Jeśli
ktoś po zeszłorocznym Marszu Niepodległości myślał, że „to wszystko” na
co stać reżimowe media i polityków ten się mylił. Teraz dopiero zaczyna
się kanalizowanie przez system poparcia dla rodzącego się, a właściwie
odradzającego się Ruchu Narodowego. W Platformie Obywatelskiej
„konserwatyści” się buntują, Prawo i Sprawiedliwość widzi w nas, w
czysty partyjny sposób – „konkurencję”, chcąc nas zniszczyć, wyśmiać,
zdławić, rodzi się piąta już chyba „konserwatywno-liberalna” partia, tym
razem z Przemysławem Wiplerem na czele, który w środowisku narodowców
„zasłynął” tym, że chciał rozwiązania Marszu Niepodległości, kiedy jego
organizatorzy nawoływali do spokoju, by móc go kontynuować. Dzisiaj
jednak chciałbym się zająć innym ruchem na systemowej scenie
politycznej. Roman Giertych wraca do polityki pod szyldem Instytutu
Myśli… Państwowej! Jak widać „prawa strona” przesiąknięta jest
okrągłostołowym i partyjniackim syfem. Od miesięcy krążyły plotki, że
system „wezwał” Giertycha do ponownej aktywności i działalności. Im
więcej Ruch Narodowy czynił, im więcej było starań narodowców do
zbudowania narodowego tarana, który Republikę Okrągłego Stołu
zdmuchnąłby z powierzchni ziemi w mentalności Polaków – tym więcej w
mediach było Romana Giertycha. Ostatnie żywe zainteresowanie mediów jego
osobą można wytłumaczyć jasno i prosto, ale tekstem tym nie chcę
przyczyniać się do siania teorii spiskowych. Każdy Polak, który potrafi
myśleć, obserwować i wnioski ze swoich obserwacji wyciągać wie, o co
chodzi. Szczególnie osoby, które żyły „za komuny” potrafią wyczuwać
kombinacje systemu i „Partii”.
Pewien czas temu pojawił się na łamach
Gazety Wyborczej kolejny wywiad z Romanem Giertychem. Jest to swojego
rodzaju symbol upadku tego człowieka. Gazeta, której sztandarowym celem
od początku swojego istnienia było niedopuszczenie do odrodzenia dumy
narodowej w narodzie polskim, przeprowadza wywiad z „dobrym endekiem”.
Człowiek, który jawi się jako narodowiec, po raz kolejny ugina się przed
środowiskami lewicowo-liberalnymi oraz przed systemem, aby znaleźć w
nim miejsce dla siebie. Ucieka się przy tym do kłamstw i manipulacji,
nie tylko już na temat dzisiejszych działaczy narodowych młodego
pokolenia i twórców Ruchu Narodowego, co wytłumaczyć można
rzeczywistością systemu demokratycznego i parlamentarnego, w którym
partyjne gry i szwindle są na porządku dziennym, ale też na temat
historii ruchu narodowego, a nawet o własnej rodzinie, a dokładniej o
swoim dziadku – Jędrzeju Giertychu. A to już trudniej puścić mimo uszu.
Chcę się w tym tekście skupić na oczywistych kłamstwach i manipulacjach
byłego prezesa Ligi Polskich Rodzin, tłumacząc je i prostując
oczywistymi faktami i historią. Szczególnie mam nadzieję, że tekstem tym
przyczynię się także do zapoznania się dzisiejszych, młodych narodowców
z historią polskiego ruchu narodowego.
Już pierwsze pytanie dziennikarza w
wywiadzie, który opublikowała „Gazeta” i odpowiedź pana Giertycha ma
pewien cel. Były prezes Ligi Polskich Rodzin zapytany o to, czy weźmie
udział w I Kongresie Ruchu Narodowego, który odbył się ósmego czerwca w
Warszawie stwierdza, iż nie zamierza w tej chwili dołączać do Ruchu
Narodowego. Pytanie to oraz odpowiedź sugerują, że ktoś w ogóle pana
Giertycha na tym kongresie i w Ruchu Narodowym oczekiwał. A tak rzecz
jasna nie było i nigdy nie będzie. Jedynym środowiskiem, które zapewne
chciałoby, aby Roman Giertych w naszym Ruchu uczestniczył jest Prawo i
Sprawiedliwość, które szuka ciągle argumentu do ręki, że „Ruch Narodowy
jest stworzony w gabinecie Donalda Tuska”, co oczywiście jest zupełnym
nonsensem i próbą zmarginalizowania „konkurencji”, co dobitnie ukazuje
nieideowe, lecz partyjne podejście do sprawy przez działaczy PiS i
środowisk medialnych z nim związanych (jak np. niezależna.pl). Ruch
Narodowy od początku był, i mam nadzieję zawsze będzie inicjatywą
młodych narodowców, którzy w dużej mierze nie mięli dotychczas kontaktu z
działalnością polityczną, a tym bardziej partyjną, do której zresztą
bardzo często odczuwali i nadal odczuwają wielki wstręt. Ruch Narodowy
jest dziełem i „orężem” ludzi młodych, bardzo często studentów i ludzi
już na samym początku dorosłego życia wykluczonych przez system,
działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i kilku
innych stowarzyszeń i środowisk narodowych, głównie regionalnych,
których ideą jest myśl narodowa. Celem Ruchu Narodowego jest obalenie
tego systemu, a nie znalezienie sobie w nim dobrego miejsca, po jego
„prawej” czy „lewej” stronie. Ruch chce być naprzeciw tego systemu.
Dlatego właśnie, nie ma w Ruchu tym miejsca dla człowieka, który
płaszczy się przed rządzącymi oraz Gazetą Wyborczą, największym wrogiem
narodowców. Nie ma miejsca dla tego, który doprowadził do upadku Ligę
Polskich Rodzin, który pod wpływem insynuacji brukowców, ze względu na
sondaże oraz pijar, pozbył się przed kilku laty „balastu” Młodzieży
Wszechpolskiej, której działacze poświęcili wiele lat swojego życia na
promowanie LPR-u i osoby pana Giertycha, a obecnie nie chcą uczestniczyć
w działalności narodowej, żyjąc w przeświadczeniu wykorzystania ich
ideowości i wiary w zmiany w naszym kraju. Ruch Narodowy jako obecnie
tworząca się organizacja, czy jako „szeroko rozumiane środowisko”
posiadające tradycję sięgającą końca XIX wieku – pana Giertycha nie
potrzebuje i nie chce. Kto pragnie mieć w swych szeregach manipulanta,
kłamcę i zdrajcę?
W odpowiedzi na kolejne pytania pan
Roman Giertych stwierdza, że przedwojenny „ruch narodowy nigdy nie miał
nic wspólnego z radykalizmem”. Dla przeciętnego czytelnika „Gazety”, to
co w odpowiedziach tych jest zawarte, może jawić się jako prawda. Wszak
na temat Romana Dmowskiego i całego obozu narodowego w szkołach poświęca
się jedną bądź dwie godziny lekcyjne – ważniejsze w programie nauczania
są starożytne wojny Greków z Persami, czy wyjaśnienie różnic pomiędzy
kolumnami jońskimi a doryckimi niż historia naszego narodu w XX wieku.
Dla człowieka, który kocha i zna historię, w szczególności obozu
politycznego, z którym wiąże własne ideały i światopogląd, jest to
oczywisty stek bzdur i manipulacji mających oczywiście pewien polityczny
cel. System, a dokładniej siedzący w wielu zakamarkach postkomuniści
oraz rządzący nami oficjalnie (de facto rządzi nami zwykła mafia, która
mało ma wspólnego z jakąkolwiek ideą polityczną – wie to każdy, kto ma
choć odrobinę wiedzy o „przemianie ustrojowej”) politycy Platformy
Obywatelskiej, z premierem Donaldem Tuskiem na czele, szukają pewnego
sposobu, aby „zmarginalizować” odradzający się Ruch Narodowy, który jest
dla nich i dla ich interesów oczywistym zagrożeniem. W całym tym
ponownym pojawieniu się w polityce osoby Romana Giertycha, chodzi tylko o
jedno. Mianowicie o ukazanie społeczeństwu – a dokładniej tej grupie
społeczeństwa, które swe życiowe mądrości czerpie z telewizji czy między
innymi Gazety Wyborczej, a jest to grupa niestety niemała – że
„przecież narodowcy są z nami, idą ramię w ramię z prezydentem
Komorowskim, a ci na ulicach Warszawy, ci z Ruchu Narodowego – toż to
przecież sami chuligani i faszyści, którzy z tymi dobrymi narodowcami i
patriotyzmem nie mają nic wspólnego”. Jeszcze parę lat temu Roman
Giertych sam nazywany był w wielu kręgach „faszystą” czy
„kato-faszystą”, określany był mianem „jeszcze większego oszołoma od
Kaczyńskich”, wyśmiewany przez jego „zacofany” program dla uczniów itd.
Dziś jest „nawróconym, dobrym narodowym-demokratą”. Rzecz jasna z
podkreśleniem „demokraty”. Nawet Adam Michnik vel Aaron Szechter zaczął
pisać o „dobrych endekach”. Jedynie wybitnie ślepy nie dostrzegłby w tym
– o co tak naprawdę chodzi. Zapewne niedługo nawet w Platformie
Obywatelskiej będziemy mięli „frakcję narodową”. Ale teraz już mniej o
osobie Romana Giertycha i obecnej rzeczywistości, czas na szczegółowe
wyjaśnienie manipulacji zawartych w jego odpowiedziach.
Według Giertycha „ruch narodowy to
Grabski i Witos”. O tym drugim wystarczy wspomnieć, że był on jedynie
„koalicjantem” endecji podczas rządów tzw. „Chjeno-Piasta”, czyli
koalicji Polskiego Stronnictwa Ludowego „Piast”, któremu Witos
przewodził, z Chrześcijańskim Związkiem Jedności Narodowej, który
jednoczył we wspólnym działaniu nie tylko narodowców, ale też
kierowanych przez Wojciecha Korfantego chadeków. I Witos i Korfanty z
ruchem narodowym więc współpracowali, ale trudno określić ich mianem
narodowców. Zresztą do dziś Witos jest symbolem tzw. ruchu ludowego, a
nie narodowego. Trudno więc mianem narodowca określać kogoś, kto
politycznie działał w interesie chłopstwa i rolników, a nie całego
narodu. Wspomniany z kolei Stanisław Grabski był co prawda działaczem
narodowym, aczkolwiek zapisał się on w Ruchu prawie tak samo „złotymi”
nićmi, jak Roman Giertych. Grabski, wśród politycznych przeciwników, ale
przede wszystkim wśród innych narodowców, był delikatnie pisząc
nielubiany i nie cieszył się on popularnością. Do 1926 roku, co prawda
zajmował on w organizacjach ruchu narodowego kierownicze i decyzyjne
stanowiska, jednak przez czas ten zapracował sobie na opinię
manipulanta, mistrza zakulisowych targów międzypartyjnych (także z
jawnymi wrogami ideowymi) w kuluarach Sejmu. W pewnym momencie brak
ideowości i niehonorowe rozgrywki polityczne zaczęto określać w II RP
mianem „grabszyczyzny”, od jego nazwiska właśnie. To jego intrygi i
słabość ideowa, była jedną z przyczyn porażek Ruchu i utraty przez niego
sporej części poparcia w połowie lat dwudziestych, do tego stopnia, że w
czerwcu 1926 roku, Roman Dmowski (o którym Giertych przed paru laty
powiedział, że do Ligi Polskich Rodzin by go nie przyjął – był to jednak
temat szeroko omawiany i opisywany, więc zajmować się tym teraz nie mam
zamiaru) usunął Grabskiego ze stanowisk decyzyjnych. W II
Rzeczpospolitej Stanisław Grabski był dla idealistów związanych z obozem
narodowym symbolem niepowodzeń, zdrady i marazmu. Dlaczego dziś patrzeć
mamy na niego jak na bohatera?
Następnie Giertych stwierdza, że
budujący się obecnie Ruch Narodowy nie ma nic wspólnego z endecją, a
jest kontynuacją myśli narodowo-radykalnej. „Mój dziadek Jędrzej, który
był jednym z przywódców największej partii opozycyjnej przed II wojną
światową, czyli Stronnictwa Narodowego, wielokrotnie pisał artykuły
przeciwko ruchom narodowo-radykalnym” – owszem, pisał. Temu zaprzeczyć
nie można. Lecz na pewno nie była to krytyka z pozycji „centrowych”, a
nazywanie Stronnictwa Narodowego jako partii centrowej można jedynie
wyśmiać. Tylko, że niestety byłby to śmiech pusty i sztuczny, zaraz
bowiem nadeszłaby refleksja mówiąca, że brednie te przecież „łyknęły”
tysiące ludzi. Było to stronnictwo pełne, tak jak i rozłamowy Obóz
Narodowo-Radykalny, idealistów i ludzi gotowych na walkę z przeciwnikami
politycznymi. Stronnictwo Narodowe, największe stronnictwo polityczne
II Rzeczpospolitej, jawnie odwoływało się do idei narodowej oraz
wartości katolickich. Nie było w niej miejsca dla braku idealizmu. J.
Giertych dobrze oceniał postulaty radykałów, będących powodem rozłamu w
1933 i 1934 roku. W jednym z takich artykułów pt. „Krytyka O.N.R”
przeczytać możemy chociażby – „W ich akcji na przełomie 1933 i 1934 roku
było jądro słuszności – tylko, że oni poszli w tej akcji za daleko.
Obóz Narodowy istotnie przeżywał wówczas pewien kryzys, – dążenie do
jego zreformowania, do dania w nim większego głosu żywiołom młodszym, do
zredukowania w nim roli jednostronnych działaczy parlamentarnych, było
dążeniem słusznym (…)”. Nie zapominajmy bowiem, że Jędrzej Giertych sam
był działaczem tak zwanej „grupy młodych”. Była to grupa działaczy
narodowych wychowana już w niepodległej Polsce, przeciwna systemowi
demoliberalnemu i parlamentaryzmowi, który zapewniał uczestnictwo w
życiu publicznym także siłom antynarodowym, co sprzeczne było ich z
głównym celem i postulatem – budową państwa narodowego, rządzonego przez
elitę narodową. Wcześniejsi działacze narodowi, którzy rozpoczynali
działalność narodową w czasie zaborów mieli dwa tylko cele –
zorganizowanie narodu i odzyskanie niepodległości. Kiedy Polska tą
niepodległość już odzyskała – zabrakło im wizji dla odrodzonego państwa,
zabrakło im siły i celów, skupili się oni, tak jak wspomniany między
innymi Stanisław Grabski na siedzeniu i biadoleniu w parlamencie, to
właśnie rozumiejąc jako „politykę narodową”. Młodzi narodowcy chcieli
działać – stąd ich niechęć do stronnictw, stąd niechęć do
parlamentaryzmu, stąd właśnie rozłam, który nastąpił po nieudanej próbie
zreformowania Stronnictwa Narodowego i całego Ruchu, stąd właśnie
powstanie Obozu Narodowo-Radykalnego.
Zresztą Jędrzej Giertych w tekście
„Krytyka O.N.R” pisze dalej: „(…) Już po rozłamie – gruntowne
przekształcenie struktury wewnętrznej Obozu Narodowego w tych właśnie
kierunkach istotnie nastąpiło (…)”. J. Giertych w tym miejscu pisał o
przejęciu kontroli nad Stronnictwem Narodowym przez młodych,
reprezentowanych chociażby właśnie przez Jędrzeja Giertycha, Kazimierza
Kowalskiego oraz grupę Tadeusza Bieleckiego w 1935 roku. Jędrzej
Giertych oceniał więc pozytywnie powody rozłamu przez młodych –
dotychczasowy, parlamentarno-demokratyczny sposób prowadzenia polityki
przez działaczy narodowych określanych mianem „starych”, marazm, brak
działania dla Narodu Polskiego wśród ludności, a nie tylko wśród murów
urzędów i kancelarii itd. – lecz nie popierał samego rozłamu. Uważał, że
młodzi, którzy zbudowali O.N.R będący organizacją niezależną od
„oficjalnego” Ruchu – poszli za daleko, tworząc własną organizację. Z
jednej strony uznaje, że rozbicie się narodowców na dwa ruchy jest
błędem, ale z drugiej strony pisze, że odejście ze Stronnictwa
Narodowego przywódców Obozu Narodowo-Radykalnego dobrze wyszło dla tego
pierwszego środowiska, oceniając działaczy O.N.R-u jako… zbyt
umiarkowanych! Czytajmy bowiem dalej: „(…) Jedną z przyczyn rozłamu – i
to jedną z głównych przyczyn – było to, że późniejsi twórcy O.N.R.
domagali się złagodzenia kursu antyżydowskiego w naszym obozie (…)”.
Grupę członków SN, skupioną wokół Jędrzeja Giertycha system często
określa mianem „frakcji ekstremistycznej”, w porównaniu do dość
„umiarkowanej” frakcji Tadeusza Bieleckiego, która zakładała możliwość
współpracy z rządem.
„Przed wojną Stronnictwo Narodowe miało
poparcie kilkudziesięciu procent społeczeństwa nie dlatego, że było
radykalne, ale dlatego, że było w gruncie rzeczy centrowe” – o
bezsensowności określania Stronnictwa Narodowego mianem ugrupowania
centrowego pisałem powyżej. Chyba, że w określeniu „centrowe” Roman
Giertych zawiera opinię, że Stronnictwo Narodowe nie deklarowało się
jako ugrupowanie prawicowe czy lewicowe, nie skupiało się na
przerzucaniu hasełkami i „izmami” jak dzisiejsze stronnictwa, a na
prawdziwej działalności dla Polaków na każdej płaszczyźnie – ponieważ
jest to oczywistą prawdą. Trudno to jednak określać mianem „centrowości”
dzisiaj rozumianej. Kilka lat po tym, jak w stronnictwie tym kontrolę
zaczęli sprawować „młodzi”, na rok przed drugą wojną światową,
Stronnictwo Narodowe miało ponad 200.000 członków, a do tego kilkaset
tysięcy zadeklarowanych współpracowników i sympatyków. Posiadało
rozbudowaną sieć pomniejszych organizacji, które mieściły się w ruchu
narodowym i które były zależne od SN, działających na danych
„płaszczyznach” – młodzieżowych (Sekcja Młodych Stronnictwa Narodowego),
akademickich (Związek Akademicki Młodzież Wszechpolska, która po 1935
roku działała na uniwersytetach pod szyldem Sekcji Akademickiej
Stronnictwa Narodowego), pracowniczych i zawodowych (Zjednoczenie
Zawodowe „Praca Polska”, Stowarzyszenie Chrześcijańsko-Narodowe
Nauczycielstwa Szkół Powszechnych, grupujące nauczycieli-narodowców
itd.), ochronnych (Straż Narodowa), kobiecych (Narodowa Organizacja
Kobiet), sportowych (między innymi sławne Towarzystwo Gimnastyczne
„Sokół”) i dziesiątkach innych. Podobieństwa do dzisiejszego Ruchu
Narodowego narzucają się same – także dzisiejszy Ruch Narodowy działa na
różnych płaszczyznach – młodzieżowych, akademickich, kobiecych,
ochronnych itd.. Niestety skala tego dziś jest oczywiście sporo mniejsza
jeśli chodzi o liczebność czy wpływy, ale i to w ostatnich trzech
latach ulega zmianie na lepsze, a na pewno będzie jeszcze lepiej! Swoje
poparcie Stronnictwo Narodowe zawdzięczało swoim działaniom na rzecz
Polaków i wizji Polski jako państwa narodowego, w którym każdy Polak
czułby, że jest we własnym domu. Tam, gdzie nie było państwa byli
narodowcy.
„Były organizacje radykalne jak ONR ABC,
ONR Falanga, ale pomiędzy SN a tymi organizacjami trwał stan wojny”. To
również kłamstwo. Przywódcy Obozu Narodowo-Radykalnego (określanego
jako „ONR-ABC”, od nazwy wydawanego pisma) oraz Ruchu
Narodowo-Radykalnego (określanego jako „Falanga”, z analogicznych
powodów, które często, lecz błędnie określa się mianem „ONR-Falanga”)
wiele razy prowadzili rozmowy na temat ponownego zjednoczenia się
wszystkich narodowców – tych ze Stronnictwa Narodowego, tych z kręgów
„ABC” czy Ruchu Narodowo-Radykalnego. Narodowi radykałowie prowadzili
również rozmowy z Sanacją, przez co w dużym stopniu do ponownego
zjednoczenia narodowców pod szyldem kierowanej już przez młodych SN,
którzy Sanacji wprost nienawidzili – nie doszło. Jednak współpraca
pomiędzy narodowcami z SN i radykałami była częsta, na przykład na
uczelniach, gdzie Młodzież Wszechpolska często współpracowała ze
studentami z Ruchu Narodowo-Radykalnego (tzw. „Falangi”) czy Narodowego
Związku Polskiej Młodzieży Radykalnej będącego akademickim i legalnym
środowiskiem kontrolowanym przez Obóz Narodowo-Radykalny (tzw.
„ONR-ABC”). Współpraca pomiędzy narodowcami ze stronnictwa i radykałami
najlepiej obrazuje blokada Uniwersytetu Warszawskiego w 1936 roku,
której przewodzili Witold Borowski i Jan Barański, działacze Sekcji
Akademickiej Stronnictwa Narodowego wraz z działaczem Ruchu
Narodowo-Radykalnego – Zygmuntem Przetakiewiczem. Takich przykładów było
wiele, a o konsolidację środowisk narodowych zabiegało wielu
narodowców, między innymi Adam Doboszyński (SN) czy Tadeusz Gluziński
(ONR). Ostatecznie wszystko pokrzyżował wybuch wojny. Także słynne
Narodowe Siły Zbrojne, czyli konspiracyjna formacja wojskowa obozu
narodowego powstała na bazie współpracy przeciwnych połączeniu z Armią
Krajową członków Narodowej Organizacji Wojskowej (dotychczasowej
formacji zależnej od SN) z narodowymi radykałami z tzw. Grupy „Szańca”,
czyli wojennej kontynuacji Obozu Narodowo-Radykalnego. Warto w tym
momencie również wspomnieć, że do NSZ dołączyła także Narodowo-Ludowa
Organizacja Wojskowa, będąca w opozycji do „oficjalnego” Stronnictwa
Narodowego na uchodźstwie (z racji współpracy z sanatorami), która
tworzona była przez zwolenników Jędrzeja Giertycha właśnie.
O Romanie Dmowskim Giertych powiedział –
„To nie była postać, która organizowała radykalne przedsięwzięcia.
Raczej robił to, co jest realne, możliwe do osiągnięcia w danej
sytuacji. Martwi mnie, że ci, którzy organizują takie przedsięwzięcia
jak Marsz Niepodległości wypaczają myślenie narodowe w stronę
infantylnych projektów (…)”. Kolejne jawne kłamstwo, bądź też
nieznajomość historii obozu politycznego, do którego sam się Roman
Giertych poniekąd odwołuje. W to drugie jednak szczerze wątpię. Mamy
więc do czynienia z okropną manipulacją. Radykalizm w działaniu nie
przeczy realizmowi w podejmowaniu decyzji i myśleniu. Oczywiście, że
Roman Dmowski organizował „radykalne” przedsięwzięcia. I to nawet
podobne w swym celu i znaczeniu, co dzisiejszy Marsz Niepodległości,
organizowany przez środowiska narodowe, które dzisiaj budują Ruch
Narodowy. Czyżby pan Giertych nie wiedział, kto w setną rocznicę
uchwalenia Konstytucji 3-ciego Maja zorganizował w Warszawie
wielotysięczny marsz, który pobudził do działania rzesze mieszkańców
stolicy, za co został skazany na więzienie a następnie przymusowe
wydalenie z kraju? Tak, to Roman Dmowski. Kto zradykalizował Ligę
Polską, przeciwstawiając się jej marazmowi, wprowadzając w jej struktury
nowe cele, nowe wizje, nowe zasady, aż ostatecznie przemianował ją na
Ligę Narodową i rozpoczął walkę o umysły Polaków – tak jak dziś robi to
budujący się Ruch Narodowy? Pan Giertych nie wie? No to śpieszę z
odpowiedzią: Roman Dmowski. Kto, już po odzyskaniu przez Polskę
niepodległości, w czasie kiedy Józef Piłsudski przejął władzę na drodze
przewrotu, zorganizował Obóz Wielkiej Polski, który zjednoczył w
działaniu setki tysięcy Polaków, w wielkiej mierze młodzież, która to
udowodniła swą miłość do Narodu i Państwa Polskiego w kilka lat potem,
podczas ofiarnego oddania Ojczyźnie w czasie wojny? Roman Dmowski.
Wymieniać można tak długo. Naprawdę długo. Dmowski oczywiście przeciwny
był budowie Wielkiej Polski na drodze narodowej rewolucji. W 1926 roku,
podczas zamachu majowego musiał utemperować wielu działaczy narodowych,
nie dopuszczając prawdopodobnie do wybuchu wojny domowej. Jednak i
przecież dzisiejszy Ruch Narodowy nie chce zmieniać Polski rewolucją
siłową, z karabinami w rękach. Jesteśmy rewolucjonistami, bo uważamy że
konieczna jest rewolucja duchowa, rewolucja w mentalności Polaków, w
ponownym nauczeniu Polaków myślenia po polsku i dla Polski, ale
doskonale zdajemy sobie sprawę, że na to potrzeba lat pracy u podstaw,
rzeczywistego „wyjścia” do ludzi, do narodu. I wychodzimy do niego. Czy
jesteśmy radykałami? Jesteśmy, a nasz radykalizm rozumiemy jako
nonkonformizm i bezwarunkowe oddanie idei, czego pan Roman Giertych nie
potrafi.
Kilka tygodni później, w wywiadzie
udzielonym Monice Olejnik w programie „Gość Radia ZET” głosił podobne
tezy. Przedstawiał on tam Romana Dmowskiego, prawdziwie i słusznie, jako
poważnego polityka, który pełnił poważne polityczne funkcje, między
innymi posła Dumy Rosyjskiej (gdzie działał w Kole Polskim, walczącym o
autonomię Polski) w czasie zaborów. Określił go też mianem „lidera
większościowego obozu politycznego”. To również „najprawdziwsza prawda”.
W początkach niepodległej II Rzeczpospolitej obóz narodowy pod szyldem
Związku Ludowo-Narodowego był największą i najważniejszą częścią
Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej, który wygrywał wybory. W
pierwszych wyborach II Rzeczpospolitej tzw. „Chjena” odnosiła
zwycięstwa, narodowcy uczestniczyli w rządach, ale mimo największej
reprezentacji w Zgromadzeniu Narodowym – nigdy nie rządzili
samodzielnie. Dziś obóz narodowy jest cieniem dawnej potęgi. To jasne –
każdy zdaje sobie z tego sprawę. Nie jesteśmy większościowym obozem
politycznym. Ale Roman Giertych zapomina, że stara endecja także nie
była nim zawsze. Narodowcy do swojej potęgi w odrodzonym państwie doszli
dzięki wieloletniej pracy u podstaw w czasie zaborów. To właśnie chcemy
robić dzisiaj. I od dawna robimy. Lata tajnych spotkań, pracy
formacyjnej w organizacjach ideowo-wychowawczych, takich jak Młodzież
Wszechpolska, Obóz Narodowo-Radykalny czy Stowarzyszenie Patriae Fidelis
poza granicami kraju, lata tworzenia małych kółek w szkołach i na
uczelniach, pracy z młodzieżą, samopomocy, publicystyki drugiego czy
wręcz „trzeciego” obiegu, struktur tworzonych w praktycznie każdym
mieście i miasteczku, dziesiątki marszów i pikiet aż wreszcie
organizacja Marszu Niepodległości, który pozwolił na „policzenie się”
ludzi, którzy wierzą w Polskę. To wszystko jest powolne, ale jest
realnym wchodzeniem z ideą narodową do świadomości Polaków. To wszystko
jest tworzeniem z podzielonego i niechętnego do działania i walki
społeczeństwa – silnego, zdolnego i zjednoczonego narodu. Już teraz są z
nami tysiące ludzi. Roman Giertych wraz ze swoim Instytutem Myśli
Państwowej w tym samym czasie jest całkowicie oddzielony od narodu,
podobnie jak masa kanapowych partyjek i stronnictw, o których
zdecydowana większość Polaków nawet nie słyszała, co nie przeszkadza im w
jałowych kłótniach między sobą, i rzecz jasna w krytykowaniu Ruchu
Narodowego. „Grupki narodowców studiujące dzieła endeckich klasyków,
wydające niszowe pisma w zaciszu kilkunastoosobowych sal (…)” stworzyły
tylko wiele skłóconych ze sobą person, wzajemnie oskarżających się o
zdradę myśli narodowej. Nie istnieją oni w świadomości i w codziennym
życiu Narodu Polskiego, przez co i sama myśl narodowa miała problemy by w
tej świadomości i życiu zagościć. Oni wszyscy są od narodu oddzieleni –
kilometrem mułu, kłamstw, manipulacji, często agenturalnej przeszłości
(i nie tylko przeszłości). My jesteśmy nowym pokoleniem, młodością. My
jesteśmy częścią tego narodu.
Co ciekawe w dalszej części wywiadu
Roman Giertych poruszył bardzo ważną kwestię – mianowicie „głos
nienawiści” Ruchu Narodowego a działalność i hasła Ruchu Palikota. Kiedy
Janusz Palikot wraz ze swoją zgrają atakował Kościół katolicki,
wierzących, polskie wartości, historię, tradycje i obyczaje, czy jak
niedawno nawoływał do „plucia”, „gnębienia w miejscu pracy” czy
„wsadzania do więzienia” mitycznych „faszystów” – nikt nie mówił o tym,
że pojawia się „mowa nienawiści” – bo tak to trzeba traktować. Kiedy
Ruch Narodowy zaczął się odradzać, nagle wszelkie przejawy tzw.
„nietolerancji” czy ksenofobii, które nigdy nie były w Polsce rzadsze
niż obecnie, jak np. malowanie swastyk na murach, nagle dziwnym trafem
zostają dostrzeganie przez wszystkich – służby, media, polityków – oraz
przypisywane zwolennikom bądź członkom Ruchu Narodowego, co jest
zupełnym nonsensem. Nie dziwi nas to wcale. Nikt z nas nie spodziewał
się, że media będą nas traktować sprawiedliwie. Oni się po prostu boją.
Jak mądrze mawiał pewien człowiek, który nie jest rzecz jasna idolem
narodowców: „Najpierw cię ignorują. Potem śmieją się z ciebie. Później z
tobą walczą. Później wygrywasz”. I wygramy – nie wybory, parę stołków w
Sejmie, ale wygramy walkę o rząd dusz w zorganizowanym narodzie. Ta
oczywista kwestia nie jest jednak tematem mojego dzisiejszego tekstu. W
dalszej części wywiadu mamy do czynienia z dalszymi manipulacjami i
kłamstwami Romana Giertycha. Kiedy Monika Olejnik wymienia okropnych
„antysemitów”, którzy wspierają narodowców bądź obecni byli na Kongresie
Ruchu Narodowego, np. Bohdana Porębę, Roman Giertych podchwytuje temat
mówiąc: „Dziwaczna sytuacja, że zaprasza się na Kongres Ruchu Narodowego
przedstawiciela, który był w PZPR…”. Podobnych manipulacji dopuściła
się Niezależna.pl, która wspomniana była przeze mnie na początku
artykułu. Temat jednak był już szeroko omawiany i opisywany, między
innymi przez jednego z liderów Ruchu Narodowego i honorowego prezesa
Młodzieży Wszechpolskiej – Roberta Winnickiego, którego Roman Giertych
nazwał w wywiadzie postacią „marginalną”. Polecam wszystkim zapoznanie
się z tekstem pt. „Robert Winnicki do środowisk patriotycznych –
niezależna.pl jak Trybuna Ludu”. Następnie Roman Giertych potwierdza, że
głosował na Platformę Obywatelską. Czy rozmówca Moniki Olejnik ma
jeszcze jakiekolwiek prawo jawić się jako moralizator poczynań
dzisiejszych narodowców?
Dzisiaj Roman Giertych zaangażował się
między innymi z byłym premierem „za PiSu” – Kazimierzem Marcinkiewiczem,
Michałem Kamińskim (niegdyś NOP potem ZChN, PP, PiS, obecnie PJN), i
wieloma innymi partyjniakami w tworzenie wspomnianego już kilkakrotnie
Instytutu Myśli Państwowej. Pod deklaracją podpisał się również
chociażby Stefan „Szczaw” Niesiołowski i inni politycy związani z
Platformą Obywatelską. Na tę chwilę Giertych czy Kamiński mówią, że IMP
partią polityczną nie będzie. Zobaczymy ile to potrwa. Ci panowie mają
dużo większą ambicję, niż tworzenie think-tanku. Wspomniany na początku
Stanisław Grabski wraz ze swoją „grabszczyzną”, przemianami,
kompromisami i błędami politycznymi nadaje się wybitnie na politycznego
idola Romana Giertycha i mentora Instytutu Myśli Państwowej. Z takim
wzorem politycznym doskonale wiadomo, dlaczego aż tak bardzo boi się on
radykalizmu – czyli nonkonformizmu i idealizmu. Każdy bowiem nie lubi i
obawia się tego, czego nie rozumie i nie zna.
Tomasz Dorosz
źródło: narodowcy.net
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz