- Aktywność Słońca przypomina dziś o tym, co poprzedziło zdarzenia z 1859 r., kiedy doszło do tzw. rozbłysku Carringtona. Wywołał on ogromne zaburzenia pola magnetycznego. Dziś doprowadziłyby one do gigantycznych zniszczeń infrastruktury energetycznej - ostrzegał zmarły pod koniec 2011 r. naukowiec. - Ilość dwutlenku węgla, pochodząca z działalności człowieka, to zaledwie ok. 5% naturalnej emisji tego gazu. Pozostała część zasobów tego związku trafia do atmosfery poprzez parowanie oceanów. Warto pamiętać, że jest on gazem życia, a cały węgiel, który znajduje się w komórkach istot żywych pochodzi właśnie z CO2. Wielu naukowców nagle uznało go za skażenie i zagrożenie dla środowiska. Dwutlenek węgla był obecny w atmosferze zawsze, odkąd istnieje Ziemia. Mniej więcej 0,5 mld lat temu było go 30 razy więcej niż obecnie, a mimo to naszą planetę na dużym obszarze pokrywały lodowce - przypominał prof. Jaworowski.
Naukowiec wskazał nawet, że od 1998 r. temperatura na Ziemi obniżyła się, co związane jest głównie z mniejszą aktywnością Słońca.
- Efekt cieplarniany, z którym mamy do czynienia obecnie i przewidywany na przyszłość, w 2100 r. spowodowałby podwyższenie temperatury zaledwie o 0,2 stopnia Celsjusza. Czy mamy poświęcać naszą gospodarkę dla tak znikomego efektu? Trudno uznać za odpowiedzialne działania, które prowadzą w tym kierunku. Redukcja emisji o 80% do 2100 r., jaką planował wprowadzić Parlament Europejski, zrujnowałaby gospodarkę Starego Kontynentu, a zwłaszcza Polski, której energetyka opiera się na węglu. Zmniejszenie produkcji i jej znaczące podrożenie to samobójcze postępowanie, którego skutki widać już dziś - powiedział prof. Jaworowski.
Źródło: www.fzpep.com.pl
Opracował: Jarosław Wójtowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz