Wyobraźmy sobie, że biali rasiści w Norwegii lub Wielkiej
Brytanii obrali za cel Deepikę Thathaal, byłą piosenkarkę popu, która
niedawno wyprodukowała swój pierwszy feministyczny film dokumentalny Banaz: An Honour Killing, który pod koniec października pokazała ITV1.
Jako olśniewająca i piękna 17-latka zmieszała wpływy muzyki
azjatyckiej, jaką znali jej rodzice imigranci, z dźwiękami Massive
Attack i Portishead, i została pierwszą azjatycką gwiazdą Norwegii.
Jej przeciwnicy dzwonili do domu jej rodziców i wywrzaskiwali
jadowite groźby. Wpadli do jej klasy szkolnej i krzyczeli, że jest
„zdzirą, kurwą, prostytutką”. Zaatakowali ją na ulicy i wpadli na scenę
podczas koncertu w Oslo. Przeniosła się do Londynu i zaczęła od nowa pod
imieniem Deeyah, „muzułmańska Madonna”. Z wzruszającą naiwnością
sądziła, że Wielka Brytania będzie bezpieczniejsza niż Norwegia. (Była
tam jako dziecko i zaimponował jej widok azjatyckich kobiet w zachodnich
ubraniach na ulicach, których nie atakowali muzułmańscy mężczyźni.)
Niepokoiła ją tylko jedna myśl: „Dlaczego mam cały rynek dla siebie? Dlaczego jestem jedyną muzułmańską kobietą na scenie?”
Wkrótce dowiedziała się. Musiała zatrudnić ochroniarzy. Pluto na nią
na ulicach i ostrzegano, że pokroją ją na kawałki. Deeyah nie mogła tego
znieść. Wraz ze swoimi liberalnymi rodzicami żyła w ciągłym strachu.
Ogłosiła, że rezygnuje ze swojego marzenia zostania gwiazdą i uciekła od
horrorów Europy w 2007 r., żeby znaleźć spokojną przystań w Ameryce.
Nie mam urojeń, jeśli myślę, że gdyby jej prześladowcy byli
norweskimi neonazistami lub BNP, Deeyah stałaby się bohaterką
antyrasistów: muzułmańskim Stephenem Lawrencem. Artyści uznaliby jej
walkę z przesądami za własną. Politycy zapraszaliby ją do Westminsteru
i do Parlamentu Europejskiego. BBC starałoby się nie dopuszczać do
przerw w nadawaniu jej nagrań. Liberalne społeczeństwo objęłoby ją
i definiowało siebie przez reakcje na przesądy i przemoc.
Ludzie, którzy prześladowali Deeyah w Norwegii i Wielkiej Brytanii,
byli dokładnie tak samo pełni przesądów i przemocy jak neonaziści, ale
tak się składa, że gromadzili się pod sztandarem radykalnego islamu, nie
zaś swastyki. Można pomyśleć, że różnica jest niewielka. Drobiazg
zaledwie. Ale ta maleńka różnica stanowi o całej różnicy. Nikt nie
wystąpił w obronie Deeyah. Ani liberalna lewica, ani społecznie wrażliwi
politycy konserwatywni. Ani BBC, ani prasa liberalna. Ani Amnesty
International, ani „zatroskani” artyści, którzy podejmują tak wiele
lewicujących spraw. Nikogo to nie obchodziło. Obrona Azjatki przed
niesprowokowanymi atakami Azjatów była dla ich wypaczonych umysłów aktem
rasistowskim lub islamofobicznym. Niechroniona i niezauważona Deeyah
umknęła do życia na anonimowym przedmieściu Atlanty i zaczęła długi
długi marsz do odzyskania równowagi psychicznej.
Po skandalu z Jimmym Savilem Brytyjczycy z samozadowoleniem patrzyli
wstecz, na lata 1970. Jak nasi poprzednicy mogli być tak obojętni na
maltretowanie, pytają. Jakie to szokujące, że kiedyś ignorowaliśmy
cierpienie i udawaliśmy, że nie istnieje. Nie mogłoby zdarzyć się
dzisiaj, oczywiście że nie. Nie, nie, nie, my jesteśmy lepszymi
i wrażliwszymi ludźmi. Ale kiedy chodzi o kobiety i dzieci o brązowej
skórze, nie jesteśmy. Kiedy 15-letnia biała uczennica uciekła do Francji
ze swoim nauczycielem, była to czołowa wiadomość. Kiedy rodzice
pakistańskiej dziewczynki zabierają ją ze szkoły i zmuszają do
małżeństwa ze starym mężczyzną z drugiego końca świata — to jest, kiedy
organizują porwanie jej i zgwałcenie — dobre towarzystwo milczy.
Okaleczanie genitaliów dziewczynek jest w Wielkiej Brytanii
przestępstwem, co brzmi jak postęp. Jedynym problemem jest to, że
Prokuratura Generalna nie chce egzekwować tego prawa, a lekarze
i pracownicy socjalni nie chcą ujawniać przestępstw.
Deeyah schroniła się w Atlancie. Jeśli jesteś kobietą — pisała
później — „nie możesz być tym, kim jesteś, nie możesz wyrazić swoich
potrzeb, nadziei i opinii jako jednostka, jeśli stoją one w konflikcie
z większym dobrem i reputacją twojej rodziny, społeczności, kolektywu”.
Deeyah nie załamała się pod naciskiem kolektywnej przemocy. Przestała
marzyć o zostaniu celebrytką i postanowiła pójść wyżej i zostać zamiast
tego działaczką feministyczną. Banaz: An Honour Killing jest pierwszym rezultatem tej zmiany drogi życiowej. Jej film (tytuł oryginalny: Banaz: A Love Story)
opowiada historię Banaz Mahmod, córki kurdyjskich rodziców, którzy
mieszkali w Mitcham w południowym Londynie. Wydali ją za mąż, kiedy
miała 17 lat, za Kurda, wówczas 28-letniego, którego zaledwie znała. Jej
mąż atakował ją nieustannie. „Kiedy gwałcił mnie, to było jakbym była
jego butem, który może nakładać, kiedy chce — wyjaśniała. — Nie
wiedziałam, czy to jest normalne w mojej kulturze albo tutaj. Miałam 17
lat”.
Banaz uciekła i zaczęła spotykać się z Rahmatem Sulemanim, młodym
przyjacielem. Miłość między nimi wstrząsnęła jej rodziną. Jej ojciec,
wuj i dwóch kuzynów zorganizowali mord i wykonali go.
Deeyah miała moc problemów zamieniając historię Banaz w film. Rahmat
Sulemani tak się bał, że nie chciał stanąć przed kamerą. Starsza siostra
Banaz, Bekhal, która naraziła własne życie zeznając przeciwko swojej
rodzinie, pokazuje się tylko spoza zasłony. Jak mogą zaświadczyć
widzowie ITV, ten film dokumentalny jest triumfem dzięki współpracy
policji. Dali Deeyah materiał filmowy, który nie przynosi im zaszczytu.
Widzowie oglądają zrozpaczoną Banaz mówiącą policjantom: „Ludzie mnie
śledzą, ciągle za mną chodzą. Jeśli cokolwiek mi się stanie, to oni”.
Policja niczego nie zrobiła i Banaz została zamordowana. Równie ważne
było to, że Metropolitan Police umożliwiła Deeyah dostęp do niezwykłej
komisarz policji, Caroline Goode, która prowadziła śledztwo w sprawie
morderstwa. Nic nie powstrzymałoby jej przed znalezieniem winnych. Dwóch
morderców uciekło do irackiego Kurdystanu, sądząc, że tam są
bezpieczni. Goode zorganizowała pierwszą udaną ekstradycję podejrzanych
z Iraku do Wielkiej Brytanii. Dzięki jej wysiłkom policja jednakowo
traktuje obecnie ofiary morderstw, niezależnie od koloru ich skóry. Może
jestem zbyt wielkim optymistą, ale wydaje mi się, że policja wychodzi
teraz z hipokryzji multikulturalizmu.
Jeśli Brytyjczycy z 2040 r. spojrzą wstecz i będą się zastanawiać,
jak ich „antyrasistowscy” poprzednicy mogli tolerować okaleczanie
genitaliów, porywania i morderstwa, zmiana na lepsze będzie wynikiem
samotnej pracy kobiet takich jak Deeyah i komisarz Goode, nie zaś dzięki
czemukolwiek zrobionemu przez tych tchórzliwych s…synów, którzy dzisiaj
nazywają się „liberałami”.
Tłumaczenie Małgorzata Koraszewska
źródło: euroislam.pl
No proszę wychodzi na to że dużo lepiej jest być muzułmanką w Rosji niż w zachodniej "cywilizowanej europie"taka Sogdiana(Czeczenka) czy Alsu(Tatarka) jakoś żyją i nikt raczej ich nie prześladuje,za ich pracę..A z Sogdianą pracuje także jej maż...Alsu zaś jest ostro promowana od eurowizji w 2000r(zajęła 2 miejsce)i jakoś mieszkających tam wielu muzułmanów nie czuje się urażonych tym że kobiety-muzułmanki robią tam sceniczną karierę,no ale Rosja to kraj naturalnie wielokulturowy a nie na siłę...
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=zvFEq1q_15A
http://www.youtube.com/watch?v=zJT9I1nwpOM
http://www.youtube.com/watch?v=4C2QfNbrNw8
http://www.youtube.com/watch?v=-UAqMxxUngY
http://www.youtube.com/watch?v=u1DNwpVYVqo
Maya