Będąc w dniach ostatnich w zacnym towarzystwie mojego Syna Stanisława Maksymiliana w piaskownicy ,dopadła mnie refleksja. Zanurzyłem dłoń w piasku i spojrzałem na nią. Kiedy ostatnim razem byłem na plaży ,na Helu piasek był jak mąka ,nawet dziwnie skrzypiał pod stopami. Ten był inny. Drobiny kamieni byly większe ,bez trudu można było wydłubać co bardziej interesujące z różnorodnego ogółu. Od lat dziecięcych nie zwracałem na nie uwagi. Dla mojego umysłu te zebrane w jednym miejscu drobinki skał były już od dawna piaskiem czy piaskownicą.
Piasek. Depczemy go stopami ,chowamy w nim śmieci i nieczystości ,zwierzęta grzebią w nim odchody ,posypujemy nim oblodzone drogi ,bawią się nim dzieci ,używamy go w pracy ,a jednak jest dla nas niczym. Przed drzewami ,kwiatami ,roślinami ,przed życiem czujemy respekt ,wdzięczność choć wycinamy drzewa to podziwiamy ich zdrowie ,potęgę i właściwości ,dzięki którym możemy je wykorzystać a to do tworzenia łuków ,a to dla bogato ornamentowanych mebli czy zwyczajnie na efektywny opał.
Pisałem o tym wcześniej; podziwiamy to co żywe ,witalne , twórcze.
Otaczamy sie roślinami znajdujemy przyjemność w wodzeniu dłonią po nie malowanym drewnie. Są to drobiazgi które nawet w nieuświadomiony sposób czynią nasze życie znośnym. Wielką zmorą dzisiejszej Białej cywilizacji są rosnące wskaźniki samobójstw. Człowiek wychowany w betonie i próbujący się w nim odnaleźć w wieku dojrzałym traci kontakt z życiem i pogrąża się w wegetacji. Funkcjonuje w środowisku do którego nadal się psychicznie nie przystosował. W środowisku zdominowanym przez martwą materię, gdzie wszelkie przejawy życia są zminimalizowane i zazwyczaj sprowadzone do roli praktycznej ,użytkowej.
Ale skoro podświadomie czujemy podziw i pociąg do życia ,to czy nie czujemy nieuświadomionego lęku i niechęci do tego co martwe?
Piasek jest nam obojętny ,czasem irytuje gdy wejdzie tam gdzie nie powinien. Tymczasem piasek to drobiny kamieni, kamienie to drobiny skał ,a skały to drobiny gór. Piasek i to wszystko od czego pochodzi jest czymś co zdaje się wymykać prawom trwania i przemijania ,początku i końca. Piasek jest martwą wiecznością ,każde z tych ziaren które Stanisław przepuszcza sobie przez palce i skupiony obserwuje jak upadają pamięta czasy gdy po Ziemii chodziły dinozaury, był tu gdy księżyc oderwał się od Ziemii ,a może pochodzi z Merkurego którego powierzchnia została zdmuchnięta w wyniku zderzenia w czasach gdy układ słoneczny był chaotycznym piekłem gdzie monstrualnych rozmiarów masy materii zderzały się ,zgrzewały i rozrywały.
Ludzkość nigdy wcześniej nie miała szczególnych wątpliwości co do swojej wyjątkowości. Wymyśleni bogowie chodzili kiedyś po Ziemii, Słońce ,źródło wszelkiego życia ,które było a to darem ,a to manifestacją a to w końcu bogiem samym w sobie krążyło wokół pełnej magii planety. Nawet księżyc ma na nasz świat i na nas realny wpływ do dzisiaj. Sam nie jestem w stanie zasnąć w pełnię księżyca nawet gdy o niej nie wiem i leżę w absolutnym mroku.
Ludzkość była wyjątkowa ,można powiedzieć ,że jej niewiedza to błogosławieństwo które pozwoliło nam sie rozwijać, tworzyć idee ,prawa ,standardy ,wartości ,cnoty.
Nie da się ukryć ,że to postępy w poznawaniu świata i nie sam rozwój technologiczny ,a nasze wynikające z niego możliwości poznawcze są źródłem coraz powszechniejszego ateizmu w Europie. Myslę ,że ateizm mieści się w pewnych ramach człowieczeństwa. Że jest bezpieczną barierą pomiędzy naturalnym stanem umysłu człowieka ,a szaleństwem. A szaleństwo jest na wyciągnięcie ręki ,jest ukryte w ziarnkach piasku. Gdyby człowiek nie posiadał naturalnych blokad w umyśle które uniemożliwiają mu ogarnięcie takich pojęć jak nieskończoność ,pustka ,wieczność to popadł by w szaleństwo nihilizmu bardzo szybko. Jego inteligencja i świadomość stałyby sie jego przekleństwem które doprowadziłoby do jego wyginięcia. Nawet zakładając ,ze wszechświat miał swój początek to musiała istnieć ta kulka martwej materii o niewyobrażalnej masie zawieszona w pustce ta nasza bogini matka. Skąd sie wzięła? Nie ogarniamy takich pytań umysłem. Prawda jest taka ,że niezależnie od tego jaką wersję przyjmiemy świadomość nietrwałości i ulotności życia nas przytłacza. Życie zdaje sie byc tylko przypadkiem ,epizodem w nie mającym początku i końca kosmosie. Naukowcy lubią uważać siebie za ateistów ,jest to wręcz w dobrym tonie. Jest jednak jedna grupa uczonych która jest inna. Są to fizycy kwantowi którzy poznając rzeczywistość i naturę materii na poziomie dla innych nieosiągalnym zaczynaja wchodzić w świat niemalże magii ,cudów które dzieją sie w skalach nano. Wielu z nich jest na poły filozofami ,niektórzy nawet deklarują ,że na swój sposób zaczeli wierzyc w jakąś formę boskości (wola) ,a to co dla większości naukowców jest zaściankiem i herezją ,dla nich jest droga do prawdy. Człowiek nie jest w stanie pojąć ,że w sensie materialnym praktycznie nie istnieje i ,że składa sie niemal całkowicie z pustki. Żyje bo jakaś moc ,wola formuje kule które do tego posiadają swoje właściwości i mogą sie łączyć w większą całość.
Człowiek nie jest w stanie wyobrazić sobie ,że gdyby zatrzymać elektrony to czysta materia z której składa sie cała ludzkość skumulowana dałaby bryłę wielkości kostki cukru. A jednak fizyka kwantowa zaczyna silnie wchodzic w sfery filozoficzne ,teoria strun i inne zaczynają przypominać echo prastarych wiar naszej rasy (głównie buddyzm dzięki jego esencjonalności). Pytanie brzmii, na ile jest to odkrywanie prawdy ,a na ile oswajanie szaleństwa z człowieczeństwem. Myślę ,że na chwilę obecną możemy wskazówkę odnaleźć w miejscu do którego mało kto by sięgnął.
Robert Howard pisarz tworzący literaturę uważaną i wtedy i często dzisiaj za śmieciową ,jest dla nieco bardziej hermetycznej grupy miłośników uważany za kogoś w rodzaju odpowiednika mainstreamowego Verne'a. Niektórzy ludzie w książkach o barbarzyńcach prehistorii ,barbarzyńcach odległej przyszłosci ,sportowcach ,pogromcach kobiecych serc i najplugawszych demonów dostrzegają niezwykłą mądrość ,głębię ,powalającą celność obserwacji i coś w rodzaju genialnego dotyku wizjonerstwa. REH tworzył postacie które żyły każdą komórka swojego ciała ,były różnymi awatarami tej samej nieposkromionej rządzy i potęgi życia. Byli bez wyjątku uosobieniem woli. A jednocześnie każdej (choć w różnym stopniu bylo to uwydatnione) z postaci które REH uważał za swoje odbicie ,towarzyszył swoisty nihilizm i melancholia. Jak można to pogodzić? Jak można byc skażonym nihilizmem ,dotkniętym przytłaczającą prawdą materii i esencją tego co żywe? Tutaj wlaśnie znajdujemy mądrość. Wszystkie te postacie czy był to brytyjski purytanin Solomon ,mieszanej narodowości krzyżowiec Cormac Fitzgeoffrey ,czy prehistoryczni królowie Conan i Kull wyznający swoich barbarzyńskich bogów ,wszyscy oni pokładali wiarę w mądrości przodków. Byli w mniejszym lub większym stopniu agnostykami którzy walczyli rozdarci pomiędzy mądrością tych co byli przed nimi ,a tym co wystawiało ich umysły na próbę na każdym niemal kroku. Nie wiedzieli czy to w co wierzą jest prawdziwe ,ale mając alternatywę szaleństwa nihilizmu trzymali się tej iskierki w pustce kosmosu. Nie mamy innego wyboru. Musimy wierzyć w to co zostawili nam nasi oświeceni neandertalscy protoplaści. W reinkarnacje ,w nieprzypadkowość życia i tego co ono przynosi (Np.wytwarzanie się narodów) w kult rozwoju i samodoskonalenia.
Prawda łypie na nas zza najdalszej gwiazdy ,pytanie brzmii ,czy znikniemy jak nic nie znaczący epizod nieskończoności w momencie gdy zgaśnie słońce ,lub planety układu słonecznego wybiją się z tego tymczasowego stanu ładu i znów zaczną się zderzać ,czy może wtedy już dawno nas na Ziemii nie będzie ,a my będziemy na naszych statkach kolonizacyjnych i okrętach wojennych płynąć przez kosmos ,zasiedlając martwą materię planet ,czynić ją sobie uległą i przynosząc na nią życie? Być może nie jest tak ,że obiektywnie jesteśmy bez znaczenia ,a jedyny sens istnieje tylko w naszych umysłach z naszej jednostkowej perspektywy. Być może faktycznie bogiem jest wola ,a my nie jesteśmy celem ,a środkiem by wola ,życie wygrało w wojnie z wieczną martwą materią ,by życie ,wola i świadomość pozwoliły nam na osiągnięcie nieskończoności. By ostatnia żywa komórka zginęła wtedy gdy zginie wszechświat (wszechświaty?). Naszą matką jest materia ,naszym ojcem wola. Ufając tym co wiedzieli ,a nie wierzyli jesteśmy światełkiem pośród zimnego szaleństwa. "Musze tworzyć by lepszym się stać". Rozwój i samodoskonalenie ,tylko to się liczy w ostatecznym rozrachunku.
Jesteśmy na wojnie ,a na sztandarach naszych płonąca swarożyca.
Twarz boga ojca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz