piątek, 11 stycznia 2013

# Tuleya i jego obrońcy.

"Wsparcie, jakie sędzia Tuleya otrzymał od dziennikarzy, polityków, a już szczególnie od swoich kolegów prawników, musi martwić. Bo dowodzi, że żyjemy w kraju, gdzie zachowanie ocenia się jako naganne w zależności od kontekstu politycznego." Mariusz Cieślik rp.pl

Z ust prominentnych przedstawicieli palestry, wykładowców prawa, członków Krajowej Rady Sądownictwa, byłych sędziów Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego słyszymy dziś, że porównanie działań CBA ze stalinizmem jest jak najbardziej adekwatne (Jerzy Stępień, były prezes TK), sędzia ma prawo i obowiązek wstrząsać sumieniami rodaków (prof. Andrzej Zoll), w związku z czym Igor Tuleya zasługuje na najwyższe uznanie (prof. Monika Płatek).

Jedynie szef Krajowej Rady Sądownictwa Antoni Górski przepraszał za słowa młodszego kolegi, twierdząc, że z racji wieku może nie znać realiów stalinizmu. Szybko został jednak zakrzyczany przez kolegów. Przedstawiciele sądów, Sejmu, Senatu, ministra sprawiedliwości i prezydenta zasiadający w 25-osobowej Krajowej Radzie Sądownictwa wysmażyli następnego dnia oświadczenie, w którym pod pozorem ochrony standardów, uprawiają czystą politykę.

Napisali: „W demokratycznym państwie prawa można oczywiście nie zgadzać się z treścią uzasadnienia, podnosić merytoryczne argumenty czy komentować jego treść. Dyskredytowanie jednak sędziego czy potępianie go za to, że wykonuje swoje obowiązki, jest działaniem nie do zaakceptowania przez Krajową Radę Sądownictwa".
A zatem to, że sędzia Tuleya porównuje funkcjonariuszy CBA do stalinowców, a zamiast skupić się na meritum sprawy pozuje na szeryfa, okazuje się „wykonywaniem obowiązków". Otóż nie jest to prawda. Bez względu na to, ilu profesorów prawa i sędziów będzie twierdzić inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz