Jak to ocalić jako żywą formę życia społecznego?
Patrzę sobie na Niemcy i nie potrafię
wyciągnąć żadnych wniosków. Ludzie podobni do nas (a byli tacy...)
zostali tam zepchnięci na totalny margines historii przez prusactwo,
hitleryzm, powojenny materializm i "postęp" obyczajowy w RFN oraz
komunizm w DDR. Trudno się czegokolwiek od nich nauczyć, poza patrzeniem
na degenerację bezideowej już zupełnie chadecji.
Patrzę
na na Francję i widzę społeczeństwo samozadowolne, dumne, zmanierowane,
zlewaczałe. Jednocześnie jest tam grupa ludzi podobnych do nas i choć
zepchnięta na margines życia polityczno-kulturalnego, to jednak dość
liczna. Ale niestety pozbawiona znaczenia. Wszyscy byli przecież
zdumieni wielkimi protestami z zeszłego roku i było to zdumienie nie
wyłącznie ich rozmiarami (do 1 miliona), ale tym że w ogóle miały
miejsce. W innych państwach prawo o adopcji dzieci przez związki osób
tej samej płci przeszło bez echa.
I wreszcie Anglia. Państwo, które chyba
tylko dzięki swym wielkim wpływom politycznym i gospodarczym potrafiło
przez tak wiele pokoleń ukrywać degenerację wyższych warstw społecznych.
Jak to możliwe, że ich słynny konserwatyzm stał się pustą formą?
Najwybitniejszy żyjący brytyjski intelektualista konserwatywny,
umiarkowany w sądach prof. Roger Scruton ze względu na swój sceptycyzm wobec homoseksualizmu jest tam niemal izolowany. Prof. John Finnis
tylko swej wybitnej klasie intelektualnej zawdzięcza chyba fakt, że
jako zwolennik prawa naturalnego jest tolerowany na Oksfordzie. A w
międzyczasie rząd Konserwatystów (!) przegłosował instytucjonalizację
związków homoseksualnych, a "konserwatywna" minister edukacji domaga się
zniesienia w sklepach podziału na zabawki dla chłopców i dziewczynek.
Jak to wszystko wyjaśnić?
W Anglii i Niemczech można rzecz zwalić
na protestantyzm, we Francji na ducha rewolucji i wojujący ateizm
Republiki. Ale byłoby to zdecydowanie zbyt proste. Myślę, że w tych
państwach, ze względu na ich bogactwo, wytworzył się specyficzny klasowy
układ warstw społecznych, dających pozory społecznego konserwatyzmu.
Lecz wewnątrz elit od bardzo dawna postępowała erozja norm, a na
pogardzanych dołach społecznych narastała frustracja. Nowa lewica
uczyniła tę frustrację taranem zmian, tyle że nie klasowych, a
obyczajowych. Poza tym fałsz podniesiono tam do rangi cnoty. Pisałem
kiedyś w swoim tekście o UE, że Polacy zupełnie nie doceniają finezji z
jaką zachodnie elity potrafią kłamać, czy raczej realizować równolegle
zupełnie wykluczające się cele i dorabiać do tego jakąś z pozoru
sensownie brzmiącą ideologię (jak z tą całą integracją europejską).
Jeśli jest tak jak piszę to mamy szalenie ciekawą sytuację.
Jeśli jest tak jak piszę to mamy szalenie ciekawą sytuację.
W Polsce mamy bowiem:
- społeczeństwo w zasadzie bezklasowe
- społeczeństwo raczej biedne
- społeczeństwo bądź to pogardzające fałszem bądź to (w przypadku establishmentu) zdolne kłamać bardzo nieporadnie
- społeczeństwo w większości katolickie, a w pewnym mniejszościowym wycinku traktujące religię bardzo poważnie
- społeczeństwo w którym "stare elity" (odpowiednik zachodnioeuropejskiej arystokracji krwi i pieniądza, przeciw którym wystąpiła nowa lewica) są raczej lewicujące, a młodzi o prawicowym nastawieniu mają zablokowane kanały politycznego awansu i oglądając degenerację Zachodu coraz bardziej się radykalizują
- społeczeństwo, które właśnie odkrywa swoje heroiczne mity związane z walką o wolność, o przetrwanie swojej kultury, i nie są to mity ze średniowiecza czy nawet z okresu zaborów, ale są to mity z pokolenia naszych dziadków, a więc w jakimś sensie doświadczenie ciągle żywe.
Ciekaw jestem bardzo co z tego wyniknie.
Z pewnością nie to samo co na Zachodzie. Niech ten Zachód i ta cała
fala emigracji, będzie dla nas jak szczepionka. Może dzięki temu
przetrwamy chorobę, która toczy Europę.
Krzysztof Bosak- członek rady decyzyjnej Ruchu Narodowego.
Tekst i fotografia pochodzą z: https://www.facebook.com/krzysztofbosak.mikroblog?fref=ts
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz