Umowy śmieciowe – czyli chytre państwo dwa razy traci
- Utworzono: 17 stycznia 2014

Czy możliwa jest szczelniejsza
regulacja? Owszem, w dociskaniu przedsiębiorców polskie państwo bije
rekordy kreatywności. Pewnie możliwe, jest zwiększenie kompetencji
Inspekcji Pracy albo stworzenie nowego ciała – jak nasz rząd to lubi.
Pewnie możliwe jest choćby wpisanie – kuriozum, ale jest to możliwe –
wprowadzenie stosownych przepisów karnych z przeznaczeniem dla
pracodawców cywilnoprawnych. Pewnie rząd po to nie sięgnie. Przypuszczać
można, że czeka nas więc – o ile cokolwiek nas czeka – kolejna próba
zakazu zawierania umów cywilnoprawnych. Niestety, podstawą prawa
cywilnego jest zasada swobody umów, w myśl której umowy przedstawione w
Kodeksie cywilnym nie zamykają zbioru możliwych do zawarcia umów.
Przypuszczać można, że po „ozusowaiu” choćby umowy o dzieło
przedsiębiorcy uciekną do innych umów cywilnoprawnych. Jest to więc
walka z wiatrakami.
Przedsiębiorcy nie zawierają z
pracownikami umów cywilnoprawnych, nie dlatego że – w myśl
marksistowskiej retoryki – nienawidzą pracowników i chcą im odebrać
wszelkie prawa. Jest wprost przeciwnie. Przedsiębiorcy zawierają takie
umowy, bo chcą dać danej osobie pracę. Gdyby musieli zawrzeć umowę o
pracę nie byłoby ich stać na to stanowisko pracy. Zatrudnionych w danej
firmie nie byłoby 20 osób na umowę o dzieło ale np. 10 na umowę o pracę.
Wreszcie umowy śmieciowe, choć z ciężkim sercem, wybierają sami
pracownicy. Pracodawca składa im ofertę: 2 000 zł netto na umowę o
dzieło albo 1 200 zł netto na umowę o pracę. Pracodawca ma po prostu
określoną kwotę na dane stanowisko pracy, a ile pójdzie z tego do
kieszenie pracownika, a ile do kieszeni państwa, to już wybór samego
pracownika.
Umowa o pracę staje się reliktem
prawnym, coraz bardziej związanym wyłącznie z zatrudnieniem w sektorze
publicznym. Jest to rzecz jasna bolączka dla budżetu państwa, którego
wpływy składkowe spadają i spadać będą. I tutaj – a nie w niedoli
pracowników – należy upatrywać motywacji rządu do „ozusowania” kolejnych
rodzajów umów. Jeżeli jednak rząd rzeczywiście chciałby zainicjować
powrót do umów o pracę, musiałby przeprowadzić szeroką kampanię
drastycznego zmniejszenia kosztów pracy. Nie sądzę, aby to było w
najbliższym czasie realne.
Bartłomiej Królikowski – prawnik, samorządowiec, publicysta kwartalnika „Myśl.pl”.
źródło: mysl24.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz