W Niemczech grupa działaczy walczy, by uchronić od wymarcia małą
słowiańską mniejszość narodową - Dolnych Łużyczan. Czy ich zaangażowanie
wystarczy, by wygrać z bezduszną biurokracją i naturalnymi tendencjami
asymilacyjnymi?
Ostatni Łużyczanie walczą o przetrwanie
W
Niemczech grupa działaczy walczy, by uchronić od wymarcia małą
słowiańską mniejszość narodową - Dolnych Łużyczan. Czy ich zaangażowanie
wystarczy, by wygrać z bezduszną biurokracją i naturalnymi tendencjami
asymilacyjnymi?
Malutka wioska Turjec, na północ od Chociebuża
(niem. Cottbus). W drugi dzień Zielonych Świątek odprawiane jest tutaj
nabożeństwo ewangelickie. Zjawia się około 30 osób, prawie wyłącznie w
podeszłym lub bardzo podeszłym wieku. Wszyscy są elegancko ubrani i mają
dziwnie swojski wygląd. Widać wśród nich pewne ożywienie - wiedzą, że
następne nabożeństwo tego rodzaju odbędzie się dopiero w sierpniu, w
innym kościele i że to dla nich jedyna okazja, by porozmawiać w swoim
języku, dolnołużyckim. Ta słowiańska mowa na naszych oczach bezpowrotnie
ginie.
Ernst Mucha, gospodarz z Turjeca, uważa, że ratunku już
nie ma. - Widzi pan - mówi zażywny 70-latek - za młodu to ja ze
wszystkimi w wiosce rozmawiałem po łużycku. Tak było jeszcze 40 lat
temu. A teraz? Kto w Turjecu jeszcze zna łużycki? - pyta retorycznie. -
Pojedynczy dziadkowie, tacy jak ja.
Statystyki dają inny,
fałszywy obraz. Według nich w Brandenburgii mieszka 20 tys.
ewangelickich Łużyczan, którzy mówią podobnym do polszczyzny językiem
dolnołużyckim, a w Saksonii 40 tys. Łużyczan - katolików, którzy mówią
zbliżonym do czeskiego górnołużyckim. Obraz jest fałszywy, bo podobnie
jak za czasów NRD statystyki sugerują, iż wszyscy Niemcy łużyckiego
pochodzenia znają łużycki. A to nieprawda - zgodnie zapewniają moi
rozmówcy. Faktycznie zaledwie w kilku rodzinach dzieci rozmawiają z
rodzicami po dolnołużycku. Język wymiera - przyznają.
Przedszkola przyszłością narodu
Nadzieją
na jego odrodzenie jest projekt "Witaj", który przewiduje wychowanie
dzieci, które z domu znają tylko niemiecki, w łużyckich przedszkolach,
gdzie opiekunka mówi do maluchów tylko po łużycku, a bajki w tym języku
opowiadają im staruszkowie, którzy specjalnie przychodzą na zajęcia.
Wszyscy działacze łużyccy uważają, że ten istniejący od 1998 r. projekt
jest jedyną szansą na uratowanie języka. Tym bardziej że szerzy się moda
na łużyckość, którą daje się od pewnego czasu zauważyć u młodego
pokolenia mieszkańców Łużyc.
Niestety, na "Witaj" brakuje
pieniędzy. W programie bierze udział 287 dzieci. Im więcej środków, tym
będzie on atrakcyjniejszy, tym większe zainteresowanie, tym więcej
dzieci można przyjąć. Dlatego ogromną gorycz wywołują u Łużyczan
ostatnie decyzje rządu Brandenburgii, który obciął środki na projekt.
Decyzji socjaldemokratycznego rządu nie rozumie dr Madlena Norberg z
Rady ds. Łużyczan przy Landtagu Brandenburgii: - Co z tego, że
ministerstwo szkolnictwa projekt "Witaj" popiera. Pieniądze daje
ministerstwo nauki, a tam zrozumienie dla racji Łużyczan jest o wiele
mniejsze. A potrzebne są duże pieniądze. Holger Drews, rzecznik
ministerstwa kultury, wskazuje na dramatyczną sytuację budżetu
Brandenburgii: - Środki na łużyckie przedszkola obcięto bardzo
umiarkowanie w porównaniu z innymi projektami.
Łużyczanie
zagrozili skargą do trybunału konstytucyjnego. Najmocniej wspiera ich
postkomunistyczna PDS. To właśnie za czasów NRD Łużyczanie otrzymali
pewną autonomię, podczas gdy w czasach hitlerowskich groziła im fizyczna
zagłada, a wcześniej, pod pruską władzą, byli brutalnie germanizowani.
Złośliwi wręcz uważają, że dla Ericha Honeckera Łużyczanie byli
"wzorcową mniejszością", którą się chwalono w świecie. Niemniej jednak
temu, że język wymiera, władze NRD też są winne, bo traktowały Łużyczan
jako potencjalną "piątą kolumnę" sojuszników: Polski bądź
Czechosłowacji. W latach 60. czterokrotnie zredukowano liczbę szkół
uczących po łużycku. Administracyjnie teren zamieszkany przez Dolnych
Łużyczan rozdzielono na trzy powiaty, tak by wszędzie stanowili
mniejszość. Na nabożeństwa w języku łużyckim zgodzono się dopiero w 1987
r. Łużyckie organizacje były ściśle kontrolowane przez partię i
państwo.
Bagniska i wysypiska
Jadąc do
Turjeca, przejeżdżam przez Spreewald. Z okien samochodu obserwuję
bociany, po obu stronach wąskich dróg rozpościerają się bujne łąki,
lasy. Niemal wszędzie małe i większe rzeczki oraz kanały. Ta bagnista
kraina, nazywana przez Łużyczan "błotami", skrywała słowiańskie wioski,
które przez wiele stuleci dawały schronienie ich mieszkańcom przed falą
germanizacyjną. O słowiańskim charakterze okolicy świadczą dwujęzyczne
napisy. Dowiaduję się, że Hauptstrasse to Głowna Droga, widzę "mosty" i
"gory".
Ale całe Łużyce nie są tak piękne. Na południe od
Chociebuża krajobraz się zmienia. W NRD pobudowano tam ogromne
odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego. Ludzi wysiedlano do miast, a
wioski niszczono. Łużyce, czyli w dosłownym tłumaczeniu - Kałużyce,
kraina kałuż, przypominają tam Księżyc. Widać wielkie hałdy, rozległe
wyrobiska i dymiące kominy. Miarę plag dopełniły lata po zjednoczeniu,
które Łużycom, podobnie jak całemu NRD, przyniosły ogromne bezrobocie i
wyjazd prawie wszystkich młodych ludzi na zachód Niemiec, za pracą.
Niedawno
wielki szwedzki koncern energetyczny Vattenfall postanowił poszerzyć
obszar wydobywania węgla na Łużycach. Łużyczanie zapowiadają ostre
sprzeciwy. Po 1989 r. uroczyście obiecywano, że żadne wioski nie będą
już likwidowane.
Pudrowana ochrona?
-
Te łużyckie napisy przy drogach nic nie znaczą - wzdycha pastor Helmut
Huppatz, który odprawiał nabożeństwo w Turjecu. - To tylko pozory.
Niemcy żyją w błogim przekonaniu, iż Łużyczanie mają wszelkie prawa
należne mniejszościom narodowym. A Łużyczan już tam dawno nie ma.
Rzeczywiście,
wydawałoby się, iż Łużyczanie cieszą się w zjednoczonych Niemczech
pełnią przywilejów. W Brandenburgii radio i telewizja nadają krótkie
programy po dolnołużycku. Oba łużyckie narody wspiera finansowo
specjalna fundacja rządu Niemiec, Saksonii i Brandenburgii. Na Górnych
Łużycach istnieje cała sieć szkół łużyckich, na Dolnych - kilka
podstawowych oraz gimnazjum w Chociebużu. Łużyczanie mogą posługiwać się
swoją mową w kontaktach z niemieckimi władzami tam, gdzie mieszkają.
Faktycznie jednak ich racje ustępują rachunkowi ekonomicznemu, zwłaszcza
od czasu, gdy Niemcy trapi kryzys gospodarczy.
- Niedawno w
Chróścicach zamknięto nam szkołę - mówi Jan Nuk, przewodniczący
Domowiny, organizacji grupującej oba łużyckie narody. - To samo grozi
kolejnej, w Radiborze. Dla tak małej społeczności jak nasza to
niepowetowana strata. Niektórzy sądzą, że żądamy dla siebie więcej praw.
Niemcy mówią, że wszędzie szkoły się zamyka, więc my nie możemy być
oszczędzeni. Ale jak się zamknie jedną szkołę łużycką, to w całej wsi
kultura łużycka zamiera. Jak w ogóle można stosować takie same kryteria?
A przecież rzadkie rośliny chroni się bardziej - oburza się.
Prof.
Dietrich Scholze z Instytutu Łużyckiego w Budziszynie twierdzi jednak,
że Łużyczanie bić się powinni także we własne piersi. - Z pewnością
odpowiedzialnym za wynaradawianie Łużyczan jest zwykły, ludzki
konformizm: mów po niemiecku, a będzie ci łatwiej. Taka filozofia
sprawiła, że zwłaszcza na Dolnych Łużycach nastąpiło załamanie w
przekazywaniu języka z pokolenia na pokolenie.
"Uchodzimy za Polaków"
Zrozumienie
Łużyczanie znajdują wśród niemieckiej inteligencji. Niektórzy z własnej
woli nauczyli się języka tak płynnie, że zadziwiają samych Łużyczan. Do
nich należy np. prof. Eduard Werner, który mówi doskonale w obu
łużyckich językach. Instytut Sorabistyki Uniwersytetu w Lipsku, którym
prof. Werner kieruje, to jedyne w świecie miejsce, gdzie można ukończyć
filologię dolno- bądź górnołużycką.
Przeciętni Niemcy mają inny
stosunek. Tak przynajmniej uważa pastor Huppatz. - Żądają od nas, by
przy nich nie mówić po łużycku, nawet gdy mówi Łużyczanin z
Łużyczaninem, np. w urzędzie. A przecież to oficjalny język - mówi.
Zdominowane przez Niemców rady parafialne nie zgłaszają zapotrzebowania
na łużyckie nabożeństwa.
Sam pastor Huppatz pochodzi z łużyckiej
rodziny, ale nie zna już łużyckiego z domu. Nauczył się go dopiero w
szkole. Słychać to u niego. Dziwi mnie trochę północnoniemieckie
gardłowe "r", niespotykane w językach słowiańskich. Nad zatratą
pierwotnej słowiańskiej wymowy ubolewa też Hannes Kell, 34-letni doradca
majątkowy z Dešna. - Już tylko najstarsze pokolenie cechuje nieskażona
wymowa - mówi. - Inni nauczyli się jej w szkole i mówią z akcentem. Ja
sam też - śmieje się.
- Kiedy ze swoją rodziną spaceruję po
Chociebużu - opowiada - i mówię po łużycku, ludzie biorą nas najczęściej
za Polaków. Nasze języki są strasznie podobne.
Ja rozmawiam z
nim po niemiecku, w jego ojczystym języku, ale żona - Antje Kellowa -
woli, jeśli mówię po polsku. Ona odpowiada mi po swojemu. Bo język zna
od rodziców. Patrząc na jej zaangażowanie i urok, pomyśleć można, iż to
ona zrobiła z męża Łużyczanina najczystszej wody.
Serbska Ludowa Strona
Hannes
Kell wraz z grupą kilkunastu innych młodych działaczy założyli w marcu
partię. Ugrupowanie nazywa się Serbska Ludowa Strona (czyli Łużycka
Partia Ludowa), a Kell został jego przewodniczącym. Ta pierwsza partia
Łużyczan w RFN. - Jesteśmy zdumieni, jak wielki oddźwięk znalazła nasza
inicjatywa. Pisały o niej wszystkie media - chwali się. Jednym z
głównych celów partii jest uratowanie języka dolnołużyckiego od zagłady.
Kell chce m.in., by każde dziecko mogło uczyć się języka dolno- bądź
górnołużyckiego. Dąży do powołania uniwersytetu łużyckiego oraz radia,
które by nadawało po łużycku przez cały dzień. Pragnie również
wykorzystać walory turystyczne regionu.
Stronnictwo Kella wzoruje
się na Partii Duńczyków, która zdobyła w lutowych wyborach do Landtagu
Szlezwiku-Holsztyna 3,6 proc. głosów. Niby niewiele, lecz ponieważ jako
partii mniejszości nie obowiązuje jej 5-proc. próg wyborczy, wprowadziła
do Landtagu dwóch deputowanych. To dużo, zważywszy, że w Niemczech żyje
jedynie 50 tys. Duńczyków. Do zdobycia mandatu do landtagu wystarczy
ok. 20 tys. głosów, akurat tyle, ile jest osób łużyckiego pochodzenia w
Brandenburgii. W tej sytuacji, by partia mogła być skuteczna, potrzebne
jest także wsparcie części ludności niemieckiej. Jej działacze wierzą,
że im się to uda.
Powstanie partii przyczyniło się tymczasem do
powstania rozdźwięków wśród Łużyczan. Uświęcona długoletnią tradycją
organizacja Domowina boi się podziałów w małej społeczności. Jej
przewodniczący Jan Nuk powątpiewa też, czy nowa partia będzie skuteczna.
Łużyczanie w Saksonii tradycyjnie wybierają CDU - powiedział "Gazecie".
W Brandenburgii z kolei są raczej zwolennikami SPD. Wątpię, czy będą
chcieli głosować na nową partię.
Jak pomóc?
Po
nabożeństwie w Turjecu gościnni Łużyczanie zaprosili mnie na
poczęstunek. Wprawdzie tradycyjnego napoju, który łączy Słowian,
zabrakło, ale kawa i ciasto były bardzo smaczne. Mówiący po polsku
chłopak, który studiował w Krakowie, prosi, by przekazać pozdrowienia
Polsce. - Pięknie dziękujemy za wsparcie - mówi z uroczym akcentem. A
potem wszyscy obecni śpiewają hymn: R'dna Łužyca, spšawna, pśijazna,
mojich serbskich woścow kraj, sw'te su m' twoje strony.
Tysiąc
lat temu praktycznie całe Niemcy Wschodnie były zasiedlone przez
Słowian. Wielu Niemców ma słowiańskie korzenie. W czasach Lutra
słowiańskie plemiona zamieszkiwały okolice Berlina i Drezna. Język
Obodrytów w enklawie koło Hanoweru przetrwał do połowy XVIII wieku.
Nawet w końcu XIX wieku starsze mieszkanki wsi nosiły tam - jak można
się dowiedzieć w Muzeum Łużyckim w Chociebużu - typowo słowiański ubiór.
Teraz po Obodrytach i po innych Słowianach prócz nazw miejscowości
śladu nie ma. Ostały się jedynie dwa małe łużyckie narody. Jeden
chroniony przez spreewaldzkie bagna, drugi - przez swój katolicyzm i w
miarę liberalną politykę władz Saksonii.
Ożywienie obumierającej
kultury jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe. Sto lat temu ożywiono
przecież w Palestynie zupełnie martwy język hebrajski. Dla Żydów był to
jedynie język świętych ksiąg i modlitwy, nikt nim na co dzień nie mówił.
Łużyczanie są w lepszej sytuacji, jednak potrzebują pomocy, także ze
strony Polski. Liczyć się będą nawet drobne gesty. Ot, choćby używanie
polsko-łużyckiej nazwy Chociebuż, zamiast niemieckiego Cottbus.
Łukasz Adamski, współpraca Mikołaj Maśluk
źródło: prolusatia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz