PolandLeaks rozmawia z emerytowanym oficerem SB i UOP.
W
książce W. Łysiaka "Alfabet szulerów" cytowany anonimowo oficer MSW
mówi, iż najwięcej agentów zwerbowano właśnie spośród literatów i
dziennikarzy. Czy tak było rzeczywiście?
Nikt
nie prowadził takich statystyk, ale to może być prawda. Dziennikarze
nie tylko oddziałują na opinię publiczną, ale także mają dostęp do
informacji. Na przełomie lat 80. i 90. doszło do "prywatyzacji"
agentury. Część oficerów SB wynosiła materiały dot. "swoich" TW i
prowadziła ich prywatnie. W jednym z miast były kapitan SB prowadził w
ten sposób 4 osoby, z których jedna była członkiem rządu RP, a inna
prezydentem miasta. Podobnie było z dziennikarzami.
Ilu dziennikarzy pracowało dla służb specjalnych PRL?
Trudno określić dokładną liczbę, bo przecież część dziennikarzy była werbowana, część kończyła współpracę lub ją przerywała. Natomiast w czasach PRL każda redakcja miała założoną sprawę obiektową. W ramach takiej sprawy obiektowej gromadzono informację o "obiekcie", ale także o wszystkich zatrudnionych tam osobach. Wynikało to ze szczególnej wrażliwości prasy. Prasa była w PRL-u odpowiedzialna za szerzenie ideologii i za informowanie o sukcesach władzy. Władze nie życzyły sobie, aby w mediach, zwłaszcza na stanowiskach kierowniczych, pracowały osoby, których lojalności nie mogła być pewna. Gdy zwalniało się jakieś stanowisko w redakcji i na jego objęcie było kilku czy kilkunastu kandydatów, należało wziąć właśnie teczkę obiektową i poczytać informacje o każdym z nich. Wówczas wiadomo było kto jest lojalny, kto nie, kto należy do "Solidarności", a kto chwali reżim. Nieprawomyślnych kandydatów nie zatwierdzano na kierownicze stanowiska.
Czy zmiany polityczne po 1989 roku zmieniły tą sytuację?
W
jakimś stopniu na pewno tak. Sam fakt, iż zlikwidowano cenzurę i
zakazano koncesjonowania prasy, spowodował, że powstało wiele tytułów,
które przed 1989 rokiem nie miałyby prawa ukazywać się. Natomiast
wszyscy informatorzy służb, którzy nie zaprzestali współpracy po 1989
roku, zostali przejęci przez nowe służby. Tak samo było z
dziennikarzami. Urząd Ochrony Państwa, który powstał w 1990 roku w
miejsce rozwiązanej Służby Bezpieczeństwa przejął około 12 tysięcy
tajnych współpracowników SB, w tym ogromną część dziennikarzy.
Po co służby wykorzystują dziennikarzy?
Taki
inteligentny człowiek jak Pan sam się powinien domyślać. Dziennikarze i
służby zajmują się tym samym - zbieraniem informacji. Oczywiście różnią
się co do metod i sposobów. Dziennikarze pracują jawnie, służby tajnie.
Dziennikarze bazują na źródłach osobowych, my stosujemy też technikę
operacyjną m.in.
podsłuchy czy obserwację. Natomiast bardzo wielu ludzi, którzy nie mają
zaufania do państwa i jego organów, zaufają dziennikarzom. Często
dziennikarze uzyskują ważne informacje jako pierwsi. Dziennikarze
współpracujący ze służbami mogą więc te informacje przekazywać. W ten
sposób służby wchodzą w posiadanie informacji, które inaczej trudno
byłoby im uzyskać. Druga sprawa to tzw. źródła manewrowe czyli osoby,
którym można zlecić wejście do określonych środowisk i nawiązanie
kontaktu z konkretnymi osobami. Wiadomo, że dziennikarze bywają w
różnych miejscach i obracają się w różnych środowiskach, więc ich
obecność nigdy nie budzi wątpliwości. Sprawa trzecia: dziennikarze
używani są do kontrolowanych przecieków, niekoniecznie polegających na
publikacji.
Ilu dziennikarzy pracuje dziś dla służb?
Sądzę,
że jest to skala porównywalna do tego, co było za PRLu. Rzecz nie jest w
tym ilu ludzi mediów pracuje dla służb. Rzecz w tym, co ci ludzie
robią. Jeżeli dziennikarz przekazuje ważne informacje z punktu widzenia
bezpieczeństwa państwa to jest to pożądane. Znany mi jest przykład
współpracy jednego znanego dziś dziennikarza z kontrwywiadem UOP. Był on
wykorzystany do rozpracowania środowiska działającego w Polsce na
zlecenie obcego wywiadu. Ten dziennikarz zachował się tak, jak powinien
zachować się obywatel demokratycznego państwa. Niestety, takie przypadki
to rzadkość. Dziś większość dziennikarzy wykorzystywana jest do
penetracji własnego środowiska zawodowego czyli inaczej mówiąc do
donoszenia na kolegów. Służby również wykorzystują dziennikarzy do
swoich gier, do odwracania uwagi od afer z ludźmi służb w tle. A to nie
ma już nic wspólnego z działalnością propaństwową.
Czy dziennikarze są inwigilowani?
Bardzo
często. Myślę, że to jedna z najbardziej aktywnie inwigilowanych grup
zawodowych. Oficerowie udają, że nie wiedzą iż telefon należy do
dziennikarza i non-stop podsłuchują w trybie 5 dniowym. Oprócz tego
służby korzystają z hakerów (zwłaszcza nastolatków) złapanych na
przestępstwach. Włamują się do komputerów osób, którymi zainteresowana
jest służba. A jeden telefon dziennikarza, objęty podsłuchem, daje
ogromnie dużo informacji. Tym bardziej, że większość dziennikarzy to
gaduły i plotkarze.
Czy relacje służby - media są uregulowane prawnie w innych krajach? Jak to wygląda np. w USA?
Stan
prawny jest podobny jak w Polsce. Jest jednak większa nazwijmy to
"kultura" służb. Wynika to po części z faktu większej kontroli. W
naszych służbach jest za mało państwowców, a za dużo polityków. W Polsce
również kontrola nad służbami jest mniejsza.
Jak dziennikarz może bronić się przed inwigilacją?
Jak dziennikarz może bronić się przed inwigilacją?
Nie
chodzić z telefonem komórkowym. Nie pracować na komputerze ze stałym
dostępem do internetu. Nie korzystać z kart płatniczych (płacić gotówką i
przelewami z poczty). Nie rozmawiać przez swoją komórkę z
najważniejszymi informatorami. Generalnie wybór jest prosty: albo
technika, albo prywatność.
Źródło: polandleaks.org
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz