego poboru opłat w wielu krajach na świecie i większej
części Europy) sytuacja, wygląda bardzo podobnie. Naprawdę. Zapoznaliśmy
się z danymi statystycznymi Czech, Słowacji, Niemiec i Austrii. Kiedy
odrzucimy z naszych, Polskich statystyk incydenty z samochodami
osobowymi to okaże się, że dane te są bardzo podobne. Co więc jest złe?
Akcja
ViaTOLL jak pisałem wcześniej jest drobiazgowo przemyślana i
zaplanowana. Na odstrzał wystawiono z jednej strony Kapscha jako
nieudolnego operatora systemu, z drugiej zaś strony ITD, która karze
wszystko co się porusza po drogach. Dwa kozły ofiarne. To właśnie na
nich jest skierowana cała nienawiść przewoźników i kierowców. ITD
poniekąd zasłużyło sobie na tą nienawiść wprowadzając w życie
interpretacje prawa, która jest naganna. Mam tu na myśli np. karanie za
bramownice kontrolne. Dyrektor Biura prawnego GITD, Pani Renata
Strachowska robi teraz co może, aby bronić tych interpretacji oraz
odnaleźć się w sytuacji, w której została postawiona. Wszystko to jednak
odwraca uwagę od prawdziwych winowajców tej sytuacji GDDKiA oraz
Ministerstwa Transportu.
Zmiany proponowane przez GDDKiA oraz Ministerstwo
Transportu mają charakter kosmetyczny. Można to porównać do zakażonej
gangreną części ciała, którą będziemy pokrywać pudrem i udawać, że
wszystko jest w porządku. Niestety nie jest w porządku.
Wystosowaliśmy
do Ministerstwa wiele pism. Z dialogu z GDDKiA zrezygnowaliśmy gdyż
Pani Jaworska obraziła się na mnie. Obraziła się, gdyż zacząłem stawiać
niewygodne pytania. Jaki sens ma rozdawanie swojego numeru telefonu, a
potem spławianie osób zainteresowanych sprawą i odsyłanie do rzecznika
prasowego? To takie zabiegi Piarowe. Niestety nie podniosły one
brandingu GDDKiA.
Ministerstwo przez
długi czas odpowiadało nam w taki sam sposób. „Pracujemy nad zmianami,
sytuacja nie jest zła, system działa sprawnie” itp. Niczym mantrę
powtarzano nam dokładnie to samo. Zdecydowaliśmy się więc na inny krok.
Zaproponowaliśmy zmiany w prawie dotyczące elektronicznego systemu
poboru opłat. Po pierwsze zmniejszenie kar. Nie 3000 zł, ale 300
złotych. Biorąc pod uwagę praktyki ITD polegające na mnożeniu bramownic
ta propozycja wydaje się całkiem sensowna. Kary nałożone na kierowców w
tej wysokości byłyby dotkliwe biorąc pod uwagę, że jego zarobki to
średnio 3000 złotych. Jednocześnie kary te nie rujnowałyby kierowcom
życia, nie doprowadzałyby często do rodzinnych tragedii. Kara w takiej
wysokości ma sens, gdyż nie nosi znamion „skoku na kasę”.
Po
drugie w większości państw europejskich oddaje się w ręce kierowców
możliwość zapłaty wstecz. Zaproponowaliśmy taką możliwość w polskim
prawie. Jest to jak najbardziej rozsądne rozwiązanie. Niestety rozsądek w
przypadku Polski nie idzie w parze z rozwiązaniami prawnymi.
Umożliwienie płacenia wstecz ograniczyłoby wpływy z kar nakładanych
przez ITD., a to nie jest w interesie państwa.
Po
trzecie do momentu poprawienia ustawodawstwa w tej sprawie należy
odstąpić od karania. Skoro wiadomo, że praktyki ITD są nielegalne, prawo
chore to należy się wstrzymać czasowo, aż do poprawy tego ostatniego z
karaniem. Nie postulujemy za (takie propozycje padły ze strony
stowarzyszeń transportowych) wyłączeniem systemu. System działa. Prawo
nie. To znaczy działa, ale w bardzo specyficzny sposób.
Ministerstwo
tym razem odpowiedziało. Pełną treść tego pisma to 8 stron zachwalania
obecnego stanu rzeczy, tu je tylko streścimy.
Ministerstwo
nad zmianami pracuje. W listopadzie 2012 roku Minister Jamruziewicz
zapewniał, że zmiany w zakresie prawa opracowane zostaną w ciągu dwóch
tygodni(!). Teraz już niczego nie obiecuje. Po prostu prace trwają. Na
jakim są etapie, czy są jakieś ślady na piśmie tego nie wiemy i pewnie
się jeszcze długo nie dowiemy.
Następnie
Ministerstwo oświadcza, że nie zamierza zmieniać wysokości kar gdyż
uważa, że te są właściwe i wcale nie są krzywdzące dla kierowców. Nikt
chyba nie powiedział Ministrowi Jamruziewiczowi, że ITD mnoży te kary i
wielu wypadkach są one astronomiczne. To co dla niego jest statystyką w
wielu przypadkach jest wielką tragedią dla ludzi, którzy zarabiają
średnio tyle co kara za jedną bramownicę.
Ministerstwo
nie bierze także pod uwagę możliwości płacenia wstecz. To byłoby zbyt
łatwe. Większość kierowców korzystałaby zapewne z tej możliwości, a to z
kolei byłoby sprzeczne z interesem państwa.
Najlepsze
zostawiamy jednak na koniec. Na naszą sugestię, aby odstąpić od karania
do chwili zmiany prawa ministerstwo głosem Ministra Jamruziewicza
stwierdza, że nie ma takiej możliwości. Dlaczego? Założenia są takie że
gdyby zdecydowano się na taki krok to „jeżdżenie za darmo stałoby się
normą”(!) Z gruntu Ministerstwo zakłada zatem, że każdy z nas jest
potencjalnym złodziejem.
Jesteśmy
jednym z niewielu cywilizowanych, demokratycznych krajów, w którym
obywatel już od początku jest uznawany za winnego i musi udowodnić swoją
niewinność. Idąc tym tropem każdy z nas jest potencjalnym gwałcicielem
i mordercą. To jednak bardzo cenna dla Was informacja, gdyż pozwala
lepiej zrozumieć kroki podejmowane przez obecny rząd.
Po
przeanalizowaniu tych wszystkich faktów można stwierdzić, że Kapsch,
konsorcjum o międzynarodowej renomie, stał się w naszym kraju kozłem
ofiarnym i zakładnikiem. Zapisy w umowach pomiędzy Kapschem i GDDKiA
zamykają usta i wiążą ręce temu pierwszemu. Oficjalnie nie może się
wypowiadać na ten temat. Nieoficjalnie jednak Pani Jaworska nie
chciałaby usłyszeć tego co się w Kapschu mówi na temat całej sytuacji.
Po
półtorej roku jasne stało się, że jest to jeden wielki skok na kasę
obywateli. W Ministerstwie nie ma woli do podjęcia dialogu z
przedsiębiorcami czy nawet prawnikami mającymi doświadczenie w temacie
transportu. Zatrważające jest to że pułapka ViaTOLL-a może dotyczyć
prawie każdego kierowcy. Prawo tyczące się elektronicznego poboru opłat
to Polska afera „Watergate”.
Tom Rollauer - zespół prawny "Transtica" , "Magazyn transportowy"
źródło: interia360.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz