środa, 28 sierpnia 2013

# "Rewolucja już się zaczęła" - wywiad z Winnickim.


Zachęcamy do przeczytania obszernego wywiadu, który udzielił dla naszego portalu Robert Winnicki, jeden z liderów Ruchu Narodowego. Jest w nim mowa m.in. o wyborach europarlamentarnych i krajowych, stosunku do Kongresu Nowej Prawicy, Marszu Niepodległości 2013 a także o perspektywach na przyszłość dla narodowców.



 W listopadzie ubiegłego roku po Marszu Niepodległości ogłoszono powstanie Ruchu Narodowego. Jaki największy sukces pańskim zdaniem od tamtego czasu odniosła ta organizacja?

Niewątpliwie tym sukcesem był kongres RN, który odbył się 8 czerwca. Sukcesem organizacyjnym - ponieważ przygotowaliśmy i przeprowadziliśmy wielogodzinną imprezę, na którą przyjechało z całego kraju się ok. 1200-1300 osób, miało miejsce kilkadziesiąt wystąpień poszczególnych mówców, a na zakończenie - koncert. Wszystko w oparciu o bezinteresowną, wielomiesięczną pracę wielu osób, które nie wzięły za to ani złotówki wynagrodzenia i w całości w oparciu o dobrowolne datki.

Kongres był również sukcesem pod względem programowym - zaprezentowaliśmy bardzo wiele punktów, które składają się na pojmowanie interesu narodowego przez RN w dzisiejszym świecie. Miało to miejsce przede wszystkim w wystąpieniach Przemka Holochera, Krzysztofa Bosaka, Artura Zawiszy oraz moim. Zorganizowaliśmy pięć ciekawych debat poświęconych: rodzinie, edukacji, obronności, sektorowi małych i średnich przedsiębiorstw oraz polityce przemysłowej i energetycznej. To co zostało wyartykułowane 8 czerwca jest spójnym, klarownym programem narodowym na XXI wiek. Programem rewolucji mentalnej w warstwie społeczno-kulturowej, radykalnej przebudowy polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej, pragmatycznego podejścia do kwestii gospodarczych, zorientowanego na polskiego przedsiębiorcę i pracownika oraz - budowy polskiej podmiotowości jako ośrodka siły w Europie Centralnej.

Wreszcie - odnotowaliśmy sukces polityczny. Pod Deklaracją Ideową Ruchu Narodowego podpisało się kilkadziesiąt organizacji ogólnopolskich i lokalnych. Rozpoczęliśmy stopniową budowę struktur terenowych. Powołane sztaby wojewódzkie RN dostały zadanie przygotowania zjazdów na jesieni tego roku. Kongres został dostrzeżony i RN zaczął być jednoznacznie postrzegany jako wyrazisty, niezależny oraz zintegrowany podmiot na scenie społeczno-politycznej naszego kraju. Kongres został również dostrzeżony w mediach i był szeroko omawiany w różnych środowiskach. Udało nam się wyartykułować odwieczny postulat naszego ruchu, czyli solidaryzm narodowy; m.in. obecni byli i przemawiali przedstawiciele Polaków mieszkających w różnych stronach świata, również spoza Europy. Wiem, że Polacy na Kresach i Polonia zachodnia odnotowała ten fakt i przygląda się RN z zaciekawieniem oraz sympatią.

A co uważa pan za największy sukces narodowców po 1989 roku? Czy jest to właśnie utworzenie Ruchu Narodowego?

Zabrzmi to chyba nieskromnie w ustach jednego inicjatorów, ale tak, utworzenie RN widzę jako najjaśniejszy punkt tego, co stało się po 1989 r. Trzeba tu jednak dodać parę uwag. Przede wszystkim - w kontekście tego co stało się z naszym ruchem podczas II wojny światowej i w okresie komunizmu - za sukces należy postrzegać poniekąd samo nasze istnienie, fakt, że potrafiliśmy odrodzić się po tak gruntownym zniszczeniu. Było to trudne z wielu względów po roku 89. Po półwieczu komunizmu i wegetowania na emigracji ruch wyszedł słabiutki, kompletnie rozbity, zdezorganizowany, intelektualnie jałowy, a do tego - mocno zinfiltrowany przez komunistyczną agenturę.

Wielu, nawet zasłużonych działaczy ruchu, oderwało się przez okres kilkudziesięciu lat od realnego życia narodowego i snuło coraz bardziej fantastyczne wizje i projekty polityczne. Lata 90-te, a nawet sporą część pierwszej dekady XXI wieku traktuję jako dosyć ponury i w sumie jałowy ideowo-politycznie okres przejściowy. Potrzeba było wyrośnięcia całego, nowego pokolenia działaczy narodowych, by po 20 latach od rzekomego upadku PRL-u rozpocząć budowę projektu, który nie tkwiłby mentalnie w latach 30-tych XX wieku, lub nie byłby uwikłany w tenże PRL czy okrągłostołową republikę. Choć i dziś nie jest łatwo, to klimat, przestrzeń społeczna w jakiej działamy, swoboda z jaką poruszamy się wśród swojego pokolenia - to jest zupełnie inne niż to wszystko, czego doświadczałem jeszcze 12 lat temu, na początku swojej aktywności narodowej.

Jaka jest w takim razie największa wada obecnego ruchu narodowego? Nad czym narodowcy muszą jeszcze szczególnie popracować?

Nad samymi sobą, jak sądzę. "Przez zwycięstwo w sobie do zwycięstwa w narodzie" głosi nasze stare hasło. Przede wszystkim cały czas pracować musimy nad wykuciem sprawnego aparatu, intelektualnego i instytucjonalnego, identyfikacji interesu narodowego w dzisiejszym świecie oraz tworzenia wokół niego mocnej, klarownej narracji. W szeroko pojętym ruchu zbyt wiele ciągle jest zapożyczeń mentalnych i schematów ideologicznych pochodzących z innych nurtów. Wielu z nas daje się zupełnie bezsensownie wpisać w abstrakcyjne wojenki na prawicowo-lewicowych osiach podziałów, tracąc czas i energię na jałowe, bardzo często, spory. Poszczególne osoby potrafią dosyć mocno ulegać narracji socjalistycznej, liberalnej, antyglobalistycznej, klerykalnej, antyklerykalnej, euroazjatyckiej czy atlantyckiej, gubiąc gdzieś pod drodze kategorię podstawową - kategorię interesu narodowego. Pisałem o tym m.in. w zeszycie szkoleniowym, wydanym z okazji Zjazdu MW w tym roku:

"Dlatego narodowiec nie gardłuje za hasłami socjalistycznymi, tylko analizuje i proponuje formy polityki społecznej, które będą podnosiły naród z beznadziei i nędzy, a nie konserwowały kalectwo społeczne. Dlatego narodowiec nie podnieca się frazesami o wolności gospodarczej, tylko stara się działać na rzecz jak najlepszych warunków funkcjonowania polskich firm, stanowiących podstawę materialnego dobrobytu narodu.

Wszechpolak, narodowy demokrata, jest przede wszystkim badaczem życia narodowego. Tym odróżnia się nasza formacja intelektualna od tandeciarzy serwujących prostackie doktrynerstwo. Oni zaczynają swoją działalność zideologizowanym krzykiem, ponieważ ich powierzchowna umysłowość do niczego innego nie jest zdolna. My okrzykiem bojowym podsumowujemy ciężką i mozolną pracę poświęconą rozumieniu rzeczywistości, gdy już precyzyjnie wiemy gdzie, jak, z kim i o co trzeba walczyć."

W tym kontekście jedną z najbardziej zaniedbanych przez nas dziedzin, dziedzin z których pozwoliliśmy się praktycznie całkowicie wypchnąć, jest socjologia. Polska socjologia dzisiaj to jest jeden wielki dramat. W dużej mierze nie zajmuje się badaniem życia społecznego, bo Polacy są zbyt konserwatywni, rodzinni, przywiązani do tożsamości narodowej, jak na percepcję lewicy, która tę dziedzinę absolutnie zdominowała. Zajmuje się prowadzeniem dziwacznych projektów i budowaniem lewackich interpretacji, które mają być pomocne w podważeniu tej polskiej, chrześcijańskiej, czy nawet - płciowej tożsamości członków naszego społeczeństwa. A przecież to, co robił Dmowski w "Myślach Nowoczesnego Polaka" to była w dużej mierze taka swoista socjologia polityczna. To było wieloaspektowe, powiedzielibyśmy, interdyscyplinarne wgryzanie się w psychikę narodową, w kondycję mentalną, w świat pojęć i znaczeń. Dziś ciągle zmagamy się z olbrzymim brakiem w tym względzie, zwłaszcza, że rzeczywistość, którą chcemy opisać, jest pod wieloma względami dużo bardziej złożona.

Pomówmy teraz o wyborach. Wiemy o tym, że w sprawie startu Ruchu Narodowego w wyborach do Parlamentu Europejskiego zadecydują jego członkowie. Kim są dokładnie ci członkowie?

Są to działacze organizacji wchodzących w skład Ruchu Narodowego.

Organizacji tych w składzie Ruchu Narodowego jest bardzo wiele. Które z nich odgrywają największą rolę i dlaczego?

U podstaw inicjatywy RN stoją dwie największe ogólnopolskie organizacje narodowe, czyli Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny. Jako trzeci czynnik, aczkolwiek zróżnicowany i niezrzeszony w jednej strukturze, określiłbym działaczy narodowych, którzy skupieni są w innych środowiskach, np. wokół Myśli.pl i Fundacji Bolesława Chrobrego, Polityki Narodowej i Fundacji Inicjatyw Polskich, część działaczy Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych czy niektórzy z Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", stowarzyszenia "Votum", Towarzystwa Wszechpolskiego "Sztafeta", narodowych organizacji kobiecych oraz wielu innych. Czwartym czynnikiem, skonfederowanym z RN, są niewątpliwie współpracujący z nami konserwatywni wolnościowcy, działający w Unii Polityki Realnej czy w Ruchu Wolności. Wreszcie - mamy do czynienia z działaczami, którzy postanowili zaangażować w ruch swoje lokalne inicjatywy. Bardzo często są to struktury nowe, świeże, powstałe na fali "narodowego boomu" ostatnich lat, które swoją nazwę konstruują nierzadko w prosty, a zarazem logiczny sposób: "Narodowy [nazwa miejscowości]". Wymieniać można by długo.

MW i ONR odegrały rolę centralną z kilku powodów. Po pierwsze, to właśnie porozumienie tych organizacji w roku 2010 i owocna współpraca przez ostatnie lata stoi u podstaw wysiłków konsolidacyjnych w środowisku narodowym. Po drugie, jak już wspomniałem, są to zdecydowanie organizacje największe, prowadzące najszerszą, wieloaspektową działalność i mające największe możliwości w tym względzie. Po trzecie, to właśnie liderzy tych organizacji w latach 2011-2013 opracowali zarys tego, czym ma być RN, promując tę wizję w licznych wystąpieniach, do których odszukania zachęcam zainteresowanych. Zorganizowanie się jako ruch społeczny, nadanie mu prostej, a zarazem klarownej nazwy Ruchu Narodowego, zarys koncepcji Deklaracji Ideowej w formie dziewięciopunktowej, opartej o triadę Tożsamość-Suwerenność-Wolność, powołanie i nazwanie centralnego ciała kierującego Radą Decyzyjną, zorganizowanie struktur na poziomie województw w postaci Sztabów - te wszystkie koncepcje proponowałem i wcielałem w życie wraz z innymi jeszcze jako prezes Młodzieży Wszechpolskiej. Dziś również bardzo wielu aktywistów struktur naszych organizacji działa podwójnie, angażując się i w swoje macierzyste środowisko i w RN.

Wracając do wyborów europarlamentarnych - czy osobiście pan chciałby, żeby Ruch Narodowy wystawił swoje listy? Jakie są argumenty "za" i "przeciw" takiego startu?

Rozmowy na temat powołania inicjatywy społeczno-politycznej, która stanowiłaby pewną nową jakość i dawała możliwość szerszego działania organizacjom narodowym miały miejsce pomiędzy ośrodkami kierowniczymi w naszych środowiskach już na przełomie 2010 i 2011 roku. Przyznam, że od początku byłem swego rodzaju "hamulcowym", który raczej studził zapał i dążenie do formowania nowego, wspólnego podmiotu, niż był do niego zapalony. Uważałem, że sytuacja musi dojrzeć że musimy najpierw wzmocnić się w już istniejących ramach organizacyjnych, rozwinąć współpracę, wypracować w miarę stabilne relacje. Byłem zdecydowanym przeciwnikiem dyskusji o starcie w wyborach 2011 roku uznając, że ani sytuacja polityczna, ani poziom wewnętrznego zorganizowania środowisk narodowych nie wróżą szansy na to, by udział w wyborach stał się jakimś krokiem naprzód w naszej działalności. Zamiast tego zaproponowaliśmy inicjatywę Kontraktu Narodowego, jako formę lobbingu programowego wśród kandydatów do parlamentu, którzy mogliby liczyć na nasze poparcie.

Moje stanowisko jako "hamulcowego" budziło niekiedy nawet pewną irytację rozmówców, ale takie miałem przeświadczenie i tak podpowiadała mi polityczna intuicja - to nie jest ten moment. Sytuacja w kraju jest zła i skłania do natychmiastowego działania politycznego, ale z drugiej strony jesteśmy wciąż słabi i mało zorganizowani. Czas gra na naszą korzyść; nieustannie rośniemy w siłę, musimy okrzepnąć i dobrze się przygotować - tak argumentowałem. Będąc przeciwnikiem powoływania nowego podmiotu organizacyjnego w 2011 roku, nie miałem w drugiej połowie roku 2012 już żadnych wątpliwości, że dochodzimy do punktu, w którym dalsze zwlekanie będzie sprawiać, iż potencjał jakim dysponujemy, może zacząć się wyczerpywać. Dlatego ogłoszenie powstania Ruchu Narodowego w listopadzie ubiegłego roku dokonało się już bez jakiś większych rozterek wewnętrznych z mojej strony. Od początku, nawet jeszcze przed pierwszymi rozmowami z kolegami z ONR-u i innych środowisk, byłem przekonany, że powinno to mieć formułę ruchu społecznego. Dlaczego praca u podstaw, aktywność społeczna jest bardziej fundamentalna i powinna poprzedzać pracę stricte polityczną - rozwijałem to w wielu wystąpieniach, nie będę się w tym miejscu powtarzał.

Trzeba mieć jednak świadomość, że od 11 listopada 2012 roku społeczny Ruch Narodowy, chcąc tego czy nie, stał się pozaparlamentarnym, niepartyjnym ale jednak - podmiotem politycznym. Tak traktowani jesteśmy nie tylko przez główny nurt polityczny czy medialny, nie tylko przez "standardowego Kowalskiego", mającego być może nawet mgliste pojęcie o naszej codziennej aktywności, ale również przez większość zwolenników, przez sympatyków idei narodowej. Nieustannie konfrontujemy się przecież w przestrzeni publicznej nie tylko z innymi działaczami ruchów ideowo-społecznych czy trzeciego sektora, ale w dużej mierze, a nawet przede wszystkim - z działaczami politycznymi, z partiami. Od początku deklarowaliśmy i swojego zdania w tym względzie nie zmieniam, że RN nie przekształci się w partię polityczną. Od początku również nie wykluczaliśmy, a wręcz określaliśmy jako prawdopodobne, że w przyszłości Ruch wystawi komitet wyborczy lub powoła taką partię do zadań parlamentarnych. Jest to naturalna konsekwencja działalności w przestrzeni społeczno-politycznej.

De facto więc pytanie nie sprowadza się do tego czy, ale - kiedy? I w tym miejscu dochodzimy do kalendarza wyborczego na okres 2014-2015. W ciągu tych dwóch lat będziemy mieli cztery kolejne wybory, niemal co pół roku: europarlamentarne, samorządowe, prezydenckie i do parlamentu polskiego. W moim przekonaniu, w ciągu tych elekcji dojdzie do przetasowania na polskiej scenie politycznej. Z dużą dozą pewności dojdzie również do czegoś innego, być może najważniejszego z długofalowego punktu widzenia. W społeczeństwie znużonym jałową, bratobójczą wojną centroprawicy spod znaku PO-PiS, a zwłaszcza w młodym pokoleniu, jest duże oczekiwanie na nową ofertę polityczną. Kluczowym zagadnieniem pozostaje - kto taką wiarygodną ofertę sformułuje?

Widać dziś, że rozwijający się dynamicznie Ruch Narodowy jest na najlepszej drodze do tego, żeby dać taką radykalną, antysystemową, a zarazem poważną i wiarygodną alternatywę. Co nie oznacza, że decyzja o starcie wyborczym będzie należeć do łatwych. Kryje się za nią wiele pułapek, zarówno w obszarze sukcesu, jak i - czego przecież nie można z całą pewnością wykluczyć - mniejszej czy większej porażki. Nasza struktura cały czas się formuje i chociaż rośnie oraz krzepnie z dnia na dzień, to jest poniekąd delikatna. A machina kampanii wyborczej czy choćby układania list jest dosyć bezlitosna i co tu dużo ukrywać - konfliktogenna. To są te zagrożenia, które trzeba brać pod uwagę, rozważając start wyborczy. Ale są też inne czynniki, których analiza sprawia, że, rozważając dziś wszystkie za i przeciw, jestem zwolennikiem startu w przyszłorocznych eurowyborach.

Pierwsza, najważniejsza kwestia, to sprawa dynamiki politycznej. Wejście do gry Ruchu Narodowego w ubiegłym roku jako podmiotu społeczno-politycznego, nie tylko nie osłabiło tendencji wzrostowej i aktywności działalności organizacji narodowych, tak ogólnopolskich, jak i lokalnych. Wprost przeciwnie - był to nowy, potężny impuls, który odczuły wszystkie środowiska. Wyzwoliło to nowe pokłady energii, które teraz "konsumujemy", stopniowo przekuwając w ramy instytucjonalne, szkoląc coraz to nowe zastępy działaczy, podejmując kolejne inicjatywy. Otóż w logice tej dynamiki politycznej wybory są niezwykle ważną sprawą i istnieje bardzo poważna obawa, że jeśli nie podejmiemy wyzwania wyborczego, to ów impet, z jakim od kilku lat się rozwijamy, możemy stracić. Większość naszych sympatyków i działaczy podjęcia tego właśnie wyzwania od nas oczekuje. Brak aktywności na tym polu, ogniskującym wyobraźnię polityczną każdego społeczeństwa, może zostać odebrany jako wyraz słabości, niepewności czy lęku przed weryfikacją i być bardzo mocnym impulsem demobilizującym. Najmniej istotnym, ale wartym odnotowania aspektem w tym obszarze jest rozczarowanie, jakie wzbudzimy wśród działaczy narodowych w Europie, którzy od 2010 roku nie potrafią zrozumieć i dopytują nas "dlaczego nie startujecie w wyborach?" <śmiech>.

Po drugie, trzeba mieć na uwadze to, co wspomniałem wcześniej - pojawienie się nowej oferty na tak zwanym rynku wyborczym jest niemal pewne w zbliżającym się "sezonie politycznym". Kto ją sformułuje? Nie oszukujmy się, życie nie znosi próżni - jeśli nie zrobimy tego my, sporą część nadziei Polaków czekających na radykalną zmianą mogą zagospodarować inne środowiska. Z równie fatalnym jak do tej pory, skutkiem. Bo czy to będzie jakaś układanka w stylu "nowy, lepszy PO-PiS" z Gowinem, Wiplerem i Giertychem, czy walczący z niepełnosprawnymi i epatujący hitleryzmami Korwin-Mikke, czy jakiś nowy projekt lewacki lub wzmocnione SLD - jasne będzie jedno - kolejny raz potencjał zmiany w narodzie zostanie roztrwoniony, zmarnowany. Kto inny nabierze "wiatru w żagle" podczas kampanii oraz, w razie sukcesu - na dłuższy czas zajmie miejsce w przestrzeni politycznej jako rzekoma siła kontestująca dotychczasowy układ. A brak obecności w konkurencji wyborczej uniemożliwi nam artykułowanie naszych postulatów ze "słyszalną" w szerszym kręgu agendą, co będzie miało bardzo złe skutki również w okresie powyborczym.

Po trzecie, warto rozważyć argument p.t. "jeszcze nie czas, poczekajmy na odpowiednią chwilę". Otóż zmierzenie, zważenie "odpowiedniej chwili" jest bardzo trudnym, jeśli nie niemożliwym, de facto, zadaniem. Przez odpowiednią chwilę do podjęcia rywalizacji wyborczej niektórzy rozumieją, jak sądzę, taki moment, w którym rosnący nieustannie w siłę ruch będzie dostatecznie doświadczony, będzie posiadał odpowiednio wyrobione politycznie kadry, by podjąć aktywność polityczną sensu stricto bez ryzyka porażki, kryzysów czy innych problemów. Jednym z największych nieporozumień w tym obszarze jest brak zrozumienia faktu, że najwięcej doświadczenia politycznego i umiejętności zdobywa się po prostu prowadząc aktywną działalność polityczną. Nie ma żadnej pewności, że jeśli Ruch Narodowy nie podejmie takiego wyzwania w przyszłym roku, to za dwa albo trzy lata sytuacja będzie lepsza. Może okazać się, że jest wprost przeciwnie i to nie tylko ze względu na uwarunkowania zewnętrzne, ale również ze względu na duży stopień naiwności i myślenia życzeniowego w podejściu naszych działaczy do realnej polityki, której nigdy nie mieli okazji doświadczyć na własnej skórze. Sytuacja w tym względzie jest diametralnie odmienna niż w 2011 roku, gdy Ruchu Narodowego jako podmiotu politycznego, na którym wspomniana "dynamika polityczna" wywierałaby bardzo silną presję wyborczą, po prostu nie było.

Po czwarte wreszcie, istotną rolę odgrywa kalendarz wyborczy, także już wspominany. Wybory do Parlamentu Europejskiego są na jego początku i to z naszego punktu widzenia bardzo dobra informacja. Są to wybory najłatwiejsze pod względem technicznym, nie licząc prezydenckich - najmniej okręgów wyborczych, relatywnie niewielka ilość osób potrzebnych od obsadzenia list i możliwa do ogarnięcia ilość podpisów, które trzeba pod nimi pozbierać. To czynniki bardzo ważne gdy mówimy o środowisku składającym się w przygniatającej większości z ludzi młodych i bardzo młodych, w większości niedoświadczonych w zmaganiu z bezlitosną machiną mechanizmów wyborczych. Wybory do europarlamentu zawsze promują tych, którzy mają jednoznaczny stosunek do brukselskiego molocha - w całej Europie eurosceptycy, paradoksalnie, osiągają najlepsze wyniki właśnie podczas tych elekcji. Dobry wynik powinno być w nich osiągnąć łatwiej, niż w przypadku wszystkich innych wyborów, które czekają Polskę podczas kolejnych dwóch lat, co ma znaczenie właśnie w kontekście pierwszeństwa czasowego. Parlament Europejski to dobra tuba do głoszenia i propagowania bardzo nie-unijnych poglądów, jak pokazuje choćby przykład Nigela Farage'a. No i na koniec - eurowybory nie wymagają rejestracji partii, można w nich z powodzeniem wystawić zwykły komitet wyborczy, co jest bardzo ważną informacją z punktu widzenia naszego ruchu społecznego.

Dlatego, biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw, świadom wszystkich zagrożeń jakie związane są z tą decyzją, ale mając na uwadze powyższe czynniki, jestem zwolennikiem wystawienia przez Ruch Narodowy komitetu wyborczego w wyborach do europarlamentu w 2014 roku. Tak podpowiada mi znajomość dynamiki życia politycznego i wspomniana intuicja, która, w ostatnich latach, co do najważniejszych kierunków działania, jeszcze mnie nie zawiodła.

Wspomniał pan o wyborach samorządowych, prezydenckich i w końcu parlamentarnych. Czy Rada Decyzyjna RN podjęła jakieś konkretne decyzje w tych kwestiach?

Nie, Rada Decyzyjna we współpracy ze sztabami wojewódzkimi przygotuje na razie referendum wewnętrzne w sprawie eurowyborów. Po jego zakończeniu będziemy decydowali o tym, co dalej. Jeśli zapadnie decyzja o starcie w maju przyszłego roku i jeśli ten start zakończy się sukcesem, na co są spore szanse, to podjęcie walki w kolejnych elekcjach jest prawdopodobne, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o tym wyrokować. Warto odnotować, że bardzo wielu zwolenników Ruchu Narodowego, w kraju i poza jego granicami, mocno domaga się naszego startu w wyborach. Na przykład jeden z punktów rezolucji Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej przyjętej na zjeździe z okazji 20-lecia tej organizacji głosi: "USOPAŁ uważa za celowe utworzenie reprezentacji politycznej narodowej młodzieży polskiej, która powinna wziąć sprawy Ojczyzny w swoje ręce, by zapewnić Jej pomyślny rozwój na miarę tysiącletnich wartości narodowych i katolickich. Zebrani wyrażają sprzeciw zapowiedzią tłumienia młodzieżowego ruchu narodowego, pod pretekstem wojny z faszyzmem." Czujemy za sobą rosnące poparcie, ale podchodzimy do tego na spokojnie i z rozwagą, krok po kroku, dlatego w tej chwili koncentrujemy się na zjazdach wojewódzkich i referendum.

A czy w przypadku wyborów krajowych w grę wchodzi wewnętrzne referendum?

Nie było na ten temat dyskusji, ale z pewnością nie będziemy przeprowadzać referendum przed każdymi wyborami. Można sobie wyobrazić scenariusz następujący: pozytywną decyzję w jesiennym referendum, niepowodzenie w wyborach do europarlamentu i ponowne referendum przed jakimiś kolejnymi wyborami. Ale jeśli w tych pierwszych wyborach będzie sukces, to udział w kolejnych narzuca się sam z siebie. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie co do formy, bo np. w samorządowych można by wystawić listy RN na poziomie sejmików wojewódzkich, a na niższych szczeblach pozostawić działaczom w miarę wolną rękę przy tworzeniu komitetów lokalnych. To jednak są zdecydowanie zbyt wczesne dywagacje.

Spośród "niemainstreamowych" organizacji politycznych, na pierwszy plan wysuwają dwa ugrupowania: Ruch Narodowy i Kongres Nowej Prawicy. Czy przewiduje pan współpracę z partią Janusza Korwina-Mikke?

Swoją opinię o Januszu Korwin-Mikke wyrobiłem już dawno i artykułowałem publicznie wielokrotnie. Dla mnie polityka to "roztropna służba na rzecz dobra wspólnego". Polityk to organizator życia zbiorowego. Dlatego Korwina-Mikke jako polityka nie traktuję. Jest on celebrytą, który od ćwierć wieku urządzą specyficzny show polityczny, trwoniąc w kolejnych przegranych kompaniach wyborczych zaangażowanie i potencjał wielu, najczęściej młodych i bardzo młodych, ludzi. Nie mam jeszcze trzydziestki, a jestem w stanie wymienić co najmniej kilka fal odejść od Korwina znanych mi osobiście ludzi rozczarowanych tym, że zamiast poważnej roboty politycznej, potrafi każdą sprawę zamienić w jednoosobowy cyrk.

Oczywiście istnieją głębokie różnice ideowe między nami. W światopoglądzie Korwina nie ma tak naprawdę nawet żadnego konserwatyzmu w sensie jakiejś głębszej idei - to klasyczny liberał i darwinista społeczny, który przy okazji nie darzy sympatią pederastów i lubi wygłaszać jakieś głupoty o kobietach, niepełnosprawnych czy Hitlerze. Ale nawet gdyby te różnice ideowe można by wziąć w nawias dla chwilowego, na przykład wyborczego, sojuszu taktycznego, na przykład w ramach wspólnej, eurosceptycznej listy, to i tak sprawę widzę w czarnych barwach. Branie na pokład komitetu wyborczego Korwina lubiącego głosić swoje "holokaustyczne mądrości" i tłumaczyć publicznie niepełnosprawnym dzieciom dlaczego "zarażają", to jak zamykanie grupy anonimowych alkoholików pod pokładem statku wypełnionego beczkami z rumem. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy wybuchnie impreza, która pośle okręt na dno.

Jest to o tyle szkoda, że pewnie w KNP znalazłoby się wielu ludzi, z którymi dzielimy cały szereg wspólnych poglądów czy postulatów, ale niestety, potencjalne korzyści są niewspółmierne do zagrożenia. A konserwatywni wolnościowcy, którzy chcą współdziałać w ramach RN mają szeroką ofertę - jest UPR, jest Sekcja Młodych UPR, jest Ruch Wolności.

Tak jak pan to przed chwilą uwydatnił, Ruch Narodowy składa się z wielu różnych ugrupowań, ale faktem jest, że działają w nich głównie ludzie młodzi. Często wypowiadał się pan dlaczego tak akurat jest. Proszę w takim razie powiedzieć, co Ruch Narodowy ma do zaproponowania ludziom starszym, wychowanym jeszcze w poprzednim systemie?

Chciałbym żeby w przyszłości Ruch Narodowy oferował członkostwo poszczególnym osobom. W tej chwili jednak działaczem Ruchu zostaje się poprzez działalność w organizacji, która wchodzi w jego skład, nawet, jeśli jest mała i działa np. tylko w jednej miejscowości. Ma to swoje powody. Nam w pierwszym rzędzie nie zależy na nabiciu licznika "masy członkowskiej" tylko na aktywności struktur i ludzi, którzy mają szereg pomysłów na to, co chcą robić lokalnie, na swoim własnym podwórku. Stawiamy w pierwszej kolejności na tych, którzy mówią: "jestem aktywny tu i tu i tę aktywność chciałbym włączyć/oprzeć/współpracować w ramach Ruchu Narodowego", a dopiero w drugiej na ludzi, którzy mówią "jestem - co mam robić?". Poza tym działa już u nas całkiem spora liczba osób po trzydziestce, a nawet po czterdziestce. Wkrótce ruszą maile sztabów wojewódzkich RN, gdzie będzie się można zgłaszać z ofertą współpracy.

Najcięższym zarzutem wobec Ruchu Narodowego wydaje się być to, że składa się on ze zbyt wielu różnych światopoglądowo środowisk i w krytycznym momencie może dojść do rozłamu. Jak się pan do tego ustosunkuje?

Nie wiem za bardzo co mam rozumieć przez krytyczny moment? Polityka w warunkach demokracji, postmodernizmu i medialnej, internetowej infoanarchii to swego rodzaju nieustanne zarządzanie kryzysowe. W tym sensie wyrobienie polityczne w dzisiejszych czasach polega m.in. na zdolności do takiego wyznaczania agendy, żeby, dążąc do realizacji swoich twardych, zasadniczych celów, zachować minimum elastyczności w działalności społeczno-politycznej. W warunkach środowisk tak mocno zanurzonych w świat idei i doktryn politycznych, jakimi są organizacje tworzące Ruch Narodowy, starcia i dyskusje na tym polu są nieuniknione, a wręcz konieczne, zdrowe i naturalne. One zresztą przebiegały i przebiegają wewnątrz poszczególnych środowisk i organizacji jeszcze przed sformowaniem Ruchu Narodowego.

A tak naprawę najbardziej krytyczny światopoglądowo moment mamy już za sobą - były nim prace i podpisanie Deklaracji Ideowej Ruchu Narodowego. Jak to deklaracja ideowa - jest na dużym poziomie ogólności, ale przecież nikt nie może jej zarzucić, że nie wyznacza kierunku, w jakim zmierzamy. No i na końcu wreszcie - formuła ruchu społecznego również i w tej sprawie pozwala nam na pewną elastyczność. My w Ruchu koncentrujemy się przede wszystkim na tym, o czym mówiłem przy okazji pierwszego pytania - staramy się badać rzeczywistość, zamiast przerzucać doktrynami. I jak na razie, całkiem nieźle nam to wychodzi.

To co najbardziej niektórzy akcentują w Ruchu Narodowym to jego radykalizm. Osobiście wielokrotnie pan powtarzał, że celem Ruchu Narodowego jest obalenie Republiki Okrągłego Stołu. W jaki sposób ma to się stać? Jak pan to sobie wyobraża?

Radykalizm bywa niekiedy formą naszego działania i na tym zazwyczaj powierzchownie skupiają się media, ale tak naprawdę najistotniejszy jest radykalizm treści tego, do czego dążymy. A dążymy do radykalnej przebudowy naszego państwa i społeczeństwa, które w tej chwili staczają się w niebyt po równi pochyłej. Dążymy do sformowania i wypromowania określonej wizji polskości, na którą będą się składały zarówno elementy naszej narodowej tradycji, tożsamości oraz historii, duchowe zaplecze naszego tysiącletniego, chrześcijańskiego dziedzictwa i mentalność człowieka, dumnego, walecznego, zorganizowanego, zdyscyplinowanego, dojrzałego, odpowiedzialnego, silnego. Jesteśmy podwójnie skoncentrowani na młodzieży właśnie z tego powodu: po pierwsze dlatego, że sami jesteśmy w zdecydowanej większości młodzi. A po drugie - bo to właśnie wychowanie następnego pokolenia według narodowych pojęć i wartości będzie tym naszym zwycięstwem, którego nikt nie podważy.

Środki? Niestrudzona, nieustanna formacja coraz to nowych zastępów. Budowa trwałych instytucji promujących nasze wartości, wreszcie - zdobycie wpływu na państwo, na kształtowanie prawa, na całokształt życia społecznego. Republika okrągłostołowa upadnie, zostanie rozsadzona jak spróchniałe drzewo, spomiędzy korzeni którego zaczął wyrastać nowy, dynamiczny, świeży i bardzo szybko rosnący pęd narodowej Polski. Jej obalenie nie będzie aktem - ono jest procesem, który już się rozpoczął.

Czyli preferuje pan ewolucyjną, a nie rewolucyjną zmianę?

Żeby obalić stary porządek skutecznie i nie zniszczyć przy tym państwa oraz narodu, trzeba zbudować odpowiedzialną siłę, która będzie wykuwała odpowiednie kadry. W tym sensie jest to projekt ewolucyjny. Ale głębokość zmian, jakie zamierzamy docelowo przeprowadzić, każe mówić jednak o rewolucji. Rewolucji, która już się zaczęła.

Wielkimi krokami zbliża się kolejna rocznica Święta Niepodległości. Jakiś czas temu rząd ogłosił, że szczyt klimatyczny ONZ odbędzie się właśnie 11 listopada w Warszawie. Jaka była pana pierwsza reakcja na tę decyzję w kontekście Marszu Niepodległości?

Szczerze powiedziawszy, to co przeszliśmy w poprzednich latach przy okazji 11 listopada sprawia, że już niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć. Z tego punktu widzenia informację o szczycie powitałem bez wielkich emocji, nawet z pewnym zainteresowaniem. Oczywiście skala problemów organizacyjnych związanych z Marszem jeszcze się w związku z tym zwiększyła, co, po zeszłorocznych doświadczeniach, wydawało się już niemożliwe. Okazuje się jednak, że rząd jest w stanie wymyślić naprawdę imponujące rzeczy, żeby spróbować nam zaszkodzić. Dla nas pojawia się przy tym okazja by powiedzieć trochę na temat pakietu klimatycznego i interesu narodowego w gospodarce, z czego zamierzamy skorzystać.

Czyli mówi pan jasno: Marsz Niepodległości odbędzie się bez względu na wszystko?

Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Widzimy się jak co roku 11 listopada wczesnym popołudniem w centrum Warszawy. Dokładne informacje przekażemy w kolejnych miesiącach. W minionych latach powstało wiele inicjatyw lokalnych, honorujących Święto Niepodległości. Dlatego, żeby nie stwarzać problemów tym, którzy chcieliby uczestniczyć zarówno w imprezach odbywających się w ich miejscowościach, jak i w Marszu Niepodległości, Stowarzyszenie proponuje, żeby uroczystości lokalne organizować w niedzielę, 10-tego wieczorem. A potem - wszyscy do autobusów i do stolicy!

A co z frekwencją? Nie uważa pan, że w tamtym roku osiągnęła ona swój maksymalny pułap i raczej utrzyma się na tym poziomie? Dodatkowo, tak jak wspominałem, w tym roku w związku ze szczytem ONZ będzie więcej służb, a być może pojawią się także lewackie bojówki z całego świata. Ludzi może to odstraszyć.

Sądzę, że frekwencja będzie w najgorszym wypadku porównywalna do zeszłorocznej. Oczywiście ciężko mi powiedzieć jaki jest "maksymalny pułap", ponieważ co roku przekraczamy 11 listopada "pułapy" jeśli chodzi o liczbę uczestników, które postrzegaliśmy jako "maksymalne". Nic nie wskazuje na to, że w tym roku miałoby być inaczej. Natomiast co do odstraszania: ludzie powinni się bać po 2010 roku, kiedy musieliśmy iść Powiślem i bawić się w ciuciubabkę z lewakami okupującymi ulice. A w 2011 manifestantów było 3-4 razy więcej niż poprzednio. Ludzie powinni się przestraszyć po 2011, kiedy niemiecka antifa szalała po Warszawie, a na miejscu zbiórki na pl. Konstytucji doszło do zadymy. A w 2012 manifestantów było 3-4 razy więcej niż rok wcześniej. Ludzie powinni się bać po 2012, kiedy policja próbowała odciąć czołówkę Marszu od reszty pochodu i urządzić pokazową pacyfikację w kotle na rondzie Dmowskiego. Wiele osób oberwało gazem, pałkami, gumowymi kulami. A mimo to głosów, że ktoś z uczestników MN 2012 nie pojawi się w tym roku, jakoś nie zarejestrowałem. Jestem dobrej myśli.

Na koniec chciałbym zapytać jak przewiduje pan przyszłość samego Ruchu? Sądzi pan, że istnieje możliwość, aby Ruch Narodowy swoje główne postulaty zrealizował w niedalekiej przyszłości, czy może wręcz przeciwnie - potrzebna będzie długa, mozolna, ale i owocna praca u podstaw?

Poniekąd odpowiedziałem już na to pytanie przy okazji rozmowy o ewolucji i rewolucji. Sądzę, że możemy zrealizować swoje postulaty radykalnej, kompleksowej przebudowy polskiej rzeczywistości w niedalekiej przyszłości. Przy czym nasze pojęcie niedalekiej przyszłości nie odnosi się do kadencji, a do pokoleń. Żeby dać szanse naszemu i kolejnym pokoleniom, walkę prowadzimy już dziś, teraz. Na wszystkich polach, na wszystkich poziomach - od gminy po województwo, od szkoły podstawowej po uniwersytety, od wspólnoty rodzinnej po media i parlament. Nas nie stać na to, żeby na dłużej zatrzymać się na jednej linii okopów. Bo za liniami wroga "ginie" teraźniejszość i przyszłość milionów Polaków.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

Dziękuję również.


Dla portalu Narodowcy.net rozmawiał Wojciech Niedzielko.
źródło: narodowcy.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz