Słowo „islamofobia” jest odmieniane przez wszystkie
przypadki, szczególnie od czasu zamachów na World Trade Center 11
września 2001 roku.
Każdemu aktowi terroru dokonywanemu przez islamskich
radykałów towarzyszy chór obaw, żeby reakcje nie przerodziły się w
islamofobię.
Ugrupowania spod znaku politycznego islamu przywdziewają żółte
gwiazdy na znak tego, że są tak samo prześladowane dzisiaj w Europie,
jak Żydzi w hitlerowskich Niemczech. Nie przeszkadza im, że nakaz
noszenia odróżniających ubrań przez innowierców został wprowadzony przez
tzw. Pakt Omara, co później w Bagdadzie Abbasydów przyjęło postać
żółtych kapturów i pasów. Na konferencji pokojowej trzech wyznań na
Uniwersytecie Wrocławskim, aż trzy wykłady prowadzone przez muzułmanów
dotyczyły islamofobii. Czyżby stanowiła największe zagrożenie dla
pokoju? Zaproszona tam profesor Deepa Kumar nie ma wątpliwości, zapytana
o chrześcijanofobię twierdzi, że to wymysł, ponieważ chrześcijanie to
grupa globalnie sprawująca władzę.
Tymczasem
Massimo Introvigne z Ośrodka Wolności Religijnej przy włoskim MSZ
alarmuje, że w roku 2012 zginęło ponad 105 tysięcy chrześcijan
prześladowanych za wiarę. Najwięcej w krajach islamu i krajach
totalitarnych. Wymienia tu Nigerię, Mali, Somalię, Pakistan czy Egipt.
Statystyki brzmią jednak dla ucha bardziej sucho niż przegląd wiadomości
tylko z ostatniego tygodnia mijającego roku.
A to tylko jeden tydzień…
W Arabii Saudyjskiej aresztowano 43 osoby pod zarzutem zbrodni
„spiskowania celem świętowania Bożego Narodzenia”. Wielki Ajatollah
szyicki przebywający obecnie w Syrii, Ahmad Al-Bghdadi Al-Hassani
oświadczył, że dozwolone muzułmanom jest porywanie i gwałcenie
chrześcijanek, ponieważ to bałwochwalcy i przyjaciele syjonistów. W
zamachu na kościół koptyjski w Libii zginęły dwie osoby i dwie osoby
zostały ranne, kiedy napastnicy rzucili granat w grupę ludzi
wychodzących ze mszy. Sekta Boko Haram w Nigerii napadła na wioskę,
związała 15 mężczyznom, kobietom i dzieciom ręce z tyłu, a następnie
poderżnęła im gardła. W pierwszy dzień świąt w Pakistanie, motłoch około
100 muzułmanów uzbrojony w karabiny otworzył ogień do chrześcijan
wracających z mszy. Natomiast egipscy kaznodzieje związani z Bractwem
Muzułmańskim grozili chrześcijanom ludobójstwem, jeżeli przyłączą się do
protestów przeciwko prezydentowi Morsiemu i nowej konstytucji
wprowadzającej szariat. „Mówię Kościołowi – na Allacha i jeszcze raz na
Allacha – jeżeli będziecie konspirować i połączycie się z opozycją, by
obalić Morsiego, to będzie inaczej… naszą czerwoną linią jest
legitymizacja dr Mohammada Morsiego. Ktokolwiek wyleje na niego pomyje,
my wylejemy na niego krew” – ostrzegał jeden z przywódców Bractwa
Muzułmańskiego, Safwat Hegazy. Dr. Wagdi Ghoneim powiedział to wprost:
„W dzień, kiedy Egipcjanie poczują, że jesteście przeciwko nim,
zostaniecie zmieceni z powierzchni ziemi”. Nazywał ich także
Krzyżowcami.
Czy z czymś chociażby trochę podobnym spotykamy się w stosunku do
muzułmanów w krajach zachodnich? Czy islamofobia to, jakby chciał
premier Turcji Erdogan, „zbrodnia przeciwko ludzkości”? Statystyki FBI
pokazują, że choć liczba przestępstw powodowanych nienawiścią w Stanach
Zjednoczonych wobec muzułmanów rośnie, to ciągle jest to 5,5 raza mniej,
niż przestępstw antysemickich, a także mniej niż przemocy wobec
czarnych, białych czy homoseksualistów. Przez całe 15 lat prowadzenia
statystyk naliczono 149 zabójstw motywowanych nienawiścią. Ani jedno nie
dotyczyło wyznawców proroka Mahometa.
Dialog zamiast konkretów
I mimo że okazuje się, iż zagrożenie nie jest tak poważne jak
chcieliby to widzieć przedstawiciele politycznego islamu, to presja
wobec krytyków islamu jest wyraźnie odczuwalna i wspierana także przez
rządy państw muzułmańskich. Co zatem robią przedstawiciele państw kręgu
kultury chrześcijańskiej, by powstrzymać realną i brutalną przemoc wobec
chrześcijan? Prawie nic. Dwa lata temu co prawda minister spraw
zagranicznych Radek Sikorski wraz z szefami dyplomacji Włoch, Francji i
Węgier wystosował list do szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton, żeby
obrona prześladowanych chrześcijan była jednym z priorytetów unijnej
polityki zagranicznej. Jeżeli jednak chodzi o konkretne działania, to
ministerstwo pozostaje w sferze ogólników o tolerancji i dialogu
międzykulturowym.
Przykładem jest zorganizowana w październiku ubiegłego roku
konferencja na temat Dialogu Międzywyznaniowego i Międzykulturowego w
Krakowie. Gościła ona przedstawicieli Indonezji, Turcji, Pakistanu,
Egiptu i Arabii Saudyjskiej. Wiceminister Pomianowski przy tej okazji
wiele mówił o tolerancji wobec przybyszów do naszego kraju. Czy zabrał
głos w sprawie chrześcijan? Gazety nic o tym nie wspomniały. Tymczasem
współorganizator konferencji, Indonezja, ustami ambasadora podkreślała
swoją otwartość na różne religie. Pomoc Kościołowi W Potrzebie,
organizacja zajmująca się prześladowaniami chrześcijan, ma zgoła inne na
ten temat zdanie. Uważa, że radykalni muzułmanie terroryzują mniejszość
chrześcijańską w tym kraju doprowadzając do zamykania kościołów.
Dylemat więźnia
Czego można by oczekiwać? Nie chodzi bynajmniej o to, żeby teraz
odwdzięczyć się tym samym. Istnieje jednak pewne niebezpieczeństwo,
przedstawiane przez dziedzinę matematyki zwaną teorią gier. Dylemat
więźnia opisuje sytuację braku zaufania do drugiego partnera. W
klasycznym przykładzie dwóch przestępców może współpracować i milczeć w
zeznaniach wygrywając niskie wyroki, jednak jeżeli jeden z nich zacznie
sypać policji, uzyska wolność, a drugi wtedy może pójść do więzienia na
długie lata. W efekcie obydwaj zaczynają donosić policjantom nawzajem na
siebie, ponieważ strategia oszukiwania indywidualnie wydaje się być
korzystniejsza. Sprawa komplikuje się, kiedy sytuacja nie będzie
jednorazowa, a wprowadzimy iterację i w kolejnym ruchu będziemy już
wiedzieli, że zostaliśmy oszukani przez partnera. Taki układ może
tworzyć lepsze warunki do współpracy.
To oczywiście modelowa sytuacja, zbliżona do dialogu
międzyreligijnego. Podobnie jak w dylemacie więźnia, jeżeli jedna z wiar
będzie wybierała dialog i tolerancję, a druga agresywne rugowanie tej
pierwszej ze swojego terytorium i stawiała coraz mocniejsze żądania na
jej własnym terytorium, to pierwsza, mówiąc językiem teorii gier,
przegra. Dopiero kiedy zaczniemy rozpatrywać ten dylemat w systemie
ciągłym, okazuje się, że można nawet pozwolić się kilka razy oszukać,
jednak w dalszym postępowaniu optymalną strategią jest „coś za coś”,
czyli uzyskiwanie wzajemnych ustępstw, bądź wymierzanie restrykcji.
Model nie uwzględnia wielu innych czynników. Wewnętrznej
różnorodności świata chrześcijańskiego i islamu. Faktu, że prawa
przyznawane jednostkom w demokracjach liberalnych nie mogą zależeć od
działań grup w innych częściach świata, ponieważ prawa te są podstawą
naszego systemu. Także i tego, że relacje pomiędzy religiami odbywają
się na wielu różnych poziomach.
Znalezienie recepty na sukces w dialogu międzyreligijnym nie jest
sprawą łatwą. Niemniej jednak dialog, w którym jasno nie bronimy swojego
stanowiska, swoich interesów, jest receptą na gwarantowaną porażkę.
źródło: euroislam.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz