Za dużo uwagi poświęcamy tragedii
Powstania Warszawskiego, a za mało sukcesowi Bitwy Warszawskiej.
Zatrzymanie rewolucji bolszewickiej przez państwo ledwie odrodzone po
100 latach zaborów, przez wojsko organizowane omalże w drodze na front,
bez pomocy, a wręcz przy niechęci Zachodu, było prawdziwym arcydziełem
polskiej historii
W ciekawej, mało znanej książce „Naród w defensywie" profesor
Aleksander Gella zwraca uwagę na charakterystyczny fakt: czcząc swoje
powstania narodowe, nie czcimy pokolenia Polaków tych, którzy je
wywoływali, ale tych, którzy postawieni w tragicznej sytuacji starali
się znaleźć z niej godne Polaka wyjście. Pisano wiersze i śpiewano
piosenki o Dwernickim, Bemie i Prądzyńskim, był nawet „marsz
Skrzyneckiego" - ale Wysocki z Zaliwskim szczególnego upamiętnienia się
nie doczekali.Podobnie powstanie styczniowe to dla wszystkich Traugutt i Langiewicz, a o Bobrowskim czy Padlewskim słyszał mało kto.
Ten fakt świadczy o zdrowym rozsądku naszych przodków. Wierność polskim obowiązkom zasługuje na upamiętnienie. Łatwość, z jaką wielu polskich przywódców, często kompletnie nieodpowiedzialnych lub zwyczajnie pozbawionych elementarnych kwalifikacji umysłowych, wysadzało w powietrze całe pokolenia i ich dorobek - nie. W niekończącej się dyskusji o Powstaniu Warszawskim także nikt nie ma wątpliwości co do bohaterstwa tysięcy żołnierzy podziemia i cywilów. Ale Chruściela, Okulickiego czy hamletyzującego Sosnkowskiego trudno doprawdy uznać za wzorce dla przyszłych pokoleń.
Zaburzenie proporcji
Co
jednak wydaje mi się wskazywać, że dzisiaj z naszym zdrowym rozsądkiem
nie jest najlepiej, to zaburzenie proporcji. Jakkolwiek źle to zabrzmi,
powiedzieć muszę: za dużo uwagi poświęcamy tragedii Powstania
Warszawskiego, a za mało sukcesowi Bitwy Warszawskiej. Choć to 15, a nie
1 sierpnia, jest oficjalnym narodowym świętem, przestrzeń publiczna
sprawia wrażenie, jakby było dokładnie odwrotnie. Po części jest to wina
establishmentu III RP, który do tradycji patriotycznej generalnie nie
ma serca i ledwie ją toleruje w granicach niezbędnych oficjałek. Po
części dominujących na prawicy spadkobierców myślenia
insurekcjonistycznego, którzy z różnych względów centralnymi punktami
polskiej historii najnowszej pragną uczynić właśnie powstanie, a w
dalekim nawiązaniu do niego - Smoleńsk.Dla mnie to myślenie chore. Jeśli nawet przyjąć bez oporów najpiękniej się mitologicznie domykającą narrację o zamordowaniu przez czekistów z Kremla prezydenta RP i patriotycznej elity kraju w zemście za stawienie oporu ich imperialnej ekspansji - to każdy przyznać musi, iż mord ten możliwy był tylko dzięki totalnemu bardakowi w kluczowych dla bezpieczeństwa instytucjach państwa polskiego, bezprzykładnej nieodpowiedzialności jego władz i narastającej latami niefrasobliwości, która na dodatek po tragedii eksplodowała w zwycięstwie arcydurnego „nic się nie stało, po prostu pilot nie powinien lądować".
Łuk Triumfalny
Podobnie
najbardziej nawet zagorzali apologeci powstania nie mogą nie przyznać,
że było ono fatalnie przygotowane, źle dowodzone, w sensie militarnym
poniosło klęskę już w pierwszych godzinach, a ogólna koncepcja
„wystąpienia w roli gospodarzy" wobec Armii Czerwonej po doświadczeniach
akcji „Burza" na kresach i powstaniu w Wilnie forsowana mogła być już
tylko przez skończonych politycznych kretynów albo wręcz agentów
Stalina.Tymczasem zatrzymanie rewolucji bolszewickiej przez państwo ledwie odrodzone po 100 latach zaborów, przez wojsko organizowane omalże w drodze na front, bez pomocy, a wręcz przy niechęci Zachodu, było prawdziwym arcydziełem polskiej historii. Arcydziełem nie tylko bohaterstwa, ale i organizacji, brawury, ale i rozwagi, poświęcenia i umiejętności współpracy ponad politycznymi podziałami, umiejętnego dowodzenia i sprawnej logistyki. Dotyczy to zresztą całego procesu odzyskania niepodległości, ale właśnie wojna z bolszewizmem, a w szczególności Bitwa Warszawska, jest punktem, w którym owe nagrodzone przez historię sukcesem polskie cnoty najlepiej się ukazały.
Warszawa musiała mieć Muzeum Powstania i z natury swojej muzeum owo skupiać się powinno na upamiętnianiu spraw chwalebnych, a nie wstydliwych czy wątpliwych. Ale najpierw powinna mieć znacznie większe muzeum Bitwy Warszawskiej i - jak to od lat postuluje Jan Pietrzak - wielki Łuk Triumfalny jej poświęcony.
Za dużo uwagi poświęcamy tragedii
Powstania Warszawskiego, a za mało sukcesowi Bitwy Warszawskiej.
Zatrzymanie rewolucji bolszewickiej przez państwo ledwie odrodzone po
100 latach zaborów, przez wojsko organizowane omalże w drodze na front,
bez pomocy, a wręcz przy niechęci Zachodu, było prawdziwym arcydziełem
polskiej historii
Bić się, żeby wygrywać
Największym
problemem polskiej psychiki jest, że zadając sobie odwieczne pytanie
„bić się czy nie bić?", w istocie pyta Polak samego siebie: „być
męczennikiem beznadziejnej sprawy czy świnią?". Jakoś nie przychodzi mu
na myśl odpowiedź najprostsza: bić się tak, żeby wygrywać. Swoją
politykę pamięci powinniśmy więc kształtować nie tak, aby dostarczać
sobie dziś największych emocji i wzruszeń, ale w taki sposób, aby tym
fatalnym umysłowym nawykiem nie obciążyć kolejnych pokoleń.Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"
źródło: rp.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz