W tym roku z polskich banków do zagranicznych central mogło już
wpłynąć kilkanaście miliardów złotych. Wszystko w świetle obowiązującego
prawa, bo średnio na trzy banki w Polsce dwa kontroluje obcy kapitał.
Zamiast kredytować polską gospodarkę, zyski banków przekazywane są za
granicę.
Tylko przez pierwsze cztery miesiące br. działające w Polsce banki
zarobiły na czysto ponad 5 mld zł. Nic dziwnego, że ich zagraniczni
właściciele chętnie transferują zyski do swoich central. W ten sposób
800 mln zł w postaci dywidendy trafi z Pekao SA do włoskiego Unicreditu,
a 550 mln zł z Banku Zachodniego WBK do hiszpańskiego Banco Santander,
mimo apelu Komisji Nadzoru Finansowego o zatrzymywanie zysków w polskich
filiach.
Ogółem w tym roku – nie tylko wskutek wypłaty dywidend, ale także
wycofania ulokowanego w polskich bankach kapitału – do zagranicznych
central mogło wypłynąć kilkanaście miliardów złotych. Wycofywanie
pieniędzy z Polski dziwi, tym bardziej że warto je u nas trzymać, gdyż
stopy procentowe w Polsce są wyższe niż w strefie euro.
W ostatnim dwudziestoleciu zachodni inwestorzy przejęli blisko 70 proc.
naszego sektora bankowego. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii
zagraniczny kapitał kontroluje jedynie 30 proc. branży, a w Niemczech
tylko 10 proc. Teraz płacimy za to wysoką cenę. Polskie banki zamiast
finansować polską gospodarkę, ratują swoimi zyskami zagrożone kraje
zachodnich właścicieli.
Marek Łangalis, ekspert Instytutu Globalizacji, uważa, że działania te
osłabiają złotego oraz mogą wpłynąć na wzrost opłat i oprocentowania
w bankach. – Ale skoro ktoś zgodził się, żeby z Polski zrobić dostarczyciela zysków za granicę, to takie są skutki – podsumował sytuację polskiego sektora bankowego.
Nie zmieni jej wprowadzenie europejskiego nadzoru finansowego, bo to będzie jedynie działanie
pozorne. Jak w wypadku testów przeprowadzonych latem 2011 r. przez
Europejski Bank Centralny, gdy na liście najbezpieczniejszych instytucji
znalazł się belgijski bank Dexia, który trzy miesiące później trzeba
było ratować przed bankructwem.
Wspólnemu nadzorowi finansowemu w UE sprzeciwiają się rządy Wielkiej
Brytanii, Danii i Szwecji, a politycy kilku innych krajów, m.in. Czech,
Węgier i Luksemburga wskazują na rozmaite zagrożenia. Niektórzy wprost
wskazują na koszty społeczne, które poniosłyby kraje goszczące bankowe
filie w razie ich likwidacji i zwalniania pracowników. Natomiast
minister finansów Jacek Rostowski mówi tylko o zaletach unijnego nadzoru
nad bankami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz