Wydawać
by się mogło, że podnoszenie problemu imigracji w kraju, który jest od
kilku wieków raczej dostarczycielem nowych obywateli do państw z całego
świata oraz wydaje się mało atrakcyjny ekonomicznie dla potencjalnych
przybyszów, jest próbą tworzenia nieistniejącego problemu. Po drugiej
wojny światowej, Polska stała się państwem niemal jednolitym
narodowościowo. Skala imigrantów w Polsce nie narasta lawinowo z uwagi
na eufemistycznie to określając małą atrakcyjność gospodarczą naszego
kraju. Mogłoby świadczyć to o tym, że znajduje się po drugiej rzeki niż
przedstawiciele krajów, w których problem imigrantów jest jednym z
głównych dylematów dotyczących niemal wszystkich ich mieszkańców. Polacy
raczej sami tworzą mniejszości w innych krajach.
Próby tworzenia klimatu wielokulturowości rodzą się czasami w głowach
nawiedzonych dogmatyków lewicowo-liberalnych i umierają wraz z końcem
dni uchodźcy, Wietnamczyka, społeczności arabskiej i tym podobnych
imprez.
Jednak, miarą skuteczności polityki jest m. in. przewidywanie
wypadków (albo ruchów przeciwników) dużo wcześniej niż to one nas
zaskoczą, a sztuką skutecznej polityki jest przygotowywanie się na
najgorsze. Poza tym, procesy społeczne i polityczne mają w chwili
obecnej zasięg globalny oraz ogromną dynamikę wewnętrzną.
Naszą rewolucyjną czujność powinno budzić i to, że w ostatnim czasie
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zachowuje się jakby nie
miało większych zmartwień w polityce wewnętrznej, opracowując od
niedawna dokumenty i wdrażając w życie programy mające m. in. na celu
ułatwienia dla cudzoziemców.
Na początek kilka faktów i liczb
Jak wynika z danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w
2010 roku w Polsce 97 080 cudzoziemców posiadało ważne karty pobytu, w
tym 43 766 na pobyt krótkoterminowy (od roku do 2 lat), a 53 292
zezwolenia długoterminowe. Najliczniejszą grupą obcokrajowców z kartami
stałego pobytu w 2010 roku byli obywatele Ukrainy – 28 450, a po nich
Rosji – 12 550, Białorusi – 8 995, Wietnamu – 8 567 i Armenii – 3 858. W
ciągu ostatnich dwóch lat na terenie Polski pracowało około 50-60
tysięcy cudzoziemców. W 2010 roku wydano 37 121 zezwoleń na pracę, a w
2009 – 29 340. I znowu najwięcej zezwoleń otrzymali obywatele Ukrainy,
bo 13 150, następnie Chin – 6 315, Wietnamu – 2 252, Nepalu – 2 158 oraz
Białorusi – 1958. Szacuje się, że od 2008 roku około 150 000 imigrantów
sezonowych rocznie wykonywało pracę w naszym kraju na podstawie
zarejestrowanego przez pracodawców oświadczenia o zatrudnieniu. Ten
uproszony tryb dotyczy obywateli Białorusi, Gruzji, Mołdowy, Rosji i
Ukrainy.
Tyle mówią dane dotyczące pracowników z zagranicy. Natomiast na
podstawie liczb kart pobytu – dokumentów potwierdzających legalny pobyt w
Polsce – Urząd ds. Cudzoziemców ocenia, że pod koniec ubiegłego roku
cudzoziemców w Polsce było 97 tysięcy
[1].
Urzędnicy przyznają, że żadna z państwowych instytucji nie ma
dokładnych danych na temat liczby cudzoziemców przebywających w Polsce.
Jest rzeczą dość charakterystyczną, że ten niewielki liczebnie i jako
zjawisko problem imigrantów, porusza nie tylko ideologów
multikulturowości, ale zajmuje tak ważny organ państwa, obarczony
wieloma innymi pilnymi sprawami, jakim jest Ministerstwo Spraw
Wewnętrznych. W kwietniu b. r. MSWiA zaprezentowało nowe założenia
polityki migracyjnej Polski pod nazwą „
Polityka Migracyjna Polski – stan obecny i postulowane działania„, które zakładają m. in. uproszczenie i ujednolicenie procedur dotyczących pozwolenia na pobyt i pracę
[2].
Aby opracować jednolity dokument, przy międzyresortowym zespole w
kancelarii premiera w 2009 r. powołano grupę ekspertów. W jej skład
weszli eksperci właśnie z MSWiA oraz ministerstw: spraw zagranicznych,
pracy i polityki społecznej, gospodarki, edukacji, nauki, zdrowia,
kultury, finansów i rozwoju regionalnego, a także przedstawiciele KPRM,
Urzędu do spraw Cudzoziemców, Straży Granicznej, policji, GUS i ABW.
Nasze słabe i niewydolne w wielu dziedzinach państwo podda teraz
wspomniany dokument miesięcznym konsultacjom z reprezentacją imigrantów,
organizacjami pozarządowymi, ośrodkami badawczymi, związkami zawodowymi
i organizacjami pracodawców, a efektem tych prac mają być konkretne
regulacje prawne za jakiś czas.
Niedługo potem, Rada Ministrów na posiedzeniu przyjęła założenia do
projektu ustawy o zmianie ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony na
terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz ustawy o cudzoziemcach.
W
Założeniach… wprowadzono definicje pojęć „przesiedlenie” i
„relokacja”. Pierwsze oznacza przeniesienie cudzoziemca objętego
ochroną międzynarodową z kraju niebędącego członkiem Unii Europejskiej
do Polski w celu nadania mu statusu uchodźcy lub udzielenia ochrony
uzupełniającej. Pod pojęciem „relokacja” należy natomiast rozumieć
przemieszczenie z państwa członkowskiego na terytorium Polski
cudzoziemca objętego ochroną międzynarodową w ramach podziału
odpowiedzialności i solidarności między państwami członkowskimi. Swoją
drogą, brzmi to złowieszczo w kontekście napływu imigrantów z krajów
arabskich do Włoch i prób tego państwa „relokacji” ich po krajach Unii
Europejskiej, o czym później. Według nowych przepisów, Rada Ministrów
będzie mogła wydać rozporządzenie określające liczbę cudzoziemców,
którzy mogą być relokowani lub przesiedlani na terytorium Polski w danym
roku lub w ciągu kilku lat. Rozporządzenie określi także państwa, z
których będą przybywać cudzoziemcy oraz wysokość środków przeznaczonych
na pokrycie kosztów relokacji lub przesiedlenia. Dowolność w ustalaniu
tego danej ekipy rządzącej będzie więc spora.
Wprowadzono regulacje pozwolą przeprowadzić znaczną część
postępowania o nadanie statusu uchodźcy poza granicami kraju – tam,
gdzie cudzoziemcy się znajdują. To rozwiązanie dotyczy jedynie
cudzoziemców objętych relokacją lub przesiedleniem. Zmiana w przepisach
wyeliminuje możliwość ewentualnego późniejszego wydalenia cudzoziemca,
jeśli postępowanie miałoby się zakończyć odmową, co jest kolejnym
ukłonem w kierunku wielokrotnie dobijającego się do granic naszego
państwa imigranta.
Cudzoziemiec korzystający z pomocy udzielanej poza ośrodkiem dla
uchodźców i polegającej na wypłacie świadczenia pieniężnego będzie miał
również prawo do dodatkowych świadczeń w postaci nauki języka polskiego,
pomocy dydaktycznych dla dzieci korzystających z nauki i opieki w
publicznych placówkach oraz pokrycia, w miarę możliwości, kosztów zajęć
pozalekcyjnych i rekreacyjno-sportowych dla dzieci. Na razie taka pomoc
przysługuje jedynie cudzoziemcom, którzy przebywają w ośrodku dla
cudzoziemców. Wprowadza się tym samym też regulację, zgodnie z którą
świadczenie pieniężne nie będzie przysługiwało cudzoziemcowi za okres,
kiedy przebywał poza granicami Polski.
Zdecydowano, że opieka medyczna i pomoc socjalna będą przysługiwać
cudzoziemcowi od dnia zgłoszenia się do ośrodka recepcyjnego. W
sytuacjach szczególnych, związanych z zagrożeniem życia lub zdrowia
cudzoziemca, opieka medyczna będzie przysługiwać od dnia przyjazdu
relokowanego bądź przesiedlanego cudzoziemca na terytorium Polski.
Zdarza się tak, że pomoc dla małżonków jest udzielana na różne okresy
czasu. Dotyczy to sytuacji, gdy w stosunku do małżonków przebywających w
ośrodku toczą się odrębne postępowania w sprawach o nadanie statusu
uchodźcy. Jeśli żonie przysługują trzy miesiące pobierania świadczeń, a
mężowi pół roku, to według obecnie obowiązujących przepisów będzie ona
mogła pobierać swoje świadczenia do momentu, gdy skończy się okres
pomocy przyznany mężowi. Proponuje się, aby ta zasada obejmowała także
dzieci. To kolejna nowość zaproponowana w projekcie założeń.
[3]
Programy integracyjne mają umożliwić samodzielne funkcjonowanie w
społeczeństwie poprzez naukę języka polskiego, uzyskanie kwalifikacji
przydatnych na rynku pracy, dostęp do mieszkań (pracy i mieszkań jest
zaiste za dużo jak na potrzeby Polaków). Oczywiście wszystko za
pieniądze państwowe. Szef MSWiA powiedział stwierdził przy tej okazji,
że doświadczenia innych krajów wskazują, że najlepszą formułą integracji
jest tworzenie organizacji pozarządowych, które grupują Polaków i
przedstawicieli osiadłych już w Polsce społeczności, np. ukraińskiej,
białoruskiej, ormiańskiej. Powinny one pomagać cudzoziemcom i ułatwiać
integrację. Projekt został przekazany na razie do tzw. konsultacji
społecznych, choć domyślając się jakie organizacje będą opiniowały
dokument, można tylko spodziewać się zmian na gorsze.
MSWiA zauważa, że w Polsce jest coraz większe zapotrzebowanie na
określonych pracowników. „Polityka migracyjna Polski” przewiduje
zwiększenie udziału cudzoziemców w polskim rynku pracy, zgodnie z jego
potrzebami (sic!).
Co budzi największy sprzeciw, to idące naprzeciw trendom w europie
projekty wprowadzenia jeszcze w tej kadencji sejmu przepisów
abolicyjnych dla znajdujących się nielegalnie w Polsce cudzoziemców. Ten
projekt ma być oddzielnym od zmiany ustawy o cudzoziemcach projektem
ustawy. Podstawowym wymogiem, by zostać objętym abolicją, będzie
wykazanie ieprzerwanego pobytu w Polsce od co najmniej 20 grudnia 2007
r., przy czym pobyt ten powinien być nielegalny w dniu wejścia ustawy w
życie. Nie ucząc się zupełnie na naprawianych w chwii obecnej błędach
innych (np. francuzów) rząd chce nawet aby cudzoziemcy, którym odmówiono
statusu uchodźcy i orzeczono wydalenie z Polski, mogli ubiegać się o
abolicję. Zezwolenie na pobyt czasowy w trybie abolicji będzie udzielane
na dwa lata. W tym czasie cudzoziemiec będzie mógł zatrudnić się bez
zezwolenia – na podstawie umowy o pracę. Abolicja ma potrwa pół roku od
momentu wejścia w życie ogłaszającej ją ustawy – informowała niedawno,
zazwyczaj posiadająca dobre informacje z rządu i w tym wypadku nie
kryjąca entuzjazmu „Gazeta Wyborcza”
[4].
Działania legislacyjne idą, jak w niemal żadnej inne sprawie pełną
parą, ale i na konkrety przyszła niedawno kolej. Plany rządowe
zmaterializowały się przybyciem do naszego kraju, póki co, 50 imigrantów
z Afryki północnej, koczujących na Malcie.
My, w przeciwieństwie do najwyższych organów państwowych przejrzymy
się poniżej problemowi w sposób systemowy, czerpiąc z doświadczeń
innych, ich obecnej polityki, która się zmienia i analizując
wieloaspektowo zagadnienie masowej imigracji.
Rozmiękczanie umysłów
Tyle działań rządu. Ważniejsze jednak jest przygotowanie na zmiany
społeczeństwa, co również możemy na horyzoncie zauważyć, gdyż i debata
publiczna na temat imigrantów wyraźnie ożywia się. Na przykład znany
polski konstytucjonalista, profesor Piotr Winczorek w dzienniku
„Rzeczpospolita” wypowiedział się niedawno na temat imigrantów. Jego
zdaniem, „
mentalnie, organizacyjnie i prawnie nie jesteśmy
przygotowani na taką ewentualność. Serdeczne i życzliwe przyjęcie małej
grupki (tak jak w przypadku rodziny mongolskiej zagrożonej deportacją),
czy jednego ciemnoskórego posła w Sejmie – to mieści się w granicach
polskiej tolerancji i gościnności. Przyzwoite potraktowanie
kilkudziesięciu Czeczenów z ośrodka dla cudzoziemców w Łomży – to było
już zbyt trudne (…)gdybyśmy się zgodzili (o ile w ogóle jakakolwiek
zgoda, a nie ugięcie się przed faktami dokonanymi w chodzi tu w rachubę)
na masowy napływ imigrantów, należałoby zadbać o mentalne przygotowanie
społeczeństwa do ich przyjęcia. Obawiam się, że jeśli nastąpiłby on już
teraz, to mógłby wywołać w Polsce znacznie silniejsze negatywne reakcje
społeczne, niż te, które obecność przybyszów z Maghrebu, Turcji czy
czarnej Afryki wywołuje dziś we Francji lub Niemczech. W każdym razie,
nie powinniśmy się pocieszać (czy martwić), że problem nas nie dotyczy i
nigdy dotyczyć nie będzie”
[5] – ubolewał profesor, co ciekawe bardziej w roli socjologa –amatora niżli prawnika. Choć
in plus,
należy profesorowi przypisać powiązanie potrzeby wcześniejszej zmiany
mentalności z późniejszą prawną regulacją tych zmian i zauważenie
problemu, przed którymi staniemy. Z drugiej strony nie bardzo wiadomo
skąd profesor antycypuje bardziej negatywne reakcje na imigrantów w
Polsce niż na zachodzie.
Z kolei kierownik Programu Migracji i Polityki Rozwojowej w
Instytucie Spraw Publicznych Justyna Frelak na łamach tej samej
„Rzeczpospolitej” ubolewała niedawno, że dostrzegamy w Polsce problem
imigrantów, gdy np. spali, jak ostatnio, centrum handlowego przybyszów z
Azji w Wólce Kosowskiej. Frelak powołuje się z kolei na badania CBOS
pokazujące bardzo wysoką akceptację Polaków na podejmowanie pracy przez
obcokrajowców w naszym kraju. Choć jej to nie zadowala. Jej zdaniem,
nadal kryje się w nas sporo uprzedzeń i ksenofobii (sic!), a machina
biurokratyczna nie pomaga imigrantom zintegrować się ze społeczeństwem i
państwem
[6] (jak gdyby Polakom pomagała). Frelak chwali też oczywiście omawiany powyżej dokument MSWiA „Polityka migracyjna Polski”.
Zacytowane powyżej dwa głosy warto zauważyć, gdyż ton przeważającej
części komentarzy w wysokonakładowych na ten temat samo; musimy
przezwyciężać nietolerancję, zerwać z postrzeganiem Polski jako kraju
praktycznie jednoetnicznego, a za pomocą działań propagandowych i
prawnych sztucznie stworzyć z naszego kraju tygiel kulturowy, jak gdyby
wielokulturowość miała rozwiązać problemy społeczne i gospodarcze
Polski, a nie je potęgować.
„Krytyka Polityczna”, wydała specjalny numer z lwią częścią artykułów
na temat asymilacji mniejszości w Polsce. Z braku zorganizowanych
społeczności na pierwszy ogień integracji z państwem, bo przecież nie z
narodem, zapewne bez własnej woli poszli Wietnamczycy, ale w przypadku
konstruktywistycznych teorii lewackich, to nic nowego. W tym miejscu
warto wspomnieć, że Polska jest trzecim w Europie skupiskiem
Wietnamczyków. Choć wyizolowani i trudni do policzenia (ich liczba to
jednak na pewno sporo ponad 50 tys. czyli mniej więcej odpowiada licznie
Białorusinów w naszym kraju), od lat tworzą własne organizacje, szkoły,
nie wspominając o wszechobecnych barach, wydają gazety (zarówno
komunistyczne jak i opozycyjne).
Wolność a różnorodność
Zresztą nie jest to afirmacja społeczeństw multikulturowych to nie
wymysł naszych elit politycznych i dziennikarskich, bo cóż zresztą
mogłyby one nowego wymyśleć, co nie byłoby kopią pomysłów ich możnych
panów z zagranicy. Grupa lewicowych intelektualistów pod przewodnictwem
byłego terrorysty i byłego ministra RFN Joschki Fischera oraz byłego
sekretarza generalnego NATO, Javier Solana przedstawiła 11 maja b. r.
dokument
„Żyć razem: Pogodzić różnorodność z wolnością w Europie XXI wieku”,
którego główne przesłanie brzmi następująco – jeśli Stary Kontynent nie
będzie kultywować swojej różnorodności, znajdzie się nieuchronnie pod
względem demograficznym w samym ogonie. Według raportu, bez imigracji
liczba zawodowo czynnej ludności zmaleje za pięćdziesiąt lat o sto
milionów, podczas gdy całkowita liczba jego mieszkańców rośnie i się
starzeje. Europa będzie więc musiała otworzyć się na imigrację i
społeczną różnorodność. Ponadto, ich zdaniem, nie można
zresztą żądać od imigrantów pozostawienia pomiędzy religiami, kulturami,
na granicy tożsamości
[7].
Koniec multi-kulti
Co charakterystyczne jest to głos intelektualistów już nie
sprawujących realnej władzy i nie stających wobec problemów wymagających
niepopularnych rozwiązań. Bowiem z kręgów przywódców państw
europejskich dobiegają komentarze (ale i w ślad za nimi konkretne
działania) krańcowo różne od wyżej przytoczonych.
Jako pierwsza Angela Merkel ogłosiła koniec społeczeństwa multikulturowego.
„Społeczeństwo wielokulturowe zawiodło”.
Tym zdaniem, wygłoszonym 15 października ubiegłego roku do
przedstawicieli konserwatywnych młodzieżówek, Angela Merkel trochę
nieoczekiwanie rozpoczęła na nowo debatę na temat islamu, która już
wielu miesięcy dzielił Niemcy. Zdaniem niemieckiej kanclerz, imigranci
powinni się zintegrować oraz przyjąć niemiecką kulturę i wartości: „
Czujemy się przywiązani do chrześcijańskich wartości. Kto tego nie akceptuje, ten nie ma tutaj swojego miejsca”,
powiedziała kanclerz Niemiec. Od tego momentu nabrały odwagi te również
te siły, które od dawna zauważały duża przesadę w utopijnym
realizowaniu postaw zaprezentowanych powyżej.
Lewicowi, najczęściej, krytycy jej słów nie zdążyli jeszcze odetchnąć
po własnych krzykach oburzenia, gdy w podobnym tonie wypowiedział się
premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Oczywiście, oba te wystąpienia
były lekko zawoalowaną krytyką, najczęściej mającej podłoże religijne
nieprzystawalności nowych imigrantów raczej do zbioru zasad
demoliberalnej cywilizacji niż obroną łacińskiej Europy. „
Hasło
tolerancji zostało wykorzystane przez ekstremistów, a z połączenia
niepewnej tożsamości i skrzywionej religijności zrodziły się zamachy 11
września, nawoływania do świętej wojny i kult terrorystów-męczenników.
Jak powiedział osiemnastowieczny angielski filozof Burke, a co dzisiaj
rozumie większość społeczeństwa, „wszystkim, co jest potrzebne, by zło
zatriumfowało, jest by prawi ludzie nie zrobili nic, by je powstrzymać”;
Wystąpienie Camerona zostało natychmiast skrytykowane przez
laburzystowską opozycję i ugrupowania muzułmańskie, jako „prezentujące
uproszczone podejście”, a wielu komentatorów ubolewało, że miało ono
miejsce tego samego dnia, w którym 3000 zwolenników skrajnie prawicowej
Angielskiej Ligi Obrony zorganizowało swą największą jak dotąd
demonstrację w Luton pod Londynem
[8].
Tak oto areligijna lewica kroczy ramię w ramię w muzułmańskimi
fundamentalistami, a politycznie poprawny do granic śmieszności rząd
centroprawicy podjął działania ramię w ramię z ultra-prawicą. Czyżby
stosunek do imigracji zaczynał polaryzować scenę polityczną i
społeczeństwo?
Problemy ze starymi obywatelami
Problem mniejszości narodowych jest ogólnoeuropejski i Polska
pozostaje poniekąd wciąż taką zielona wyspą, enklawą na mapie Europy
(nie tylko Unii Europejskiej) wolną od problemów, które mogą stwarzać
duże skupiska ludności obcej narodowościowo lub etnicznie. Nie zawsze do
końca sobie uświadamiamy dobrodziejstwa, np. w sferze bezpieczeństwa
publicznego, płynące z tego faktu
[9].
Tego rodzaju problemów społecznych może na przykład dostarczać wtopiona
już dostatecznie w pejzaż wielu państw, ale zazwyczaj zupełnie nie
czująca z nim więzi, mniejszość cygańska. Romowie mieszkają w dużym
procentowo do ogółu ludności skupiskach na Węgrzech, Słowacji i Rumunii.
W tej ostatniej wskutek zapaści demograficznej może dojść do wielkich
zmian w ciągu najbliższych kilkunastu lat. Jak może wyglądać
20-milionowa obecnie Rumunia w 2050 r., jeśli przeciętna Cyganka rodzi
troje dzieci, a Węgierka z licznej mniejszości w Rumunii i tak więcej
niż Rumunka, która jeszcze zdecydowanie częściej wyjedzie za chlebem do
Włoch, Francji czy Hiszpanii i tam pobierze becikowe?
Z dosyć podobną sytuacją możemy mieć do czynienia w Irlandii. Wygląda
na to, że jeszcze do niedawna co 10. mieszkaniec Irlandii był
obcokrajowcem, a co piąty z tych obcokrajowców przyjechał z Polski.
Według najnowszych statystyk emigracja Irlandczyków rośnie, zaś
przyjezdnych nie ubywa. Ci ostatni wciąż przyjeżdżają, aczkolwiek liczba
nowo przybyłych spadła w ubiegłym roku o 26,5 tysiąca, z 57,3 tys. do
30,8 tysięcy. Dla odmiany tubylców wyjechało stamtąd 34,5 tys., a w tym
roku prognozuje się wyjazd kolejnych 40 tysięcy
[10].
Kłopoty z imigrantami dla małych krajów Unii Europejskiej
Masowa imigracja spotęgowana niedawnymi wydarzeniami rewolucjami w
krajach arabskich Afryki północnej, stała się najbardziej palącym
problemem, szczególnie dla małych krajów południa, jak choćby Malty.
Dodatkowo często, jak to bywa zazwyczaj w polityce unijnej, regulacje
wspólnotowe kneblują małe kraje, prawie nie przeszkadzając samodzielnej
polityce dużych krajom UE. Niedawno przyjęta poprawka do dyrektywą UE
wprowadziła przepis, na mocy którego uchodźcy i imigranci, którym nadany
został status uchodźcy humanitarnego nabędą nowe prawo do pobytu po
przemieszkaniu w kraju UE pięciu lat. I właśnie malutka Malta
zaoponowała przeciwko niej. Dyrektywa wchodzi z życie wchodzi w życie w
2013 r. i pozwoli setkom uchodźców i wielu innym osobom z podsaharyskiej
Afryki mieszkającym na Malcie i ciągle tam przybywającym na otrzymanie
wielu takich samych praw, jakie przysługują obywatelom spoza krajów UE
przebywających legalnie na tej wyspie położonej niedaleko północnych
wybrzeży Afryki. Posunięcie to pozwoli również tym migrantom na
osiedlanie się w innych unijnych krajach.
[11]
Imigranci na socjalu
Aby daleko nie szukać przykładów tego jak może wyglądać w praktyce
asymilacja imigranta z krajem przyjmującym, weźmy choćby pod uwagę znany
większości z nas los niektórych 9co trzeba podkreślić) Polaków na
wyspach brytyjskich. Po fali imigracji w czasach gdy łatwo udawało się
co sprytniejszym znaleźć pracę, czasem wziąć kredyt i ułożyć sobie życie
na obczyźnie lepiej niż w Polsce, nastał okres kryzysu finansowego. A
po nim okres smutnej emigracyjnej niedoli na którą co poniektórzy rodacy
znaleźli sposób. Prasa polska donosiła o coraz częstszych bankructwach
Polaków w ramach – obowiązującej z mniejszymi rygorami prawnymi niż w
Polsce – upadłości konsumenckiej. W Wielkiej Brytanii wniosek o
bankructwo może ogłosić każdy. Firmy oferujące w języku polskim pomoc w
umarzaniu długów zanotowały blisko 20-proc. wzrost liczby takich spraw.
[12]. Ich klienci to głównie osoby w średnim wieku, niemówiące po angielsku, które pracują za minimalne i średnie stawki.
[13].
Ci, którym choćby przez jakiś czas poszczęściło się na wolnym
europejskim rynku pracy w niektórych krajach i uzyskali prawo do
zasiłku, mogą chcieć pobierać go w państwie macierzystym, stwarzając –
na małą na razie skalę – problem dla miejscowych mechanizmów aktywizacji
zawodowej bezrobotnych. I tak już drastycznie zmniejszane w Polsce
środki na aktywizację bezrobotnych, musiałyby być dzielone jeszcze na
zasiłki, relatywnie bardzo wysokie, dla tych, którym taki zasiłek
wystarczałby na nawet dostatnie życie w kraju, skutecznie zniechęcając
do aktywnego poszukiwania pracy.
Włochy i Albańczycy
O tym, jak wewnątrzeuropejska imigracja może być równie niebezpieczna
ta z krajów pozaeuropejskich może wskazywać przykład Albańczyków
osiedlających się lawinowo głównie we Włoszech. Albańczycy, którzy w
związku z transformacją ustrojową w swoim kraju, zaczęli z niego
uciekać, przybywając właśnie do Włoch. Napływ cudzoziemców z tego
muzułmańskiego państwa, spowodował wiele problemów, takich jak: brak
miejsc w akademikach dla włoskich studentów czy obniżenie stypendiów, bo
zaczęli je otrzymywać również Albańczycy
[14].
Obecnie ich liczbę szacuje się na 350-400 tysięcy osób, a na czele
mniejszości we Włoszech pozostają Rumuni i Cyganie (łączyć jednak tych
grup ze sobą nie należy), których liczba waha się od 800 do 900 tysięcy.
Ogółem na terenie Włoch, w zależności od źródeł, przebywa 4,6 miliona
czyli 7,2% całej populacji
Kazus Lampedusy
Wysuniętą najdalej na południe włoską wyspą jest Lampedusa, której
nazwę niedawno poznali niemal wszyscy. Na tej włoskiej wysepce u
wybrzeży Tunezji skupiły się na moment jak w soczewce uwaga opinii
publicznej i problemy Europy z uchodźcami. Przez niespełna dwa miesiące
przybyło tam na przepełnionych łodziach ponad 30 tysięcy uchodźców.
Większość ma miała poniżej 30 lat i marzyła o lepszym życiu we Francji,
gdzie mają krewnych. Początkowo włoskie władze próbowały uporać się z
kryzysem, umieszczając przybyszów w przejściowych obozach rozsianych po
całym kraju. Opór władz lokalnych był jednak tak duży, że Rzym zaczął
wydawać Tunezyjczykom 90-dniowe zezwolenia na pobyt, które miały im
pozwolić na poruszanie się w strefie Schengen. Premier Włoch Silvio
Berlusconi dosyć cynicznie argumentował, że ponieważ uchodźców wyraża
chęć dołączenia do rodzin, które od dawna przebywają we Francji czy w
Niemczech, trzeba im to umożliwić. W domyśle więc przekaz słów i działań
premiera Italii był następujący: włoski problem stanie się naszym
wspólnym, europejskim kłopotem.
Wyposażeni w wizy uchodźcy ruszyli w stronę francuskiej granicy. O
dziwo jednak, nie zostali przyjęci z otwartymi ramionami. Francja (w
przeciwieństwie do naszego kraju, prowadząca teraz mądrzejszą niż
wcześniej politykę asymilacji) natychmiast wprowadziła kontrole
graniczne i odsyłała po kilkudziesięciu Tunezyjczyków dziennie do Włoch.
Także Niemcy i Austria, kraje, w których również żyje duża tunezyjska
diaspora, zapowiedziały „bezlitosną” deportację nielegalnych przybyszów.
[15]
Do konkretnych (kolejnych po wyrzuceniu Cyganów) działań przystąpił
Paryż, zamykając granice dla Tunezyjczyków posiadających dokumenty
uzyskane we Włoszech, uprawniające do poruszania się po strefie
Schengen. Ostatecznie, dwaj wielcy przyjaciele Sarkozy i Berlusconi
wspólnie wystąpili o zmianę prawa wspólnotowego. Już teraz jest to
możliwe przywrócenie kontroli granicznej, na mocy decyzji Komisji
Europejskiej gdy „zagrożony jest porządek publiczny”. A taki stan
zagrożenia bardzo łatwo można znaleźć i uzasadnić. Pod znakiem zapytania
stoi obecnie również szybkie przyłączenie do strefy Schengen Bułgarii i
Rumunii. I znowu to nasz kraj wbrew logice chce uchodzić w Unii za
ostatniego obrońcę swobodnego przepływu osób.
Wiceprzewodniczący coraz bardziej wpływowej w swoim kraju
Szwajcarskiej Partii Ludowej Christoph Blocher, zaproponował wyjście
jego kraju, pozostającego wszak i tak poza UE, ze strefy Schengen. Jego
zdaniem „
Szwajcaria popełniła błąd, oddając kontrolę nad polityką imigracyjną”
[16].
Sam Muammar Kadafi zresztą od lat, bardzo sprytnie szantażował Europę
napływem imigrantów z Afryki. Najpierw, w imię afrykańskiej jedności
zachęcał Afrykanów z innych krajów do przyjazdu do Libii. W zeszłym roku
wegetowało ich tam ok. pół miliona, traktując Libię jako kraj
tranzytowy na drodze do Europy. Potem pułkownik zachęcał ich do dalszej
wędrówki do Europy. „
Mamy prawo jechać do Europy, bo tam są nasze
bogactwa: złoto, diamenty, żelazo, miedź. Nasze surowce ukradli przecież
europejscy kolonizatorzy. Albo je nam oddadzą, albo niech zaproszą do
siebie” – przekonywał przywódca Libii. A takie słowa padały na bardzo podatny grunt
[17].
Na marginesie można zauważyć, że dosyć podobno argumentację o pewnej
sprawiedliwości dziejowej niwelowanej przez imigrację z południa na
północ, stosują Meksykanie masowo napływający do tych stanów USA, które w
XIX wieku należały do Meksyku, jak Nowy Meksyk, Teksas czy Kalifornia.
Wizja Europy opisana w futurystycznej książce Jean’a Raspail’a z 1972
roku „Obóz świętych”, gdzie Francja i Europa sparaliżowane niemocą
liberalną nie mogą się oprzeć inwazji pozbawionych środków do życia
obywateli Trzeciego Świata, realizuje się po latach na naszych oczach.
Liczba nielegalnych imigrantów zatrzymanych w niektórych krajach Unii Europejskiej w 2009 r.
Grecja |
108000 |
Hiszpania |
90000 |
Francja |
76000 |
Wielka Brytania |
69000 |
Włochy |
53000 |
Niemcy |
49000 |
Szwecja |
22000 |
Źródło: eurostat
Duńskie przebudzenie
Kolejnym krajem, w którym zaczęło się głośno i bez dogmatów rozmawiać
o imigrantach jest dania. Tam niegdysiejsza fala imigrantów do tego
spokojnego i zamożnego społeczeństwa, spowodowała m. in. sukcesy
wyborcze antyimigracyjnej Duńskiej Patii Ludowej (obecnej jednakże na
scenie politycznej od 1972 roku), która obecnie wspiera rząd, stąd też
rządzący muszą się liczyć z jej głosem. Póki co, przedstawia się koszty
ekonomiczne imigracji. Opublikowany niedawno przez konserwatywną gazetę
Jyllands-Posten fragment rządowego raportu zatytułowanego „
Restrykcje w sprawie cudzoziemców zaoszczędzą miliardy”,
wskazuje, że koszt imigrantów spoza Zachodu wynosi 15,7 miliardów koron
rocznie (2,1 miliardów euro). Raport zawiera też szacunki, że od czasu
objęcia władzy przez prawicę w 2001 r., królestwo oszczędzało rokrocznie
5,1 miliardów koron (prawie 684 milionów euro). Warto przypomnieć, że
do niedawna Dania była niemal rajem dla wszystkich uchodźców. W 2009 r.
48 proc. osób występujących o azyl w tym kraju uzyskało bowiem status
uchodźcy, a to liczba niemal dwukrotnie wyższa od średniej europejskiej
(27 proc.)
[18].
Holenderskie tulipany i truskawki
Holandia z kolei to jeszcze do niedawna jedno z wymarzonych miejsc
pobytu dla imigrantów z Polski. W tym wręcz stereotypowo otwartym (na
wszystko) państwie, dzięki taniej sile roboczej z Polski, Rumunii, Litwy
czy Bułgarii utrzymują się tysiące holenderskich firm i całe sektory,
takie jak ogrodnictwo. Polacy stanowią większość ze 160-200 tysięcy
imigrantów zarobkowych, którzy po 2004 roku osiedlili się w Królestwie
Niderlandów. Do niedawna.
Podobnie jak w Danii antyimigrancka kampania odbywa się pod skuteczną
presją wspierającej gabinet premiera Marka Ruttego, Partii Wolności
Gerta Wildersa, która uzyskuje coraz lepsze wyniki w wyborach coraz
bardziej zniechęconego wcześniejszą otwartością ich państwa,
społeczeństwa holenderskiego. W lutym tego roku odpowiedzialny za rynek
pracy i sprawy socjalne minister Henk Kamp powiedział w jednej z
holenderskich gazet, że bezdomnych i bezrobotnych imigrantów z Europy
Wschodniej należy wysyłać do domu, a jeśli nie będą chcieli wyjechać
dobrowolnie, to trzeba ich wydalać. Nieco później, ten sam Kamp przesłał
do holenderskiego parlamentu listę propozycji, które miałyby
doprowadzić do uporządkowania sytuacji w tym segmencie rynku pracy
[19].
W związku z tym minister proponuje, by imigranci z krajów UE, którzy
nie mają środków do życia, tracili po trzech miesiącach prawo do pobytu w
Holandii. Zamierza również zlikwidować „turystyką zasiłkową”. Chodzi o
Polaków, Rumunów czy Bułgarów, którzy przyjeżdżają do Holandii w
poszukiwaniu lepszego życia, tracą szybko pracę (albo w ogóle jej nie
znajdują). W końcu lądują na ulicy, utrzymując się z zasiłków. Wszyscy
imigranci zarobkowi z krajów UE musieliby się rejestrować w urzędach
imigracyjnych, a władze lokalne byłyby zobowiązane do sprawdzania ich
warunków mieszkaniowych (dziś bywa tak, że w jednym mieszkaniu gnieździ
się 20 imigrantów z Polski czy Rumunii). Pracodawcy zdzierający skórę z
imigrantów za wikt i mieszkanie (zdarza się, że zawyżają koszty pobytu w
hotelach robotniczych i korzystania ze stołówek) byliby zaś surowiej
karani. Minister chce też, by prawo do zasiłku socjalnego miały tylko
osoby mówiące po holendersku.
Podobnie za pomocą prawnych środków, skutki nowej fali imigracji
antycypują Austriacy, od maja z otwartymi granicami dla nowych krajów
Unii Europejskiej, w tym Polaków.
Rządowe założenia ustawy o imigracji przyjętej przez rząd 22 lutego
b. r. zakładają m. in. konieczność opanowanie języka niemieckiego przed
wjazdem do kraju, obowiązek pozostania w ośrodku dla azylantów przez
siedem dni i posiadanie zupełnie nowej czerwono-biało-czerwonej karty
[20].
Nie sposób nie zauważyć, że kolejny fundament Unii Europejskiej jakim
był zawsze swobodny przepływ osób, wali się w gruzach. Tym samym nowe
kraje UE mają swój skromny sukces w obnażeniu słabości unijnego molocha.
Rosja i środkowa Azja
Europejski problem z imigracją obcych kulturowo ludów przekroczył już
dawno granice Unii Europejskiej i jest bodaj jeszcze większym problemem
społecznym w imperium rosyjskim, które przecież po rozpadzie ZSRR stało
się w mniejszych stopniu wieloetniczne niż kiedyś. Wydaje się czasami,
ze wszystkie zjawiska znane w Europy zachodniej występują w Rosji z
jeszcze większą siła; zapaść demograficzna jest bowiem potężniejsza niż w
Europie zachodniej, napływowi muzułmanie z Kaukazu bardzie agresywni
niż ci osiedlający się na zachodzie, a i reakcja rosyjskiej ekstremy
politycznej również drastyczna. Być może powody tego to z jednej strony
słabość wewnętrzna państwa i jeszcze szybciej postępująca eksplozja
demograficzna w Azji środkowej.
Na przykład do roku 2025 ludność Iranu będzie równa populacji
rosyjskiej, co przy rosnących wpływach islamu i Chin w tym obszarze
hasło naporu orientu na zachód (o ile pierwiastki zachodnie są wiodące
we współczesnej Rosji) uczyni bardziej aktualnym.
Populacja państw Azji środkowej w 2000 i szacunkowa w 2025 roku w milionach[21]
Kraj |
2000 r. |
2025 |
Afganistan |
22,7 |
44,9 |
Kazachstan |
16,2 |
17,7 |
Uzbekistan |
24,3 |
33,4 |
Kirgistan |
4,7 |
6,1 |
Tadżykistan |
6,2 |
8,9 |
Turkmenistan |
4,5 |
6,3 |
Razem: |
78,6 |
117,3 |
Oblicza się, że do roku 2100 r. ludność Rosji będzie wynosiła ok. 80
milionów starych i niekoniecznie jednolitych etnicznie obywateli, czyli
mniej więcej tyle, ile obecnie wynosi populacja Turcji. I kto wówczas
będzie chorym człowiekiem Europy?
Według wyników „ogólnorosyjskiego spisu ludności” przeprowadzonego w
od 14 do 25 października 2010 r., liczba mieszkańców Rosji w porównaniu z
poprzednim spisem z 2002 roku zmniejszyła się o 2,2 miliona i wynosi
obecnie 142 miliony 905 tysięcy. Zmniejszenie liczby ludności Rosji
nastąpiło wskutek większej liczby zgonów niż urodzin. Spadek byłby
jeszcze wyższy, gdyby nie dzietność narodów nierosyjskich,
przewyższająca pięciokrotnie dzietność etnicznych Rosjan. Prym wiodą tu
oczywiście muzułmanie, stanowiący 20 proc. mieszkańców Rosji.
[22] W samej stolicy Rosji mieszkają 2 miliony muzułmanów
[23].
Ponadto, cała Syberia jest w chwili obecnej obiektem masowej imigracji
Chińczyków, których możliwości emigracyjne są niemal nieograniczone.
Jakby zmartwień demograficznych było mało, te zjawiska nakładają się na
epidemiczną wręcz stała się w Rosji tendencja nadumieralności mężczyzn
, w związku z czym ich liczba
systematycznie
spada. O ile w 2002 roku stanowili oni 46,6 proc. ludności, to obecnie
46,3 procent. Ogółem żyje ich w Rosji 66.205 tys. podczas, gdy kobiet
jest o ponad 10 mln więcej, bo 76.700 tysięcy.
[24]
Wyniki ostatniego spisu świadczą, że pod względem demograficznym
Rosja wciąż znajduje się na równi pochyłej, a jej społeczeństwo jest
chore. Utrzymująca się zapaść demograficzna jest bowiem objawem choroby,
która toczą kraj. W zasadzie jest to nie jedna choroba, ale cały zespół
chorób. Można nawet powiedzieć, że mamy do czynienia z syndromem
rosyjskim. Należą do niego: alkoholizm, narkomania, HIV, aborcja,
rozwody, ubóstwo i zła opieka medyczna.
Wydawało się, że Federacja Rosyjska wzorem państw zachodnich będzie
starała się zaradzić tym niekorzystnym długofalowo zjawiskom za pomocą
narzędzi legislacyjnych. I rzeczywiście przyjęto niedawno ustawę o
kapitale rodzinnym. Zgodnie z nią, każda Rosjanka rodząca drugie lub
kolejne dziecko miała otrzymywać bon o wartości 10 tys. dolarów, który
mogła wykorzystać na kształcenie dzieci, remont lub kupno mieszkania
bądź wpłatę na fundusz emerytalny
[25].
Bony te rodzice dziecka mieli otrzymywać po osiągnięciu przez dziecko
trzeciego roku życia, aby uniknąć szybkiego oddawania dzieci do adopcji
lub domów dziecka. Ponadto matka przez półtora roku po urodzeniu dziecka
miała otrzymywać zasiłek wychowawczy w wysokości jednej trzeciej
średniej pensji. Rozwiązania te były adresowane do 12 mln rosyjskich
kobiet w wieku od 20 do 29 lat, w największej mierze przyczyniających
się do zwiększenia przyrostu naturalnego.
Ale i to rozwiązanie, przynajmniej póki co, nie spełniło swojej roli.
Problemem są chyba względy cywilizacyjne, kulturowe, których zmiany
zadekretować tak łatwo się nie da. Rosyjskie kobiety nie chcą rodzić
nowych dzieci. Same bodźce finansowe nie są ich w stanie do tego
zachęcić. Liczba zawieranych małżeństw jest wciąż mniejsza od liczby
rozwodów. Co trzecia mieszkanka Moskwy w wieku od 25 do 50 lat żyje
samotnie.
Mafia i sportowcy
W Polsce można zidentyfikować obecnie dwie sfery życia, w których
jeśli chodzi o procent imigrantów osiągnęliśmy już średnią europejską;
jest to z jednej strony zorganizowana w mniejszych lub większym stopniu
przestępczość oraz sport.
Nie są to zresztą jedynie polskie problem. We Włoszech, słynnych
przecież z rodzimej mafii, znanej i aktywnej na świecie, liczna
albańskiej mniejszości tworzy własną zorganizowaną przestępczość , a
Nigeryjczycy trudnią się masowo handlem narkotykami i sutenerstwem. W
samym Neapolu rośnie znaczenie Chińczyków zajmujących się nielegalnymi
interesami w tym portowym mieście, słynnym z mafii. To dopiero znak
czasów, kiedy tradycje włoskiej mafii, do której tajemnic przez lata,
nawet na emigracji w USA, nie dopuszczano nie-Włochów muszą być
konfrontowane z napływem przestępczych imigrantów.
Marokańczycy i przybysze z krajów arabskich z kolei świetnie
wstrzelili się w biznes sutenerski w Holandii, gdzie branża płatnego
seksu jest niezwykle dobrze rozwinięta i w pełni legalna.
W Polsce tradycyjnie od początku lat 90-tych ubiegłego wieku, a więc
zaraz po pewnym otwarciu po Okrągłym Stole, weszły ze swoimi interesami i
szorstkimi obyczajami grupy ze wschodu, głównie rosyjskie, ormiańskie,
czeczeńskie a także wietnamskie, choć ci ostatni z uwagi na środowiskową
hermetyczność raczej rzadko są ofiarą skutecznych obław policyjnych.
Jakkolwiek też ciężko w statystykach dostrzec skalę zjawiska, to
wyemitowany w 2002 roku serial dokumentalny „Prawdziwe psy” i serial
fabularny nakręcony na jego kanwie „Pitbull”, bardzo dużo uwagi
poświęcają właśnie walce z Wietnamczykami trudniącymi się sutenerstwem,
Ormianom żyjącym we własnych przestępczych układach i Rosjanom
wkraczającym do Polski bezwzględnie i brutalnie mordując konkurencję,
często przy pomocy przedstawicieli narodów kaukaskich, np. Czeczeńców.
Na dawnym stadionie X-lecia krzyżowały się wpływy Wietnamczyków Tunga,
Ormianie, Nigeryjczycy, Ukraińcy. Legendarny już strach przed mafiosami
ze wschodu rządził wyobraźnia nie tylko filmowców w latach 90-tych.
Wracając zaś do sportu, to jest już niemal nikt nie zwraca uwagi na
to, że reprezentacji popularnych dyscyplin sportowych często, delikatnie
mówiąc, odbiegają wyglądem od przeciętnego mieszkańca kraju, który
reprezentują. Na ostatnich mistrzostwach świata, rok temu, reprezentacja
piłkarska Niemiec składała się w przeszło połowie z piłkarzy
pochodzących, m. in. z Turcji, Tunezji, Polski, Ghany i wielu innych
krajów. Ciężko w tym jakąś nawet logikę przyjąć, bo z podanych narodów
jedynie Turcy stanowią naprawdę liczną mniejszość w Niemczech.
Pierwszym zwiastunem masowych migracji sportowych był występ w 1998
roku reprezentacji Francji, która zresztą zdobyła mistrzostwo świata po
raz pierwszy w historii a w dwa lata później dodała do tego triumf w
mistrzostwach Europy miała w 22-osobowej kadrze 15 reprezentantów z
innymi niż francuskie korzeniami. W przypadku tego kraju jest to jeszcze
jakkolwiek uzasadnione kolonialną przeszłością. Wówczas jedynym który
krytykował taki charakter drużyny narodowej był Jean-Marie Le Pen, za co
spotkały go tradycyjnie już gromy ze strony francuskiego salonu.
Przypadek kiedy to w meczu Kongo-Francja dwaj bracia Mandanda
występowali na pozycji bramkarzy, jeden w jednej a drugi w drugiej
drużynie, są tylko jaskrawym przykładem asymilacji sportowej mieszkańców
byłych kolonii.
W ostatnich miesiącach jednak okazało się, że tabu wokół
wielokulturowości sportowców zostało naruszone, i to przez trenera
reprezentacji trójkolorowych (złośliwi mowią biało-brązowo-czarnych)
Laurent Blanc, który przecież występował w wieloetnicznej drużynie z lat
1998-2000. Oto wyszło na jaw, że trener kadry narodowej i kierownictwo
techniczne francuskiej piłki nożnej starało się „ograniczyć liczbę
francuskich graczy o wyglądzie Afrykańczyków i północnych
Afrykańczyków”, ustanawiając w ośrodkach szkoleniowych limity o
charakterze dyskryminacyjnym w stosunku do zawodników o podwójnym
obywatelstwie. Sam oskarżany szybko wycofał się ze swoich słów,
atakowany choćby przez rewolucyjnie wyczulony na taką dyskryminację
(nawet bardziej niż w Polsce towarzystwo z Czerskiej) dziennik
„Liberation”
[26] czujny. Jednak temat pozostał.
Od kilkunastu lat mamy własne doświadczenia w dziedzinie
wykorzystywania indywidualnych sukcesów sportowców, występujących w
polskich barwach. Mieliśmy już i kajakarzy ze wschodu rodem (np. Iwan
Klementiew), boksera (Andrzej Kliczko), a polski tenis stołowy od lat
opiera się na Chińczykach w polskich barwach. W polskiej reprezentacji
koszykówki grają Amerykanie, dla polskiego żużla sukcesy odnosi Norweg
Rune Holta, a w sportach walki przybysze ze wschodu. Trochę innym
zjawiskiem jest wyszukiwanie, namawianie i – kiedy reguły tego wymagają –
przyznawanie obywatelstwa obcokrajowcom polskiego pochodzenia. Stąd do
niedawno polska reprezentacja rugby składała się z zawodników o
francuskich nazwiskach, a i drużyna narodowa najpopularniejszej w Polsce
piłki nożnej na, zajmujące ostatnimi czasy nieproporcjonalnie do wagi
tematu ogromnie dużo uwagi, mistrzostwa europy w 2012 będzie chyba
tyglem języków i narodowości, jak niejedna drużyna klubowa w polskiej
lidze.
Imigracja szkodliwa dla imigrantów
Rzadko słyszanym argumentem, podnoszonym np. przez Francuski Front Narodowy powołujący się na prawo do różnorodności kultur (
droit à la différence),
jest zwalczanie imigracji jako szkodliwej dla samych państw
emigracyjnych, najczęściej są zaś nimi zacofane kraje tzw. Trzeciego
Świata.
„
FN zwalcza imigrację (…)
po to, aby młode narody
Południa nie zostały zwrócone z jedynej drogi nadziei, jaka przed nimi
stoi. Ta droga prowadzi poprzez mobilizację całej energii narodu w
służbie jego własnego rozwoju. (…)
Olśniewając tych biedaków z
Trzeciego Świata wszystkimi rozkoszami społeczeństwa konsumpcyjnego,
wystawiających ich na wszelkie możliwe pokusy, imponując im spadającą
pod naszą szerokością geograficzną jak manna z nieba pomocy społecznej,
oddaje się im najgorszą przysługę, jaką można sobie wyobrazić. Bo tylko w
ten sposób wpaja im się przekonanie, że istnieje skrót na drodze do
dobrobytu, że można obejść się be pracy, poczucia interesu ogólnego,
solidarności narodowej. Całą historia gospodarcza uczy nas, że każdy
naród musi zapłacić za swój własny rozwój. Nie można bezkarnie omijać
jego etapów. Takie jest twarde prawo życia i postępu narodów”
[27].
Zresztą te jakże trafne słowa lidera FN sprzed lat znajdowały
wielokrotnie uzasadnienie w rzeczywistości krajów imigracyjnych. O ile w
państwach Europy środkowo-wschodniej
[28],
mówienie o drenażu umysłów na zachód jest częste zabiegiem retorycznym i
propagandowym formułowanym na wyrost, to w państwach afrykańskich
rzeczywiście to elita udaje się na emigrację.
Gdy prawica nawołuje, na pustyni nierozumienia, do szacunku i
pielęgnowania świata różnorodność i jednocześnie silnych tożsamości,
inżynierowie społeczni spod znaku postępu, liberalizmu i otwarcia dążą
od lat do homogeniczności, zapominając jak mocno w naturze człowieka
zakorzeniona jest potrzeba identyfikacja; z rodziną (w wielu kulturach
–wielopokoleniową) kulturą życia codziennego, religią i jej
obrzędowością, a nawet z tym pozostawionym dawno temu i geograficznie
daleko, krajem ojczystym.
Podobne postulaty, którym trudno zarzucić jedynie ksenofobię i
niechęć do przyjmowania obcokrajowców, znalazły wyraz choćby w programie
szwedzkiej partii Sverigedemokraterna. Zdaniem polityków SD, zamiast
przyjmować przybyszy z innych krajów i uchodźców, warto wspomagać rozwój
biedniejszych państw, co powinno pomóc zarówno im jak i państwom
europejskim, ponoszącym zbyt wielkie koszty, przyjmowania nowych
imigrantów.
Rasistki w stanie błogosławionym
Tematów imigracji, wzrostu demograficznego i racjonalnej i realnej
polityki pronatalistycznej nie sposób od siebie oddzielić. Oczywiście,
lewacy mają rozwiązanie problem dziury demograficznej rozwiązać zgodnie z
tym, co postulują autorzy „Krytyki politycznej przewodnika lewicy”: „
Lewica
powinna być zawsze wyczulona na dyskurs o czy . Pojawienie
się takich wypowiedzi jest symptomem wbudowanego w dominującą wyobraźnię
polityczną głębokiego rasizmu. Język ten służy uzasadnianiu
, mającej skłonić kobiety do rodzenia
większej liczby dzieci i zamykającej je w ramach gospodarstwa domowego.
Punktu widzenia lewicy odpowiedzią na nie jest zmuszanie kobiet do rodzenia dzieci, lecz
otwarcie granic na nowe imigracje”
[29].
Według prognoz Głównego Urzędu Statystycznego w 2015 r. ma być Polaków
38 mln., w 2025 r. – 37,5 mln. a w 2035 r. – niecałe 36 mln
[30].
Są to tylko prognozy i, być może, przyszły bieg wydarzeń ich nie
potwierdzi. Gdyby jednak stało się tak, jak przewidują demografowie,
czeka nas też spadek liczby osób w wieku przedprodukcyjnym z 6,9 mln w
2015 r. do 5,8 mln. w 2035 i produkcyjnym z 23,7 mln do 20,7 mln, a
wzrost w tych samych latach liczby osób w wieku poprodukcyjnym z 7,8
mln. do 9,6 mln.
Już teraz w Europie i to w bardzo wielu krajach, choć szczególnie
dotyczy to tych z wysokim bezrobociem, jak np. Hiszpania czy Grecja,
pisze się o straconym pokoleniu, które może już się buntuje, choć nadal
gdy wychodzi na ulice, to raczej póki co, żeby pokrzyczeć na władzę, a
nie ją siłą obalać. Jednak frustracja młodych ludzi, którzy nie tylko
nie mają pracy, ale będąc statystycznie lepiej wykształconymi niż ich
rodzice skazani są często na życie poniżej poziomu, który ci ostatni
mieli w ich wieku i który im – swoim dzieciom zapewnili w dzieciństwie.
Ta frustracja może się tylko pogłębić, zgodnie z obserwacją Ignacego
Krasickiego o dwóch ptaszkach w klatce, z których cierpi psychiczne
katusze jedynie ten, co był wolny wcześniej. A myślące raczej bardziej
pragmatycznie niż rozmnażający się z geometryczną intensywnością jak
chociażby Egipcjanie
[31],
młodzi wykształcenie Europejczycy bez stałych dochodów, nie kupią
mieszkania, bo nie wezmą kredytu, więc nie założą rodzin ani nawet
konkubinatów i nie będą mieli z nich dzieci. A gdy koniunktura
gospodarcza w ich kraju – przecież zmienna – poprawi się, to powstające
miejsca za lat kilkadziesiąt zaczną obejmować … potomkowie ludności
krajów arabskich, jak choćby Egiptu. Tym samym błędne koło związanych
ze sobą polityki imigracyjnej, a właściwie jej braku i niedostatecznego
wsparcia pronatalistycznego zamyka się.
Bunt młodych Europejczyków, i ich frustracja może przerodzić się w
agresję wobec obcokrajowców. Poniekąd cieszyć może dławionym śmiechem
złośliwości to, że dwa ostatnie zjawiska globalne kryzys gospodarczy i
napływ imigracja, związany z nią swobodny przepływ ludzi, pokazały
prymat w polityce narodowych (państwowych) interesów.
Dziwnym zbiegiem okoliczności w chwili obecnej na unijnej granicy w
Grecji spotykają się i napór orientu na zachód i próba solidarności tej
najważniejszej, bo finansowej Unii Europejskiej. Nas w Polsce to jeszcze
tak nie dotyczy. Imigranci z państw Europy wschodniej nie szturmują w
takiej liczbie granic UE.
Próba spojrzenie w przyszłość
Pamiętajmy, że to czy Polska jest krajem atrakcyjnym ekonomicznie,
gdzie nie jest łatwo zdobyć dobrze płatna pracę i uzyskać pomoc socjalną
od państwa, to przez wielu wędrownych przybyszów z daleka może być to
oceniane subiektywnie. Dla wielu z nich z czasem możemy stać się nie
tylko krajem tranzytowym w drodze na zachód, ale i docelowym.
Gdyby jakimś zrządzeniem losu lub pracowitością rządzących i
rządzonych, za parę lat Polska stała się ekonomicznym eldorado, z dobrze
płatną pracą leżącą i czekającą na ulicy, wtedy zapraszamy. Ale w
pierwszej kolejności Polaków, zdradzonych i pozostawionych lata temu na
wschodzie. W drugiej kolejności bliskich nam kulturowe i akceptujących
nasze zwyczaje i prawo przybyszów z nacji zaprzyjaźnionych. Po nich,
nawet innych, po spełnieniu odpowiednich warunków. Polskie kolonie od
wieków znajdują się na wschodzie, choć nam w przeciwieństwie do
zachodnich Europejczyków kiplingowskie brzemię białego człowieka tak nie
ciąży, abyśmy czuli się szczególnie zobowiązani wobec kogokolwiek, poza
rodakami pozostawionymi bez własnej winy, samymi sobie na obczyźnie.
Nasz nacjonalizm miał zawsze charakter obronny, a w sporze między
imperialistami a kolonizowanymi, raczej przez większość czasu bliżej
było nam niestety do tych drugich. Teraz jednak, gdy powstajemy z trudem
z imperialnej opresji ze wschodu i zachodu, nie potrzebujemy kolejnych
kneblujących i krępujących zdrowy rozwój narodu i państwa hamulców. Ani w
postaci hamujących regulacji prawnych, ani też skrywaną za politycznie
poprawnymi łzawymi frazesami tworzoną „piątą kolumną” w naszym kraju
znajdującym się ciągle na dorobku. Doświadczenie nam podpowiada, że sami
najlepiej rozwiązujemy własne problemy.
Konrad Bonisławski
Tekst ukazał się pierwotnie w „Polityce Narodowej” nr 9 (2011 r.)
[1]
„MSWiA pracuje nad ułatwieniami dla imigrantów”,
http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/502885,mswia_pracuje_nad_ulatwieniami_dla_imigrantow.html
(7.04.11)
[3] http://www.mswia.gov.pl/portal/pl/2/9102/Pomoc_dla_cudzoziemcow.html (29.05.11)
[4] „Legalni imigranci”, Marcin Wojciechowski, gazeta.pl, http://wyborcza.pl/1,75478,9813267,Legalni_imigranci.html (11.06.11)
[5] Piotr Winczorek, „Polska niegotowa na imigrantów”, „Rzeczpospolita” z 4 marca 2011 r.
[6] Justyna Frelak, „Otwórzmy oczy na imigrantów”, Rzeczpospolita z 26.05.2011 r.
[7]
https://wcd.coe.int/wcd/ViewDoc.jsp?Ref=PR416(2011)&Language=lanFrench&Ver=original&BackColorInternet=F5CA75&BackColorIntranet=F5CA75&BackColorLogged=A9BACE
(13.05.11)
[8] http://www.guardian.co.uk/politics/2011/feb/05/david-cameron-speech-criticised-edl (24.05.11)
[9] Warto dla zilustrowania tego prześledzić statystyki przestępstw popełnianych w USA z podziałem na grupy etniczne
[10] http://wiadomosci.wp.pl/kat,1010221,title,Hindus-urzeduje-w-moim-osiedlowym-spozywczaku,wid,13329858,komentarz.html (12.05.11)
[11] http://www.timesofmalta.com/articles/view/20110413/local/New-rights-for-immigrants.359707 (16.05.11)
[12] http://www.rp.pl/artykul/646175_Polscy-bankruci-z-Wysp.html (18.05.11)
[14] http://www.psz.pl/tekst-27324/Migracje-we-Wloszech, [10.04.2011]
[16]http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/513508,szwajcaria_przywroci_kontrole_na_granicach_i_wystapi_z_schengen.html
[16.05.2011]
[17] Monika Rębała, Szturm na Europę, Newsweek Polska nr 10/2011 z 13.03.2011
[18] http://jp.dk/indland/article2310021.ece (19.05.11)
[19] http://wyborcza.pl/1,76842,9453147,Holendrzy__kto_bedzie_zrywal_wasze_tulipany_.html (16.05.11)
[20] http://derstandard.at/1297818613960/Ministerratsbeschluss-Neues-Fremdenrecht-Regierung-zufrieden-Opposition-empoert (16.05.11)
[21] za: Patrick Buchanan, „Śmierć zachodu”, wyd. pol. 2005, s. 123
[22] Marek Koprowski, „Muzułmanie zaludniają Rosję”, http://nczas.home.pl/wiadomosci/europa/muzulmanie-zaludniaja-rosje/ (29.05.11)
[25]
Swoją drogą porównując to do krytykowanego przecież nieekwiwalentnie
niskiego i jednorazowego „becikowego” w naszym kraju, aż się chce
wyemigrować do Rosji lub przyjąć ich przepisy
[26] http://www.liberation.fr/sports/01012335787-absurdite (12.05.11)
[27] Jean-Marie Le Pen,
Nadzieja. Rozważania o Francji i Europie, wyd. polskie, Warszawa 1994, s. 37-38
[28] Zgoła odmienny jest stosunek FN do białych imigrantów z tego obszaru geograficznego.
[29] „Krytyki Politycznej przewodnik lewicy. Idee, daty i fakty. Pytania i odpowiedzi”, Warszawa, 2007, s. 199
[30] Rocznik GUS za rok 2009
[31] Kraj ten w ciągu zaledwie 30 lat zanotował niemal dwukrotny wzrost liczby ludności, bynajmniej nie z powodu imigracji
źródło: narodowcy.net