niedziela, 29 lipca 2012

# Totalniacy "bez swojej wiedzy i zgody" -Michalkiewicz.

Z ogromną przykrością stwierdzam, że sodomici, jacy dostali teraz od oficerów prowadzących rozkaz pisania do posłów, że ci, głosując za odrzuceniem projektu ustawy przygotowanego przez osobliwą trzódkę biłgorajskiego filozofa „odebrali im szczęście”, potwierdzili, że są albo kompletnymi durniami, albo totalniakami. Uprzejmie zakładam, że nie są kompletnymi durniami, bo przyjęcie, iż w naszym nieszczęśliwym kraju mamy tylu kompletnych durniów, byłoby nazbyt przygnębiające. Zatem - totalniacy - ale oczywiście „bez swojej wiedzy i zgody” - bo wymaganie od kogoś, czyim największym życiowym osiągnięciem jest zlokalizowanie otworu, który daje mu szczęście, żeby jeszcze orientował się w totalniactwie, byłoby już chyba małpim okrucieństwem. Niemniej jednak obiektywnie totalniactwo jest faktem - co potwierdza literatura. „Pastwiono się nad niejakim Konwickim - młodym literatem, posłusznym i oddanym członkiem partii i wszelkich jej młodzieżowych przybudówek. Napisał opowiadanie o miłości. Z wszystkimi akcesoriami, jak trzeba; szlachetny oficer UB, kochankowie pierdolą się niemal pod kontrolą podstawowej organizacji partyjnej, nigdy przeciw, zawsze za i ze Związkiem Radzieckim w łóżku, nieustannie mowa o proletariacie.” - pisze Leopold Tyrmand w „Dzienniku 1954”. Konwickiego poniekąd usprawiedliwia, że odcięty od stryczka, jako wileński AK-owiec, musiał pułkownikowej Brystygierowej włazić wszędzie - ale czy to aby na pewno jest ta chwalebna martyrologia? Czy to aby na pewno są te chwalebne blizny? Ale mniejsza o niego, bo chodzi o sodomitów. Okazuje się, że nie mogą zaznać szczęścia, jeśli pierdolą się zwyczajnie, a nie pod nadzorem podstawowej organizacji partyjnej, która po zakończeniu spółkowania wystawi im zaświadczenie o jego odbyciu, ze stosowną, koniecznie okrągłą pieczątką. Co za bydło!
Stanisław Michalkiewicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz