Büchi jest jednym z architektów polityki
gospodarczej Chile w latach osiemdziesiątych ub. wieku. Początkowo był
podsekretarzem stanu w ministerstwie spraw ekonomicznych (1979-1980),
następnie wiceministrem zdrowia (1980-1983), ministrem planowania
(1983-1984), superintendentem instytucji bankowych i finansowych
(1984-1985), wreszcie ministrem finansów w latach 1985-1989.
W 1989 roku po ogłoszeniu wyborów prezydenckich przez ustępującego
generała Augusto Pinocheta stanął do walki jako kandydat prawicowej i
wolnorynkowej Odnowy Narodowej (Renovacion National), gdzie przegrał
jednak wyścig z kandydatem lewicy Patricio Alvinem. Büchi otrzymał w
głosowaniu blisko 30 proc. wszystkich oddanych w wyborach głosów. Po
1990 roku Büchi był doradcą ds. reform gospodarczych w kilku krajach
Ameryki Południowej. Dziś jest cenionym komentatorem ekonomicznym.
Büchi w swojej ponad dwudziestominutowej prezentacji daleki był od
stwierdzeń, iż cały okres rządów junty wojskowej pod wodzą generała
Pinocheta był okresem „perfekcyjnym”. Oczywiście tak nie było, ale warte
zauważenia jest, kto na rządach zyskał najwięcej.
Wydaje się, że ten fragment jest szczególnie istotny. Otóż bowiem,
według wszystkich dostępnych danych, pod rządami junty, grupą, której
dochody rosły najszybciej i najwięcej skorzystała najwięcej, byli
ludzie… biedni. Tak właśnie było.
Büchi podkreślał, że socjaliści podkreślają, że to właśnie im służy
najbardziej ustrój socjalistyczny i gospodarka centralnie planowana.
Dlaczego zatem to nie robotnicy i biedota protestowali przeciw
wojskowym, lecz intelektualiści i młodzież uniwersytecka?
Według prelegenta wolny rynek służy głównie ludziom ubogim. Daje im
szansę, którą socjalizm odbiera. Socjalizm umacnia bowiem grupy
uprzywilejowane, nie dając pozostałym nadziei na lepsze jutro. Socjalizm
wręcz bazuje na biedzie, ludzie biedni są proletariatem lewicy.
Kapitalizm daje im jedyną w swoim rodzaju szansę na wyjście z biedy.
Ta niezwykle cenna uwaga poparta została empirią. Otóż, do dziś bazą
społeczną chilijskiej prawicy nie są właściciele wielkich
przedsiębiorstw, ani ziemianie, lecz właśnie klasa średnia, która
powstała właśnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku.
Z polskiej perspektywy ciekawa była uwaga Büchiego stwierdzająca, że
wprowadzanie samych zasad wolnorynkowych bez uprzednich kompleksowych
reform prawnych jest w gruncie rzeczy skazane na klęskę. To właśnie
chyba jest jedna z naczelnych różnic między transformacją polskiej i
chilijskiej gospodarki. W Polsce wprowadzono wolny rynek pozbawiony
rządów prawa, zaczęto prywatyzację bez przeprowadzenia reprywatyzacji,
dokonano wielu innych reform bez dokonania podstawowych reform. Chile
uniknęło polskich błędów. W Chile przeprowadzono kompleksowe reformy,
dzięki czemu wolny rynek miał pełne pole do popisu.
Przypomnieć w tym miejscu warto wypowiedź Miltona Friedmana, który na
samym początku polskiej transformacji namawiał nas do prywatyzacji,
prywatyzacji i jeszcze prywatyzacji. Kilka lat później przyznał, że
powinien był wówczas nam doradzić coś zupełnie innego; wprowadzić
przejrzyste reguły gry, jasne zasady oddania zagrabionych przez
komunistów majątków i nieruchomości. Dopiero gdy zostaną postawione
fundamenty systemowe, czyli rządy prawa i podstawowe zasady systemu
gospodarczego, wówczas można rozpocząć reformy wolnorynkowe.
Wydaje się, że Chile poszło drogą właśnie kompleksowych reform. Polska
dokonała używając metafory, zamienienia symboli malucha w mercedesa, ale
bez uprzedniej wymiany silnika i innych niezbędnych części. Nic zatem
dziwnego, że nasz maluch tak szybko uległ korozji…
Ciekawą kwintesencją prelekcji były dwa stwierdzenia: jedno natury
ogólnej, drugie odnoszące się ściśle do Chile i przeszłości tego
państwa.
Komuniści – zdaniem Büchiego – przegrali wojnę o komunizm, ale wygrali
jedną z najważniejszych bitew, dzięki którym ich idee nie zostały
przeniesione na śmietnik historii.
Komuniści wygrali bitwę o propagandę, dzięki czemu do dziś twierdzą, że
ich system jest najlepszy. To ich wielkie zwycięstwo, dzięki któremu są
obecni w głównym nurcie politycznym na całym świecie.
Druga uwaga to stwierdzenie, że wobec Chile i przeszłości tego państwa
wysuwa się wiele oskarżeń. Jednym z nich jest zarzut, że władzę przez 17
lat dzierżyło wojsko, zatem każdy kto uczestniczył w życiu politycznym,
jest kimś niegodnym współpracy lub zaproszeń na wielkie imprezy.
Tymczasem, w ostatnich 40 latach nie było w Ameryce Południowej kraju,
który choćby przez chwilę nie trafił „po opiekę” wojska. Argentyna,
Paragwaj, Boliwia, Urugwaj były rządzone przez dyktatorów, a jednak
wobec nikogo nie wysuwa się podobnych oskarżeń jak wobec Chile i
generała Pinocheta. Dlaczego tak właśnie jest?
Büchi udziela na to pytanie wyczerpującej odpowiedzi.
Paweł Toboła
http://www.prawica.net/node/11612
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz