Umowy śmieciowe – czyli chytre państwo dwa razy traci
- Utworzono: 17 stycznia 2014
Przyjrzyjmy się tej ostatniej kwestii. Art. 22 § 12 Kodeksu pracy już dziś stanowi: „Nie
jest dopuszczalne zastąpienie umowy o pracę umową cywilnoprawną przy
zachowaniu warunków wykonywania pracy, określonych w § 1”. Oznacza
to, że zakazane jest już dziś, na podstawie obecnych przepisów,
regulowanie stosunku identycznego jak stosunek pracy na podstawie umów
cywilnoprawnych. Można więc uznać, że w polskim prawie już teraz
obowiązuje przepis, który „likwiduje” umowy śmieciowe. Dlaczego więc
umów śmieciowych jest tak dużo? Dlaczego pracownicy nie chcą dochodzić
praw, które im są dane? Ano dlatego, że pracownicy nie chcą konfliktować
się z pracodawcą, nie chcą stracić źródła utrzymania, i godzą się na
taką umowę.
Czy możliwa jest szczelniejsza
regulacja? Owszem, w dociskaniu przedsiębiorców polskie państwo bije
rekordy kreatywności. Pewnie możliwe, jest zwiększenie kompetencji
Inspekcji Pracy albo stworzenie nowego ciała – jak nasz rząd to lubi.
Pewnie możliwe jest choćby wpisanie – kuriozum, ale jest to możliwe –
wprowadzenie stosownych przepisów karnych z przeznaczeniem dla
pracodawców cywilnoprawnych. Pewnie rząd po to nie sięgnie. Przypuszczać
można, że czeka nas więc – o ile cokolwiek nas czeka – kolejna próba
zakazu zawierania umów cywilnoprawnych. Niestety, podstawą prawa
cywilnego jest zasada swobody umów, w myśl której umowy przedstawione w
Kodeksie cywilnym nie zamykają zbioru możliwych do zawarcia umów.
Przypuszczać można, że po „ozusowaiu” choćby umowy o dzieło
przedsiębiorcy uciekną do innych umów cywilnoprawnych. Jest to więc
walka z wiatrakami.
Przedsiębiorcy nie zawierają z
pracownikami umów cywilnoprawnych, nie dlatego że – w myśl
marksistowskiej retoryki – nienawidzą pracowników i chcą im odebrać
wszelkie prawa. Jest wprost przeciwnie. Przedsiębiorcy zawierają takie
umowy, bo chcą dać danej osobie pracę. Gdyby musieli zawrzeć umowę o
pracę nie byłoby ich stać na to stanowisko pracy. Zatrudnionych w danej
firmie nie byłoby 20 osób na umowę o dzieło ale np. 10 na umowę o pracę.
Wreszcie umowy śmieciowe, choć z ciężkim sercem, wybierają sami
pracownicy. Pracodawca składa im ofertę: 2 000 zł netto na umowę o
dzieło albo 1 200 zł netto na umowę o pracę. Pracodawca ma po prostu
określoną kwotę na dane stanowisko pracy, a ile pójdzie z tego do
kieszenie pracownika, a ile do kieszeni państwa, to już wybór samego
pracownika.
Umowa o pracę staje się reliktem
prawnym, coraz bardziej związanym wyłącznie z zatrudnieniem w sektorze
publicznym. Jest to rzecz jasna bolączka dla budżetu państwa, którego
wpływy składkowe spadają i spadać będą. I tutaj – a nie w niedoli
pracowników – należy upatrywać motywacji rządu do „ozusowania” kolejnych
rodzajów umów. Jeżeli jednak rząd rzeczywiście chciałby zainicjować
powrót do umów o pracę, musiałby przeprowadzić szeroką kampanię
drastycznego zmniejszenia kosztów pracy. Nie sądzę, aby to było w
najbliższym czasie realne.
Bartłomiej Królikowski – prawnik, samorządowiec, publicysta kwartalnika „Myśl.pl”.
źródło: mysl24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz