Zachęcamy
do przeczytania obszernego wywiadu, który udzielił dla naszego portalu
Robert Winnicki, jeden z liderów Ruchu Narodowego. Jest w nim mowa m.in.
o wyborach europarlamentarnych i krajowych, stosunku do Kongresu Nowej
Prawicy, Marszu Niepodległości 2013 a także o perspektywach na
przyszłość dla narodowców.
W listopadzie ubiegłego roku po
Marszu Niepodległości ogłoszono powstanie Ruchu Narodowego. Jaki
największy sukces pańskim zdaniem od tamtego czasu odniosła ta
organizacja?
Niewątpliwie tym sukcesem był kongres
RN, który odbył się 8 czerwca. Sukcesem organizacyjnym - ponieważ
przygotowaliśmy i przeprowadziliśmy wielogodzinną imprezę, na którą
przyjechało z całego kraju się ok. 1200-1300 osób, miało miejsce
kilkadziesiąt wystąpień poszczególnych mówców, a na zakończenie -
koncert. Wszystko w oparciu o bezinteresowną, wielomiesięczną pracę
wielu osób, które nie wzięły za to ani złotówki wynagrodzenia i w
całości w oparciu o dobrowolne datki.
Kongres był również sukcesem pod
względem programowym - zaprezentowaliśmy bardzo wiele punktów, które
składają się na pojmowanie interesu narodowego przez RN w dzisiejszym
świecie. Miało to miejsce przede wszystkim w wystąpieniach Przemka
Holochera, Krzysztofa Bosaka, Artura Zawiszy oraz moim. Zorganizowaliśmy
pięć ciekawych debat poświęconych: rodzinie, edukacji, obronności,
sektorowi małych i średnich przedsiębiorstw oraz polityce przemysłowej i
energetycznej. To co zostało wyartykułowane 8 czerwca jest spójnym,
klarownym programem narodowym na XXI wiek. Programem rewolucji mentalnej
w warstwie społeczno-kulturowej, radykalnej przebudowy polskiej
rzeczywistości społeczno-politycznej, pragmatycznego podejścia do
kwestii gospodarczych, zorientowanego na polskiego przedsiębiorcę i
pracownika oraz - budowy polskiej podmiotowości jako ośrodka siły w
Europie Centralnej.
Wreszcie - odnotowaliśmy sukces
polityczny. Pod Deklaracją Ideową Ruchu Narodowego podpisało się
kilkadziesiąt organizacji ogólnopolskich i lokalnych. Rozpoczęliśmy
stopniową budowę struktur terenowych. Powołane sztaby wojewódzkie RN
dostały zadanie przygotowania zjazdów na jesieni tego roku. Kongres
został dostrzeżony i RN zaczął być jednoznacznie postrzegany jako
wyrazisty, niezależny oraz zintegrowany podmiot na scenie
społeczno-politycznej naszego kraju. Kongres został również dostrzeżony w
mediach i był szeroko omawiany w różnych środowiskach. Udało nam się
wyartykułować odwieczny postulat naszego ruchu, czyli solidaryzm
narodowy; m.in. obecni byli i przemawiali przedstawiciele Polaków
mieszkających w różnych stronach świata, również spoza Europy. Wiem, że
Polacy na Kresach i Polonia zachodnia odnotowała ten fakt i przygląda
się RN z zaciekawieniem oraz sympatią.
A co uważa pan za największy sukces narodowców po 1989 roku? Czy jest to właśnie utworzenie Ruchu Narodowego?
Zabrzmi to chyba nieskromnie w ustach
jednego inicjatorów, ale tak, utworzenie RN widzę jako najjaśniejszy
punkt tego, co stało się po 1989 r. Trzeba tu jednak dodać parę uwag.
Przede wszystkim - w kontekście tego co stało się z naszym ruchem
podczas II wojny światowej i w okresie komunizmu - za sukces należy
postrzegać poniekąd samo nasze istnienie, fakt, że potrafiliśmy odrodzić
się po tak gruntownym zniszczeniu. Było to trudne z wielu względów po
roku 89. Po półwieczu komunizmu i wegetowania na emigracji ruch wyszedł
słabiutki, kompletnie rozbity, zdezorganizowany, intelektualnie jałowy, a
do tego - mocno zinfiltrowany przez komunistyczną agenturę.
Wielu, nawet zasłużonych działaczy
ruchu, oderwało się przez okres kilkudziesięciu lat od realnego życia
narodowego i snuło coraz bardziej fantastyczne wizje i projekty
polityczne. Lata 90-te, a nawet sporą część pierwszej dekady XXI wieku
traktuję jako dosyć ponury i w sumie jałowy ideowo-politycznie okres
przejściowy. Potrzeba było wyrośnięcia całego, nowego pokolenia
działaczy narodowych, by po 20 latach od rzekomego upadku PRL-u
rozpocząć budowę projektu, który nie tkwiłby mentalnie w latach 30-tych
XX wieku, lub nie byłby uwikłany w tenże PRL czy okrągłostołową
republikę. Choć i dziś nie jest łatwo, to klimat, przestrzeń społeczna w
jakiej działamy, swoboda z jaką poruszamy się wśród swojego pokolenia -
to jest zupełnie inne niż to wszystko, czego doświadczałem jeszcze 12
lat temu, na początku swojej aktywności narodowej.
Jaka jest w takim razie największa wada obecnego ruchu narodowego? Nad czym narodowcy muszą jeszcze szczególnie popracować?
Nad samymi sobą, jak sądzę. "Przez
zwycięstwo w sobie do zwycięstwa w narodzie" głosi nasze stare hasło.
Przede wszystkim cały czas pracować musimy nad wykuciem sprawnego
aparatu, intelektualnego i instytucjonalnego, identyfikacji interesu
narodowego w dzisiejszym świecie oraz tworzenia wokół niego mocnej,
klarownej narracji. W szeroko pojętym ruchu zbyt wiele ciągle jest
zapożyczeń mentalnych i schematów ideologicznych pochodzących z innych
nurtów. Wielu z nas daje się zupełnie bezsensownie wpisać w abstrakcyjne
wojenki na prawicowo-lewicowych osiach podziałów, tracąc czas i energię
na jałowe, bardzo często, spory. Poszczególne osoby potrafią dosyć
mocno ulegać narracji socjalistycznej, liberalnej, antyglobalistycznej,
klerykalnej, antyklerykalnej, euroazjatyckiej czy atlantyckiej, gubiąc
gdzieś pod drodze kategorię podstawową - kategorię interesu narodowego.
Pisałem o tym m.in. w zeszycie szkoleniowym, wydanym z okazji Zjazdu MW w
tym roku:
"Dlatego narodowiec nie gardłuje za
hasłami socjalistycznymi, tylko analizuje i proponuje formy polityki
społecznej, które będą podnosiły naród z beznadziei i nędzy, a nie
konserwowały kalectwo społeczne. Dlatego narodowiec nie podnieca się
frazesami o wolności gospodarczej, tylko stara się działać na rzecz jak
najlepszych warunków funkcjonowania polskich firm, stanowiących podstawę
materialnego dobrobytu narodu.
Wszechpolak, narodowy demokrata,
jest przede wszystkim badaczem życia narodowego. Tym odróżnia się nasza
formacja intelektualna od tandeciarzy serwujących prostackie
doktrynerstwo. Oni zaczynają swoją działalność zideologizowanym
krzykiem, ponieważ ich powierzchowna umysłowość do niczego innego nie
jest zdolna. My okrzykiem bojowym podsumowujemy ciężką i mozolną pracę
poświęconą rozumieniu rzeczywistości, gdy już precyzyjnie wiemy gdzie,
jak, z kim i o co trzeba walczyć."
W tym kontekście jedną z najbardziej
zaniedbanych przez nas dziedzin, dziedzin z których pozwoliliśmy się
praktycznie całkowicie wypchnąć, jest socjologia. Polska socjologia
dzisiaj to jest jeden wielki dramat. W dużej mierze nie zajmuje się
badaniem życia społecznego, bo Polacy są zbyt konserwatywni, rodzinni,
przywiązani do tożsamości narodowej, jak na percepcję lewicy, która tę
dziedzinę absolutnie zdominowała. Zajmuje się prowadzeniem dziwacznych
projektów i budowaniem lewackich interpretacji, które mają być pomocne w
podważeniu tej polskiej, chrześcijańskiej, czy nawet - płciowej
tożsamości członków naszego społeczeństwa. A przecież to, co robił
Dmowski w "Myślach Nowoczesnego Polaka" to była w dużej mierze taka
swoista socjologia polityczna. To było wieloaspektowe, powiedzielibyśmy,
interdyscyplinarne wgryzanie się w psychikę narodową, w kondycję
mentalną, w świat pojęć i znaczeń. Dziś ciągle zmagamy się z olbrzymim
brakiem w tym względzie, zwłaszcza, że rzeczywistość, którą chcemy
opisać, jest pod wieloma względami dużo bardziej złożona.
Pomówmy teraz o wyborach. Wiemy o
tym, że w sprawie startu Ruchu Narodowego w wyborach do Parlamentu
Europejskiego zadecydują jego członkowie. Kim są dokładnie ci
członkowie?
Są to działacze organizacji wchodzących w skład Ruchu Narodowego.
Organizacji tych w składzie Ruchu Narodowego jest bardzo wiele. Które z nich odgrywają największą rolę i dlaczego?
U podstaw inicjatywy RN stoją dwie
największe ogólnopolskie organizacje narodowe, czyli Młodzież
Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny. Jako trzeci czynnik, aczkolwiek
zróżnicowany i niezrzeszony w jednej strukturze, określiłbym działaczy
narodowych, którzy skupieni są w innych środowiskach, np. wokół Myśli.pl
i Fundacji Bolesława Chrobrego, Polityki Narodowej i Fundacji Inicjatyw
Polskich, część działaczy Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych
czy niektórzy z Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół", stowarzyszenia
"Votum", Towarzystwa Wszechpolskiego "Sztafeta", narodowych organizacji
kobiecych oraz wielu innych. Czwartym czynnikiem, skonfederowanym z RN,
są niewątpliwie współpracujący z nami konserwatywni wolnościowcy,
działający w Unii Polityki Realnej czy w Ruchu Wolności. Wreszcie - mamy
do czynienia z działaczami, którzy postanowili zaangażować w ruch swoje
lokalne inicjatywy. Bardzo często są to struktury nowe, świeże,
powstałe na fali "narodowego boomu" ostatnich lat, które swoją nazwę
konstruują nierzadko w prosty, a zarazem logiczny sposób: "Narodowy
[nazwa miejscowości]". Wymieniać można by długo.
MW i ONR odegrały rolę centralną z kilku
powodów. Po pierwsze, to właśnie porozumienie tych organizacji w roku
2010 i owocna współpraca przez ostatnie lata stoi u podstaw wysiłków
konsolidacyjnych w środowisku narodowym. Po drugie, jak już wspomniałem,
są to zdecydowanie organizacje największe, prowadzące najszerszą,
wieloaspektową działalność i mające największe możliwości w tym
względzie. Po trzecie, to właśnie liderzy tych organizacji w latach
2011-2013 opracowali zarys tego, czym ma być RN, promując tę wizję w
licznych wystąpieniach, do których odszukania zachęcam zainteresowanych.
Zorganizowanie się jako ruch społeczny, nadanie mu prostej, a zarazem
klarownej nazwy Ruchu Narodowego, zarys koncepcji Deklaracji Ideowej w
formie dziewięciopunktowej, opartej o triadę
Tożsamość-Suwerenność-Wolność, powołanie i nazwanie centralnego ciała
kierującego Radą Decyzyjną, zorganizowanie struktur na poziomie
województw w postaci Sztabów - te wszystkie koncepcje proponowałem i
wcielałem w życie wraz z innymi jeszcze jako prezes Młodzieży
Wszechpolskiej. Dziś również bardzo wielu aktywistów struktur naszych
organizacji działa podwójnie, angażując się i w swoje macierzyste
środowisko i w RN.
Wracając do wyborów
europarlamentarnych - czy osobiście pan chciałby, żeby Ruch Narodowy
wystawił swoje listy? Jakie są argumenty "za" i "przeciw" takiego
startu?
Rozmowy na temat powołania inicjatywy
społeczno-politycznej, która stanowiłaby pewną nową jakość i dawała
możliwość szerszego działania organizacjom narodowym miały miejsce
pomiędzy ośrodkami kierowniczymi w naszych środowiskach już na przełomie
2010 i 2011 roku. Przyznam, że od początku byłem swego rodzaju
"hamulcowym", który raczej studził zapał i dążenie do formowania nowego,
wspólnego podmiotu, niż był do niego zapalony. Uważałem, że sytuacja
musi dojrzeć że musimy najpierw wzmocnić się w już istniejących ramach
organizacyjnych, rozwinąć współpracę, wypracować w miarę stabilne
relacje. Byłem zdecydowanym przeciwnikiem dyskusji o starcie w wyborach
2011 roku uznając, że ani sytuacja polityczna, ani poziom wewnętrznego
zorganizowania środowisk narodowych nie wróżą szansy na to, by udział w
wyborach stał się jakimś krokiem naprzód w naszej działalności. Zamiast
tego zaproponowaliśmy inicjatywę Kontraktu Narodowego, jako formę
lobbingu programowego wśród kandydatów do parlamentu, którzy mogliby
liczyć na nasze poparcie.
Moje stanowisko jako "hamulcowego"
budziło niekiedy nawet pewną irytację rozmówców, ale takie miałem
przeświadczenie i tak podpowiadała mi polityczna intuicja - to nie jest
ten moment. Sytuacja w kraju jest zła i skłania do natychmiastowego
działania politycznego, ale z drugiej strony jesteśmy wciąż słabi i mało
zorganizowani. Czas gra na naszą korzyść; nieustannie rośniemy w siłę,
musimy okrzepnąć i dobrze się przygotować - tak argumentowałem. Będąc
przeciwnikiem powoływania nowego podmiotu organizacyjnego w 2011 roku,
nie miałem w drugiej połowie roku 2012 już żadnych wątpliwości, że
dochodzimy do punktu, w którym dalsze zwlekanie będzie sprawiać, iż
potencjał jakim dysponujemy, może zacząć się wyczerpywać. Dlatego
ogłoszenie powstania Ruchu Narodowego w listopadzie ubiegłego roku
dokonało się już bez jakiś większych rozterek wewnętrznych z mojej
strony. Od początku, nawet jeszcze przed pierwszymi rozmowami z kolegami
z ONR-u i innych środowisk, byłem przekonany, że powinno to mieć
formułę ruchu społecznego. Dlaczego praca u podstaw, aktywność społeczna
jest bardziej fundamentalna i powinna poprzedzać pracę stricte
polityczną - rozwijałem to w wielu wystąpieniach, nie będę się w tym
miejscu powtarzał.
Trzeba mieć jednak świadomość, że od 11
listopada 2012 roku społeczny Ruch Narodowy, chcąc tego czy nie, stał
się pozaparlamentarnym, niepartyjnym ale jednak - podmiotem politycznym.
Tak traktowani jesteśmy nie tylko przez główny nurt polityczny czy
medialny, nie tylko przez "standardowego Kowalskiego", mającego być może
nawet mgliste pojęcie o naszej codziennej aktywności, ale również przez
większość zwolenników, przez sympatyków idei narodowej. Nieustannie
konfrontujemy się przecież w przestrzeni publicznej nie tylko z innymi
działaczami ruchów ideowo-społecznych czy trzeciego sektora, ale w dużej
mierze, a nawet przede wszystkim - z działaczami politycznymi, z
partiami. Od początku deklarowaliśmy i swojego zdania w tym względzie
nie zmieniam, że RN nie przekształci się w partię polityczną. Od
początku również nie wykluczaliśmy, a wręcz określaliśmy jako
prawdopodobne, że w przyszłości Ruch wystawi komitet wyborczy lub powoła
taką partię do zadań parlamentarnych. Jest to naturalna konsekwencja
działalności w przestrzeni społeczno-politycznej.
De facto więc pytanie nie sprowadza się
do tego czy, ale - kiedy? I w tym miejscu dochodzimy do kalendarza
wyborczego na okres 2014-2015. W ciągu tych dwóch lat będziemy mieli
cztery kolejne wybory, niemal co pół roku: europarlamentarne,
samorządowe, prezydenckie i do parlamentu polskiego. W moim przekonaniu,
w ciągu tych elekcji dojdzie do przetasowania na polskiej scenie
politycznej. Z dużą dozą pewności dojdzie również do czegoś innego, być
może najważniejszego z długofalowego punktu widzenia. W społeczeństwie
znużonym jałową, bratobójczą wojną centroprawicy spod znaku PO-PiS, a
zwłaszcza w młodym pokoleniu, jest duże oczekiwanie na nową ofertę
polityczną. Kluczowym zagadnieniem pozostaje - kto taką wiarygodną
ofertę sformułuje?
Widać dziś, że rozwijający się
dynamicznie Ruch Narodowy jest na najlepszej drodze do tego, żeby dać
taką radykalną, antysystemową, a zarazem poważną i wiarygodną
alternatywę. Co nie oznacza, że decyzja o starcie wyborczym będzie
należeć do łatwych. Kryje się za nią wiele pułapek, zarówno w obszarze
sukcesu, jak i - czego przecież nie można z całą pewnością wykluczyć -
mniejszej czy większej porażki. Nasza struktura cały czas się formuje i
chociaż rośnie oraz krzepnie z dnia na dzień, to jest poniekąd
delikatna. A machina kampanii wyborczej czy choćby układania list jest
dosyć bezlitosna i co tu dużo ukrywać - konfliktogenna. To są te
zagrożenia, które trzeba brać pod uwagę, rozważając start wyborczy. Ale
są też inne czynniki, których analiza sprawia, że, rozważając dziś
wszystkie za i przeciw, jestem zwolennikiem startu w przyszłorocznych
eurowyborach.
Pierwsza, najważniejsza kwestia, to
sprawa dynamiki politycznej. Wejście do gry Ruchu Narodowego w ubiegłym
roku jako podmiotu społeczno-politycznego, nie tylko nie osłabiło
tendencji wzrostowej i aktywności działalności organizacji narodowych,
tak ogólnopolskich, jak i lokalnych. Wprost przeciwnie - był to nowy,
potężny impuls, który odczuły wszystkie środowiska. Wyzwoliło to nowe
pokłady energii, które teraz "konsumujemy", stopniowo przekuwając w ramy
instytucjonalne, szkoląc coraz to nowe zastępy działaczy, podejmując
kolejne inicjatywy. Otóż w logice tej dynamiki politycznej wybory są
niezwykle ważną sprawą i istnieje bardzo poważna obawa, że jeśli nie
podejmiemy wyzwania wyborczego, to ów impet, z jakim od kilku lat się
rozwijamy, możemy stracić. Większość naszych sympatyków i działaczy
podjęcia tego właśnie wyzwania od nas oczekuje. Brak aktywności na tym
polu, ogniskującym wyobraźnię polityczną każdego społeczeństwa, może
zostać odebrany jako wyraz słabości, niepewności czy lęku przed
weryfikacją i być bardzo mocnym impulsem demobilizującym. Najmniej
istotnym, ale wartym odnotowania aspektem w tym obszarze jest
rozczarowanie, jakie wzbudzimy wśród działaczy narodowych w Europie,
którzy od 2010 roku nie potrafią zrozumieć i dopytują nas "dlaczego nie
startujecie w wyborach?" <śmiech>.
Po drugie, trzeba mieć na uwadze to, co
wspomniałem wcześniej - pojawienie się nowej oferty na tak zwanym rynku
wyborczym jest niemal pewne w zbliżającym się "sezonie politycznym". Kto
ją sformułuje? Nie oszukujmy się, życie nie znosi próżni - jeśli nie
zrobimy tego my, sporą część nadziei Polaków czekających na radykalną
zmianą mogą zagospodarować inne środowiska. Z równie fatalnym jak do tej
pory, skutkiem. Bo czy to będzie jakaś układanka w stylu "nowy, lepszy
PO-PiS" z Gowinem, Wiplerem i Giertychem, czy walczący z
niepełnosprawnymi i epatujący hitleryzmami Korwin-Mikke, czy jakiś nowy
projekt lewacki lub wzmocnione SLD - jasne będzie jedno - kolejny raz
potencjał zmiany w narodzie zostanie roztrwoniony, zmarnowany. Kto inny
nabierze "wiatru w żagle" podczas kampanii oraz, w razie sukcesu - na
dłuższy czas zajmie miejsce w przestrzeni politycznej jako rzekoma siła
kontestująca dotychczasowy układ. A brak obecności w konkurencji
wyborczej uniemożliwi nam artykułowanie naszych postulatów ze
"słyszalną" w szerszym kręgu agendą, co będzie miało bardzo złe skutki
również w okresie powyborczym.
Po trzecie, warto rozważyć argument p.t.
"jeszcze nie czas, poczekajmy na odpowiednią chwilę". Otóż zmierzenie,
zważenie "odpowiedniej chwili" jest bardzo trudnym, jeśli nie
niemożliwym, de facto, zadaniem. Przez odpowiednią chwilę do podjęcia
rywalizacji wyborczej niektórzy rozumieją, jak sądzę, taki moment, w
którym rosnący nieustannie w siłę ruch będzie dostatecznie doświadczony,
będzie posiadał odpowiednio wyrobione politycznie kadry, by podjąć
aktywność polityczną sensu stricto bez ryzyka porażki, kryzysów czy
innych problemów. Jednym z największych nieporozumień w tym obszarze
jest brak zrozumienia faktu, że najwięcej doświadczenia politycznego i
umiejętności zdobywa się po prostu prowadząc aktywną działalność
polityczną. Nie ma żadnej pewności, że jeśli Ruch Narodowy nie podejmie
takiego wyzwania w przyszłym roku, to za dwa albo trzy lata sytuacja
będzie lepsza. Może okazać się, że jest wprost przeciwnie i to nie tylko
ze względu na uwarunkowania zewnętrzne, ale również ze względu na duży
stopień naiwności i myślenia życzeniowego w podejściu naszych działaczy
do realnej polityki, której nigdy nie mieli okazji doświadczyć na
własnej skórze. Sytuacja w tym względzie jest diametralnie odmienna niż w
2011 roku, gdy Ruchu Narodowego jako podmiotu politycznego, na którym
wspomniana "dynamika polityczna" wywierałaby bardzo silną presję
wyborczą, po prostu nie było.
Po czwarte wreszcie, istotną rolę
odgrywa kalendarz wyborczy, także już wspominany. Wybory do Parlamentu
Europejskiego są na jego początku i to z naszego punktu widzenia bardzo
dobra informacja. Są to wybory najłatwiejsze pod względem technicznym,
nie licząc prezydenckich - najmniej okręgów wyborczych, relatywnie
niewielka ilość osób potrzebnych od obsadzenia list i możliwa do
ogarnięcia ilość podpisów, które trzeba pod nimi pozbierać. To czynniki
bardzo ważne gdy mówimy o środowisku składającym się w przygniatającej
większości z ludzi młodych i bardzo młodych, w większości
niedoświadczonych w zmaganiu z bezlitosną machiną mechanizmów
wyborczych. Wybory do europarlamentu zawsze promują tych, którzy mają
jednoznaczny stosunek do brukselskiego molocha - w całej Europie
eurosceptycy, paradoksalnie, osiągają najlepsze wyniki właśnie podczas
tych elekcji. Dobry wynik powinno być w nich osiągnąć łatwiej, niż w
przypadku wszystkich innych wyborów, które czekają Polskę podczas
kolejnych dwóch lat, co ma znaczenie właśnie w kontekście pierwszeństwa
czasowego. Parlament Europejski to dobra tuba do głoszenia i
propagowania bardzo nie-unijnych poglądów, jak pokazuje choćby przykład
Nigela Farage'a. No i na koniec - eurowybory nie wymagają rejestracji
partii, można w nich z powodzeniem wystawić zwykły komitet wyborczy, co
jest bardzo ważną informacją z punktu widzenia naszego ruchu
społecznego.
Dlatego, biorąc pod uwagę wszystkie za i
przeciw, świadom wszystkich zagrożeń jakie związane są z tą decyzją,
ale mając na uwadze powyższe czynniki, jestem zwolennikiem wystawienia
przez Ruch Narodowy komitetu wyborczego w wyborach do europarlamentu w
2014 roku. Tak podpowiada mi znajomość dynamiki życia politycznego i
wspomniana intuicja, która, w ostatnich latach, co do najważniejszych
kierunków działania, jeszcze mnie nie zawiodła.
Wspomniał pan o wyborach
samorządowych, prezydenckich i w końcu parlamentarnych. Czy Rada
Decyzyjna RN podjęła jakieś konkretne decyzje w tych kwestiach?
Nie, Rada Decyzyjna we współpracy ze
sztabami wojewódzkimi przygotuje na razie referendum wewnętrzne w
sprawie eurowyborów. Po jego zakończeniu będziemy decydowali o tym, co
dalej. Jeśli zapadnie decyzja o starcie w maju przyszłego roku i jeśli
ten start zakończy się sukcesem, na co są spore szanse, to podjęcie
walki w kolejnych elekcjach jest prawdopodobne, ale jest jeszcze za
wcześnie, żeby o tym wyrokować. Warto odnotować, że bardzo wielu
zwolenników Ruchu Narodowego, w kraju i poza jego granicami, mocno
domaga się naszego startu w wyborach. Na przykład jeden z punktów
rezolucji Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polskich w Ameryce Łacińskiej
przyjętej na zjeździe z okazji 20-lecia tej organizacji głosi: "USOPAŁ
uważa za celowe utworzenie reprezentacji politycznej narodowej
młodzieży polskiej, która powinna wziąć sprawy Ojczyzny w swoje ręce, by
zapewnić Jej pomyślny rozwój na miarę tysiącletnich wartości narodowych
i katolickich. Zebrani wyrażają sprzeciw zapowiedzią tłumienia
młodzieżowego ruchu narodowego, pod pretekstem wojny z faszyzmem."
Czujemy za sobą rosnące poparcie, ale podchodzimy do tego na spokojnie i
z rozwagą, krok po kroku, dlatego w tej chwili koncentrujemy się na
zjazdach wojewódzkich i referendum.
A czy w przypadku wyborów krajowych w grę wchodzi wewnętrzne referendum?
Nie było na ten temat dyskusji, ale z
pewnością nie będziemy przeprowadzać referendum przed każdymi wyborami.
Można sobie wyobrazić scenariusz następujący: pozytywną decyzję w
jesiennym referendum, niepowodzenie w wyborach do europarlamentu i
ponowne referendum przed jakimiś kolejnymi wyborami. Ale jeśli w tych
pierwszych wyborach będzie sukces, to udział w kolejnych narzuca się sam
z siebie. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie co do formy, bo np. w
samorządowych można by wystawić listy RN na poziomie sejmików
wojewódzkich, a na niższych szczeblach pozostawić działaczom w miarę
wolną rękę przy tworzeniu komitetów lokalnych. To jednak są zdecydowanie
zbyt wczesne dywagacje.
Spośród "niemainstreamowych"
organizacji politycznych, na pierwszy plan wysuwają dwa ugrupowania:
Ruch Narodowy i Kongres Nowej Prawicy. Czy przewiduje pan współpracę z
partią Janusza Korwina-Mikke?
Swoją opinię o Januszu Korwin-Mikke
wyrobiłem już dawno i artykułowałem publicznie wielokrotnie. Dla mnie
polityka to "roztropna służba na rzecz dobra wspólnego". Polityk to
organizator życia zbiorowego. Dlatego Korwina-Mikke jako polityka nie
traktuję. Jest on celebrytą, który od ćwierć wieku urządzą specyficzny
show polityczny, trwoniąc w kolejnych przegranych kompaniach wyborczych
zaangażowanie i potencjał wielu, najczęściej młodych i bardzo młodych,
ludzi. Nie mam jeszcze trzydziestki, a jestem w stanie wymienić co
najmniej kilka fal odejść od Korwina znanych mi osobiście ludzi
rozczarowanych tym, że zamiast poważnej roboty politycznej, potrafi
każdą sprawę zamienić w jednoosobowy cyrk.
Oczywiście istnieją głębokie różnice
ideowe między nami. W światopoglądzie Korwina nie ma tak naprawdę nawet
żadnego konserwatyzmu w sensie jakiejś głębszej idei - to klasyczny
liberał i darwinista społeczny, który przy okazji nie darzy sympatią
pederastów i lubi wygłaszać jakieś głupoty o kobietach,
niepełnosprawnych czy Hitlerze. Ale nawet gdyby te różnice ideowe można
by wziąć w nawias dla chwilowego, na przykład wyborczego, sojuszu
taktycznego, na przykład w ramach wspólnej, eurosceptycznej listy, to i
tak sprawę widzę w czarnych barwach. Branie na pokład komitetu
wyborczego Korwina lubiącego głosić swoje "holokaustyczne mądrości" i
tłumaczyć publicznie niepełnosprawnym dzieciom dlaczego "zarażają", to
jak zamykanie grupy anonimowych alkoholików pod pokładem statku
wypełnionego beczkami z rumem. Nikt nie jest w stanie przewidzieć, kiedy
wybuchnie impreza, która pośle okręt na dno.
Jest to o tyle szkoda, że pewnie w KNP
znalazłoby się wielu ludzi, z którymi dzielimy cały szereg wspólnych
poglądów czy postulatów, ale niestety, potencjalne korzyści są
niewspółmierne do zagrożenia. A konserwatywni wolnościowcy, którzy chcą
współdziałać w ramach RN mają szeroką ofertę - jest UPR, jest Sekcja
Młodych UPR, jest Ruch Wolności.
Tak jak pan to przed chwilą
uwydatnił, Ruch Narodowy składa się z wielu różnych ugrupowań, ale
faktem jest, że działają w nich głównie ludzie młodzi. Często wypowiadał
się pan dlaczego tak akurat jest. Proszę w takim razie powiedzieć, co
Ruch Narodowy ma do zaproponowania ludziom starszym, wychowanym jeszcze w
poprzednim systemie?
Chciałbym żeby w przyszłości Ruch
Narodowy oferował członkostwo poszczególnym osobom. W tej chwili jednak
działaczem Ruchu zostaje się poprzez działalność w organizacji, która
wchodzi w jego skład, nawet, jeśli jest mała i działa np. tylko w jednej
miejscowości. Ma to swoje powody. Nam w pierwszym rzędzie nie zależy na
nabiciu licznika "masy członkowskiej" tylko na aktywności struktur i
ludzi, którzy mają szereg pomysłów na to, co chcą robić lokalnie, na
swoim własnym podwórku. Stawiamy w pierwszej kolejności na tych, którzy
mówią: "jestem aktywny tu i tu i tę aktywność chciałbym
włączyć/oprzeć/współpracować w ramach Ruchu Narodowego", a dopiero w
drugiej na ludzi, którzy mówią "jestem - co mam robić?". Poza tym działa
już u nas całkiem spora liczba osób po trzydziestce, a nawet po
czterdziestce. Wkrótce ruszą maile sztabów wojewódzkich RN, gdzie będzie
się można zgłaszać z ofertą współpracy.
Najcięższym zarzutem wobec Ruchu
Narodowego wydaje się być to, że składa się on ze zbyt wielu różnych
światopoglądowo środowisk i w krytycznym momencie może dojść do rozłamu.
Jak się pan do tego ustosunkuje?
Nie wiem za bardzo co mam rozumieć przez
krytyczny moment? Polityka w warunkach demokracji, postmodernizmu i
medialnej, internetowej infoanarchii to swego rodzaju nieustanne
zarządzanie kryzysowe. W tym sensie wyrobienie polityczne w dzisiejszych
czasach polega m.in. na zdolności do takiego wyznaczania agendy, żeby,
dążąc do realizacji swoich twardych, zasadniczych celów, zachować
minimum elastyczności w działalności społeczno-politycznej. W warunkach
środowisk tak mocno zanurzonych w świat idei i doktryn politycznych,
jakimi są organizacje tworzące Ruch Narodowy, starcia i dyskusje na tym
polu są nieuniknione, a wręcz konieczne, zdrowe i naturalne. One zresztą
przebiegały i przebiegają wewnątrz poszczególnych środowisk i
organizacji jeszcze przed sformowaniem Ruchu Narodowego.
A tak naprawę najbardziej krytyczny
światopoglądowo moment mamy już za sobą - były nim prace i podpisanie
Deklaracji Ideowej Ruchu Narodowego. Jak to deklaracja ideowa - jest na
dużym poziomie ogólności, ale przecież nikt nie może jej zarzucić, że
nie wyznacza kierunku, w jakim zmierzamy. No i na końcu wreszcie -
formuła ruchu społecznego również i w tej sprawie pozwala nam na pewną
elastyczność. My w Ruchu koncentrujemy się przede wszystkim na tym, o
czym mówiłem przy okazji pierwszego pytania - staramy się badać
rzeczywistość, zamiast przerzucać doktrynami. I jak na razie, całkiem
nieźle nam to wychodzi.
To co najbardziej niektórzy
akcentują w Ruchu Narodowym to jego radykalizm. Osobiście wielokrotnie
pan powtarzał, że celem Ruchu Narodowego jest obalenie Republiki
Okrągłego Stołu. W jaki sposób ma to się stać? Jak pan to sobie
wyobraża?
Radykalizm bywa niekiedy formą naszego
działania i na tym zazwyczaj powierzchownie skupiają się media, ale tak
naprawdę najistotniejszy jest radykalizm treści tego, do czego dążymy. A
dążymy do radykalnej przebudowy naszego państwa i społeczeństwa, które w
tej chwili staczają się w niebyt po równi pochyłej. Dążymy do
sformowania i wypromowania określonej wizji polskości, na którą będą się
składały zarówno elementy naszej narodowej tradycji, tożsamości oraz
historii, duchowe zaplecze naszego tysiącletniego, chrześcijańskiego
dziedzictwa i mentalność człowieka, dumnego, walecznego,
zorganizowanego, zdyscyplinowanego, dojrzałego, odpowiedzialnego,
silnego. Jesteśmy podwójnie skoncentrowani na młodzieży właśnie z tego
powodu: po pierwsze dlatego, że sami jesteśmy w zdecydowanej większości
młodzi. A po drugie - bo to właśnie wychowanie następnego pokolenia
według narodowych pojęć i wartości będzie tym naszym zwycięstwem,
którego nikt nie podważy.
Środki? Niestrudzona, nieustanna
formacja coraz to nowych zastępów. Budowa trwałych instytucji
promujących nasze wartości, wreszcie - zdobycie wpływu na państwo, na
kształtowanie prawa, na całokształt życia społecznego. Republika
okrągłostołowa upadnie, zostanie rozsadzona jak spróchniałe drzewo,
spomiędzy korzeni którego zaczął wyrastać nowy, dynamiczny, świeży i
bardzo szybko rosnący pęd narodowej Polski. Jej obalenie nie będzie
aktem - ono jest procesem, który już się rozpoczął.
Czyli preferuje pan ewolucyjną, a nie rewolucyjną zmianę?
Żeby obalić stary porządek skutecznie i
nie zniszczyć przy tym państwa oraz narodu, trzeba zbudować
odpowiedzialną siłę, która będzie wykuwała odpowiednie kadry. W tym
sensie jest to projekt ewolucyjny. Ale głębokość zmian, jakie zamierzamy
docelowo przeprowadzić, każe mówić jednak o rewolucji. Rewolucji, która
już się zaczęła.
Wielkimi krokami zbliża się
kolejna rocznica Święta Niepodległości. Jakiś czas temu rząd ogłosił, że
szczyt klimatyczny ONZ odbędzie się właśnie 11 listopada w Warszawie.
Jaka była pana pierwsza reakcja na tę decyzję w kontekście Marszu
Niepodległości?
Szczerze powiedziawszy, to co
przeszliśmy w poprzednich latach przy okazji 11 listopada sprawia, że
już niewiele jest w stanie mnie zaskoczyć. Z tego punktu widzenia
informację o szczycie powitałem bez wielkich emocji, nawet z pewnym
zainteresowaniem. Oczywiście skala problemów organizacyjnych związanych z
Marszem jeszcze się w związku z tym zwiększyła, co, po zeszłorocznych
doświadczeniach, wydawało się już niemożliwe. Okazuje się jednak, że
rząd jest w stanie wymyślić naprawdę imponujące rzeczy, żeby spróbować
nam zaszkodzić. Dla nas pojawia się przy tym okazja by powiedzieć trochę
na temat pakietu klimatycznego i interesu narodowego w gospodarce, z
czego zamierzamy skorzystać.
Czyli mówi pan jasno: Marsz Niepodległości odbędzie się bez względu na wszystko?
Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Widzimy się jak co roku 11 listopada wczesnym popołudniem w centrum
Warszawy. Dokładne informacje przekażemy w kolejnych miesiącach. W
minionych latach powstało wiele inicjatyw lokalnych, honorujących Święto
Niepodległości. Dlatego, żeby nie stwarzać problemów tym, którzy
chcieliby uczestniczyć zarówno w imprezach odbywających się w ich
miejscowościach, jak i w Marszu Niepodległości, Stowarzyszenie
proponuje, żeby uroczystości lokalne organizować w niedzielę, 10-tego
wieczorem. A potem - wszyscy do autobusów i do stolicy!
A co z frekwencją? Nie uważa
pan, że w tamtym roku osiągnęła ona swój maksymalny pułap i raczej
utrzyma się na tym poziomie? Dodatkowo, tak jak wspominałem, w tym roku w
związku ze szczytem ONZ będzie więcej służb, a być może pojawią się
także lewackie bojówki z całego świata. Ludzi może to odstraszyć.
Sądzę, że frekwencja będzie w najgorszym
wypadku porównywalna do zeszłorocznej. Oczywiście ciężko mi powiedzieć
jaki jest "maksymalny pułap", ponieważ co roku przekraczamy 11 listopada
"pułapy" jeśli chodzi o liczbę uczestników, które postrzegaliśmy jako
"maksymalne". Nic nie wskazuje na to, że w tym roku miałoby być inaczej.
Natomiast co do odstraszania: ludzie powinni się bać po 2010 roku,
kiedy musieliśmy iść Powiślem i bawić się w ciuciubabkę z lewakami
okupującymi ulice. A w 2011 manifestantów było 3-4 razy więcej niż
poprzednio. Ludzie powinni się przestraszyć po 2011, kiedy niemiecka
antifa szalała po Warszawie, a na miejscu zbiórki na pl. Konstytucji
doszło do zadymy. A w 2012 manifestantów było 3-4 razy więcej niż rok
wcześniej. Ludzie powinni się bać po 2012, kiedy policja próbowała
odciąć czołówkę Marszu od reszty pochodu i urządzić pokazową pacyfikację
w kotle na rondzie Dmowskiego. Wiele osób oberwało gazem, pałkami,
gumowymi kulami. A mimo to głosów, że ktoś z uczestników MN 2012 nie
pojawi się w tym roku, jakoś nie zarejestrowałem. Jestem dobrej myśli.
Na koniec chciałbym zapytać jak
przewiduje pan przyszłość samego Ruchu? Sądzi pan, że istnieje
możliwość, aby Ruch Narodowy swoje główne postulaty zrealizował w
niedalekiej przyszłości, czy może wręcz przeciwnie - potrzebna będzie
długa, mozolna, ale i owocna praca u podstaw?
Poniekąd odpowiedziałem już na to
pytanie przy okazji rozmowy o ewolucji i rewolucji. Sądzę, że możemy
zrealizować swoje postulaty radykalnej, kompleksowej przebudowy polskiej
rzeczywistości w niedalekiej przyszłości. Przy czym nasze pojęcie
niedalekiej przyszłości nie odnosi się do kadencji, a do pokoleń. Żeby
dać szanse naszemu i kolejnym pokoleniom, walkę prowadzimy już dziś,
teraz. Na wszystkich polach, na wszystkich poziomach - od gminy po
województwo, od szkoły podstawowej po uniwersytety, od wspólnoty
rodzinnej po media i parlament. Nas nie stać na to, żeby na dłużej
zatrzymać się na jednej linii okopów. Bo za liniami wroga "ginie"
teraźniejszość i przyszłość milionów Polaków.
Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Dziękuję również.
Dla portalu Narodowcy.net rozmawiał Wojciech Niedzielko.