Na stronach Ministerstwa Spraw Zagranicznych opublikowano
rozmowy Radosława Sikorskiego z Centrum Operacyjnym MSZ tuż po
katastrofie smoleńskiej. Z treści jednej z rozmów wynika, że w dniu
katastrofy smoleńskiej w MSZ... przestał działać internet. Szef MSZ nie
mógł więc nawet dostać e-mailem listy pasażerów!
Oto treść rozmowy między Sikorskim a pracownikiem Centrum Operacyjnego MSZ:
Pracownik CO: (...) z tej strony, Centrum
Operacyjne. Panie Ministrze, mam listę pasażerów (w tle Sikorski: tak),
którzy znajdowali się na pokładzie. W jaki sposób mogę Panu dostarczyć
tę listę?
Sikorski: Proszę mi przesłać mailem. A proszę mi jeszcze powiedzieć, kto jeszcze był?
P.CO: Kaczyński, Pani Prezydentowa oczywiście, Kaczorowski Ryszard (w tle Sikorski: Boże)... lista pasażerów jest bardzo długa, także przeczytanie tych nazwisk... trudno mi teraz wyłonić istotne osoby, jest 89 nazwisk.
Sikorski: Jasne. Proszę mi przesłać mailem.
P.CO: Panie Ministrze, tylko że mamy problem. W tej chwili jest naprawa w MSZ, maile nie działają.
Sikorski: Cholera... (szept)
P.CO: Zostaliśmy odcięci w ogóle, centrala od prądu, powikłania po pogodowej awarii.
Sikorski: Faksy?
P.CO: Faks działa, także ewentualnie mogę wysłać na podany numer.
Sikorski: Dobra, to za chwilę dobra? Ja oddzwonię za chwilę, bo muszę uruchomić faks.
10 kwietnia 2010 r. - dziwnym trafem akurat wtedy, kiedy prezydent Lech
Kaczyński miał lądować w Smoleńsku - doszło zatem do przedziwnej awarii.
Z powodu pogody (?) centrala MSZ pozbawiona została prądu i przestał
działać internet.
Rodzą się pytania: jak to możliwe, że jeden z najistotniejszych resortów
w państwie został sparaliżowany w tak ważnym dniu z tak błahego powodu?
Dlaczego, skoro nie było prądu i nie działał internet, można było
skorzystać z faksu i telefonów?
W związku z tymi szokującymi informacjami warto przypomnieć, że już 5
kwietnia 2010 r. po południu nastąpiło przerwanie pracy serwerów MSZ, w
wyniku czego praca resortu kierowanego przez Radosława Sikorskiego
została na wiele godzin sparaliżowana. Ówczesny rzecznik ministerstwa
Piotr Paszkowski uspokajał wtedy co prawda, że „nie jest tak źle”,
jednak awaria była niezwykle poważna. Jak się okazało, w
najnowocześniejszym budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tzw.
szpiegowcu, mieszczącym m.in. serwery z tajnymi danymi, doszło do
przerwania zasilania zewnętrznego. Stanęły windy, pracownicy stracili
dostęp do sieci wewnętrznej i do poczty internetowej, odłączone zostały
linie telefoniczne oraz faksy. Budynek został częściowo pozbawiony
światła. „Jestem w MSZ od wielu lat, ale czegoś takiego nie pamiętam” -
opowiadał 6 kwietnia 2010 r. tygodnikowi „Polityka” jeden z
dyplomatów1. Tajemnicą pozostaje liczba i charakter utraconych lub
narażonych na ujawnienie danych.
Jeszcze wcześniej, we wrześniu 2009 r., doszło do zorganizowanego ataku
cybernetycznego na serwery polskich instytucji państwowych. Atak na
polskie ośrodki rządowe został przeprowadzony - jak pisała
"Rzeczpospolita" - z terytorium Federacji Rosyjskiej. Zmasowane
cyberuderzenie w instytucje państwa polskiego zostało jednak rzekomo
powstrzymane w wyniku interwencji informatyków Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Kontrwywiad nie chciał ujawnić, jakie dane chcieli przechwycić lub zniszczyć napastnicy.
Czy do podobnej sytuacji doszło w dniu, w którym zginął prezydent RP?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz