ź
Jako aktywny nacjonalista jeżdżę po całym kraju na liczne spotkania
integracyjne, mające na celu skonsolidować wszelkie grupy lub na wyjazdy
stricte koordynacyjne. Często odbywają się one na „świeżym powietrzu”.
Przyczyn tego jest wiele: od chęci spędzenia wolnego czasu z dala od
cywilizacyjnego zgiełku, po działania czysto „taktyczne”, bowiem nikt
nie ma ochoty przesiadywać w knajpach/lokalach, w których aż roi się od
„zabawek rodem z Big Brother-a”. Nie mówiąc o „sąsiadach-społeczniakach”
ze stolika obok, którzy nabiorą podejrzeń widząc daną grupę społeczną w
większej ilości w jednym miejscu. Nie chcąc być zauważalnym, zawsze
wybieram lokalizacje oddalone od w/w problemów, a że lubię Matkę Naturę
wraz z jej surowymi prawami miejsca na spotkania nasuwają się same.
Ze smutkiem patrzyłem przez szereg lat jak większość nieudolnie radzi
sobie w terenie (tak jakby to nie było jego środowisko naturalne), nie
mogąc określić kierunku marszu, podać aktualnego położenia na mapie,
rozpalić ogniska w porze suchej, nie mówiąc już w trakcie i po deszczu
etc. Po powrocie, wspominając każdy wyjazd, rozmyślałem nad kondycją
ruchu narodowego, a dokładniej nad wiedzą i umiejętnościami aktywistów z
jakże trudnej i rozległej dziedziny jaką jest SURVIVAL. Nie twierdzę
jednogłośnie, że wszyscy nacjonaliści nie znają tej sztuki. Przez lata
działalności poznałem bardzo dużo wartościowych osób, które podzielają
moje zdanie w kwestii przetrwania. Wiedzą, iż zbliżająca się
nieuchronnie R-evolucja zmusi wszystkich sybarytów do porzucenia
gromadzonych przez lata wygód materialnych. Pozostanie im tylko kilka
niezbędnych narzędzi oraz umiejętności i konkluzje wyniesione z
doświadczeń na tym polu. Wtedy Natura właśnie zweryfikuje, kto zmarnował
potencjał i czas, a kto przelał pot, niejednokrotnie krew, marzł gdzieś
w lesie próbując przywrócić ciepłotę ciała znanymi sobie sposobami.
Na dzień dzisiejszy jest kilka grup formalnych bądź nieformalnych,
które w swoim życiu znajdują czas na rozwój ciała i umysłu z wielu
dziedzin nauki. Bardzo cenie, świetnie zorganizowaną pod względem
samodyscypliny, rosyjską ekipę Славянский Союз (Słowiański Sojusz).
Prócz działalności politycznej, metapolitycznej, rodzimowierstwa,
sportu, interesują się właśnie Survivalem. Na ich stronie można obejrzeć
kilkanaście filmików, gdzie widać jak stosują techniki czysto wojskowe,
a dokładnie rodem ze Specnazu (bowiem w ich szeregach jest sporo
weteranów z tej jednostki).
Oczywiście nad Wisłą również można znaleźć nacjonalistyczne grupy
(pozdrawiamy Toruń, Gdańsk, Kwidzyn), odwołujące się do „sztuki
przetrwania”, nie na taką skalę jak owi Rosjanie, gdyż nie mamy w Polsce
grup z takim arsenałem jak i arsenałem w ogóle. Nie on jest
najważniejszy, bowiem można parać się tą dziedziną turystycznie i
rozwijać się bez jakiegokolwiek broni (nie ona wszak jest tu
najważniejsza). Nie trzeba być grupą paramilitarną, aby działać na tej
płaszczyźnie. Wystarczy kilka podstawowych narzędzi, nie obejdzie się
jednak bez literatury, filmów instruktażowych, jak i wiedzy
zaczerpniętej od tych, którzy znają się na tym lepiej od nas, bądź
znaleźli się już w sytuacjach „bez wyjścia” i udało im się wykaraskać z
tego bez szwanku.
Czym zatem jest SURVIVAL?
Pojęcie, „survivalu" jest bardzo szerokie. Najkrócej można określić
je, jako próbę dostosowania się do trudnych, często ekstremalnych
warunków i przeżycia w nich. Współdziałanie przy wykonywaniu nietypowych
zadań z innymi uczestnikami wyprawy pozwala na lepsze zrozumienie
innych i samego siebie. Jest to w pewnym sensie powrót do korzeni -
życia w grupie jak i w zgodzie z przyrodą. Rozróżniamy dwa podstawowe
podziały survivalu na „turystyczny” oraz „paramilitarny”. Pierwszy z
nich pozwala osobie zgłębiającej arkana tej sztuki, na poznanie sposobów
poruszania się i przeżycia w terenie oddalonym od cywilizacji; drugi
natomiast oparty na szkoleniu jednostek specjalnych umożliwia poznanie
przyrody, która ma mu pomóc w ukryciu się, tworzeniu śmiertelnych
pułapek, mających na celu likwidację przeciwnika - czyli jednym słowem
ma być jego dodatkową bronią w walce z wrogiem. W kolejnych artykułach
będziemy przybliżać Państwu w miarę potrzeb i sytuacji syntezę obu, gdyż
nie tylko eksperci wojskowi lub funkcjonariusze, np. z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej
zapoczątkowali survival , w dużej mierze to właśnie myśliwi mieli
wpływ na jej rozwój i pielęgnowanie, poprzez przekazanie wiedzy młodszym
pokoleniom.
Czy SURVIVAL potrzebny jest nacjonalistom?
Zgodnie ze starą maksymą „przetrwają tylko najsilniejsi”, czyli tacy,
którzy potrafią się przystosować, przezwyciężając swój strach w
ekstremalnych sytuacjach. Wreszcie tacy, którzy siłą woli wprowadzali
swoje umiejętności w życie, dzięki czemu nie stali się przeszłością.
Survival dla nacjonalistów powinien stać się nieodłączną dziedziną
życia, ponieważ dzięki niej posiądą dodatkowy „zmysł”. Zawierzą swoim
umiejętnościom, które pomogą przekraczać kolejne granice. Jest to
dziedzina, w której najważniejszym elementem jest ludzka psychika,
przezwyciężanie swoich słabości i pokonywanie kolejnych przeszkód. W
skrajnych sytuacjach dokonuje się naturalna selekcja, która wyłania
silne charaktery, zdolne dokonać rzeczy, które dla większości będą
nieosiągalne.
Dzięki częstszemu spędzaniu wolnego czasu na łonie natury, możemy
również zauważyć zmiany w niej zachodzące, (które niestety często
wprowadzane są przez zurbanizowane obszary naszego globu). Człowiek
zamiast zrozumieć Matkę Naturę próbuję ją ujarzmić, co niesie ze sobą
często opłakane skutki. Survival uczy nas zatem szacunku do przyrody, co
na pewno jest alternatywą dla drogi samozniszczenia ludzkości. Pomoże
nam nie tyle zatrzymać proces degradacji przyrody, ale na pewno zahamuje
jej skutki. Wierząc w 14 Słów, powinniśmy zabezpieczyć byt naszych
dzieci także poprzez pozostawienie następnym pokoleniom pięknej,
niezniszczonej przez ludzką głupotę i chciwość Ziemi.
Per aspera ad astra
Wszystko, czym się zajmujemy musi dążyć do perfekcji, abyśmy stali
się lepszymi wojownikami, mężami, ojcami. Każda dziedzina życia zmusza
nas do pokonywania trudów, co w konsekwencji wykształca nasz instynkt
samozachowawczy, czy może instynkt przetrwania. Niestety przez większość
ludzi został on zatracony lub w najlepszym przypadku zachwiany.
Większość nie zauważa zagrożenia tam, gdzie jest jego realne źródło.
Dążmy do doskonałości - przez trudy do gwiazd
ONLY STRONG SURVIVE!
O.R.I.O.N
źródło: aktyw14.net
Widzę ze nadal w naszym kraju miesza się pojecie bushcraftu z survivalem..Dla mnie i nie tylko mnie) survival to sztuka przetrwania w krytycznych sytuacjach(cywile i militarni np.wypadek samolotowy,statku różne klęski żywiołowe,chemiczne,biologiczne itp.)ale z tym że zostanie się odnalezionymi/ocalonym i powróci do ludzi/cywilizacji czytaj do poprzedniego życia.Bushcraft to samodzielne,w pełni celowe wybieranie życia w dziczy i powrót do technik przetrwania jakie znają i praktykują jeszcze istniejące ludy pierwotne,a także takich jakie jeszcze dla naszych dziadków czy pradziadków nie stanowiły większego problemu(np.jak żyć bez sprzętu elektrycznego 2 tygodnie w środku lasu i innych nowoczesnych wynalazków,w środku zimy(nasz klimat)żywiąc się tylko tym co się znajdzie,upoluje itp...)Bushcraft to styl życia wg.starych technik oraz "odurzania" i odkrywania nowych umiejętności w tym zakresie,a survival to są techniki/wiedza przetrwania wiec należy odróżnić oba gatunki,bo mimo podobieństwa nie są jednak tym samym..
OdpowiedzUsuńIdeą lepsza dla nacjonalistów jest raczej bushcraft-umiejętność nie tylko survivalowego-przeżycia/przetrwania ale i życia w trudnych warunkach,bo to jest samodzielne wybieranie swojej drogi i to jest sztuką a nie przypadki losu..
Maya
Faktycznie można wchodzić w rozgraniczenia znaczeniowe jednak przyznam ,że nigdy nie słyszałem o bushcraftcie ,a wszystko co jest jego domeną zaliczałem w poczet survivalu. Zastanawia mnie czemu akurat Specnaz w Rosji jest dosłownie wszędzie np. szkoli grupy neo-nazistowskie.
OdpowiedzUsuńU nas żołnierze i policjanci zakładają drużyny harcerskie ,a grupy paramilitarne są szkolone przez np. anty-terrorystów ,mimo to sądzę ,że w Rosji tak jak to robili angole Państwo chce mieć wszystko pod kontrolą. W Anglii Służby założyły Combat18 organizację terrorystyczną ,po to ,żeby skupić pod sobą i kontrolować najbardziej agresywnych neo-nazistów ,którzy chcą działać ,chcą zabijać.
Wracając jednak do tematu to myślę ,że właśnie bushcraft mają oni na myśli ,ja sam się edukuję w tej kwestii ,czeka na przeczytanie u nie obecnie książka o jadalnych roślinach w Polsce. Bywam w Borze na tyle często ,że zaczyna mnie kusić by nauczyć się zrobić sobie "kanu" ,dłubankę ,albo chociaż tratwę. Nie podzielam post-apokaliptycznej wizji przyszłości autora tekstu ,dla mnie po prostu zwykły ludzki pociąg do dziczy zawsze był czymś naturalnym. Zainteresował mnie Zakon Dziewięciu Kątów ,gdyż jest to filozofia samodoskonalenia ,a jednym z wymogów w inicjacji jest spędzenie 3 miesięcy w dziczy. Sam rozpatruję opcję wyniesienia się w dzicz np. na Alaskę ,gdzie nadal są miejsca poza zasięgiem cywilizacji ,a nawet fiskusa. Ale o tym będę myślał jak Syn dorośnie.
A jak z bushcraftem i survivalem u Ciebie?
To kwestia czysto pojęciowa i nazewnictwa,survival pojawił się w naszym kraju jeszcze w latach 90(mam podręcznik wydany pod koniec lat 90,drugi już sporo później innego wydawnictwa)i tym samym wszystko co powstało na jego bazie tj. bushcraft(powstał jako swego rodzaju rozszerzenie pojęcia survivalu)co kojarzone jest już jako survival,taka nazwa zbiorcza,Faktem jest też że w europie środkowo wschodniej i nie tylko używa się nazw zapożyczonych z zachodu(tam w końcu narodziły się nazwy i idea survivalu,a i bushcraft,jako pojęcia oczywiście),bo po polsku jest po prostu "sztuka przetrwania"albo "sztuka przeżycia".Zaś samo pojęcie bushcraft wymyślił ten pan
OdpowiedzUsuńhttp://en.wikipedia.org/wiki/Ray_Mears_(author) i to już dość dawno,ale pierwsza książkę pod tym tytułem wydał w 2003r,a swoją pierwsza książkę w ogóle wydał w 1990r.Biografia tego pana świadczy że zna się na rzeczy.
U nas harcerze pasują jak ulał do idei bushcraftu o to właśnie wśród byłych harcerzy i uczniów szkół wojskowych najlepiej rozwijają się te ideały,a wiem co piszę,bo znam grupę harcerzy którzy dzisiaj są uczniami właśnie szkoły wojskowej.Jak nie stracą zapału ani ideałów to po maturze pewnie wybiorą wyższe szkoły wojskowe albo od razu służbę zawodową w naszej armii(w stopniach podoficerskich).Na dziś harcerstwo to swego rodzaju elita wśród młodzieży i w sumie za komuny też tak było,tylko że wtedy kierunkowano ich nieco inaczej(ideologia ale i silnie rozwijany patriotyzm) lecz teraz wszystko to zmierza w jak najwłaściwszym kierunku.
Tą książkę o roślinach jadalnych w Polsce też mam w pdf plus 2 podręczniki survivalowe(i może jeszcze zostały mi stare broszury z czasów harcerstwa),ale to wszystko spadek ideologiczny po harcerstwie(tak byłam i zaliczyłam kilka obozów w lasach,robiliśmy tam całkiem fajne rzeczy np.zbieraliśmy rośliny,grzyby itp.zabawy oczywiście wszystko w wersji mini i jak najbardziej łagodnej,za komuny wychodziły nawet podręczniki-broszury kilkudziesięciu stronicowe dla harcerzy(oprócz gazety dla harcerzy i zuchów np."świat młodych"który wychodził 3 razy w tygodniu)poświęcone temu zagadnieniu,choć nikt nie miał militarnych zapędów a to przecież był czysty bushcraft na długo przed narodzeniem się tego pojęcia),no ale tą pasję z dzieciństwa rozwijać zaczęłam jeszcze wcześniej,bo zaczytywałam się Karolem Mayem(miał Hitler pod tym względem dobry gust,to jego ulubiony pisarz)opisywał tam całkiem dobrze zasady tropienia śladów,polowania itp.szczegóły co od zawsze mnie fascynowało(kochałam bawić się w Indian zawsze chciałam być jak Winnetu tamtejszy prawdziwy superhero(pomijając fakt że był to mało patriotycznie nastawiony do swoich gość ale te szczegóły w oczy zaczęły rzucać się w oczy z wiekiem pewnie dla tego potem moim idolem został i nadal jest Szalony Koń choć moja mama zawsze wolała Geronimo swego rodzaju pierwowzór dla postaci Winnetu) a nie jakiś Spidermany,Iron many itp.herosi o super mocach czy sprzęcie jacy dzisiaj fascynują dzieciaki)..i mam tą "schizę"do dziś.W sumie z tego co się orientuję chyba wszyscy(a na pewno ci najlepsi) "survivalowcy"w Polsce co organizują różne szkolenia itp.obozy to właśnie byli harcerze którzy po prostu kochają ten styl życia i po liftingu tj.zmianie nazwy nadają mu nowego wyrazu,atrakcyjnego dla wielu dziś ludzi wizerunku marketingowego,choć w sumie to nadal jest to samo.
Maya
Na tą nazwę wpadłam przeglądając te forum: http://www.knives.pl/www/ i pokrewne z tym np.to: http://www.tactical.pl/forum/ w sumie linki do nich znajdziesz na tym pierwszym forum jeżeli jesteś zainteresowany..Co do Alaski pomysł niezły,ale ja bym tak się na północ nie pchała bo jeżeli spełni się choć jedno przypuszczenie tj.o faktycznym rozmrażaniu lodów Antarktyki a i Arktyki to może być w tym rejonie nieciekawie.
OdpowiedzUsuńA co do lektur polecam Testament Morrella ale ciężko dostępny,bo chyba tylko po niemiecku i/lub angielsku,bo od chyba już 20 lat nie było nowego polskiego wydania,a czemu nie wiem ,czyżby zbyt drastyczna była ta książka?w każdym razie opisuje jak rodzina z dzieckiem(kilkulatką) musi nauczyć się z życia w mieście i jak stać się rodziną żyjąca w zgodzie z naturą,cena jest bardzo kosztowna,a książkę polecam..
Wyprawy wakacyjne owszem robię,zbieranie roślin jadalnych(i nie tylko) to nie problem choć te przepisy pożarowe niestety życie utrudniają ale z drugiej strony nierozsądnych turystów jest niestety więcej niż rozsądnych.Zastanawiam się co będzie jak faktycznie taki impuls magnetyczny czy elektromagnetyczny rąbnie prąd i całą elektryczność i urządzenia na całej ziemi..wtedy dla zdrowia i spokoju zostanie tylko migracja w bory i asymilacja ,bo w mieście nie będzie życia..Ja bym i raczej wybrała Kalahari(tak wiem nie lubią tam białych ale nie musi to być przecież rpa) lub inny teren około pustynny lub półpustynny,bo tamtejsze bogactwo biologiczne jest naprawdę imponujące możliwości jak się wie co robi i żyje w zgodzie z tubylcami pozwoli przetrwać wszystko..W każdym razie raczej wybrałabym cieplejszy klimat niż Alaskę i raczej Amerykę południową niż północną(Cejrowski ma rację Ekwador to dobre miejsce na nowe życie..)
Maya
W sumie Wojciech Cejrowski to nasz rodzimy typowy bushcraftowiec nie tylko podróżnik choć wątpię by używał właśnie tego terminu i nawet miał takie skojarzenia.Pamiętam jego wypowiedź na temat szczepień ochronnych przed wyjazdami do egzotycznych krajów i nie tylko to"jeść tylko to co krajowcy, dokładnie to samo i w tych samych proporcjach ,naśladować ich we wszystkim co robią np.ochronie przed komarami" itp.szczegóły a sam pan Wojciech przyznał się ze się nie szczepi i jakoś nie choruje na tropikalne choroby,bo wie że prawdziwa "sztuka przetrwania" polega na dopasowaniu się do ludów pierwotnych i ich zasad życia(skoro służą im od lat to znaczy że są dobre i skuteczne)a nigdy na odwrót..
OdpowiedzUsuńMaya
Ano zgadzam się w pełni. Ja sam byłem wiele lat ZHPowcem (ZHR to byli dla nas zawsze nawiedzeni z resztą ta "wojna" trwa od zawsze) i muszę przyznać ,że zdecydowana większość mojej wiedzy na temat życia w dziczy nadal pochodzi stamtąd ,ale o czym ludzie zapominają ,wybór drużyny ma fundamentalne znaczenie. Ja byłem zastępowym w starszoharcerskiej (dla dorosłych) drużynie ,gdzie drużynowym był były spadochroniarz wojskowy ,z zamiłowania archeolog i cieśla. Było np. spanie w pojedynkę w lesie w samodzielnie zbudowanym schronieniu ,były obozy żeglarskie ,były zjazdy na linach (nawet do góry nogami) ,były wyprawy w góry ,wyjazdy do krajów skandynawskich ,nocne marsze w tym np. pod prąd w rzece tak ,że nad wodę wystawały tylko głowa ,obozy to my wręcz budowaliśmy ,bo jakieś brami ,ogrodzenia wierze strażnicze robiliśmy. Miałem ogromne szczęście bo to była drużyna wybitna ,najlepsza na Pomorzu i na pewno jedna z najlepszych w Polsce ,chociaż znałem kilka innych też świetnych ,które prowadzili wojskowi ,z resztą jeden z kumpli harcerzy teraz ma własną firmę ochroniarską i to popularną w moich regionach. Ale kiedy odchodziłem miałem wrażenie ,że coś się popsuło w ZetHaPie bo dziwni ludzie zaczęli się tam pojawiać ,ale kto wie ,trafili tam by ich ogarnąć. Trzeba też uważać i bardzo sondować sprawę jak się małe dziecko wysyła na obozy bo osobiście poznałem dwóch pedofili tamtejszych który byli za swoje czyny sądzeni.
OdpowiedzUsuńJa Syna raczej nie będę do ZHPu wysyłał ,bo sam mu jestem w stanie zapewnić to wszystko i weekendy z obserwacją dzików ,lisów ,saren czy nawet bobrów w borze ,czy wyprawy łódką ,ja raczej chcę go nastawić na morze ,wysłać jak tylko będzie mógł ,do klubu żeglarskiego.