Coraz
więcej europejskich państw legalizuje związki homoseksualne i daje im
prawo do adopcji dzieci. Trend ten w szczególności dotyka
zliberalizowanych krajów “Starej Europy”. Francja już w 1999 roku
wprowadziła tzw. PACS, czyli ustawę umożliwiającą pederastom i lesbijkom
rejestrowanie swoich związków partnerskich. Obecnie przymierza się do
zmiany tych rozwiązań prawnych.
Rząd socjalistów chce wpisać do kodeksu cywilnego definicję małżeństwa mówiącą, że zawierają je dwie osoby różnej płci lub tej samej płci. Łatwo się domyślić, że tym sposobem, bez jakiejkolwiek innej zmiany w ustawodawstwie, związki homoseksualne zyskają te same prawa co normalne małżeństwa, więc prawo do adopcji dzieci również. Słowa: “mąż” i “żona” także są rugowane z ustawodawstwa, a zastępuje się je słowem “małżonek”, zaś słowa: “ojciec” i “matka” – słowem “rodzice” bądź “jedno z rodziców”. Francuski parlament rozpatrzy projekt 29 stycznia.
Ustawa zwana “Małżeństwem dla wszystkich” spotkała się z żywiołowymi protestami na ulicach. 13 stycznia przez ulice Paryża przeszły setki tysięcy (nawet do 800 tyś) demonstrantów, protestujących przeciw nowej ustawie. Warto tu przytoczyć kilka wprost kuriozalnych wypowiedzi lewicowych polityków po tych wydarzeniach.
“Rząd jest całkowicie zdeterminowany, by zrealizować tę reformę, będącą historycznym postępem, a nie zwycięstwem jednego obozu przeciwko drugiemu; to postęp dla całego społeczeństwa” – tak określiła ustawę minister ds. kobiet i rzecznik rządu, Najat Vallaud-Belkacem, w wywiadzie dla lewicowego dziennika “Liberation”. W odpowiedzi na pytanie o skalę protestów powiedziała, że “bardzo szanuje prawo do manifestacji, które w naszym kraju jest jednym z podstawowych praw, a jednocześnie w pełni szanuje prawo parlamentu, i to na jego forum, a nie na ulicy, powinna odbywać się dyskusja na temat ustawy”.
Głos w sprawie manifestacji zabrał również Bruno Le Roux, szef klubu parlamentarnego Partii Socjalistów. Stwierdził on, że była to mobilizacja “na rzecz wartości, które przeczą trwającej ewolucji społeczeństwa”, w dodatku dokonujący jej Francuzi “stanowią mniejszość w kraju”. Odrzucił on również możliwość referendum w tej sprawie, gdyż zmiany w prawie zapowiadał Francois Hollande jeszcze jako kandydat w wyborach prezydenckich. Głos na Hollande’a był więc głosem również na jego reformy.
Homoseksualistów nie zawiódł też mer Paryża Bertrand Delanoe. Ocenił on, że była niedzielny marsz w Paryżu to prawdziwa demonstracja siły. Napisał również, że nie można pozwolić kwestionować “postępu socjalnego”, którego chce większość. Wezwał też zwolenników nowej ustawy do “mobilizacji w ciągu najbliższych tygodni, której punktem kulminacyjnym ma być manifestacja 27 stycznia”.
Mamy więc argumenty o “historycznym postępie”, “postępie dla społeczeństwa”, “trwającej ewolucji społeczeństwa” lub “postępie socjalnym”, czyli nic nie znaczące frazesy, za pomocą których próbuje się zamknąć usta niepokornym. Postęp odmieniany przez wszystkie przypadki zawsze towarzyszy walce z normalnością. Przypadek Francji nie jest żadnym wyjątkiem.
na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl
Rząd socjalistów chce wpisać do kodeksu cywilnego definicję małżeństwa mówiącą, że zawierają je dwie osoby różnej płci lub tej samej płci. Łatwo się domyślić, że tym sposobem, bez jakiejkolwiek innej zmiany w ustawodawstwie, związki homoseksualne zyskają te same prawa co normalne małżeństwa, więc prawo do adopcji dzieci również. Słowa: “mąż” i “żona” także są rugowane z ustawodawstwa, a zastępuje się je słowem “małżonek”, zaś słowa: “ojciec” i “matka” – słowem “rodzice” bądź “jedno z rodziców”. Francuski parlament rozpatrzy projekt 29 stycznia.
Ustawa zwana “Małżeństwem dla wszystkich” spotkała się z żywiołowymi protestami na ulicach. 13 stycznia przez ulice Paryża przeszły setki tysięcy (nawet do 800 tyś) demonstrantów, protestujących przeciw nowej ustawie. Warto tu przytoczyć kilka wprost kuriozalnych wypowiedzi lewicowych polityków po tych wydarzeniach.
“Rząd jest całkowicie zdeterminowany, by zrealizować tę reformę, będącą historycznym postępem, a nie zwycięstwem jednego obozu przeciwko drugiemu; to postęp dla całego społeczeństwa” – tak określiła ustawę minister ds. kobiet i rzecznik rządu, Najat Vallaud-Belkacem, w wywiadzie dla lewicowego dziennika “Liberation”. W odpowiedzi na pytanie o skalę protestów powiedziała, że “bardzo szanuje prawo do manifestacji, które w naszym kraju jest jednym z podstawowych praw, a jednocześnie w pełni szanuje prawo parlamentu, i to na jego forum, a nie na ulicy, powinna odbywać się dyskusja na temat ustawy”.
Głos w sprawie manifestacji zabrał również Bruno Le Roux, szef klubu parlamentarnego Partii Socjalistów. Stwierdził on, że była to mobilizacja “na rzecz wartości, które przeczą trwającej ewolucji społeczeństwa”, w dodatku dokonujący jej Francuzi “stanowią mniejszość w kraju”. Odrzucił on również możliwość referendum w tej sprawie, gdyż zmiany w prawie zapowiadał Francois Hollande jeszcze jako kandydat w wyborach prezydenckich. Głos na Hollande’a był więc głosem również na jego reformy.
Homoseksualistów nie zawiódł też mer Paryża Bertrand Delanoe. Ocenił on, że była niedzielny marsz w Paryżu to prawdziwa demonstracja siły. Napisał również, że nie można pozwolić kwestionować “postępu socjalnego”, którego chce większość. Wezwał też zwolenników nowej ustawy do “mobilizacji w ciągu najbliższych tygodni, której punktem kulminacyjnym ma być manifestacja 27 stycznia”.
Mamy więc argumenty o “historycznym postępie”, “postępie dla społeczeństwa”, “trwającej ewolucji społeczeństwa” lub “postępie socjalnym”, czyli nic nie znaczące frazesy, za pomocą których próbuje się zamknąć usta niepokornym. Postęp odmieniany przez wszystkie przypadki zawsze towarzyszy walce z normalnością. Przypadek Francji nie jest żadnym wyjątkiem.
na podstawie: PAP
źródło: autonom.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz